W pogoni za cieniem 4. - grab2105
Proza » Obyczajowe » W pogoni za cieniem 4.
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Za oknami było ciemno jak otworzyłem oczy. Nocne, niebieskawe oświetlenie szpitalne ukazało moim oczom mało zachęcający widok. Moje obie nogi wisiały wysoko na jakiś linkach obciążonych ciężarkami. O ruszeniu się nie mogło być mowy. Strasznie chciało mi się pić. Spróbowałem poruszyć głową, - fajnie, z kłopotami, ale da się. Usłyszałem jakiś ruch i jakiś cień zamajaczył koło mojego łóżka. Wytrzeszczam oczy, co jest? Widzę znajomą sylwetkę Sabiny.

            - Sebcia, to ty? – Wysepleniłem przez zapuchnięte usta.

            - Rany, nareszcie odzyskałeś przytomność. Pewno, że ja. – Usłyszałem drżący głos.

            - Co tu robisz u diabła? Przecież to noc.

            - Wiesz, to takie moja zachcianka. A co?

            - Oj Sebcia… - Tylko tyle wydusiłem, bo coś ścisnęło za gardło.

            - No już dobrze Piter, – żyjesz.

            - Złego diabli nie biorą, ale za to cholernie suszy. Nie masz tu czegoś?

            - Dla ciebie wszystko. Mam specjalnie przygotowane. Lekarz mówił, że jak się obudzisz to wypijesz całe wiadro.

            - Miał rację. Dawaj to wiaderko.

            - Chwilka, uniosę zagłówek to będzie ci wygodniej.

            - Oj Sebcia, to było piękne. – Napiwszy się spojrzałem na nią z wdzięcznością. – Już mi lepiej.

            - Lepiej to dopiero będzie. - Zobaczysz.

            - Sebcia, co jest grane? Leżę w oddzielnej sali, ty koło mnie, - to przecież nienormalne.

            - I tak ma być mój drogi. Ktoś do cholery musi zadbać o ciebie.

            - To miłe, ale….

            - Żadne ale. Traktuj to jako coś całkiem normalnego. Ma się przyjaciół, no nie?

            - Jestem ciekaw, co naopowiadałaś ordynatorowi?

            - No wiesz, puściłam trochę wodze fantazjom. Kupił opowiastkę.

            - I pogadałam do kieszeni. – Prawda?

            - Daj już temu spokój. Ważne, że mam cię całego przed sobą. Reszta naprawdę nieważna.

            - Sebcia, - wymamrotałem przez drętwiejące usta, – muszę się zdrzemnąć. Sorki…

Nie słyszałem już co powiedziała. Zamknąłem oczy i natychmiast odleciałem. Obudziłem się, a właściwie obudzono wczesnym rankiem robiąc toaletę i poprawiając pościel. Czułem się  już znacznie silniejszy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Sabinki. Byłem sam. No tak, - pomyślałem, -  szykuje się do pracy. Będzie urwanie głowy, - została sama.

Nie mając nic lepszego do roboty zająłem się oglądaniem siebie. Nogi na pewno połamane, zwisały smętnie na wyciągu. Cieszyłem się, że bolą i mogę poruszyć palcami. Nie jest źle. Będę chodził.

Ręce wprawdzie poobwiązywane bandażami, ale sprawne i nic im specjalnego nie dolega. Super.

Domyślałem się jak wygląda moja twarz. Poduszka musiała swoje zrobić, a i odłamki szkła zadziałały. Nie ważne, zagoi się. A na Adonisa i tak nie wyglądałem.

Wewnętrznie uspokojony odetchnąłem z ulgą. Dobę temu widziałem się w znacznie ciemniejszych barwach. No nic, kilka tygodni mam z głowy. Wczasy, jasna cholera.

Skrzypnęły drzwi. Spoglądam i zrobiło mi się miękko na sercu. Widzę dwoje nastolatków z niewyraźnymi minami spoglądających w moją stronę.

            - No wchodźcie. Śmiało. – Wysepleniłem.

            - Rany, jak ty wyglądasz tato. – Jacek szedł niezdecydowanie w moim kierunku. – Jak się czujesz?

            - Wiesz, nie powiem, że kwitnąco, ale nie najgorzej.

            - Dałeś mi popalić tym wypadkiem. Gdyby nie Krysia, to nie wiem … - Głos mu się załamał.

            - Wybiłam mu z głowy najgorsze i tyle. – Krysia czułem gestem pogłaskała Jacka po głowie.

            - No i bardzo dobrze dziewczyno. Zawsze trzeba być optymistą.

            - Aha, fajnie się tak gada, ale w rzeczywistości… - Jacek potrząsnął głową.

            - Powiem ci jedno, byłem z ciebie dumny słysząc pochwały twojej reakcji na niewesołą wiadomość. Zachowałeś się jak gość. Super.

            - A co miałem popłakać się. Ale spoko, potem już tak spokojnie  nie było, Krycha świadkiem.

            - Nie bądź taki skromny, - zaprotestowała, - Szybko odnalazłeś się i było okay. Ale to nie ważne. Proszę powiedzieć, co panu trzeba? Przynieśliśmy, jak nam się wydawało coś najpotrzebniejszego. Jacek, przynieś torbę. – Zadysponowała. - Jest tam bielizna, piżama i przybory toaletowe. Aha i jeszcze telefon z ładowarką, bo jak wiemy pański poległ w samochodzie. Proszę dzwonić a my wszystko załatwimy.

            - Jesteś niesamowita Krysiu. Dzięki wam obojgu za pamięć o starym.

            - Pan znowu swoje. Stary, stary, - przedrzeźniała, - Eh, szkoda gadać. – Była zła.

            - No już dobrze, nie gniewaj się. Wy zaraz do szkoły? – zmieniłem temat.

            - Tak, ale nie ma paniki. Twoja koleżanka z pracy - Sabina przywiozła nas i odstawi pod szkołę. Super babka. – Jacek puścił oko.

            - Jacek! – Głos Krysi zabrzmiał jak wystrzał.

            - No już dobrze, nic nie mówiłem. – Mruknął potulnie.

Krótko go trzyma i dobrze, - pomyślałem z rozbawieniem.

            - Pani Sabina prosiła przekazać, że musi na moment wpaść do pracy, ale potem odwiedzi pana. - Nie wiedzieć czemu, zarumieniła się uciekając wzrokiem w bok.

            - Zaskoczyliście mnie tym. No proszę, Sebcia zaszalała. – Z trudem ukrywałem zmieszanie.

            - Tak, jest bardzo miła, - paplała, - podała swój numer telefonu i powiedziała, że gdyby co, to mamy dzwonić bez względu na porę, a ona zawsze pomoże. A tak w ogóle, to jest bardzo przejęta pana wypadkiem.

            - I nie dziwię się. Kilka lat pracujemy razem i przyjaźnimy się. Ja też przejąłbym się gdyby jej coś się stało. Proszę jej podziękować w moim imieniu.

            - Nie ma sprawy tato, ale myślę, że ty to najlepiej zrobisz? – Spoglądał bezczelnie na mnie.

            - No właśnie, Jacek ma rację. – Zarumieniona Krysia z uporem wpatrywała w jakiś punkt na ścianie,

            - Na pewno, nie zapomnę o tym. Ale wróćmy na ziemię. Jak stoisz z kasą?

            - Na kilka dni starczy. Spoko.

            - To dobrze. Potem coś wymyślimy.

            - Przywieść ci kompa? Nic mu się nie stało. Sprawdzałem.

            - Jasne. Za kilka dni powinienem być bardziej sprawny niż teraz. Przyda się.

- Załatwione, ale już spadamy. Pora do szkoły.

- To powodzenia. Dzięki za wszystko.

- Wpadniemy wieczorkiem. Można? – Zabrzmiał miły chórek.

- Nigdzie się nie wybieram. Jak tylko chcecie kochani.

Jak tylko zamknęły się drzwi za nimi, odetchnąłem z ulgą. Wiele kosztowała mnie ta wizyta.

Co do diabła wyczynia Sebcia. Matkować się jej zachciało, a mnie stawia w głupiej sytuacji. Te ich spojrzenia nie pozostawiające żadnych wątpliwości, - mają nas za parę. A niech tam, mnie to lata.

Nie dane mi było dłuższe rozpamiętywanie, bo rozpoczął się normalny szpitalny dzień. Po kolejnych wizytach pielęgniarek, salowych i znowu pielęgniarek, nastąpiła kumulacja, czyli wizyta pana Ordynatora ze świtą.

Było bardzo sympatycznie i rzeczowo. Poza połamanymi nogami nic poważnego mi się nie stało. Takie tam ogólne potłuczenia. Drobnostka. Jak nie będzie niespodzianek to za dwa – trzy tygodnie wykopią mnie do domu.

A tak w ogóle to jestem szczęściarz bo mało, że wyszedłem względnie cało z wypadku, to jeszcze mam bardzo miłą dziewczynę. Powiedziawszy jeszcze kilka komplementów Ordynator ze świtą łaskawie opuścili moją salę.  Odetchnąłem po raz drugi, - byłem naprawdę wykończony.

Oczy mi się zamknęły i najnormalniej zasnąłem. Ale nie pozwolili na taki luksus, o nie. Pojawiły się dwie panie w bieli i zabrały się za mnie.

Gdyby nie okoliczności to parsknąłbym śmiechem. Poczułem się jak w gabinecie kosmetycznym. Manikiur obu rączek i dodatkowo maseczka na twarzyczkę. A tak na poważnie, to zmieniły opatrunki na rękach tak, że mogłem wprawdzie z trudem, ale podrapać się po swędzącym nosie. Rany, jaka to ulga. Natomiast nałożony na moje oblicze kompres, miał niesamowicie kojący wpływ na obolałą i opuchniętą skórę twarzy. To było to.

I tak minęło długich, czternaście bliźniaczo podobnych dni. Byłem już gość na chodzie. Wprawdzie przy pomocy chodzika, ale samodzielnie wędrowałem po oddziale załatwiając bardziej lub mniej intymne potrzeby. Ogólnie czułem się już coraz silniejszy i niecierpliwie wypatrywałem terminu pójścia do domu.

Nie powiem, żadna krzywda mi się tu nie działa. Wręcz odwrotnie. Sabinka swoją troskliwością niejednokrotnie stawiała mnie w głupiej sytuacji. Widziałem, że to coś więcej niż tylko koleżeńska pomoc. Jednak tego czegoś nie mogłem zrozumieć. Przecież zawsze obnosiła się swoją niezależnością i swoistą pogardą dla mężczyzn. Nie ważne. Bez względu na wszystko jej troskliwość w tym obcym, szpitalnym świecie była bezcenna. Pomagała przetrwać.

Nie uszło to uwadze moich nastolatków. Trzeba by widzieć te ich ukradkowe spojrzenia i uśmiechy w sytuacji, kiedy wpadali do taty i zastawali tam Sabinę. Zmywali się wtedy pod byle pretekstem nie chcąc przeszkadzać w randce. Byli przy tym tacy śmieszni i kochani zarazem.

W ten poniekąd idylliczny klimat wdarł się zgrzyt. Pewnego dnia przed południem dzwoni telefon.

Słyszę podenerwowany głos Jacka.

            - Cześć tato.

            - Cześć. Stało się coś?

            - Spokojnie nic takiego, ale dzwoniła ta laska co była kiedyś. Kojarzysz?

            - Kojarzę. Czego chciała?

            - Gadać z tobą. Zmyłem ją mówiąc, że wyjechałeś i nie wiem kiedy wrócisz. Nie wiem, czy nie dałem ciała.

            - Uf, dobrze zrobiłeś. Tak się składa, że nie mam jakoś ochoty na taką pogawędkę.

            - No to luz. Nie pomyliłem się. Widziałem w jakim stanie wróciłeś po spotkaniu z nią.

            - Pewnie, byłem jaki byłem. Zapomnieć.

            - To nie to, co pani Sabina. Prawda?

            - Chwila mój drogi. O co ci chodzi?

            - Jak to, o co? Tato nie zgrywaj się. Naprawdę nie jestem już dzieckiem. Ty chyba też?

            - Jacek, o czym ty gadasz? Pani Sabina jest koleżanką z pracy i tyle. Fakt, bardzo opiekuje się mną, ale tu poza przyjaźnią nie ma żadnego innego podtekstu.

            - Akurat. Albo ty jesteś ślepy, albo ja. Innego wytłumaczenia nie ma.

            - Bo co?

            - Nie widzisz, jak na ciebie patrzy? Co mówi jej ciało? Przyjrzyj się jej w wolnej chwili.

            - Coś ci się wydaje. Wmówiłeś sobie pewne rzeczy.

              - Niech ci będzie, - wmówiłem, ale naprawdę przyjrzyj się jej. Proszę tato. Będziesz zaskoczony.

            - Kończmy tą rozmowę. Jakoś nie mam ochoty na przegadywanie się z przemądrzałym synem.

            - Jak chcesz. Ale nie bądź strusiem. Cześć.

            - Cześć.

Ostatnie zdania w rozmowie z Jackiem prowadziłem na automacie. W głowie zamęt. Jednak mimo wszystko Pati dała znak życia. Wystarczył impuls i niezawodna pamięć odpaliła doskonałej jakości obraz Patrycji. Zwariowane serce zabiło mocniej. Była taka cudowna… Rozległo się ciężkie westchnienie faceta stojącego przy szpitalnym oknie.

Minęło jeszcze kilka dni i po kolejnej wizycie pana Ordynatora dowiedziałem się, że mają mnie już  dość i jutro mam zmykać do domu. Z radości o mało go nie uściskałem. Nareszcie będę u siebie.

Jednak ku mojemu zaskoczeniu Sabinka nie podzielała mojej radości. Wprawdzie coś tam udawała, ale było widać jej dziwny smutek. Nie byłbym sobą, gdybym jej to odpuścił.

            - Sebcia, - zagadnąłem, - co jest? Skąd ta smutna minka.

            - Co ma być? Żadna smutna tylko nie najlepiej się czuję. Chyba wolno? - Rzuciła zaczepnie.

            - Ależ wolno, tylko znamy się już trochę i chyba możesz wywalić z siebie, co cię gryzie.

            - Oj tam, zaraz gryzie. Nic nie gryzie, ale już taka jestem i już.

            - Mów co chcesz a swoje i tak wiem. Co, przestałaś mi ufać?

            - Ależ skąd, ufam jak nigdy. Zrozum Piotrze, pewne sprawy kobieta powinna rozwiązać sama.

            -  Za wszelką cenę?

            - Myślę, że tak.

            - Mam nieco inne zdanie, ale może z innej beczki.  Będzie ci się chciało odwiedzić od czasu do czasu rekonwalescenta? Będzie mu bardzo miło.

            - Naprawdę? – Obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem. - Jacek nie będzie miał nic przeciw?

            - Jacka owinęłaś koło małego paluszka. Uśmiejesz się, ale swata mnie z tobą. Wyobrażasz? – Uśmiechnąłem się jak kretyn.

            - Co ty powiesz? Ma chłopak fantazję. Swatać ojca z zatwardziałą singielką.

            - A jednak coś w tym jest. Zmieniłaś się ostatnio. Chwilami nie poznaję dawnej Sabinki.

            - E tam, pieprzysz głupoty. – Uciekła spojrzeniem mówiąc, - zmieńmy lepiej temat, kiedy mam odebrać połamańca ze szpitala.

            - Liczę na południe. Może zdążą z papierkami.

            - To może umówmy się tak, zadzwonisz do mnie jak będziesz gotowy. Przyjadę i pomogę zabrać się z całym majdanem.

            - Puszczą cię z firmy tak na zawołanie?

            - Spróbowaliby robić jakieś trudności. Znasz mnie, nakładę ile wejdzie i mam ich gdzieś bardzo głęboko.

            - Oto i cała Sebcia. Ale tak na poważnie, nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczny. Gdyby nie ty, nie twoja czułość i troskliwość, nie wiem jak dałbym tutaj radę. Masz u mnie wielki dług wdzięczności Sabinko.

            - Odwal się z tą wdzięcznością. Nie robiłam tego dla czegoś tam. Robiłam, bo sprawiało mi to przyjemność. Rozumiesz, co mówi zajadła singielka? Cieszył ją widok zdrowiejącego Piotrusia i możliwość służenia mu w dojściu do normalności. Zwariowałam i tyle.

Zaskoczony zobaczyłem łzę spływającą po policzku. Nie pamiętam w jaki sposób, ale wiedziony przemożnym odruchem chwyciłem ją w moje niedźwiedzie łapska. Nie broniła się. Wtuliła się we mnie z całych sił tak, że poczułem każdy centymetr naprężonego, młodego, kobiecego ciała. Zawirowało mi w głowie i natychmiast spanikowałem. Co ja do cholery wyczyniam? Teraz to ja zwariowałem.

Jednak ani na moment nie zwalniałem uścisku. Zaborczo syciłem się przenikającym mnie podniecającym ciepłem. To było takie wspaniałe uczucie.

            - Cześć tato. Nie przeszkadzamy? – Jak grom rozległ się nagle głos Jacka.

            - Ależ skąd. Fajnie że zjawiliście się. Jutro idę do domu.

Starałem się zachować swój normalny ton głosu, jednocześnie delikatnie uwalniając Sebcię z uścisku.

            - To super. W domu już wszystko wysprzątane i czeka na ciebie. Fajnie, że nareszcie będzie normalnie. - Jacek gadał i gadał, ale łobuzerskie spojrzenie mówiło wszystko. - Nakryłem ciebie.

            - Jutro po południu pani Sabina przewiezie mnie z tym całym majdanem.

            - To dobrze się składa, bo upitrasiliśmy z Krychą fajny obiadek. Zjemy razem.

            - No wiesz, jak to wypada? – Oburzyła się Sabinka.

            - Pani Sabino, prosimy nie odmawiać. Przynajmniej tak podziękujemy za to, co pani zrobiła dla taty. Tyle trudu.

            - Ty, to jak twój tato. Chcecie dziękować za coś, co było normalnym, ludzkim odruchem. Hamujcie do cholery. Ale na domowy obiadek oczywiście przyjdę.

            - Wiedziałem, że z pani jest równa dziewczyna.

            - Jacek ma rację, - wtrąciła Krysia, - mało, że równa, to jeszcze taka dobra dla taty Jacka.

            - No nie, zaraz zobaczycie aureolę nad moją głową. Aha, prawie święta… Nie róbcie sobie jaj.

            - No, może nie święta, - odezwałem się, - ale wspaniały człowiek, i na tym skończmy temat.

            - To my już sobie pójdziemy, - zarumieniona Krysia szturchała łokciem w bok Jacka. – Mamy jeszcze coś do załatwienia.

            - Fakt, na śmierć zapomniałem. – Przytaknął posłusznie,  i za chwilkę znikli za drzwiami.

Zapadła krępująca cisza. Sabinka skoncentrowana na oglądaniu widoku dziedzińca szpitalnego,  a ja na wpatrywaniu się w jej drobne, teraz przygarbione plecy. Pokuśtykałem kilka kroków i dotknąłem ramienia. Drgnęła i pomału odwróciła się do mnie. Nasze spojrzenia spotkały się. Panującą ciszę mąciły jedynie dwa przyspieszone oddechy. W lekko zamglonym spojrzeniu skierowanym na mnie

zobaczyłem strach. Paniczny strach.

            - Sebcia, - mój głos zabrzmiał chrapliwie, - Dałem się ponieść emocjom. Wiem, nie powinienem tak zareagować, ale to było silniejsze i takie miłe. Wybaczysz?

Odpowiedziała cisza. Sabinka stała nieruchomo wpatrzona we mnie, i tylko usta poruszane z wysiłkiem artykułowały bezdźwięczne słowa. Z trudem przełknęła ślinę i pieszczotliwie dotknęła mojego policzka.

            - Posłuchaj Piter. Cóż mam wybaczyć? Te ulotne chwile radości i szczęścia. Absurd. Cholera, nie wiem, jak mam to ująć. Mówiąc wprost, te chwile spędzone w twoich ramionach są dla mnie jedyne. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. Nic na to nie poradzę. Miałeś rację, zmieniłam się i naprawdę boję się tego. Dotychczas byłam silną i dominującą kobietą, a teraz czuję się taka słaba i bezbronna. Można mnie teraz tak łatwo skrzywdzić. Naprawdę jestem tym przerażona.

Nie wytrzymałem tego spojrzenia pełnego jednocześnie, czułości i strachu. Znowu zadziałał odruch.

Teraz moja dłoń trochę niezdarnie, ale bardzo delikatnie przesunęła się po jej włosach, twarzy i ustach. Zadrżała i z widocznym wysiłkiem odsunęła się ode mnie.

            - Nie Piter. – wyszeptała. – To naprawdę nie ma sensu. Dajmy temu spokój. A zresztą boję się tego, co może być dalej.

            - Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć. Myślę, że masz rację. W  moim przypadku emocje są złym doradcą, ale nagle zobaczyłem inną Sabinkę i…

            - A ja zobaczyłam innego Piotra i straciłam głowę.

            - A tak w ogóle, to oboje straciliśmy głowy na widok naszych nastolatków. – Parsknąłem  śmiechem.

            - Niech to diabli, ale mieli uciechę. – Zachichotała. – Kochane dzieciaki.

            - Fakt. Kochane i jednak nad wyraz dorosłe. Jestem pełen podziwu.

            - A z tym obiadkiem u ciebie, to poważnie?

            - Jak najbardziej. Będziesz zaskoczona jakością. Miałem już próbki.

            - Mam coś przynieść? Cholera, pierwszy raz będę na proszonym obiadku.

            - Dobre pytanie, ale myślę, że dla nich to ty będziesz najmilszym prezentem.

            - Nie zgrywaj się, mów poważnie.

            - Sebcia, już ci mówiłem o ich planach wydania mnie za pewną Sabinę.

            - Piter proszę, nie żartuj. Tak nie można. Naprawdę.

            - To Sabinko szczera prawda. Tak sobie wykombinowali poznawszy ciebie. Strasznie przypadłaś im do serca.

            - W takim razie normalnie zwariowali. Nie ma innej możliwości.

            - Tylko im czasem tego nie mów. Niech żyją marzeniami.

            - Tak, czym by było życie bez marzeń? – Rzuciła sentencjonalnie i spoważniała. – No dobra, na mnie czas Piotrusiu. Wieczorkiem wpadnę powiedzieć dobranoc, a jutro już będziesz u siebie. I bardzo dobrze.

Pożegnaliśmy się dziwnie. Była całkowicie nieobecna duchem. Fizycznie owszem, stała przede mną, ale jej psyche wędrowała gdzieś w innym wymiarze. Wychodząc, na sekundę przytuliła się, by zaraz zniknąć za drzwiami.

Zostałem sam jakby zawieszony w próżni. Coś się koło mnie działo, ale do końca nie wiedziałem co? Byłem biernym obserwatorem. Fascynację Patrycją i ostatnie zauroczenie Sabinką traktowałem jedynie przedmiotowo.

Moje wewnętrzne ja, w obu przypadkach zachowywało dystans. Czegoś wyczekiwało. Ogólnie było fajnie, ale jednak czułem jakiś trudno wytłumaczalny niesmak. Coś było nie tak. Co? Nieważne. Czas zrobi swoje.

Ta ostatnia, szpitalna noc nie należała do spokojnych. Śniły mi się jakieś koszmary. Przeplatające się sceny z Sabinką  i Patrycją. Jakieś gonitwy, bijatyki i awantury wykończyły mnie. Jak nigdy wczesnym rankiem zwlokłem się z łóżka. Bolała głowa i byłem zły na wszystkich i cały ten wredny świat. Pokuśtykałem do stojącego na końcu korytarza automatu kawowego winszując sobie podwójną czarną. Pomogło, -  przynajmniej częściowo.

 Świat wokół mnie, nie wydawał się już taki wrogi. Przechodząc uśmiechnąłem się do siedzącej za swoją ladą pielęgniarki. W odpowiedzi obdarzyła mnie promiennym uśmiechem i… zaświeciło słonko. Wszystko wracało do normalności.

Dopiero po czternastej zjawiła się Sebcia i przekonałem się, że skończyły się dobre czasy matkowania. Powróciła proza życia.

            - Piter nie złość się, ale naprawdę nie dałam rady. – Zawołała od progu. – Zresztą nic ci się złego nie działo. – Prawda?         

            - Nie ma sprawy. Jak widzisz, nie umarłem.

            - I bardzo dobrze. Zaoszczędzę na wieńcu. – Zaśmiała się kpiąco. – Gdzie masz swoje klamory?

            - Spakowane, leżą na łóżku. Podać je?

            - A dasz radę połamańcu?

            - Jak się uprę to czemu nie.

            - To lepiej się nie upieraj, bo znowu coś połamiesz.

            - Taka pewna jesteś?

            - Dobra, dobra, nie gadaj tyle. Jak masz wszystko załatwione to spadajmy. Ten szpital działa mi na nerwy.

            - Mnie też. To co, weźmiesz torbę, czy ja mam wziąć?

            - Dawaj i nie zgrywaj się na bohatera. Bylebyś sam się jakoś stąd wydostał.

            - Spoko. Zaoszczędzę ci przepukliny  i zejdę sam. Ale dzięki za troskę.

            - Wszystko dla ciebie. – zaśmiała się kpiąco.

To było bardzo dziwne popołudnie. Sabinka robiła wszystko, aby pokazać się jak najdokładniej ze swojej znanej mi, olewającej wszystko strony. To było całkowite przeciwieństwo Sebci doglądającej mnie ładny kawał czasu. Widziałem najpierw zaskoczenie, a potem również złość w oczach i gestach moich nastolatków. Siląc się na normalność z biedą dotrwaliśmy do końca obiadu.

Wymawiając się czymś tam, szybko się pożegnała i znikła za drzwiami mieszkania.

Jacek z Krysią też gdzieś wybyli, a ja zostałem sam z tematem do rozmyślań. Podejrzewałem, dlaczego tak zagrała? W zasadzie byłem tego prawie pewien, ale nie dopuszczałem tej myśli do siebie. Bo niby dlaczego ja miałbym coś znaczyć w jej życiu? W życiu singielki nie ma miejsca na jakikolwiek związek, a tym bardziej z takim gostkiem jak ja.

Teraz postanowiła za jednym zamachem rozwiązać problem. Zerwać nawiązujące się więzy sympatii a może i coś więcej. Tylko do cholery, dlaczego? Czego się bała, - mnie?

I naraz kretyna oświeciło. Bo jest mądrą i honorową kobietą. Nie będzie petentem zabiegającym o odwzajemnienie uczuć. Bezbłędnie wyczuła moją rezerwę i dała sobie spokój. Radykalnie.

Żal mi się dziewczyny zrobiło. Zdawałem sobie sprawę, ile ją to musiało kosztować. Biedactwo.

Znowu odruch, i nie zastanawiając się chwyciłem telefon i dzwonię do Sebci. Czekając na połączenie spanikowałem. Co jej właściwie powiem? Ze co, dzwoni zakochany Piotr…?

Nie dokończyłem myśleć bo usłyszałem, jak mi się wydawało, zapłakany głos.

            - Czemu dzwonisz? Daj mi spokój, dobra?

            - Nie Sabinko, nie dam spokoju dopóki poważnie nie pogadamy.

            - A o czym to mamy gadać, o zamkniętym w sobie i zadowolonym z tego Piotrze? Daruj sobie, nie mam na to zdrowia.

            - Właśnie o tym i o tobie również. Myślę, że nie może tak sobie zniknąć to, co się między nami pojawiło.

            - A cóż to się pojawiło? Piotrusiu, to tylko taka efemeryda, co do której niewidomo, czy nie była wprawdzie miłym, ale tylko snem.

            - Powiadasz snem, być może. Sam już nie wiem, czy to, co miało miejsce było jawą, czy sennym marzeniem. Ale niezależnie od tego czym było, nie chcę by znikło. Jak było tylko snem, to chcę śnić dalej. Rozumiesz mnie?

            - Staram się. Nie ukrywam, miło słyszeć takie słowa, ale tak bardzo boję się.

            - Ale powiedz czego? Czyżby mnie?

            - Siebie, ciebie i tak w ogóle. Widzisz, nie wiem, czy potrafię być normalną kobietą? Nigdy taką nie byłam. Znajduję się na rozdrożu, boję się zabłądzić i wypaść z drogi. To byłaby katastrofa.

            - Powiem tak, o ile to ja mam być tą drogą, to jedź spokojnie. Intuicja cię poprowadzi i żadem wypadek nie grozi.

            - To dla mnie nie jest takie proste i oczywiste. Muszę się sama z sobą dogadać. Ale dzięki za telefon. Gdyby nie on, to nie wiem, co by było. Byłam taka załamana po moim idiotycznym występie. Sorki Piter za wszystko. Odezwę się na pewno, ale nie wiem kiedy. I jeszcze jedno, przeproś twoich nastolatków. Wycięłam im niezły numer. Eh… Teraz już spadam. Cześć.

            - Cześć. – Powiedziałem do głuchego już telefonu.

 

Późnym popołudniem pojawił się Jacek z niewyraźną miną. Zgadywał coś tak ogólnie, ale było widać, że ma problem.

            - Co jest, gnębi cię dzisiejszy obiadek? – Ruszyłem do ataku.

            - Nie o to chodzi, ale głupio wyszło wobec Krychy. Obraziła się.

            - Na ciebie?

            - Też, bo zacząłem bronić ciebie i panią Sabinę. Oberwało mi się.

            - To stanąłeś w obronie Sabiny?

            - A co? Przecież musiał być jakiś powód takiego zachowania. Mam rację?

            - Jasne. Bo tak też było. Siadaj, bo muszę coś dłużej wyjaśnić.

            - Tato, nim będziesz wyjaśniał, odpowiedz mi na jedno pytanie. Jesteście sobie bardzo bliscy?

            - Och, mam się zarumienić? Tak bym tego nie nazwał, ale ostatnio zbliżyliśmy się do siebie.

            - Kapuję o co biega. Podchody?

            - Może i podchody, ale posłuchaj. Jak mówiłem, znamy się już kilka lat. Traktowaliśmy się zawsze jak para kolegów, bez żadnych wiadomych podtekstów. Sabina odkąd pamiętam obnosiła się jako zdecydowana singielka. Mężczyzn traktowała z góry i nieco pogardliwie. Potrzebowała ich tylko w wiadomym celu. Mnie to nie przeszkadzało, bo w pracy była dobrym fachowcem i fajną koleżanką. Po śmierci mamy była dla mnie jak kochająca siostra pocieszająca i kojąca mój ból.

I tak to trwało aż do niedawna, kiedy to całkiem przypadkowo wziąłem ją w ramiona i przytuliłem.

Od tego momentu wszystko się zmieniło. Nie zobaczyła we mnie obiektu fizycznego pożądania, tylko osobę do wspólnego życia. Przestraszyła się tego i boi się po dzień dzisiejszy.

Próbuje walczyć z tym uczuciem, czego dzisiaj miałeś przykład. Zniszczyć od podstaw, aby już nie było powrotu. Za wszelką ceną uwolnić się od uczucia i odzyskać wolność.

Rozmawiałem z nią po waszym wyjściu. Jest załamana swoim dzisiejszym cyrkiem. Bardzo prosi was oboje o wybaczenie. Wie, że zrobiła wam krzywdę i jest jej bardzo przykro.

Tak w ogóle jest w parszywej kondycji psychicznej, boję się o nią. Różne myśli plątają się w jej głowie. Stoi bidula w rozkroku i nie wie gdzie ma iść.

Na pewno ciśnie ci się na usta pytanie. Tato, a co z tobą? Jakie jest twoje echo na jej uczucie?

No właśnie, mówiąc szczerze to echo jest takie nijakie. Nie mogę powiedzieć, że zapałałem jakąś wielką miłością. Jest zwykłe uczucie jakie towarzyszy kontaktom męsko – damskim. Rozumiesz mnie? I tu też i mój dylemat. Domyślam się, że oczekuje czegoś, czego uczciwie powiedzieć jej nie mogę. Tak to Jacku mają się sprawy twojego taty.

            - No to masz niezłego zgryza. Myślę, że nie oczekujesz ode mnie jakiejś porady. Jednak patrząc z mojej perspektywy myślę, że przecież nic nie wadzi kontynuować miłą znajomość. To przecież bardzo miła osoba i co ważne, nie jesteś jej obojętny. A ludzie zmieniają się, więc i ty też. Może coś zaiskrzy w tobie? Kto wie?

            - Tak, kto wie Jacku… Ale tak na poważnie. Coraz częściej widzę, że w domu potrzebna jest kobieca ręka. Na dłuższą metę sami nie damy rady.

            - Co nie damy rady? Żartujesz sobie. Dzieje się coś złego?

            - Ależ skąd. Tylko, dlaczego masz się praktycznie zajmować prowadzeniem domu? Masz szkołę i to powinno głównie ciebie obchodzić, a nie, co mam ugotować na obiad? To jest chore.

            - Chwila tato. Źle kombinujesz o ile masz na myśli obojętną ci panią Sabinę. Taki numer u mnie nie przejdzie. To byłoby świństwo z twojej strony. Ona z sercem a ty… - Był wściekły.

            - Oto cały mój kochany Jacuś. Spokojnie. Tak tylko pomyślałem, jak dobrze było z mamą, i byłoby wspaniale stworzyć coś podobnego.

            - Tato, daj już sobie spokój z mamą. Wiem, kochaliście się bardzo, ale pomyśl o sobie. Nie porównuj innych kobiet do swego ideału. To idiotyczne. Co, nie pragniesz być z kobietą? Nie wygłupiaj się.

            - No to usłyszałem, co mi się należało. A jeżeli chodzi o kobiety, nigdy nie pytałem, ale jak ci się układa z Krysią? - Zboczyłem z nieciekawego dla mnie tematu.

            - W zasadzie dobrze. Chociaż są momenty, że mam jej serdecznie dość. Bywa strasznie upierdliwa i zasadnicza. Ale z kolei wynagradza to wszystko swoją czułością i troskliwością. Mówiąc wprost, kocham ją i jak myślę z wzajemnością. A jeżeli chodzi o łóżkowe sprawy, bo jak sądzę pijesz do tego, jest nam naprawdę wspaniale. Możesz tylko pozazdrościć.

            - Miło słyszeć jak syn jest szczęśliwy.

            - A jakby było miło, gdyby ojciec też był szczęśliwy.

            - No dobra. Pogadaliśmy i mniej więcej wiemy jak sprawy stoją. Na koniec mam pytanie, mogę kiedyś zaprosić Sabinkę do domu? Nie pobijecie jej?

            - Zwariowałeś jak pragnę zdrowia. Powiedz kiedy, a zrobimy fetę że hej. Nie powstydzisz się.

            - Taki jesteś pewny Krysi?

            - Jak siebie samego. Zresztą przekonasz się sam. ...

Ciąg dalszy nastąpi.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 07.02.2020 15:19 · Czytań: 302 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Komentarze
Marek Bogacz dnia 12.02.2020 20:18 Ocena: Bardzo dobre
Fajne. Spodobał mi się. Lekko napisane. Świetnie się czyta
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty