Sześć Księstw Rozdział II Beztroska i rozsądek - Erwonus
Proza » Przygodowe » Sześć Księstw Rozdział II Beztroska i rozsądek
A A A
Od autora: Opowieść o burzliwych latach 1220-1227.

Chcesz poznać historyczne postacie o których nie mówiło się na lekcjach historii?

Czy w obliczu wspólnego wroga rozbite ziemie zjednoczą się pod jedną koroną?

Czy droga do władzy musi być zawsze usłana trupami?

Chcesz wiedzieć jak wyglądało życie w średniowiecznym zamku? A może w mieście lub wsi?

Chcesz wiedzieć co jadano na książęcych ucztach?

Jak wyglądał w średniowieczu chrzest lub pasowanie na rycerza?

Odpowiedzi na pytania szukaj w mojej powieści pt. Sześć Księstw. Znajdziesz tam wiele ciekawych wątków, obrzędów i mnóstwo interesujących postaci. Zapraszam do regularnego czytania, pozdrawiam!

P.S. Każdy następny rozdział będzie publikowany w każdy piątek.

Rozdział II

Beztroska i rozsądek

 

Anno Domini 1220, zima, Poznań, Księstwo Wielkopolskie

 

Księstwo Wielkopolskie zarządzane przez księcia Władysława Laskonogiego od północy w części wschodniej graniczyło z Księstwem Pomorskim, w części zachodniej z pomorzem rządzonym przez Duńczyków z mroźnej północy. Zachodnia granica była bezpieczna. Marchia Łużycka i Brandenburska uwikłane w konflikty wewnętrzne były zbyt słabe by zagrozić najazdem na ziemie polskie. Południową granicę księstwa zabezpieczały ziemie należące do Henryka Brodatego i Kazimierza Opolskiego. Książęta nigdy nie byli uwikłani w poważniejsze, domowe konflikty. Wschód był również spokojny. Księstwo Mazowieckie Konrada I oraz Księstwo Krakowskie pod zwierzchnictwem Leszka Białego od lat intensywnie handlowało z ziemiami Władysława Laskonogiego. Wielkopolska była krainą nizinną, położoną w dorzeczu rzeki Warty. Panował pokój gdyż w 1217 roku pańskiego Władysław Laskonogi wygnał ze swojego księstwa bratanka Władysława Odonica uwikłanego w wojnę ze stryjem. Odonic do końca nie pogodził się ze stratą ojcowizny. Wspomagany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Henryka Kietlicza musiał ratować się ucieczką najprawdopodobniej na Węgry. Gdy w roku 1219 duchowny zmarł Odonic pozostał sam na polu walki. Słuch o nim zaginął. Władysław Laskonogi odetchnął z ulgą i mógł spokojnie rządzić całym księstwem. Niestety w wieku pięćdziesięciu czterech lat nie posiadał jeszcze spadkobiercy. Wprawdzie układ o przeżycie podpisany w Dankowie z roku 1217 gwarantował, iż w przypadku bezdzietnej śmierci Laskonogiego ziemię wielkopolską przejmie Leszek Biały to władca Wielkopolski był zaniepokojony sytuacją. Pozostawienie tronu bez następcy było możliwie najgorszym scenariuszem. Bratanek Odonic przepadł ale nikt nie wiedział gdzie dokładnie się udał. Krążyły plotki, że mógł opuścić nawet stary kontynent. Jedno było pewne, na ziemiach polskich był poszukiwany i nie przebywał żywy w żadnym księstwie. Istniało ryzyko, że gdy w Wielkopolsce zapanuje bezkrólewie to Władysław Odonic wróci z sojusznikami niemieckimi lub czeskimi by odebrać majątek ojca. Spłodzenie przez Władysława Laskonogiego syna przekreśliłoby wszelakie zapędy bratanka. Kościół poparłby obecnego władcę a Władysław Odonic pozostałby z niczym. Lecz do takiego, ostatecznego zamknięcia sprawy potrzebny był syn z prawego łoża. Łoża, które było dzielone z wierną mężowi Łucją Rugijską i od trzydziestu czterech lat pozostawało bezowocne.

Władysław Laskonogi uwielbiał śpiew, wino, kobiety i hucznie wystawiane uczty. Stronił od wiary i kościoła po tym jak Henryk Kietlicz nałożył na niego ekskomunikę, która w chwili śmierci arcybiskupa przestała obowiązywać. Początek roku dwudziestego stał się czasem pojednania duchowieństwa z władcą. Uczty wydawane na koszt księcia potrafiły trwać kilka dni. Poddani finansowali zachcianki władcy i duchowieństwa. Kościół nie widział problemu ubożenia społeczeństwa, sam niejednokrotnie korzystał z dobrodziejstw Władysława. Wiedząc o jego romansach, pysze i powszechnym złym zdaniu na jego temat wśród poddanych.

W mieście Poznań, stolicy Księstwa Wielkopolskiego trwała uczta możnych oraz duchowieństwa. Duża sala była wystrojona suknami i zastawiona stołami ustawionymi w podkowę otwartą w stronę wysokich, wysłużonych drzwi. Jadła było tyle, że lady uginały się pod ciężarem strawy. Jedzono głównie potrawy na bazie zbóż. Warzywa pochodzące z ogrodów książęcych stanowiły znakomite uzupełnienie do dziczyzny, którą jadano jedynie w najwyższych warstwach społeczeństwa. Władysław Laskonogi wraz ze świtą uwielbiał polować w swych lasach. Za samowolne łowy groziła kara śmierci poprzez ścięcie. Zwierzyna należała tylko do księcia. Tak samo jak w jego mniemaniu majestat księstwa. Władysław ze spuszczonymi długimi nogami stąd jego przydomek, siedział w przystrojonym tronie za którym powiewała chorągiew wielkopolska. Biały orzeł bez korony i przepaski na czerwonym tle. Korona i przepaska zgodnie z tradycją należała tylko do godła Królestwa Polskiego. Takowego nie było od ponad osiemdziesięciu lat. Nikt o tym nie myślał, sprawy polityczne odbiegły na drugi plan ustępując rytmicznej muzyce. Dźwięk tarabanów, dzwonków przebijał się przez wszechobecny gwar. W całość wplątywał się rytmiczny wydźwięk kobzy i kilku fletów. Na środku sali nie było miejsca dla nowych uczestników wystawnej kolacji. Tańce i zabawy odrywały możnych od przyziemnych problemów. Wielkie uczty były wydawane regularnie na początku każdego roku na cześć wygnania bratanka Władysława Laskonogiego. Władca łapczywie spoglądał na obecne damy. Plotki głosiły iż niejedną służącą zgwałcił. Na żony możnych mógł jedynie patrzeć niczym wygłodniały pies na kawał soczystego mięsiwa. Łucja najprawdopodobniej widziała o wybrykach męża, lecz nigdy otwarcie przed nim się nie przyznała. Bała się jego niekontrolowanego wybuchu gniewu. Letarg Władysława przerwał siedzący po jego prawicy, a zarazem prawa ręka władcy wojewoda Dobrogost.

Panie, muszę cię zmartwić, przerwać tę sielankę.

Słucham cię z uwagą Dobrogoście. Jesteś jedynym zaufanym człowiekiem na tej sali. Widzisz tych duchownych? Tylko się najedzą i czają, spiskują jak odebrać mi władzę. Jak wymusić więcej przywilejów dla swoich spasłych zadów – żalił się Władysław przymrużając oczy – spójrz na nich, ilu byłoby w stanie wbić mi sztylet w plecy?

– Przepraszam, panie, że nie odpowiem na to pytanie, nie znam na nie odpowiedzi. Lecz mam ważną informację do przekazania. Musimy pomówić – stanowczo zareagował Dobrogost.

Dobrze, Dobrogoście, zatem wyjdźmy stąd, tu ściany mają uszy a dziurki w zamkach oczy.

Książę wraz z wojewodą wstali zza stołów i skierowali swe kroki w stronę tylnych drzwi schowanych za godłem Księstwa Wielkopolskiego. Muzyka zagłuszyła skrzypiące zawiasy i trzaśnięcie dębowych wrót o popękaną futrynę. W obu mężów uderzył zimny podmuch mrocznego, nieświetlnego korytarza.

– Ten zapatrzony w bogactwa kler nawet nie spostrzeże iż nas nie ma - zapewnił Władysław.

– Spostrzeże, panie, oni widzą więcej niż ci się wydaje – odparł wojewoda.

Dobrogoście, za mną do kościelnej wieży, tam będziemy mogli bezpiecznie pomówić. Tym głupcom wcisnę bajkę o mojej nagłej potrzebie modlitwy. Na najwyższym punkcie miasta nikt nas nie podsłucha.

Pospiesznym krokiem udali się w stronę świątyni. Przedarli się przez zaspy zalegające na uśpionym zimą rynku. Z ciemności zaczął wyłaniać się front kościoła z małymi oknami, potężnymi, grubymi murami i wysoką porośniętą starym bluszczem dzwonnicą. Laskonogi uchyliwszy drzwi wszedł pierwszy, za nim na moment zatrzymał się Dobrogost. Rzucił okiem, czy nikt ich nie śledził. Nie było żywej duszy. Jedyne odgłosy przecinające ciszę dobiegały spod tawerny. Biedota się bawiła. Na moment uwagę wojewody przykuł uwiązany koń pod gospodą.

Biedak przyjechał koniem? Może jestem przewrażliwiony. Później rozkażę strażom złapać tego rzezimieszka. Rumak na pewno jest kradziony’ pomyślał przechodząc próg kościoła i podążył za księciem.

Kościół był rozświetlony świecami. Mało kogo oprócz władcy i duchowieństwa było stać na wosk. Przy ołtarzu stał strażnik. Jego kolczuga i szpiczasty szyszak odbijał blask światła przy ołtarzu.

– Kto idzie!? - głośno zapytał jeden z nich.

– Władca gnido! Wyprostuj się! - wykrzyknął Dobrogost.

Tak, panie, wybacz moja postawę – odpowiedział skruszony strażnik opuszczając miecz.

Ty nas nie widziałeś, inaczej każę ściąć ciebie a twoją rodzinę sprzedać w niewolę – rozkazał książę Władysław – nikogo masz od tej chwili nie wpuszczać do kościoła – dodał.

Rozkaz, panie.

Strażnik odsunął się i podążył w stronę wejścia głównego. Zamknął drzwi od środka na skobel. Tymczasem książę wraz z wojewodą udali się krętymi skodami na szczyt dzwonnicy. Podmuchy mroźnego wiatru było słychać przez małe okno na szczycie. Dzwon wisiał na potężnej drewnianej belce. Pod szpiczastym dachem, głową w dół zimowały nietoperze.

Jesteśmy na miejscu, panie, możemy pomówić? - zapytał zdyszany Dobrogost.

– Tak, mówże co masz takiego pilnego przyjacielu – odparł Władysław opierając się o ciężki dzwon.

Dwie noce temu moi szpiedzy rozstawieni przy granicy północnej sporządzili dla mnie pilny meldunek – wojewoda sięgnął ręką pod tunikę i wyciągnął zwinięty w rulon kawałek pergaminu – oto on, proszę przeczytać.

 

Anno Domini 1220, luty

 

Panie, nasi szpiedzy zaobserwowali dwóch jeźdźców podążających pod osłoną nocy przez ziemie Duńczyków. Kierowali się w stronę Księstwa Pomorskiego. Nie szczędzili sił, jakby przed kimś uciekali. Nie mogliśmy podjąć pościgu na ziemiach Duńskich z powodu tamtejszej wojny domowej. Zniknęli w czeluściach ciemności.

Niezwłocznie zniszcz ten list.

 

Na twarzy Władysława rodził się gniew, rozpalał przemarznięte policzki. W jednej chwili ścisnął w dłoni list i wyrzucił za okno. Papier utknął pomiędzy grubymi pnączami bluszczu.

– Psia mać! - zaklął – szpiedzy pomorscy w okolicy moich ziem?

– Obawiam się, panie, najgorszego.

– Co masz na myśli Dobrogoście?

– Śmiem twierdzić, że to mógł być Władysław Odonic z jakimś wiernym rycerzem.

– Ten suczisyn!? Ten smark bez ziemi!? - wykrzykiwał Laskonogi.

– Tak, nasz trop urwał się trzy lata temu na Węgrzech.

– Dopiero teraz mi o tym mówisz!? Przecież ten wagarus może mieć sojusz z królem Węgier Andrzejem!

– Jesteś w błędzie, panie, król Andrzej wraz z wojskiem węgierskim wyjechał do ziemi świętej na krucjatę.

– Skąd ta pewność, że to właśnie był Odonic a nie jacyś banici? U Duńczyków panuje wojna. Może to zbiedzy którejś ze stron?

– Możliwe, ale zarówno ja jak i moi ludzie nie lekceważymy jakichkolwiek przesłanek o podejrzanych włóczęgach...

- Właśnie dlatego jesteś moim zaufanym wojewodą, Dobrogoście. Mów dalej.

– Śmiem twierdzić iż jest wielce prawdopodobne by Odonic powrócił. W końcu zaklął na własną krew, że nie odda ojcowizny.

– Co z tego, że się zaklął? - lekceważąco odparł Władysław – ten bękart nie ma ani zwolenników, przecież Kietlicz nie żyje, ani armii, a ziemi nigdy nie będzie miał.

– Panie, pozwól, że skończę.

– Mów, Dobrogoście.

– Odonic przez wiele lat szukał sojuszników w Czechach, na Węgrzech a nawet u Niemców. Nie znalazł – stwierdził stanowczo wojewoda – lecz teraz możliwe, że szuka wsparcia u Świętopełka.

– Na pomorzu? Nieprawdopodobne, Świętopełk to taki sam nieudacznik jak jego ojciec Mścisław. Nie jest w stanie pomóc Odonicowi w przejęciu władzy.

– A co jeśli jest?

– Niemożliwe, weź ten świstek pergaminu i spal – nakazał Władysław – idziemy się dalej bawić. Dziewki stygną.

Dobrogost sięgnął ręką ku zatrzymanym na bluszczu listowi. Zza okna wyłoniła się ciemna ręka i chwyciła rozkaz.

– O, niebiosa! Szatan! - wykrzyknął Laskonogi pełen strachu.

Dobrogost dobył miecza i wyjrzał przez okno wierzy. Zobaczył schodzącego po winorośli zwinnego mężczyznę. Jego twarz była czarna niczym smoła.

– Stój! - rozkazał.

Tajemnicza postać pospiesznie schodziła z wierzy na dach kościoła. Poruszała się niczym kuna, sprawnie, zwinnie i pewnie. Tymczasem książę stał niczym słup soli, nie drgnął z przerażenia.

– Straż! - wykrzyknął raz jeszcze i popędził schodami w dół.

W połowie drogi napotkał biegnącego w górę strażnika.

– Przejście! Biegnij na zewnątrz i zatrzymaj każdego! - rozkazał.

Razem ze strażnikiem wybiegli na rynek przed kościołem, rozejrzeli się wokół. Nikogo nie było. Dobrogost spojrzał na dach, po tajemniczej istocie pozostał tylko ślad zjazdu na śniegu. Nagle z pełnym impetem za rogu świątyni wyjechał jeździec z mieczem nienaturalnie wygiętym, niczym stal wypaczona ogniem piekielnym. W ostatniej chwili wojewoda uchylił się i padł na śnieg. Wstał i co sił zaczął biec za uciekinierem.

– Stać w imię prawa! - wydarł się.

Strażnik pospiesznie stanął na drodze jeźdźcowi. Chwycił swój miecz oburącz zamachnął się lecz tajemnicza postać była szybsza. Łukowaty miecz odciął głowę biedakowi. Krew spowiła biało śnieżną okolicę. Ciepła jucha wtopiła się w śnieg, ciało padło trupem. Dobrogost pobiegł za koniem, na wysokości karczmy odpuścił. Kątem oka spojrzał w stronę ciekawskich ludzi wychodzących na zewnątrz. Konia przywiązanego lejcami pod gospodą nie było.

 

 

Anno Domini 1220, zima, Legnica, Księstwo Śląskie

 

Śląsk, najbardziej zasiedlony region Królestwa Polskiego zwany obecnie Księstwem Śląskim. Kraina rządzona przez pięćdziesięciotrzyletniego księcia Henryka Brodatego. Niezwykle wykształconego i oczytanego jak na owe czasy. Jego ziemie na północy graniczyły z Księstwem Wielkopolskim. Na południowym wschodzie kwitł handel z Kazimierzem Opolskim, władcą Księstwa Opolskiego. Mądra polityka władcy Śląska gwarantowała pokój z Królestwem Czeskim na granicy południowej. Ziemia Lubuska, najbardziej wysunięty teren księstwa od lat cieszyła się pokojem i brakiem najazdów ze strony Marchii Łużyckiej. Książę mógł się skupić na rozwoju swoich włości, ulokował wiele nowych wiosek na prawie magdeburskim co zaowocowało napływem ludności niemieckiej na ziemie śląskie. Również Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie posiadał placówkę w księstwie Henryka Brodatego. Podobno szukali dogodnego miejsca na osiedlenie. Gdyż król Węgier, Andrzej II przymierzał się do wygnania zakonu ze swych ziem. Henryk Brodaty uwielbiał dwie rzeczy, żarty swojego nadwornego, jednorękiego błazna i czytanie ksiąg. Wiele sam sporządził za pośrednictwem, zaufanego skryby. Razem z synem spędzali czas w bibliotece planując rozbudowę kolejnej twierdzy na Ziemi Lubuskiej. Henryk Młodszy od dziecka był przygotowywany do roli przyszłego władcy. Ojciec uczynił go zręcznym politykiem i jeszcze lepszym dowódcą. Henryk z należytą starannością wykonywał polecania i pobierał pilnie nauki. Szanował ojca i pragnął być takim samym nauczycielem dla swojego rocznego syna Bolesława Rogatki. Przyglądając się rozłożonym na stole planom twierdzy zapytał.

– Ojcze, w jakim celu chcesz umocnić Ziemię Lubuską? - głaskając się po podbródku kontynuował - przecież Ludwig IV nie stanowi dla nas zagrożenia. Skierował swoją ekspansję gdzieś daleko na zachód od nas.

Henryk Brodaty spojrzał na syna. W jego mądrych oczach rysowały się różne polityczne historie.

– Synu, chcesz być bezpieczny? Chcesz utrzymać pokój? - zapytał i uprzedzając odpowiedz rzekł – to szykuj się do wojny.

– Modernizacja twierdzy będzie kosztowna.

– Nie martw się o to. Złoto płynie strumieniem wraz z niemieckimi osadnikami. Nasze ziemie są najbogatsze i bezpieczniejsze. Żaden z książąt polskich nie może się z nami równać. Jedynie Leszek Biały coś sobą reprezentuje. Resztą to mało znaczące pionki – Henryk spojrzał na swojego dziedzica z nadzieją, że właśnie on zastąpi go na tronie Śląska a w przyszłości sięgnie po koronę króla Polski. Od lat przygotowywał syna na taki scenariusz.

Nastała cisza, Henrykowie wymienili się spojrzeniem. W drzwiach rozległo się pukanie.

– Wejść – odpowiedział książę.

Wrota uchyliły się a w nich pojawił się nadworny skryba. Z pokorą stanął wyprostowany, po czym skinął głową.

– Witaj, mój panie, mogę przeszkodzić i zająć chwilę?

– Tak, skrybo, mówcie.

– Otóż nijaki rycerz Otton von Hohen popadł w konflikt ze swoim giermkiem o imieniu Sławomir.

– A cóż się tam wydarzyło? - zapytał nieprzejęty władca.

– Nie wiem, panie, nie śmiałem pytać. Zarówno rycerz jak i giermek są na zewnątrz i oczekują pozwolenia na wejście do biblioteki oraz uczciwy proces.

– Zatem niechaj wejdą – rozkazał Henryk – widzisz, synu, władca musi czasami rozstrzygać błahe spory między poddanymi.

Skryba ukłonił się i udał w stronę drzwi, stanął w nich i nakazał zarówno rycerzowi jak i jego słudze wejść do biblioteki. Z mroków korytarza wyłonił się bogato odziany rycerz i skromny, ale zadbany giermek.

– Panie.

– Co cię sprowadza, Ottonie.

– Nieposłuszeństwo tego oto chłystka – stanowczym głosem odpowiedział Otton von Hohen.

– A co takiego uczynił ten młodzieniec?

– Rycerstwo otrzymało od ciebie, mój panie, złoto na doposażenie koni. A ten wyroń zamiast nabyć w moim imieniu siodło to przepił w tutejszej karczmie całą sumę. Przepił i przepuścił z dziewkami.

– To oszczerstwa… - odezwał się Sławomir spod opuszczonej głowy.

– Milcz! - wrzasnął Otton uderzając chłopca otwartą dłonią w twarz. Sławomir niezłomnie zachował pokorną ciszę.

– Opanuj się, Ottonie, to twoja historia, chciałbym poznać wersję giermka. Zatem, co masz na swoje usprawiedliwienie chłopcze? - zapytał Henryk Brodaty.

– Dziękuję, mój panie. Ja nawet nie dostałem żadnego złota, nie widziałem go na oczy – usprawiedliwiał się Sławomir.

– To wszystko? - dopytał książę?

– Tak, panie, w karczmie potwierdzą, że mnie nie znają. Nie bywam tam.

– Czyli mamy jakąś nieścisłość. Sławomirze chcesz w przyszłości zostać rycerzem? - zapytał władca.

– Oczywiście, mój panie. Chcę walczyć u twego boku.

– To za dużo powiedziane, nie zapędzaj się chłopcze – Henryk wyhamował zapędy giermka.

Spoglądając na Ottona i Sławomira książę pogrążył się w zadumie. Normalnie skazał by chłopca i nie bawił się w śledztwo. Lecz Henryk Brodaty oprócz mądrości dzierżył wielką chrześcijańską wiarę. Osądzanie było w rękach Boga i władcy. Musiał wydać nieskazitelny wyrok. Sprawa jest świeża i trudna, mając dwa różne zdania Henryk postanowił dyplomatycznie uciec od problemu.

– Ottonie.

– Tak mój panie?

– Ja wraz ze swoim synem i służbą udaję się do Księstwa Opolskiego. Wiola, żona Kazimierza Opolskiego wkrótce ma urodzić dziecię. A wy przybywacie do mnie z problemem, którego sami nie potraficie rozwiązać. Któryś z was bezczelnie mnie okłamuje.

– Ale, panie, to…

– Zamilknij, Ottonie. Słuchaj uważnie. Giermek jest twoją własnością, lecz teraz przechodzi na moje utrzymanie – stwierdził Henryk wręczając Ottonowi kilka srebrnych monet – oto pieniądze na jego wyżywienie. Pod moją nieobecność masz dopilnować aby Sławomir miał strawę i wodę w lochu wierzy świętego Piotra.

Otton z błyskiem w oczach przekładał srebrne monety w dłoni. Giermek spojrzał na księcia chciał coś powiedzieć lecz powstrzymał się.

– Sławomirze, lepiej się nie odzywać i wydawać się głupcem, niż odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości. Odejdźcie – orzekł Henryk Brodaty.

Skryba, notując wszystko co powiedział władca udał się w obecności straży ze skazanymi do wieży Świętego Piotra. Henryk Brodaty wraz z synem kontynuowali planowanie twierdzy. Do późnego wieczora rysowali i szkicowali układ murów i fosy. Na ziemi lubuskiej miła powstać twierdza nie do zdobycia. Potężna niczym zamek w Legnicy.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Erwonus · dnia 12.02.2020 14:23 · Czytań: 651 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
viktoria12 dnia 17.02.2020 11:07
Ciekawe, jakby wyglądał cały tekst zapisany staropolskim językiem?

Pierwsze zdanie napisane po polsku:
https://blog.dobryslownik.pl/daj-ac-ja-pobrusze-a-ty-pierwsze-polskie-zdanie/

ale to tylko jedno zdanie. Pokusić się o cały tekst. Heh.

,, Mówisz i masz..." mam nadzieję, że jednak obejdzie się bez krytyki.
Erwonus dnia 17.02.2020 16:56
Ooo, dziękuję.
Dobra Cobra dnia 19.02.2020 08:34
Gdyby cały tekst był napisany we średniowiecczyźnie to nikt by tego nie rozumiał w większości. Gdy się właśnie jakieś jedno, dwa wyrazy że "staropolskiego" czytelnicy 21 wieku nie potrafią sobie dość z tym rady. Męczą się, zatrzymują, utrudnia im to odbiór.


Erwonus,

Tworzysz ikoniczne dzieło o dawnych czasach. Rob swoje dalej i dodawaj kolejne odcineczki.


Pozdrawiam,

DoCo
Erwonus dnia 19.02.2020 14:22
Dziękuję, będę dodawał kolejne rozdziały. A wiecie może jak usunąć rozdział? Dodał mi się SAMOISTNIE rozdział pierwszy po raz drugi.
Dobra Cobra dnia 19.02.2020 19:11
Pisz do redaktorów prozy, tylko oni mogą na tym etapie pomoc. Po publikacji będziesz mógł to zrobić sam.

DoCo
Erwonus dnia 21.02.2020 00:41
Dziękuję za podpowiedź.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:63
Najnowszy:wrodinam