DUCHY
Kamienica, w której mieszkam, stoi przy głównej, przelotowej ulicy miasta. Jej ściany mają barwę popiołu. Na tym szarym tle wyróżnia się podłużna płaskorzeźba, pomiędzy parterem a pierwszym piętrem, na której widać cztery brązowe konie ciągnące duży, podobny trochę do cyrkowego, zielony wóz. Być może w początkach swego istnienia, a więc przeszło wiek temu, kamienica była siedzibą jakiejś niemieckiej firmy przewozowej, jeżeli w tamtych czasach takowe firmy w ogóle istniały. Nie wiem, czy to przypadek, ale powóz wraz z końmi skierowany jest na wschód – czyżby planowany kierunek ekspansji ?
Mimo że codziennie tysiące przejeżdżających tranzytem przez moje miasto kierowców ogląda kamienicę, została ona przez włodarzy miasta jakby zapomniana. Srebrno-bure, nakrapiane rdzą węże rynien oplatają ją w duszącym uścisku. Dawno nie odnawiana elewacja złuszczyła się prawie doszczętnie na cokole budynku, odsłaniając zazwyczaj ukrytą, złożoną z czerwonych cegieł, tkankę. Znajdujące się jeszcze niedawno na dachu narożne ozdobniki w kształcie wazonów czy dużych kielichów wykruszyły się i znikły bez śladu. Zresztą i tak frontowa, sąsiadująca z ulicą, nasłoneczniona fasada budynku nie prezentuje się jeszcze najgorzej. Dużo smutniejszy widok przedstawia strona północna, ta od podwórka. Chłód, cień i wilgoć, w ukryciu przed wzrokiem ciekawskich, systematycznie, krok po kroku, prowadzą tam podstępną, zwycięską wojnę z tynkiem, który w akcie desperacji odpada całymi płatami, rozbijając się w tumanach pyłu na drobne kawałeczki.
Gdy wprowadzaliśmy się tutaj przeszło dziesięć lat temu do mieszkania na parterze, większy z pokoi miał prawie trzydzieści pięć metrów kwadratowych powierzchni. W kącie stało pianino, a pod oknem wysoki, marmurowy kwietnik w koronie z rozłożystej, zielonej paproci. Zarówno w tym, jak i w pokoju obok, nieco mniejszym, rolę strażników pełniły ogromne, kaflowe piece w kolorach żółtym i brązowym.
Wkrótce mocny, postawiony w kilka godzin mur przegrodził duży pokój na dwie nierówne części. Po piecach został tylko stos potłuczonych kafli usypany na podwórzu pod śmietnikiem. Zachowałem na pamiątkę żeliwne, zdobione drzwiczki, ale wkrótce się zapodziały gdzieś na strychu. Na ścianie w kuchni zawisło potężne płuco gazowego pieca centralnego ogrzewania z sercem pompy tłoczącej ciepłą wodę w krwioobieg rur, które oplotły całe mieszkanie. Żebra kaloryferów dumnie prężyły się pod oknami. Zęby parapetów błyskały nieskazitelną bielą. Złuszczony naskórek ścian został wyszorowany, zdarty i pokryty cienką błoną farb emulsyjnych, tapet, a w miejscach szczególnie wrażliwych odporną, kilkupiętrową warstwą kafelków. Zrogowaciałe, pełne pęknięć podeszwy podłogi wygładzono i okryto czule wykładziną dywanową. Ze stolika w największym pokoju łypało groźnie oko telewizora sprzężone z magnetowidem, a na szafie, prawie pod sufitem, sterczały pionowo uszy kolumn głośnikowych. Czarne żyły kabli łączyły je ze stereofonicznym radioodbiornikiem, magnetofonem i odtwarzaczem kompaktowym. W rogu, na biurku, czuwał niestrudzenie mózg komputera.
To już nie było to samo mieszkanie co dawniej. Stara, pomarszczona powłoka skrywała odtąd zupełnie nowe wnętrze. Tak jakby ktoś zafundował stuletniemu starcowi transplantację wszystkich najważniejszych organów wewnętrznych.
Pani Maria, właścicielka pianina, miała już przeszło siedemdziesiąt lat i wyprowadzała się do syna do Wrocławia. Znała z opowiadań przedwojennych właścicieli mieszkania – a może całej kamienicy ? – na których miejsce wprowadził się jej ojciec z rodziną, obejmując posadę dyrektora firmy transportowej. Ale obco brzmiące nazwiska nikomu już nic nie mówiły, w żadnych dokumentach czy opracowaniach historycznych, do których udało mi się dotrzeć, również nie figurowały. A może na cmentarzu ? Ale przecież w moim mieście nie było poniemieckiego cmentarza. W dzieciństwie, raz czy dwa, wygrzebywaliśmy razem z kolegami ziemię z dużych, granitowych kwietników blisko rynku i wtedy na wewnętrznej stronie odsłaniały się niekiedy częściowo już zatarte napisy w nieznanym nam języku, litania imion, nazwisk zupełnie niepodobnych do naszych, polskich, a na dole jakieś daty, najczęściej zaczynające się od 18... .
Przez okno nieraz widziałem, jak z drugiej strony ulicy starsi, elegancko ubrani mężczyźni ze swoimi energicznymi, ufarbowanymi na blond towarzyszkami przyglądają się kamienicy skupiając wzrok na płaskorzeźbie. Po krótkiej ocenie wyjmowali aparaty i pstrykali jedno lub dwa zdjęcia. Być może chodzili po mieście cały dzień, szukali śladów, jak jakieś psy tropiące, cmentarza czy domu, ale cmentarza już przecież nie było, wielu starych domów też nie, więc zadowalali się czymkolwiek, fragmentem wciąż jeszcze widocznego napisu, kawałkiem muru albo rzeźbą. Robili zdjęcia i wywozili je potem w odległe miejsca jak cenne relikwie.
Czasami w nocy, gdy nie mogę zasnąć, odwiedzają mnie duchy dawnych mieszkańców kamienicy. Zwiewne i przeźroczyste błąkają się bezradnie po odmienionym wnętrzu, nie mogąc rozpoznać miejsca, w którym się urodziły, żyły i, być może, umarły. Bo przecież kiedyś ludzie rodzili się i, co chyba ważniejsze, umierali w domu, w otoczeniu najbliższych: rodziców, braci, dzieci, krewniaków, sąsiadów. Dopiero później nadeszły czasy sterylnych narodzin i samotnych śmierci.
W takich chwilach z zewnątrz, zamiast warkotu silników samochodowych, dobiega mnie stukot końskich kopyt o brukowaną powierzchnię ulicy i ciche skrzypienie kół wozu. Rano, zerkając przez okno, widzę damy w białych sukniach i kapelusikach, z tarczami parasolek w górze, jak w towarzystwie czarno ubranych mężczyzn z melonikami na głowach i laseczkami w dłoniach idą na spacer do pobliskiego parku. Niektóre z nich zajeżdżają powozami, aby w amfiteatrze nad stawem posłuchać niedzielnego koncertu kwartetu smyczkowego.
I tylko ja jestem wciąż ten sam, w dżinsach i bluzie, niczym wysłannik chaosu w świecie spokoju, porządku i harmonii.
08’2002
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt