Sen 10 - grab2105
Proza » Obyczajowe » Sen 10
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Susan

... Pewnego dnia po codziennej porannej odprawie, Pat niespodziewanie zmieniając temat zapytała.

- Mam pewien kłopot, pomógłbyś mi?

- Nie ma sprawy. Tobie zawsze. A co chodzi?

- Widzisz, przyjechała do mnie siostrzenica ze Stanów. Ja nie bardzo mam czas nią się zajmować, więc pomyślałam o tobie. Ona po polsku nie umie ani słowa a ty znając jej język mógłbyś pokazać miasto i jego uroki. To nie będzie długo trwało, kilka tygodni i potem wróci do domu. Susan jest troszkę młodsza od ciebie i w tym roku skończyła studia. Myślę, że nie powinna być wielkim ciężarem. – Patrzyła pytająco na mnie.

- Nie ma sprawy, mogę robić za przewodnika. Ale wiesz, pozostają późne wieczory no i weekendy Późne wieczory, bo codziennie po pracy odwiedzam w szpitalu Karolinę.

- To zrozumiałe. Nie podejrzewam aby to dla niej był problem.

- Powiem coś Pat, cieszę się z tego. Czasem mam już dość bycia sam w czterech ścianach.

- To się dobrze składa, obie strony będą zadowolone.

- To kiedy ma zacząć oprowadzanie?

- Nawet i dzisiaj wieczorkiem.

- To jak się umówimy?

- Jak nie sprawi ci kłopotu to przyjedź do mnie. Poznasz moją rodzinę, no i zabierzesz Susan.

- Załatwione. Zjawię się gdzieś około siódmej.

- Będziemy czekali i dzięki za pomoc. Bardzo mi tym pomożesz.

- Daj spokój Pati, do drobnostka.

Wieczorem podjechałem od wskazany adres. Gustowny dom tonący w zieleni na dalekich obrzeżach miasta. Brama wjazdowa była otwarta więc podjechałem pod dom. Ledwo zdążyłem wygramolić się zza kierownicy jak w zobaczyłem stojącą w otwartych drzwiach Pati.

- Widzę, trafiłeś bez problemów. Zapraszam do środka.

- Nie było problemów. Ale nie wiem czy jest sens pakować się do środka, przecież zaraz wybywamy z Susan.

- Wskakuj i nie gadaj. Przecież muszę pokazać swój dom.

- No dobra, poddaję się.

Zostałem wprowadzony do hollu w którym czekał komitet powitalny z panem domu na czele. Mąż Pati okazał się sympatycznym, tak na oko pięćdziesięciolatkiem. Uśmiechnięta, dobroduszna, pucołowata twarz zwieńczona starannie zaczesanymi resztkami owłosienia. Uścisnęliśmy sobie dłonie i poklepaliśmy się po plecach.

- Pozwól przedstawię ci Susan - moją siostrzenicę. - Odezwała się Pat.

- Cześć Susan. – Wyciągnąłem rękę do ślicznej, smukłej jak trzcina dziewczyny.

- Cześć. – Odezwało się to zjawisko oddając mi nadspodziewanie silny uścisk dłoni.. - Fajnie, że zgodziłeś się być moim przewodnikiem.

- Dla mnie to cała przyjemność. – odpowiedziałem z galanterią dyskretnie taksując figurę.

- A ja jestem Robert. – Odezwał się tak na oko sześciolatek stając przede mną z wyciągniętą rączką.

- Miło cię poznać. – Odpowiedziałem z powagą, oddając uścisk. Mów mi Janek.

- Cześć Janek. – Odpowiedział z cudowną dziecięcą powagą.

Wszyscy się roześmieli i lody prezentacji zostały przełamane. Zostałem oprowadzony po wspaniale urządzonym domu, którego wyposażenia trudno było nie chwalić. Potem wprawdzie zapraszano na jakiś poczęstunek, od którego jednak dyplomatycznie wymigałem się. Pożegnawszy się za moment jechałem z Susan do centrum.

- Na długo przyjechałaś? – Zagaiłem zaraz po ruszeniu z przed domu.

- Nie wiem dokładnie, ale gdzieś na trzy, cztery tygodnie. Potem muszę wracać bo zdaję na drugi kierunek, - psychologię.

- Gratulacje, ale mózgowiec z ciebie. – Roześmiałem się.

- No, może nie mózgowiec, - uśmiechnęła się, - raczej ciekawska. Skończyłam pedagogikę i pomyślałam, że do kompletu przyda się psychologia.

- Nieźle pomyślane. A poza tymi dziedzinami czym się interesujesz?

- Śmieszne, ale wszystkim. Jak powiedziałem jestem ciekawska. Wszystko mnie interesuje.

- Zaskakujesz mnie. Nie wiem, czy będę dobrym przewodnikiem. Nie jestem omnibusem.

Tak sobie gadając o niczym dojechaliśmy do centrum. Zostawiwszy samochód na parkingu szliśmy nieśpiesznie w kierunku rynku. Opowiadając coś o mijanych budynkach zastanawiałem się, co z nią zrobić? Oglądanie architektury w nocy raczej bezsensowne. Przybytki kultury odpadają, - język. Pozostaje jakiś lokal. Zobaczymy.

- Mam do wyboru dwie propozycje. – Zapytałem spacerując już po rynku. – Jedna to romantyczny spacer uliczkami starego miasta, druga to posłuchanie dobrej muzyki połączone z czymś dobrym dla podniebienia. Więc? – Rzuciłem pytająco.

- Oczywiście obie propozycje. – Padło zdecydowane. - Zmęczymy się spacerkiem to potem dobrze zrobi sympatyczny odpoczynek przy muzyce.

- No to w drogę, zobaczysz jak to wygląda nocą.

Niespodziewanie wzięła mnie po rękę przytulając się lekko do mojego ramienia. Spacerując urokliwymi uliczkami w towarzystwie ślicznej dziewczyny nie mogłem oprzeć się głupiej dumie. Patrzcie wszyscy, jaka piękność jest u mojego boku. Ale kretyn ze mnie – pomyślałem.

- Zafundowałeś mi cudowny spacer. - odezwała się po dłuższej chwili milczącego spaceru. – Nie trzeba słów aby odczuć urok tych miejsc. To pozostanie we mnie na zawsze.

- Miła jesteś i pochlebiasz mi.

- Wcale nie jestem miła. Jeszcze się o tym przekonasz. Tak to po prostu czuję.

- No dobra, niech ci będzie. Rozumiem, to sygnał do odpoczynku?

- Czemu nie. Pokaż gdzie tak fajnie grają.

Za kilka minut wkraczaliśmy do podziemi jednej z kamieniczek, skąd dochodziły dźwięki muzyki jazzowej. Mieliśmy, a w zasadzie ja miałem wyjątkowe szczęście. Zwykle o tej porze o wolnym miejscu można tylko pomarzyć. Ale właśnie teraz fart, - zwalniał się stolik. Szczęśliwy usadawiałem w foteliku moją śliczną. Za moment zjawił się kelner z kartą menu.

- Co proponujesz? Bo to wszystko jest dla mnie niezrozumiałe. – Rzekła oglądając kartę dań.

- Hmm, to trudne. Jesteś głodna?

- W zasadzie nie, ale jakąś tutejszą ciekawostkę spróbowałabym.

Skinąłem na kelnera i dłuższą chwilę konferowałem z nim. Skinąwszy głową odszedł.

- Zaraz podadzą jakąś drobną przekąskę a potem będzie niespodzianka. - Zwróciłem się do rozglądającej się po sali Susan.

- Niespodzianka? – Spojrzała z zainteresowaniem.

- Aha, taki tutejszy przysmak.

- Cóż, zdaję się na ciebie.

- I jak ci się tutaj podoba?

- Przytulnie, podobne widziałam w Nowym Orleanie. W zasadzie taki sam klimat.

- Dobra określenie, - przytulnie. Swego czasu często tu bywałem.

- A skąd czas przeszły? Już nie przychodzisz? – Przyglądała mi się z zainteresowaniem.

- Od dłuższego czasu nie. A dokładnie od zakończenia studiów.

- Stało się coś wtedy? – Drążyła temat.

- To nie ważne. Powiedz lepiej coś o sobie. O mnie na pewno Pati sporo naopowiadała.

- Daj spokój nie ma czym się chwalić. Jestem takim trochę dziwolągiem. Mówią, że jestem ładną kobietą, ale do pasji doprowadzają mnie faceci robiące słodkie minki i próbujący mnie poderwać. Na kilometry widać o co im chodzi. Koleżanki w to wchodzą i fajnie, ale nie ja. Dlatego mam opinię zbzikowanej dziewicy. – Spoglądała na mnie prowokująco.

- Zbzikowana dziewica, - uśmiechnąłem się, - jeszcze takiej nie znałem. Ale tak na poważnie to czegoś nie rozumiem. Spacerując wzięłaś mnie pod rękę przytulając się czule. Jak to połączyć twoją opinią o sobie?

- Bo nie jesteś z tych o których mówiłam.

- A skąd możesz wiedzieć, kim tak naprawdę jestem?

- To głupie, - ale wiem, że wiem. Nie umiem tego wyjaśnić.

- To wcale nie jest głupie. – Mruknąłem skubiąc przyniesioną macę i popijając colą. – Tak się składa że coś o tym wiem.

- Nie podobam ci się, czy nie jestem w twoim typie? – Strzeliła nagle pytaniem, patrząc badawczo na mnie.

- Ale wykombinowałaś, – parsknąłem śmiechem, - skąd taki wniosek?

- Bo zachowujesz się tak jakoś bezpłciowo. Jakbym była twoim kolegą.

- W zasadzie to masz rację. Traktuję ciebie jak miłą koleżankę. A tak w ogóle to jesteś śliczną dziewczyną.

- Czyli jednak nie jestem w twoim typie? – Nie odpuszczała.

- Daj mi spokój. Jakoś mi nie do śmiechu. Co, chcesz abym miesiąc po stracie mojej miłości wskoczył z tobą do łóżka? – Wściekłem się, nie wiedzieć czemu.

- Przepraszam, ale zapomniałam. Ciocia coś opowiadała o twoich przejściach w Kanadzie. To o to chodzi?

- Dokładnie. Proszę skończmy ten temat.

- No już dobrze. A do łóżka nie zapraszałam. – Odburknęła.

- Przepraszam, niepotrzebnie uniosłem się. Wybaczysz? – odezwałem się pojednawczo.

- Nic się nie stało. Miałeś prawo tak zareagować na moją głupotę. – Uśmiechnęła się krzywo.

Napiętą sytuację rozładował kelner niosący na tacy zamówione dania. Susan z zainteresowaniem przyglądała się zawartości talerzy. Jak wszystko zostało elegancko poukładane i kelner poszedł sobie, Susan wąchając przyniesione jedzenie zapytała.

- Co to jest? Pachnie znakomicie.

- To specjalność tego lokalu, dzik smażony w sosie z suszonych śliwek i opiekanymi ziemniakami. A na deser, szarlotka z cynamonem i rodzynkami.

- No to do ataku. Ślinka mi cieknie na ten widok. - Zawołała zabierając się za sztućce.

Dopiero po zniszczeniu przeciwnika, który okopał się na naszych talerzach i odsapnięciu nawiązała się dalsza dziwna rozmowa.

- Nie gniewaj się, – zaczęła, - ale jestem jak mówiłam - ciekawska. Codziennie odwiedzasz

jakąś dziewczynę w szpitalu. Opowiedz mi o tym.

- Wybacz Susan, ale wolałbym nie wdawać się w szczegóły. Powiem tylko, jest ciężko chora. Aktualnie walczy ze śmiercią.

  • Łączą cię z nią jakieś specjalne więzy?
  • Daj spokój i proszę zmień temat.
  • Wybacz, Ale muszę to wiedzieć. – Naparła na mnie zdecydowanie.
  • Po co ci to wszystko? Za kilkanaście dni wyjedziesz i tyle. Nie zobaczymy się nigdy.
  • A skąd taka pewność? Może wyjadę albo i nie. Niewiadomo.
  • Nie rozumiem, przecież......
  • Tylko tak mówiłam, - wpadła mi w słowo. – Nie zapominaj, że jestem wolnym

człowiekiem.

  • Ja też jestem wolnym człowiekiem i nie zamierzam spowiadać się tobie ze

 wszystkiego.

  • To jasne, ale twój upór daje do myślenia.
  • A myśl, co ci się podoba. Mnie nic do tego.

- Dziwny z ciebie chłopak. Nie pasujesz do żadnej z moich szufladek.

  • Do jakich znowu szufladek? – Miałem już dość tej pannicy.
  • To moja sprawa. – Odgryzła się.

Zamilkłem. Początkowy dobry nastrój diabli wzięli. Spoglądaliśmy na siebie spod oka mało przyjaźnie. Byłem zły, że dałem się sprowokować. Powinienem jednak być bardziej miły dla gościa Pati.

  • Zepsułam ci wieczór? Odezwała się przepraszająco.
  • Daj spokój. Nie było czego psuć. Zachowałem się tak a nie inaczej.
  • Musiałeś nieźle dostać po dupie od życia. – Mruknęła po chwili w jakiejś zadumie.
  • Różnie bywało. – Odmruknąłem.
  • Chodźmy już. Chciałabym jeszcze trochę pospacerować.
  • Masz rację. Spacer uspokoi nasze emocje.

Zapłaciłem rachunek i wyszliśmy na pokrytą kocimi łbami staromiejską uliczkę. Zaraz po wyjściu wziąwszy mnie pod rękę wtuliła się do mojego ramienia. Nie wiem jak długo spacerowaliśmy. Czas nie chcąc psuć nam nastroju, - zatrzymał się. Nie rozmawialiśmy. Każde z nas wywędrowało do innego wymiaru, gdzie mieliśmy swoje małe prywatne światy. Do teraźniejszości pierwsza powróciła Susan.

- Cudowny wieczór i wspaniały spacer. Dzięki. – Na moment wtuliła się jeszcze mocnej.- Czas do domu. Odwieziesz?

Z żalem oderwałem się od wspomnień. Spojrzałem na Susan mało widzącym spojrzeniem.

- Ależ oczywiście. – Padło mechaniczne. – Chodźmy na parking.

- Bardzo ją kochałeś? Zapytała nieśmiało w drodze do samochodu.

- O kim mówisz?

- O tej dziewczynie z Kanady.

- Rany, przecież prosiłem. Sprawia ci przyjemność dręczenie mnie.

- No dobra. Przepraszam. Powiedz chociaż, jak miała na imię?

- Hannah. Była Eskimoską. – Byłem zły i powiedziałem to podniesionym głosem.

Zapadła cisza. Potem już, wsiadając do auta usłyszałem cichutkie.

- Zazdroszczę jej.

Chcąc uniknąć dalszej rozmowy na ten temat udałem, że nic nie dotarło do mnie. Za kilka minut byliśmy pod domem. Wydała mi się jakaś rozkojarzona i nieobecna. Pożegnaliśmy się dość chłodno nie umawiając się. Uścisnęliśmy sobie dłonie i każde poszło w swoją stroną.

Kilka następnych dni nie było relaksowych. W firmie piętrzyły się problemy które należało natychmiast rozwiązywać. Bardzo wiele czasu spędzałem w zakładzie. Zastanawiałem się nawet czy tu nie urządzić sobie jakiegoś kąta do spania. Ale dałem temu spokój. Zwykle urywałem się na obiad i po drodze wpadałem na kilka minut do Karoliny. Wychodziłem od niej zdołowany. Widziałem żałosny cień dawnej ślicznej dziewczyny, Chwilami, prowadzenie żartobliwej rozmowy przerastało moje siły. Stan był wprawdzie stabilny, ale zero poprawy. Wykaraskaj się z tego dziewczyno, prosiłem w duchu wracając do pracy.

W takim nawale pracy dostałem telefon od projektanta wnętrz. Projekt w kilku wersjach gotowy i możemy go przedyskutować. Tego samego dnia spotkaliśmy się w moim nowym mieszkaniu. Muszę powiedzieć, facet wzorowo odrobił zadanie domowe. Każda z przedstawionych opcji wyglądała bardzo zachęcająco. Miałem olbrzymi kłopot z wyborem. Odczułem w tym momencie bolesny brak bratniej duszy i jej dobrego słowa. Cholera zawsze człowiekowi wiatr w oczy – pomyślałem. Nie mając innego wyjścia zdałem się na gust i wybór projektanta. Uzgodniwszy termin wykonania i szczegóły finansowania pożegnaliśmy się. Za dwa tygodnie mieszkanie ma być gotowe. Nareszcie wyniosę się z tej nory którą dotychczas zamieszkiwałem i która dokumentnie już mi obrzydła.

Od Susan nie miałem żadnego znaku życia. Pat też nic nie wspominała o siostrzenicy. No i dobrze, - pomyślałem, - kłopot z głowy. Okazało się jednak, że nie do końca. W sobotę dzwoni telefon, podnoszę słuchawkę i słyszę:

- Cześć. Mówi Susan. Wprawdzie ciocia zabroniła dzwonić do ciebie, ale dzwonię. Poświęcisz mi trochę swojego czasu?

- Nie ma sprawy. – Gładko skłamałem.

- Możesz dzisiaj wieczorem?

- Jasne, przyjadę po ciebie.

- To czekam przed domem o siódmej.

- A ciocia nie będzie miała pretensji.

- Już ci powiedziałam, jestem wolnym człowiekiem.

- To nie mam więcej pytań i do zobaczenia.

- Cześć.

Krótka, rzeczowa rozmowa. No dobrze, ale muszę porozmawiać z Pati. Muszę ją uprzedzić o spotkaniu z Susan. Odczekałem chwilkę i poprosiłem ją do siebie.

- Wiesz, mam dzisiaj spotkanie z Susan. – Powiedziałem bez ogródek.

- To jednak zadzwoniła. – Westchnęła zrezygnowana.

- Tak. Wbrew tobie, ale nie wypadało odmówić.

- Wiem i dzięki za wiadomość. Widzisz, jest z nią kłopot. – zwiesiła głowę.

- Ale w czym problem? Może coś pomogę.

- No nie wiem, to skomplikowana sprawa.

- Skomplikowana czy nie, opowiadaj. – Naciskałem.

- Widzisz, jej chłopak i wielka miłość zginął w wypadku. Ma skomplikowany charakter i jest wyjątkową indywidualistką. Bardzo trudno do niej dotrzeć. Ubrała taki straszny pancerz luzu a w środku przeżywa piekło. Biedna dziewczyna. Myślałam, że tu uda się jakoś ją wyprostować. Teraz już w to nie bardzo wierzę.

- Myślę, że ją doskonale rozumiem. Mam prośbę, nie rób jej czasem jakiś uwag co do dzisiejszego wyjścia. Dobrze się stało, że pogadaliśmy o tym. Zobaczymy co się da zrobić.

- Będę trzymała kciuki.

O umówionej godzinie podjeżdżając w okolice domu spostrzegłem stojącą przy krawężniku Susan. Była odwrócona w przeciwną stronę i nie widziała mnie. Zatrzymałem się tuż przy niej i przez uchylone okno zawołałem śmiejąc się:

- Uważaj bo cię porwą!

- Ach! … - Wzdrygnęła się. – To ty. Przestraszyłeś mnie. Zamyśliłam się po prostu.

- Przepraszam. Ale wskakuj bo ktoś wpakuje się nam do bagażnika.

- Myślałam, że dostanę zawału serca. Dałeś popalić. – Zerknąłem, - nie wyglądała najlepiej.

- O czym tak rozmyślałaś?

- A, takie tam. Nie ważne.

- Dokąd to zadysponujesz jazdę? – Skłoniłem się dwornie.

- Pojedźmy tam gdzie ostatnio. Było tak sympatycznie.

- Nie ma sprawy, ale jak tylko będzie miejsce. Z tym bywają kłopoty.

- Jasne. Jak nie będzie to wymyślisz coś innego.

- Na pewno coś poradzę.

 Tych kilka minut jazdy na parking upłynęło w milczeniu. Spoglądałem na pasażerkę, była nieobecna duchem. Jechała wpatrzona przed siebie nieruchomym wzrokiem. Nie przeszkadzałem. Po wyjściu z auta tak jak poprzednio wzięła mnie pod ramię wtulając się lekko. Nie mieliśmy szczęścia. Osiłek w drzwiach rzucił krótkie, - brak wolnych miejsc. Zrobiliśmy już w tył zwrot jak usłyszałem:

- Cześć Jasiu.

- Cześć. - Odpowiedziałem odruchowo i odwróciłem się. Stał przede mną uśmiechnięty kolega z pokoju w akademiku.

- Jejku jak dawno nie widzieliśmy się. Słyszałem że poszedłeś w dyrektory.

- Fakt Francik, strasznie dawno. Co u ciebie?

- Jestem na swoim. Mam własny interes. A ta śliczność koło ciebie to żona?

- Niestety nie. To amerykanka. Przyjechała na kilkanaście dni do naszego kraju.

Rozmawialiśmy po polsku a dziewczyna przenosiła nic nie rozumiejący wzrok to na mnie i na kolegę.

- To przedstaw mnie.

- Nie ma sprawy, a pamiętasz coś z angielskiego?

- Nie bój nic. Dam radę.

Dokonałem prezentacji obojgu. Wymieniając z nim jakieś standardowe grzeczności, Susan kurczowo trzymała się mojego ramienia. Jakby bała się czegoś.

- Cholera mam kłopot, - pożaliłem mu się. – Chciałem tu spędzić wieczór i pech, - nie ma miejsc.

- Czekaj sekundkę. – Rzucił krótko.

Podszedł do osiłka stojącego przy wejściu i zamienił kilka słów wskazując na nas. Cerber zniknął we wnętrzu a za moment podeszli obaj.

- Zapraszamy bardzo. Już jest wolne miejsce. – Rzucił uniżonym tonem osiłek.

- Dzięki Francik. Spadłeś mi z nieba.

- Zazdrościłem i zazdroszczę ci powodzenia u dziewczyn. Jest śliczna. Bawcie się dobrze. Cześć. – Skinął ręką na pożegnanie.

- Cześć. Gdyby co postaram się zrewanżować.

Nie mam pojęcia, co kolega naopowiadał o nas, ale czekający w drzwiach kelner poprowadził w ukłonach do ustronnego stolika. Cholera, - pomyślałem, wszędzie potrzebne chody.

- Na co masz dzisiaj ochotę? – Zapytałem jak już usadowiliśmy się.

- Wiesz, - uśmiechnęła się, - ostatnio ten dzik był znakomity. Powtórzymy?

- Jasne. Coś jeszcze?

- Ty nie możesz, ale ja napiłabym kieliszek się jakiegoś alkoholu. Ale mocnego, może whisky?

- Wszystko dla szanownej pani. – Parsknąłem śmiechem.

- Wariat jeden. – Zachichotała.

Odprężyła się. Napięcie widoczne przed wejściem zniknęło. Ale zauważyłem, że przygląda mi się z zainteresowaniem.

- Coś u mnie nie tak? – Zapytałem podejrzliwie. – Przyglądasz mi się jakoś tak dziwnie.

- A skąd. Po raz pierwszy odkąd się znamy widziałam ciebie śmiejącego się. Ładnie ci z tym.

- No wiesz, nie było jakoś okazji.

- A teraz jest?

- Pewnie tak. A zresztą, czy to ważne? Cieszmy się chwilą.

- Właśnie. – Nagle spoważniała. – Nie wiadomo co jutro przyniesie.

- Masz rację. Coś o tym wiem. Posłuchaj, chciałem coś opowiedzieć. Dopytywałaś się o moją dziewczynę z Kanady. Wtedy zbyłem ciebie, ale dzisiaj poznasz ją i jej tragiczny los.

Opowiedziałem ze szczegółami naszą znajomość, miłość, wypadek lotniczy i ostatnie pożegnanie w szpitalu w Yellowknife. Słuchała prawie nie oddychając. Nie spuszczała ze mnie swoich błyszczących i nieruchomych oczu. Skończyłem i zapadła cisza. Po chwili cicho powiedziała:

- To ona była córką szamana i tobie oddała swój talizman.

- Tak. A oto on. – Rozpiąłem koszulę i wydobyłem skórzany woreczek.

- Nieprawdopodobne. – Wymamrotała niewyraźnie. – Popatrz. – Rozpięła guziczek bluzki wydobywając łudząco podobne zawiniątko.

- Co to? Wytrzeszczyłem oczy.

- Indiańskie Leki.

- Przepraszam, co?

- W zasadzie to samo co twój talizman.

- Aha. – Patrzyłem pytająco.

Znowu zapadła cisza. W mojej towarzyszce toczyła się jakaś walka. Jej postać nagle zwiotczała. Ramiona opadły a dłonie spoczęły bezwładnie na kolanach. Jedynie twarz żyła wiernie oddając to, co się działo w jej umyśle. Nie odzywałem się. Czekałem na wynik zmagań jej umysłu. Nie czekałem długo.

- Teraz ty posłuchaj. – Zadrżałem. Słyszałem beznamiętny, martwy głos. – Miałam chłopaka, Luka Indianina z plemienia Skiri. Znaliśmy się od początku studiów. Stanowiliśmy cudowne wzajemne uzupełnienie. Nie muszę mówić, że pokochaliśmy się. Stanowiliśmy szczęśliwą parę pełną szalonych marzeń o przyszłości. Widzieliśmy wszystko w różowych okularach. Nie dopuszczaliśmy myśli, że coś może pójść nie tak.

Wyobraź sobie, jego ojciec był również szamanem. Poznałam go, był bardzo sympatycznym starszym panem. Nie wiedząc kim jest nigdy bym nie podejrzewała go o takie coś. A jednak podczas rozmowy miałam wrażenie, że bez trudu wnika w moje najdalsze zakątki. Wiedział o mnie więcej niż ja sama. To były niesamowite, ale bardzo sympatyczne spotkania. Luk nosił na piersiach właśnie te Leki które ci pokazałam. Nigdy nie rozstawał się z nimi. Nawet w łóżku jak kochaliśmy się miał je na sobie. Najpierw śmiałam się z tego, ale potem wyjaśnił mi, że jak długo ma je na sobie nic złego mu się nie stanie. Przeszłam nad tym do porządku dziennego. Ot takie niewinne dziwactwo. Tak, dziwactwo…. – westchnęła.

Jakieś trzy miesiące temu, - zadrżała, - niby w żartach, niby na poważnie zawiesił mi te Leki na szyi. Był jakiś niespokojny. Dziwiłam się, on wzór opanowania i rozwagi, - nie możliwe. Ale dla świętego spokoju zawiesiłam a on coś tam na nimi pomruczał. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Minęły dwa dni. Wracaliśmy z weekendowego wypadu. Był bardzo duży ruch. Wyjeżdżając z drogi podporządkowanej nie zauważył nadjeżdżającej ciężarówki i wjechał wprost po nią. Zginął na miejscu. Dla mnie poza kilkoma siniakami nic się nie stało. Z samochodu nie zostało praktycznie nic. Ciężarówka wlokła go jeszcze kilkadziesiąt metrów. Stanowiłam dla mediów nie lada sensacją. Jakim cudem wyszłam bez szwanku? Nikomu nie powiedziałam o Lekach. Ty jesteś pierwszy. Zamilkła. Po chwili podniosła na mnie przeraźliwie puste i smutne oczy. Niekontrolowanym odruchem wziąłem jej obie dłonie i delikatnie uścisnąłem. Drgnęła, spojrzała i oddała uścisk.

- Powiedz, - zapytała drżącym głosem, - jak to możliwe, że spotkaliśmy się? Ja i ty.

- Nie wiem. Mam wiele pytań na które nie znam odpowiedzi. Kiedyś powiedziałem, że czuję się jak marionetka w teatrze lalek. Jakiś animator pociąga za sznureczki a ja bezwolnie robię różne wygibasy.

- No dobrze, ale powiedz, jak możemy żyć z tym bagażem traumy? To wydaje mi się niemożliwe.

- Wydaje ci się. Jest pewien specyfik, który leczy tego typu dolegliwości. Tym specyfikiem jest czas. Z jego biegiem złe wspomnienia wyblakną. Pojawią się nowe interesujące okoliczności a życie nabierze nowych barw. Przekonasz się.

- A ty już zapomniałeś? – Rzuciła wojowniczo.

- Nie. Ale nad tym pracuję. Wiem jedno, życie ma swoje prawa i w żadnym wypadku nie wolno zatracić się w przeszłości. Ona już nigdy nie powróci.

- No tak, ale nie można tak z dnia na dzień wymazać coś, co było dla człowieka wszystkim.

- A kto tu mówi z dnia na dzień. To trwa. Ale trzeba systematycznie szukać odskoczni od przeszłości. Szukać innych rozwiązań dla przyszłości. Innych znajomości. Nie można zamknąć się w skorupie jak ślimak.

- Gadasz jak jakiś psycholog. Masz coś z tym wspólnego?

- Daj spokój. Nie żartuj sobie ze mnie. Po prostu mówię tobie tylko to, co kiedyś sam sobie nagadałem do słuchu. Miałem wtedy strasznego doła. Po czasie, – pomogło.

- A teraz nagadałeś mnie, tak?

- Możesz to tak nazwać.

- To powiem tak. Mnie też pomogło. Dzięki.

- To super. Ale popatrz, wszystko wystygło. Zaczekaj poproszę o odgrzanie.

- Daj sobie spokój. To nie ważne. Zjemy na zimno. Też będzie świetne.

- No to próbujmy.

Było wyśmienite. Nasze humory również. Zasiedzieliśmy się do późna na rozmowie o niczym, degustacjach przystawek a Susan na degustacjach napojów dla dorosłych. Już nieźle wstawioną odstawiłem pod dom i pożegnawszy pojechałem do siebie.

Nazajutrz Pati powiedziała w przelocie tylko jedno, - Dokonałeś cudu. Dzięki. Koło południa dzwoni telefon. To Susan. Jest zdenerwowana.

- Cześć. Wylatuję dzisiaj wieczorem do domu. Dostałam telegram. Tata jest bardzo chory. Możesz być na lotnisku.

- Jasne. Przykro mi z powodu twojego taty.

- Dzięki. Przyjedź na pewno. Proszę! - Wykrzyczała.

- Będę na pewno. – Dodałem uspakajająco.

Połączyłem się z Pati.

- Co jest z tatą Susan? Padło bez żadnych wstępów.

- Nic nie wiem. Sama dowiedziałam się przed chwilą. Mąż dzwonił.

- Cholera, ma dziewczyna przechlapane. Oby skończyło się na strachu. Zbieraj się i jedź do niej. Pomóż jej jakoś.

- Dzięki. Już mnie nie ma.

Zaskoczyło mnie moje zdenerwowanie. Wyglądało tak, jakby to moja najbliższa osoba miała kłopoty. A przecież tak nie było. Jestem jednak przemęczony, padła diagnoza.

Wieczorem zjawiłem się na lotnisku. Zobaczyłem stojącą w towarzystwie Pati i jej męża. Ruszyłem w ich kierunku. Dojrzała mnie i rzuciła się biegiem w moim kierunku.

- Jednak przyjechałeś. – Wyrzuciła z siebie ściskając mnie za ramiona.

- Dlaczego bym miał nie przyjechać.

- Boże, tak chciałam jeszcze ciebie zobaczyć.

- Jestem, i jak się da - najdłużej.

Podeszliśmy do Pati i przywitałem się z jej mężem. Spoglądali jakoś dziwnie na mnie i Susan.

Musimy się żegnać, powiedziała Pati. Wołają do odprawy. Czas na ciebie Susan. Wyściskali się na pożegnanie. a potem Susan wzięła mnie za rękę i odprowadziwszy kilka kroków mocno wtuliła się we mnie. Zaskoczony usłyszałem:

- Posłuchaj. Gdyby ci nie wyszło z dziewczyną która leży w szpitalu, daj znać. Wszystko rzucę. Przylecę pierwszym samolotem. Rozumiesz? ......

Ciąg dalszy nastąpi.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 15.04.2020 08:43 · Czytań: 421 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:50
Najnowszy:pica-pioa