W pogoni za cieniem 6. - grab2105
Proza » Obyczajowe » W pogoni za cieniem 6.
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

... Ale nie. Któregoś dnia zadzwonił telefon i serce podskoczyło do gardła. Słyszę w telefonie język angielski. Jednak zadzwonili. Znowu krótko, jutro o jedenastej rozmowa z szefem. Powodzenia, - usłyszałem na zakończenie.

Mój dobry duszek – Sabinka, jak mógł podtrzymywał mnie na duchu, ale do spokoju było mi dużo brak. Denerwowałem się. Cholera, starzeję się. – Myślałem. - Dawniej traktowałem takie rzeczy na większym luzie.

Nazajutrz jadę pod wskazany adres. Wieżowiec, szkło i beton, winda i dziesiąte piętro. Wchodzę, zza wielkiej lady podnosi się śliczna recepcjonistka.

- Pan Piotr Lorenz? – Pada czystą angielszczyzną.

- Tak byłem umówiony. – Odpowiadam raczej szkolnym angielskim.

- Pan Patterson czeka na pana. Proszę chwilkę poczekać.

Przyglądając się mnie naciska jakiś przycisk i komunikuje, że już jestem. Kiwa głową i uśmiecha się do mnie

- Proszę za mną. – Rzuca krótko ruszając korytarzem.

Kilkanaście kroków i stajemy przed obitymi skórą drzwiami. Uchyla je i puszcza mnie przodem.

- Witam panie Lorenz.

 Podchodzi do mnie mężczyzna w mniej więcej moim wieku. W powitaniu wyciąga dłoń i uśmiecha się szeroko.

- Dzień dobry panie Patterson. – Odpowiadam. – Ja w sprawie pracy.

- Tak, już coś o panu wiemy. Ma pan dokumenty?

- Oczywiście. Oto one.

- To może usiądziemy, - mówi biorąc je, i tylko na krótko zerkając do nich.- Zaraz podadzą kawę. Napije się pan?

- Chętnie. Tak wyszło, że jestem kawoszem.

- To tak jak ja. Mogę pić wręcz wiadrami. – Roześmiał się.

- I na serduszko nie szkodzi?

- Wkładam to między bajki. Ci lekarze… Ale do rzeczy. Zgadza się. To pan jest tym Lorenzem o którego zasięgaliśmy opinii. Przepraszam, ale to taka rutynowa czynność. Jak mówicie w Polsce, nie kupujemy kota w worku. Roześmiał się zadowolony z siebie.

- I co wynika z tej opinii? – Rzuciłem od niechcenia.

- Jest pan dalej zainteresowany stanowiskiem senior menagera w naszej firmie?

- Jestem, ale to zależy od warunków.

- Co do warunków płacowych dogadamy się na pewno. Co do innych, to słucham pana.

- Jaki będzie zakres moich obowiązków?

- To co pan robił ostatnio. No, prawie to samo. Zna się pan na tym. To, że oprogramowanie inne, nie powinno być większym problemem. Będzie pan odpowiedzialny za sprawne wdrażanie naszego produktu na polski rynek energetyczny. Ma pan odpowiednie doświadczenie w kontaktach z klientami, zna ich mentalność, słabe i mocne strony. Będzie miał pan duże pole do popisu.

- Jak wygląda sprawa pracowników?

- Nie ma żadnych. Liczymy, że pan ich sam wybierze. Mamy trochę zgłoszeń, spośród których dokona pan selekcji. To będzie pana wybór i odpowiedzialność. To chyba oczywiste?

- Jasne postawienie sprawy. Akceptuję warunki. Natomiast, co do finansów…

- Panie Lorenz, na początek proponujemy piętnaście tysięcy z złotówkach, plus drugie tyle w dolarach na pana konto w banku amerykańskim. Jak wykaże się pan pożądanymi przez nas efektami, ta kwota będzie odpowiednio rosła. To jak, zgoda? Aha, jeszcze jedno. Przysługuje panu samochód służbowy. Za kilka dni powinien dojechać z Niemiec.

- Odpowiem krótko, - Zgoda. Postaram się być w firmie pożytecznym człowiekiem.

- Liczymy na to. Teraz tak, na jutro przygotujemy komplet dokumentów, po podpisaniu których może pan podjąć pracę. Zapraszam do mnie jutro na dziewiątą rano. Na jedenastą ma pan umówionych pierwszych troje kandydatów, a za moment recepcjonistka zaprowadzi do pańskiego gabinetu. Powodzenia panie Lorenz.

Mocny uścisk dłoni i nieco nieprzytomny znalazłem się na korytarzu. Nie było czasu na odetchnięcie. Jak spod ziemi wyrosło sympatyczne dziewczę, prowadząc mnie na drugi koniec korytarza. Otwarcie drzwi i słyszę ciepły głosik. - Proszę, to tu jest pana gabinet. Gratuluję.

Dziewczę znika, a ja robię kilka kroków do przodu. Jestem pewien, że musiałem mieć głupkowatą minę. Zaskoczenie było kompletne.

Bo oto znalazłem się w tak na moje oko, w dyrektorskim gabinecie. Wielkie biurko, skórzany fotel a pośrodku stół obstawiony krzesłami. Jakieś szafy, koło biurka pod oknem, mały stolik z intercomem. Cholera jasna, gdzie się to wpakowałem? – Tłukło mi się w głowie.

Nie kontemplowałem zbyt długo. Zrobiłem, w tył zwrot i żegnając się z recepcjonistką wyniosłem się z budynku. Oszołomiony tempem rozmowy i zaoferowanym mi stanowiskiem, raczej automatycznie dojechałem pod dom. W mieszkaniu nie było nikogo, Jacek w szkole a Sebcia w pracy. Nosiło mnie z radości. W końcu życie uśmiechnęło się do mnie. Dostałem wspaniałą pracę, mam koło siebie ukochaną kobietę i wspaniałego syna. Czego można chcieć więcej? Nareszcie! - Chciało mi się krzyczeć na całe gardło. Zamiast tego zadzwonił telefon, - to Sebcia.

- Cześć. Już po rozmowie, żyjesz jakoś?

- Tak, już jestem po, i taki szczęśliwy. Mam tę robotę Kochanie.

- Opowiadaj, jak było?

- Nadzwyczaj krótko i rzeczowo. Dostałem fuchę Senior Menagera, - kapujesz? A jaki gabinet?… Zbaraniałem zobaczywszy go. A przede wszystkim odpowiednia kasa. Bieda już nam Sabinko nic nie zrobi. Nareszcie słonko się do nas obojga uśmiechnęło.

- Masz rację, chociaż nie wiem, czy po tym, co mam do powiedzenia, dalej będzie ci tak wesoło. Usiądź sobie. Będziesz tatusiem kochanie. Dzisiaj upewniłam się na sto procent.

Usiadłem i… zaniemówiłem. Normalnie zatkało mnie. W mózgownicy istny huragan rozmaitych myśli. Dla uspokojenia zrobiłem głęboki oddech i wkładając w to wiele wysiłku, odezwałem się radośnie…

- Ja dzisiaj to chyba normalnie oszaleję. Od samego rana dzieją się koło mnie niesamowite rzeczy, a teraz taka cudowna wiadomość. Dzięki kochanie. Teraz to naprawdę jesteśmy parą. Kocham cię.

- To nie jesteś na mnie zły? Boże, jak bardzo bałam się.

- A niby czemu miałbym być zły? Przecież mój udział w tym wszystkim, był co najmniej znaczący. 

- No tak, ale to ja jestem kobietą i powinnam…

- Ojej, teraz będzie obwinianie się. – Przerwałem bezceremonialnie. - Daj temu spokój. Ktoś tam u góry zadysponował nam dziecko, - i bardzo dobrze. Tak na zimno, to nie wiem, czy zdecydowalibyśmy się. Mogłoby zwyciężyć nasze wygodnictwo. Ciesz się, a nie rozpaczaj.

- Ależ ja naprawdę jestem szczęśliwa. Będę matką dziecka zrodzonego z mojej wielkiej miłości do ciebie. Czy może być coś piękniejszego?

- Nie wiem, co powiedzieć. To, co słyszę przerasta mnie i jestem szczęśliwy. Kocham moją śliczną Sabinkę.

- Piter, musimy to wszystko dzisiaj uczcić. Wymyśl coś fajnego i daj znać. A teraz uciekam. - Praca.

Nie ruszałem się dobry kwadrans. Musiałem to wszystko na spokojnie przetrawić i poukładać w głowie. Spokojnie, to jeszcze prawie dziewięć miesięcy. - Uspakajałem siebie. Niby sporo czasu, ale jak bardzo mało. Trzeba coś zrobić z mieszkaniem. Co? Kupić, zamienić, ale dla dziecka musi być oddzielny pokój. Rany, jak dobrze z nową pracą. Będą większe finanse… A Jacek? Jak on przyjmie wiadomość o rodzeństwie? …

Takie myśli kłębiły się pod czaszką kiedy usłyszałem kroki w przedpokoju. Jacek w domu.

- Cześć tato. I jak poszło? - Stał wpatrując się czujnie.

- Super. Mam to, co chciałem. Dobrą fuchę i niezłą kasę.

- To gratki. Przyznam, że martwiłem się trochę. Ostatnio byłeś taki…

- Może i byłem, ale to czas przeszły. Teraz Jacku czas na coś innego.

- Co znowu knujesz? To twoje spojrzenie…

- No cóż, jest i najnowsza wiadomość. Będziesz Jacku miał rodzeństwo.

- Nie ściemniasz? Naprawdę? – Zaskoczony wytrzeszczył oczy.

- Powaga. To nie jest żart. Będzie maluszek w naszym domu.

- Ale mnie zaskoczyłeś. Daj chwilę, muszę ochłonąć. No tak, przestanę być jedynakiem i oczkiem w głowie taty. Nareszcie będzie normalnie. A jak mój tato przyjął taaką wiadomość?

- Co do oczka, to nie łudź się. Nic się nie zmieni. I sam wiesz czemu. A wiadomość przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Jednak po ich przetrawieniu mogę powiedzieć całkiem szczerze, - jestem szczęśliwy.

- To i ja razem z tobą, tato. – Niespodziewanie padliśmy sobie w ramiona.

- Miły jesteś. - Wysapałem, bo uścisk był solidny. – Ale trzeba to jakoś uczcić. Co byś powiedział na wystawny obiad w eleganckiej restauracji?

- Nie ma sprawy, Ale, co z Krychą?

- Oto i mój syn. Zawsze martwi się o innych. Ależ nie może być inaczej, pójdziemy wszyscy razem. Przecież ona, to w zasadzie członek rodziny. Mylę się?

- Nie mylisz się. Ja ją tak traktuję, jakby była moją… - Zamilkł i zaczerwienił się.

- Żoną. – Dokończyłem. – Nawet nie wiem, kiedy stałeś się odpowiedzialnym mężczyzną.

- Może bez wielkich słów tato. Po prostu, jest dla mnie kimś ważnym. I nie chodzi tu tylko o seks. Rozumiesz mnie?

- Rozumiem. Mogę powiedzieć to samo o mnie i Sabince. Ale do rzeczy, daj znać Krysi i ustal, kiedy będzie miała czas?

- Robi się. Ale się ucieszy. Nie wiesz, ale jest waszą, a w szczególności twoją fanką. Jeszcze wczoraj snuła takie marzenia. Wykrakała… - Parsknął śmiechem. – Czekaj chwilę.

Zniknął w swoim pokoju, a ja rozpocząłem przetrawianie nakładających się na siebie migawek pod tytułem Krysia. Migawki te, po ich dokładnym chronologicznym nałożeniu, przedstawiały dający wiele do myślenia obraz.

E tam, - Bagatelizowałem. – Takie tam sny podlotków o starszym panu. Nie ma się czym przejmować, - wyrośnie z tego. Już Jacek postara się o to.

Grałem twardziela, ale jednak gdzieś głęboko w podświadomości pozostało coś, co zaniepokoiło mnie. Poczułem niesmak do siebie.

Ale wrócił Jacek i zapomniałem o niesmaku. Od osiemnastej młodzież ma wolne i jest gotowa na szaleństwa. Super.

ROZDZIAŁ 3

Minęło kolejnych kilka tygodni. Okrzepłem na nowym stanowisku i bezpowrotnie minął permanentny stres pierwszych dni. Wgryzam się w tajniki oprogramowania szukając podświadomie jego słabych punktów. Taki odruch wyniesiony z lat praktyki. Z kilkunastoosobowej grupy wybrałem trzech młodych ludzi, którzy przekonali mnie do siebie. Zostało nam jeszcze kilka dni nauki i będzie chrzest bojowy. Pierwsze wdrożenie.

Na razie trenujemy na specjalnym symulatorze, dającym nam przedsmak przyszłych realnych problemów. Jestem optymistą, chłopaki połknęli bakcyla i nie oglądając się na zegarek rozgryzają zawiłości funkcjonalne systemu. Jestem pewien, że nie damy plamy.

O ile w układach zawodowych jak na razie bez kłopotów, to prywatnie jakoś dziwnie się układa. Dokładnie chodzi o moją chęć zalegalizowanie naszego związku. Po prostu wzięcia ślubu, i to obojętnie jakiego, kościelnego czy cywilnego. Chciałem, aby nasze dziecko miało prawdziwych, mamę i tatę. Ale Sabinka jest zdecydowanie na nie.

Jak powiedziała, jest wolną kobietą i taką chce pozostać. Aby być ze mną szczęśliwą, żadne papierki nie są jej potrzebne,. Co będzie dalej, nie wie, i nie chce nikomu komplikować życia. Cieszmy się chwilą, kochanie. – Powiedziała kończąc dość burzliwą rozmowę. No dobra. Niech i tak będzie, nie będę więcej wracał do tego.

Natomiast z mieszkaniem zdecydowany postęp. Po prostu kolejny uśmiech losu. Jeden z moich współpracowników słysząc moje utyskiwania powiedział, że jego wujek ma ładny domek na sprzedaż. Jak chcę, to mnie z tym wujkiem umówi. Chciałem.

W któryś dzień całą czwórką pojechaliśmy obejrzeć ten dom. Tak na oko, wielkim cudem to nie był, ale po bliższym przyjrzeniu się spodobał się nam. Był funkcjonalnie rozplanowany z poddaszem przygotowanym do zamieszkania. Fakt, wymagał wielu przeróbek, ale jakby nie patrzeć, byłby to własny dom ze sporym kawałkiem ogrodu.

W końcowym efekcie, po wykonaniu ekspertyzy przez budowlańca i dogadaniu się z właścicielem co do ceny, akt notarialny został podpisany. Zostałem posiadaczem domu,… i zadłużenia w banku. Tym drugim specjalnie nie przejmowałem się. Damy radę.

Teraz będzie można na spokojnie przystąpić do remontu i przebudowy naszego nowego lokum.

Temat ten zrzuciłem na barki palącej się do tego Sabinki, do której dołączyła ku mojemu zaskoczeniu, - Krysia. Tak wyszło, że mimo różnicy wieku, obie panie stały się serdecznymi przyjaciółkami. Widać tak miało być i tyle. Nic nie komentowałem.

Tak, czy owak panie miały główki pełne przeróżnych pomysłów i co ważne, umiały liczyć pieniążki. Dla mnie pozostało niewiele, - zapewnić sfinansowanie tego wszystkiego. Hm, drobnostka…

Jednak nigdy nie należy wpadać euforię. Życie kręci kołem szczęścia i nie zawsze to kolo zatrzymuje się w miejscu dającym to, o czym marzymy. Teraz też nie mogło być inaczej.

Pojechałem na pierwsze uzgodnienia dotyczące harmonogramu wdrożenia. Pierwsze wrażenie było zaskakujące. Jednak pokutuje w nas jakiś mit ameryki. Jako przedstawiciel firmy amerykańskiej byłem traktowany jak niewiadomo kto. Czasami bywało śmiesznie, ale moja próżność podskakiwała z radości. A niech tam.

Następnego dnia idąc korytarzem słyszę za sobą damki głos.

- Nie poznaje mnie pan, panie Piotrze?

Zaskoczony odwracam się i krew spłynęła mi do nóg. Stanąłem jak wryty z nie najmądrzejszą miną.

Cholera, to sen, czy jawa? Wpatrzone we mnie bezdenne jak górskie jezioro, błękitne, cudowne oczy i uśmiechnięta śliczna buzia. To Patrycja!… Kątem oka zauważam wyciągniętą rękę, którą odruchowo ściskam i słyszę własny nieco bełkotliwy głos.

- Przepraszam, ale czuję się jakbym dostał czymś w łeb. Pełne zaskoczenie. Kto by się spodziewał? – Pati.

- Tak, to ja. Jednak przypadki chodzą po ludziach, spotkaliśmy się. Nie uwierzy pan, ale też zapomniałam języka w gębie. Widziałam pana wczoraj, ale nie odważyłam się podejść. Dopiero dzisiaj zmusiłam się do tego. Dalej pan się na mnie gniewa? - Badawczy wzrok wpił się we mnie.

- Co za pytanie? To już czas przeszły. Widzi pani, - zapomniałem. Wykasowałem z pamięci tamtą noc na drodze, ów pechowy wieczór, i choć z trudem, ale również panią.

Pati, u mnie nastąpiły duże zmiany. Przestałem być samotnikiem. Jestem z pewną kobietę z którą łączy mnie bardzo wiele, a na dodatek zostanę tatą.

- Przepraszam Piotrze, ale nie wiem, co powiedzieć. W każdym razie gratuluję wykaraskania się z samotności. Mnie się to nie udało. Proszę, nie zrozum nie źle, ale czy nie miałbyś ochoty spotkać się gdzieś i pogadać ze mną jak z przyjacielem?

- Czemu nie. Powspominamy stare dzieje. A tak przy okazji, jak zdrowie taty?

- Oh… Od dwóch miesięcy nie żyje. – W błękitnych oczach zabłysło coś wilgotnego.

- Przykro mi. Przyjmij wyrazy współczucia.

- Dzięki Piotrze. Już pomału dochodzę do formy, lecz miałam straszny dołek. Ale wróćmy do nas, jak się umówimy?

- Ja tu obcy. Nic nie znam. Dysponuj mną. Od osiemnastej jestem wolny.

- To dobrze. Przyjadę pod hotel kwadrans po osiemnastej i zabiorę cię gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojne pogadać. I nie obawiaj się. Tamten idiotyczny wieczór nie powtórzy się.

- Ależ Pati… - Żachnąłem się.- Dobra, będę czekał. Do zobaczenia.

Odeszła kołyszącym się krokiem, śliczna, zgrabna i pełna erotyzmu. Samiec drzemiący we mnie przetarł oczy i zastrzygł uszami. Ale laska…. – zamruczał po nosem kończąc podsypianie.

Resztę dnia miałem przechlapane. Nie mogłem się skupić nad tym, co się koło mnie działo? Nad tym, po co tu do diabła przyjechałem?

Owszem, starałem się, ale to było takie trudne. Moja odświeżona pamięć o Pati, brutalnie, i co gorsza wybiórczo, wyświetlała co bardziej kuszące widoki. Można było oszaleć.

Teraz spacerowałem przed hotelem zadając sobie pytanie. Co ja tu właściwie robię? Naprawdę chcę zrobić skok w bok, i zdradzić moją Sebcię? A może to nie tak, tylko coś, co od dawna stłamszone siedziało we mnie? Od tamtego spotkania na drodze. Mino, że już wiosna buchała zielenią, zobaczyłem wyłaniające się z tumanów śniegu, zapłakane oczy Patrycji. Wstrząsnął mną dreszcz. Przyspieszyłem kroku. Od zadawanie sobie niekończących się pytań uwolniło mnie niespodziewane pytanie.

- Dlaczego jednak przyszedłeś?

Pomału obejrzałem się. Zapłakanych oczu, ani zamieci śnieżnej nie było. Było natomiast uśmiechnięte, błękitne spojrzenie wieńczące śliczną postać kobiety stojącej przy mnie.

- Skąd takie pytanie? Przecież obiecałem.

- No tak, ale już masz kogoś i…

- Tak, mam, - przerwałem jej w pół słowa, - ale, co to ma wspólnego z nami? Cieszę się widząc ciebie i niech tak pozostanie.

- Masz rację Piotrze. Ja też bardzo się cieszę. Teraz porywam ciebie. Tu niedaleko mam samochód, chodź już.

Po chwili siedziałem koło niej. Z nieukrywaną przyjemnością przyglądałem się kierowcy samochodu. Delikatnie obcisła bluzeczka z niewielkim dekoltem, doskonale podkreślała kształt piersi. Nie ma się czego wstydzić. – Pomyślałem. - Wzrok mimowolnie skierował się na dół. Krótka spódniczka nie zakrywała zbyt wiele. Kształtne, nagie, jakby toczone uda, budziły moje skrajne, samcze emocje.

- Podobam ci się? – Padło pytanie zza kierownicy?

- Zawsze podobałaś mi się. Nie wiedziałaś?

- Trudno było nie zauważyć, tak jak i teraz. To rozbierające spojrzenie…

- Nie dziw się. Jesteś śliczną kobietą a ja tylko mężczyzną. Nic na to nie poradzę.

- Nie musisz nic radzić. Mnie to nie przeszkadza, wręcz odwrotnie. Podnieca mnie.

- A dokąd to mnie porywasz? – Zmieniłem drażliwy temat.

- Za miastem jest taki urokliwy lokalik. Zarezerwowałam tam stolik. Myślę, że tam będziemy mogli spokojnie pogadać.

- Zaintrygowałaś mnie. Nie mogę się już doczekać.

- Lokalu, czy rozmowy? – Złapałem jej nieco kpiące spojrzenie.

- Myślę, że bardziej rozmowy. Lokal to tło, może to i ważne, ale to tylko tło.

- Odezwał się filozof Piotr. – Parsknęła śmiechem. – Wyluzuj.

- Ja tylko odpowiedziałem na pytanie. – Broniłem się.

- Wiem, wiem, ale bardzo cię lubię i dlatego droczę się.

- Lubisz mnie? Coś podobnego. Przecież wcale się nie znamy.

- Co w tym dziwnego. Przecież są ludzie, których od pierwszego wejrzenia lubisz, albo i nie.

Ty należysz do ludzi, których się lubi od pierwszego i każdego kolejnego wejrzenia. Tylko tyle.

- Widzisz, zarumieniłem się. – Zachichotałem.

- Śmiej się śmiej, ja tam wiem swoje. – Zrobiła obrażoną minkę.

- No, nie złość się już. Popatrz jaka śliczna wiosna za oknem. - Pogłaskałem po dłoni trzymającej kierownicę. Była ciepła i aksamitnie delikatna.

- Jak się mam złościć na takiego słodziaka? – Naprawdę lubię cię. - Uśmiechnęła się.

- Daleko jeszcze? – Znowu zrobiłem unik.

- Za chwilkę będziemy na miejscu. Cierpliwości Piotrze.

Po kilku minutach siedzieliśmy w faktycznie sympatycznym, modrzewiowym lokaliku. Na stoliku pojawiły się zamówione słodkości i kawa. W międzyczasie o mało nie dostałem zawrotu głowy, od wodzenia jej po zgromadzonych tu trofeach myśliwskich. Naprawdę było na czym oprzeć oko. Poroża jeleni i jakiś innych zwierząt, wypchane kolorowe ptactwo, robiło wrażenie na mieszczuchu. Całości prezentacji dopełniały porozwieszane, staro wyglądające obrazy ze scenami polowań. Nie jestem znawcą malarstwa, ale przekonany byłem o ich oryginalności i historycznej wartości.

- Gdzieś to mnie przyprowadziła? Pierwszy raz widzę takie rzeczy. – Wydusiłem zaskoczony.

- To taki unikatowy lokal. Właścicielem jest potomek byłego właściciela okolicznych ziem i stojącego nieopodal pałacu. Zostało mu tylko to, i jak myślę, nieźle z tego żyje. To punkt zborny ludzi z jego środowiska, a oni do biedaków nie należą.

- Ci ludzie na obrazach to jego rodzina?

- Oczywiście. A te trofea na ścianach, to ofiary ich polowań.

- Jednym słowem, widzę kawał historii.

- Tak, i to historii sięgającej szesnastego wieku.

- O rany, aż tyle.

- Tyle udokumentowane, a w przekazach ustnych nawet trzynastego wieku.

- Zastanawiam się, skąd to wszystko wiesz? To twoi znajomi?

- Można to tak nazwać. Ale dość zamierzchłej historii. Wróćmy do nas. Kto wie, może teraz zaczynamy pisać naszą historię?

- Nasza historia… Ładnie to powiedziałaś Pati.

- Mniejsza z tym, przyszliśmy, aby pogadać nie o czymkolwiek, tylko o nas. Jak możesz to opowiedz mi o niej. O kobiecie, która da ci dziecko i którą jak sądzę kochasz.

- W zasadzie nie widzę potrzeby snucia tej opowieści. Co może być interesującego w obcej kobiecie, której nie znasz. i najprawdopodobniej nie poznasz.

- A jednak jest coś, co mnie interesuje. Jak przekonała takiego już trochę zdziwaczałego samotnika do siebie. Do wspólnego życia. Dokonała tego, czego ja nie byłam w stanie.

- Oj Pati, to raczej pytanie do niej. Chociaż przyznam, lekko nie miała.

- Czyli jak to było? Poznaliście się i co?

- No dobra, niech ci będzie, ale oczekuję rewanżu. Znaliśmy się wcześniej kilka lat. Pracowaliśmy razem i byliśmy dwojgiem zgranych kumpli, nic więcej. Ona zajadła singielka skacząca z kwiatka na kwiatek, nie uważała mnie za godny obiekt zainteresowania. Mówiąc szczerze, jako kobieta dla mnie również nie istniała. Poza tym rodzaj męski uważała za poślad genetyczny, za coś, co ma służyć tylko zaspokojeniu jej żądz i nic więcej.

Taki stan rzeczy trwał do chwili, kiedy byłaś u mnie a potem zadzwoniłem do ciebie. Pamiętasz na pewno tą sytuację.

Stała wtedy koło mnie doskonale wiedząc o co biega. Po rozmowie błagała abym nie olał ciebie. Że jesteś moją szansą na normalność. Wtedy w odpowiedzi odruchowo wziąłem ją w objęcia i mocno przytuliłem. Wtopiła się całym ciałem i jak myślę właśnie wtedy coś w niej przekręciło.

Potem, ech… to nasze spotkanie, a nazajutrz miałem poważny wypadek samochodowy. Tir nie wyhamował na śliskiej jezdni i wcisnął moje auto pod stojącego przede mną drugiego Tira. Kilkanaście tygodni z głowy. Rozumiesz?

Co dalej? Sabinka jak najlepsza opiekunka, czuła i delikatna opiekowała się połamańcem. Wbrew wcześniejszym pozorom okazała tyle serca i oddania jak chyba nikt dotąd.

Nie czułem się jednak komfortowo. Dlaczego? Owszem, fajnie mieć taką opiekę, ale zdawałem sprawę, że coś za tym stoi. Gołym okiem było widać jej uczucie, a ja nie wiedziałem jak mam postąpić.

Chciałem być uczciwy i nie oszukiwać, ale też i nie zranić. Nie byłem pewny swojego uczucia. Unikałem jednoznacznych deklaracji. Dopiero upływ czasu przekonał mnie samego do uczucia jakim ją darzyłem. Zamieszkaliśmy razem. Została dla mnie żoną i matką dla mojego syna. Naszym kochanym duchem opiekuńczym. Ma niespożyte siły z zapewnieniu nam szczęśliwego domu.

Tak właśnie jest Sabinka. Bynajmniej nie miłość od pierwszego wejrzenia.

- To ona wpychała ciebie w moje ramiona? Dlaczego?

- Bo uważała, że chłop bez baby jest do dupy. To jej słowa.

- I miała rację. No dobra, kiedy ślub?

- Chyba nigdy. Nie chce żadnych papierków. Była wolna i chce taką pozostać.

- Trudno jej nie przyznać racji. Poczucie wolności jest tak ważne.

- Zgadzasz się z nią? A dziecko nie ma prawa mieć mamy i taty?

- Co to ma do rzeczy? Z papierkiem, czy bez i tak będzie miało.

- Mam trochę inne poglądy, ale nie upieram się. Będzie jak chce.

- A teraz już na koniec powiedz szczerze, kochasz ją?

- Gdyby pytanie padło dzisiaj rano, to bez zastanowienia odpowiedziałbym, - tak, kocham z całych sił.

- Ale mamy wieczór, spotkałem ciebie i pojawił się problem. Widzisz, odżyły demony, które prześladowały mnie bardzo długo. Spotkanie na drodze, twoje zapłakane oczy w tumanach śniegu i potem - ty na spotkaniu. Śliczna, uwodzicielska i jedyna w swoim rodzaju.

Długo zwalczałem te obrazy, wreszcie udało się, - zapomniałem. Ale trzeba było aż tu przyjechać, aby to wszystko diabli wzięli. Demony wróciły.

- Dlaczego nazywasz to demonami?

- Bo takimi są dla mnie. Nie mam z nimi żadnych miłych skojarzeń.

- Niech ci będzie. Demony… - Prychnęła pogardliwie. – A co z twoją miłością?

- Tak szczerze. Teraz muszę się zastanowić i odpowiedzieć sobie na kilka pytań.

- Jakich?

- Wybacz, ale to moja sprawa. Jak to ktoś powiedział, - muszę się z sobą dogadać.

- To też słowa Sabinki?

- Zgadza się.

- Dzięki Piotrze za szczerość. Teraz jak domyślam się zamieniasz się w słuch. Moja kolej na spowiedź. Spróbuję, ale wiedz, że będziesz tym pierwszym i jedynym, który usłyszy to, co mam do powiedzenia. A więc do rzeczy.

Jak już wiesz jestem rozwódką i mam ośmioletnią córeczkę. Moją kochaną Magdusię. Pominę okres trwania małżeństwa, kiedy po okresie wzajemnej fascynacji rozwaliło się wszystko. Każde z nas zaczęło żyć dosłownie własnym życiem. Koniec był nieunikniony i na szczęście pełen kultury. Było sympatyczne, cześć i powodzenia. Etap z głowy. Ale, to tylko tak mi się wydawało.

Dość szybko przestały mnie interesować przygody z fajnymi chłopcami, których interesowało tylko pieprzenie się ze mną. Zmieniłam się. Szukałam kogoś, kto da mi coś więcej, niż wpakowanie we mnie nie zawsze czystego członka. Osunęłam się od ludzi. Za plecami słyszałam pogardliwe, - lesba… Dobra, - pomyślałam, niech i tak będzie. Mijał czas i wydawało mi się, że znalazłam tego jedynego.

To było nie tak dawno. Przystojny, pełen kultury pan w średnim wieku, szarmancki. Znał słabość kobiet. Zwiódł mnie i zamieszkaliśmy razem. Szybko jednak przejrzałam na oczy. Ja, jako człowiek nie obchodziłam go. Miałam być tylko przyrządem do zaspakajania jego potrzeb seksualnych. Jego pasją było pieprzenie się. Mnogość wymyślanych pozycji i częstotliwość ich stosowania był szokujący nawet mnie, kobiecie po przejściach.

Bardzo szybko dostał po pysku i wyleciał za drzwi. Zostałam sama i rozgoryczona. Gdzieś po tygodniu spotykam ciebie na drodze. Byłeś opiekuńczy jak anioł i… straciłam głowę. To jest ten mój wyśniony i jedyny, - pomyślałam. Nie ustawałam w wysiłkach aby cię odnaleźć. Dokonałam tego jednak na próżno. Zechciało mi się sprawdzić, czy tobie też zależy tylko na dorwaniu się do mnie i pieprzeniu. Własna głupota i zła ocena sytuacji zniweczyły wszystko. Straciłam ciebie.

Przyznam się, zaczynam nienawidzić siebie i swojej seksownej urody. Każdy mężczyzna widzi we mnie tylko obiekt do zaspokojenia samczego popędu. Napalony myśli, jak tu ją przelecieć? Reszta go nie interesuje.

Powiedziałam dzisiaj, że twój rozbierający wzrok podnieca mnie. To prawda, ale jesteś wyjątkiem. Zwykle takie spojrzenia wywołują moją furię. Zdarzają się małe awantury z tego powodu. Dziwaczeję Piotrze. Moim problemem jest bezsilność. Powiem teraz coś, czego mogę kiedyś żałować. Nie wiem, jak to odbierzesz, ale zaryzykuję. Zakochałam się w tobie. Już wtedy na drodze doznałam tego olśnienia. Dzisiaj mogę tylko zazdrościć Sabince możliwości bycia z tobą. Będę kibicować twojemu związkowi. Miej więcej szczęścia niż ja.

Zamilkła. Milczałem i ja. Widziałem siedzącą koło mnie całkiem inną kobietę. Z powabnego wampa nie pozostało nic. Spoglądała na mnie wzrokiem zbitej psiny, przygarbiona, i jakby nagle postarzała kobieta. Moja ręka odruchowo powędrowała do jej dłoni nerwowo mnącej serwetkę.

Zadrżała po wpływem dotyku opuszków palców. Dłoń gniotąca nieszczęsną chusteczkę znieruchomiała i zacisnęła się kurczowo w piąstkę. Nie oddała pieszczoty. Z drżących warg wydobyło się tylko.

- Nie Piotrze. Tak nie można. Proszę. ….

Ciąg dalszy nastąpi ...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 27.02.2020 15:57 · Czytań: 508 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty