Stan równowagi - ks-hp
Proza » Obyczajowe » Stan równowagi
A A A

Od razu, kiedy go rozpoznałam, wiedziałam, że będę musiała przejść nad tym do porządku dziennego, przejść nad jego porządkiem. Wydobyć się jakoś z chaosu powtarzalnych sekwencji, wydostać się z jego mieszkania pełnego kubków i szklanek ustawionych uchem w jedną stronę, jakby nasłuch miały lepszy z prawej. Mieszkania pełnego sald i zestawień ułożonych jedno na drugim, pokrywających się wzajemnie co do milimetra, jakby odwzorowywały moje najcichsze pragnienie. Mieszkania butów w żołnierskim szyku, gotowych do marszu, pilnie czuwających pod drzwiami na właściciela.

Musiałam wyjść z sypialni niepostrzeżenie, uważając, by nie naruszyć pościeli poskładanej w kant, położonej w rogu łóżka jak znaczek pocztowy na czystej kopercie. Nadawcy nie zastano pod wskazanym adresem. Byłam pewna, że wystarczy mi tylko postawić stopy na tych klepkach, które nie trzeszczały, nie wydawały z siebie dźwięku pękających nadgarstków, które łamałam sobie codziennie, głowiąc się, czy warto to wszystko w takim stylu, czy wartko spłynąć stąd, gdy nie spływało po mnie.

Kawa z określoną ilością pianki na blacie w kuchni. Wyobrażałam sobie, że dodaję mu piany z płynu do mycia naczyń i zmuszam go do pomstowania na mnie przez pół dnia. Czy byłby to pretekst – słaby, ale zawsze jakiś. Nie nauczyłam się jeszcze wściekać się na niego, gdy mnie nie wściekał. Irytował go mój spokój i nieład.

Nie przewidziałam, że w korytarzu czai się jego kot, najgłodniejszy kot na świecie, któremu nie mogłam przecież odmówić. Spodek był wyczyszczony do zera, w spiżarni ułożone kolorami, od największej do najmniejszej, jak karty do gry w wojnę, wołały do mnie saszetki: otwórz, otwórz mnie. Wyciągałam którąś z samego środka. Rozrywałam: dobywał się smród kociej mielonki, tuńczyk z kurczakiem – jak można coś takiego jeść? Kotu nie jest wszystko jedno, a jednak w kwestii jedzenia potrafił zjeść coś, czego w życiu bym nie przełknęła.

Rzucał się kot na to jedzenie, mlaskał, żarł to. Nie to, żebym go nie znosiła. W końcu był to ulubiony – i jedyny – kot w tym domu. No ale jak to powiedzieć o kocie, że jadł, gdy we mnie takie dzikie, złe emocje? Mogłabym powiedzieć, że wsuwał – ale to ocierało się o pewną dozę troski, a wcale tego w tamtym momencie nie czułam. Więc nie, nie nienawidziłam kota – kochałam go, jakby był najlepszym dzieckiem, na jakie było mnie stać – ale "żarł" wpasowało się w obserwowane zdarzenia.

Skupił się więc kot na swoim kocim żarciu i myślałam już, że mogę w spokoju odejść, ale wzrok wtedy padał na zlew pełen talerzy i kieliszków z poprzedniego wieczoru. Znów działałam: podkasywałam rękawy, lałam hektolitry prawie że wrzątku, lałam hektolitry płynu cytrynowego, żeby tylko oddzielić od nosa smród resztek, żeby pozwolić im odejść, spłynąć mi z oczu. Szorowałam to potem gąbką, bo nikt nie wpadł na to, by kupić druciak, i wstrzymywałam oddech na wszelki wypadek, a całość robiła się czysta wedle życzenia.

I znowu mój wzrok padał wtedy na stertę: a to ubrań, które trzeba ułożyć jak znaczki, i tych, które trzeba włożyć do kosza; a to śmieci w nieładzie, z których należało wydobyć ład, dać im szansę na nowe życie w kubłach papier-szkło-sztuczne. Wyrywałam sobie włosy i wrzucałam do sztucznych. Gryzłam paznokcie i wyrzucałam sobie.

Zdążyły już przejechać ciągnik, śmieciarka i kilka zwykłych aut; zdążyło przebiec parę psów i ich właścicieli, parę dzieci i ich właścicieli, i parę bezpańskich osób. Widziałam, jak wpatrują się we mnie wszyscy, więc udawałam, że nie widzę – tak było mi łatwiej pozować nago w obiektywach ich spojrzeń, odkryta i niełatwa do przeoczenia jak kolorowy gupik w za dużym akwarium. Już oczy miałam rybio wytrzeszczone, już skrzela bolały mnie od tego obcego powietrza; trzymałam usta na wodzy, aby ich nie wydąć w przypływie lub odpływie.

Zdawało się, że straciłam mnóstwo czasu. Ale słońce nadal rozpalało kuchnię w tym samym punkcie, wciąż oślepiało mnie z tej samej strony. Zmuszało, żebym zaraz pozbyła się tego wytrzeszczu, gnębiło mnie wręcz jak policjant-służbista zatrzymujący cię w środku nocy i świecący latarką po gałach.

Nie jadłam nic, bo lodówka ciamkała przy każdym jej otwarciu – nie wiedziałam, gdzie on jest, nie chciałam go przywoływać, fatygować go tutaj. Znalazłby przecież tysiąc innych spraw, które trzeba uporządkować. Ani kawy, ani herbaty, ani szklanki wody nawet, nic – słaniałam się na nogach, dom kołysał się i byłam przekonana, że jeśli nie on, to ja zaraz utonę, zapadnę się pod ziemię, zapadnę się w sobie. Wszystkie błędy wtedy unaoczniały się jak węgielki położone na śniegu: były wyraziste, płonęły bez ognia. Parzyło, gdy przywoływałam je na myśl, zbijało mnie.

Mościłam się na kanapie z książką, spijając każde słowo, jakby miało wagę większą, niż zaplanował autor. Chciałam, żeby kartki wbijały mi się pod paznokcie, żeby oślepiająca biel stron i mrówcza czerń liter wdrukowywały się tak, bym widziała zdania po opuszczeniu powiek, po opuszczeniu tego miejsca. Żeby mnie gryzły, wpuszczały jad na długo po tym, jak zostawię ten dom, oddalę się do miejsca, w którym będę słyszała warkot sąsiadów częściej niż warkot zwierzyny.

Chciałam go za wszelką cenę wytrącić tak, jak wytrąca się osad na lekcjach chemii, gdy wciskają ci narzędzia, z którymi nie wiesz, co zrobić, a stara chemiczka patrzy na ciebie przez grube jak dna duraleksowych szklanek okulary, wlepia w ciebie ślepia jak wąż. I syczy, syczy jak węgielek zatapiany w śniegu.

Ale tutaj musiałam sama się pilnować: nie było zwiędłej chemiczki, nie było probówek i innych chemicznych dupereli. Inne zaś butelki mrugały do mnie opalizująco z półek spiżarni, kusząc tak jak karma kusi kota. Słońce powoli przesuwało się na drugi kraniec domu, zostawiając nas w cieniu własnych żali, pobudek i słabości.

I wtedy czułam, że nie muszę nic wcale, tylko sięgnąć po jedną, odkorkować i przywitać się jak ze starym druhem. Pociągnąć z niej jak ze wszystkich mężczyzn, którzy za mną nie biegali. Mieć chociaż raz w ręku władzę i móc odstawić na własne życzenie. Lecz wiedziałam, że zamknęłabym się w tej butelce jak stateczek, tania kopia tego domu. Dlatego częściej wpuszczałam dym i pojawiało się poczucie niedopełnienia. Niedopisania. Nie potrafiłam się wypisać, gdy sięgałam po długopis i kreśliłam po marginesach tych książek, z których mrówki nie chciały wymaszerować. Pstrykałam długopisem jak palcami, celowałam nim w ściany i dobijałam żuczki, pajączki, gąsienice. Obiecywał mi, że się nimi zajmie; tak panicznie uciekałam przed robactwem, wierząc, że są zdaniami wypełzającymi z tych stron, których nie zdążyłam lub nie chciałam zdążyć przeczytać.

Miał na imię Stan i chciałam go wytrącić, ale w końcu siadł mi błędnik. Z poziomu podłogi usłyszałam tylko, jak wyszedł. Nie udało mi się wrócić do siebie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ks-hp · dnia 06.04.2020 17:41 · Czytań: 617 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 6
Komentarze
Dobra Cobra dnia 07.04.2020 14:40 Ocena: Świetne!
Bardzo inteligentny tekst i jakże ciekawie napisany.


ks-hp,

Słodyczą jest Ciebie czytać.


Dziękuję,

DoCo
Galernik dnia 07.04.2020 20:53 Ocena: Świetne!
ks-hp - świetnie się czyta! Bardzo dobry opis kocich zwyczajów kulinarnych (wiem coś o tym...) poza tym całość toczy się, nie - płynie, lekko, nostalgicznie
Cytat:
Już oczy mia­łam rybio wy­trzesz­czo­ne, już skrze­la bo­la­ły mnie od tego ob­ce­go po­wie­trza; trzy­ma­łam usta na wodzy, aby ich nie wydąć w przy­pły­wie lub od­pły­wie.

Ładny fragment.

Cytat:
Zmu­sza­ło, żebym zaraz po­zby­ła się tego wy­trzesz­czu, gnę­bi­ło mnie wręcz jak po­li­cjant-służ­bi­sta za­trzy­mu­ją­cy cię w środ­ku nocy i świe­cą­cy la­tar­ką po ga­łach.

A tu mi coś zazgrzytało. Te gały mi nie podpasowały, bardziej w klimacie byłoby po prostu "po oczach".

Ale to "szczegóła drobna", jak mawiał pewien poeta.

Dziękuję za możliwość zanurzenia się w dobry tekst.
Pozdrawiam
marzenna dnia 10.04.2020 08:40
Spora dawka uderzeniowa, hm...można przyporządkować wiele obrazów. Bardzo dużo, aż sama nie mogę uwierzyć ile widzę znaczeń. Rygor, strach, zwątpienie. Obrzydzenie, tak to wstręt do siebie.
Zachlać się i nie myśleć, lizać podłogę jakby stanowiła podium, na którym jest zwycięstwo - DNA.
Niesamowite upodlenie, można opisać dokładnie stadium rozkładu, można.

wesołe miasteczko

brzemienna marionetka
na pozytywce
zegar wbija wskazówki, w brzuch nadmuchany
powietrzem
z kolorowych baloników
małe palce dotykają skrzydeł
wiatraków

tej niedzieli ostatni raz
zakręciła się karuzela
mały klaun odszedł

Może jest jakieś rozwiązanie, bez chemii, bez alkoholu, bez prochów i autodestrukcji?
Jest na pewno :) znam je. Świetny kawałek, na prawdę!
Pozdrawiam
ks-hp dnia 10.04.2020 13:11
Dobra Cobro, słodyczą są Twoje słowa. Dziękuję za wizytę i ślad!

Galerniku, po kilkukrotnym czytaniu wydaje się, że "gały" rzeczywiście nie powinny dłużej tu zagrzać miejsca - przy pisaniu zwyciężyło zboczenie do nienadużywania powtórzeń. Może to błąd? Dzięki za ślad!

Marzenno, dzięki za wizytę, słowo i za wiersz. Na pewno jest rozwiązanie, ba! - mnóstwo rozwiązań. Czasami trzeba spojrzeć tylko szerzej.

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 12.04.2020 12:20 Ocena: Bardzo dobre
Ks-hp
Tekst mocny i przejmujący o życiu z palantem - nudnym pedantem i tyranem. Znam takich, oj, znam dobrze. Nie dowierzasz? Może nie palanta, a palantówę. Toż to moja żoneczka we własnej osobie. Pedantka i czyścioszka, a ja? Bałaganiarz, niechluj, w zależności od jej nastroju bywam i brudasem. Nie pozwala mi po sobie zmyć talerzyka, filiżanki, czy łyżeczki, bo gdy to zrobię, to (jej zdaniem) się lepi, przez co podkarmiam muchy. Wtedy nadużywam detergentów. Też źle! Truję ją chemią, albo zużywam za dużo wody do płukania, a woda kosztuje.
Ale olewam fobie czyścioszki. Mam je gdzieś. Fakt, potem wrzeszczy, że została niewolnicą Izaurą i musi mi służyć. "To niech się puknie w durną pałę" - sobie myślę - "albo zamówi terapię u psychologa".
Też lubię czystość, ale bez przesady...
Gdyby miała za partnera damskiego boksera, to codziennie miałaby wpierdol.

Sorry, że zamiast o tekście, rozpędziłem się o sobie.

Dawno nie czytałem tylu sugestywnych porównań, wzbogacających wymowę dramatu. W ogromnej większości świetnych.

Ale trafiły się dwa słabsze, chyba z rozpędu, bo pisałaś w emocjach.
Tu to słabe:
Cytat:
w któ­rym będę sły­sza­ła war­kot są­sia­dów czę­ściej niż war­kot zwie­rzy­ny.
(???)
Te poniżej świetne.
Cytat:
jak po­li­cjant-służ­bi­sta za­trzy­mu­ją­cy cię w środ­ku nocy i świe­cą­cy la­tar­ką po ga­łach.

Cytat:
Wszyst­kie błędy wtedy una­ocz­nia­ły się jak wę­giel­ki po­ło­żo­ne na śnie­gu: były wy­ra­zi­ste, pło­nę­ły bez ognia.


Jeśli Autorko jest to opowiadanie pisane w oparciu o trwającą TWOJĄ niedolę, to poradziłbym (oczywiście jak się skończy pandemia) zapisać się na trening samoobrony. Radziłbym Ci się przyłożyć do treningu kopniaków w krocze. Byłoby to najlepsze rozwiązanie.

Pozdrawiam, Kaz
ks-hp dnia 24.05.2020 16:22
Kazjuno, ażeby postawić sprawę jasno, jestem Autorem, nie Autorką. Niemniej równie wielką satysfakcję sprawia mi pisanie z perspektywy kobiety, jak i mężczyzny. :)

Historia oparta jest na prawdziwych wydarzeniach i tak naprawdę dotyczy relacji męsko-męskiej. Chodziło mi tu jednak głównie o to, aby pokazać, że niezależnie od tego, z kim żyjemy, problem perfekcjonizmu uderza w nas tak samo - czy to byłby mężczyzna, czy kobieta.

Najgorzej, jak jesteś perfekcjonistą i trafisz na drugiego podobnego. A przecież jest tak, że w swoim życiu do pewnych kwestii podchodzimy perfekcyjnie, a inne nam "wiszą". Tak jest w przypadku nieumytych naczyń i tak jest w oczekiwaniu idealnej relacji. Bo przecież ten perfekcjonista, który uważa, że nigdy nie posprzątasz tak dokładnie jak on, również ma swoje wady. A te wady dla nas mogą stanowić mur nie do przebicia. I wtedy ujawnia się nasz własny perfekcjonizm.

Dzięki za wizytę! Pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Majster89
01/04/2023 23:11
Super, podoba mi się bardzo wiersz. Pozdrawiam… »
valeria
01/04/2023 18:47
Staram się bajkowo i wyszukuję metafory:) »
mike17
01/04/2023 17:16
Ilekroć czytam o kochaniu, wiem, że takie wiersze piszą… »
valeria
01/04/2023 17:06
Życie składa się z westchnień i co nam zostało, już… »
tetu
01/04/2023 16:38
Serdecznie dziękuję BeNek za taki odbiór wiersza.… »
tetu
01/04/2023 16:36
Bardzo ładny, liryczny wiersz. Zgadzam się z Benkiem co do… »
Marek Adam Grabowski
01/04/2023 15:58
Sympatyczny wiersz. Pozdrawiam »
Olowiany Zolnierzyk
01/04/2023 14:58
Jesteś autorze bardzo wrażliwym człowiekiem, poetą na pewno… »
Olowiany Zolnierzyk
01/04/2023 14:49
Nikt nie chce dać Ci komentarza? Powinnaś się domyśleć… »
Olowiany Zolnierzyk
01/04/2023 14:29
To żaden wiersz, lecz szybkie wyrażenie swojej myśli -… »
Olowiany Zolnierzyk
31/03/2023 23:21
Dziękuję za komentarze. Jak zwykle Miladora ma rację.:) »
valeria
31/03/2023 23:21
Poezja rzeczywiście jest wielką przyjemnością, Bóg też jest… »
Pulsar
31/03/2023 22:19
Niech poezja będzie twoim lekarstwem, na troski twoje. co do… »
valeria
31/03/2023 21:17
To jest mój poziom, taki lekki, jakaś przyjemność. ogólnie… »
Brytka
31/03/2023 20:37
BeNek - dziękuję :) »
ShoutBox
  • Kobra
  • 30/03/2023 15:55
  • Zapraszam do krótkiej piłki:https://www.youtube.com/watch?v=9KcBdRtxSLg&t=4s
  • mike17
  • 25/03/2023 14:26
  • Witaj Kaziu! Kopę lat, jak ten czas leci. Zdrówka życzę no i rzecz jasna, weny :) Ahoy!
  • Zola111
  • 25/03/2023 01:21
  • Gdyby ktoś już miał wiersz na Zaśrodkowanie: [link]
  • TakaJedna
  • 22/03/2023 10:30
  • Ja to na ten przykład nie wiem, czego chcą inni, bo kuli kryształowej nie było już w sklepie. O, jaki ładny dzień za oknem.
  • Marek Adam Grabowski
  • 22/03/2023 10:17
  • Zastanawiałem się czy odezwać w sprawie. Niektórzy tutaj chcą tylko wazeliny. Na merytoryczne komentarze nie odpowiadają lub reagują hejtem. Niech się potem nie dziwią, że nie ma dyskusji.
  • TakaJedna
  • 21/03/2023 22:44
  • Nie narzekaj, zawsze może być lepiej.
  • ApisTaur
  • 18/03/2023 11:12
  • Co się ludziska dziwicie brakiem komentarzy, przy dzisiejszym wtórnym analfabetyzmie. Jeśli poezja, to w raperskim stylu, jak proza, to lepiej w formie SMSowej, bo gubią wątki. Idiokracja w rozkwicie.
  • zawsze
  • 17/03/2023 21:18
  • Cobro, u mnie raczej ani trochę, mam nadzieję, że u Ciebie lepiej :) :*
Ostatnio widziani
Gości online:14
Najnowszy:Adam1
Wspierają nas