Rozdział XI - Las Umarłych
Było dobrze po północy, gdy mali wędrowcy dotarli do lasu o niespotykanym wcześniej wyglądzie. Był to cieszący złą sławą, Las Umarłych Niebem sunął księżyc, obojętny i martwy Ogołocone z liści drzewa rosły, jakby przypadkiem. Ich suche spowite mgłą gałęzie zasłaniały widok na źle usposobione chmury. Nawet najcichszy dźwięk atakował uszy. Obrazy tłoczyły się w głowie, mrożąc krew w żyłach Podmuchy porywistego wiatru niosły odór zbutwienia i zgnilizny, potęgując w przybyszach strach.Żadna ścieżka nie rysowała się wyraźnie. Każdy krok oznaczał zwycięstwo. Pajacyk wałęsając smętnie pomiędzy drzewami, nie potrafił znaleźć sobie miejsc a Ze wszystkich sił starał się nie dać po sobie poznać,jak bardzo Las Umarłych go zaskoczył Gęsiej skórki na drewnianym grzbiecie nie brakowało Miś lękliwie rozglądał się wokoło U szczytu kopulastego wzgórza odezwał się głosem niskim i schrypniętym:
- Co za przygnębiające miejsce! Nigdy mi o nim nie opowiadałeś!
Zaplątany w ostre pnącza Pinokio pokazał mu na migi, że nie teraz, i że nic nie rozumie Pluszak cierpliwie powtórzy
- Co za przygnębiające miejsce! Nigdy mi o nim nie opowiadałeś!
- Możliwe, że jakoś mi umknęło...? - odparł obojętnie Pajacyk
- Nie rób ze mnie, durnia, Pajacu! - prychnął Miś. - Powoli mam dosyć wszystkiego i ten przenikający na wskroś lęk - dodał, mrużąc załzawione oczka.
Słuchając tych słów Pinokio miał usta otwarte, jakby połykał jajo Miś sprawiał wrażenie, że jest pewien,co mówi.
Odwagi!? Czy poszukiwanie Wielkiej Przygody wymaga odwagi?, pomyślał Pinokio,gromiąc pluszowego przyjaciela wzrokiem
Miś zwiesił głowę, jakby czekając w milczeniu na dalszy ciąg sprzeczki,ale Pajacyk po głębszym zastanowieniu tylko rzucił:
- Dzieje się źle i chyba lepiej tu nie będzie, ale nie narzekam, nie przestając wierzyć w pomyślne zakończenie naszej wędrówki po Lesie Umarłych, a tak w ogóle to twoje lęki są głupie. naszej przygody. A tak na marginesie, uważam, że te twoje ciągłe lęki są głupie.
I swoim zwyczajem wyrwał do przodu. Pluszak podniósł wzrok i z wyrzutem popatrzył na znikającego w deszczu przyjaciela.
Zapadła cisza.
— Może ten Las Umarłych jakoś wygląda, ale nigdy nie powiedziałbym, że jest ładny, wszystko tu jest takie szare i bezbarwne. Nie ma rady, muszę wziąć się w garść, przywyknąć i postarać się żyć w harmonii ze sobą i z tym okropnym światem... Pajac powiedziałby zapewne, że nie mam powodów, by myśleć inaczej — wymruczał i ruszył dalej, zawieszając posępny wzrok na mijanych krzakach.
Nie wiadomo jak długo szedł, to w górę, to w dół. Wydawało się, że poplątane ścieżki nigdy się nie skończą. Zimny wiatr i deszcz wciskały się wszędzie. Gdy stawiał kołnierz przemoczonego kubraczka tuż nad nim rozległ się trzask. Spojrzał w górę i zdrętwiał. To złamana silnym podmuchem wiatru, wielka gałąź osuwała się na ścieżkę, którą kroczył.
— Załamię się, dłużej nie wytrzymam! — jęknął, wymykając się spadającemu z hukiem kawałkowi spróchniałego drewna.
W tym samym momencie usłyszał odgłos pospiesznych kroków, szelest i wrzask:
— Pełna mobilizacja! Muszę to utrwalić! Ten szczegół uwiarygodni naszą przygodę!
Miś zląkł się w dwójnasób, rozglądając się niespokojnie. Ale to nie była leśna zjawa tylko Pinokio. Wyłonił się z morza ciemności. Pędząc, wrzeszczał i miotał się jak opętany, jednocześnie wyszarpując z mokrej kieszeni kapoty kamerkę.
Misiowi wcale to się nie przewidziało.
Co za bezsensowne zachowanie! Nie jestem w stanie tego pojąć i opisać?,przemknęło przez pluszową głowę.
Pinokio nie zwracał na wkurzonego przyjaciela najmniejszej uwagi.
— To tak, Pajacu!? Zająłeś się filmowaniem w deszczu i to po nocy? A nie przyszło ci do drewnianej głowy, by mnie ratować lub przynajmniej wezwać pomoc drogową?
Pajacyk odgarnął mokre włosy z czoła.
— Pluszaczku, widzę, że potrzebujesz więcej czasu, by zrozumieć zwykłe rzeczy.
Miś wydał pomruk niedźwiedzia. Był tak wściekły, że słowa więzły mu w gardle. W końcu złapał oddech i burknął:
— Czasem słowa nie wystarczą...
Po chwili nie było nic słychać oprócz szumu wiatru w wierzchołkach drzew. Im Miś dłużej milczał jak grób, tym bardziej Pinokio czuł się winny. W końcu nieśmiało zbliżył się do nadąsanego przyjaciela:
— Odpowiem, ci Misiu krótko, baran ze mnie. Dałeś mi niezłego prztyczka, dzięki.
— Nie ma za co, do usług, Pajacu.
****
W chwilę później, w Zacisznym Zakątku Lasu Umarłych uwalniał się od plecaka, umieszczając go starannie w dziupli dębu. Prawdopodobnie z obawy, by silniejszy podmuch wiatru nie porwał zgromadzonych w nim skarbów. Pajacyka pierwszego zmogło zmęczenie. Znużony zasnął na siedząco, oparty o pień drzewa. Pluszak wyciągnął z plecaka dmuchany materacyk i otuliwszy się wysłużoną pelerynką w muchomorki też zapadł w sen.
Wkrótce rozpadało się na dobre. Tłuczenie kropli deszczu o leśne podszycie obudziło Pinokia. Z daleka było słychać, że jest w złym humorze,
— A psik! Przemokłem do ostatniej nitki. Chyba nie umrę, ale przydałaby się aspiryna — stwierdził ponuro, dygocąc z zimna.
Miś nawet nie drgnął, spał jak kamień. Nie doczekawszy się odpowiedzi, Pajacyk zabrał się za bezceremonialnie przeszukiwanie kieszeni misiowego plecaka.
— A psik! A psik! Powinna być, gdzieś tu na wierzchu?
Odskoczyła sprzączka od parcianego paska. Wielki plecak bez cienia wstydu odsłaniał misiowe skarby.
— A psik! O rany, Miś ma tu wszystko!
Drewniana ręka trafiła na stertę przepoconych, brudnych kubraczków, zbieraninę dziurawych skarpet, na mokry plik nieprzeczytanych czasopism.
— Ooo! Po co mu połamany ołówek i pusta butelka. Ciepło - zimno? I jeszcze te słuchawki! Czy ten król bałaganu ma źle w głowie?
Po pół godzinie szukania, Pinokio wymacał tabletkę aspiryny. Leżała na dnie pudełka, obok innych leków i starego, rtęciowego termometru. Pajacyk bez wahania połknął lekarstwo na sucho, krzywiąc się przy tym okropnie.
— Gorzkie paskudztwo, ale trudno — orzekł i dodał z krzywym uśmiechem. — To nie moja sprawa, ale czemu ten Pluszak chowa leki w pudełku po robakach?
Pakowanie misiowego plecaka szło Pajacowi z ogromnym trudem. Ortalion szeleścił. Palce poruszały się wolniej niż drewniane nogi.
— Ślisko i mokro, ciemno i jeszcze coś się rozlało!
Pinokio złościł się i wzdychał na przemian. Włosy przykryły mu twarz, deszczu naleciało za kołnierz, ale nie poddawał się bez walki.
Okropny hałas, jaki robił, wyrwał Misia ze snu. Widząc swoje rzeczy w nieładzie, a wśród nich Pajacyka potrząsającego metalowym pudełkiem zawiązanym niedbale tasiemką, zrobił minę, jakby ktoś oblał go kwasem.
— Hmm — mruknął. — Wszystko, co ostatnio robisz jest wkurzające. Czy chciałbyś mi coś powiedzieć?
Pajacyk szybko wytłumaczył, co się stało.
Miś wzruszył ramionami, ale widać było, że złość mu przeszła. Po chwili ułożył się do snu.
— Katar minie i od razu poczujesz się weselszy. Dobranoc.
— Dobra myśl, Misiu. Chyba też się zdrzemnę.
****
Nazajutrz skoro świt nadleciał Ptaszek.
— Pobudka, śpiochy! Wstaje nowy dzień, słońce zmienia świat! Gotowi do drogi? — zaćwierkał wesoło, wskazując skrzydełkiem płaskie wzniesienie.
Następnie rozpoczął ożywiony monolog. Chociaż domyślał się, że żaden z przyjaciół go nie słucha.
Pinokio właśnie wstał. Widząc małego, skrzydlatego gadułę, opadła mu szczęka.
— Masz babo placek! Chyba tej nocy nie spałeś i robisz za dużo hałasu!
Ptaszek zrobił strapioną minę. Na ogół starał się być pomocny i życzliwy.
— Ale jesteś najlepszym kumplem — poprawił się Pajacyk, uśmiechając się.
— Jakoś tu inaczej? — zdziwił się Miś, rozglądając się wokół siebie.
Wyraźnie zdezorientowany powtarzał sobie kilka razy:
— Wczoraj bałem się tego lasu. Bałem się wszystkiego. Teraz, w świetle poranka drzewa i krzewy, nadal są stare, spróchniałe i większe ode mnie, ale już nie rzucają ponurych cieni i szumią spokojnie.
To sprawiło, że odetchnął z ulgą. Na gałęzi, tuż nad nim, miło wyglądająca sowa ucinała sobie drzemkę. Lekki wiaterek rozegnał mleczną mgłę. W niebieskich okienkach nieba pojawiały się pierwsze promyki słońca. Wilgotne od porannej rosy siwe mchy, puszyste paprocie i zdziczałe zioła zachęcająco pachniały. Las Umarłych, jakby ożył. Wydał się Misiowi bardziej przyjazny, na pewno mniej milczący. Był na wyciągnięcie łapki, czyli na własne oczy, z bliska, ale nadal niepokojąco tajemniczy.
Nie chcę tu zostać! Muszę działać i to szybko!, pomyślał, powoli gramoląc się spod pelerynki.
Tymczasem jego przyjaciele bawili się rozmową, tak dobrze, że nie zdawali sobie sprawy z upływu czasu. Miś na ten temat miał własne zdanie.
Ich luz graniczy z lenistwem! Ratuje mnie poczucie humoru, pomyślał, marszcząc brwi i już po chwili zabrał się za pakowanie plecaka. Robił to każdego ranka, pamiętając, żeby nic nie zapomnieć. Wkrótce, stał w pełnym rynsztunku, gotowy do wymarszu.
— Dochodzi dziesiąta. Pajacu, może taksóweczkę? — rzucił zadziornie.
Ptaszek zrobił wielkie oczy.
— Trzeba go powstrzymać, bo znowu nabroi! — zawołał, gwałtownie zrywając się z gałęzi.
— Pst ... — Pinokio uciszył skrzydlatego przyjaciela, robiąc porozumiewawcze oko.
I po krótkim namyśle dodał — Mój tata mawiał: synu, nie wzdychaj do księżyca, tylko sięgnij po niego.*)
----------------------------------------------------------------------------
*) Federico Moccia, " Wybacz , ale będę ci mówiła skarbie"
Rozdział XII - Lądowisko balonów
Dzień był suchy i pogodny, idealny do wędrówki. Teren raz się obniżał, raz wznosił. Był las pełen barw, woda ze złotą rybką, chatka z piernika i rozmarzony kot na płocie. Prawie wszystko, z czego zbudowana jest Kraina Niekończącej się Bajki.
Słońce wspięło się na godzinę pierwszą, gdy trójka przyjaciół dotarła do stromego wzgórza, z którego, jak na dłoni widać było lądowisko balonów.
— Spójrzcie, to naprawdę blisko! Przed wami istna kraina fantazji! Teraz dopiero widzę, co mi w nocy umknęło! A teraz lecę, na mnie już czas! Pa! — zaszczebiotał Ptaszek, kryjąc się w obłokach.
— Bez niego będzie pusto i smutno, prawda. — orzekł Pinokio, ostrożnie idąc po naturalnych stopniach z korzeni.
— Zgadza się, ale stale tak robi — odpowiedział Miś i pognał w podskokach przed siebie.
Polna droga prowadziła niemal zupełnie prosto, jak odmierzona od linijki. Niewiele później mały wędrowiec forsował gęsty bluszcz porastający, niski, kamienny mur okalający lądowisko balonów. Wejście do wnętrza odnalazł prędko i nawet nie musiał długo błądzić. Zadźwięczał stary dzwonek przy furtce.
To, co Miś zobaczył za murem, wręcz zapierało dech.
W tawułkach rosnących wokoło na jedną nutę ćwierkały wielkie, prawie jak dłoń świerszcze. Nieopodal stosu białych jak śnieg kamyczków bulgotało źródełko najczystszej krystalicznej wody. Był to bardzo przyjemny odgłos. Gdy się odwrócił między pniami brzóz ukazała się zielona, płaska, niczym karta do gry, łąka. Miś przystanął, nie posiadając się z zachwytu. Soczysta, bujna trawa rosła prawie wszędzie, gdy wietrzyk ją głaskał szumiała niczym leniwy strumień. Na środku łąki mieniły się w słońcu wielkie czasze bajecznie kolorowych balonów. Najbliższy czerwony drgał na wietrze niczym dojrzała wiśnia, inny złocisty, prawdopodobnie cięższy, stał prawie nieruchomo. Za nim błyszczały kolejne, czarowały karminem, fioletem, turkusem. Wydawały się zadziwiająco duże.
Zachwycony Pluszak raz po raz wydawał dzikie okrzyki radości, nie mogąc się napatrzeć. Nikogo tu nie było przed nim - lądowisko balonów należało tylko do niego.
Uśmiechnięty od ucha do ucha podniósł łapkę, chcąc pomachać Pajacykowi, który właśnie wynurzył się z kwitnących zarośli, ale ku jego zdziwieniu Pinokio zamiast cieszyć się cudownym widokiem stanął pod krzakiem dzikiej róży, marszcząc nos w głębokiej zadumie.
— Chodź, zobacz, jak tu pięknie! — zawołał Miś, spoglądając pytająco na przyjaciela.
Pinokio nic nie odpowiedział.
— No, tak, znowu udaje, że mnie nie słyszy. Muszę nim porządnie potrząsnąć, zanim zmęczy się myśleniem! — doszedł do wniosku, podchodząc kilka kroków.
— Co z tobą, Pinokio? Wyglądasz, jak stary, zgorzkniały kocur i milczysz jak zaklęty, a ja chcę latać! Zobacz jak serce mi wali.
Mówiąc, zaczął sapać przez nos, jak zawsze, gdy wpadał w złość.
— Może dlatego, że całą drogę przebyłeś biegiem - odparł Pajacyk, z taką miną, jakby go to zupełnie nie obchodziło.
Pluszak spochmurniał.
— Pinokio, gadasz coś bez sensu, zamiast mnie podsadzić. Dobrze wiesz, że mam krótkie nogi i za duży, bardzo ciężki plecak.
— Bądź teraz cicho — powiedział Pajacyk. — Całkiem cicho. Muszę pomyśleć.
Jego wzrok powędrował wysoko, wysoko. Kosz balonu wisiał przynajmniej trzy metry nad ziemią.
— O żesz ... — chwycił się za głowę.
Miś czekał cierpliwie, rzucając pełne niepokoju spojrzenia.
— Spokojnie, a pokażę ci jak to się robi — rzekł Pajacyk.
Chwycił linę, splunął w dłonie i zaczął się podciągać bez udziału nóg, niczym artysta cyrkowy i szybko zdyszany znalazł się w koszu balonu. Wydawał się kropką na tle błękitnego nieba.
Odpada, to dobre dla małp i pajaców, a ja boję się, że spadnę na ziemię, pomyślał naprawdę przerażony Pluszak i warknął:
— Pajacu, robisz sobie ze mnie jaja, gdybyś był niżej to byś oberwał.
— Dobra, Misiu! Biorę to na siebie.
Pinokio zsunął się po linie, najszybciej jak umiał.
— A teraz właź na barana i trzymaj się mocno!
— Jasne! — wydukał Miś, wdrapując się na plecy drewnianego przyjaciela, jednocześnie mocno zacisnął powieki, aby nie patrzeć w dół.
W końcu udało się. Znaleźli się w koszu największego balonu. Pinokio wyjął z kieszeni kapoty szarą chusteczkę, wytarł pot z drewnianego czoła, ciężko dysząc.
— To dało mi w kość! Jakie ten plusz bywa ciężki...
— No cóż, mało jest w życiu rzeczy idealnych — odparł beztrosko Miś.
Ledwo znalazł się w balonie zabrał się za przeszukiwanie przepastnego plecaka. Przedziwne przedmioty szybko zapełniały kosz, ale Miś nie dawał za wygraną.
— Czyżby wpadł na kolejny pomysł? Okropność! — jęknął Pajacyk.
— W Lesie Umarłych zostały moje karmelki. Wracam! — oświadczył Miś, z kwaśną miną.
— Oj nie, mój drogi! Co to, to nie! — wrzasnął Pinokio i nie dokończył, bo dostał okropnej czkawki.
No i zrobiła się niesamowita draka. Miś zaczął krzyczeć i płakać. Mówił, że bez karmelków nie poleci, że jest nieszczęśliwy i nikt go nie kocha, że Pinokio to tak naprawdę niefajny kumpel.
Raptem nadleciał Ptaszek. Przebiegł wzrokiem po twarzach przyjaciół.
— Niespodzianka! Miło was znowu widzieć! A cóż to za hałasy?
Miś popatrzył na Pinokia z wyrzutem.
— Zobacz, co narobiłeś mądralo, wytłumacz się!
Gdy to mówił głośno zaburczało mu w brzuszku.
— Zresztą nieważne, czas na obiadek — mruknął i niewiele myśląc, zaczął po raz wtóry przeszukiwać plecak.
Zewnętrzne kieszenie misiowego plecaka okazały się żałośnie puste. W ostatniej, wewnętrznej znalazł jeden jedyny mizerny sucharek i szybko wsunął go do kieszeni kubraczka.
— Pinokio, znalazłem skarb. Nie zgadniesz co to?
Ku zaskoczeniu Misia, Pajacyk wybuchnął śmiechem.
— Wiem jedno, Misiu, musisz się pospieszyć, żeby ktoś ci tego skarbu nie zabrał.
— Tak, tak, Pinokio, myślisz, że to kolejny z moich niedorzecznych pomysłów, i że w głowie mi same głupstwa — odpowiedział nadąsany Pluszak, sadowiąc się wygodnie w najodleglejszym kącie kosza balonu.
Z pomrukiem zadowolenia zatopił zęby w sucharku, jakby był najlepszą rzeczą na świecie. Pajacykowi, aż nos zbielał z głodu. Starał się patrzeć w innym kierunku, ale było to zupełnie niemożliwe. Jego oczy nieposłusznie powracały do sucharka i czuł, że ślina napływa mu do ust. Miś przestał żuć, przekrzywił głowę, spoglądając zaczepnie na Pajacyka.
— Pajace na pewno gardzą zwykłym sucharem — powiedział z przekąsem. — Zapewne wolisz maślaną bułeczkę z rodzynkami?
— Owszem, ale naprawdę głodny pajac nie odmawia niczego.
Miś zawstydził się i bez słowa podał mu resztkę suchara. Pinokio wpakował go sobie do ust, przymknął oczy i jadł.
— Oj, jaki pyszny mniam, mniam — stwierdził z pełnymi ustami.
Miś roześmiał się, a potem spoważniał.
— A teraz, na deser mielibyśmy cudownie słodkie karmelki, a tak …
— Ach, tak, tak — wymamrotał Pinokio przepraszająco.
Było dobrze po trzeciej, gdy nadszedł długo wyczekiwany moment. Z hukiem włączyły się palniki podgrzewające powietrze i czerwony balon oderwał się od ziemi. Miś aż przysiadł z wrażenia. Niesiony wiatrem statek poruszał się w całkowitej ciszy. Przerwał ją na moment świergot przelatującego w popłochu stadka wróbli. Wydawało się, że unoszony wiatrem balon płynie ku niebu, coraz wyżej i wyżej. Po długim czasie:
— Dziwne i miłe — stać tak i patrzeć — westchnął, patrząc w dal.
— Z balonu świat wygląda jak makieta albo wielka plansza do gry. Jest taki wspaniały, że nie da się go opisać słowami. Drogi majaczą jak wijące się pomiędzy wzgórzami się szare wstęgi. Woda w stawach lśni w zachodzącym słońcu. Białe budynki jawią się niczym krople światła zastygłe pośród koron rozłożystych drzew. Gdy patrzę, to problemy i zmartwienia, które na ziemi wydawały się być wielkie, w powietrzu zaczynają się znikać. Czuję się jak wolny ptak — powiedział cichutkim głosem.
Pinokio podrapał się po karku.
— Dlaczego, Misiu, akurat wolnym ptakiem?
Pluszak pokiwał głową w zamyśleniu.
— Bo ktoś musi nim być.
— Masz ci los...
Słowa pluszowego przyjaciela najwyraźniej rozbawiły Pajacyka.
Tymczasem ściemniło się na dobre. Na niebo wszedł księżyc w pełni, krągły jak kula i żółty. Miś nigdy nie widział tak dużego i samotnego księżyca. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z bezkresu nieba. Z nad morza dął wiatr, szarpał balonem. Coś zatrzeszczało, zajęczało.
— Myślę, że balonem najprzyjemniej jest latać nisko: nad złotymi łanami zbóż, kwitnącymi łąkami, zagajnikami. Tak, by można dotykać drzew — odezwał się niepewnie Miś.
Widać było, że mu się nie podoba, że wokoło tak trzeszczy i szumi. Nieprzyjemne dźwięki wywoływały w nim dreszcze.
— Może tu straszy? — zapytał szeptem. — Pomyśl, Pinokio, może przyjdą duchy i porwą nas?
Pajacyk ziewnął.
— Jeżeli zobaczysz jakieś duchy, to pokłoń im się ode mnie i powiedz, że nie muszą nic sprawdzać, gdyż mamy wszelkie kompetencje do podróży balonem, nawet w nocy.
Miś uspokoił się nieco, ale nie mógł porzucić niebezpiecznych myśli. Pinokio nie chciał rozmawiać, chciał spać. Miś był również śpiący, lecz to wzdychało między sznurami kosza balonu, zmuszało go do czuwania. Nagle usłyszał głosy. Z jękiem trwogi rzucił się w stronę drewnianego przyjaciela.
— Pajacu! Duchy! Krążą wokół nas, szukają dziury, by się tu dostać. Popatrz, jestem biały jak prześcieradło — wyszeptał bez tchu.
Pinokio nie wiedział, czy pluszowy przyjaciel błaznuje, czy mówi poważnie.
— Och, biedaku, widzę, że znowu napędziły ci stracha. To ich ulubiona zabawa.
Miś wzdrygnął się na samo wspomnienie.
— Może mi się faktycznie przewidziało, ale tak bardzo chciałem, żeby zdarzyło się coś nowego — usprawiedliwiał się spłoszony.
Pinokio rzucił szybkie spojrzenie na pluszowego przyjaciela. Wydawał się bezradny i zawiedziony. Pajacyk pomruczał coś przez chwilę, a w końcu rzekł:
— Rozumiem, Misiu, nie martw się. Długo żyję w tej krainie. Wspaniałe, barwne przygody dzieją się tu nieustannie. Zapewne następna już na nas czeka.
Pluszak zastrzygł uszami.
— Kraina Niekończącej się Bajki to miejsce dla wszystkich. Także dla strachów, duchów, smoków, czarownic, złośliwych krasnali, żab, ropuch, mógłbym wymieniać bez końca. Uwierz, dzieci lubią być straszone i nie chcą słuchać ckliwych opowieści. Pluszowy Miś z charakterem jest jednym z tych dziwnych przypadków, w które bogate jest życie. Myślę, że chciałbyś zamieszkać tu na stałe?
Miś wtulił się w przyjaciela. Pinokio objął go mocno, oczy zwilgotniały mu ze wzruszenia. Ramiona Pajacyka były twarde i silne, a jednak czuł miękkość i ciepło. Nikt, oprócz Ewy, od dawna, nikt nie trzymał go w objęciach. Miś rozrzewnił się, czarne oczka rozbłysły, twarz promieniała.
— Pinokio, czy naprawdę myślisz, że nie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał czytać zamiast o księżniczce w lokach, o małym misiu z pluszu i oczach z guzików?
— Zdarzało się tyle dziwnych rzeczy… Może, kto wie. A teraz już śpij.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt