W Kuchni. Tinka siedzi przy stole i za pomocą dziadka do orzechów rozdłubuje te twarde granaty. Małe, pomarszczone ziarna wsypuje do salaterki. W tym roku mają więcej goryczy niż zwykle. Drzewo jest już stare i trzeba będzie przyciąć kilka gałęzi, o które zahacza się głową idąc ścieżką do drewnianej altany.
Stoję naprzeciwko oparta o kredens. Czekam aż się zagotuje woda w czajniku. Na razie coś w nim bulgocze; zachodzą tam procesy, wytwarza się para. A ja czekam na gwizd...
Zaczynam mówić. Tinka siedzi przy stole. Ja mówię, ona łuska orzechy. Nawzajem sobie nie przeszkadzamy.
- Nie wiem na co jest biała herbata ale niedawno polubiłam jej smak. Chyba sobie ją kupię i będę pić albo co wieczór albo w tedy kiedy będę miała na to ochotę. Na przykład bardzo lubię czytać gdy obok mnie, na ławie stoi szklanka z gorącym napojem. Nawet nie musze czuć tego zapachu. Ważne tylko że stoi i paruje i stygnie.
Lubię też przerzucać kartki książek. Tinka, o właśnie. Byłam w tym tygodniu w bibliotece. W czwartek albo w piątek. Najpierw jak zwykle pobuszowałam między półkami i przeczytałam kilka opisów książek na ich tylnych okładkach. W końcu wybrałam. Tym razem trzy tytuły. Dwie są stare, to widać. Mają pożółkłe kartki i ktoś je nieudolnie ratował taśmą klejącą. Jedna z nich popisana gdzieniegdzie na marginesach. Ta druga, cieńsza, jak ją otworzysz śmierdzi papierosami. Wypożyczyłam też jedną nowość. To powieść o fatalnym zauroczeniu i niespełnionych marzeniach. Ta książka ma białe kartki pachnące tak, jakby były poukładane w nietkniętą jeszcze ryzę.
Zalewam chińskie zupki. Dla siebie pomidorową, dla Tinki barszcz z mikroskopijnymi grzankami. Kładę dwa gorące kubki na stole i siadam naprzeciwko mojej koleżanki. Tinka odkłada dziadka do orzechów poczym zgina i prostuje palce. Powtarza ten ruch kilkakrotnie chcąc rozruszać ścierpniętą dłoń. Przypominam sobie coś, co od pewnego czasu chodzi mi po głowie. Chyba jeszcze nie podzieliłam się tą myślą...
"Wypadek". Wolę tak myśleć o tym co się stało ponad dwadzieścia sześć lat temu. Na sali porodowej. Ludzie po różnych wypadkach jakoś sobie radzą. Jedni załamują się i nie robią postępów w leczeniu, innym się udaję coś polepszyć poprzez długą i żmudną rehabilitację. Tak jak każdy, musimy wypracować indywidualną organizację życia.
- Wymyśliłam sobie ostatnio jak wyglądałoby moje pismo z przed wypadku. Gdybym miała sprawną rękę, bez żadnych przykurczy. Moje litery byłyby niewielkie a ogonki takie od "j", "y" czy małego "p" bardziej widoczne i bardziej wyróżniające się pod dolną linią tekstu. Pismo zawsze bym pochylała ale tak bardzo minimalnie. Ciekawe Tinka, czy lubiłabym swój charakter pisma i z jaką manierą pisałabym poszczególne litery.
Kubki już umyte schną na suszarce, orzeszki zjedzone. Na stole leży jedynie szklana popielnica; palimy obydwie. Długie i cienkie papierosy oraz dwa monotonne dymki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
marta s · dnia 09.01.2009 19:40 · Czytań: 1026 · Średnia ocena: 2,75 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: