"Gulu. Pamiętne lato" (fragment powieści) - ucieczka Jima - Julius Throne
Proza » Przygodowe » "Gulu. Pamiętne lato" (fragment powieści) - ucieczka Jima
A A A

Po wyjściu z klasy Jim wmieszał się w tłum uczniów. Już szedł w stronę schodów, gdy zauważył stojącą pod ścianą osobę, która przyprawiła go o szybsze bicie serca.

Jayden. Czyżby na mnie polowali?

Starszy z braci Peale wypatrywał kogoś, wychylając wysoko głowę i przesuwając oczami po wychodzących osobach. Jimowi udało się dobić do przeciwległej ściany i iść razem ze wszystkimi. Przed nim szedł Nicholas Gilman, który po usłyszeniu ostrzeżenia, że może się wydać, kto był w piwnicy, stał się w zachowaniu nieco łagodniejszy. Nie znaczyło to, że Jim nie dostrzegał w jego ukradkowych spojrzeniach oczywistej nienawiści. Chłopak miał niepokojące wrażenie, że Nicholas oczekiwał na dogodny moment, żeby mu dopiec. Nie chcąc na niego wpaść, trochę zwolnił. Rozejrzał się w poszukiwaniu Jaydena.

Zdaje się, że go zgubiłem… Czy on szukał mnie?

– Jim, poczekaj! – z tyłu dobiegło do niego wołanie.

Dobrze znał ten głos, w który wsłuchiwał się już wiele razy przestraszony, będąc osaczonym przez bandę Tylera. Przyspieszył, ale za chwilę ten głos zabrzmiał z bliska i trochę łagodniej.

– Proszę, poczekaj – powiedział spokojnie Jayden i złapał go mocno za ramię. – Muszę ci coś powiedzieć.

Jim, zaskoczony, odwrócił głowę.

Cholera, pomyślałbym, że to mój kumpel chcący mnie za coś przeprosić.

– Odeszliśmy od Tylera – oświadczył starszy Peale, spuszczając wzrok na dół.

Minęli ich ostatni uczniowie, ale klasa nadal była otwarta. Wciąż był w niej nauczyciel, więc Jim był względnie bezpieczny, w razie czego będzie mógł go zaalarmować.

– Jak to odeszliście? – Stanął i odruchowo zaczął wplątywać się w rozmowę, a niezwykle interesujący temat sprawił, że tracił swoją czujność. Patrzył na Jaydena kamiennym wzrokiem.

Po co on mi o tym mówi?

– Odeszliśmy z Brayem od niego, bo mieliśmy już dość. Przykro mi, że ostatnio tak cię potraktowaliśmy, to było pod wpływem Tylera, on nas tak nakręcał.

Pani Olivia Canby wyszła z klasy, zamknęła drzwi na klucz i minęła ich w drodze do schodów.

Jim chciał ruszyć za nią, ale powstrzymał go głos Jaydena.

– Chcielibyśmy się z Tobą pogodzić.

Tarcza bezpieczeństwa kurczyła się w szybkim tempie. Jim popatrzył na odchodzącą nauczycielkę z lekkim przestrachem. Na korytarzu robiło się coraz ciszej.

Chcą się pogodzić? Ale ja nie chcę ich znać.

Rozchylił usta z zamiarem powiedzenia czegoś na odczepne i zorientował się, że coś było nie tak, bo Jayden nie patrzył mu w oczy. Zamiast tego odprowadzał wzrokiem nauczycielkę, powoli znikającą na schodach. Szybko żuł gumę i w ogóle nie zwracał na niego uwagi.

Bardzo szybko żuł gumę.

Co jest? Lada chwila połamie sobie zęby.

Tarcza zniknęła.

Jayden przeniósł swój wzrok na Jima, a jego usta stopniowo zaczęły przechodzić w wykrzywienie przypominające uśmiech. Jim widział, jak kąciki jego ust rozchodziły się w przeciwnych kierunkach i poczuł ciężar, pulsujący niepokojem w środku żołądka.

Nie, to niemożliwe… Jasna cholera!

W tej chwili usłyszał za rogiem odgłos kroków i domyślił się, co to zwiastowało.

Już po mnie.

Zerwał się, aby pobiec w kierunku schodów, ale Jayden mocno objął go rękami w pasie i sprowadził do parteru.

– Nie! – krzyknął, ale starszy Peale stłumił ten dźwięk, zakrywając ręką jego twarz.

Pośpiesznie dobiegły do nich dwie osoby i zagrodziły drogę Jimowi, który zrezygnował z prób ucieczki.

Poznaję te buty. Pieprzone, zniszczone buciory.

– Dobra robota, Jay.

– Chciał mnie ugryźć.

– Pewnie znowu jest głodny, tłusty pasibrzuch.

Brayden i Tyler patrzyli się na niego triumfalnie, jakby był dziką zwierzyną, niemającą szans, aby pobiec w stronę sawanny, ku wolności.

– To się nazywa fortel, Glonojadzie – powiedział Tyler i zaśmiał się szorstkim, ohydnym głosem, którego echo rozeszło się po korytarzu. – Fortel, przez który wyrzygasz całe dzisiejsze śniadanie, kupo zjełczałego tłuszczu! Do kibla z nim! – rzucił ochrypłym tonem i kontrolnie rozejrzał się dookoła.

Bracia Peale natychmiast go posłuchali i podnieśli Jima za ramiona, zostawiając plecak chłopaka na środku korytarza.

– Puśćcie mnie! Ratunku!

– Nie będziesz nam mówił, co mamy robić! – ryknął Jayden.

Tyler rąbnął Jima otwartą ręką w twarz i powiedział wściekłym szeptem:

– Stul ryj, bo nie wyjdziesz z tego żywy, bękarcie!

Zaciągnęli go do toalety i rzucili nim o ścianę. Jim zachwiał się, ale nie upadł, lecz stanął do nich lekko bokiem.

– Czego ode mnie chcecie? – zapytał, rozszarpując Tylera wzrokiem.

– Czego ode mnie chcecie? Przecież nic wam nie zrobiłem, nie wiem, o co wam chodzi, jestem spokojnym, nikomu niewadzącym chłopcem, chciałbym, żeby wszyscy się lubili i dostawali dobre oceny, spotykali się po szkole w pizzerii i opowiadali śmieszne historie, bla, bla, bla… bleee! Grubasie! Pomyliłeś się! To nie ta bajka! Dziś nie będę się długo rozwodził, bo jesteśmy w szkole i zawsze jakiś palant może wejść do kibla, więc dawaj karty Topps, które miałeś nam załatwić!

Jim poważnie się przestraszył. Tak wściekłego Banksa nigdy nie widział. Pomyślał jednak, że prawdopodobieństwo, że akurat teraz ktoś tu wejdzie, równe było temu, że za oknem pokaże się Superman i pogrozi dręczycielom palcem. Zwłaszcza że uczniowie, którzy wylali się z klas, już opuścili korytarz.

Patrzył na nich spanikowanym wzrokiem. Wszyscy trzej żuli gumy marki bubble yum, które zwędzili rano w markecie. Miał wrażenie, że jego także chcieli przeżuć i wypluć, a potem wziąć się za resztę świata. Nogi zaczęły mu się delikatnie trząść.

Co robić? Jak się ich pozbyć?

Chyba nie mam innego wyjścia.

Tyler zbliżył się do niego i wycharczał cicho:

– Powoli stajesz się martwy, ty pięcioletni, tłustowyrośnięty brzdącu. – Następnie sięgnął ręką do kieszeni.

Bracia Peale wiedzieli, że ich przywódca zazwyczaj trzymał tam nóż, ale w szkole nie mógł sobie na to pozwolić, wyjął więc zardzewiały gwóźdź.

– Chłopaki, jest szansa, że dziś pogramy w hokeja tymi przestraszonymi gałkami ocznymi – oznajmił szef bandy i z sadystyczną przyjemnością zbliżył kawałek metalu do twarzy Jima.

– Kto chce być Waynem Gretzkym?

– Ja! – odezwał się Brayden.

– Więc ja będę Bryanem Trottierem. Coś mi się wydaje, że Wyspiarze zgarną dziś komplet punktów.

– A ty, Jay?

– A ja bym pograł w baseball. – Starszy Peale obrócił głowę i sięgnął po szczotkę do sedesu, która tkwiła w pojemniku w jednej z kabin. Następnie złapał ją jak kij baseballowy i stanął w gotowości do odbicia piłki… albo gałki ocznej.

– Cecil Cooper?

– Nie. George Brett. Dzisiaj w Kansas będzie krwawe zwycięstwo – zapowiedział Jayden, przyjmując postawę pałkarza.

– Mam coś! – wybuchnął nagle Jim.

– Wiem… masz bebech jak topielec, ale nie przekonuje mnie ten argument – odparł Tyler.

Jim sięgnął do kieszeni, wyjął zapakowany w folię niewielki kartonik i pokazał go członkom bandy.

Banks wyszarpnął zawiniątko i zdjął folię, która opadła na podłogę. Objął wzrokiem obrazek, a po chwili bez słowa podał go Jaydenowi, a ten też go obejrzał i przekazał z kolei Braydenowi.

Młodszy z braci zaczął wpatrywać się w Toppsa i stopniowo jego oczy stawały się coraz większe. Powoli przyswajał i analizował informacje, które płynęły z karty i do świadomości zaczęła mu docierać niewiarygodna prawda. Jim, widząc w nim rosnący entuzjazm, zapłonął nadzieją.

Wiedziałem, że ci się spodoba, Aaron mówił, że to wyjątkowy okaz. Łykniesz to, młody…

– O, psia…! – wyjęknął Brayden i otworzył usta ze zdumienia. Wpatrzony w kartę z Rogerem Staubachem nie mógł wymówić ani słowa więcej. To był pierwszy i jedyny raz, kiedy Jim rozpoznał w nim oznaki prawdziwej, niewinnej, dziecięcej radości – ten jedyny raz dostrzegł w nim normalne, ludzkie emocje.

– …Krew.

– Mój brat chciał powiedzieć, że miało być więcej tych kart, o psiakrew! – przerwał brutalnie ciszę Jayden.

Jim zatrzymał na nim wzrok z niedowierzaniem.

Nie, to niemożliwe, wysłuchajcie młodego! On chce wam coś powiedzieć!

Brayden nadal wpatrywał się w Toppsa z otwartymi ustami. Podekscytowany, gorączkowo wyceniał go do niewyobrażalnej kwoty, powiększonej przez autograf, który znajdował się na karcie na zdjęciu sportowca.

W tym momencie zaskrzypiały drzwi i nieoczekiwanie pokazał się w nich Alex „Dłubacz” Cornell, znany w szkole z tego, że namiętnie dłubał w nosie. Był to nietypowy moment, ponieważ Jim zobaczył, że chłopak nie wytarł tego, co wydłubał, o jakąś rzecz po drodze, lecz z palcem, na którym było to coś, wszedł do toalety i popatrzył na nich pytająco. W tym nieoczekiwanym wejściu Jim upatrzył swoją szansę.

Nie mam wyboru. Muszę spróbować wykorzystać tę okazję!

Nie tracąc ani chwili, zerwał się i potrącając z dużą siłą Jaydena, ruszył z werwą do przodu. Całe szczęście, że „Dłubacz” zdążył uskoczyć, bo gdyby stał na torze jego ucieczki, mógł ulec rozerwaniu na pół. Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, uderzając klamką o parapet, a Jim popędził prosto przez korytarz, jakby miał dodatkowy napęd. Zaraz po nim z toalety wybiegła trójka łobuzów. Alex Cornell, potrącony przez bandę Tylera, po odbiciu się od ściany spojrzał na swojego palca, na którym już nic nie widniało.

Tymczasem zbieg pędził co tchu.

Muszę, po prostu muszę im uciec!

Usłyszał za sobą jakieś krzyki, wśród których wychwycił na pewno wrzask „Dłubacza” i niedługo po tym odgłos goniących osób. Był już w połowie korytarza, gdy dosłyszał słowa:

– Nie uciekniesz nam, śmieciu, nigdy nam nie uciekniesz!

Jim nieco zwolnił i zamaszyście zgarnął po drodze swój plecak. Podłoga w szkole miała tego dnia świetną przyczepność – to nie to, co zakurzone pole za sklepem Lafferty’ego. Minął damską ubikację i pobiegł w stronę schodów. Tam jego ciężkie ciało poddane sile ciążenia wręcz spadało ze stopni, a na zakrętach działanie siły odśrodkowej wyrzucało go na zewnątrz. Mocno jednak trzymał się poręczy i w krótkim czasie znalazł się na półpiętrze, słysząc głośne walenie stóp goniących go osób.

Żebym zdążył dobiec do… właśnie, dokąd? Do sekretariatu? Na dwór? Co ja właściwie planuję? Gdzie będzie najlepiej?

Domyślał się, że biegnący za nim, żeby go dogonić, skakali po dwa schody.

Pierwsze piętro.

Zmierzał dalej w dół. W pewnym momencie przestraszył się, że wbiegł do ślepego zakończenia schodów na parterze. Rychło jednak zorientował się po gablocie z pracami plastycznymi, że miał przed sobą jeszcze jeden poziom. Nigdy wcześniej by nie pomyślał, że niezdarny rysunek przedstawiający ptaka z „Ulicy Sezamkowej” wskaże mu kiedyś drogę ku wolności.

Czuł, że tamci są już blisko. Banda nie zawracała sobie głowy okrzykami, nie chcąc teraz tracić cennych sił. Tyler pędził przodem. Za nim Jayden i na końcu – jak zwykle za bratem – Brayden. Powoli zmniejszali dystans do swojej ofiary, która mijała już kolejne półpiętro i w szybkim tempie kierowała się na parter. Dziwili się, że nie mogli go doścignąć. Tyler miał pewność, że było to spowodowane tym, że ścigany był cięższy od nich i jego masa bardziej ciągnęła w dół.

Dogonimy go na parterze.

Jim wbiegł na korytarz i za swój cel obrał stołówkę. Żywił głęboką nadzieję, że kucharka, pani Heart, pomoże mu wyjść tylnymi drzwiami.

Ostatnia prosta mojego biegu o życie.

Usłyszał za sobą kroki. Napastnicy byli coraz bliżej..

Teraz jesteś już nasz.

Jim głośno sapał i zaczęły już opuszczać go siły. Jego nogi robiły się coraz cięższe i w głowie pojawiały się pierwsze myśli rysujące przed nim przyjemność, jaka wiązałaby się z zatrzymaniem się, położeniem i odpoczynkiem. Powoli, coraz bardziej możliwe stawało się dla niego to, że za chwilę zostanie skazany na pastwę bandy Tylera.

Był w połowie odległości do stołówki, gdy po przeciwnej stronie korytarza z gabinetu psychologa szkolnego wyszedł dyrektor Allender. Tonąc w błogiej nieświadomości co do tego, co się za nim działo, spokojnie poszedł na drugą stronę korytarza.

Jim nie zdecydował się zawołać go i pokazać, że tamci chcieli chcą mu zrobić krzywdę. Przez moment poczuł się jak jeden z łobuzów, który przed chwilą coś przeskrobał, bo przecież uczciwi ludzie nie biegają, lecz spokojnie idą korytarzem. Poza tym w ogóle nie chciał mieć do czynienia z tą osobą. Z każdym, byle nie z nim. Nawet jeśli był niewinny, w kontekście biegania po szkole Allender był gotów pomyśleć, że nikt nie jest niewinny.

Zwolnił na tyle, żeby nie było słychać jego kroków, i zaczął biec truchtem. Obrócił głowę i zobaczył, że pościg też zwolnił, nie chcąc zwabić Allendera.

Liczył na to, że dyrektor gdzieś skręci, ale ten minął wszystkie pokoje na parterze i przemierzał właśnie drogę do schodów na końcu korytarza, wesoło pogwizdując.

Wtem otworzyły się drzwi od damskiej toalety i ukazała się w nich znajoma twarz.

Madelyne!

Jim oOdwrócił się. Tamci zbliżali się po cichu.

Dziewczyna ze zdziwieniem patrzyła na niego, z początku nie rozumiejąc sytuacji. Zauważyła, jak każdy z nich delikatnie stąpał i olśnienie przyszło z chwilą, gdy usłyszała za swoimi plecami gwizdanie, obejrzała się i zobaczyła, kto szedł korytarzem. Nie zastanawiając się długo, zapraszającym gestem przywołała Jima. Ten natychmiast zmienił kierunek i pobiegł do niej na skos, nie zważając już na odgłos butów uderzających o podłogę. Miał do dziewczyny zaledwie kilkanaście metrów.

Co będzie, jak tam wbiegnę? Te gnoje nie będą grzecznie czekać, aż wyjdę z toalety. Oczywiście wparadują do środka! W ten sposób i Madelyne będzie zamieszana w ewentualną bójkę. A tego przede wszystkim muszę uniknąć. Co robić?

Jim miał ledwie chwilę, aby się zastanowić i wykorzystał ją perfekcyjnie, wpadając na prosty pomysł. Gdy wbiegał na pełnym gazie do pomieszczenia i mijał dziewczynę, krzyknął z całej siły – tak, żeby usłyszano go w przeciwległym końcu korytarza; tak, aby zwrócić uwagę tego, który aktualnie był w pobliżu. Jedyną osobę, mogącą powstrzymać ścigającą go bandę.

– Kurwa mać!!!

W tej samej chwili Jim zniknął w ubikacji i padł na kolana w desperackim ślizgu po podłodze. Zatrzymał się, głośno oddychając, a dziewczyna zamknęła za nim drzwi.

– Co za… spo… tkani… dzięki… Madely…! – wydusił.

– Dlaczego tak krzyknąłeś?

Dopiero po kilku głębokich wdechach Jim miał możliwość jej odpowiedzieć.

– Bo to by… ła jedynaaa sza… sa, żeby ich… za… trzymaaać… Uwierz mi, jeżeli dyro posze… dłby na górę, to mielibyś… my z nimi przerąbane, a nie… chcę cię w to wplą… tyw… achee.

– Ale co teraz zrobimy?

– Musi… my poczekać…. ech… jak się uspokoi, to wyjdzie… my.

Za moment na korytarzu rozbrzmiały odgłosy rozmowy. Oboje podeszli bliżej wyjścia i usłyszeli, jak Allender karcił bandę Tylera za używanie niecenzuralnych słów i za przebywanie w szkole po zakończeniu zajęć. Nie chciał słyszeć ich wymówek. Nagle zrobiło się ciszej, dotarły do nich słowa jednego z chłopaków, ale nie mogli dosłyszeć, co dokładnie mówił. Potem doszedł do nich niepokojący dźwięk zbliżających się do nich kroków.

Odskoczyli od drzwi.

– Za mną – powiedziała dziewczyna i ukryli się w pierwszej kabinie. – Wchodź tu – wskazała sedes i sama usiadła na zamkniętej klapie. Jim wskoczył na spłuczkę i usiadł, wywołując delikatne skrzypnięcie. Czuł, że jego serce nie przestawało szybko bić.

Usłyszeli, jak ktoś wszedł do pomieszczenia i postąpił kilka kroków. Jim wstrzymał oddech, wsłuchując się w każdy najmniejszy szmer dochodzący zza drzwi. Pomyślał, że gdyby teraz wpadł, to poziom niezręczności tej sytuacji osiągnąłby swoje maksimum. Nie dosyć, że byłby po raz drugi złapany na gorącym uczynku, to teraz jeszcze Madelyne miałaby na karku dyrektora.

– Czy jest tu ktoś? – zapytał głos.

– A kto pyta? – odpowiedziała dziewczyna.

– Tu dyrektor Allender, chciałem się dowiedzieć, czy przed chwilą ktoś tu wchodził?

– Tylko ja, proszę pana.

– Czyli jesteś tutaj sama?

– Tak, przyszłam tu po mojej ostatniej lekcji i na pewno nikt inny poza mną tutaj nie wchodził – oznajmiła spokojnie Madelyne.

Usłyszeli kroki i skrzypienie drzwi, a zaraz po tym nastała cisza. Jim siedział, jak na gwoździach.

Sprawdza pozostałe kabiny. Lada chwila powinien sobie pójść.

Banda Tylera stała przed wejściem i uśmiechała się z nadętą pewnością siebie.

Ale się grubas wpakował. Nam dyro nic nie zrobi, ale on wpadł, jak gówno w wentylator.

Dyrektor wrócił do nich i zapytał.

– Na pewno tu wbiegł?

– Jak bum cyk-cyk, panie dyrektorze – odrzekł Brayden i dopowiedział, podnosząc otwartą dłoń: – Słowo skauta!

– Widzieliśmy, jak skręcił dokładnie do tej toalety – odrzekł Jayden.

Allender ponownie znalazł się w środku i oświadczył:

– Przykro mi, panienko, ale muszę zajrzeć do kabin, bo szukamy zbiega.

Jima przeszedł dreszcz. Siedział jak na szpilkach.

Już po mnie.

Już po mnie!

– To proszę bardzo, tą pierwszą zajmuję ja.

– Rozumiem. Muszę jednak sprawdzić wszystkie kabiny – powiedział niepewnie mężczyzna i zerknął na bandę Tylera, która pokiwała potakująco głowami.

– Obawiam się, że jest to tymczasowo niemożliwe, ponieważ korzystam aktualnie z jednej z nich.

– Ależ, droga panienko… to ja poczekam, bo… żebym był pewny, muszę… hm… sprawdzić wszędzie.

– Odnoszę wrażenie, że zamierza pan złamać moje prawo do poszanowania intymności i godności. Poza tym nękanie dziewczyny wydaje mi się, że nie przystoi takiemu szanowanemu człowiekowi.

Allender zrobił się czerwony, nerwowo biegając oczami po pomieszczeniu.

– Musisz, koleżanko, zrozumieć…

– Zdaje pan sobie sprawę, że w ten sposób stawia pan zarówno siebie, jak i mnie w nieprzyjemnej sytuacji. Kiedy mój tata, który obecnie na zlecenie burmistrza realizuje projekt pierwszego w Belmont Bay parku, powie swojemu zleceniodawcy, że pewien dyrektor szkoły podstawowej w miasteczku nęka jego, za przeproszeniem, srającą córkę, to według wszelkiego prawdopodobieństwa burmistrz będzie… jak pan myśli? Zniesmaczony? Wkurzony? Nie mówiąc już o moim tatusiu, który jest wyjątkowo porywczym człowiekiem.

Jim powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu i wyobraził sobie w roli jej taty wrestlera, stojącego na ringu naprzeciw przerażonego Allendera, ubranego w niebieski strój kąpielowy, mający podkreślić mięśnie zawodnika. Zakrył buzię i nieskutecznie spróbował odbiec myślami od obecnej sytuacji.

Ukochana córeczka tatusia.

– No… tak, ale… – Dyrektor przerwał nerwowy szept, jednak nie ustępował. Ukucnął i obejrzał od dołu miejsce, w którym znajdowali się Madelyne i Jim. Z niechęcią wsparł się na rękach, dotykając posadzki toalety. Zobaczył nogi dziewczyny. Wstał, podszedł do umywalki i spłukał ręce wodą, po czym zastanowił się, obserwując zamknięte drzwi.

Poszedł do bandy Tylera i zamienił z nimi kilka słów. Wrócił i zapytał:

– Na pewno jesteś tutaj sama?

Madelyne westchnęła ostentacyjnie.

– Dokładnie, w takich sytuacjach nikt mi nie pomaga.

To chyba był sarkazm – pomyślał dyrektor i jeszcze raz zajrzał pod drzwi kabiny. Zobaczył ten sam widok nóg.

Drugi raz umył ręce, następnie wyszedł, patrząc na bandę Tylera nienawistnym wzrokiem.

To trudna rzecz, utrzymać bat posłuszeństwa na miejscu.

– Za mną! – rzucił Allender zdecydowanie. Popatrzyli na niego zdziwieni.

Co ty wyprawiasz? Wracaj! Przecież ten grubas się tam schował!

Gdy przeszli parę kroków, zawrócił, ponownie wszedł do toalety i powiedział zmieszany:

– Przepraszam, panienko, już wychodzę.

Gdy szli do jego gabinetu, odezwał się Jayden.

– Panie dyr…

– Kłamstwo ma krótkie ręce i nogi, tak jak i wasze diabelskie rogi. Jak tak dalej będzie, urosną one do rozmiarów, przy których nie zmieścicie ich w bramie piekieł!

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Julius Throne · dnia 01.04.2020 12:26 · Czytań: 484 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty