Betlejem w polskim tłumaczeniu oznacza Dom chleba. Przypomniał mi o tym ostatnio nasz opolski biskup. W głowie ta jedyna w swym rodzaju myśl, połączona z niedawnym wspomnieniem i to przedziwne uczucie - takie wewnętrzne sprzężenie - teraz chyba już wiem. Rozumiem.
Betlejem to takie Nigdzie Nigdzie (nie wiem czy to było w Harrym Potterze). Miejsce niewiele znaczące. Takie "wszędzie", które można znaleźć w każdym kraju choć niekoniecznie z wyrytą na papierowej mapie nazwą.
Dziś, gdy Gwiazdka wydaje się nam czymś bardzo oczywistym. Gdy święta zdają się tracić zarówno swoją magię jak i świętość. Gdy w żłóbku leży zmarznięty pies, a ludzie cieszą się, bo zastąpił niepotrzebnego nam Boga. I gdy to jakaś polska pisarka - lewaczka - nawołuje świat do czułości. Jak ona śmie. Jak ona tak może. Przecież to sprawą Kościoła jest zbawiać ludzkość. I jednocześnie kłamać, naginać i manipulować. Wykorzystywać wszystkich tych, którzy boją się zwątpić.
Miniony rok pokazał mi różne oblicza ludzi. Zarówno chamstwo i cynizm, jak i ludzkie zrozumienie i chęć pomocy. Szalony rok, w którym człowiek stanął naprzeciw drugiego człowieka i krzycząc mu prosto w twarz, zwyzywał go od najgorszych. I pomyśleć, że to robią sobie ludzie, którzy sądzą, że wierzą.
Wyrzuciłam do kosza figurkę Buddy. I nie dlatego, że coś do Buddy mam. Nawet nie dlatego, żeby przestała pasować do wystroju mojego wnętrza i mebli. Dostałam ją od kogoś, kto nadwyrężył moje zaufanie i zwyczajnie mnie okradł. Ostatnia próba nawiązania ze mną kontaktu i zawarta w niej propozycja współpracy, wzbudziła we mnie niechęć. Budda kojarzył mi się z tą osobą. Wyrzucając figurkę do kosza, nawet nie drgnęła mi ręka. Mogłaś komuś dać - usłyszałam kilka dni później. Nie - odparłam stanowczym głosem.
Jakieś dwa tygodnie później, zrobiłam remanent w moich szafkach. Wyciągnęłam karty. Nieważne jakie. Tarot. Anielskie. z mandalami mojej znajomej. Nawet OSHO wylądował w kuble. Nad tym ostatnim zadrżało mi serce. Tyle naczytałam się jego książek. Tak bardzo zmieniło się potem moje spojrzenie na świat. "Wyrzuć" - pomyślało coś we mnie. Nie są Ci już do niczego potrzebne.
Chyba zaczynam rozumieć dlaczego ktoś maluje Matkę Boską z tęczową aureolą. Rozumiem nawet gdy nie czci i bezcześci cudze - jak to się dziś zwykło mówić - wartości. Bzdura. Człowiek, który nie rozumie, że ktoś inny może nie rozumieć jego prawd wiary, nie ma w sobie zbyt wiele z Boga. Ja rozumiem, że dany przedmiot stanowi dla kogoś jakąś świętość. Nie oznacza to, że ja muszę myśleć tak samo. I... o ile dana rzecz nie znajduje się w jakimś publicznym "sakrum", to chyba wolno mi danym przedmiotem rozporządzać według własnej woli.
Boga nie sposób wcisnąć w drewnianą deskę i powiedzieć: oto mój Bóg, którego wy też macie szanować. To tylko symbole. Uruchamiające coś w nas. Czasem tylko nienawiść i niezrozumienie. Tym gorzej dla tych, którzy nie wiedzą i nie widzą, jak zmienił się nasz współczesny świat.
Z drugiej strony: w takim świecie żyjemy. Pośród wyrwanych z kontekstu i rzucony jak ochłapy dla psa, słów wielkich myślicieli. Takich, które nie dotyczą nas, tylko tych, którym chcemy je pokazać. Wielkie hasła i przywiązane do nich oczekiwania. Bo to właśnie "ty", a nie "ja" powinieneś się zmienić. Gdy tymczasem zmienić cokolwiek w samym sobie i wokół siebie wymaga wielkiej odwagi i trudu, a nieznaczne oznaki zmian, mogą wskazywać tylko na to, że ruszając się z miejsca popełniło się w życiu wielki błąd.
Betlejem to takie samo Nigdzie Nigdzie jak każda inna miejscowość. Nawet jeśli mieszkasz w jakimś dużym mieście, to zazwyczaj czujesz się w nim osaczony i zupełnie samotny. Twoje Nigdzie Nigdzie, to tam gdzie jesteś i cel, który nie wyraża niczego, o czym warto wspominać światu. Nie jesteś prezesem jakiegoś wielkiego koncernu. Nie bierzesz udziału w ważnych przedsięwzięciach, projektach i planach. Nie masz szans na zmianę swojego życia, a co dopiero świata. Więc w sumie po co się starać.
Tak zazwyczaj myślimy. Jestem do niczego. Ludzie robią takie wspaniałe rzeczy. Ratują zwierzęta. Kształtują ludzką wyobraźnię. Wyznaczają trendy. A ja?
To głośne wołanie... Zauważcie mnie proszę. Sama chyba kiedyś tak wyłam. Powoli uciszam swój zew. Myślę sobie... i co z tego, że to, co piszesz mieści się na jakiejś dolnej półce. Ważne, że piszesz i że to uszczęśliwia nie tylko Ciebie. Bo to już wiem. Coraz częściej słyszę, że moje wpisy na FB sprawiły, że ktoś poczuł się lepiej. Może czasem warto pomóc jednej osobie, niż nikomu. Może warto pochylić się nad kimś w ciszy. W zupełnym oddaleniu od cywilizacyjnego zgiełku, niż uwierzyć, że nie jestem nic wart.
W dzisiejszym świecie nadużywa się wielu słów. Sporo przymiotników wymienia się w stopniu najwyższym. Jakby każdy z nas był królem tego świata. Jakby każdy z nas zmieniał coś w sposób spektakularny. Na Boga i cuda w zasadzie nie ma już ani czasu, ani miejsca. Sami potrafimy siebie uszczęśliwiać, ubóstwiać i... odczłowieczać. Staliśmy się ostatnio bardzo jałowi. Niebezpiecznie nudni. I w przypisanej sobie wyjątkowości, tak samo przewidywalni.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt