Nie potwierdziły się Obawy Hiszpana, jakoby przybyła świdniczanka miała wkraczać w jego kompetencje. Plany pierwszego sekretarza powiatu, aby Miejski Dom Kultury uczynić placówką prowadzącą prężną działalność propagandową, jakby mało ją interesowała. Kierownika Zetemesu denerwowały jedynie, zamawiane z jego biura międzymiastowe telefony. Zmuszały czasem do wysiłku, biegania przez kilka pomieszczeń, żeby zawołać zastępczynię do dzwoniącego aparatu. Telefonowała do radiowych redakcji, dopytywała się o muzyczne festiwale i związane z nimi sprawy organizacyjne. Uczestniczyła we wszystkich próbach muzycznego zespołu, odbywających się na scenie sali tanecznej. Rzadko przebywała w biurze… Dręczyć go zaczęły poważniejsze problemy: jak powiększyć liczbę członków ZMS? Jak sprawić by zapisywali się do organizacji atrakcyjni młodzi ludzie, którzy mogliby przyciągnąć innych?
Ładna zastępczyni chętnie wypełniała jego polecenia. Wychodziła na estradę i biorąc do ręki mikrofon, ogłaszała rozbawionej młodzieży o mającym się odbyć zebraniu dla kandydatów do socjalistycznej organizacji młodzieżowej.
Efekt apeli był mizerny, dla Hiszpana przygnębiający. Owszem, na pierwszym spotkaniu pojawiło się kilkanaście osób. Wśród przybyłych, kierownik ustylizowany na ekstrawaganckiego południowca, nie rozpoznał nikogo, kto zwróciłby jego uwagę na wieczorkach tanecznych. Przyszła, wałęsająca się po bramach, zabiedzona młodzież z sąsiadujących z Zetemesem zaniedbanych kamienic. Wygłosił przydługie uzasadnienie „dobrodziejstw”, jakich doznali, żyjąc w epoce socjalizmu.
– Możecie za darmo się kształcić, macie bezpłatne leczenie. Nie grozi wam kapitalistyczny wyzysk dwunastogodzinnego dnia pracy. – Zaznaczył, wpatrując się w obojętne i tępe, a niektóre, podejrzliwie patrzące na niego twarze. – Żyjemy w epoce socjalizmu, już wytwarzamy wspólne środki produkcji… W komunizmie, gdy wszystko już będzie wspólne, a wy osiągniecie pełną świadomość klasową, macie szansę na pełną samorealizację.
Hiszpan zauważył, że jeden z siedzących chłopaków trzyma podniesioną rękę.
– Proszę, zadawajcie pytania. Chętnie rozwieję wasze wątpliwości.
– Jak już wszystko będzie wspólne i wspólne żony, to pan będzie mógł ten tego panią kierowniczkę?
Na sali ktoś parsknął śmiechem. Zachichotała szczerbata dziewczyna. Kierownik pobladł na twarzy.
– No bo jak wszystko będzie wspólne, to my z kolegą też byśmy chcieli skorzystać… z kierowniczką. No wie pan...
Wszyscy siedzący wpadli w nieokiełzaną wesołość. Hiszpan, patrząc na uśmiechniętego autora wypowiedzi, puknął się parę razy w czoło.
– Co ty bredzisz? Co za idiotyzmy! – krzyknął. – Komunizm gwarantuje godność kobietom. Przez równouprawnienie kobiet i mężczyzn.
– Jaką godność? – sprzeciwił się ten sam chłopak. – Mój wujek jak dostał piętnastego wypłatę, to sobie popił. Władza – mundurowi blacharze – wlali mu pałami. Potem w radiowozie ukradli całą wypłatę.
Więcej młodych ludzi pojawiło się na sali, kiedy zastępczyni ze Świdnicy ogłosiła, iż na zebraniu podany będzie poczęstunek. Wrażenie powiększenia się liczby uczestników zebrania, sprawiły biegające po sali dzieci. Były niechlujnie ubrane i brudne. Niektóre miały zasmarkane nosy. Przyglądając się przybyłym, Hiszpan rozpoznał osoby biorące udział w poprzednim spotkaniu. Dzieciaki okazały się ich wygłodniałymi braćmi i siostrami. Przyszły zwabione obietnicą najedzenia się za darmo ciastek.
– Niech Matusiowa nie podaje kremówek – wydał dyspozycję kobiecie, zatrudnionej do sprzątania i czyszczenia toalet. – Tylko andruty i kawę zbożową. Ptysie i prawdziwą kawę sprzeda się na wieczorku tanecznym.
Obok Noksów, podczas tanecznych wieczorków w Zetemesie, zaczynali się kreować nowi „idole”. Należał do nich Janek Okarski. Ten urodziwy dwudziestolatek, respektowany w gronie chuliganów, nie zwierzał się kumplom, dlaczego tak nienawidził rzeczywistości, w której przyszło mu egzystować. Swego ojca nie pamiętał. Rodzic zniknął z jego życia, gdy był małym dzieckiem. Wychowująca go samotnie matka, nie chciała wspominać o swoim mężu. Zmarł w więzieniu, w niewyjaśnionych okolicznościach.
– Twój ojciec był bohaterem – pamiętał słowa, także zmarłego przed paroma laty wujka Józka – brata matki.
Usłyszał to, mając jedenaście lat. W dziecięcym umyśle, indoktrynowanym w czasach stalinowskich w szkole i przez propagandowe filmy wojenne, bohaterstwo kojarzył bezrefleksyjnie. Dawał wiarę hasłom typu: „Braterstwo krwi żołnierza Ludowego Wojska Polskiego z żołnierzem Radzieckim” lub „Czerwonoarmiści wyzwolicielami narodu”. Slogany te, w jego wyobraźni tworzyły żołnierza w sowieckim hełmie z czerwoną gwiazdą na wizerunek idola męskości. W pamięci utkwił mu obraz ładnego Rosjanina, strzelającego serią z pepeszy do padających jak muchy hitlerowców. Jednak od czasu wypowiedzi wujka, chciał się dowiedzieć, dlaczego tak chwalebnie określił jego ojca. Matka zbywała go zdawkowymi wypowiedziami. Wykręcała się. To denerwowało Janka.
Kiedyś do ich mieszkania, składającego się z jednego pokoju, będącego sypialnią i jednocześnie kuchnią, przyszedł podpity wujek. Na stole postawił butelkę taniego wina.
– Dlaczego ojciec był bohaterem? – zapytał chłopiec. – Czy miał pepeszę?
– Bo nie poddał się w śledztwie – odpowiedział wujek.
– Jakim śledztwie? Na gestapo? – dopytywał się Janek.
– Byliśmy z twoim ojcem w W i n i e – tajemniczym głosem wymamrotał brat matki.
– Nic nie mów! – krzyknęła zaniepokojona matka. Ustaliliśmy to – dodała.
Patrzyła z pretensją na lekko zamroczonego brata.
– Co pływaliście w winie? Tata kogoś uratował? – dopytywał się, nierozumiejący niczego chłopiec.
– Tak, zanurkowali w winie i mało się nie utopili – próbowała matka obrócić w żart wypowiedź wujka.
Ku przerażeniu Janka, wujek Józek poderwał się nagle na nogi i skoczył w stronę matki, jakby chciał ją uderzyć. Wywróciło się krzesło.
– Nie rób sobie z tego śmiechów! Chcesz z CIERPIEŃ NARODU robić żarty! Wychowywać dzieciaka na idiotę?! Jest już duży! Czas, aby poznał prawdę! – krzyczał.
Nagle wujek spoważniał.
– Przepraszam cię Marysiu – powiedział do siostry. Podszedł do chłopca. Wydawał się opanowany i trzeźwy. – Nie opowiadaj tego kolegom, ale WIN to organizacja patriotyczna – Wolność i Niezawisłość. To, co ci opowiadają w szkole to k ł a m s t w a. Stalin obok Hitlera byli największymi zbrodniarzami naszych czasów. Twojego ojca zakatowali na śmierć k o m u n i ś c i.
Wstrząśnięty Janek z przejęciem słuchał opowieści wujka.
– Twój ojciec, jako podoficer Armii Krajowej, był instruktorem bojowym Winu. W czasie akcji, w centrum Sosnowca, nie chciał narażać na niebezpieczeństwo chłopaków ze swojej drużyny. Własnoręcznie uruchomił zapalnik niemieckiego granatu trzonkowego, przytwierdzonego do ładunku plastiku. Z trzonka granatu wyrwał koralik ze sznurkiem – tak zapalało się opóźniacz detonatora. Zostało mu ponad cztery sekundy, aby oddalić się od granitowego pomnika sowieckich żołnierzy, pod którym umieścił angielski materiał wybuchowy. Wiesz, jak walnęło? Huk był straszny. Myśleliśmy, że twojego ojca zabiło. W promieniu ponad setki metrów, o czwartej nad ranem, z wszystkich budynków wyleciały szyby. Z pomnika zostały tylko kamienne buty ruskiego sołdata1.
* * *
Po śmierci nałogowo pijącego wujka jedynymi autorytetami dorastającego Janka Okarkiego stali się bikiniarze. Ci mieli w pogardzie milicję i komunistyczną państwowość. Liczyła się u nich odwaga. Imponowało Jankowi ich poczucie humoru, nonszalancki sposób bycia oraz modny styl ubiorów. Matkę Janka niepokoiło częste wdawanie się jedynego syna w bójki. Był nerwowy. Nie raz przychodził do domu z siniakami na twarzy. Chcąc wykazać się odwagą, nie odmówił, kiedy starsi koledzy zaproponowali włamanie do kiosku Ruchu. Miał wtedy piętnaście lat.
Wiary w swoją męskość nabrał w czasie półtorarocznego pobytu w świdnickim poprawczaku. Trafił tam skierowany przez sąd dla nieletnich. Napięcia i konflikty między wychowankami wymusiły na nim, by parę razy „startował na solo” – czyli stanął do walki. Honor był w najwyższej cenie. Była to dramatyczna edukacja ulicznego boksu. Dwa razy został pobity. Bijatyki odbywały się w sąsiadującej z prysznicami i ubikacjami, umywalni. Drugą walkę przegrał, uderzając głową o umywalkę. Silny jak tur przeciwnik, łapiąc go w pasie w zwarciu, rzucił nim, wytrącając go przedtem z równowagi. Chciał leżącego Janka kopać. Wtedy usłyszał krzyk jednego z kibicujących mu chłopaków.
– Chyba go zabiłeś!
Osiłek wystraszył się. Przyczyną ciążącego na nim wyroku, było zabójstwo nożem konkubenta jego matki. – Opamiętał się. Leżący przed nim Okarski, krwawiąc z rozciętego pod okiem policzka, był bezwładny jak nieboszczyk. Osiłek mimo zwycięstwa nie czuł się najlepiej. Sprawiły to zainkasowane szybkie ciosy z prawej ręki od pokonanego Janka. Ten, cucony przez chłopaków spryskujących go wodą, ładny jak lalka szczupły brunecik, dotkliwie porozbijał zwycięzcę. Z nosa mocarnego mordercy obficie sączyła się krew. Miał opuchnięty lewy policzek. Pod okiem narósł barwiący się na fioletowo obrzęk.
Okarski, mimo poniesionej porażki odczuwał, że podniósł swój prestiż. Dwa miesiące później stanął do kolejnego pojedynku naprzeciw młodego Cygana. Tym razem jego imponująco szybki cios z prawej klasnął w szczękę przeciwnika już po parunastu sekundach walki. Nieoczekiwanie Janek pozbawił władzy w nogach, machającego mu przed nosem potężnymi cepami Cygana. Z furią atakujący przedstawiciel respektowanej w kryminałach mniejszości narodowej, trafiony błyskawiczną pięścią Okarskiego, osuwał się na podłogę. Wyglądało to, jakby jego napompowane, gumowe nogi, nagle zaczęły wypuszczać powietrze.
Kiedy za Okarskim, opuszczającym poprawczak zatrzasnęły się wysokie, pokryte stalową blachą drzwi furtki, przy bramie zobaczył matkę. Oświetlona lipcowym słońcem, stała na granitowych płytach chodnika. Wydała się mniejsza. Na jej głowie ujrzał pasemko siwizny.
– Co ci się stało? – zapytał, obejmując matkę.
Jej twarz była zatroskana, kobiecie trzęsła się jej broda.
– Wyglądasz jak twój ojciec, kiedy go zobaczyłam po wydostaniu się z obławy urządzonej przez Niemców. Był lekko ranny i miał skaleczoną twarz. Potem miał szramę, taką jak ty teraz. On walczył o wolną Polskę, a ty?
* * *
Uznanie dla uderzającej jak strzał z bicza w szczęki przeciwników prawej pięści, Janek zdobył niedługo po powrocie na wolność. Dokonał tego na podwórku, gdzie codzienną rozrywką dorastającej młodzieży, była gra w karty lub rzadziej zabicie szczura, przemykającego między komórkami z węglem. Cel wyprowadzenia szybkiego ciosu był szlachetny – należało przywrócić fundamentalną, w rozumieniu Janka, sprawiedliwość. Obalić tyranię Faflaka, zastraszającego biciem chłopaków z okolicznych blokhauzów. Pół roku przed skokiem na kiosk Ruchu, Janek został przez niego znieważony. Otrzymał siarczystego kopniaka w pośladek, za odmowę przyniesienia ze sklepu piwa.
Widząc wychodzącego z piwnicy dawnego oprawcę, Okarski zbladł. Przez plecy przeszły mu dreszcze. Był ubrany w świeżo wyprasowaną koszulę i wybierał się na spotkanie z blondynką z sąsiedztwa. Dziewczyna bała się Faflaka. Ten bandzior także podobnie jak Okarski zabiegał o jej względy. Opowiedziała Jankowi w jak niewybredny sposób, Faflak się do niej odezwał.
– Lala, bucik ci się rozpierdala – powiedział otoczony łobuzami z sąsiedztwa. Wywołał ich szyderczy śmiech.
Teraz Janek stał koło chłopaków grających w pokera. Młodzi karciarze umilkli. Spuścili oczy na otłuszczone i brudne karty. Okoliczny tyran się do nich zbliżył. Był nieogolony i cuchnął tanim winem. Zainteresował zię Jankiem.
– Masz szluga? – zagadnął.
– Mam, ale nie dla ciebie – odpowiedział Janek.
– Zagulka2? – warknął stężały nagle Faflak.
Jednym skokiem przybliżył się do Okarskiego. Był podobnie wysoki, lecz wyraźnie od Janka cięższy. Chciał założyć Jankowi rękę na kark, jakby po przyjacielsku go obejmował. Janek domyślił się, że intruz chce mu zadać cios głową. Odskoczył, dwa ciosy Faflaka nie dosięgły jego twarzy.
– Zabiję cię małolacie! – krzyknął postrach okolicznych podwórek, posuwając się do przodu. Przygotowywał zadanie rozstrzygającego ciosu.
Wtedy, poderwani na nogi ekscytującym wydarzeniem karciarze, usłyszeli klaśnięcie. Prawie nie było widać szybkiego ciosu. Zwalista postać, od lat gnębiącego ich zabijaki, runęła na ziemię. Faflak znieruchomiał w dziwnej pozycji na zakurzonym i brudnym klepisku. Zdawać by się mogło, ułożony do smacznego snu. Podwórkowy kundel Pikuś, z przetrąconą kiedyś kopniakiem Faflaka przednią kończyną podszedł, kulejąc. Chwilę obwąchiwał leżącego. Podniósł tylną łapkę i na głowę bandziora wypuścił parę stróżek moczu. Młodzi świadkowie bójki zareagowali wybuchem szyderczego śmiechu.
1 Wysadzenie pomnika radzieckich żołnierzy dokonali członkowie WiN—u w 1946 roku.
2. Chcesz ze mną zacząć? (żargon więzienny)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt