Obudziłem się – dokładnie tak, jak to zaleca Książka – o poranku. Słonko jeszcze nie wzeszło, ale w szarości wstającego dnia zdołałem już zauważyć zastawioną na mnie pułapkę. Obok łóżka, na którym spałem, moja kochana rodzinka rozłożyła ręcznik obficie namoczony wodą, do którego brzegów zostały podłączone dwa nieźle ukryte przewody. Pomyślałem chwilę, po czym ostrożnie, tak aby nie dotknąć wilgotnego materiału, opuściłem stopy na podłogę. Wciągnąłem ulubione kalesony z azbestową wkładką oraz resztę ubrania. Stając obok drzwi wygrzebałem z kieszeni kawałek gwoździa i rzuciłem go wprost na leżący ręcznik.
Pokój momentalnie rozjaśniły iskry wyładowania elektrycznego. Po chwili do środka wpadli uradowani członkowie mojej rodziny. Z zainteresowaniem podszytym ciekawością podbiegli do miejsca zwarcia, a ja – korzystając z zamieszania – niezauważalnie wymknąłem się na dwór.
Odkąd stałem się wyznawcą elitarnego i stosunkowo małego liczebnie kościoła, zwanego Niesamowitym Zgromadzeniem, rodzina dość często urządzała mi tego typu niespodzianki.
Odpowiedziałem na apel misyjny i wyruszyłem do zameczku, w którym miały siedzibę władze Niesamowitego Zgromadzenia. Gdy zbliżyłem się na odległość pięciuset metrów z warownych murów wypuszczono wiele kołczanów strzał, które śmigały mi raz po lewej, a raz po prawej stronie. Robiąc uskoki i szczęśliwie omijając zdradliwe pociski powoli zbliżyłem się do murów twierdzy. Gdy tylko je osiągnąłem od razu poleciała na mnie wrząca smoła, przypalona kasza i płonące siano. Biegałem wokoło, starając się unikać śmiertelnych pułapek. W pewnym momencie przechytrzyłem obrońców i udało mi się wspiąć na flanki, skąd nieskutecznie próbowano mnie zrzucić włócznią, dzidą i mieczem. Ale w końcu się udało.
*
Bez zbędnych ceregieli stawiłem się ochoczo w dużej sali, znajdującej się w obrębie głównej siedziby Niesamowitego Zgromadzenia. Powoli rozejrzałem się dookoła, podziwiając majestat i przepych tego pomieszczenia. Niewątpliwie byłem tutaj sam. Niespodziewanie z drugiego końca sali doszły mnie słowa wypowiadane ze zdecydowaniem, z jakim wydawano rozkazy:
- Hej, bracie stojący u drzwi, pozwól no tutaj!
Pomieszczenie miało z pięćset metrów długości, więc z początku nie mogłem dojrzeć, kto mnie wołał. Dopiero gdy podszedłem bliżej moim oczom ukazała się postać wielkiego nestora sztuki ewangelizacji i zarazem wpływowego Członka Ciała Zarządzającego Niesamowitego Zgromadzenia – Wielkiego Duchem Brata Żyło.
Brat Żyło był żyjącą legendą i akademikiem Niesamowitego Zgromadzenia. To on opracował konstytucję kościoła – twierdzy, do której mogli dostać się tylko wybrani oraz powołani. Bowiem bracia nie potrzebowali tłumów, miast nich zadowalając się garstką wiernie oddanych i bezkompromisowych sług.
- Cieszę się bardzo, że tego radosnego poranka, omijając zdradliwe pociski oraz błogosławione krople rosy, pojawiłeś się tutaj, bracie, by odpowiedzieć na zamieszczony w naszym Periodyku apel misyjny, opublikowany tylko dla wybranych – powiedział dostojnie.
- Ach! – krzyknąłem z zachwytem.
- Misja – jak ogólnie wiadomo – wymaga poświęconych braci, pełnych ofiarności, apologetyki i ochotności – kontynuował ze znawstwem tematu Brat Żyło. - Takich, co to nie znają lęku, a ich morale, myśli i członki są czyste od przelewu krwi, buntu oraz grzechu cudzołóstwa, który jest najgorszym z przewinień – w tym momencie zerknął na mnie srogo.
Z niewinną ufnością – a może z ufną niewinnością – wpatrywałem się w jego okrągłą twarz. Wielki Duchem Brat obrzucił mnie bacznym spojrzeniem, chrząknął znacząco, po czym przemawiał dalej:
- Czytałem twój życiorys, bracie, i muszę stwierdzić, że cieszę się – a serce me szybuje wysoko ponad ośnieżonymi stokami – z powodu, iż jesteś tu na tym miejscu. Miejscu szczególnym, ze względu na jego świętość, ale także wyjątkowość. Miejscu Jedynym – jak zdołałeś się już zapewne zorientować.
Chłonąłem jego słowa z zauroczeniem.
- Oho, widzę, że masz bracie piękne nogi – zauważył brat Żyło, wychylając się znad ogromnego biurka, za którym siedział. Pokornie spuściłem swe oczy ku kamiennej posadzce.
- Bo jakże piękne są nogi tych, którzy zwiastują, bracie!
- Nnnno…. – przytaknąłem.
Brat Żyło, nie wstając zza biurka, przeszedł sprawnie do meritum naszego spotkania:
- Misja musi rozwijać się w miejscach niedostępnych, gdzie szerzy się zabobon i niewiara. Idąc i chrzcząc ludzi w wodzie, uwalniamy ich od trosk dnia codziennego i zarazem łączymy z niebem. Dziś Niesamowite Zgromadzenie szuka ludzi pokornych, pełnych samozaparcia i poświęcenia, którzy odpowiedzą na wezwanie kierowane do ich umysłów za pomocą Książki. Tam też – na prowincję – my Bracia Zarządzający Dziełem posyłamy ciebie, bracie. Być może wydaje ci się, że jesteś nic nie wart wobec naszych cnót, zaszczytów i wysokości naszych diet na wyjazdach służbowych…eee… więc ten… – zmieszał się, a po chwili wyjął z kieszeni marynarki nieco zmiętą kartkę papieru:
- Oto mapa, wskazująca miejsca, w które masz się niezwłocznie udać. Książkę pobierzesz w magazynie. Rozkaz brzmi: sprzedaj tyle Książki, ile zdołasz! I pamiętaj, że gdybyś jednak miał podczas wykonywania misji jakiekolwiek pytania lub potrzebował porady, dzwoń pod ten numer - mówiąc te słowa Brat Żyło wręczył mi kartonik z darmowym numerem zaczynającym się na 0–800.
Po chwili – upewniwszy się, że jego słowa do mnie dotarły – wstał i majestatycznie oddalił się do swoich rozlicznych obowiązków. Natychmiast uklęknąłem.
*
Pobrałem z magazynu dwa tysiące sztuk Książki i niezliczoną ilość dość cienkiego Periodyku, a jakiś dobry współbrat podrzucił mnie z tym całym towarem na teren, gdzie miałem działać. Sprawnie rozładowaliśmy paczki z literaturą, po czym dobry współbrat, w całkowicie niezrozumiałym dla mnie pośpiechu, szybko odjechał swoim eleganckim nowym autem. Popatrzyłem za oddalającym się w tumanach kurzu samochodem i zerknąłem na bezchmurne niebo, by stwierdzić, że nie zanosi się na deszcz. Mogłem być zatem spokojny o powierzony mi zapas literatury.
Pozostawiłem paczki w rowie, przykryłem je rosnącymi w pobliżu badylami i pełen nadziei ochoczo wkroczyłem do pierwszej z brzegu wsi, o swojsko brzmiącej nazwie: Moszna.
Chodziłem od chałupy do chałupy, ale jak tylko uchylały się drzwi i chciałem coś powiedzieć, ludzie natychmiast jakoś dziwnie reagowali. Jedni trzaskali drzwiami, inni chcieli mnie uderzyć, jeszcze inni przeklinali i próbowali szczuć psami lub psopodobną zwierzyną obronną. Do wieczora zdołałem obejść Mosznę trzynaście razy.
Wreszcie pod sklepem ktoś się ulitował i kupił ode mnie jeden egzemplarz Książki. Zrobiło się ciemno, wsunąłem więc paczki z literaturą pod dach walącej się szopy, stojącej nieopodal w polu, i umęczony dniem powróciłem na piechotę do domu.
2
Obudziłem się – dokładnie tak, jak to Książka zaleca – o poranku. U sufitu zauważyłem zawieszony ogromny topór, który został przywiązany cienką linką do jakiejś skrzyneczki, a tą przewodami podłączono do wskazówek budzika, który za chwilę miał zadzwonić. Wyskoczyłem z łóżka i ledwie zdołałem porwać z krzesła kalesony z azbestową wkładką, gdy zegarek zadzwonił.
Ogromny topór wbił się w łóżko, na którym przed chwilą leżałem. Do pokoju natychmiast wpadła uradowana rodzina. Bliscy podbiegli do miejsca wypadku z nadzieją, że już po mnie.
Z przyodziewkiem w dłoniach wymknąłem się cicho z pokoju. Ma wiara znów została wystawiona na próbę, którą przeszedłem zwycięsko!
*
Stanąłem ze stolikiem obłożonym literaturą w centrum sąsiadującej z Moszną wsi, o osobliwej nazwie Koszajec HRC. Naraz w pobliskiej obskurnej budce telefonicznej zadzwonił telefon. Byłem na placu sam, a przeraźliwy dzwonek nie dawał za wygraną. Podszedłem i ostrożnie podniosłem słuchawkę.
- No i ile brat sprzedał egzemplarzy Książki, co? – powitał mnie zawsze rozpoznawalny głos brata Żyło.
- Nnnnooo… niewiele, Bracie – jęknąłem, zamroczony wszystkowidzeniem Braci. - Ale zapewniam, że poszczę, a mój członek jest czystym…
- Ta, ta – zbył moje wywody szybko. - Wysyłamy na brata teren specjalną ekipę Braci Budowniczych. To cudowna grupa ludzi, którzy pomagają nam rozwiązywać wszystkie problemy… lokalowe naszego Zgromadzenia. Do zachodu słońca powinni zbudować Ogromny Kościół. Może tym uczynkiem wiary sprawimy, że okoliczny lud dozna nawrócenia? – zasumał się na chwilę Wielki Duchem Brat Żyło. - My tu, w Ciele Zarządzającym, pamiętamy o bracie, proszę o tym nie zapominać! No i życzę sukcesu w pracy na miarę biblijnego potopu, albo i nawet jeszcze większego. I obyś bracie nie został zmyty z… – coś zaszeleściło i rozmowa została przerwana w pół słowa.
*
Po pewnym czasie przez wioskę przejeżdżał znany Uzdrowiciel Zenobiusz Malebućko, przez uzdrowionych zwany też po prostu Zen. Przyhamował obok mojego stolika z Książką i otaksował wyłożoną na nim zawartość:
- Drogi panie – powiedział z lekkim rosyjskim akcentem. - Wiara nie bierze się ze sprzedaży, ale z uczynków. Gdybyś wierzył, to mógłbyś góry przenosić. Ale podobnie jak twoi Niesamowici współbracia, ty tylko sprzedajesz Książkę. I w związku z tym masz zamknięty umysł na to, czego tak naprawdę ludzie potrzebują… - Malebućko zawiesił na chwilę głos. - Więc w takim wypadku to ja muszę ich leczyć. I kto w sumie będzie miał więcej wyznawców? Niesamowici czy ja? Hę? – spytał przekornie, po czym otrzepał z kurzu spodnie i powoli odjechał swoją brudną czarną Wołgą.
Do zmroku udało mi się sprzedać znów tylko jedną sztukę Książki. Umęczony powróciłem stopem do domu.
3
Obudziłem się – dokładnie tak, jak to Książka zaleca – o poranku. Ledwie przetarłem oczy, a już zobaczyłem zastawioną na mnie kolejną pułapkę: do naciągniętej do granic wytrzymałości ogromnej sprężyny przymocowana była metalowa strzała zakończona ostrym grotem. Całość wycelowana oczywiście w łóżko, na którym leżałem. Wokoło mnie tańczyły czerwone wiązki światła, których przerwanie zapewne spowoduje uruchomienie mechanizmu strzały.
Pół godziny zajęło mi wydostanie się z pułapki w taki sposób, aby nie został przerwany ani jeden obwód. Wciągnąłem kalesony i podrapałem się po azbestowej wkładce. Z podłogi ostrożnie podniosłem starą skarpetę, którą z rozmysłem rzuciłem w kierunku czerwonych wiązek światła. Ciężka śmiercionośna strzała wbiła się z wielkim impetem w łóżko.
Po chwili do pokoju wpadła uradowana cała moja rodzina. Bliscy podbiegli do miejsca wypadku w poszukiwaniu ciała. Korzystając z zamieszania cicho wymknąłem się na dwór.
*
Na skraju wsi Koszajec HRC zastałem nowowybudowany w ciągu jednej nocy drewniany Niesamowity Kościół. Miał na oko tak ze cztery kilometry szerokości, a jego dłuższy bok ginął hen w polu dojrzewającego żyta. Nieśmiało i z pewnym wahaniem – lub wahając się z pewną nieśmiałością – wszedłem do środka. Nozdrza łaskotał intensywny zapach świeżych trocin. Skonstatowałem, że można by tu upchać ze sto tysięcy ludzi. Trzeba szczerze przyznać, że Niesamowici Budowniczowie perfekcyjnie wykonali powierzone im zadanie!
Obok budowli przechodziła akurat wiejska kobieta, niosąca na rękach chore niemowlę. Urodziło się ono – z tego, co mogłem dostrzec – z trzema oczami i pięcioma nogami. Z pewnością to grzech matki był powodem tej deformacji dziecięcego ciała. Będąc ciągle pod wrażeniem dopiero co ujrzanej, potężnej budowli i natchniony wczorajszymi słowami Uzdrowiciela Zena Malebućko, uniosłem swą dłoń ku górze i przemówiłem:
- Bądź uzdrowiony, osesku!
Wiejska kobieta obrzuciła mnie nieprzychylnym spojrzeniem, jej syn zapłakał i poszli sobie dalej. Pozostałem sam. Może jednak nie miałem mocy leczenia, ale za to byłem wiernym członkiem Niesamowitego Zgromadzenia, co w rozliczeniu było rzeczą o wiele ważniejszą.
Do sztachety pobliskiego płotu przybiłem kawał dykty i namalowałem na niej napis: „Kupujcie tyle Książki, ile dusza zapragnie!“. Jak trochę przeschła, nałożyłem reklamę na plecy i systematycznie przechadzałem się na przemian po Mosznie i pobliskim Koszajcu HRC, podrzucając pod każde drzwi pojedyncze egzemplarze Periodyku Niesamowitych Braci.
Do wieczora obszedłem wsie ze czternaście razy. Na wielką akcję reklamową zwrócił uwagę tylko jeden ślepy. Wysupłał ostatni grosz, schowany być może na tanie wino, i zakupił Książkę. Wracałem do domu pełen niewesołych myśli.
C. d. n.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt