Opowiem ci, jak było potem.
Jeszcze na schodach poczułam obezwładniającą słabość. Drżenie mięśni, urywany oddech, każdy krok na miarę Himalajów. Pod drzwiami wieczność, mierzona uderzeniami serca. Myślałam, że nie wejdę. A przecież musiałam.
Zaraz za progiem osaczyły mnie ściany, oślepiły bielą. Wypełzły cienie, lustro zalśniło złowrogo, a twój ulubiony obraz zaatakował czerwienią. Z trudem dotarłam do krzesła. Oparta o blat stołu, czekałam aż runie mi na głowę sufit z całą masą wspomnień. Powoli wyciszałam oddech. Czekałam aż ciało, które stało się bolesnym krzykiem, połączy się ze skołatanym mózgiem i zagrają zgodnie wszystkie zmysły, jak dobrze naoliwiona maszyneria.
Najpierw włączył się węch. Specyficzna woń niewietrzonego pomieszczenia. Wyłapuję zapach surowego drewna, papieru i suszonych kwiatów. Duchota obezwładnia, pełznę do okna. Zatrzymuje mnie smużka twoich ulubionych perfum, przebijająca się wśród stłoczonych zapachów. I sprawia, że zastygam z ręką, wyciągnięta ku szybie.
Wracam na krzesło. Z zapachem napłynęły obrazy. Stoisz przed lustrem i z cichym śmiechem – jak ty wtedy lubiłaś się śmiać – rozpylasz delikatny kwiatowy obłoczek. Ja siedzę naburmuszona. W oczach mam protest. Odwracasz się z westchnieniem. - No, co jest, Mała? Szybko wrócę. Nawet nie zdążysz dokończyć tej powieści – rzucasz szybkie spojrzenie na książkę, którą trzymam na kolanach. I już cię nie ma.
Książki. Były obecne w naszym domu od zawsze. Opasłe tomiska rozpychały się w biblioteczce, na półkach, parapetach, nocnym stoliku leżały ukochane, zaczytane. Ty lubiłaś biografie i wszelkie historyczne. Ja – po okresie słodkich, dziewczyńskich – wyruszałam z lubością w świat ze Szklarskim i Fiedlerem. Dyskutowałyśmy potem godzinami. Czytałaś w pracy, gdy dyżur nocny był spokojny. Wracałaś blada i głęboko poruszona, jak wtedy, gdy natknęłaś się na wspomnienia więzionych na Zieleniaku na naszej Ochocie…
Co mam zrobić z tymi książkami, Mario? Przecież to przyjaciele. Które zabrać, które zostawić? Nie, nie podejmę teraz decyzji. Nie mogę. Na pewno wezmę tę, którą czytałaś ostatnio. „O naśladowaniu Chrystusa”. Czerwona zakładka wciąż przedziela strony, jak pasmo krwi. Czytam, połykając łzy : Bądź dzielny i pamiętaj, że przyjdzie ci znieść jeszcze gorsze rzeczy. Tyś człowiek, nie Bóg, ciało nie duch anielski (…)
Wzrok biegnie teraz ku uchylonej szafie. Jak to dobrze, że co roku robiłaś wiosenne wietrzenie, jak mówiłaś. Z hojną rozrzutnością pozbywałaś się prawie nowych marynarek, sukienek, torebek i butów. Nie będziesz miała potem problemu – rzucałaś i oddawałaś potrzebującym. Przesuwam teraz nieliczne wieszaki z posępnym grzechotem. Szare krótkie futerko, rozkloszowana spódnica. Brakuje czarnej sukni. Ciężkiej, brokatowej. Przeznaczyłaś ją do trumny.
Pozostała jeszcze orzechowa komoda pod oknem. Jej kanciaste cielsko napawa mnie pierwotnym lękiem. Dobrze wiem, co kryje w swym wnętrzu – dokumenty, listy, fotografie. Podchodzę, jak lunatyczka i wyciągam górną szufladę. Z niedowierzaniem wpatruję się w pustkę. Niecierpliwie szarpię kolejną – błyska szyderczą bielą. Wreszcie najniższa i tu kartka papieru, pokryta chybotliwym pismem. Wybacz, Mała, musiałam to zrobić. Nie chciałam, żebyś rozdrapywała rany. I nie miej żalu do Aśki, ona była tylko narzędziem. No tak, wszystko jasne. Aśka, jej najstarsza przyjaciółka, jeszcze ze szkoły pielęgniarskiej. Była z Marią do końca…
Nogi chyba odmówiły mi posłuszeństwa, bo widzę, że siedzę na podłodze, przyciskając skroń do kantu mebla. Przebolałabym jeszcze dokumenty, ułożone w schludny stosik. Świadectwa, dyplomy, podziękowania. Naszej kochanej siostrze oddziałowej. Taka byłaś z nich dumna. Ale czemu na niebyt skazałaś moje listy, fotografie? Pisałam do ciebie z kolonii, wycieczek szkolnych, wczasów. Pamiętam, z jakim przejęciem kaligrafowałam Kochana Marysiu, jaka szkoda, że Ciebie tutaj nie ma. Pogoda jest piękna, widoki niezapomniane. Ślę serdeczne pozdrowienia z … Przecież ja nie mam ani jednego twojego zdjęcia! Nie lubiłaś się fotografować, twierdząc że nie jesteś fotogeniczna. Ale było kilka ujęć znienacka, na których nie jesteś odwrócona. Pamiętam jedno zdjęcie, na którym stoimy obie nad brzegiem morza. Wiatr potargał nasze ubrania i włosy. Gapimy się w obiektyw i stroimy głupie miny.
Cholera, Mańka, nie daruję ci tego – mruczę bez sensu. A potem wyszarpuję szufladę i ciskam nią o podłogę. Słyszę głuchy protest rozpadającego się drewna. Z zaciętą miną gramolę się, przytrzymując niezdarnie krawędzi szuflady. Wściekłość pomaga mi nagle w odzyskaniu kruchej równowagi.
Pewnym krokiem idę do kuchni. Wysprzątana. To pewnie znów ta usłużna Aśka. Z jednym wyjątkiem – na samym środku ciemnego blatu kolorowa plama - twoja ukochana filiżanka w różyczki. Taka akurat na łyk kawy przed wyjściem. Myłam ją często, gdy wybiegałaś w popłochu. Usuwałam świeży ślad twojej szminki i z namaszczeniem odstawiałam na stałe miejsce. Taka delikatna, a przetrwała. W przeciwieństwie do ciebie.
Co sobie wyobrażasz? Że wezmę ją ze sobą i będę się katować wspomnieniami? Ani myślę! Z furię rzucam kruche naczynko i czekam na oczyszczający brzęk. Nic z tego. Filiżanka odbija się od ściany i z wdziękiem opada u moich stóp. Nienaruszona. Cud prawdziwy. Masz ze mnie ubaw tam, w zaświatach. - Na grobie ci ją postawię – oznajmiam mściwie. I nagle czuję, że mam już dość. Nie wytrzymam ani chwili dłużej w tym mauzoleum.
Trzasnęły drzwi i poczułam ulgę. Chwilową jednak i jakże ulotną. Bo już schodząc w dół niosłam swój gniew i żałość, miłość i rozpacz. A z każdym stopniem ciężar ów rósł, potężniał i przygniatał.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt