W pogoni za cieniem 3 - grab2105
Proza » Obyczajowe » W pogoni za cieniem 3
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

- Sabinko, jesteś niesamowita. Nie wiem, co mam powiedzieć. – Wykrztusiłem z trudem.

- To lepiej nic nie mów, tylko zabierajmy się do roboty. Jutro mamy klienta.

Zajęliśmy się przygotowaniem materiałów tak ochoczo, że wyszliśmy z biura dobrze po godzinach normalnego urzędowania. Powiedzieliśmy sobie – cześć, i poszliśmy każde w swoją stronę.

Dzisiaj panujące korki wyjątkowo mnie wyprowadzały z nerwów. Zostało mi naprawdę mało czasu a jeszcze chciałem się jakoś ogarnąć przed spotkaniem z nieznajomą. O obiedzie nawet nie myślałem. Nie ważne. Wpadłem do domu jak burza.

- A jesteś. Obiad już wystygł. Czekaj podgrzeję. – Jacek zagadał od progu.

- Daj sobie spokój. Spieszę się. Nie dam rady nic przełknąć.

- Masz spotkanie z tą laską?

- Tak to można nazwać.

- Ale nie wiedziałem, że mój tata to bohater.

- Co ty pieprzysz. Jaki bohater co cholery?

- Ta ślicznotka opowiedziała coś nie coś o przygodzie na drodze.

- Daj spokój. Normalna pomoc i nic więcej.

- Ona miała zdecydowanie inne zdanie.

- Nie ważne, co opowiada.

- Zaprosisz ją do nas?

- Że co?

- Pytam, czy ją zaprosisz do nas?

- Jacek, odbiło ci? Jak to widzisz? Obcą kobietę tak od razu do domu…

- Może masz rację, ale ona już nie taka obca. Tak myślę.

- To sobie myśl, a ja już spadam. Cholera późno już.

- Powodzenia i wyluzuj. Cześć.

Jednak spóźniłem i to o dobre dwadzieścia minut. Spięty jak diabli wszedłem do kawiarni. Zrobiłem kilka kroków wodząc oczyma po siedzących w półmroku ludziach. Dopiero teraz zrozumiałem, że nie mam szans jej poznać. Wtedy była noc, zadymka a ona wyglądała jak śnieżny bałwanek. Widziałem tylko zapłakane oczy.

Zatrzymałem się i wzrok bezradnie starał się wyłuskać to jedno, niezapomniane spojrzenie. Naraz usłyszałem za plecami cichy głos.

- Przepraszam pana. Czy to pan pomógł wtedy na drodze?

Odwróciłem się. Nasze spojrzenia spotkały się. W oczach stojącej dziewczyny zobaczyłem odbicie tamtej nocy. Lecz zamiast łez zobaczyłem blask słońca odbity w najcudowniejszym lazurze oczu.

- Na to wygląda. Tak miło panią powitać. – Skłoniłem się. - Uparciuszka z pani.

- Ma pan rację. U mnie nie ma zmiłuj. Znalazłam, chociaż wszyscy pukali się w czoło. Ale zapraszam do stolika.

Ruszyła przodem, a ja idąc z tyłu nie mogłem oderwać oczu od zgrabnej figury przewodniczki. Nie szła, ale płynęła ledwo dotykając zgrabnymi nogami podłogi.

Jacek, miałeś rację. - Ale laska. – Przemknęło mi w głowie.

Za moment znaleźliśmy się na miejscu. Z fasonem podsunąłem towarzyszce krzesło pomagając usiąść. Jednak nim usiadłem, skłoniłem się ponownie recytując formułkę.

- Wypada abym się przedstawił. Nazywam się Piotr Lorenz.

- Wyprzedził mnie pan. – Uśmiechnęła się. – Miło mi. Patrycja Janosz.

Wyciągnęła drobną rączkę w moim kierunku. W mojej niemałej łapie znalazła się ciepła, delikatna i krucha dłoń. Bardzo ostrożnie uścisnąłem i trochę bezczelnie przyjrzałem się dziewczynie.

Co tu gadać, zrobiła wrażenie. Pomijając urodę, do której trudno byłoby się przyczepić, to miała w sobie to coś, co działało jak silne pole magnetyczne na żelazo. Przyciągało. Była cudowna.

- Ma pan miłego syna. – Przerwała niezręczną ciszę.

- To prawda. To taki mój bardziej przyjaciel niż syn.

- Odczułam to. Bronił prywatności taty jak lew.

- Tak ma być.

- Też tak uważam. Różni ludzie się kręcą.

- Proszę powiedzieć, jak długo będę cieszył się pani widokiem?

- Niestety, jutro muszę wyjechać. Siła wyższa.

- Rozumiem, mus to mus, ale szkoda. Chciało by się pogrzać przy takim ciepełku.

- Romantyk się odezwał. Ciepełko mu się marzy, a w domu żona z kijem czeka.

- Nie ma tak źle. Już od trzech lat nie czeka. Zginęła w wypadku.

- Boże, ale gafa. Przepraszam pana.

- Nic się nie stało. Już okrzepłem, a zresztą, skąd mogła pani wiedzieć?

- Ale jednak nie powinnam się tak odzywać.

- A panią mąż tak samą wypuścił z pod swej opieki.

- Zabrzmi to dziwnie po tym, co pan powiedział, ale mój, już były mąż wypuścił mnie idąc do innej. To już też gdzieś tyle czasu. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda?

- Nie da się tego ukryć.

- I co teraz panie Piotrze? Bawimy się w jakieś podchody?

- Stawia pani sprawy jasno i zdecydowanie.

- Lubię jasne sytuacje, a na jakieś zgrywanie się mamy mało czasu. Więc jak, mam jakieś szanse u pana?

- Powiem tak, zaskoczyła mnie pani takim tempem prowadzenia rozmowy. Pani jest równie inteligentna co śliczna. Teraz, czy ma pani jakieś szanse? Oczywiście. Tylko uściślijmy, na co?

Na dalszą znajomość na pewno, a co dalej?

- Na nic innego nie liczę. Proszę nie panikować, nie zamierzam pakować się panu do łóżka.

- Akurat nie miałbym nic przeciw temu.

- Mówiąc szczerze, ja też.

- Hm, zaczyna być interesująco.

- To może będziemy kontynuowali rozmowę u mnie w pokoju.

- Ostro pani gra.

- Czasem tak trzeba. To co, idziemy?

- Nie. Mnie taka gra nie odpowiada. Rozczarowana?

- Nie. Zadowolona.

- Zadowolona? Nie rozumiem.

- I to bardzo. Nie zawiodłam się na panu.

- Aha, to był test. Mylę się?

- Nie.

- Nie lubię takich zagrań. To mnie obraziło.

- Ależ dlaczego?

- Nie zrozumie pani tego. Jestem takim dziwakiem.

- Przepraszam. Naprawdę chciałam dobrze.

- Ale dla siebie. Nie pomyślała pani ani przez moment o mnie. Jak ja to odbiorę?

- Ale z pana obrażalski.

- Jestem jaki jestem i tyle. Ale pora na mnie, muszę jeszcze przepytać syna z matmy.

- Naprawdę się pan pogniewał. Szkoda. Liczyłam na pańską przyjaźń.

- Ja również. Życie twardo skorygowało marzenia.

- No dobra, jak pan chce. Nie mam w zwyczaju padać na kolana. Gdyby jednak coś się zmieniło, tu jest mój numer telefonu. Miło było pana poznać.

Wstała sztywno i odeszła od stolika nie patrząc na mnie. Głęboko odetchnąłem. Co to było? Jakiś zwariowany sen. Zobaczyłem leżącą wizytówkę i zawahałem się, - brać, czy nie?

Jednak wstając od stolika nie czytając wsunąłem ją do kieszeni.

ROZDZIAŁ 2

Sabina po pracy nie od razu odjechała samochodem. Musiała uspokoić się i porozmawiać z sobą. Dzisiaj wydarzyło się coś, co przewróciło jej dotychczasowy pogląd na życie.

Dotychczas mężczyzn uważała za osobników niższej kategorii, potrzebnych jedynie do zaspakajania jej potrzeb seksualnych. Obrzydzenie wywoływała sama myśl o prasowaniu ich koszul, praniu skarpetek, czy tak w ogóle o usługiwaniu. Nie jest, i nigdy nie będzie służącą jakiegoś idiotycznego samca.

I co się stało? Wystarczyło w zasadzie przypadkowe przytulenie przez Pitera, aby doznać czegoś zaskakującego. Co jest? Znają się już kawał czasu, jest fajnym, niegłupim kolegą i tyle. Po śmierci żony była dla niego ścianą płaczu. Wspomagała w tych trudnych chwilach, ale nigdy nie widziała w nim mężczyzny w jej rozumieniu. Erotycznie był jej doskonale obojętny.

Ale wystarczyło poczuć przelotny dotyk i zapach jego ciała, aby przeżyć wstrząs. Nagle zapragnęła być blisko niego. Blisko, ale bez kontekstu czysto seksualnego. Tak po prostu być i mieć świadomość jego obecności. Przestraszyła się. Co się z nią stało? To nie tak miało być.

Chcąc wymazać z pamięci wynikłą sytuację, zajęła się intensywnie pracą. Niestety, to było jak jakiś wirus, który niepowstrzymanie drążył podświadomość. Nie mogła powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń, a każde z nich przywoływało wspomnienie jego bliskości. Można oszaleć.

Stała w emocjonalnym rozkroku. Owszem, chciała aby nareszcie związał się z jakąś kobietą i unormował swoje życie. Ale przekonując o konieczności spotkania a tą nieznajomą, poczuła jednocześnie ostrze zazdrości w sercu.

Co się za mną stało? – Powiedziała półgłosem uruchamiając jednocześnie silnik samochodu. Kompletnie zwariowałam i tyle. – Dodała ruszając z miejsca.

Nie ujechała daleko jak zadzwonił telefon. Odebrała nie patrząc na wyświetlacz.

- Czego? – Mruknęła manewrując autem na zatłoczonej ulicy.

- Cześć maleńka. Janusz z tej strony. – Odezwał się męski baryton.

- Cześć. Czego chcesz?

- Oho, coś nie w sosie dzisiaj.

- I co z tego?

- Nic. Myślałem że spotkamy się dzisiaj.

- A co, urwałeś się Baśce?

- Coś koło tego. Wyjechała i wróci jutro.

- Aha, i zachciało ci się.

- No pewnie. Stęskniłem się za twoją szparką.

- A ona jakoś nie. Słabiutki byłeś ostatnio.

- No nie, dzisiaj jestem przygotowany.

- Co, niebieskie cukiereczki w kieszeni?

- No wiesz, nie chcę cię zawieść i mam.

- Nie wiem, co mam z tobą zrobić? Ale mam dzisiaj doła a ty farta. Wpadnij gdzieś około ósmej to sprawdzimy ile jesteś wart Adonisie dla ubogich.

- Jasne. Do zobaczenia. - I sygnał zakończenie połączenia.

Dobrze się stało, - powiedziała półgłosem, - może uda się wybić z głowy ten dzisiejszy idiotyzm. Zapomnieć i jeszcze raz zapomnieć… Ruszyła ostro przed siebie. Zmierzała do swojego nowo kupionego dwupokojowego mieszkania. Jeszcze było nie do końca wyposażone, ale to co miała spełniało potrzeby. To miał być jej wymarzony azyl, do którego wstęp, i to na krótko. mieli mieć tylko wybrańcy. Tacy jak Janusz, szalenie przystojny, ale niestety, - nie najlepszy kochanek. Cóż, nie można mieć wszystkiego. – Mruknęła wysiadając z auta.

Niestety, ale nie udało się zapomnieć. Naprawdę starała się - i to bardzo, a Janusz też dostroił się i wyjątkowo stanął na wysokości zadania. Kiedy koło północy żegnali się, to siląc się na coś podobnego do czułości, czuła wewnętrzny niesmak i obrzydzenie do siebie.

Potem długo stała pod gorącym prysznicem, chcąc bezskutecznie zmyć nieistniejące ślady dotyku obcego jej ciała. Czuła się zbrukana i poniżona.

Co się ze mną stało? Z tą myślą wtulona do poduszki jak do czułych ramion Pitera - zasnęła.

Rankiem wstała jak po jakiejś libacji alkoholowej, rozbita i z bólem głowy. Myśl o pójściu do pracy napełniła przerażeniem. Nie w tym stanie. Nie zastanawiając się zadzwoniła do Pitera.

Długo się nie zgłaszał, ale w końcu usłyszała zaspany głos.

- Kogo tam diabli niosą?

- Cześć. To ja, - Sabina.

- Cześć. Co jest? Wiesz która godzina?

- O, szlag…. Faktycznie nie popatrzyłam na zegarek. Sorki Piter, ale nie nadaję się dzisiaj do pracy. Wypisz kilka dni urlopu.

- Kilka, to znaczy ile?

- Cholera, pieprzę głupoty. Powiedzmy na początek trzy dni a potem zobaczymy.

- Sebcia, stało się coś?

- W zasadzie nic, ale muszę mieć czas na dogadanie się z sobą.

- Nie chcę się wpieprzać w twoją prywatę, ale jak co, to jestem do dyspozycji.

- Eh, dzięki, ale akurat tu nie możesz pomóc.

- Rozumiem, ale podtrzymuję ofertę.

- Wiem. Ale jeszcze jedno, jak wczorajsza randka?

- Szkoda gadać. Jedno wielkie nieporozumienie. Chciała mnie testowo zaciągnąć do łóżka i skończyło się bardzo suchym pożegnaniem.

- Żarty?

- Nie, i kończmy z tym tematem. Chowaj się cieplutko.

- Załamałeś mnie. Tego się nie spodziewałam. Odezwę się Piotruś. Cześć.

Odkładając telefon spojrzała w lustro i zobaczyła uśmiech błąkający się na twarzy. Normalnie zwariowałaś. – Pomyślała zaskoczona. - Z czego się cieszysz? Że Piter jeszcze bardziej zamknie się w sobie. Lecz jakiś wewnętrzny, przekorny głosik szeptał szczęśliwy: - W jego ramionach nie będzie teraz żadnej innej niż ja.

Podeszła do okna patrząc na zaśnieżoną, skąpo oświetloną ulicę po której przemykały nieliczne auta. Wczesny zimowy poranek i ona, sam na sam z dojmującą pustką w głowie. Po raz pierwszy boleśnie odczuła ciężar samotności. Nie ma przyjaznej duszy, przed którą mogłaby się otworzyć i wywalić z siebie wszystkie żale i nękające ją dylematy. Ale chwila, - przecież może pojechać do mamy. Tak, konicznie, i to natychmiast. To nic, że już dość dawno nie zaglądała do niej, ale przecież to mama i na pewno zrozumie.

Poranny telefon od Sabinki zaniepokoił mnie i nie było już mowy o dalszej drzemce. Co jest grane? – Rozmyślałem. - Znamy się już tyle czasu i nigdy nie wyskoczyła z czymś takim. Co miało znaczyć? „Muszę dogadać się z sobą”. Hm, no tak, ale w zasadzie to jej nie znam. Co kryje się za maską zblazowanej i ironicznej dziewczyny? Przeciągnąłem się aż kości zatrzeszczały i mruknąwszy, - nic tu nie wymyślę - zwlokłem się z łóżka.

Nie chcąc obudzić Jacka, opatuliłem się szlafrokiem i usiadłem w fotelu zapatrzony w wirujące za oknem płatki śniegu. Wzdrygnąłem się. Z miecionych wiatrem śnieżnych płatków wyłoniły się oczy pełne łez. Patrycja… Ukłuło w sercu. To koniec snu o nieznajomej.

Ale odczyt z pamięci był doskonałej jakości. Zobaczyłem ją śliczną, powabną i roztaczającą magnetyczny urok. Uśmiech, który mimowolnie pojawił się na twarzy znikł w panice na wspomnienie późniejszych wydarzeń. Nie ze mną takie zagrania, - mruknąłem – testować się jej zachciało. Zapatrzyłem się bezmyślnie w okno.

- Co z tobą? – Usłyszałem nagle głos Jacka. – Źle się czujesz?

- Daj spokój, nic mi nie jest. - Odpowiedziałem automatycznie, zerkając na niego. Stał w piżamie, ze zmierzwionymi włosami wpatrując się we mnie przestraszonym wzrokiem.

- Już kilka razy wołam do ciebie a ty nic.

- Zamyśliłem się i tyle.

- Coś nie tak? Martwię się.

- Nie przesadzaj, wszystko pod kontrolą.

- Taa… jakaś marniutka ta kontrola. – Mruknął kręcąc głową.

- Daj spokój, nie mam nastroju na przegadywanie się.

- Idziesz do pracy?

- Nie wiem, właśnie zastanawiam się na tym.

- Zrobisz jak zechcesz, ale moja rada - idź. W domu odbije ci zupełnie.

- Oho, psycholog się znalazł. A to niby dlaczego?

- Tato, nie zgrywaj się, ślepy nie jestem. Zresztą, jak sobie chcesz.

Jeszcze spojrzał badawczo i cicho zamknął drzwi za sobą. Zapadła cisza. Opatuliłem się jeszcze mocniej, przyglądając się apatycznie porozrzucanym częściom garderoby, oraz walającymi się resztkami kolacji zmieszanymi z jakimiś papierami. Wczoraj wieczorem nie byłem wzorem poukładanego faceta.

Przybierająca na sile zamieć z wściekłością uderzała w szyby, a ja skulony w fotelu poczułem się jak w enklawie spokoju. Było ciepło i przyjemnie. Zamknąłem oczy.

Do rzeczywistości przywołał mnie uporczywy dźwięk telefonu. Rozejrzałem się. Za oknem było już całkiem widno a zamieć jakby osłabła. Sięgnąłem po telefon.

- Czego tam? – Mruknąłem odpychająco.

- Cześć. Co z tobą? – Padło sucho z ust mojej szefowej.

- Hej, szefowo. Nieszczególnie dziś u mnie.

- Chory jesteś, czy co?

- Nie, chory nie jestem. Doła mam i tyle. Kapujesz?

- Jak nie jesteś umierający, to wskakuj w portki i melduj się w firmie. Twój dół mnie nie rusza. Jesteś pilnie potrzebny, a Sabinę też wcięło. Cholera, same kłopoty z wami.

- Co jest? Prezydent przyjechał i chce mi dłoń uścisnąć?

- Nie pierdol głupot Piter. Mamy bardzo ważnego klienta. No już, - pakuj się.

- No dobra. Wszystko dla ciebie szefowo.

- Odpieprz się, dobra? Czekam.

- Zaraz będę. – Mruknąłem i wyłączyłem telefon.

To zaraz, przeciągnęło się troszkę…

Stojąc na światłach, poczułem nagłe, gwałtowne uderzenie i usłyszałem cichnący trzask gniecionej blachy. Potem, nie było już nic. Odleciałem w niebyt.

Rany, - jak boli! Straszny ból przeszywający całe ciało, na moment przywraca mnie do rzeczywistości. W pojedynczych migawkach widzę zaglądające przez wybite okno ludzkie twarze i błyski fleszy komórek. Znowu odlot i ciemność. Czuję jakiś ruch i przez szparki powiek widzę wąsatą twarz w hełmie strażackim. Aha, ratownik. – przemknęło przez myśl. Nieźle.

Byłem już jak mumia, całkowicie unieruchomiony. Dolna część mojego ciała ginęła w plątaninie resztek deski rozdzielczej. Górną natomiast całkowicie unieruchomili ratownicy.

- Co z panem? – Słyszę zanikający głos.

- Bywało lepiej. – Wydusiłem przez zdrętwiały organ mowy.

- Tak myślę. – Ale co z nogami? Może pan nimi poruszyć?

- Nie wiem. Nic nie czuję.

- Aha. Proszę się nie ruszać. Zaraz pana stąd wyciągniemy. Spokojnie.

- Uszkodzenie kręgów? Mylę się? – Wpatrywałem się w wąsatą twarz nachyloną nade mną.

- Najprawdopodobniej. To może być szok pourazowy. Dzieją się wtedy różne rzeczy.

- Oby… - Zamilkłem i przed oczami pojawiły się ciemne plamki.

- Jak pan ma na imię? – Poczułem na policzku dotyk jego ręki.

- Piotr. - Wydusiłem z wielkim trudem.

- Tak więc panie Piotrze, musimy pozbawić to auto kilku, blokujących pana elementów. Trochę to potrwa.

- Jakoś przestałem się śpieszyć. Poczekam.

- Może kogoś zawiadomić?

- A byłby pan taki miły?

- Ma pan humor, nie powiem. Gadaj pan gdzie i dzwonimy.

- Może najpierw do mojej szefowej. Proszę powiedzieć, że niestety nie dojadę, bo…

- Jasne. A potem?

- A potem… cholera, to mój syn. Trzeba by jakoś delikatnie. Wie pan, nic poważnego i tata później sam przedzwoni.

- To może lepiej do żony?

- Hm, zginęła trzy lata temu w wypadku.

- O jasna cholera. Współczuję chłopakowi. Ile ma lat?

- Siedemnaście.

- To jeszcze dzieciak.

- Nie do końca. Szybko wydoroślał.

- No tak. Nie było innego wyjścia. No dobra, bierzmy się do roboty. Daj pan te numery.

Podyktowałem i facet znikł z pola widzenia. Dobrą chwilę czekałem rozważając zachowanie obojga.

Z dziwną, złośliwą satysfakcją widziałem jej złość i bezsilność. Niech ma za swoje.

Natomiast bałem się reakcji Jacka. Niedawno pochował matkę, a teraz wypadek taty… Głupi nie jest, jak tata sam nie dzwoni, to nie jest wesoło. Nie zwariuj Jacuś. – Prosiłem w duchu.

Wreszcie wąsacz pojawił się w moim polu widzenia. Uśmiechnął się do mnie półgębkiem.

- To szefową mamy z głowy. Współczuję panu, to jakaś straszna baba. Najpierw puściła wiązankę że hej, a dopiero potem jakby dla porządku pytała, co i jak? Co za człowiek?

- A Jacek? – Wpiłem się wzrokiem w jego oczy.

- Miał pan rację. To już nie dzieciak. Nie spanikował. Zachował się jak dorosły. Wypytał co i jak, gdzie tatę zawiozą i najważniejsze - ma się pan nie martwić. On ma wszystko pod kontrolą. Da sobie radę. Niesamowity chłopak.

- Tak. Taki właśnie jest mój Jacek. Ale mam prośbę o jeszcze jeden telefon. To moja współpracownica, - Sabina. Powinna wiedzieć o tym co zaszło. Zadzwoni pan?

- Gadanie, - dawaj pan numer to pogawędzimy z tą Sabiną.

Znowu minęło kolejnych kilka chwil, zanim pojawił się dziwnie patrzący na mnie strażak.

- Przepraszam panie Piotrze ale, czy to tylko współpracowniczka? To było niesamowita reakcja. Wie pan, dzwonię do różnych osób. Żon, kochanek i temu podobnych, ale rzadko kiedy słyszę tak autentyczne przejęcie się losem danej osoby.

- To mnie pan zaskoczył. Ale naprawdę, tylko razem pracujemy i nic więcej.

- Nieważne. Powiedziała, że za niedługo przyjedzie do pana. Właśnie zawróciła z powrotem. Musiała gdzieś jechać.

Gadaliśmy, a wokół mnie działy się różne rzeczy. Ratownicy uzbrojeni w specjalistyczny sprzęt nad wyraz delikatnie odginali, wycinali żelastwo i plastyk blokujące mnie we wnętrzu.

- Panie Piotrze, teraz będzie bolało. – Odezwał się wąsacz. - Koledzy przygotowali wszystko do wyciągnięcia pana z tej puszki konserw.

- To bierzcie się za tę sardynkę. – Skrzywiłem twarz w czymś, co miało oznaczać uśmiech.

Twarz ratownika znikła, natomiast pojawiła się inna, w białym kitlu.

- Jestem lekarzem. – Dobiegł cichy głos. – Zrobię teraz dwa zastrzyki po których będzie pan odczuwał mniejszy dyskomfort.

- O jakim komforcie pan mówi, doktorze? – Jęknąłem. – Rób pan, tylko szybko.

Po kolejnych dwóch ukłuciach poczułem rozlewające się we mnie ciepło i efekt wypicia kilku mocnych drinków. Było mi już wszystko jedno.

Kilka par silnych, lecz zarazem delikatnych rąk rozpoczęło wysuwanie mnie z uścisku tej kupy złomu. Mimo ich starań przenikliwy ból towarzyszył każdemu ruchowi mojego ciała. Chwilami traciłem przytomność po to, aby kolejny impuls bólu przywołał mnie do realu.

Wreszcie półżywy z udręki znalazłem się poza autem. Wprawne ręce ratowników medycznych zrobiły resztę. Byłem uratowany. Wtedy mój organizm powiedział, - dość tego, i odesłał w inny wymiar. Na dobre straciłem przytomność.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 06.02.2020 08:40 · Czytań: 284 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty