Sen 2 - grab2105
Proza » Obyczajowe » Sen 2
A A A

...

Minęło chyba koło dwóch tygodni zanim nawiązaliśmy z sobą kontakt. Ja naprawdę nie miałem czasu, a Karolina też nie dawała znaku życia. Wreszcie zdopingowawszy się wybrałem podany mi numer telefonu. Kilka dzwonków i słyszę zdyszany głosik Karoliny.

- Proszę słucham.

- Cześć Karolina, wprawdzie nie za szybko, ale jestem.

- Zadzwoniłeś, - wykrzyczała, - jednak zadzwoniłeś.

- Przecież obiecałem. Nie mogłem tak ciebie olać.

- A ja myślałam, że faktycznie mnie olałeś. A jednak, nie myliłam się.

- Daj spokój i nie myśl tyle. Co u ciebie, jak z obroną?

- Praca po adiustacji, uwag nie było. Bronić się będę w najbliższy czwartek.

- Gratki. Wiesz mam propozycję. Zapraszam na taką mała wycieczkę. Chciałem pochwalić się moim nowym nabytkiem. Kupiłem samochód. Pojechalibyśmy gdzieś na cały dzień. Po drodze coś zjemy, pooglądamy i wreszcie nacieszę się tobą. Co ty na to?

- Kupiłeś auto, naprawdę?

- A co, pracuję jak wół, to chyba coś się należy. Auto jest i możemy jechać.

- A kiedy to miałoby być?

- Mam do dyspozycji sobotę lub niedzielę.

- Zaczekaj chwilkę pogadam z mamą.

Ta chwila trwała jednak dość długo, widać nie miała łatwo… jednak odezwała się.

- Uf, - odetchnęła, - załatwiłam sobotę. Rany jak się cieszę. Pojedziemy Janku.

- To super. To jak się umówimy, przyjechać po ciebie?

- Nie, przyjadę pod akademik. Tak będzie najlepiej.

- Jak chcesz. Twoja decyzja. Proponuję gdzieś około dziewiątej rano.

- W porządku, będę o tej porze pod akademikiem.

- No to jesteśmy umówieni. Cześć Karolina.

- Do zobaczenia Janku.

Były pierwsze dni czerwca i przyroda kipiała nowym życiem, a sobota zapowiadała się cudnie. Mimo stosunkowo wczesnej pory słonko już nieźle przygrzewało. Kręciłem się już koło auta, jak usłyszałem znienacka za sobą jej głos.

- Ale super autko. Fiu, fiu. - Audica.

Odwróciłem się i stanąłem jak sparaliżowany. Stała przede mną dziewczyna z mojego snu. Dokładnie taka sama. Tak samo uczesane długie blond włosy, ta sama naturalna twarzyczka i dokładnie taka sama, czarna koronkowa bluzka odsłaniająca wzgórki ślicznych piersi. Tego było dla mnie za wiele. Zamurowało mnie dokumentnie.

- Co jest z tobą? Stało się coś? – Była wyraźnie zaniepokojona moim zachowaniem.

- Niie, … nic takiego. - Bełkotałem. – Wybacz, ale daj chwilkę.

- Gadaj mi tu zaraz, co jest grane. To już drugi raz na mój widok. Nie pojedziemy nigdzie dopóki nie dowiem się, o co biega w tym wszystkim. – Była zła i zdecydowana spełnić groźbę.

- Daj mi spokój Karolina. To nie jest takie proste i łatwe do wyjaśnienia. Proszę, umówmy się tak. Pojedziemy, usiądziemy gdzieś spokojnie i postaram się wszystko wyjaśnić. Czy zrozumiesz? To już całkiem inna sprawa. Zgoda?

- No, nie wiem. – Spoglądała badawczo. – Zresztą, nich ci będzie. Ale pamiętaj, obiecałeś.

Pojechaliśmy. Wiozłem ją na mojego ulubionego miejsce, do znajomego moich rodziców, - leśniczego. Bywałem tam wiele razy. To urokliwe miejsce. Leśniczówka nad brzegiem stawu porośniętym trzciną i sitowiem, była dla mnie oazą spokoju. Jechałem tam bez zapowiedzi i w dodatku nie sam. Znając jednak ich gościnność nie miałem żadnych obaw. W czasie jazdy nie wiele rozmawialiśmy. Często łapałem jej badawcze spojrzenie taksujące moje zachowanie. Nie mówiłem dokąd jedziemy, a ona też nie wypytywała. Niech to będzie niespodzianką. Po pewnym czasie zjechałem na leśną dróżkę i po kliku minutach wyjechaliśmy tuż koło leśniczówki.

- Jesteśmy na miejscu Karolino. Chciałem pokazać miejsce, które jest dla mnie azylem od wszystkiego. To mój taki prywatny eden.

- Ale tu ślicznie. Nie dziwię się, że nazywasz to edenem. Jak go odkryłeś?

- Tu mieszkają bliscy znajomi moich rodziców. Bywałem tu wiele razy.

- O rany! To mnie wrobiłeś. Nie spodziewałam się takiej wizyty. Jak jestem ubrana?

- Nie przejmuj się, to bardzo mili ludzie. A wyglądasz prześlicznie. O właśnie idą.

Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do nadchodzących gospodarzy.

- Przepraszam za niezapowiedziany najazd. – Odezwałem się nieco spięty. – Ale chciałem przedstawić moją sympatię, - Karolinę. – Tu skłoniłem się jej. – A to są przyjaciele moich rodziców państwo Jasińscy. – Kończyłem prezentację.

- Daj spokój Janek z tymi skrupułami. Wiesz przecież, że jesteś zawsze miłe widziany. A tym bardziej, że przywozisz nam takiego gościa. Witaj Karolinko po naszym dachem. Radość poznać kogoś, kto usidla tego gagatka.

- Nie wiem, co mam powiedzieć, - Karolina oblała się rumieńcem po czubki włosów. – Jestem taka zaskoczona, bo on nie był łaskaw mnie uprzedzić gdzie jedziemy. – Spojrzała bezradnie na gospodarzy. – Dzień dobry państwu.

- Ależ dziecko kochane, - zginęła w pulchnych objęciach gospodyni, – nie przejmuj się. Skoro ten gagatek przywiózł ciebie tutaj, widać wlazłaś mu dobrze za skórę. Żadnej jeszcze nie pokazał, ty jesteś pierwsza.

- Nie dziwota, - dopowiedział gospodarz, - sam bym głowę stracił dla takiej ślicznotki.

- Idź stary zbereźniku, - roześmiała się gospodyni, - nie dla psa kiełbasa.

Emocje opadły. Weszliśmy do leśniczówki. Moja towarzyszka zachwycona wystrojem wnętrza, wodziła obłędnym wzrokiem po licznych trofeach myśliwskich. Gospodarz tego domu oprócz zawodu leśniczego był zapalonym myśliwym. I w zasadzie każdy kawałek powierzchni domu był obwieszony rozmaitymi artefaktami myśliwskimi. Za moment na stół wjechało śniadanie. Na nic zdały się nasze protesty. Siedliśmy do stołu. Zapadło milczenie a słychać było tylko intensywne odgłosy jedzenia. Jak już pokazało się dno talerza, odezwała się Karolina.

- Boże, pierwszy raz w życiu jadłam takie smakowitości. Wstyd jak się zachowałam, ale naprawdę nie mogłam przestać. To było takie wspaniałe.

- Jaki wstyd dziecko kochane, - gospodyni pokraśniała z uciechy, - dobrze że smakowało. Na zdrowie.

- To było coś cudownego, - dodałem, - naprawdę nie byliśmy głodni, ale tego nie mogliśmy sobie odpuścić. Dzięki.

- Cała radość po naszej stronie. Miło było patrzeć na was jedzących. Widok sam w sobie. Teraz chyba pójdziecie na spacer a nie zapomnijcie o obiedzie. Będzie o czternastej.

- Tak, chcę Karolinie pokazać moją samotnię. Za obiad dziękujemy i na pewno zjawimy się.

Z pewnym kłopotem podnieśliśmy się zza stołu. Byliśmy cudownie objedzeni. Poprowadziłem moją towarzyszkę w kierunku stawu. Jak już oddaliliśmy się już trochę, zapytała dość obcesowo.

- Janek, od kiedy to jestem twoją dziewczyną? Nie chciałam robić ci obciachu i nie prostowałam tego miana.

- Jak to, od kiedy? Od dzisiaj.

- Jakoś nie pamiętam, abym była o to pytana.

- Rany Karolina, jesteś aż taką formalistką?

- Jeśli chodzi o to, to tak. Chcę wiedzieć na czym stoję.

- No dobrze. – Westchnąłem, - Karolinko fascynujesz mnie, ale nie wiem czy kocham ciebie. Bądź moją dziewczyną. Proszę.

- No tak, to, co innego. - Przystanęła i wziąwszy moją twarz w dłonie wyszeptała:

- Janku, ja też jestem tobą zafascynowana i również nie wiem nic więcej. Bądź moim chłopakiem. – Pocałowała delikatnie, a ja również delikatnie oddałem pocałunek.

- Czyli formalności mamy z głowy. Odezwałem się z ulgą.

- Na to wygląda, - spojrzała na mnie z szatańskim uśmiechem.

W miedzy czasie doszliśmy do celu spaceru. Był to zakątek na skraju skarpy kończącej się w szuwarach stawu. Z trzech stron otoczony zwartym szpalerem krzewów. W zacisznym miejscu stała drewniana wygodna ławeczka. To moja świątynia dumania.

- Ale tu ślicznie, Co za urokliwe miejsce. – Była naprawdę pod wrażeniem.

- Tak, nie da się ukryć. Jak miewałem dołki, to tu wracałem do życia.

- Siadaj proszę. Coś obiecałem przed wyjazdem i myślę, to jest właściwe miejsce na udzielenie odpowiedzi. Mam tylko prośbę, nie śmiej się ze mnie. To, co mam do opowiedzenia jest szczerą prawdą.

- Zaintrygowałeś mnie. Opowiadaj.

- Zacznę krótko. Jesteś dziewczyną z mojego snu. Taką żywcem przeniesioną z marzenia sennego do rzeczywistości. Dosłownie. Patrzę teraz na ciebie, i widzę dokładną kopię tamtej. Nawet ta czarna koronkowa bluzka z dekoltem jest identyczna. Można oszaleć. Co jest snem a co jawą? Przyśniłaś mi się w przeddzień naszego pierwszego spotkania na pamiętnej imprezie. Dopiero po pewnym czasie uzmysłowiłem sobie to szokujące podobieństwo. Rozumiesz teraz moje dziwne zachowania.

- Zapytałeś, co jest snem a co jawą? … Zawiesiła głos i patrzyła gdzieś w przestrzeń. - Wyobraź sobie, mam identyczny dylemat. Również nie wiem, czy jesteś snem, czy czymś materialnym. To jest niesamowite. Wręcz nie do wiary. Wyobraź sobie, że ty również jesteś człowiekiem z mojego snu. Też jesteś wierną kopią tamtego. Ale, aby było śmieszniej, śniłeś mi się dokładnie w tym samym dniu, a właściwie nocy. Podświadomie wiedziałam, że jesteś mi przeznaczony. Dlatego, jak ostatnia wariatka uganiałam się za tobą. I co ty na to? Co na to nauki ścisłe? Mnie to przerasta.

- Powiem szczerze Karolino, u mnie zawsze dwa dodać dwa, było cztery. A tu nagle okazało się, że byłem w błędzie. Tu jest całkiem inny wynik. Powiem więcej, chociaż pewnie nie powinienem. Coś się za mną stało, aż się boję. Pojęcie imprezek stało mi się obce. Wiesz doskonale kim byłem, a stałem się ascetą seksualnym. Przestało mnie to bawić ba, zastanawiam się, czy mnie to kiedykolwiek bawiło. Rozumiesz coś z tego?

- Wiesz Janku, tak sobie teraz pomyślałam. Jakieś tajemne siły postanowiły zaryzykować i zaaranżowały naszą znajomość. Pewnie teraz z gdzieś daleka obserwują z zaciekawieniem rozwój sytuacji. Czy staniemy na wysokości zadania, czy też zmarnujemy daną nam szansę.

- Wprawdzie brzmi to baśniowo, ale oceniając naszą sytuację wydaje się całkiem prawdopodobna. - Parsknąłem śmiechem. - Karolinko, gdyby tak ktoś z boku podsłuchał o czym mówimy, to miałby niezły ubaw. Dwoje dorosłych, wykształconych w naukach ścisłych ludzi, opowiada sobie takie bzdety.

- Może to i bzdety, ale wiem jedno, spotkałam się z czymś, czego w naukowy sposób wyjaśnić nie można. To jedno, a drugie, przypadłeś mi do serca Janku i dobrze mi jest z tym. Nie chciałabym, aby było inaczej. No tak, gaduła ze mnie i znowu powiedziałam z dużo.

Oparła głowę na moim ramieniu. Otoczyłem ją delikatnym uściskiem, wtuliła się mocniej. Spojrzała na mnie lekko zamglonym spojrzeniem. Nasze usta spotkały się najpierw delikatnie a potem zwarły się w szaleńczym pocałunku. Moje niecierpliwe dłonie szukały jej ciała. Znalazły. W pierwszej chwili było chętne pieszczocie, ale za moment zesztywniało i wysunęło się z objęć.

- Janku, nie teraz. Przepraszam, ale nie mogę. Muszę dojrzeć. Powiem szczerze. Jestem bardzo zazdrosna o te wszystkie dziewczyny, które obejmowałeś i całowałeś jak mnie. Będąc u ciebie w pokoju ciągle widziałam oczyma wyobraźni, dziewczyny wijące się i jęczące z rozkoszy w twoich ramionach. To jest silniejsze ode mnie. To minie. Daj trochę czasu.

- To ja przepraszam, ale dałem ponieść się emocjom. Nie powinienem tak reagować w stosunku do ciebie. Masz rację, tutaj trzeba czasu i tyle. Ale tego pocałunku nie żałuję. Nigdy go nie zapomnę.

- Ja też. No dobra, wiemy na czym stoimy, – padło rzeczowe, - zastanówmy się, co dalej?

- Nad czym tu się zastanawiać. Dla mnie sprawa prosta. Nie zamierzam zrezygnować z ciebie. A dalej, jak nikt i nic nam nie zamiesza, to powinniśmy być szczęśliwi.

- Masz idealistyczne podejście do życia. Wiesz, że idealizm to utopia. Kłóciliśmy się o to.

- To nie jest tak. Jestem tylko optymistą. Wierzę, że jak człowiek czegoś naprawdę pragnie to osiąga bez względu na okoliczności. Pesymistom z zasady nic się nie udaje.

- No nie, zawsze musisz mieć rację. To jest wkurzające. – I jej oczy zabłysły czułością. – Janku, ja też nie zamierzam rezygnować z ciebie. Musisz jednak coś wiedzieć. Wiesz mam rodziców, dotychczas byli anonimowi. Pora powiedzieć coś więcej. Oboje są konserwatywnymi wykładowcami uniwersyteckimi. I teraz najważniejsze. Opowiedziałam im może nie wszystko, ale dużo o tobie i moim uczuciu do ciebie. Mówiąc oględnie, nie przypadłeś im do gustu. Nie jesteś według ich, właściwą partią dla mnie. Nie licz na błogosławieństwo z ich strony. Ja zresztą też nie mam to liczyć. Widać już pierwsze schody.

- A nich to… Nie zazdroszczę sytuacji. Wybór między dżumą a cholerą. Posłuchaj Karolinko, nie bierz mnie pod uwagę. Najważniejsza jest rodzina, ojciec i matka. Ja się tu nie liczę.

- Nie Janku. Ja już zdecydowałam. Masz rację, najważniejsza jest rodzina, ale nasza rodzina. Moja, twoja i naszych dzieci. Rozumiesz?

- Jesteś niesamowita. Chcesz poświęcić miłość rodziców dla nędznego typa jak ja?

- Tak, ale nie dla nędznego typa, tylko dla mojego wyśnionego Janka.

- Stawiasz mnie dziewczyno w kłopotliwej sytuacji. W zasadzie powinienem być samczo dumny, ale nie. Czuję się jakiś winien twoich kłopotów. Nie wiem jak to ująć, ale na pewno wiesz, co mam na myśli.

- Nie masz racji. Trudno tu mówić w kategoriach winy. To te tajemne siły zadecydowały. My nie mieliśmy nic do gadania.

- Rany, fizyk jądrowy rozprawia o jakiś tam siłach tajemnych. Ja chyba normalnie śnię.

- No, popatrz, do czego to doszło, jeszcze trochę i będę latała na miotle. – Roześmiała się serdecznie. – Będę ci służyła za taryfę.

- Posłuchaj Karolino, siedzimy tutaj, gadamy o ważnych i mniej ważnych rzeczach, wydawać by się mogło, - normalka. Ale to nie jest tak. Jest jakoś inaczej, … no dobra, nie ważne.

- Powinieneś jeszcze coś wiedzieć. – Spojrzała nieśmiało, - Poznałam twoich rodziców.

- Co? Jakim cudem? – Wytrzeszczyłem gały.

- Całkiem normalnie. Wsiadłam do pociągu i tyle.

- No nie, wsiadła do pociągu i tyle. Ja się chyba pochlastam. Zwariowałaś?

- Może, nie wiem. Ale musiałam. W trakcie jak dawałeś korki, wywiedziałam się gdzie mieszkasz i pojechałam. Przedstawiłam się jako twoja dziewczyna, coś zabajtlowałam i było. Masz Janku cudownych rodziców. Przyjęli mnie jak własną córkę, tak ciepło i serdecznie. Wyjeżdżając miałam wyrzuty sumienia za to drobne oszustwo. Prosiłam, aby nic tobie nie mówili, bo byś się na mnie gniewał.

- To teraz rozumiem ich uśmieszki i wypytywanie o moje sprawy sercowe. Dałaś czadu. Ale po kiego pojechałaś? Co ci to dało? Naprawdę ci odbiło.

- Naprawdę musiałam. To był jakiś klucz do poznania ciebie.

- Zaraz, jaki klucz? Karolinko, mów jak do człowieka niekoniecznie rozumnego.

- Nie gadaj żeś taki tępy. Jest takie porzekadło: - Jaki ojciec taki syn. Teraz rozumiesz.

- Znam, i myślałaś o święta naiwności, że jak tata git, to i synalek w porządku.

- Śmiej się, a ja wiem swoje. I nie zawiodłam się. Oboje jesteście git.

- I co ja mam z tobą dziewczyno zrobić? – Uśmiechnąłem się nieco krzywo.

- Możesz pocałować i chodźmy na obiadek. Pani Jasińska czeka.

- O przebiegłości kobieca. - Parsknąłem śmiechem, zgaszonym gorącym pocałunkiem.

Wracaliśmy roześmiani i trzymając się za ręce. Świat wydawał się taki piękny. W drzwiach powitała na pani Jasińska słowami.

- W samą porę przyszliście. Już miałam starego pogonić na poszukiwania. Aha, masz pozdrowienia od mamy. Nie mogłam powstrzymać się i zadzwoniłam. A ty Karolinko masz specjalne uściski od mamy Janka. Nie mogła się ciebie nachwalić, jaka miła i uprzejma. Same ochy i achy. Zachwyciłaś ją dziewczyno.

- Dziękuję, - wykrztusiła spłoniona jak pensjonarka, - kiedyś poznałyśmy się. Tak jakoś wyszło.

- No dobrze. Chodźcie już, obiad na stole.

Po obiedzie, który zniknął w naszych żołądkach równie sprawnie jak śniadanko, rozsiedliśmy się w salonie przy filiżance aromatycznej kawy. Pan domu wyciągnął fajeczkę, pyknął parę razy i spojrzawszy na nas z pod krzaczastych brwi, zaczął mówić niby do siebie, niby do nas.

- Chodziłem z twoim ojcem do jednej klasy podstawówki. Nie byliśmy aniołkami, o nie. Nauka nie powiem, miała swoje miejsce, ale fantazji nam nie brakowało. Ileż to razy nasi rodzice byli wzywani na dywanik, a co za tym idzie, ileż to porządnych lań oberwaliśmy. Szkoda gadać. Ale żadnej klasy nie repetowaliśmy. Ba, często i nagrody trafiły się. Potem każdy poszedł swoją drogą a tamta przyjaźń między nami pozostała do dziś. Jesteśmy jak dwaj bracia a nawet bardziej. Zastanawiasz się pewnie, dlaczego o tym mówię? Po prostu, jesteś synem mojego przyjaciela, a to tak, jakbyś był moim synem. Masz śliczną i mądrą dziewczynę. Traktujcie nasz dom jak swój. Przyjeżdżajcie, kiedy tylko chcecie. Na górce jest pokoik gościnny, to i przespać się można bez kłopotu. Będziecie zawsze miłymi gośćmi. – Pyknął jeszcze raz i zmieszany potarł oczy.

Zapadła przejmująca cisza. Spoglądaliśmy po sobie zaskoczeni. Oprzytomniałem.

- Zaskoczył nas pan. – Odezwałem się zmieszany. – Nie wiem, co mam powiedzieć. Wiedziałem, że mam tu przyjaciół, ale nie wiedziałem, że aż do tego stopnia. Wzruszył mnie pan, powiem tylko zwykłe, dziękuję.

- Ależ Janku, zawsze traktowaliśmy ciebie prawie jak syna. Wiesz, że nie mamy dzieci i ty zostałeś takim substytutem naszego dziecka.

- Wprawdzie powinnam siedzieć cicho, ale nie mogę. - Odezwała się Karolina. - Może jestem młodą i głupią gąską, ale państwo jesteście jakimś cudownym zjawiskiem. Otwieracie nam swoje serca, ot tak sobie, bez wyrachowania. Nie żądając nic w zamian. Niesamowite. Mogę tylko śladem Janka powiedzieć zwykłe, dziękuję.

- No już dobrze. Dość tej gadaniny. Chociaż jednak musze coś jeszcze powiedzieć, - znowu pyknął, - Wiele bym dał, gdybym mógł tu pobawić wasze dzieci. Byłbym takim dziadkiem na niby.

- Nie chcę rzucać słów na wiatr, - odparła się zarumieniona Karolina, - ale ja też o tym marzę. A pewna jestem, że Janek nie jest innego zdania. Proszę być optymistą.

- No to będę czekał Karolinko. Na ciebie mogę liczyć, bo na tego urwipołcia nie za bardzo. To nasza krew, pełna fantazji.

Robiło się już szarawo, jak opuszczaliśmy gościnny dom państwa Jasińskich. Żegnali nas bardzo wylewnie, zapraszając nieskończoną ilość razy do powtórnego przyjazdu. Wychodząc z leśniczówki przywitał nas wspaniały żabi chór. Jasno pomarańczowe niebo, odbijało się w spokojnej toni stawu. W powietrzu unosiła się mieszanka cudownych aromatów. Stanęliśmy zachwyceni na moment, delektując się nieziemską chwilą.

- Janku, tu jest jak w bajce. – Usłyszałem szept Karoliny.

- A ty taką księżniczką z bajki. – Dodałem lekko przytulając.

Nie odpowiedziała, ale potem wsiadając już do auta, otarła się o mnie i usłyszałem cichutkie.

- Kocham ciebie Janku.

Udałem, że nie dosłyszałem. Jechaliśmy zamyśleni i nieobecni duchem. Każde z nas było w swoim prywatnym hermetycznym światku. Prawie w milczeniu dojechaliśmy pod akademik. Wyłączyłem silnik i żadne z nas nie zrobiło ruchu. patrzeliśmy gdzieś w przestrzeń. Pierwsza poruszyła się Karolina.

- Muszę już iść. Zafundowałeś taki cudowny dzień. Dzięki. Wiem o czym myślisz, ja też myślę o tym samym. Jeszcze trochę i będziemy naprawdę razem.

Wtuliła się we mnie z jakąś dziką rozpaczą. Nie odzywając się kołysałem i głaskałem jak małą przestraszoną dziewczynkę.

- Pora na mnie. – Wysunęła się z objęć i musnąwszy wargi pocałunkiem wysiadła i pobiegła nie czekając na mnie.

Nie wysiadłem. Długo siedziałem w samochodzie nie poruszając się. Musiałem uporządkować myśli. Miniony dzień poprzestawiał mój dotychczasowy świat. Zostało powiedzianych wiele ważkich słów. Musiałem sam sobie udzielić odpowiedzi na wiele pytań. Najważniejsze z nich pozostawało bez odpowiedzi. Kim tak naprawdę jest dla mnie Karolina? Na Boga, nie wiedziałem. Przelotną miłostką, kaprysem chwili, czy też kimś bardzo poważnym. Nie rozpatrywałem w kategoriach miłości czy czymś w tym rodzaju. Bałem się zadać sobie to pytanie, ale ono samo natarczywie nasuwało się na myśl. Czy naprawdę chcę spędzić z nią resztę mojego życia? Nie znalazłem odpowiedzi. Nieszczęśliwy powlokłem się do akademika.

Najbliższe dni były lekkim koszmarem. Ostatnie ważne zaliczenia decydujące o pomyślnym i terminowym zakończeniu roku, i niemniej ważne i terminowe zadania w pracy. Spałem po dwie – trzy godziny dziennie. Wstyd przyznać się, ale zapomniałem o obronie Karoliny. Nie kontaktowaliśmy się od niedzieli. Czwartek bardzo późny wieczór,, gdy tylko wróciłem z pracy wołają do telefonu. Mrucząc brzydko pod nosem podszedłem do aparatu.

- Halo, odezwałem się szorstko.

- Obroniłam się. – Usłyszałem radosne. – Tak się cieszę.

Stanąłem twardo na ziemi. Rany zapomniałem. Zrobiło mi się bardzo głupio.

– Gratki Karolinko. Co to dla ciebie? Bułeczka z masełkiem. Byłem święcie przekonany, że zdasz. – Grałem luzaka.

- Gadaj zdrów. Nie było łatwo. Dzwoniłam do ciebie chyba cztery razy i nie zastałam. Ale teraz jesteś. Boże, jaka jestem szczęśliwa. A co u ciebie? Jak zaliczenia?

- Zostało tylko jedno i wakacje. A tak, to ciężko było. Pogodzenie pracy i studiów okazało się nadspodziewanie trudne. Nie wyrabiam Karolinko. Przynajmniej na razie. Może jak zaliczę wszystko, to odetchnę trochę.

- Mój ty biedaku, tak żal mi ciebie i nie mogę nic pomóc. Janku, co robisz w sobotę?

- Chyba nic. Szefostwo nic nie awizowało.

- Chciałam zaprosić na uczczenie dyplomu. Tylko my dwoje. Co ty na to?

- Brzmi zachęcająco, tylko my dwoje. No, no.

- No nie. Nic z tych rzeczy. Zapraszam na małą kolacyjkę do eleganckiego lokalu.

- O rany, do eleganckiego. Ja się boję. – Zachichotałem.

- Nie bój się chłopczyku. Tam nie leją po mordzie bez pytania.

- Naprawdę, pse pani? – Roześmiałem się na dobre. – Jasne Karolino, pójdę wszędzie a nie tylko do eleganckiego lokalu.

- To jesteśmy umówieni. Jutro zadzwonię to zgadamy się dokładnie. Pasuje?

- Musi.

- No to spadaj do spania, bo chyba wyrwałam z niego. Cześć.

- Cześć. Odpowiedziałem już do głuchej słuchawki.

Mimo zmęczenia poczułem się jakiś radosny. Tych kilka słów zamienionych przed chwilą dało jakiś impuls do życia. Już chciałem widzieć jej uśmiechnięte oczy w których odbijało się niebo. Nie namyślając się długo zadzwoniłem. Odebrała od razu.

- Przepraszam, ale chciałem tylko powiedzieć dobranoc. Stęskniłem się.

- Ty wariacie jeden, miałeś spać. Zmęczony jesteś do diabła.

- To prawda, ale nie usnąłbym nie usłyszawszy twojego głosu.

- Aha, dajmy na to. Ale tak na poważnie, wiedziałam, że zadzwonisz. Nie wiem skąd, ale byłam pewna. Czekałam przy telefonie. Ja też tęsknię, ale teraz naprawdę maszeruj do spania. Pa Janku.

- Pa. - Powiedziałem znów do głuchej słuchawki.

Wróciłem do pokoju z błogim uśmiechem na ustach. Musiało to wyglądać bardzo dziwnie, bo kolega z pokoju zerknął znad książki zapytując troskliwie, czy nic mi nie jest. Mruknąłem coś i z tym samym wyrazem twarzy zasnąłem.

Odstawiony jak na najważniejszy egzamin czekałem w umówionym miejscu na Karolinkę. Nie mogąc wysiedzieć w akademiku zjawiłem się sporo wcześniej,. Pospacerowałem niezgorzej jak zobaczyłem ją wysiadającą z taryfy. Zawsze była śliczną dziewczyną ale to, co zobaczyłem odebrało mi mowę. Naprawdę stałem nie mogąc oderwać od nie oczu. Szła ku mnie najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widziałem. Każdy najmniejszy, perfekcyjnie dobrany detal jej stroju, był tylko tłem dla jej olśniewającej urody.

- Co się tak gapisz? Kobiety nie widziałeś, czy co? – Jej oczy przeczyły wypowiedzianym słowom. Była szczęśliwa z uzyskanego efektu.

- Masę kobiet widziałem, ale takiej zjawiskowej istoty jeszcze nie. Karolinko to jesteś ty? Naprawdę.

- Wszystko na to wskazuje mój drogi. Raczej nie ma pomyłki.

- Skoro tak to, jakie dyspozycje ma szanowna pani na dzisiejszy wieczór? – Ukłoniłem się.

- Dyspozycje pytasz? No cóż mam jedną. Masz być miły.

- Daj spokój, nie przesadzaj. To mnie przerasta. Nie masz jakiejś innej?

- Zdecydowanie nie. Wykonać! – Roześmieliśmy się oboje takim szczęśliwym śmiechem.

Wzięła mnie po rękę i poprowadziła do restauracji hotelu Hilton. Grałem światowca, ale nie czułem się najlepiej. Dotychczas nie było mi dane przebywać w takich przybytkach. Natomiast Karolina czuła się swobodnie jak u siebie w domu. Tuż po naszym wejściu zjawił się wyszamerowany jegomość, skłonił się mówiąc nienagabywany:

- Stolik dla państwa przygotowany. Proszę za mną.

Pomaszerowałem za Karoliną i jegomościem. Tak idąc wzdłuż sali widziałem z satysfakcją, lecz i ukłuciem zazdrości obmacujące ją spojrzenia mijanych mężczyzn. To moja dziewczyna panowie, wara od niej. Było do przebycia raptem dziesięć, no może piętnaście metrów a dla mnie były to jednak kilometry. Dotarliśmy na miejsce. Tym miejscem był ukryty z kącie sali okrągły stolik z dwoma fotelikami. Jednocześnie wyrosło jak spod ziemi dwóch kelnerów. Pomogli usiąść a podając menu łaskawie zapytali, co sobie życzymy na początek? Inicjatywę przejęła, chociaż nigdy jej nie oddawała, - Karolina. Zadysponowała z wielką znajomością rzeczy jakąś lekką przekąskę. Stojący w uniżonej postawie kelner wymienił jakieś nieznane mi nazwy, a ona po chwili zastanowienia zdecydowała się na jakąś tam. Nareszcie poszli sobie.

- Gdzie ty mnie przywiodłaś? – Wysapałem wyczerpany. - Nie było nic rozsądniejszego?

- Mój dyplom mogę świętować tylko w twoim towarzystwie i w takiej oprawie. Jesteście oboje tego warci. Wyluzuj. Jesteś taki spięty.

- Dobrze ci mówić wyluzuj. Bywałem tam i owam, ale takiego szyku nie widziałem. Daj mi trochę czasu.

- Muszę coś wytłumaczyć. To, że jesteśmy tutaj, to dzięki mojemu tacie. W wielkiej tajemnicy przed mamą załatwił nam to przyjęcie. Mówię nam, bo w moim tacie masz swojego fana. Przed mamą oczywiście gra inną rolę, bo tak ma być. Siedzi pod pantoflem. On tu bywa i ma otwarte konto. Jesteśmy na jego rachunek.

- Wiesz, myślałem w swojej megalomani, że zjadłem wszystkie rozumy i już nic nie jest mnie zaskoczyć. Zaskoczyło. Jakim cudem ja człowiek z plebsu, siedzę tutaj w tak wytwornym lokalu mając koło siebie tak prześliczną kobietę?

- Co ty gadasz do cholery? – Wściekła się. – Człowiek z plebsu. Dobre sobie. … Odszczekaj to w tej chwili. Odbiło ci zupełnie. Jak w ogóle możesz tak myśleć? Obrażasz mnie!

- Wybacz, nie chciałem nikogo obrażać. Ale nie mogę inaczej tego nazwać.

- Zrozum idioto. Jesteś sto razy bardziej wartościowy niż te wszystkie bubki siedzące na tej sali. Zrozumiałeś. Plebs, - prychnęła, - dokładnie zwariowałeś.

Sytuację załagodzili kelnerzy zjawiwszy się z zamówionymi przekąskami. Ustawiwszy je pieczołowicie na stole zniknęli tak nagle jak się pojawili.

- Daj spokój. Mamy tu inne punkty widzenia. Nie rozumiesz mnie.

- Rozumiem, i to bardzo dobrze. Przemawia przez ciebie kompleks innego pochodzenia. Co to ma do rzeczy? Zastanów się. Co ma wynikać z faktu, że twój ojciec jest urzędnikiem a mój profesorem? Absolutnie nic. Ważni jesteśmy my. Ja i ty. Kim jesteśmy dla siebie? To jest najważniejsze. Reszta to nieważne tło.

- Ty to umiesz człowieka urobić. Ale tak na poważnie, jesteś naprawdę cudowna i to nie tylko w charakterze urody. – Pochyliłem się i pocałowałem ją w policzek.

- No już dobrze. Zjedzmy coś. Zobaczymy, co nam przynieśli. – W jej oczach znowu widziałem niebo.

Nie wiem ile trwała ta kolacja, kelnerzy pojawiali się i znikali. Dania na stole w tym samym rytmie również zmieniały się. Rozmawialiśmy niewiele. Wreszcie stwierdziliśmy, - na tym koniec. Wtedy zostałem niesamowicie zaskoczony. Karolina sięga do torebki i pokazuje klucz hotelowy. Macha nim mi przed oczami uśmiechając się szatańsko.

- Tu jest jeszcze jeden prezent od taty. Mamy zarezerwowany pokój w tym hotelu. Zadowolony?

Otworzyłem szeroko oczy i zaniemówiłem. Chwile poruszałam bezgłośnie ustami. Wreszcie wykrztusiłem.

- Mamy pokój, … tooo, chcesz być ze mną? – Zapytałem głupkowato.

- Aha, chcę i to od dawna.

- Nie mówię nic Karolinko. Dzisiejszy wieczór aż nadto wyczerpał moją zdolność pojmowania.

- Nie musisz nic pojmować, chodźmy lepiej do pokoju. – Jej spojrzenie stało się jakieś zamglone.

Wzięła mnie za rękę i poprowadziła bocznym wyjściem do hotelu. Jadąc windą przytuliła się do mnie zarumieniona i drżąca na całym ciele. Objąłem ją mocno szukając ustami jej ciała, poddała się pieszczotom. Winda stanęła a my weszliśmy do pokoju

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 06.02.2020 08:38 · Czytań: 306 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty