Potwory, które nie chcą spać - Quentin
Proza » Inne » Potwory, które nie chcą spać
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

„Potwory, które nie chcą spać”

1

Kiedy dokładnie to się zaczęło? Cóż, trudno powiedzieć. Pamiętam poczekalnię w przychodni. Miałem nie więcej niż sześć, może siedem lat. Mama kupiła mi samolocik, z którego byłem bardzo zadowolony. Latałem z nim po całym korytarzu i naśladowałem dźwięk silnika. Byłem cholernie głośno, aż w końcu matka musiała zwrócić mi uwagę. Zesztywniałem cały na widok obcych ludzi patrzących na mnie z rozbawieniem. Pragnąłem zapaść się pod ziemię. Nie wiem czy ma to jakiekolwiek znaczenie, ale właśnie to zapamiętałem.

Innym razem siedziałem na zajęciach technicznych i robiliśmy różne rzeczy z kubków po jogurtach. Lubiłem zajęcia praktyczne, a jeszcze bardziej lubiłem dziewczynę, która siedziała tuż za mną. Kiedy obróciłem się, aby obejrzeć jej dzieło, warknęła na mnie. Serio, powiedziała, żebym nie ściągał i natychmiast się odwrócił. Jedyne, na co było mnie stać, to głupkowaty uśmiech.

Po raz trzeci wstydziłem się, gdy zlałem się w gacie. Miało to miejsce tuż po przeprowadzce. Pierwszego dnia każdy z nauczycieli kazał mi stanąć naprzeciwko całej klasy, przedstawić się i powiedzieć o sobie kilka słów. Mniej więcej sześć razy w ciągu całego dnia. Już po trzecim razie wszyscy pewnie znali moje imię, wiedzieli, że mam psa i skąd przyjechałem. Całe szczęście wtedy jeszcze miałem suche spodnie. Popuściłem kilka dni później, gdyż nie chciałem wejść do toalety, w której urzędowały starsze dzieciaki.

Mniej więcej w tym samym czasie poznałem jego. Za pierwszym razem się nie przedstawił.

2

Miałem swoją paczkę. Było nas trzech, czasem czterech, o ile Maluch unikał skutecznie ataków padaczki. Całymi dniami po szkole rozmawialiśmy o grach video, o których najwięcej wiedział Maluch; o motoryzacji będącej pasją Patyka, a także o sporcie, co z kolei było konikiem moim i Kota. Prócz tego sporo uwagi poświęcaliśmy tematowi dziewcząt, a nawet kobiet. O tym ostatnim mniej więcej wszyscy mieliśmy takie samo pojęcie.

Byłem przekonany, że wiedza czerpana z materiałów pornograficznych, odważnego kina i własnych przemyśleń doprowadzi mnie na szczyt, cokolwiek to nie znaczyło. Prędko przekonałem się, jak niewiele rozumiem, gdy pewnego dnia moja pierwsza dziewczyna, zakatarzona, pogrążona w gorączce i najprawdopodobniej spragniona czułości zbliżyła swą twarz do mojej twarzy, zamknęła swe oczy i złożyła usta gotowe do pocałunku, licząc, że w międzyczasie uczyniłem dokładnie to samo.

Za ścianą jej starsza siostra podsłuchiwała nas, o czym doskonale oboje wiedzieliśmy. Sam nie wiem, co takiego wydarzyło się w mojej głowie, ale instynktownie wycofałem się. Trudno powiedzieć, kto poczuł się gorzej: ja czy moja pierwsza dziewczyna.

Całą drogę do domu słyszałem ten prześmiewczy głos.

Nieźle poszło jak na pierwszy raz – naigrywał się. – Jak tak dalej pójdzie, do matury będziesz musiał sam sobie przesuwać skórkę.

W domu wcale nie było lepiej. Słyszałem go nawet, gdy wcisnąłem głowę pod poduszkę.

Wolisz w kącie walić prącie?

– Zamknij się!

Dobra, mogę nic nie mówić, ale zastanów się, kto wtedy będzie twoim mądrzejszym przyjacielem.

Od razu pomyślałem o Maluchu, który był nieco starszy od naszej trójki. Zaraz potem usłyszałem głośny śmiech.

– Z czego rżysz? – spytałem.

Naprawdę uważasz, że Maluch ma o czymkolwiek pojęcie? – rzekł tamten. – To ćwok i maminsynek. W życiu nie czeka go nic dobrego. Poza tym on ma lepszego kumpla od ciebie.

Czyżby?

Robi wszystko, co tamten mu nakaże.

Akurat.

Serio. Kiedy tamten naprawdę się wkurzy, bierze Malucha w kleszcze i wali jego pierdolonym łbem o podłogę. Słyszałeś to już kiedyś, prawda?

Przypomniałem sobie o urodzinach Malucha przed kilkoma laty, gdy na naszych oczach doznał ataku. Odrzuciłem poduszkę na bok.

– On jest chory – rzekłem.

Wszyscy na coś chorujemy – oznajmił mój rozmówca. – Maluch ma tego skurwiela, a ty masz szczęście.

Niby dlaczego?

Bo ja jestem twoim kumplem. Nie wierzysz? Jeśli mi zaufasz, zobaczysz jak wyglądam.

Naprawdę?

Kumpla bym przecież nie oszukał.

3

Jedno wiem na pewno: nie wszystko można wytłumaczyć racjonalnie. Czasem coś się po prostu wydarzy i już wiesz, że w całej tej cholernej układance brakuje kilku elementów, które pozwoliłyby ułożyć wszystko w jedną, w miarę logiczną całość.

Tak było, gdy weszła tego dnia do naszej klasy. Miała na sobie jedną ze swych ulubionych spódniczek, które z czasem stały się moją obsesją. Choć z całych sił starałem się nie patrzeć w jej stronę, musiałem uznać wyższość odruchu.

– Cześć, jestem Karolina, ale możecie mówić na mnie Karo – powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.

Każde z wypowiadanych słów brzmiało tak spokojnie i tak pewnie, że nawet gdyby oznajmiła, iż nazywa się Ewa Braun, a jej ojciec Dyl Sowizdrzał tańczy z samym diabłem, uwierzyłbym.

Ukradkiem obserwowałem, jak siada w najbliższej wolnej ławce i nachyla się, aby sięgnąć do torby po książki. Wyobraziłem sobie, że idziemy po zajęciach na colę. Odprężony jak nigdy opowiadam jej o rzeczach związanych ze szkołą i miasteczkiem. Ona śmieje się z tego, co mówię, a ja słucham i rozumiem wszystko to, co moja towarzyszka chce przekazać w kilku zdaniach.

Patrząc na miny kliku swoich kolegów, od razu wywnioskowałem, że większość myśli o tym samym. Na ten przykład niedomknięta gęba Morysa i mętne spojrzenie aż raziły w oczy. Wcale zresztą nie przeszkadzało mu, że ktoś uchwyci jego kosmate myśli, w końcu jako najpospolitszy troglodyta nie musiał przejmować się takimi bzdurami jak opinia innych ludzi, przyzwoitość czy instynkt samozachowawczy. Miał to gdzieś. To zresztą chyba jedyna rzecz, której naprawdę mu zazdrościłem. Poniekąd.

Jeszcze tego samego dnia Denis Morys zaproponował naszej nowej koleżance wspólny wypad na colę. Biedaczka zgodziła się bez wahania.

4

W domu rodzinnym Karo – w jej prawdziwym domu rodzinnym – mieści się biuro, które usytuowane jest w piwnicy, zaraz obok kotłowni. Biuro zamykane jest zwykle na klucz, z którym ojciec Karo – jej prawdziwy ojciec – nie rozstaje się na krok. Nosi go zawsze w tylnej kieszeni spodni.

Mała Karo bardzo nie lubiła piwnicy. Z własnej woli nigdy nie zaglądała do środka. Wystarczyło tylko, że stanęła u wejścia, spojrzała na długi korytarz – który wcale nie był długi, ale ona była mała, więc mogło jej się wiele rzeczy wydawać innymi niż były w rzeczywistości – na drzwi prowadzące do biura i na te, za którymi buczał złowieszczo piec, wystarczyło, że tylko na nie spojrzała, a przez małe ciałko przechodziła fala chłodu.

Raz, w szparze pomiędzy drzwiami biura a podłogą, dostrzegła dziwny kształt. Wiedziała, że w środku czas spędza jej ojciec – ten prawdziwy ojciec – ale to nie był on. W biurze musiał być ktoś jeszcze; ktoś, kto wcale nie przypominał człowieka. Tak sądziła mała Karo.

Pewnej nocy zbudziła się z krzykiem. Była przekonana, że patrzyło na nią mnóstwo oczu. U drzwi własnego pokoju dostrzegła ojca stojącego z założonymi rękami i opartego o futrynę. Milczącego.

– Tatusiu…? – rzekła cicho i piskliwie.

– Jestem tu – powiedział mężczyzna.

– Dlaczego nie śpisz?

– Usłyszałem twój krzyk. Nic ci nie jest?

– Nie, tatusiu.

– To dobrze. Śpij już.

– Dobrze, tatusiu.

Wychodząc zamknął za sobą drzwi.

5

Z mojej szafy zaczęła wypływać kleista i bezbarwna maź. Nie musiałem nawet patrzeć w tamtą stronę. Dźwięki mlaskania, przelewania i ciapania były tak donośne, że nawet gdybym zatkał sobie uszy, na nic by się to zdało. Jak zwykle pozostało czekać na nieuniknione.

Kiedy bezbarwna substancja wypłynęła na środek pokoju i zaczęła rosnąć, nabierając przy tym wysmukłego kształtu, udawałem, że powtarzam ostatni temat z historii. Nie drgnąłem nawet, gdy mlaśnięcia i chlapnięcia ustały.

Czym jestem? – zapytał mój stary przyjaciel.

Odłożyłem książkę na bok. Nie ruszając się z łóżka, patrzyłem przed siebie.

– Nie wiem – odparłem.

Jestem drzewkiem z przedstawienia „Jaś i Małgosia”. Pamiętasz mnie?

Nie – rzekłem od razu.

Kłamieeeeeesz…

On zawsze wiedział, kiedy próbowałem ukryć prawdę.

– Czego chcesz? – zapytałem.

Pogadać.

O czym?

Ty mi powiedz. Tylko nie łżyj, że jesteś zajęty. Nie pojawiłbym się, gdybyś tego naprawdę nie chciał. Chodzi o tę dziewczynę, prawda?

Być może.

Jasne, że tak. Ślicznotka z niej. Gustu nie można ci odmówić.

Co z tego – odparłem i na powrót sięgnąłem po podręcznik do historii.

W międzyczasie usłyszałem jak Galareta przeistacza się w swoją standardową formę rozlazłego gluta, który przypominał mi trochę dżina z bajki o przygodach Aladyna. Usiadł ciężko na brzegu mojego łóżka.

Zaskocz ją – poradził.

– Że też na to nie wpadłem.

Sprzedam ci jeden ze swych sprawdzonych sposobów. Gwarantuję, że zadziała i w ciągu doby będziesz miał z głowy Morysa.

Znowu odłożyłem podręcznik. Czułem się jak naiwniak, ale z drugiej strony i tak nie miałem nic do stracenia.

– Spróbujmy – powiedziałem.

Zapytaj ją o przyjaciela. O tego, którego nie chce znać. Zrób to, a będziesz szczęśliwy. Oboje będziecie.

6

Biuro. Mała Karo siedzi na zbyt dużym krześle. Jej nóżki wiszą w powietrzu około trzydzieści centymetrów nad podłogą z desek, którą przykrywa bordowy dywan. Tuż obok dziewczynki, również na krzesełku, siedzi nieznajomy chłopczyk. Oboje mrużą oczy, gdyż bezpośrednio na nich skierowane są ostre światła, takie same jak mała Karo widziała po raz pierwszy u fotografa.

– Tatusiu, bolą mnie oczy – mówi mała, a na to głos zza światła mówi:

– Chcesz być księżniczką?

– Ale księżniczka ma taką małą koronę – zauważa Karo.

Tak naprawdę chodziło jej o diadem, ale przecież była za mała, żeby to wiedzieć.

Nie koronę, tylko diadem – poprawia ją głos zza światła. Głos jej prawdziwego ojca.

Mała pozostaje nieustępliwa.

– Tego też nie mam.

– Zrobię tak, że następnym razem dostaniesz swój diadem – zapewnia jej prawdziwy ojciec. – Albo zostaniesz wróżką i będziesz miała swoją różdżkę. Dobrze? A teraz obejmij królewicza i daj mu całusa. Zasłużył sobie.

7

Galareta uważał, że wcale nie muszę być delikatny. Według niego miałem Karo w garści, bez dwóch zdań. Wystarczyło jedynie dać jej do zrozumienia, że nie jestem byle kto i wiem więcej niż cała reszta półgłówków, których okręciła sobie wokół palca. I że mnie nie zwiodą jej piękne oczy czy nogi. Tego ostatniego nie byłem jednak pewien.

Tak czy inaczej postanowiłem czekać na odpowiedni moment, który nadszedł w dniu imprezy.

W pewien piątkowy wieczór niemal cała moja klasa wybrała się nad rzekę, gdzie zwykle palono ognisko. Zabraliśmy ze sobą mnóstwo piwa i dobry humor.

Morys od samego początku nie odstępował Karo na krok. Nie wiedziałem czy oficjalnie ze sobą chodzili, czy też nie. Wolałem jednak nie wchodzić naszemu troglodycie w paradę, toteż cierpliwie czekałem na odpowiedni moment.

W pamięci odnotowywałem puszki piwa opróżniane przez Morysa jedna za drugą. Do dwudziestej trzeciej sukinsyn opróżnił ich siedem i ani razu nie był się odlać. Dopiero przy ósmej pęcherz osiłka dał o sobie znać. W napięciu patrzyłem jak Morys chwiejnym krokiem gna w stronę krzaków, a kiedy zniknął mi zupełnie z pola widzenia, wkroczyłem do akcji.

– Trzymaj – powiedziałem do Solskiego i podałem mu swoją puszkę z piwem.

Karo siedziała na przewróconym pniu, wpatrując się w ognisko. Jak zwykle miała na sobie jedną z tych spódniczek, które od kilkunastu dni pobudzały moją wyobraźnię.

– Cześć – powiedziałem.

– Cześć – odparła na to dziewczyna, obdarowując mnie najszczerszym uśmiechem.

Momentalnie nogi się pode mną ugięły.

– Posłuchaj, Karo – wydukałem zbierając w pośpiechu myśli. Zapomniałem jednak, co chciałem powiedzieć i przez około pół minuty stałem po prostu jak niemowa ze skurczem mięśni.

– Ty jesteś Ksawery, prawda? – przerwała w końcu ciszę dziewczyna.

– Aha – potwierdziłem.

– Słyszałam o tobie co nieco.

– Tak? – Kątem oka dostrzegłem nadchodzącego Morysa. – Powinniśmy o czymś pogadać, ale może zrobimy to kiedy indziej.

– W porządku – odparła ślicznotka.

Czym prędzej pożegnałem się i odszedłem.

Całą drogę do domu biłem się w głowę. Byłem absolutnie pewien, że Galareta użyje sobie na mnie za wszystkie czasy, dlatego też wpadłem na pomysł upicia się. Pomyślałem, że w ten sposób urwie mi się film, a wtedy ten pieprzony trefniś nie znajdzie drogi do mego umysłu.

Pomysł był niezły, choć nad ranem przekonałem się, że przed Galaretą nie zdołam umknąć. Z głową opartą o deskę sedesową rzygałem piwem. Mój przyjaciel w tym czasie siedział sobie w wannie i od dobrego kwadransa nucił temat przewodni Titanica.

– Możesz przestać? – upomniałem go. – Od tego gówna robi mi się niedobrze.

A wiesz, co we mnie wywraca flaki do góry nogami? – zagaił Galareta. – Twoja niefrasobliwość. Możesz być, kim tylko zechcesz, więc zamiast wybrać rolę twardziela z zasadami albo ewentualnie uroczego romantyka, ty postanowiłeś wejść we wdzianko pana Lane Kluchy.

– Pierdol się.

O proszę, teraz wiesz, co powiedzieć? Ty żałosna kupo gówna.

Zamknij się, bo zrobię coś, czego naprawdę pożałujesz.

Zesrałem się ze strachu.

No to się doigrałeś.

Spuściłem wodę w kiblu, a potem poszedłem do kuchni. Z szafki na leki wyjąłem pudełko pastylek. Łyknąłem od razu dwie.

Siedzący wciąż w wannie Galareta, przepoczwarzył się w miniaturę tonącego Titanica.

8

Oczu nie mogłem oderwać od jej smukłych nóg. Słowo daję, gdyby to było możliwe, leżałbym u jej stóp i patrzył na malutkie paluszki z pomalowanymi paznokciami, na niewielką stopę kołyszącą się luźno w lewo i prawo, na gładki piszczel i szczupłą łydkę, na wypukłość rzepki i odbarwienie nieco poniżej, na jędrne udo i na biodro, którego wygląd mogłem sobie jedynie wyobrazić.

– Skąd o nim wiesz? – spytała wybudzając mnie z odrętwienia.

– To przez mojego przyjaciela – oznajmiłem, a potem opisałem jej pokrótce wygląd i zachowanie Galarety.

– Ty to masz szczęście – rzekła zafrasowana Karo. – Na myśl o swoim mam dreszcze.

– Przykro mi – przyznałem. – Bierzesz coś?

– Tak, ale to nie pomaga. Myślę, że prochy tylko go usypiają. Potem zawsze wraca silniejszy i straszniejszy niż poprzednio. Tak bardzo chciałabym się go pozbyć raz na zawsze. Rany, ile bym za to dała.

– Posłuchaj, Karo. Nie chciałem cię straszyć ani nic z tych rzeczy.

– Wiem. Czuję, że jesteś inni niż reszta.

– Też to czuję.

– Jesteś… dobry.

Patrzyła na mnie przez chwilę tak, jakby za sekundę miało wydarzyć się coś nadzwyczajnego.

– Miło mi to słyszeć – rzekłem zawstydzony.

– Hej, może byś mi pomógł.

– W czym?

– To chyba przez ten dom. Może gdybym tam poszła, wszystko by się skończyło.

Znowu nasze spojrzenia się spotkały.

– Można by spróbować – powiedziałem drżącym głosem.

9

Karo przestała być małą dziewczynką. Nie znaczy to jednak, że pozbyła się „problemów” z dzieciństwa. Jej stary przyjaciel – który wcale nie był przyjacielem – szybko odnalazł nowy adres dorastającej Karo.

Nowi rodzice byli bardzo uprzejmi i delikatni. Zgodnie z zaleceniami psychologa nie naciskali na małą, jeśli ta nie chciała o czymś mówić.

Pierwsza noc w nowym domu upłynęła spokojnie. Ostrożna Karo sprawdziła czy pod jej łóżkiem nikt się nie skrywa. Z tego samego powodu zajrzała do szafy, a nawet do pudła, w którym wciąż jeszcze spoczywała część osobistych rzeczy. Z rodzinnego domu dziewczynka zabrała tylko kilka drobiazgów, w większości szkolnych przyborów i ubrań. Na pytanie nowych rodziców, dlaczego zostawiła wszystkie swoje zabawki, nie odpowiedziała nic.

Wciąż miała przed oczami jedną scenę. Jak jej ojciec ­– ten prawdziwy ojciec – siedzi na brzegu łóżka i obraca w dłoniach pluszowego misia. Nie słyszał nawet, gdy mała przestąpiła próg swego pokoju.

– Co robisz, tatusiu? – spytała dziewczynka.

Ojciec nie odpowiedział od razu. Przywykła, że staruszek reagował ze sporym opóźnieniem, jakby tak musiało być.

– Bardzo mi przykro – powiedział w końcu, trzymając misia za łapki.

– Coś się stało? – dociekała mała Karo.

– Straciliśmy księcia.

– Może jutro wróci.

– Nie wróci. Odszedł na zawsze. Przykro mi. Tak mi przykro…

Pewnej nocy – już w nowym domu – coś ją zbudziło. Zaraz, gdy tylko otworzyła oczy, w szparze między drzwiami a podłogą dostrzegła znajomy cień. Od razu zaczęła krzyczeć. Po chwili w jej pokoju znaleźli się rodzice, aby powiedzieć małej, że to był tylko zły sen i wszystko będzie dobrze.

10

Galareta jak zwykle trafnie przewidział przyszłość. Najpierw przestrzegł mnie przed Morysem. Powiedział dokładnie, że czeka mnie trudna przeprawa, ale ostatecznie poradzę sobie. Wystarczy tylko, że użyję w odpowiednim momencie swojej mocy.

– Jakiej znowu mocy? – spytałem zupełnie tym faktem zaskoczony.

Tej, którą ci przekazałem – wyjaśnił mój przyjaciel.

Tyle wiedziałem.

Kiedy nazajutrz Morys dopadł mnie w szatni, byłem cholernie spietrany, ale wierzyłem, że Galareta ma rację, przecież z Karo w ogóle się nie pomylił.

– Masz przejebane – obwieścił Morys, stając mi na drodze do jedynego wyjścia. Ostentacyjnie strzelił głośno palcami u ręki i karkiem.

Próbowałem zachować pozory odwagi, ale nogi tak mi się trzęsły, że z trudem mogłem stać prosto.

– Nie chciałem tego – rzekłem. – Ale tak wyszło.

– No i teraz dostaniesz wpierdol.

– To nic nie zmieni, Morys.

– I tak oberwiesz. Najpierw dostaniesz, a potem zostawisz moją dziewczynę w spokoju.

Kiedy ruszył naprzód z furią, wyciągnąłem przed siebie prawą rękę i zamknąłem oczy. W ułamku sekundy poczułem trzęsienie ziemi i zapadającą ciemność.

Ponownie otworzyłem oczy, gdy woźna klepała mnie dłonią po policzkach. Ujrzałem też twarz Morysa.

– Nawet go nie dotknąłem – zapewniał Morys starszą kobietę. – Przysięgam.

Kolejne, co pamiętam, to lekarz pytający o leki, które biorę, o inne problemy ze zdrowiem i inne problemy ze zdrowiem w rodzinie. Jako że byłem jeszcze trochę otumaniony, nie wszystko łapałem.

– Chodzi o to, chłopcze, że niektóre choroby są dziedziczne. Na co zmarł twój dziadek?

– Miał wypadek samochodowy – wyjaśniłem.

Lekarz tylko się uśmiechnął. Wiedziałem, że nie wolno mówić lekarzom o Galarecie, choćby nie wiem co.

O tym, co wydarzy się dalej, mój przyjaciel poinformował mnie kilka godzin później.

Pójdziesz do jej domu i powiesz, że jesteś gotowy – rzekł.

– Gotowy na co? – zapytałem.

Ona będzie wiedziała.

 

11

Jako nastolatka Karo potrafiła oswoić się z myślą, że tuż za jej drzwiami czyha bestia z odwłokiem i mnóstwem odnóży. Obudzona w środku nocy Karo nie krzyczała z rozpaczy, nie rzucała się na łóżku ani nie zagryzała boleśnie warg. Nie znaczy to jednak, że kontrolowała sytuację. Od kilkunastu lat żyła pod presją szczególnego miejsca i czasu.

Przed zaśnięciem zażyła proszki, które miały zagwarantować odprężenie jej organizmowi. Kiedy nadeszła pierwsza fala senności, usłyszała hałas za oknem. To niemożliwe, pomyślała. Przecież to coś nigdy nie próbowało przedostać się do pokoju oknem. To coś prawdopodobnie nigdy nie było nawet na zewnątrz.

Odruchowo spojrzała na szparę u dołu drzwi. Żadnego cienia.

– Karo… – usłyszała czyjś szept.

To ją uspokoiło. Podeszła do okna.

Kwadrans później siedzieli na tyłach ostatniego tego dnia autobusu.

– Przepraszam, jeżeli miałeś przeze mnie kłopoty z Denisem – powiedziała nastolatka.

– Nie ma spawy – odparł Ksawery.

– Jakim cudem wyszedłeś z tego cało?

– To długa historia. Dlaczego w ogóle jesteś z Morysem?

– Chyba czuję się przy nim bezpieczna. Zawsze mi tego brakowało.

12

Mała dziewczynka idzie ciemnym korytarzem. Zapytacie, po jaką cholerę tam lazła? To proste. Pomyślała, że odnajdzie księcia. Przecież nie można być księżniczką bez księcia. Tak samo jak nie można być królem bez królestwa. Nim jednak stanie się na powrót księżniczką, przywdzieje postać wróżki, gdyż tylko tak, jak sądziła, może zwyciężyć z tym, co zalęgło się w biurze ojca – tego prawdziwego ojca.

Mała ma w sobie mnóstwo zapału. Gdyby tylko zechciała, mogłaby otworzyć drzwi biura samą siłą woli. Mała jest jednak mądra i wie, że powinna zachować siły i moce na później, dlatego po prostu sięga do klamki. Drzwi skrzypią, a do ciasnego korytarzyka wlewa się trochę światła. Wewnątrz pali się tylko jedna lampka ustawiona na małym stoliku. Po prawej zaś mruga czerwone oczko kamery, które mała Karo widziała nie raz.

– Książę? Jesteś tu? – pyta mała.

Słyszy jakiś szmer, więc wyciąga przed siebie różdżkę i idzie dalej. Odważna mała cholera!

Nagle czerwone oczko kamery zaczyna szaleć. Mruga coraz szybciej i trzęsie się jak wiązka lasera. Coś zaczyna trzeszczeć i dzwonić. Mała odsuwa rączkę wraz z różdżką.

– Książę?! – woła raz jeszcze.

Ku własnej zgubie różdżka wypada jej z rączki, a wtedy na środek biura wyskakuje ta poczwara. Na zgiętych odnóżach trzęsie odwłokiem i świdruje małą laserowym oczkiem, które teraz pulsuje, jakby za chwilę miało wybuchnąć. Kończyny stwora trzeszczą naprężone i gotowe do skoku.

Uciekaj mała cholero! Uciekaj!

13

Nie chciałeś tam być, prawda? Nie chciałeś widzieć tego, co ujrzałeś, gdy dotarliście na miejsce, ale jednak dokonało się.

Stałeś ramię w ramię z Karo. Rety, ależ ona ma figurę! Wtedy jednak nie myślałeś o jej płaskim brzuchu, o wypukłych pośladkach i zachęcająco sterczących cycuszkach, choć miałeś czego żałować, gdyż dawno nie była tak bezradna. Gdybyś w tamtej chwili zdobył się na gest i nadzwyczajnie otoczył ją ramieniem, poszłaby za tobą w ogień. Niestety, znów byłeś małym zasmarkanym gnojkiem biegającym ze swym samolocikiem i narażającym się na śmieszność. Cud, że nie zeszczałeś się w gacie.

– Przestań! – powiedziałeś stanowczo, aż Karo drgnęła z wrażenia. Ho ho ho.

Miałeś łzy w oczach. Powiesz, że kłamię, ale dobrze wiem jak było. Wszystko wiem lepiej od ciebie. Wiem też, że ojciec Karo, jej prawdziwy ojciec, czekał na was całymi latami.

Świetnie wyglądasz, maleńka – pochwalił wygląd córki, choć dawno przestała go kręcić. – Nie mogłem się doczekać. – Widzisz, a nie mówiłem! Spojrzał na ciebie swymi zmęczonymi oczami, a potem znowu skupił uwagę na Karo. – To twój kochaś? – zapytał.

Dziewczyna nawet nie drgnęła. Dopiero po chwili zdobyła się na te oto słowa:

Gdzie jest książę?

Długowłosy staruszek uśmiechnął się.

Już mówiłem – odparł. – Odszedł. Jest teraz w lepszym miejscu.

– Zabiłeś go, draniu!

Twardziel wzruszył spokojnie ramionami.

Świat pełen jest książąt gotowych spełnić każde życzenie swojej wybranki. To coś w rodzaju tradycji. Upuściłem jedynie trochę szlachetnej krwi. Nic poza tym.

– Jesteś potworem… – Karo miała łzy w oczach. Trzęsło ją tak, że z trudem stała prosto.

Świat pełen jest także potworów – wyjaśnił spokojnie ojczulek. – Gdybym nie miał racji, nie przyszlibyście tutaj. Siedzielibyście teraz w starej, opuszczonej szopie i spędzali czas na obmacywaniu się. Niestety coś ciągle was gryzie, burzy spokój i wiecie co? – Tu tatusiek zrobił przerwę, aby w ciszy usłyszeć bicie waszych serc, a kiedy już je dosłyszał, rzekł: – Rozumiem was. Jestem taki sam. Gdyby nie strach nie byłoby mnie tutaj, bo tylko tutaj czuję się bezpieczny. Moja mała Karo, dawno temu opowiedziałem ci bajkę. Znamy jej początek, wiemy też co wydarzyło się dalej. Jesteś już na tyle duża, że możesz zakończyć tę historię.

Ty jeszcze nie wiedziałeś, o co chodzi, ale coś zacząłeś przeczuwać. Wszystko stało się jasne dopiero, gdy wróżka Karo wręczyła ci rewolwer. No co masz taką głupią minę? Czegoś się, kurwa, spodziewał? Różdżki?

Skąd to masz? – spytałeś.

Dostałam od Denisa – wyjaśniła dziewczyna, po czym dodała: – Powiedział, że sam tego nie może zrobić.

Na wieść o Morysie poczułeś ukłucie w klatce piersiowej. Po raz pierwszy w życiu mogłeś w czymś go przebić. Wypuszczenie takiej szansy z rąk byłoby nie tylko tchórzostwem, ale i głupotą.

Wyobraź sobie, chłopcze, że nie jestem człowiekiem – poradził spokojny jak zawsze ojczulek. – W gruncie rzeczy to wcale nie takie trudne. Śmiało.

Z tego, co wydarzyło się później, pamiętasz niewiele. Kojarzysz tylko huk i błysk, no i zapach prochu. Na końcu bordowy dywan zaczął robić się coraz ciemniejszy. Nie zapomnisz tego widoku do końca życia.

 

14

Siedzieliśmy w barze, który zachęcał gości domowymi obiadami. Teraz była jednak pora śniadaniowa, więc zamówiliśmy jajecznicę i grzanki. Karo wyglądała na niewyspaną i zmęczoną, ale wciąż była piękna. Chciałem jej to nawet powiedzieć, ale nie zdążyłem.

– Wiesz co teraz będzie? – spytała dziewczyna, a kiedy wzruszyłem ramionami, dodała: – Zamkną nas w jakimś cholernym ośrodku i będą faszerować prochami, dopóki nie staniemy się bezbronni jak szczenięta.

– Przynajmniej uwolniłaś się od swojego… – zacząłem, ale Karo szybko weszła mi w słowo.

– Przyjaciela? Może masz rację. Oby było warto.

– Moglibyśmy razem uciec.

– Dokąd?

– Bez różnicy. Każde miejsce jest dobre, aby zacząć wszystko od nowa. Razem.

Oczy Karo zrobiły się chłodne, jakbym powiedział coś, co bardzo ją uraziło. Po chwili jednak znowu stały się łagodne. Wtedy usłyszałem te oto słowa:

– Wracajmy do domu. Jestem bardzo senna. Rodzicom powiemy, że byliśmy na imprezie. Dostaniemy co najwyżej szlaban. Wyrzuciłeś tę broń?

– Owszem – potwierdziłem. – Do rzeki.

– Dobrze. Weź coś na sen i zapomnij o wszystkim do rana.

– O wszystkim? – spytałem.

Karo wstała od stołu. Nachyliła się i pocałowała mnie w policzek.

– Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, książę.

Skamieniały patrzyłem jak odchodzi. Kilka stolików dalej mały chłopiec zaczął płakać, bo nie dostał deseru. Poczułem się upokorzony i wykorzystany.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Quentin · dnia 10.04.2020 08:49 · Czytań: 963 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 13
Komentarze
Dobra Cobra dnia 11.04.2020 10:53
Świetnie napisana opowieść. Może nawet styl lepsiejszy od tematyki, kto wie...

Quentin,

Najbardziej zasluguja na pochwałę opisy i porywy serca. Ta młodość...

Czy jest odpowiedź na to, dlaczego ostatnimi czasy młodzież jest taka milcząca i nieśmiała? Wszak przecież nie z powodu molestacji. Może bardziej z powodu nadopiekunczosci rodziców? Jakie jest Twoje zdanie w tej kwestii?

Pięknie dziękuję za możliwość przeczytania.


Pozdrawiam,

DoCo


[quote] Byłem cholernie głośno [ /quote] tu coś na poczatku opowiadania nie zagralo. Moze winno byc: Bylem cholernie głośny, lub: Bylo cholernie głosno (z powodu mojego zachowania).
JOLA S. dnia 11.04.2020 12:30 Ocena: Świetne!
Tym razem jest to opowieść o sile literatury i dyscyplinie, którą musiałeś sobie narzucić, aby przekonująco, bez zbędnego patosu dotknąć spraw bolesnych.

Może sęk w tym, że w życiu nie wszystko jest oczywiste.

Mam przekonanie, że ten tekst zostanie we mnie na długo.

A teraz pora na życzenia świąteczne, dla Ciebie i wszystkich portalowiczów.

Spróbujcie być szczęśliwi. :)

Pozdrawiam gorąco.
Miladora dnia 11.04.2020 14:19
Nieźle sobie poradziłeś, jeżeli chodzi o temat, Quen, ale z wykonaniem jest trochę gorzej, bo nie do końca panujesz nad formą opowiadania. ;)
Na przykład - przejścia z narracji prowadzonej w czasie przeszłym do narracji prowadzonej w czasie teraźniejszym nie są zbyt płynne i prawdę mówiąc, wprowadzają pewien chaos do tekstu.
Te fragmenty warto byłoby jeszcze dopracować.
Masz także małe braki interpunkcyjne i uparcie stosujesz przestarzały zaimek "swą/swego".
Co jeszcze zauważyłam?
Cytat:
Byłem cho­ler­nie gło­śno

- głośny -
Cytat:
pa­trzą­cych na mnie z roz­ba­wie­niem. Pra­gną­łem za­paść się pod zie­mię. Nie wiem czy ma to ja­kie­kol­wiek zna­cze­nie, ale wła­śnie to za­pa­mię­ta­łem.
Innym razem sie­dzia­łem na za­ję­ciach tech­nicz­nych

Unikaj przypadkowych rymów - w prozie są one dysonansem.
Cytat:
za­ka­ta­rzo­na, po­grą­żo­na w go­rącz­ce i naj­praw­do­po­dob­niej spra­gnio­na czu­ło­ści zbli­ży­ła swą twarz do mojej twa­rzy, za­mknę­ła swe oczy i zło­ży­ła

Rymy, a zaimki do kosza.
Cytat:
Sły­sza­łem go nawet, gdy wci­sną­łem głowę pod po­dusz­kę.

- Sły­sza­łem go, nawet gdy wci­sną­łem głowę pod po­dusz­kę. -
Cytat:
Pa­trząc na miny kliku swo­ich ko­le­gów,

Literówka.
Cytat:
Na ten przy­kład nie­do­mknię­ta gęba Mo­ry­sa i mętne spoj­rze­nie aż ra­zi­ły w oczy.

Niezgrabne to zdanie.
Cytat:
– Cześć – od­par­ła na to dziew­czy­na, / Ty jesteś Ksawery, prawda? – przerwała w końcu ciszę dziewczyna.

Wiadomo, o kogo chodzi, więc "dziewczyny" zbędne.
Cytat:
na gład­ki pisz­czel i szczu­płą łydkę, na wy­pu­kłość rzep­ki

Piszczel to kość. Miałeś chyba na myśli goleń.
Cytat:
– Wiem. Czuję, że je­steś inni niż resz­ta.

Literówka.
Cytat:
– Nie ma spawy – od­parł Ksa­we­ry.

Literówka.

W sumie - jeżeli chcesz, by opowiadanie naprawdę robiło wrażenie, to przemyśl je jeszcze i dopracuj. Bo materiał wyjściowy masz, tylko trzeba odpowiednio go wyeksponować. ;)

Wesołych (o ile mogą być wesołe) Świąt. :)
Quentin dnia 11.04.2020 16:03
Cześć, wszystkim

DoCo, z tą młodzieżą i nieśmiałością trudno powiedzieć. Problem polega na tym, że każde pokolenie jest... inne (ale odkrycie, co? ;-)). Chodzi o to, że nie jestem na bieżąco z tzw. młodzieżą, gdyż sam mam 30tkę na karku i o dzisiejszych "gówniarzach" zbyt wiele nie wiem. Dzieciaki, których znam, widzę, obserwuję, jawią mi się jako pokolenie przyklejone do telefonów, zakorzenione w mediach społecznościowych (zbyt bardzo i zbyt mocno), niezbyt kreatywne. Oczywiście nie ma co generalizować, bo przecież proporcje zawsze są podobne. Zawsze i wszędzie jest grupka matołów, geniuszy i rozrabiaków. Norma.

W związku z powyższym piszę raczej o dzieciakach, które znałem w przeszłości. Trochę o sobie, trochę o znajomych (dalszych i bliższych). Myślę, że to akurat mało współczesny tekst, choć jak zawsze staram się zwrócić uwagę na pewną uniwersalność - niezależną od czasów.

Wielkie dzięki za komentarz i uznanie.

Jolu, rzekłbym nawet, że mało co jest oczywiste i może na tym polega cała "zabawa". Nie żeby udowodnić, że coś jest oczywiste, tylko że nie jest :-)

Serdecznie dziękuję za wizytę i życzenia

Mila, przede wszystkim dziękuję za poświęcony czas i pochylenie się nad stroną techniczną. Któż jak nie ty :-)

Są rzeczy, z którymi się zgadzam, ale nie ze wszystkim. Już tłumaczę.

Nad interpunkcją na pewno się pochylę. Bez dwóch zdań. Nie może być inaczej. To samo literówki. Absolutna porażka i rzecz niedopuszczalna. Sypię głowę popiołem i walę się w nią jakimś ciężkim przedmiotem. Auć! Należało się.

"Byłem cholernie głośno" - tu spierał się nie będę. Skoro i ty i DoCo zwróciliście na to uwagę, może coś jest na rzeczy. Prawdą jest, że są bardziej pasujące formy, więc ok. Auć!

Rymy? No niech i tak będzie. Jest to jakiś zgrzyt powodujący dyskomfort dla czytającego, więc również sypię popiół, ale już bez bicia. Żeby nie było.

"Na ten przykład" - tu już staję murem za SWYM pisanym słowem :-) (nie gniewaj się za zaimek, to tylko na potrzeby żartu). "Na ten przykład" to kwestia wypowiadana przez narratora, w tym przypadku nastolatka prowadzącego dość bogate życie wewnętrzne. Nie wiem, w jakim środowisku się wychowywałaś, być może większość, a może nawet wszyscy "lecieli" Cerventesem lub Szekspirem, jednak ze mną było inaczej :-) Znam gościa, który potrafił pieprznąć się w pisowni własnego nazwiska, a przedsłowie jego pamiętnika zdobiło: "MUJ PAMIĘTNIK". Reszta to raczej przyzwoici ludzie, którzy aż tak się nie kompromitowali, choć orłami nazwać ich też nie można. Zresztą sam byłem pod tym względem raczej przeciętny.

Dlaczego w ogóle atakuję cię wątkami swojej biografii? Bo wydaję mi się, że łatwiej zwrócić uwagę na styl i konwencję. Narracja pierwszoosobowa w moim przypadku niemal zawsze zakłada wejście w buty danej postaci (ale odkrycie, co? ;-)). Sęk w tym, że ja zawsze robię to z maksymalnym poświęceniem. Kiedy piszę o małolacie z bujnym życiem wewnętrznym, to jestem tym małolatem. Kiedy trzeba pozbawić życia pewną panienkę, bo pies sąsiada każe mordować, to ostrzę nóż i ruszam na łowy. Tak samo jest tutaj.

Niektóre "potknięcia" w zdaniach, niektóre ułomności w wypowiedziach lub narracji są, powiedzmy, elementem krajobrazu. Nie mówię tu o literówkach (to akurat oznaka niechlujstwa. Auć!). Mój bohater w ten sposób zdaje relację - z całym bagażem osobistych niedoskonałości. Pewnie, że można umieścić NA TEN PRZYKŁAD ;-) bohaterów w więzieniu i kazać im recytować poemat, ale czy w ten sposób zachowują się kryminaliści? Chyba co najwyżej ci farbowani.

Dobijając do brzegu. Czasem tzw. błędy są elementem świata przedstawionego. Istnieją tam, bo inaczej trzeba by powiedzieć wiarygodności "sory, może innym razem". DoCo zwrócił uwagę na styl, co utwierdza mnie w tym przekonaniu.

Mam nadzieję, że wyraziłem się w miarę jasno i nie odbierasz mojego częściowego sprzeciwu jako ataku w ramach obrony ;-). Pełnisz na PP, Milu, zbyt ważną rolę, o czym wszyscy wiemy, dlatego wolałbym się nie narażać :-)

Wszystkim jeszcze raz dziękuję za uwagi, opinie i poświęcony czas.
Wesołych Świąt

Pozdrawiam
Q
Miladora dnia 11.04.2020 17:24
Quentin napisał:
Mój bohater w ten sposób zdaje relację - z całym bagażem osobistych niedoskonałości.

Jak najbardziej to rozumiem, Quen, bo moje postacie też mówią własnym językiem. :)
Ale zauważ, że zdanie z "na ten przykład" jest w zasadzie jedynym, które nie współgra z resztą opowieści. Nie każ mi wierzyć, że bohater znający Dyla Sowizdrzała i słowo "troglodyta" pozwala sobie nagle na taką niezręczność językową, bo i tak nie uwierzę.
Zwłaszcza że w jego narracji nie ma niczego, co uzasadniałoby użycie podobnego kolokwializmu.
Piszesz, że to "nastolatek", więc zastanów się, czy w tym kontekście jest on wiarygodny i czy nie lepiej byłoby postawić na lepszą stylistykę, niż zachować ten jeden niezręczny wtręt językowy.
Cytat:
Pa­trząc na miny kliku swo­ich ko­le­gów, od razu wy­wnio­sko­wa­łem, że więk­szość myśli o tym samym. Na ten przy­kład nie­do­mknię­ta gęba Mo­ry­sa i mętne spoj­rze­nie aż ra­zi­ły w oczy.

- Pa­trząc na miny kilku swo­ich ko­le­gów, od razu wy­wnio­sko­wa­łem, że więk­szość myśli o tym samym, a nie­do­mknię­ta gęba Mo­ry­sa i jego mętne spoj­rze­nie aż ra­zi­ły w oczy. -
Po co komplikować narrację "natenprzykładem", skoro można powiedzieć coś znacznie prościej? I bez szkody dla tekstu. ;)

Aha:
Quentin napisał:
i nie odbierasz mojego częściowego sprzeciwu jako ataku w ramach obrony ;-).

Oczywiście, że nie. To dyskusja. A dyskusje, jak wiadomo, mogą być kształcące. :)

No to miłego wieczoru, Quen. :)
Kazjuno dnia 11.04.2020 21:16 Ocena: Świetne!
Też zachwyciłem się tą opowieścią o miłości. Spodobała się od razu, ale czytałem 2 razy. Za pierwszym, nie do końca ogarnąłem, kim jest Galareta. Duchem? Alter ego? Więc jednak tym drugim. Też nie od razu skojarzyłem, kim jest prześladująca Karo poczwara, a przecież stanowiła tkwiące w niej dziecięce lęki.

Głęboka i pięknie opowiedziana historia o młodzieńczej miłości.

Gratuluję Quentinie!

Dziękuję też Jolu.S za Świąteczne Życzenia. Ja też pod tym świetnym tekstem składam Ci Jolu, oczywiście Autorowi i wszystkim Portalowiczom życzenia wspaniałej Wielkanocy.
Usunięty dnia 11.04.2020 21:35
Napisałem spory komentarz, ale wylogowało mnie i tekst poszedł się...

Ogólnie mówiąc: bardzo dobry tekst o nastolatkach. Ze światem wewnętrznym przebijającym się ponad rzeczywistość.
Podobało mi się, bardzo.

Pozdrawiam.
Quentin dnia 12.04.2020 00:10
Cześć, chłopaki

Kaz, nie pierwszy raz przychodzi ci podejmować mój tekst w dwóch próbach. Podziwiam za wytrwałość i konsekwencję. Pewnie na twoim miejscu część czytelników odpuściłaby sobie i uznała, że lepiej nie będzie. Chylę czoła i dziękuję za poświęcony czas.

Antoni, wielka szkoda, że nie mogę poznać pierwotnej wersji komentarza, ale znam ten ból. Też mnie to spotkało kilka razy i wiem, stary, co czujesz :-) To, że się podoba można wyrazić w kilku słowach. Wielce jestem rad, że moje potwory przypadły ci do gustu.

Serdeczne pozdrowienia i jeszcze raz wszystkim Wesołych Świąt.

Pozdrawiam
Q
Galernik dnia 15.04.2020 20:40 Ocena: Bardzo dobre
Quentin, wciągnęła mnie Twoja opowieść. I chociaż nie lubię czytać na PP długich tekstów, tu mi się nie dłużyło i doczytałem z przyjemnością do końca. Choć temat dziecięcych / młodzieńczych strachów i miłości do łatwych nie należy.

Na błędy techniczne zwróciła już uwagę Miladora, więc się nie czepiam. Gdzieś tam zazgrzytała mi tylko narracja w trzeciej osobie - część 11.

Dziękuję z możliwość zanurzenia się w Twojej historii.

p.s. "na ten przykład" mnie nie razi, przyjąłem ten zwrot, tak jak Ty go zinterpretowałeś, wywołany do tablicy.

Galernik
Quentin dnia 15.04.2020 23:36
Cześć,

Galerniku, wielkie dzięki, że wpadłeś. Miłe te słowa, nawet bardzo :-)
Z dłużyznami tak już mam. I tak muszę się pochwalić, że od jakiegoś czasu staram się ograniczać z treścią. Wcześniej rozwlekałem się dużo, dużo bardziej.

O "na ten przykład" już była dyskusja, więc nie ma się co powtarzać. Cieszę się jednak, że odbierasz to tak samo jak ja. Masz intuicję i potrafisz interpretować pewne niuanse tak jak należy lub tak jakbym chciał, żeby należało. To ważna cecha zarówno dla czytelnika, jak i autora.

Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i ciepły komentarz.

Pozdrawiam
Q
mike17 dnia 18.04.2020 18:59 Ocena: Świetne!
No w końcu udało mi się dotrzeć do Ciebie i poczytać :)
Tekst bardzo gęsty i niejednoznaczny - trzeba czytać każde zdanie, by nie utracić wątku.
Opko przypomina mi historie Kinga, ze stylu i narracji.
Zagmatwałeś to na amen: wielość wątków nakazuje uwagę i ciągłe czuwanie.

Mroczne to.
Jak ze złego snu, snu, w którym nie chciałoby się być.
Choć są wątki miłosne, mrok je przytłacza.

To w zasadzie opowieść o złych w świecie złych.
Nie wyczuwam tu dobra, nie wyczuwam czułości.

Wyczuwam za to wynaturzenie i skrzywienie.
Brak dobra równa się triumfowi zła.

Pewne niuanse są bardzo wyraziste - to kontakty dziewczyny z facetami.
To dość mroczne i niejasne.
Takie trochę jak nie z tego świata.

Całość jak to u Ciebie cacy.
Czyta się od deski do deski.
Bez przestojów i pustych przebiegów.

Jesteś dobrym psychologiem, wyczuwasz ludzi.
Dlatego to wszystko tak się trzyma kupy.
Bravo, stary, cienkie psychologicznie jak nawiała mija polonistka słynna Anna Radziwiłł, kiedy coś jej się bardzo podobało :)
Quentin dnia 22.04.2020 00:48
Czołem, Mike

Świat jest zły - to pewne. Ale... jest bywa też i dobry, tylko nie zawsze da się w to wierzyć :-)
Jako pesymista (choć nie jakoś mega ortodoksyjny) znacznie więcej uwagi poświęcam mrocznej stronie ludzkiej natury i coś mi się widzi, że nie bez powodu.

Pewnie między innymi dlatego lubię twoje utwory, które pomimo tego, że ukazują wyboiste drogi bohaterów, na końcu jednak krzepią. Ty mówisz ludziom/czytelnikom: "bądźcie cierpliwi, a będzie dobrze"; ja natomiast nie daję im/wam/nam takiej pewności. Ot taka różnica :-)

Cieszę się, że wchłonąłeś w atmosferę tekstu. Jeśli jest klimat i czuć gęstość w powietrzu, znaczy, że plan się powiódł.

Wielkie dzięki za wizytę i przyjemny komentarz.

Strzałeczka
Q
mike17 dnia 30.01.2021 18:34 Ocena: Świetne!
Kamilu, przypominam się z nowym opkiem :

https://www.portal-pisarski.pl/czytaj/70639/amor-przychodzi-za-pozno

Szkoda, że nie odblokowałeś skrzynki.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
06/10/2024 09:47
Dzięki Januszu Rosek za komentarz. Takich scen, jak ta z… »
Janusz Rosek
06/10/2024 09:05
Kazjuno Bardzo dobry tekst, gratuluję. Trzymający w… »
Janusz Rosek
06/10/2024 08:39
Obojętność Pisząc ten wiersz nieco przekornie, chciałem… »
pociengiel
05/10/2024 20:09
Pulsar dnia 05.10.2024 19:50 Ocena: Słabe Czego się boisz… »
pociengiel
05/10/2024 19:14
No, no, no. Odezwał się element kosmosu. »
Kazjuno
05/10/2024 16:13
Januszu Rosek. Przygody łowcy posagów czytałem z… »
Kazjuno
05/10/2024 00:18
Oczywiście akceptuję brak w osiedlu quada i skutera… »
ivonna
04/10/2024 15:39
Jest taka wzmianka, noooo może wzmianeczka ;): Postanowił… »
Kazjuno
04/10/2024 14:00
Chyba przegapiłem przyczepiony do traktora pług.… »
ivonna
04/10/2024 13:25
Hej, hej. Dawno mnie tu nie było, powoli tu wracam. I...… »
Kazjuno
04/10/2024 07:56
Wykreowana przez Ciebie Iwonno postać Andżeliki jest… »
Manuel del Kiro
03/10/2024 20:53
Jacek London dziękuję za komentarz. Masz rację w Forreście… »
Janusz Rosek
03/10/2024 11:23
Kazjuno, Dziękuję bardzo za Twój komentarz i ciekawe… »
Jacek Londyn
03/10/2024 10:58
Dobra, barwna, wiarygodna opowieść. Fragment o metalowych… »
pociengiel
02/10/2024 23:31
DZIĘKI »
ShoutBox
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
  • ajw
  • 20/08/2024 14:13
  • I ja pozdrawiam, Zbysiu :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 12/08/2024 22:39
  • "Miałem sen, może i nie całkiem senny, zdało mi się, że zagasnął blask dzienny(...) Ziemia lodowata wisiała ślepa, pośród zaćmionego świata (...)Stało się niepotrzebnym, ciemność była wszędzie
  • Zbigniew Szczypek
  • 10/08/2024 19:12
  • Pozdrawiam wszystkich serdecznie, ciesząc się, że mogę do Was wrócić i że nadal tu jesteście - Zbyś ;-}
  • TakaJedna
  • 28/07/2024 16:41
  • Pozdrawiam niedzielnie!
Ostatnio widziani
Gości online:62
Najnowszy:Shamestone