Wszedłem do „Tawerny pod wrakiem” i z niemałym trudem ściągnąłem z siebie plecak. Postawiłem go na ławie przed zaskoczonym Johnem. Zabrzęczało szkło.
- Co tam masz kapitanie? – spytał .
- Mam dla ciebie prezent. Parę butelek Cachaca.
- Czego?
- Cachaca. To taki bardzo mocny alkohol wytwarzany z trzciny cukrowej – objaśniałem Johnowi wyładowując zawartość plecaka.
- Widzę kapitanie, że nie tylko alkohol pływa w tych butelkach. Jesteś pewny, że to się pije?
- Bez obaw John, sam piłem. W tych butelkach pływają wszystkie owoce Brazylii, te z lasów tropikalnych i te z oceanu.
- Faktycznie, nawet rozgwiazdy widzę.
- No, John odkręcaj butelkę i podaj kieliszki.
- Kieliszki? Od kiedy ty kapitanie pijesz wódkę z kieliszków?
- Od czasu, gdy spróbowałem właśnie tego John. Ten trunek budzi szacunek nawet u Słowian.
John nalał płyn o barwie złota do kieliszków. Wypiliśmy po jednym.
- Siekierezada! - odparł John
- Ano mówiłem ci, John.
- Skąd żeś go wytrzasnął, kapitanie?
- A, w wyniku błędu w nawigacji, John. Płynąłem do Indii drogą przez Przylądek Dobrej Nadziei, gdy nagle na Atlantyku dorwał mnie sztorm. Zabłądziłem, John. Wiesz przecież, że nigdy nie użyję GPS- a. Uważam, że to profanacja prawdziwej żeglugi. Ale tu były chmury. Sekstans był nieprzydatny. Mapa też nie. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Według kompasu płynąłem na zachód. Uporczywie wypatrywałem jakiegokolwiek znaku na horyzoncie. Modliłem się o niego do Boga i wiesz, co?
- Co?
- Moje modlitwy zostały wysłuchane. Przez lunetę zobaczyłem, że płynę prosto w ramiona Chrystusa.
- Kapitanie, chyba ci się ze strachu w głowie coś pomieszało.
- Nie John. Ja Go poznałem. Od chwili, gdy Go ujrzałem wiedziałem już gdzie jestem. Dopływałem do Rio de Janeiro.
- A wiesz, co kapitanie? Historia lubi się powtarzać. Nie jesteś pierwszym polskim żeglarzem, który zabłądził w te strony. Dobre pół tysiąca lat temu żył pewien sternik na okręcie, którym dowodził znany portugalski żeglarz Pedro Alvares Cabral. Tego sternika określano jako” Judeu do Reyno de Polonia da cidade de Posna „ , czyli po prostu jako Żyda z miasta Poznań w Królestwie Polskim. Na imię miał Kacper, ale nazwisko było dla większości Portugalczyków nie do wymówienia: Ościółkijewski.
- Nie gadaj, John. Chcesz powiedzieć, że Brazylię też odkrył Polak? Ponoć Kolumb też był Polakiem.
- Eee tam, kapitanie, od razu Polak, ale sam przyznasz, że polskie korzenie i polska krew docierały i docierają do najdalszych zakątków naszej Ziemi.
- Ano, taki to już nasz tułaczy los Polaków na tym padole, John.
- Kapitanie, a na tej plaży Copacabana to byłeś? Ponoć tam dziewcząt bez liku nie nosi staników.
- Ech John, jasne, że byłem i powiem ci, że trafiłem tam na ponad trzy miliony młodych ludzi. Zapewniam cię jednak, że każdy był w miarę przyzwoicie ubrany, a w rękach miał krzyż lub Biblię.
- Nie do wiary, kapitanie. Czy aby na pewno to była Brazylia?
- Powiem ci John więcej. Te trzy miliony młodzieży w rytmie samby śpiewało pieśni maryjne, wyobrażasz to sobie? Kościół wyszedł na plażę.
- Tu u nas w Polsce też ponoć Kościół ma wyjść na ulicę. Tak przynajmniej zaleca sam nasz papież.
- Skore gej może, to i katolik też. Polska to przecież demokratyczny kraj.
- No, tak. Wkraczamy na niebezpieczne wody kapitanie. Lepiej zmieńmy temat. Nie powiesz mi przecież, że ty też siedziałeś na tej plaży i śpiewałeś nabożne pieśni.
- Jasne, że nie. W Rio życie zaczyna się po 21.00. Ja udałem się do Lapa – słynnej dzielnicy czerwonych latarni.
- Kapitanie, z nabożeństwa trafić do dzielnicy nierządu i rozpusty? Czy to ciebie godne, kapitanie?
- Spokojnie John. Byłem tam z księdzem.
- Co! To jak bluźnierstwo, kapitanie. Po co ci tam ksiądz?
- Dla ochrony.
- Doprawdy, nie wiem czy dobrze zrobiłem zmieniając temat. Ten wydaje mi się jeszcze bardziej śliski, niż polityka uprawiana w naszym kraju. Nic nie rozumiem.
- John. Poszedłem tam nie dla rozpusty, a przynajmniej nie dla takiej jak myślisz. Nie o płatną miłość mi chodziło, choć za tę rozkosz dla duszy i ciała również zapłaciłem niemało. Jak się trzymasz głównych ulic tej dzielnicy, co jest znacznie bezpieczniejsze niż kluczenie w bocznych alejkach, to możesz trafić na wyśmienity lokal Rio Scenarium, gdzie grają tylko brazylijską muzykę, podają tylko brazylijskie potrawy i gdzie jest prawdziwy nastrojowy brazylijski wystrój wnętrza.
- A po co ci ksiądz, kapitanie.
- Już ci mówiłem. Dla ochrony. Sama Lapa jest niebezpieczna, ale równie niebezpieczne są favele – dzielnice nędzy. Tam rządzą gangi i mafia. Aby dotrzeć do Lapa trzeba przejechać przez takie favele.
- W dalszym ciągu nie kumam kapitanie. Ksiądz jako ochroniarz?
- W tym kraju osoby duchowne mają głębokie poważanie. Sam widziałem, jak na widok mojego zaprzyjaźnionego księdza młody chłopak z dzielnicy nędzy poprosił go o błogosławieństwo i prawą ręką się żegnał, a w lewej w dalszym ciągu trzymał karabin. Mówię ci John, w tym kraju ksiądz to lepsza ochrona niż wojsko.
- Niesamowite.
- Wróciłem do portu nad ranem i na pokładzie mojej „Minerwy” zameldowano mi, że mamy gościa. To kapitan „Cisne Branco” ( po polsku: Biały Łabędź). „Cisne Branco” to przepiękna fregata brazylijskiej marynarki wojennej. To od niego dostałem ten upominek w postaci tych butelek Cachaca odwdzięczyłem mu się skrzynką żubrówki. Złożył nam wizytę, bo zobaczył polską banderę i chciał się czegoś o Polsce dowidzieć, a zwłaszcza o mieście Szczecinie. Tam właśnie wypływa jutro o świcie na Tall Ships Races . Opowiedziałem o Szczecinie, o tym, jak się wpływa do portu, ale o Polsce to już nie zdążyłem, bo nieprzespana noc w Rio i spożyty alkohol z przemiłym brazylijskim kapitanem dały o sobie znać i musiałem przedwcześnie udać się na spoczynek.
- Film ci się urwał, kapitanie?
Ano, dlatego mam szacunek dla tego trunku John, który zaserwował mi kapitan z „Cisne Branco”.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt