- Łuki, wy jesteście razem? - zapytałem po jakimś czasie, gdy jechaliśmy ulicą. Popatrzyłem na bok na siedzącego za kółkiem BMW Łukasza, a potem opuściłem zasłonkę, by w lusterku spojrzeć na Kamilę siedzącą z tyłu. Zauważyła to, spojrzała mi w oczy i mrugnęła z uśmiechem.
- No tak. - Roześmiał się Łukasz. - Gdy odwiedziłem cię pierwszego dnia w szpitalu Kamcia tam była - powiedział, a ja zauważyłem, że Kamila przewróciła oczami słysząc swoje zmiękczone do granic wytrzymałości swoje imię. - Okazało się, że cię zna i tak jakoś zaczęliśmy gadać.
- No tak, a potem się zwinęłam, bo jednak mam pracę. I wieczorem wpadliśmy na siebie w jednym z nocnych barów. - Wtrąciła z tyłu Kamila, a ja popatrzyłem na nią czujnie. Nie wierzyłem, że było to li tylko przypadkowe spotkanie. W jej spojrzeniu dostrzegłem jakąś dziwną pewność, że chyba domyślałem się prawidłowo.
- No a potem spiliśmy się totalnie. - Roześmiał się Łukasz. - To znaczy ja się spiłem, nawet nie wiem, jak trafiłem do domu. Oczywiście, razem z Kamilką - dodał i sięgnął prawą ręką do tyłu pomiędzy fotelami, kładąc dłoń na jej łydce. - I obudziliśmy...
- Nie musisz zdradzić aż takich szczegółów, Łuki - przerwała mu Kamila. - Wystarczy, że od paru dni chodzimy ze sobą - powiedziała wesołym tonem, a ja prychnąłem z rozbawieniem.
- No co? - zapytał Łuki.
- Nic, zabrzmiało jak w liceum. Dojeżdżamy - powiedziałem, patrząc na telefon zawieszony na kratkach z wyświetloną mapą. Zauważyłem, że Wioletta jadąca za nami musiała wcisnąć odpowiedni przycisk, bo brama zaczęła się otwierać. Gdy oba nasze auta zwolniły, ulicą przemknął jeszcze jakiś czarny, luksusowy Mercedes.
Weszłam do niewielkiej kawalerki pierwsza i rozejrzałam się spokojnie. Jak zwykle tutaj panował bałagan i to w dodatku w żadnym przypadku nie artystyczny. Na szczęście Łuki zapamiętał tyle, by zawsze zasłaniać okna u siebie, więc mogłam spokojnie zdjąć płaszcz. Zamknął drzwi i od razu pocałował mnie soczystym buziakiem. Oddałam bez namiętności, ale z zaangażowaniem, uznałam że przez jakiś czas taka bliższa znajomość mi się przyda. Przynajmniej póki Mikołaj nie wydobrzeje całkiem. Tak naprawdę żałowałam, że tak go stłukłam, ale cóż... Gdybym tylko wiedziała, że tak się to skończy. W końcu wysunęłam się z objęć Łukasza i wkroczyłam w centrum mieszkanka. Niemal od razu przywitały mnie groźne piski i z uśmiechem spojrzałam w tamtą stronę. Spora klatka stała na podłodze na czterech kółkach, a w niej były trzy duże, hodowlane szczury. Wszystkie wisiały na ściance klatki i wystawiały z całej siły swoje pyszczki w moją stronę z wściekłym popiskiwaniem. Były dla mnie czymś fascynującym; większość zwierząt, z którymi się spotykałam, uciekała, gdzie tylko się da, ale szczury usiłowały mnie dopaść i ugryźć. Podeszłam z uśmiechem do klatki i wysunęłam palec w ich stronę.
- Hej, maluszki... - powiedziałam przymilnym tonem, patrząc na nie spojrzeniem chłodnym niczym lód. - Ale jesteście słodkie - dodałam, słysząc ich wściekłe, agresywne piski.
- Wiesz, naprawdę nie wiem, co z nimi jest. One są strasznie przyjazne. A gdy przychodzisz to im odbija - powiedział Łukasz, stając obok, a ja patrzyłam jak zahipnotyzowana na malutkie, ostre zęby dosłownie kilka milimetrów od opuszka mojego palca. Byłam pewna, że gdyby tylko miały szansę, odgryzły by mi go od razu.
- Nieważne - powiedziałam, odsuwając w końcu dłoń od klatki. - I tak są słodkie. Ale ja mam alergię i nie powinnam ich dotykać - dodałam i niemal usłyszałam, jak Łukasz przewraca oczami.
- Na słońce, na sierść... - Westchnął i objął mnie od tyłu. Niemal od razu poczułam że skrzyżował swoje ręce na mojej klatce piersiowej tak, by jego dłonie spoczęły na moich drobnych piersiach. - Na co jeszcze? - zapytał. Obróciłam się, uwalniając się znów z jego objęć. Łukasz miał ogromny apetyt. A może po prostu fascynowało go to, że byłam dla niego młodziutką dziewiętnastolatką? Zresztą, tak naprawdę powody nie były dla mnie ważne. Delikatnie chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam za sobą w stronę rozłożonej i rozścielonej kanapy.
- Na rutynę w łóżku - powiedziałam z szerokim, niemal lubieżnym uśmiechem i pierwsza padłam na środek kanapy na plecy. Uśmiechając się, westchnęłam tylko w duchu. Tak, jak kiedyś powiedziała mi Liwia, ludzkie namiętności nie znaczyły już dla mnie zupełnie nic. Ale rozumiałam, że musiałam odpracować pewne obowiązki, więc gdy Łuki dołączył do mnie na łóżku, dałam mu się rozebrać i tym razem nawet wykazałam się pewną inicjatywą.
- Hej. - Usłyszałam głos Łukiego i wydałam z siebie bliżej nierozpoznany dźwięk mający oznaczać średnie zainteresowanie. Leżeliśmy obok siebie nago, częściowo pod jego kołdrą. Przesunął dłonią po moich plecach, po czym wsunął dłoń pod kołdrę i zatrzymał na mojej pupie. - Było ci dobrze? - zapytał z uśmiechem. Tylko wciąż zamknięte oczy powstrzymały mnie od przewrócenia oczami. Złapałam się nawet na myśli, że chyba robiłam to za często. Nie wiedział, że fizyczny orgazm mogłam mieć na życzenie, tak, jak każdą inną emocję. Ale była to tylko i wyłącznie reakcja fizyczna, wymuszona moją odmienną naturą i w dodatku dość kosztowna. Psychiczna, głęboka rozkosz pojawiała się tylko i wyłącznie przy krwawym posiłku. A propos tego - poczułam już delikatne, acz drażniące ukłucie Głodu. Podniosłam się z łóżka i zaczęłam zbierać swoje ubrania z podłogi. Przypomniałam sobie, że Łuki zadał mi pytanie i popatrzyłam na niego przez ramię.
- Tak, jasne - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Zawsze jest mi dobrze - dodałam. - Ale teraz muszę spadać do pracy. I tak przez to wszystko z Mikim miałam sporo nadprogramowego wolnego - dodałam i szybko wciągnęłam na siebie ubranie. - Widzimy się wieczorem?
- Chyba że wcześniej wpadnę na kawę do ciebie. - Roześmiał się.
- Akurat. Nawet się nie waż - powiedziałam i szybko wyszłam z kawalerki, po czym westchnęłam. Łuki był męczący, ale na razie go potrzebowałam, przynajmniej do czasu, aż Miki będzie na chodzie. Był moją dobrą przykrywką.
Niespełna pół godziny później byłam już w mojej galerii. Pod plastikowym, tłumiącym promienie słońca dachem mogłam zdjąć kaptur i szłam powoli w stronę mojej kawiarni. Było już daleko po otwarciu i spodziewałam się, że będzie tam już ruch. Wiedziałam jednak, że ten ostatni tydzień miałam pełny urlop od mojej szefowej, zwłaszcza, że ponoć znalazła już kogoś na moje miejsce. Gdy wyszłam zza rogu galerii, zobaczyłam z daleka na postać stojącą przed ladą mojej kawiarni i zatrzymałam się gwałtownie w miejscu. Kobieta stała bokiem w stronę lady, tak, że widziałam ją z przodu. Patrzyła jednak na Gosię więc nie widziałam jej twarzy. Wygląd był jednak identyczny i poczułam niepokój. Wysokie, czarne kozaczki, czarne rastopy, czarna, tiulowa spódnica kończąca się poniżej kolan i biały jak śnieg t-shirt, z nadrukiem tak doskonale znanych ust Rolling Stone'sów, z których, poza językiem, wystawały również dwa białe kły. Widziałam, jak kobieta odebrała kubek kawy, podała jakiś banknot i odeszła, ruszając w moją stronę. Chociaż oddychałam tylko i wyłącznie wtedy, gdy potrzebowałam coś powiedzieć, bo moje ciało nie potrzebowało ciągłego wentylowania płuc, dosłownie zeszło ze mnie powietrze. Kobieta nie była Liwią. I gdy podeszła, zauważyłam, że na jej bluzie nie było żadnych kłów, tylko zwykły nadruk. Pokręciłam głową i ruszyłam do kawiarni.
- To jest naprawdę dobry pomysł? - Słysząc to pytanie po raz któryś z rzędu, przewróciłam oczami. Tak, uważałam, że to był na pewno dobry pomysł. Westchnęłam cicho tylko, patrząc przez boczne okno ciemnobrązowej Vectry. Łukasz siedział za kierownicą i się denerwował. Nie wiem, czy o mnie, czy całą sytuacją. Ale właściwie to dlaczego nie moglibyśmy zacząć działać tak, jak mówiłam Mikołajowi od razu, zanim on wróci do pracy? Przynajmniej dam czas Wioletce nacieszyć się jej policjantem.
- Tak, Łuki, naprawdę dobry pomysł - powiedziałam i poprawiłam sukienkę. Była krótka, sięgała ledwie połowy ud, z dużym dekoltem i rękawami do połowy ramion. Obowiązkowo miałam też założone cieliste, grube rajstopy, a na tylnej kanapie BMW leżał mój płaszcz.
Nie czułam się dobrze w takim ubraniu, ale cóż, nie mogłam ubrać się inaczej. Jeden z wielu nocnych klubów, w którym uwielbiała się bawić młodzież w moim wieku był doskonałym miejscem do tego, by rozpocząć łowy. Plan był megaprosty - musiałam tylko zlokalizować we wnętrzu dealera z prochami, wyprowadzić na zewnątrz i namówić, by zdradził nam o wiele więcej, niż chciałby powiedzieć. Plan był taki, bo Łukasz z Mikołajem, poza zajmowaniem się sprawą związaną ze mną, pracowali również w wydziale związanym z wszelkiego rodzaju prochami.
- No dobra, to leć już - powiedział. - Pamiętasz, co i jak? - zapytał.
- Jasne - powiedziałam i sięgnęłam do klamki w drzwiach. - Idę się pobawić. - Mrugnęłam do niego.
- Tylko nie za dobrze, bo będę zazdrosny - powiedział i pochylił się, by mnie pocałować, ale tylko położyłam mu dłoń na twarzy i odepchnęłam ze śmiechem.
- Idź, ty... - Roześmiałam się. Oczywiście, że zamierzałam się bawić, wręcz doskonale. W sumie przecież byłam głodna.
- Ale go na pewno nie upuścisz? - zapytał Łukasz przestraszonym głosem. Słysząc jego pytanie tylko prychnęłam. Kilkanaście minut temu wciągnęłam ponad cztery łyki krwi, z czterech różnych osób, więc niemal tego nie poczuły, nie mówiąc o jakiejkolwiek utracie przytomności. Potem dopiero wyłuskałam z tłumu dilera, który jak urzeczony wyszedł za mną. A teraz wisiał na wysokości dziesiątego piętra głową w dół, poza krawędzią dachu, a ja trzymałam go za kostkę. Wił się rozpaczliwie, usiłując dosięgnąć gzymsu dłońmi, ale wiedziałam, że nie był w stanie. Ja sama stałam ledwie kilka centymetrów od krawędzi przepaści.
- To co, pogadasz ze mną? - zapytałam spokojnie. - Przecież wiem, że chciałeś mi opchnąć prochy. I że to nie jest twój prywatny biznes, tylko jakiegoś twojego szefa, nie?
- Kurwa, tak! Powiem wszystko! Ja pierdolę! Tylko błagam, nie puść mnie! - Wykrzyczał.
- Okey - powiedziałąm z uśmiechem, po czym machnęłam nim jak szmacianą lalką, tak, że przeleciał metr, może dwa i wylądował na plecach na dachu. Łukasz podszedł do niego i kucnął przy nim.
- No? - zapytał. - Słucham, jak na spowiedzi, bo znów powisisz nad przepaścią.
- A mnie ręka boli - warknęłam. - Tym razem mogę nie utrzymać tak długo - dodałam, chociaż oczywiście była to wierutna bzdura. Mogłam go tak trzymać przynajmniej kilka godzin. Co najwyżej to jego kostka nie wytrzymałaby ścisku.
- Nie, błagam... - Jęknął chłopak.
- Więc mów - powiedział Łuki, a ja podeszłam do chłopaka. Mimo dość niewygodnych szpilek jakoś udało mi się kucnąć blisko chłopaka. Byłam pewna, że mógł dostrzec moją bieliznę, chociaż szczerze mówiąc, wątpiłam, by miał teraz na to ochotę.
- Słuchaj, dzieciaku. Masz dopiero... ile, szesnaście lat?
- Osiem... osiemnaście lat - wyjąkał.
- No. Więc możesz już sobie po całości spierdolić życie - powiedziałam i nagle trzasnęłam go w nos na odlew otwartą dłonią. Zobaczyłam, jak z jego dziurki spływa krew i płynie powoli po policzku. Wciągnęłam mocno powietrze, czując tak charakterystyczny, metaliczny zapach. Wysunęłam palec w jego stronę i przesunęłam po jego policzku, zbierając krew. Przez chwilę trzymałam sporą kroplę na koniuszku palca, a potem patrząc w jego oczy wsunęłam do ust i wręcz possałam przez chwilę palec. Jego krew była słodziutka. I nieprawdopodobnie energetyzująca. Pewnie w jego krwii też pływało coś więcej, niż to, co zazwyczaj dawało mi energię. Ledwie powstrzymałam się od cichego jęknięcia, gdy już ta jedna kropla wypełniła mnie miniaturową rozkoszą. Za to chłopak widząc to, zaczął się trząść ze strachu i zaraz potem pojawił się wokół nas zupełnie inny, ostry, nieprzyjemny zapach świeżego moczu. Po prostu zlał się w spodnie. Powoli wypuściłam palec z ust wciąż na niego patrząc.
- Jesteś słodziutki. A teraz jesteś już nasz. - Oparłam palec na jego nosie. - Wszystkie informacje, jakie będziesz miał, przekazujesz mi. Gdy o coś zapytam, powiesz mi bez wahania. Zostaniesz moim informatorem. Czy to jasne?
- Jak... jak się będziemy kontak... tować? - Chłopak wciąż dygotał ze strachu.
- Wiem, gdzie mieszkasz, wiem jak pachniesz, wiem jak smakujesz. Znajdę cię w tym mieście - powiedziałam cicho. - Ale lepiej, żebym nie musiała szukać z wysiłkiem, rozumiemy się? - zapytałam. Chłopak tylko pokiwał głową mocno, z takim zaangażowaniem, że aż stuknął potylicą kilka razy w płaski dach wieżowca. Z satysfakcją wstałam powoli, wciąż na niego patrząc. - Świetnie. Więc teraz spierdalaj - syknęłam gniewnie i patrzyłam tylko, jak chłopak błyskawicznie się unosi i biegnie do wyjścia. Wtedy dopiero odwróciłam się w stronę Łukasza. Zobaczyłam, że patrzył na mnie dziwnym, niepewnym wzrokiem.
- Co? - zapytałam, widząc jego wzrok.
- Boję się ciebie - powiedział, ale tylko wybuchłam śmiechem.
- Nie musisz, na razie lubię cię. - Mrugnęłam okiem. - Spadajmy stąd - dodałam i pierwsza ruszyłam do drzwi na klatkę schodową.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt