Ucząca mnie w podstawówce polonistka miała strasznie brzydki charakter pisma. Pierwszą rzeczą jaką powiedziała nam, po tym, jak się przedstawiła, było krótkie i raczej dość wyczerpujące tłumaczenie, dlaczego nigdy niczego nie będzie pisać nam na tablicy.
Uczyła nas przez trzy lata. Od szóstej do ósmej klasy. Szczególnie pamiętne z tamtego okresu czasu było dla mnie pewne dyktando. Pisownia przyimków: nade, spode, ode, we i ze. Pisaliśmy je trzy razy. Jak dla mnie skutecznie, bo pamiętam do dziś.
Pod koniec ósmej klasy, razem z moimi koleżankami, poprosiłyśmy ją o wpisanie się nam do pamiętników. Tak. Tak. To były takie czasy, że prawie każdy z nas taki pamiętnik miał. Ja - swój - dostałam od mojej starszej siostry. Drugi, chyba od koleżanki. I to własnie w tym miała mi się wpisać moja polonistka.
Długo leżały u niej te nasze pamiętniki. Dostałyśmy je chyba dopiero po rozdaniu świadectw. Choć w zasadzie już tego nie pamiętam. Faktem było to, że czytałyśmy potem (lub starały się przeczytać) te zapiski zaglądając jedna, do drugiej. To, co u mnie było najbardziej czytelne, to tytuł i autor. Zaufałem drodze. Coś o autostradzie do nieba. O burakach i św. Agnieszce. A pod spodem. Ks.Jan Twardowski.
Pamiętnik wylądował na strychu. Razem z moimi zeszytami, w których coś tam już wtedy sobie pisałam. Ja z kolei, skończyłam liceum. Zdałam maturę. I decydując się na szybkie zamążpójście, uciekłam w dorosłość.
Żyłam zwyczajnie. Tak mi się przynajmniej wydawało. Dom na wsi. Teściowie na parterze. My na piętrze. Za płotem las. Kilometr ode mnie jeziorko. Raz do roku jakiś zagraniczny urlop. I spojrzenia rodziny: a tych gdzie znowu gdzieś gna.
Kilkanaście lat później, mieszkająca w moim rodzinnym domu najstarsza siostra, zaczęła remontować strych, wykorzystując go na pokoje dla dzieci. Mimo tego zostaliśmy zaproszeni na jakąś rodzinną imprezę. I właśnie wtedy moja mama powiedziała mi, że ma mój pamiętnik i te moje zeszyty i jak chcę, to może mi je dać.
Jakież było moje zdziwienie, gdy wertując ten stary pamiętnik, natrafiłam na ten wpisany mi przez moją polonistkę wiersz. Tym razem przeczytałam go bez trudu. Wydał mi się na wyraz prawdziwy.
Będąc jakiś czas później w warszawskim EMPiKu z zachwytem przeglądałam niezmierzone ilości książek. W tym poezję ks. Twardowskiego. Sięgnęłam po książkę. Otwarłam na pierwszej lepszej stronie i... oniemiałam. Zaufałem drodze. Jakby ten wiersz był takim moim życiowym mottem.
Od tamtej pory uznałam ten wiersz za pewien swój wyznacznik. Wielokrotnie pozwalał mi zrozumieć to, czego w prosty sposób chyba zrozumieć się nie da.
Zaufać drodze... Wąskiej. Takiej na łeb. Na szyję. Z dziurami po kolana.
Cóż. Życie bywa trudne i gorzkie. Wybory, które miały być dobre, okazują się złe. Zawsze jednak czegoś uczą. Opowiadają o tym, kim jesteśmy.
Jestem numerologiczną piątką i astrologiczną Wagą. Typowym znakiem powietrza. Wolność ma dla mnie szczególne znaczenie. Jej utrata... z powolnym opadaniem z sił lub agresją.
Są takie słowa, które szczególnie mocno zapadają nam w serce. Dookreślają nas i naszą wędrówkę. Tamten wiersz... Powracające jak bumerang słowa. Klucz do każdego wczoraj i dziś. Bez niego nie byłoby chyba tego, co piszę dziś.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt