Zdaje się, że Armagedon przybrał najmniej oczekiwaną przez nas karnawałową kreację i zaskoczył nas wszystkich. Zamiast maski z brokatem ubrał taką zwyczajną. Obojętne czy zieloną, białą czy czarną. Nieistotne czy kupioną na wyprzedaży czy taką drogą. Spod lady... Zapewne bardzo nietwarzową. Ohydną. I nawet prezydent Stanów Zjednoczonych zdaje się być zaskoczony tym, co być może... Bo mury można stawiać przed obcymi. Niewidoczny dla nas wirus przemknie się choćby nawet przez dziurkę od klucza i wszystkich nas jeszcze może zaskoczyć.
Pstryk. I oto nasz świat nagle się rozpada. Wielopłaszczyznowo i na wszelkich z możliwych obszarów. Nie zabiła nas Ebola. Nie pokonała ptasia grypa. Nikt nie wierzył, że kolejny wirus, nie jest już tylko wirusem paniki i strachu, a rzeczywistym zagrożeniem. I może niekoniecznie dla naszego życia, ale zapewne dla naszych planów, marzeń i tych wszystkich przyziemnych celów już tak.
Bankiety i gale. Widowiska. Spektakle. Świat, który znamy rozpada się na naszych oczach... Czyż nie? Na wszelakich płaszczyznach. Od samiutkiej góry, ku dołowi. Nie patrząc na nasze światopoglądy. Na wyznawane religie. Na kolor skóry czy płeć. Tęczowe Matki Boskie czy te prawdziwe... Zakontraktowane przez Kościół. I chyba nawet nasze grzechy zdają się nie mieć tutaj żadnego znaczenia.
Piątkowe popołudnie. Wracałam do domu o zwykłej porze. Po drodze weszłam na pocztę, żeby zrealizować kilka ważnych wpłat. Przydrożny sklep. W nim porządne wędliny. Pieczywo. I ciasto. Poprzedniego dnia zapomniałam o mleku do kawy. A przecież kawa z mlekiem na taki czas zdaje się być koniecznie potrzebna. Bynajmniej dla mnie.
O dziwo udało mi się jeszcze kupić jakiś chleb. Wprawdzie nie ten, który lubię, ale to nie czas na fochy. Włożyłam do zamrażarki. Zazwyczaj tak robię. Lubię mieć coś na zapas, bo czasem zapominam wejść do sklepu lub zwyczajnie nie mam na to chęci.
Mogłam wziąć dwa. Chociażby dlatego, że były. Kusząca myśl. Nie powiem. Rozważnie wzięłam jednak tylko jeden. Zabraknie, to kupię - pomyślałam - przecież to nie koniec świata. Chyba... Bo i kto wie, co będzie jutro.
Włosi nie myśleli. Nie mieli od kogo się uczyć. A to przecież taki żywiołowy naród. Biesiady do późnej nocy. I poranny luz. Praca nie zając. Poczeka. Co możesz zrobić jutro, zrób pojutrze. Po co się spieszyć... Może dlatego Włosi żyją dłużej. Teraz słono za to płacą - myśli nie jeden z nas. Sumiennych i obowiązkowych Polaków. Sztywnych jak miotła. Pozwalających sobie na luz tylko wtedy, gdy golną sobie kilka głębszych.
Tymczasem Włosi. Rozpaczliwie kręcą nosem. Bo zabrania im się wychodzić do pubów i restauracji. Bo zabrania im się żyć ich radosnym życiem. Spotykać się z przyjaciółmi. Prowadzić burzliwe dyskusje przy jakimś dobrym jedzeniu i winie.
Szybko przyjdzie do nich zapomnienie. Tak myślę. Bo Włosi żyją "teraz i tu". Nie myślą o wczoraj. Nie martwią się jutrem. Czasem tylko opłakują bliskich... Wiwat Italia!!! Wiwat włoskie "dolce far niente".
My najpewniej znów przywiążemy do siebie strach i na kolejne święta kupimy jeszcze więcej. Szynek. Golonek. Schabików. Ta nasza przezorność na wypadek wojny czy godziny policyjnej. Nawet ten, który tego nie poznał na własnej skórze, ma to we krwi. A jak nie ma? To chyba coś z nim nie tak.
U nas psora część społeczeństwa rozważa inne niebezpieczeństwa. Najwyżej umrę - myślą naiwnie - ale zapewne pójdę do nieba. Z kapciami lub bez. W niedzielnych butach i spódnicy z targu. Takiej za 30 zł.
Pójść do kościoła czy nie pójść - rozważnie i roztropnie. Ważąc słowa, porównują przedtem z dziś. Oto jest pytanie - myślą co niektórzy. Ależ nie!!! Pytań zdaje się nie być. Bo też niewielu z nich ma złudzenia. Zdają się być przy tym tacy pewni. Tacy świadomi. Wiedzą przecież, że Bóg kocha ich jak wszystko, co kochają oni. Liczy punkty i w dzienniczku starannie zapisuje ich obecność i zaliczenia.
Dwa lata temu byłam we Włoszech. Na pielgrzymce. W świętych miejscach. Widziałam tłumy ludzi. Boga spotkałam gdzieś "w locie". Z wielką troską patrzył na tych, którzy wierząc, że za wydane na błogosławieństwo od papieża pieniądze, wywiercą sobie wielką dziurę Łask i świetlistą drogę do samego nieba. I chwilę po tym jak na klęczkach obchodzili "Domek Matki Boskiej" w autokarze pili wiśniówkę. Soplicę. Na zdrowie czy cokolwiek.
Ponoć nietoperze odpowiadają za ten film. Za źle sporządzony scenariusz dla świata. Małe nietoperki z czarnymi oczkami. Zło wcielone. Choć dla niektórych zupełnie przymilne i do oswojenia. Jak wszystko, co żywe i niekoniecznie ludzkie.
Są tacy, którzy już węszą spisek. Amerykanie. Chińczycy. Rosjanie. Jakby człowiek był bogiem - myślę - jakby człowiek był w stanie zaplanować sobie wszystko. Nawet to jak będzie wyglądał nasz świat "po" Apokalipsie. Bo wirus, to zaledwie część tego spektaklu. Drugą odsłoną tego koszmaru zapewne będzie gospodarka. Ale tym będziemy przejmować się potem.
Jeszcze tydzień temu sama byłam skłonna przyznać, że to przesada. Medialne show. Bo przecież o czymś trzeba mówić. Nadawać ton. Gdy tymczasem już w środę zaczęłam zmieniać zdanie. W czwartek zadzwoniłam do klientów, stawiając ich na nogi. Zażądałam dokumentów, ogłaszając przy tym, że od poniedziałku, przenoszę swoją działalność do domu. I tylko jeden z nich zdał się nie rozumieć.
- No co ty - powiedział z przekąsem - też dajesz się nabrać na tą społeczną panikę?
- Nie - odpowiedziałam mu twardo - stawiam na zdrowy rozsądek.
Podobne decyzje zapadły wczoraj w kilku sąsiadujących ze mną firmach. Kto może, pracuje zdalnie. Takie czasy. Trzeba o tym mówić głośno i wyraźnie. Tak myślę. Nie dać się zwariować, ale też pozostać głuchym na opinie idiotów, którzy myślą, że świat nigdy się nie zmieni.
Zmienia się... Najpierw dawał o sobie znać od czasu do czasu. Zdawkowo i jeszcze nie aż tak wyraźnie. Dziś... Rzeczywistość patrzy nam prosto w twarz. Nie złośliwie. Nie z pogardą. Mówi do nas bardzo rzeczowo i czule. Ach ta czułość - myślę o noblowskiej przemowie Olgi Tokarczuk. Myślę, że nie do końca świadomej tego, co już za chwilę będzie naszym udziałem.
- Człowieku, zatrzymaj się proszę, bo za chwilę możesz spaść na same dno i już nigdy się nie podnieść.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt