Turecki kot - Marian
Proza » Przygodowe » Turecki kot
A A A

   Nad morzem mogę wytrzymać najwyżej trzy dni. Pierwszego dnia kąpię się i opalam jak wszyscy. Drugiego spaceruję po plaży i przyległym terenie. W trzecim dniu próbuję lokalnych potraw i napitków, a na czwarty dzień mogę już wyjeżdżać. Gdy muszę zostać dłużej, to wymyślam sobie jakieś zajęcia, żeby nie umrzeć z nudów.

   Taki dłuższy pobyt zdarzył mi się kiedyś w Turcji. Do hotelu dotarłem pod wieczór i zaraz po zameldowaniu poszedłem nad morze. Stojąc na plaży, zobaczyłem niedaleko góry. Najbliższa z nich wyrastała jakby prosto z wody. Nie wyglądała na trudną do zdobycia i od razu postanowiłem, że spróbuję na nią wejść.

   Na drugi dzień chciałem kupić mapę turystyczną, ale zdobyłem tylko jednostronicowy planik okolicy. Przedstawiał on kawałek tamtejszego wybrzeża, pobliskie wyspy i miejscowości. W interesującym mnie miejscu zaznaczone były góry i las, ale bez żadnego opisu.

   Dziewczyna z recepcji była bardzo sympatyczna, wiec zapytałem ją, czy wie coś o tamtym terenie. Nie wiedziała nic, ale poszperała w Internecie i powiedziała mi, że jest to park narodowy, góry mają po około tysiąc metrów, a w tamtejszym lesie łatwo zabłądzić. Powiedziała też, że można tam dojechać busikiem zatrzymującym się naprzeciwko hotelu. Zdobywszy te skromne informacje, postanowiłem wyruszyć w nieznane.

   Następnego dnia wysiadłem z busa przy ścieżce prowadzącej do lasu. Na małym piaszczystym placyku stał rozwalony kosz na śmieci i drewniana ławka, a do drzewa była przybita zardzewiała tablica. Pewnie nie zwróciłbym na nią uwagi, gdybym w górnym rogu nie zauważył czegoś na kształt kociej głowy. Poniżej był zniszczony napis po turecku i po angielsku. Z jego resztek dowiedziałem się, że w tamtych lasach żyły jakieś „Panthera pardus tul…” i że ostatnią z nich zastrzelono w roku tysiąc dziewięćset – nieczytelna cyfra – szóstym. Ta nieczytelna cyfra mogła być trójką lub ósemką. Ponieważ tablica była stara, więc najbardziej prawdopodobny był rok tysiąc dziewięćset trzydziesty szósty. Nie znam łaciny, ale słowo „panthera” nie pozostawiało wątpliwości – wchodziłem do lasu, w którym przed kilkudziesięcioma laty żyły jeszcze lamparty.

   Tak oświecony ruszyłem ostro przed siebie. Miałem do pokonania około tysiącmetrową różnicę wysokości w nieznanym terenie, a potem musiałem jeszcze wrócić. Zapowiadał się długi marsz i musiałem iść szybko, żeby zdążyć przed zmrokiem.

   Z początku ścieżka była szeroka i łagodnie wiodła pod górę przez bujny las. Potem las się przerzedził i wszedłem pomiędzy wysokie wapienne skały, tworzące wąwóz. Dalej ścieżka była coraz węższa, skały coraz wyższe i znalazłem się w prawie westernowym kanionie. Słońce świeciło, jakieś ptaszki świergotały i przelatywały z kamienia na kamień – było przyjemnie.

   Podszedłem już pewnie z pięćset metrów w górę, gdy drogę zastąpił mi… żółw. Był wielkości dużej miski i walił prosto na mnie. Ustąpiłem mu grzecznie miejsca, a on „przemknął” koło mnie w żółwim tempie i zniknął między kamieniami.

   Wyżej kanion się skończył i wszedłem na wapienne rumowisko porośnięte skąpą roślinnością. Wąska i stroma ścieżka prowadziła na przełęcz, a na prawo od niej widać było kopułę wierzchołka góry. Od przełęczy na szczyt już nie było ścieżki, więc musiałem kluczyć pomiędzy kamieniami i kolczastymi krzakami.

   Za wysiłek i podrapane nogi dostałem sowitą nagrodę w postaci pięknego widoku. Na dole przede mną lśniło usiane wyspami Morze Egejskie. Widząc te wyspy zrozumiałem, dlaczego starożytnym Grekom tak łatwo się żeglowało. Po prostu pływali od wyspy do wyspy. Wyruszając, widzieli cel lub wiedzieli, w którym jest kierunku i nie musieli zapuszczać się w „przestwór oceanu”.

   Największa z widocznych wysp była o krok, a z mojego planiku wynikało, że jest to grecka Samos. Arystarch z Samos – przecież o nim uczono mnie w szkole!

   Na lewo rozciągała się równina, a na jej krańcu było wielkie jezioro. Nieco bliżej meandrowała rzeka Meander i widać było ruiny Miletu. Tales z Miletu i jego twierdzenie – znowu wróciło szkolne wspomnienie.

   Oto stałem na bezimiennej górze i jakbym widział starożytny świat. Tam, nad brzegami Meandra kreślił swoje kąty i trójkąty Tales, na Samos nocami patrzył w niebo Arystarch, a na mojej górze zapewne pilnował kóz jakiś pasterz, przygrywając sobie na fletni Pana. A może i sam bożek Pan przebiegał tutejsze lasy. Stałem, pasłem oczy i umysł. Było pięknie! Niestety, czas nie chciał się zatrzymać i trzeba było wracać.

   Schodząc w stronę przełęczy, nagle zauważyłem podchodzącego na nią… lamparta. Mimo sporej odległości widziałem go dobrze – szedł z dołu ścieżką, którą ja przyszedłem. „Wywąchał mnie i idzie moim tropem” – pomyślałem i przykucnąłem za najbliższym kamieniem.

   Wielki kot tymczasem dotarł do przełęczy, postał chwilę i ruszył w moim kierunku. Nie szedł prosto na mnie, ale kluczył, jakby szukając zdobyczy. Mimo to zbliżał się i było jasne, że wkrótce mnie zauważy. Przeraziłem się.

   Kilka lat wcześniej wpadłem w poślizg na oblodzonej szosie. Auto jechało dokąd chciało, a ja nawet nie próbowałem kręcić kierownicą ani naciskać na pedały. Siedziałem bezbronny i czekałem na nieuchronne „bumm”.

   Wtedy trwało to sekundy i nawet nie zdążyłem się przestraszyć. Teraz „bumm” o cętkowanej skórze nadchodziło powoli, a ja byłem równie bezradny i bardzo się bałem. Patrzyłem na zwierzę i nie byłem w stanie zebrać myśli.

   Na szczęście lampart powęszył jeszcze trochę pomiędzy kamieniami i zawrócił na przełęcz. Potem zaczął wspinać się na przeciwległe zbocze i zniknął za skałami.

   Zniknął, ale czy odszedł na dobre? A może siedział gdzieś tam i czekał? Lub może zszedł do lasu i wyskoczy na mnie, gdy zejdę niżej? Tak czy inaczej, schodzenie tą samą drogą było bardzo ryzykowne.

   Siedząc nadal w ukryciu, zacząłem szukać jakiegoś wyjścia z sytuacji.

   Pierwsze, co przyszło mi do głowy, było zadzwonienie do kogoś po pomoc. Ale do kogo? Nie znałem żadnego tureckiego numeru alarmowego, a nawet gdybym znał, to co bym powiedział? Że widziałem lamparta i boję się schodzić? Pewnie by mi nie uwierzono, bo przecież ostatniego zastrzelono tu ponad pół wieku temu. Na pewno nie przysłano by helikoptera, żeby ostrzelał górę i zabrał mnie do hotelu, bo takie akcje są tylko w amerykańskich filmach.

   Wtedy też dotarło do mnie, że jestem durniem nad durniami, bo polazłem samotnie na nieuczęszczaną górę, nie wziąwszy nawet hotelowej wizytówki. Przecież gdybym złamał nogę, to nie byłbym w stanie zejść o własnych siłach i nikt by nawet nie wiedział gdzie mnie szukać. Skląłem siebie siarczyście, ale to nie zmieniło mojego położenia.

   Drugim pomysłem było zejście na przełaj po przeciwnym zboczu góry, żeby jak najbardziej oddalić się od lamparta. Niestety, było to niewykonalne, bo tam nie było żadnej ścieżki, a skały były strome i las gęsty. Schodząc tamtędy, ryzykowałbym upadek i dopiero wtedy lampart i różni jego leśni kumple mieliby używanie.

   Pozostało mi więc tylko schodzić tak jak wszedłem i modlić się, żeby ten turecki kot mnie nie namierzył.

   Znalazłem między kamieniami kawałek drewna i tak uzbrojony ostrożnie ruszyłem w dół. W miarę schodzenia mój strach narastał. Pociłem się i zaczęło mi szumieć w głowie. Od przełęczy przyspieszyłem i zacząłem prawie biec miedzy kamieniami. Nagle potknąłem się i upadłem. Na szczęście otarłem tylko skórę na dłoniach.

   Wtedy zrozumiałem, że zachowałem się jak idiota, bo biegnąc mogłem złamać nogę i wtedy już bym lampartowi nie uszedł. Ruszyłem więc wolniej i tak dotarłem do kanionu.

   Nagle pomiędzy skałami coś się poruszyło i na ścieżkę wyskoczył… jakiś duży ptak. Zaskrzeczał przeraźliwie i odleciał, a ja prawie zemdlałem z przerażenia i aż musiałem usiąść.

   Dalej szedłem już powoli i szczęśliwie dotarłem do szosy. Tam otrzepałem ubranie, resztką wody z butelki obmyłem poobcierane dłonie i tak wyelegantowany czekałem na autobus, który niedługo nadjechał.

   Recepcjonistkę w hotelu wyraźnie ucieszył mój widok i zapytała, czy udało mi się wejść na tamtą górę.

   – Udało się – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

   – I wszystko jest OK? Nic się panu nie stało? – dopytywała.

   – Nic – odpowiedziałem, chowając za plecy podrapane dłonie.

   – To dobrze – powiedziała z ulgą w głosie. – Bo zapomniałam panu powiedzieć, że tam są jadowite węże i trochę się o pana bałam.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marian · dnia 13.03.2020 14:24 · Czytań: 668 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 11
Komentarze
Marek Adam Grabowski dnia 13.03.2020 18:41 Ocena: Świetne!
Bardzo ciekawa i dobrze napisana historia. Gdy czytałem o tym ptaku, sam poczułem strach. Nieco dowcipny finał osłodził tę makabryczna przygodę.

Pozdrawiam!
Marian dnia 13.03.2020 19:21
Dzięki Marku za wizytę i komentarz.
Miło mi, że Ci się podobało.
Dobra Cobra dnia 13.03.2020 20:21 Ocena: Bardzo dobre
Słodka sprawa ta opowieść. Turysta nawet nie zdaje sobie sprawy, ile niebezpieczeństw nań czyha. Pewnie myśli, że wszędzie jest tak samo, jak w pięknej Ojczyźnie;)

Marian,

Ostatnio turystyka to plaga. Modne są teraz wyjazdy na do Izraela, gdzie nikt ci nie mówi, że tam będą polować na ciebie. I czasem białasek wraca stamtąd w ocynkowanej skrzyni, bo tam regularna wojna z ofiarami trwa codziennie.

Są i inne kraje, jak ten, o którym piszesz. Wsedzie węże, pająki i zatrute żarcie. Bo najladniej jest się turysta na Youtube. Tam nigdy nie kąsa komar, nie gryzie mucha i nie ma skwaru, a ty nie masz sraczki. A na dodatek te widoki, bez stery śmieci i innego syfu, który wala się wszędzie.

I jako zachętę do takiej formy podróżowania odbieram Twój bardzo dobry tekst. Wbrew tendencji Polaczych centrów wczasowych za granicą, gdzie w swojskiej atmosferze przy dźwiękach rodzimych przebojów można porozmawiać po polsku z sąsiadem że stolika obok, zakąsić ogóra i mlasnąć pierogi czy bigos, popijając swojska wódeczką. Bo tak coraz częściej wygląda ideał wakacji zagranicznych :(


Dziękuję, pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Marian dnia 14.03.2020 19:09
Dzięki Cobro za sympatyczne ukąszenie.
Coś jest z tym ogórkiem i bigosem. Jeszcze sprzed lat pamiętam taką scenę: Nasz autobus wjeżdża do Pokhary (Nepal) i nagle słyszę okrzyk: "Jak fajnie! Jest KFC! Nareszcze będzie można coś zjeść!"
Pozdrawiam.
Dobra Cobra dnia 15.03.2020 10:20 Ocena: Bardzo dobre
W sumie to są wypoczynkowe wioski niemieckie , angielskie...to czemu ma nie być polskich. Tylko, że nie za wiele ma to wspólnego z turystyką i poznawaniem kultur.

Ale cóż.


Ukłony,

DoCo
Madawydar dnia 24.03.2020 08:41 Ocena: Bardzo dobre
Była przygoda i to nawet pouczająca, czyli taka jaka być powinna. Nigdy nie wiesz co cię spotka w czasie podróży lub wędrówki w nieznane. Tym bardziej trzeba się do takiej wędrówki przygotować, np. wziąć ze sobą numer do hotelu, aby móc poinformować panią z recepcji, że nie przyjdę na kolację, bo sam będę kolacją.

Pozdrawiam

Mad
Marian dnia 28.03.2020 19:23
Dziękuję Madawydar za odwiedziny.
Masz rację, trzeba się przygotowywać, ale czasem tak jakoś człowiek poleci na głupa.
Pozdrawiam.
wiosna dnia 29.03.2020 11:53
Bardzo dobrze się czytało. Wciągnęło od pierwszego zdania. Bałam się o tego niefrasobliwego turystę, którego wyprawa jest przykładem, jak nie należy postępować.
W każdym razie i uśmiechnęłam się, i nieco przeraziłam. Emocje są, więc super:)
Marian dnia 29.03.2020 17:04
Dzięki Wiosno za przybycie. Zawsze to milej w Twoim towarzystwie.
Cieszę się, że Ci się podobało.
POzdrawiam.
Miladora dnia 29.03.2020 21:01
Szukając czegoś do czytania, weszłam za komentarzem Wiosny i nie żałuję tej decyzji. :)
Dobry tekst, Marianie. Płynny i wciągający.
Ale to, co ujęło mnie najbardziej, to brak błędów, co nieczęsto się tu zdarza.
Zauważyłam jedynie kilka drobiazgów:
Cytat:
Dziew­czy­na z re­cep­cji była bar­dzo sym­pa­tycz­na, wiec za­py­ta­łem ją, czy wie

Literówka.
Cytat:
Tales z Mi­le­tu i jego twier­dze­nie – znowu wró­ci­ło szkol­ne wspo­mnie­nie.

Przypadkowe rymy w prozie zakłócają płynność narracji.
Cytat:
„Wy­wą­chał mnie i idzie moim tro­pem” – po­my­śla­łem i przy­kuc­ną­łem

Cudzysłów jest zbędny.
Cytat:
a ja byłem rów­nie bez­rad­ny i bar­dzo się bałem. Pa­trzy­łem na zwie­rzę i nie byłem w sta­nie ze­brać myśli.

Powtórzenie.
Cytat:
i nikt by nawet nie wie­dział(,) gdzie mnie szu­kać.

Przecinek do dodania.
Cytat:
bo tam nie było żad­nej ścież­ki, a skały były stro­me

Powtórzenie.
Cytat:
za­czą­łem pra­wie biec mie­dzy ka­mie­nia­mi.

Literówka.

Ale tego typu omsknięcia pióra to małe piwo, więc wyraźnie podniosłeś mnie na duchu. :)
Z przyjemnością przeczytałam Twoje opowiadanie.

Miłego wieczoru. :)
Marian dnia 30.03.2020 11:58
Dzięki Miladora za wizytę i wyszukanie błędów. Sprężę się i poprawię.
Bardzo mi pomogłaś.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty