Gra część piętnasta - Kazjuno
Proza » Historie z dreszczykiem » Gra część piętnasta
A A A
Od autora: W poprzednim rozdziale opisywałem wizytę autora/narratora u pisarza Marka Nowakowskiego. Narrator opowieści chce zaskarbić sobie przychylność literata mającego na pieńku z władzami PRL. Pożycza Nowakowskiemu maszynopis napisanej antykomunistycznej powieści, licząc na pozytywną opinię autorytetu. Bohater przeczuwa, że jest śledzony przez peerelowskie służby. Zatrzymują go tajniacy, jest poddany śledztwu. Szczęśliwie mogącą go obciążyć powieść, zostawił u pisarza, który ma pomóc nawiązać kontakt z wydawnictwem Kultura Paryska.
Nazajutrz Nowakowski oznajmia, że nie może autoryzować przyniesionej powieści, zbyt wiele w niej błędów. Pociesza jednak, że po poprawieniu usterek, udzieli pomocy. Szczęśliwy narrator spotyka przyjaciela sprzed lat - obecnie profesora uniwersytetu. Po kilku wspólnych wódkach profesor proponuje wspólne oszustwo, mające ich obu wzbogacić.


Poniższy rozdział Was nie rozczaruje. Załączam swoistą minutową ilustrację, która jest namiastką jednej z opisanych scen. Zapewniam, że się spodoba!

https://www.youtube.com/watch?v=aY-E8RS9vo4.

Możecie też ujrzeć zdjęcia aktorki podobnej do dziewczyny, którą opisuję:

https://www.newsweek.pl/scarlett-johansson

Przeczytajcie i komentujcie.

Pozdrawiam Koleżanki i Kolegów po gęsim piórze oraz Czytelników, wasz Kazio

Rozdział 26 Szansa na zemstę

Kiedy wracałem nocnym pociągiem do Wałbrzycha, owładnęły mnie myśli związane z udziałem w Wielkiej grze. Plan wspólnego przestępstwa postanowiliśmy z Romkiem Waszkiewiczem trzymać w ścisłej tajemnicy. Sam zaproponowałem, aby główną wygraną podzielić po połowie. Dwadzieścia pięć tysięcy złotych wydało mi się i tak fortuną, żeby podjąć wyzwanie. Znacznie więcej ryzykował Romek. W razie przypadkowej wpadki przekreśliłby swoją karierę, a przecież na Uniwersytecie Warszawskim był jednym z najmłodszych profesorów zwyczajnych .

Poza szansą na zdobycie kupy pieniędzy obudził się we mnie duch zemsty. Chciałem się odegrać na Radiokomitecie. Miałem poczucie wyrządzonej mi krzywdy przez komunistyczną telewizję. Przecież przed kilkoma laty mój najwyżej oceniony film z SCF-u jeden z redaktorów potraktował jak zwykły chłam. Po pogardliwym potraktowaniu mnie przez tajniaka z pokancerowaną mordą zacząłem się domyślać, że za filmową porażką pewnie stały esbeckie służby. Tajniak powiedział do mnie: „posrany reżyserze”. Więc już dawno mieli mnie na oku. Ale za co? Przypomniałem sobie o rozmowie w kawowym barku z moim aktorem Adamem Łukomskim. Snułem przed nim relację na temat komunistycznej zbrodni w czasie buntu robotników w Grudniu 1970. Opowiadałem o kłamstwie peerelowskich mediów na temat ilości zastrzelonych robotników. W telewizji i radio mówiono o trzydziestu siedmiu ofiarach na całym wybrzeżu, a ja przekonywałem Adama, że ofiar mogły być setki, a nawet tysiące. W takim razie on musiał złożyć na mnie donos. Potem już niszczyła mnie wszechwładna esbecja. (Dopiero po transformacji ustrojowej sam Łukomski mi się pochwalił, że był etatowym agentem specjalnym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych). Gdybym wygrał Wielką Grę, mającą uczcić sowiecką rewolucję, zrobiłbym w głowach niszczących mnie esbeków niezły mętlik. Mieliby we łbach sieczkę. Chyba opadły by im szczęki: „Jak to? – pomyślałaby pokancerowana morda i jego partner, który uszkodził piąchę na moim łokciu – My go gnoimy za wrogość do komunizmu, a on okazuje się znawcą Rewolucji Październikowej? Właściwie ją zachwala”? Nie tylko oni przecieraliby oczy ze zdumienia. „Co pomyślałby Marek Nowakowski? Przecież prosiłem go, by potwierdził, że jestem wrogiem ustroju”. W telewizji mogłoby zobaczyć mnie czupiradło – attache kulturalna ambasady francuskiej? "Pewnie babsztyl podskoczyłby w swoich buciorach z radości, na myśl o własnej nieomylności. Od razu podejrzewała mnie, że jestem provocateur communiste".

Nie tylko chęć nachapania się kasy i odegrania na PRL-u, motywowała mnie do wzięcia udziału w znanym telewizyjnym turnieju. Przypomniałem sobie o popełnionej przez żoneczkę zdradzie. Przecież na niej też chciałem się odegrać. Wiedzą o jej niewierności nasączył mnie przed kilkoma miesiącami alkoholik fotograf – znajomy z pierwszych lat w ogólniaku. Podszedł na ulicy, twierdząc, że ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia. W istocie miał dwa cele: nachlać się na "krzywego ryja" i odegrać na koledze – konkurencie, jak on zajmującym się fotografowaniem. Jego niedawny kumpel zaczął go traktować jak ludzką szmatę. Jestem też pewien, że przy okazji chciał sprawić i mi przykrość.

– Opowiem ci wszystkie szczegóły, ale postaw mi setę, bo zaraz się rozlecę – powiedział wstrząsany drgawkami, wskazującymi na wstępny etap delirium tremens.

Chciałem go odpędzić, ale wiadomość była dla mnie porażająca. Chyba zacząłem drżeć, jakbym też miał za sobą tygodniówkę picia na umór. Wstąpiliśmy do podłej speluny, mieszczącej się w piwnicach Hotelu Grunwald1 w centrum Wałbrzycha. Potocznie knajpę nazywano Grób – chyba przez upijających się tam „w trupa” konsumentów. Klientelę Grobu stanowili często przestępcy i prostytutki. Zwolenniczki najstarszego zawodu świata uprawiały tam nie rzadko pośpieszny seks w ubikacji. Czyściły portfele górników, przybywających tłumnie w dniach wypłat.

Zamówiłem cztery pięćdziesiątki, wypiliśmy po pierwszym kieliszku. Zdegenerowany fotograf – specjalista od zdjęć umarlaków w prosektorium oraz pogrzebów – rozpoczął przykrą dla mnie opowieść.

– Twoją żonę przepierdolił Masino.

– Co to za jeden? – Nie kojarzyłem jeszcze faceta.

– Piliśmy w Kielczance – wymienił równie podłą spelunę jak Grób, niedaleko od domu teściowej. – Chlaliśmy w czwórkę, była twoja żona, jej siostra i ON – wymienił ksywę faceta, który przyprawił mi rogi.

Dowiedziałem się, że Masino – znany ponoć podrywacz i specjalista od fotografowania roznegliżowanych panienek – zaciągnął żoneczkę do swojej garsoniery, rzekomo, by posłuchać muzyki z płyt. Tam spędziła z nim trzy dni. Wiadomość była wstrząsająca. Pojąłem, że to się stało, kiedy byłem z synem i tenisową młodzieżą na obozie kondycyjnym.

Nie całą godzinę później, doprawieni kolejnymi wódkami, wraz z fotografem alkoholikiem dzwoniliśmy do drzwi garsoniery Masino. Nie obchodziło mnie, że kiedyś gach żony trenował zapasy, co w formie przestrogi i chyba ze strachu o całość własnych gnatów, powiedział alkoholik. Wierzyłem w swój błyskawiczny prawy sierpowy, którym wywróciłem niejednego rozrabiakę. Masino przewidział mój zamiar, zdążył się nieznacznie uchylić i trafiłem go w tył karku. Zatoczył się po ciosie i pękła mu jedynie skóra z tyłu szyi. Poderwał leżący koło kaflowego pieca pogrzebacz i kiedy wykonał zamach, złapałem jego rękę.

– On chciał cię zabić. To byłoby w obronie własnej – tłumaczył po walce roztrzęsiony fotograf.

Wątpliwą satysfakcję było, że w czasie przeistoczonej częściowo w zapasy bójki, udało mi się jeszcze rozbić mu wargę lewym sierpowym.

Żoneczka, roniąc krokodyle łzy, próbowała mi wmówić, że została zgwałcona.

– No tak, baba pijana, dupa sprzedana – odpowiedziałem, nie wierząc jej ani za grosz.

Chciałem złożyć pozew o rozwód. Wyobraziłem sobie jednak, jak przeżyłby to nasz syn. Rozstanie z żoneczką mogłoby oznaczać traumę, może i koniec jego tenisowej kariery. Dawno temu także u moich rodziców, pamiętam uczuciowy kryzys. Chyba nie rozwiedli się, bo przeważyła myśl o przyszłość moją i brata. Chodziłem struty. Rozmyślałem, jak się na żoneczce zemścić. Do głowy nie przychodziło nic sensownego. Zacząłem jako singiel chodzić po kawiarniach i dancingach.

Gotową okazję na rewanż podsunął mi sam Masino. Którejś soboty udałem się na dancing do orbisowskiej restauracji w hotelu Sudety. Przy jednym ze stolików siedziały trzy dziewczyny, były prześliczne. Jedynym mężczyzną w ich gronie był facet, z którym zdradziła mnie żoneczka. Kiedy Masino mnie zobaczył, zaczął kiwać przyjaźnie dłonią.

– Allle towary... – musiałem syknąć pod nosem. „To pewnie te, co na golasa robią u niego zdjęcia”!

– Zapraszamy! – krzyknął Masino przez połowę zatłoczonej sali. – Przystawimy krzesło, siadaj z nami.

Podałem mu dłoń. Właściwie już nie miałem do niego żalu. Przedstawił mnie jako filmowca, który przedtem był bokserem.

Dodatkowe krzesło przysunąłem do pięknej blondynki o twarzy przypominającej współczesną gwiazdę Hollywood Scarlett Johansson. Ukradkiem oceniłem jej gołe ramiona i profil biustu. Tak, jestem pewien, była łudząco podobna do aktorki zarabiającej teraz dziesiątki, jeśli nie setki milionów dolarów.

– Pan robi filmy? – zapytała niskim głosem, zawierającym zniewalający powab kobiecości i szczerość typową dla dziewczęcej otwartości.

– Teraz piszę filmowe scenariusze – odpowiedziałem, chcąc zaspokoić jej ciekawość.

Ze strony podwyższenia nad parkietem rozległ się rytmiczny stukot perkusyjnego bębna. Włączyło się ochrypłe i przeciągłe zadęcie saksofonu. Reflektor, tak zwany „szczeniak”, jasnym okręgiem oświetlił otyłą wokalistkę. Piosenkarka, mimo nieefektownej prezencji, niskim altem wydobyła z siebie piękne frazy sentymentalnej melodii Besame Mucho. Przez plecy przeszły mi dreszcze. Byłem zaskoczony, że tu w prowincjonalnym Wałbrzychu, mogłem słyszeć tak świetną aranżację starego szlagieru. Na dłoni poczułem ciepłotę delikatnych palców siedzącej przy mnie piękności.

– Zatańczysz? – Usłyszałem.

Na parkiecie popisywała się tańcem. Jej dynamiczne i pełne wdzięku ruchy mógłbym porównać do tańca aktorki oglądanej na filmie Polańskiego Frantic. Moja partnerka, swoim kunsztem nie ustępowała Emmanuelle Seigner, która wirując na parkiecie arabskiej restauracji, stosując bogatą gamę rytmicznych wygięć i przybliżeń czarowała Harrisona Forda. Czułem subtelne dotyki jej ciała, czasem, przyciągając do siebie, wcierała się we mnie biustem. Byłem odurzony zapachem, niespotykanych, pewnie bardzo drogich, zachodnich kosmetyków. Pierwszy raz w życiu natarł na mnie w tańcu tak potężny ładunek erotyzmu. Na parkiecie odsunęły się inne pary, powstał krąg dla jej zmysłowej prezentacji.

Kiedy wracałem z nią, z dancingu, mocno świecił księżyc i szumiały liście od porywistych powiewów wiatru .

– Czy jestem ładna jak Kasia? – zapytała.

Odprowadzałem ją, pustą polną drogą, stanowiącą skrót ze Starego Zdroju na Nowe Miasto.

– To ta o kasztanowych włosach siedząca obok Masino?

– Tak, to moja siostra – Zatrzymała się i wyjmując rękę spod mojego ramienia, spojrzała mi w oczy.

– Jesteś znacznie ładniejsza.

– To pocałuj mnie.

Długi pocałunek rozbudził ponownie we mnie namiętność. Błogie erotyczne podniecenie nie opuszczało mnie jeszcze w czasie jazdy nocnym autobusem do domu rodziców, do Szczawna. Następnego dnia spotkałem się z nią w kawiarni nad restauracją, w której odbywał się wczorajszy dancing – już wiedziałem, że ma na imię Mariola. Dowiedziałem się, że wieczorem wyjeżdża do Gdańska i jest modelką. Powiedziała, że wróciła niedawno z miesięcznego pobytu w Paryżu, gdzie mieszka jej facet studiujący tam medycynę.

– Nie kocham go – powiedziała, patrząc na mnie badawczo.

– Dajesz mi szansę?

– Sama nie wiem. – Spuściła oczy na moje ręce. – Masz ładne dłonie.

– Ładne? – Nie dodałem, że połamałem nimi cztery szczęki.

Na serwetce napisała swoje nazwisko i adres. Prosiła, żebym do niej napisał. Obiecałem, że na pewno ją odwiedzę.

Po rozstaniu z Mariolą dużo o niej myślałem, napisałem długi list. Zrewanżowała się adresowaną na dom rodziców pocztówką z pozdrowieniami i dopiskiem: „Kiedy przyjedziesz”? Zaniepokoiła mnie perspektywa romansu z przepiękną modelką. Może „wpadłbym z deszczu pod rynnę”? Takie ślicznotki są nietrwałe w uczuciach, a mógłbym się zakochać. Jednak przypominając sobie o zafundowanym mi przez żoneczkę porożu, pomyślałem, że nadarza się okazja do zemsty.

Wysiadając z pociągu na Dworcu Miasto, już postanowiłem: „Część wygranej wydam na podróż do Gdańska! Wynajmę pokój w sopockim Grand Hotelu, Ba! Szarpnę się na apartament! Tam zaliczę super modelkę…”

* * *

O czekającym mnie konkursie, którego przedmiotem miała być rewolucja październikowa, powiedziałem ojcu w sypialni rodziców. Liczyłem na jego pomoc. Siedział oparty o poduszkę, na swojej części małżeńskiego łoża i odłożył czytany „Poczet królów polskich”. Zmrużył z niedowierzaniem jedno oko, a mimika jego twarzy przybrała wyraz podejrzliwości i niesmaku. Trawił coś w głowie kilka długich sekund. Pewnie w ścisłym politechnicznym umyśle rozważał umieszczenie mnie w jednej z prowadzonych na własny użytek statystyk. Miał swoje sposoby szacowania mężczyzn, mniej lub lepiej nadających się na żony kobiet, wartościowych lub nic niewartych polityków i różne inne metody wartościowania ludzi. Drażniły mnie jego sposoby matematycznych wyliczeń. Wywołało to we mnie kiedyś niesmak. Raz podsumował moją żoneczkę: „Cóż, do łóżka jest pierwszorzędna, niestety NIE na żonę”. Przypuszczałem, że właśnie teraz spadłem kilka szczebli w dół jego klasyfikacji. Chyba coś dodał, przemnożył, może dokonał pierwiastkowania i pomyślał:

„Co ten idiota znowu wymyślił”?.

– To co? Odmieniło ci się? – zapytał tonem wyrażającym obrzydzenie. – Teraz chcesz zachwalać bolszewicką rewolucję? – Machnął ręką z rezygnacją, jak wrak człowieka, który ma wszystkiego dość.

– Chciałem u ojca zasięgnąć porady. Przecież w bibliotece jest dużo książek historycznych. Niemało dotyczących historii ZSRR. Powinienem, coś o tym poczytać.

– Przestań Kaziu... proszę, przestań. Twój zamiar kolejnego wyjazdu do Warszawy to strata pieniędzy i czasu. Nie pamiętam, abyś kiedykolwiek wnikał w tę dziedzinę historii.

Tym razem zerknął na mnie jak na nikczemnika.

– I co? Zamierzasz gloryfikować bolszewizm, który obok hitleryzmu stał się największym nieszczęściem ludzkości?

Machnął ręką, jakby opędzał się od natrętnego owada.

– Nie zamierzam przykładać ręki do twojej kolejnej idei fixe.

Najpierw pojechałem na eliminacje, które miały się odbyć na ulicy Woronicza. Do Warszawy przyjechałem dwa dni wcześniej, bo musiałem się nauczyć odpowiedzi na pytania. Rozbawił mnie widok Romka. Na spotkanie przyszedł w zaciągniętym na oczy kapeluszu typu borsalino i ciemnych okularach. Był przygarbiony, na nosie opierały mu się przeciwsłoneczne okulary, a wysoko postawiony kołnierz prochowca zasłaniał pół twarzy. Wyglądał jak groteskowo narysowany w sowieckim satyrycznym piśmie Krokodyl agent CIA, Nie zatrzymał się na mój widok. Kiwnął palcem, żebym za nim podążał. Zatrzymał się koło bramy kamienicy na ulicy Kopernika. Wsunął się do środka. Miał wystraszoną minę.

– Nie śmiej się z mojego kamuflażu, jakby nas ktoś razem zapamiętał, jesteśmy spaleni – powiedział, widząc moją rozweseloną twarz. – Niedaleko jest uniwersytet, kręcą się moi studenci. – Musisz to wkuć na blachę. Tu jest pięćdziesiąt testowych pytań. Masz zakreślone krzyżykami prawidłowe odpowiedzi. Dwie specjalnie zaznaczyłem błędnie – podkreślił, wręczając mi kopię maszynopisu…

 

1Obecnie hotel Grunwald zamieniono na siedzibę ZUS-u. W latach czterdziestych minionego wieku ten wówczas największy budynek Wałbrzycha zajmował Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a w „Grobie” katowano przeciwników sowieckiej okupacji.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 02.12.2019 13:23 · Czytań: 555 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 16
Komentarze
marzenna dnia 02.12.2019 14:41 Ocena: Świetne!
Kaziu to jest historia, prawdziwa i zakończenie powoduje bezdech, takie silne uderzenie w głowę.
Bo jak można zapomnieć o tragedii? Ale tak jest wszędzie, na grobach i pomnikach martyrologii
pojawia się nowe, współczesne i nikt już nie przyniesie kwiatów, nie zapali zniczy...
Pamięć potomnym, którzy oddali swoje życie.....

dziękuję jesteś wielki Kazimierz Wielki:)
Kazjuno dnia 02.12.2019 15:39
Marzenno!
Ale mi zakadziłaś? Aż zakrztusiłem się dymem. Jeszcze trochę, a zacznę chodzić dumny jak paw, jakbym połknął kij od szczotki.
A tak poważnie, to bardzo Ci dziękuję za przeczytanie i przemiły komentarz.
Choć muszę Ci się przyznać do umysłowej ociężałości.

marzenna napisała:
Bo jak można zapomnieć o tragedii? Ale tak jest wszędzie, na grobach i pomnikach martyrologiipojawia się nowe, współczesne i nikt już nie przyniesie kwiatów, nie zapali zniczy...Pamięć potomnym, którzy oddali swoje życie.....


Domyślam się, że powyższe piękne słowa to poetycka alegoria. Jakoś trudno mi ją odnieść do tego tekstu. Tu nikt nie umiera i za nikogo nie oddaje życia. No ale wybacz, mało się znam na współczesnej ars poetica. Dlatego boję się komentować poezję. Boję się ośmieszyć...

Serdecznie pozdrawiam, Kaz
marzenna dnia 02.12.2019 16:26 Ocena: Świetne!
:) no tak, o twoim utworze niewiele napisałam, nawet zapomniałam o pięknej scenie z filmu i fabule tekstu :) skupiłam się na ubekach i
Cytat:
ka­to­wa­no prze­ciw­ni­ków so­wiec­kiej oku­pa­cji

widocznie cosik słabo poruszyła mnie historia, wybacz, ale jakieś tam zdrady i przepychanki mało mnie interesują, ale nie odbieraj źle mojego kom. piszę prawdę, taka jestem :)
buziak
Nie skasuję komentarza, ale napisałam nieprawdę, może przez chwilę tak myślałam.
Piszesz o ważnych sprawach, o których nie chciałam pamiętać. A sama kiedyś powtarzałam słowa i słuchałam ważnych słów. Każdy rajd Arsenał, taką miał nazwę, odbywał się w Warszawie. Żyłam z grupą ludzi, która nie bała się mówić o prawdziwej historii. Pamiętam rozmowę z żołnierzem, opowiadał nam w tajemnicy czym był Katyń.
Dobrze, że piszesz rozrachunek z przeszłością, teraz jest łatwiej i można przekazać tę historię następnym. Najważniejsze aby była prawdziwa. Wesoła też, to zachęca, ja tak sądzę:) szacunek i serdeczny buziak w czółko
Kazjuno dnia 03.12.2019 16:32
Dzięki Marzenno za dopisek. Gdyby nie owo poszerzenia, pomyślałbym, że Twoja recenzja odnosi się nie do tekstu, a przypisu dolnego.
Też dzięki za "świetną" cenzurkę.

Pozdrawiam serdecznie.
Marek Adam Grabowski dnia 03.12.2019 20:06
Jak zwykle komentuję z opóźnieniem. Generalnie bardzo sobie cenie tę serię, ale ta część jakoś mi nie podpadła. Nie jestem w stanie pokazać kontentych błędów, po prostu czytało mi się gorzej. Może kwestia nastroju?

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 03.12.2019 21:10
Dzięki Marku Adamie Grabowski za przeczytanie. Cóż, jest mi przykro, że tym razem zawiodłem Twoje oczekiwania.

Pozdrawiam, Kaz
Marek Adam Grabowski dnia 03.12.2019 21:18
Będzie lepiej.

Pozdrawiam!
al-szamanka dnia 07.12.2019 14:50 Ocena: Świetne!
Tym razem kawałek nieco lżejszy, no bo czyż romansowanie nie jest leciutkie w porównaniu z przesłuchaniem u esbeków? :D
A tak a propos zalotów, nie miałam pojęcia, że z Ciebie taki amant!

Co do Wielkiej gry
Lubiłam ten program, wydawał mi się taki intelektualny. Chyba nie przepuściłam ani jednego odcinka. Bardzo podziwiałam zawodników, szczególnie tych, którzy wykazywali się nadzwyczajną wiedzą z zakresu muzyki, astronomii, malarstwa czy też historii starożytnej, a więc tego, co w owych czasach interesowało mnie najbardziej.
Nigdy nie pomyślałam, że mogłyby to być ustawki.
Niestety, zaburzyłeś ten obraz okrutnie.
I wierzę Tobie, że tak nie tylko bywało, ale po prostu było.
Nawet to musiala komuna kontrolować, nawet to musiala trzymać w swoich łapskach.
Oczywiście nie podoba mi się, że w tym oszustwie uczestniczyłeś, ale nie przypominam sobie, abym Ciebie w jakimśkolwiek odcinku Wielkiej gry widziała, więc dopóki rzecz się nie potwierdzi postanowiłam jeszcze trochę się połudzić ;)

A poniższy opis wywołał u mnie wybuch szczerego śmiechu:
Cytat:
Na spo­tka­nie przy­szedł w za­cią­gnię­tym na oczy ka­pe­lu­szu typu bor­sa­li­no i ciem­nych oku­la­rach. Był przy­gar­bio­ny, na nosie opie­ra­ły mu się prze­ciw­sło­necz­ne oku­la­ry, a wy­so­ko po­sta­wio­ny koł­nierz pro­chow­ca za­sła­niał pół twa­rzy. Wy­glą­dał jak gro­te­sko­wo na­ry­so­wa­ny w so­wiec­kim sa­ty­rycz­nym pi­śmie Kro­ko­dyl agent CIA, Nie za­trzy­mał się na mój widok. Kiw­nął pal­cem, żebym za nim po­dą­żał.


Heehehehe, mi bardziej skojarzył się ze słynnym Szpiegiem z Krainy Deszczowców :D
A teraz poczekajmy na wyniki Wielkiej gry.

pozdrawiam ciepło :)
mike17 dnia 07.12.2019 16:24 Ocena: Świetne!
Kaziu, przeczytałem uważnie Twoje dzieło i mam parę uwag, oto one:

Nie pominąłem żadnego odcinka Wielkiej Gry i jakoś Ciebie tam nie widziałem.
Co więcej, w domu państwa Kydryńskich miałem okazję poznać osobiście panią Ryster.
Syn państwa Kydryńskich był i jest nadal moim przyjacielem, ale Ciebie w Grze nigdy nie widziałem.

Poza tym zastanawia mnie mnogość znajomości jakie miałeś.
Czy to jest fizycznie możliwe?
I bycie "właśnie tam, gdzie należy być w danym momencie".
Niepokoi mnie to...

To tyle, jeśli chodzi o fakty.

Jeśli zaś chodzi o tekst, jest napisany bezbłędnie, widać, że piszesz nie od wczoraj.
Dobrze się czyta takie teksty.

Tematyka PRL-u średnio mnie interesuje, może dlatego, że żyło mi się wtedy jak w niebie i nigdy tego nieba nie zapomnę.
Chociażby dlatego, że miałem okazję chlać jako małolat z Himilsbachem.
To były czasy - kto nie wpierdalał się w komunę, ten miał klawo.

Moi rodzice nie raz wspominali komunę dobrze, bo ludzie byli inni.
Bardziej serdecznie, spotykali się częściej, na urodzinach, imieninach, teraz to zanikło.

Mój Tata rzucił książeczkę partyjną w 1956 roku po wydarzeniach na Węgrzech, ale twierdził, że tak rodzinnej atmosfery jaka był między ludźmi za komuny, nie było już nigdy potem.

To tyle ode mnie Kaziu :)
Kazjuno dnia 07.12.2019 18:19
Nareszcie!!! Al-Szamanka, moja najbardziej lubiana. Ba! Uwielbiana komentatorka.

Ech... te romanse, aż łza zakręciła się w oku. :)

Tak, dawno temu było się, by nie powiedzieć Casanową z pod budki z piwem, to prowincjonalną namiastką Don Juana. Cóż, Latem Sopot, Międzyzdroje, później Zakopane, Karpacz, a tam przybytki młodzieżowej rozrywki, także późniejsze, przeznaczone dla młodzieży starszej i dorosłych, a ja z bratem w trendy ciuchach... Więc się dziwisz? Dwaj specjaliści od wyłudzania od relatywnie nieźle zarabiających Rodziców kapuchę na rozrywki. Nieźle tańczyłem. (Wiadomo, bokserzy muszą tańczyć na ringu, mieć wyczucie rytmu. Słynny Holyfield, czy Borotra dorabiali poza ringiem jako zawodowi tancerze w knajpach).
Pamiętam jeden z tricków, którym podbierałem pieniądze Mamusi (miała do mnie słabość). Sposób nawet okazał się pomocny w nauce francuskiego. Otóż wymusiłem na Mamie, że za każde słowo powiedziane do mnie, nie w języku żabo i ślimako-jadów płaciła mi złotówkę. Więc celowo denerwowałem Matkę, żeby wygłaszała do mnie potępieńcze tyrady. Potem wystawiałem rachunek. No i do tego na dyskotekach podnosił respekt boks. Byłem trochę postrzelony, a to podobało się dziewczynom. Taki "niewinny czarodziej" - chyba rozumiesz. Trochę crazy ale urokliwy.

Ale to było i bezpowrotnie minęło. Teraz jako starszy pan, pocieszam się innymi satysfakcjami. Na przykład akceptacją wśród żulików. Jeden mi kiedyś wyznał: "My pana szanujemy, chłopaki mówią, że im pan pomaga", Rzeczywiście, paru szkoliłem w boksie, innych uczyłem darmowo w tenisa, też angielskiego. Lokalni królowie ulicy zapraszają mnie na swoje śluby, nie zapominają o laurce z Anglii na święta i imieniny. Zwierzają się, telefonują.

Znowu się przechwalam, a niech mnie gęś kopnie!

Tekst o stricte Wielkiej Grze już w poczekalni, znowu, jak określiłaś, będzie lekki. Natomiast teraz piszę kolejny. Znajdziesz trochę o moim przeciwniku z "pojedynku w słuchawkach". Facet miał ogromną wiedzę.
Chyba mogły się zdarzać ustawki jaką popełniłem razem z profesorem. Nie sądzę jednak, że zbyt często. Chyba oglądałaś też nie zafałszowane popisy erudytów. Z Romkiem (miał inaczej na imię) spotkałem się przypadkiem, wiele lat się nie widzieli, okazja stworzyła złodziei. Przecież telewidzowie mogli skojarzyć jakieś koligacje, albo przyjacielski powiązania między ekspertem, a graczem. Przewałka byłaby dla ekspertów ryzykowna. Więc nie wszyscy Twoi idole musieli być przewalaczami. Skłaniałbym się do twierdzenia, że nie było ich wielu. Raczej na pewno czysta była pani redaktor Ryster.

Rozumiem, że Tobie - panience z dobrego domu - się nie podoba, że brałem udział w oszustwie.
Mi natomiast, podobało się bardzo, była to jedna z fajniejszych moich przygód. A osąd moralny?
Mam gdzieś. Kończę już tą opowieść, jest nie raz ciężko, trudno ciągle iść pod pachę z łaskawością weny. Brakuje mi na pewno często talentu. Mam jednak o czym pisać. Znalazłem pretekst, by wyrazić swoje poglądy.
Chyba piszę przedostatni rozdział, potem epilog. Chyba, że znowu tak spuchnie, że przyjdzie przepiłować na pół.

Jeszcze raz Aldonko, duże dzięki. Za przeczytanie i piękny komentarz.

Serdecznie i ciepło pozdrawiam, Kaz


MIKE 17 SZACOWNY KUMPLU !!!!

Otóż wystąpiłem w Wielkiej Grze około 20, a może 19 października 1984 roku! Tego dnia odbywało się nagranie, a odcinek był emitowany 4-go listopada w niedzielę, trzy dni przed rocznicą bolszewickiej rewolucji. Rozdział o tym jest już w poczekalni Poczytasz, może Cię przekona. Ale jeśli nie to zwróć się do naszej przemiłej koleżanki Aldonki. Ona ma zaiste wybitne detektywistyczne uzdolnienia. Znalazła w internecie wiele szczegółów, których sam nie potrafiłem znaleźć. Na przykład znalazła relacje o Monice, mojej aktoreczce, jej wiedeńskich początkach kariery modelki. Grywała w filmikach - rozbierankach dla panów. Aldonka jako hakerka, byłaby znakomitą agentką kontrwywiadu. Może coś znajdzie?
Ja szukałem tej Wielkiej Gry i nie znalazłem.
Kwestionujesz moje znajomości, cóż nie opowiadam o tygodniu, a o okresie kilkunastu lat. Może to był łut szczęścia? Ale przecież byłem filmowcem, Nie tylko w studenckim klubie. Pracowałem w zawodowej kinematografii.
Znałem nie tylko pisarza Nowakowskiego. Piłem wódkę całą noc w mieszkaniu prezesa ogólnoświatowego Penclubu Juliusza Żuławskiego, jego córka była moją przelotną sympatią.
Masz rację, mi też się w komunie źle nie żyło. Prawdą jest, że kontakty towarzyskie były bardziej zażyłe. Dopiero moja katastrofa jaką się stała niefortunna przygoda z filmem, kazała mi znienawidzić system. Życie wypchnęło mnie na margines, zacząłem być wrogiem komuny. Zresztą nie kochali tego systemu Rodzice. Choć dawali sobie radę.
Dziękuję serdecznie za przeczytanie, za pochwałę mojego warsztatu i wspaniałą ocenę.

Nie bądź nieufny. Uwierz, Twój koleś z którym piłeś browce, nie jest picerem,

Pozdrawiam serdecznie, Kaz
Usunięty dnia 15.12.2019 22:38
Bardzo dobre. Idealny dystans do samego siebie w opowiadaniu o przyprawiającej rogi żonie, a potem o zdradzie jej - całość brzmi jak zemsta i obłuda nawzajem. Bo czy człowiek powinien dopuszczać się tego, co boli jego samego? Przecież to nakręcanie własną osobą tego, czego nienawidzimy.
Jak zwykle napisane dobrze, może bardzo dobrze. Zwyczajnie, jak lubię, bez udziwnień, silenia się na poetyckie zdania itp.

Pozdrawiam.
Kazjuno dnia 16.12.2019 00:17
Bardzo Antosiu Dziękuję.
Taki komentarz spod Twojego pióra to dla mnie zaszczyt. Bardzo się cieszę, że udało mi się sprezentować Ci szczyptę rozrywki.

Serdecznie pozdrawiam, Kaz
Madawydar dnia 15.01.2020 20:14 Ocena: Świetne!
Ja tam nie wnikam, czy to literatura faktu, czy czysta fikcja literacka. To nie jest takie istotne. Najważniejsze, że czyta się dobrze. Tok akcji podobny jest do rzeki - czasem toczy się leniwie i spokojne, a czasem porywa bystrym nurtem tak, że wyobraźnia moja nie nadąża. Każdy odcinek budzi czytelniczą ciekawość dalszego ciągu, a to już samo w sobie jest wartością godną dobrej prozy. Czasy były trudne, nawet tragiczne, ale my byliśmy wtedy tacy młodzi...Bez względu na okoliczności czasu i miejsca, młodość ma swoje prawa i zwyczaje, w których dominuje fantazja ( nawet ta ułańska), radość życia, wspomagana jakże często alkoholem, ekstremalną przygodą, przelotnym romansem. I tego tu nie brakuje i za to autorowi dziękuję.

Pozdrawiam

Mad
Kazjuno dnia 16.01.2020 00:08
Napisałeś Madawydarze - Kapitanie Żeglugi Wielkiej - przepiękną recenzję.
Marzyłaby mi się taka na tylnej okładce książki, która jest na biurku redaktora i zarazem właściciela wydawnictwa XXXXXXXXXX. Właśnie u niego pojawiła się moja poprzednia powieść "Kłamać, aby żyć". Twierdzi, że jest zainteresowany publikacją Gry. Lecz trochę się boję, że zaszkodzę sobie ostatnimi rozdziałami. Za dużo w nich wycieczek politykierskich, nawiązujących do współczesności. Nie mam pojęcia, czy będzie miał odwagę na jej wydruk. Może posunę się do zredukowania moich wymądrzeń? Znam jego zapatrywania. Nie są tak radykalne jak moje, więc nie ukrywam, że mam trochę stracha, że się wycofa.

Wracając do Twojej recenzji. Jeszcze - jeśli oczywiście nie zaniechasz dalszego jej czytania - przed Tobą parę rozdziałów i epilog. Przyznam się, że bardzo interesuje mnie co pomyślisz o ostatnich rozdziałach Gry. Nawet czuję tremę. Zaszalałem w nich, definiując coś na kształt manifestu politycznego. Czy będzie dla Ciebie do przełknięcia? Uważam Cię za trzeźwego i zdrowo rozsądkowego faceta.

Nie poganiam do czytania końcówki. Czytaj swoim tempem. Gdybyś taką jak powyżej napisał opinię na końcu??? Ufffff... Czułbym pełną satysfakcję.

Dzięki Kapitanie! Pozdrawiam serdecznie. Ahoj!
Miladora dnia 14.05.2020 12:30
Coraz bardziej zaczyna mi się zarysowywać konstrukcja powieści, Kaz. :)
A dzisiejszy rozdział przebiegł bez jakichś większych wpadek. Owszem trochę błędów typu "nie wiele" (niewiele), trochę powtórzeń i niezgrabności stylistycznych, ale to wszystko do wyprostowania.
Czyli idę czytać dalej. :)
Miłego dnia.
Kazjuno dnia 15.05.2020 07:02
Witaj, Milu. Wczoraj popołudniu założyli mi gips i kiepsko się pisze, doszedł ból, którego wcześniej tak nie odczuwałem. Na dodatek przez gips nie potrafię si'ę posługiwać myszką.
Pochlebia mi, że przeczytałaś już całość, co dowodzi, że tekst Cię wciągnął.
Dopiero dzisiaj usiadłem do odpisywania i wybacz, że na razie będą to odpowiedzi nieco lakoniczne.

Jak co dzień, wielkie dzięki z życzeniami udanego dnia, Kaz :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:66
Najnowszy:wrodinam