Nie skacze się w kapciach - BrunoKadyna
Proza » Inne » Nie skacze się w kapciach
A A A

Noc przez łzy jest nieciekawa nawet na dachu.

Skacz! Po to tu przyszedłeś – myślę.

– To najlepsze wyjście.

Gadam do siebie, jakbym musiał się w tym utwierdzić, a to przecież oczywiste.

Na co czekasz?

To trudniejsze niż myślałem.

Może po prostu jestem tchórzem?

Siadam. Muszę być pewien.

Zaraz przestaniesz myśleć.

Wszystko to i tak przestanie istnieć. Jakie znaczenie ma więc całe rozmyślanie i układanie w głowie?

Najważniejsze, żeby chłopcy już tego nie przeżywali.

Szybko przeboleją stratę, szczególnie, że i tak prawie nie ma mnie w domu. Inaczej dawno bym ją zabił.

Albo siebie.

I tak sobie siedzę. Czas się zbierać i nie rozwlekać. Już nie myśleć o niczym, już nie trzeba. Inaczej coś spróbuje mnie powstrzymać.

Wstaję, po prostu to zrobię. Podchodzę do skraju dachu.

– Co tu robisz, mordo?

Słyszę za sobą słowa i się odwracam. To koleżka.

Robi mi się wstyd jak jeszcze nigdy w życiu, aż w pierwszej chwili mam ochotę się zerwać, żeby skoczyć i uniknąć jego spojrzenia. Ale pojawia się pytanie.

Co on tutaj robi? – Nigdy nie przyjeżdżał bez zapowiedzi.

– Iza powiedziała, że wyszedłeś. Nie zasłoniłeś wejścia na dach – mówi.

Nie gadałem z nim dzisiaj.

Wyłania się z dziury, widzę sylwetkę od pasa w górę.

Ten sam wstyd nie pozwala mi się teraz ruszyć.

– Przychodzę się tu przewietrzyć – kłamię.

Spojrzenie Krystiana mówi, że pierwsze słyszy. Nie wyłazi z dziury, siada na krawędzi włazu.

– To może miasto, jakiś patrol? – pyta.

Robię ku niemu dwa kroki, ale się zatrzymuję. Nie chcę iść. Nie mogę też teraz skoczyć, ani nawet pokazać, że chcę to zrobić.

Chce mnie stąd ściągnąć.

Znowu muszę grać, że wszystko dobrze. Zmuszać gębę do uśmiechu.

Przecież oczy masz czerwone od płaczu, wszystko widać.

– Może nie dzisiaj, stary. Nie chcę teraz wchodzić do domu, żeby się ubierać. Dopiero stamtąd spieprzyłem – mówię.

– To dawaj tak, jak jesteś, nie będziemy wysiadać.

Podejrzewa, że chcę skoczyć. Widać to po nim.

– Nie dzisiaj, stary. To taka chwila, w której chłop musi zostać sam – mówię.

Patrzy na mnie jak na idiotę.

– Co ty wygadujesz za głupoty? Właśnie w takich chwilach chłop nie może być sam. Dawaj, o jakiś McDonald’s zahaczymy.

Kurde, idź stąd!

Nie sądziłem, że wkurzy mnie jego gadanie.

– Nie, stary, nie dziś. Chcę zostać sam. – Marszczę mordę.

– Pieprzysz jak potłuczony. Dawaj, nie ma czasu.

Racja, nie ma.

Nie ruszam się.

– To ja wchodzę do ciebie. Ale jedziemy zaraz i koniec – mówi.

I włazi. Podchodzi do mnie.

Szlag!

– Co chciałeś odwalić, gamoniu? – pyta i wpatruje się we mnie.

Denerwuje mnie to.

– Nic – kłamię.

Widzę, co mu chodzi po głowie. Stanął blisko, żeby mnie w razie czego złapać za ramię.

Nawet się cieszę, że zauważył, że nie żartuję.

Przecież przy nim nie skoczę.

Miałby przesrane do końca życia, nawet, jeśli o nic by go nie oskarżyli. Nie zapomniałby tej chwili, niczego dobrego by nie stworzyła.

Dość narobiłem syfu.

– Dawaj, siadamy tutaj. – Pokazuję miejsce przy kominie.

Mamy widok na ogrody sąsiadów i las.

– Co chciałeś zrobić? – pyta.

Kurde, musisz?

– Nic, odetchnąć, przychodzę tu czasem.

– Weź skończ. Wiedziałbym, gdybyś tu przychodził. Na bank choć raz byś stąd do mnie zadzwonił.

– Jaka dedukcja. Nie złożyło się po prostu, pałko. Nie przychodzę tu często – mówię. – Zobacz, nie mam przy sobie telefonu.

To było przekonujące.

– Bo ci niepotrzebny. I buty też.

Spoglądamy na moje gołe stopy.

– Lubię chodzić boso – mówię.

– Po papie i smole?

Wie, że od początku pieprzę głupoty.

Dość, pajacu. Przecież zrozumie.

– Jak skakać w kapciach? – pytam już normalnym tonem. – Za dzieciaka marzyłem, że latam jak superman, nurkuję i odbijam tuż nad ziemią. A teraz miałbym przeżyć coś takiego ostatni raz przed śmiercią, w kapciach?

Ani trochę to nie było zabawne.

– I twoje chłopaki cię znajdą z rozpieprzoną czaszką, mózgiem na wierzchu i rozerwanym bebechem.

– Lepiej tak niż wiszącego. Właśnie przypomniałem sobie o złotym strzale. Robi się słodko w ustach i odjazd. I będę w jednym kawałku.

– I sra i szcza się w gacie jak w przypadku każdej innej śmierci, nie zapominaj o tym. Skąd wiesz, że słodko?

– Nie wiem, gdzieś słyszałem. Ale ten sposób wygrywa. Zrobię sobie wcześniej lewatywę.

– Weź się lepiej zamknij, bo cię obrzygam.

Zamykam się.

Kretyńskie gadanie – przyznaję.

Milczymy chwilę, potem Krystian pyta:

– Zabijesz się z powodu baby?

O, matko. Po co męczysz?

– Mam dość, stary – mówię. – Nie mogę znieść cierpienia chłopaków. Wpłynie na całe ich życie.

– Ile oni mają lat? Nigdy nie pamiętam.

– Trzy i pięć. To, co się dzieje między mną a Izą, rozdziera im serca. I przez to mnie.

– Myślisz, że aż tak to na nich wpływa?

– Szczególnie, kiedy drzemy na siebie mordy, a oni stoją tacy mali, trzymają się za rączki albo przytulają i nic nie rozumieją, za to przeżywają gigantyczny stres.

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu. Walczę z tym.

– Myślisz, że to jej wina?

– To moja wina. Nie potrafię nad tym zapanować.

– Nie tylko ty powinieneś nad tym panować.

– To moja rola, by znaleźć sposób. Kiedy jest afera, mówię sobie, żeby nie odpowiadać, podkulić ogon i dać po sobie jechać do czasu, aż wymyślę, jak wszystko naprawić.

– Najważniejsze to zachować spokój – mówi Krystian.

Głos mi drży, nie chcę się rozklejać. Chrząkam i mówię niższym tonem.

– Potrafię się do tego zmusić tylko do pewnego stopnia. Ale kiedy ona podnosi głos i dolewa jadu, w końcu toksyna zaczyna działać.

– Kobiety jak nikt, potrafią świadomie dokręcać śrubkę – mówi Krystian. – Nie wiem, co ja bym zrobił, pewnie też uciekał.

Cieszę się, że mnie rozumie.

– Zanim ucieknę albo wybuchnę, proszę, żebyśmy się nie kłócili przy chłopcach. Gdyby ona choć raz poprosiła, nawet przez zęby, poszedłbym na to natychmiast.

– Ciężko się nie odezwać, kiedy baby dokładają do pieca.

– Gdybym umiał panować nad swoim niewyparzonym ryjem, pewnie i ona nad swoim by zapanowała.

– Nie wiadomo.

– Jak zniknę, skończą się problemy. Chłopaki są w takim wieku, że nawet nie będą mnie pamiętać.

– Myślisz, że będzie im lepiej? Wiesz, co ona będzie o tobie mówić?

Postawi mnie w gównianym świetle i o wszystko obwini.

– Wymyśli jakąś historię i będzie ją powtarzać, aż uwierzą, że jest prawdziwa – mówię.

– No właśnie – potwierdza kolega.

– Mam to w dupie.

– Nie możesz wyjechać popracować za granicą? Jakaś Norwegia, Niemcy? – pyta Krystian.

– Myślałem o tym, ale męczyłbym się strasznie, tęsknota by mnie dobiła.

– Na początku, potem byś przywykł. Lepiej tak, niż Bartka i Artura pozbawić starego na zawsze.

– Żadna strata.

– Słabo żyć ze świadomością, że ojciec się zabił. Pewnie byłoby im wstyd. Bo kto się zabija? Tylko świr. Przecież Iza nie przyzna, że się do tego przyczyniła. Nawet sama przed sobą. Przypisze ci coś albo wymyśli chorobę psychiczną i na nią wszystko zwali.

– Dokładnie.

– To może najpierw spróbujesz wyjechać? Zabić możesz się w każdej chwili i wszędzie. A tak, mógłbyś im pomagać, mieć nad nimi jakąś pieczę, być ojcem chociaż z daleka. Lepiej tak niż wcale. Albo po samobójstwie zyskać miano tchórza i wariata. Pamiętaj, show must go on, życie po tobie będzie toczyć się dalej.

To wszystko nieważne, o tym wszystkim już myślałem.

– To co? Chodźmy stąd – mówi.

– Jeszcze nie, źle ci tu?

– Przejażdżka lepsza.

Śmierć wciąż najlepsza.

Opieram głowę o komin. Przez chwilę nic nie mówimy, całe szczęście. Krystian patrzy na las. Cały czas jest skupiony, jakbym wciąż stał nad krawędzią.

To nieprawda, że nie pomyślałem o złotym strzale. Po prostu muszę to zrobić znienacka. Najbardziej boję się, że w połowie drogi w dół zmienię zdanie. Podobno często się to zdarza.

Tylko skąd o tym wiadomo?

Lot w dół po złotym strzale trwa o wiele dłużej, a co za tym idzie również żal po zmianie zdania. Muszę więc to zrobić nagle, w największej pewności.

Bo życie jest jak fala.

Raz jest dobrze, a raz źle. To ‘dobrze’ nie jest na tyle dobre, żeby chcieć żyć, ale dobre na tyle, żeby nie móc się zabić. Więc musi to być odpowiedni moment.

Jak skoczę, to skulony, z zaciśniętymi powiekami czekając na uderzenie i koniec.

– Dawaj, mordo, jedziemy, szkoda czasu – mówi Krystian.

Na co?

Siedzę jak zamurowany. Nie mogę się ruszyć, nie mam siły, nawet odrobiny prądu.

– Gdzie cię tak ciśnie jechać? – pytam.

– Właśnie nie wiem. Po prostu muszę gdzieś pojechać.

– Nie chce mi się, stary, potwornie. Jedź sam, ja jeszcze chwilę posiedzę i wracam do domu. Nie pękaj, przecież nie skoczę. Wolę złoty strzał.

Krystian się nie śmieje.

Żaden taki żart dzisiaj nie wejdzie.

– Pojadę, jak zejdziesz do domu. Choć wolałbym jechać jak najszybciej.

– Gdzie pojedziesz? – pytam.

– Wsiądę do fury i ruszę po prostu. Czuję, że powinieneś jechać ze mną.

Co za natręt.

– Nie dasz mi posiedzieć samemu? – pytam.

– Nie.

– Czemu nie zadzwoniłeś, że jedziesz?

– I tak byś nie odebrał przecież.

Dotykam lewej kieszeni, gdzie zawsze trzymam telefon.

No tak.

– Może to nie przypadek, że zajechałeś? – żartuję.

– Jak byś siedział na kiblu, to nie byłoby nic nadzwyczajnego. Przecież tylko przyszedłeś się przewietrzyć podobno.

– No tak. Ale jeśli jednak miałem zamiar skoczyć na łeb, to dziwne, że akurat teraz się pojawiłeś.

– No dziwne – mówi. – Po prostu wyszedłem.

– I taką trasę sobie wymyśliłeś?

– Jak wsiadłem do samochodu, pomyślałem o tobie i dzida.

Krystian analizuje wszystko, co było wcześniej, że po prostu nabrał ogromnej ochoty, żeby wyjść z domu i wsiąść do auta.

– Naprawdę chciałeś się zabić? – pyta.

– Naprawdę. Ale już tego nie zrobię – kłamię.

– Teraz nie.

– Jutro, kurde. Co ty, Freud? Coś taki podejrzliwy?

– Nie wiem. Wiem, że musimy zejść stąd razem i ruszyć w drogę – mówi wpatrzony w las, a raczej w czarną ścianę, którą przypomina.

– Film złapałeś na jeżdżenie?

Wkręcił sobie ratowanie.

– Sam nie wiem, dlaczego mam takie ciśnienie.

– Jesteś po prostu porąbany – mówię.

– Musimy szybko stąd zejść i jechać.

Co mi tam. Odłożę skakanie, i tak nic z tego teraz.

Mam na sobie koszulkę, spodnie dresowe i laczki. Nie wchodziłem do domu, choć miałem odruch, żeby wejść i ucałować chłopców. Nie zdążyłem przed wyjściem na dach.

Zjechaliśmy całą Świętojańską. Wcześniej byliśmy na Polance Redłowskiej i na Bulwarze. Zatrzymaliśmy się pod starym Dworcem morskim. Krystian zamknął oczy i głęboko oddychał. Ładnie pachniało wodą morską, choć czasami z portu tak wali, że idzie zdechnąć.

O nic nie pytam, a Krystian nic nie mówi. Nie wie, gdzie jechać. Jedzie na czuja. Odwiedzamy lubiane kąty. W każdym Krystian kręci nosem, że to nie tutaj i szukamy dalej.

W końcu wyjechaliśmy z Gdyni. Jesteśmy w Pierwoszynie, skręcamy w boczną ulicę i dojeżdżamy do końca zabudowań. Jedziemy drogą przez łany zbóż, pachną dziś przytłaczająco. Potem wjeżdżamy w nabrzeżny pas lasu. Jedziemy na urwisko na Mechelinkach. Dawno tu nie byłem, nawet się cieszę, ale na pewno jeszcze bardziej mnie zdołuje to miejsce. W taką pogodę nie jest wesołe.

– Myślisz, że to tutaj? – pytam.

Krystian nie odpowiada, uważa, żeby nie rozwalić zawieszenia.

Będzie mnie woził bez sensu i pajacował.

Wjeżdżamy na wielkie urwisko porośnięte trawą. Bardzo tu nierówno, toczymy się wolno wytartymi koleinami.

Niebo jest złe, wiatr wygina drzewa, ale najgroźniej wygląda morze.

Krystian odwraca moją uwagę od wody.

– Tam ktoś jest – mówi. – Właśnie o to chodzi, tu mieliśmy przyjechać.

– Skąd wiesz?

– Nie wiem, mam takie przeczucie.

Wytężam wzrok. Przed nami widać ciemny kształt. Terenowy samochód, tutaj częsty widok, nawet o tej porze.

– Zepsujemy komuś randkę – mówię.

– Możliwe. Ale musimy tam podjechać.

– Co ty?

Patrzę na niego podejrzanie. Wygląda, jakby nie był sobą.

Wkręca mnie. To pewnie Miraz i Marian.

Wali prosto na ten samochód. Duży stary Jeep Grand Cherokee. Nie poznaję auta, to żadnego z chłopaków. Chyba że nowy nabytek Mariana, on handluje samochodami.

Ustawił się z nimi, stąd ten pośpiech. – Zapominam, że miałem się zabić.

Zatrzymujemy się tuż przed terenówką i świecimy w boczne okna. Wszystkie przyciemnione, ale i tak widać zarys męskiej głowy obróconej w naszą stronę.

Nie przypomina żadnego z kumpli.

– Typ właśnie z kimś…

– Wysiadamy! – przerywa Krystian.

Nie wiem, co się dzieje, ale robię, co mówi. Wysiadamy jednocześnie, a mężczyzna w środku wpada w popłoch. Wypada zza samochodu, jest ubrany w szary dres.

Co jest?

Biegnie do lasu w czerń.

– Co to za chłop? – pytam.

– Nie mam pojęcia, ale o niego chodzi.

Z Jeepa dobiega dziecięcy głos.

– Słyszałeś?! – Startuję do auta, obiegam wkoło i już widzę, bo typ nie zamknął drzwi.

Matko...

Na tylnej kanapie leży dziewczynka, jakieś dziesięć lat. Zaciska oczy i płacze. Stara się nie robić hałasu. Ubrana jest w leginsy i za dużą bluzę. Ma skrępowane z tyłu ręce.

Samochód wygląda i pachnie normalnie.

Chyba nie zdążył nic zrobić!

Nie chcę nawet zakładać, co zamierzał. Jak by to skończył? Co z nią zrobił!

Czuję przypływ niewyobrażalnej wściekłości. Krystiana też bierze, zaciska pięści i pompuje. Chce pognać za typem.

– Dzwoń na policję – mówię. – Masz jakiś koc w aucie? I nóż? Trzeba przeciąć trytkę.

– Tak. – Biegnie.

Patrzę na dziewczynkę, a miejsce złości zajmuje współczucie i gorycz.

Co ona musi czuć...

Chcę ją jak najszybciej uspokoić. Robię wszystko, żeby głos mi nie drżał.

– Dziewczynko, tamten człowiek uciekł, kiedy nas zobaczył. Pomożemy ci wrócić do mamy. Już ci uwalniam ręce, trzeba przeciąć ten pasek. Jak masz na imię?

Odpowiada dopiero, kiedy uwalniam jej ręce.

– Zuzia.

Wybucha płaczem.

Też płaczę i żałuję, że się tak na tym dachu grzebałem.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
BrunoKadyna · dnia 15.04.2020 08:45 · Czytań: 471 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 7
Komentarze
Kazjuno dnia 15.04.2020 11:37 Ocena: Świetne!
Nie wiem Brunonie, co puryści językowej poprawności wygrzebali w Twoim tekście, że wdeptali "Nie skacze się w kapciach" do dolnej półki?
Osobiście przemknąłem przez tekst, jakbym akcelerator porszaka docisnął do dechy. Może i była jakaś usterka? Tekst był jednak na tyle ciekawy i świetnie napisany, że nie miałem szansy się zatrzymać i (gdybym był zawistnym złośliwcem) wrzasnąć: EUREKA! Mam! Mam! Kadyna zrobił kardynalny błąd piśmienniczy!

Zastanawia mnie tylko, czy kłótnie z żoną, mogą doprowadzić do podjęcia decyzji, by ze sobą skończyć? Rozumiem rozterki bohatera, który ma dość stresowania swoich dzieci. Ale uznać, że z tego powodu własne życie jest nic nie warte? Taką frustrację mógłby pogłębić dodatkowy dramat. Na przykład bankructwo życiowego przedsięwzięcia, perspektywa konieczności odbycia ciężkiego sądowego wyroku(?). Wprawdzie wysyłasz pewien sygnał wskazujący, że bohater może być bez pracy, bo Krystian mówi, że mógłby pracować na zachodzie. Tak, brak pracy i z tego płynąca frustracja, może produkować czarne myśli.
Może się czepiam, ale ileż to miałem za sobą awantur z żoneczką. Uwierz, jej repertuarek inwektyw, był najcięższego kalibru, jak pociski z działa kolejowego trafiające w środek mózgu. Po dziś dzień jestem czasem pod bombardowaniem. Uważam jednak żoneczkę za szurniętą. Miała niełatwe dzieciństwo. Olewam jej napaści. Mam sposoby, żeby się dowartościować.
Więc pozostaje jedna możliwość: nadwrażliwy bohater musi mieć ukryte skazy psychiczne.

No, to powymądrzałem się.

Lecz całością potrafiłeś mnie przykuć do czytania. Masz chłopie duży talent.

Pozdrawiam.
BrunoKadyna dnia 15.04.2020 11:54
Nie wiedziałem nawet, że istnieje jakaś dolna półka ;) Może kobieta decydowała ;)

Każdy jest inny. Nie podaję wszystkiego. Może chłop jest rozczarowany własnym życiem, może bez pracy? Na pewno nie raz o tym myślał, więc to jakiś proces.
Słuszne Twe spostrzeżenia. Ty też masz talent, ale o tym pod Kleszczem ;)

Pozdrowienia!
Kazjuno dnia 15.04.2020 12:32 Ocena: Świetne!
BrunoKadyna napisał:
Może kobieta decydowała

He, he, he.....
Miladora dnia 16.04.2020 15:42
Kazjuno napisał:
Zastanawia mnie tylko, czy kłótnie z żoną, mogą doprowadzić do podjęcia decyzji, by ze sobą skończyć?

Ja też się nad tym zastanawiałam. :)
Chociaż... może faceta tak wykończyła psychicznie, że nie widział innego wyjścia?
Ale jak by nie było - nie jest to jednak zbyt przekonujące.

Kazjuno napisał:
Tekst był jednak na tyle ciekawy i świetnie napisany

Tu akurat mam trochę inne zdanie. ;)
Dwie trzecie opowiadania stanowczo bowiem przegadałeś, Brunonie.
Jednak zakończenie jest nie tylko dobre, lecz i dające sporo do myślenia.
Dla niego samego warto byłoby dopracować tekst.

Kazjuno napisał:
nie miałem szansy się zatrzymać i (gdybym był zawistnym złośliwcem) wrzasnąć: EUREKA! Mam! Mam! Kadyna zrobił kardynalny błąd piśmienniczy!

Cóż... kardynalnych błędów tu nie ma, ale i tak przydałaby się korekta.
Nie będę jednak niczego punktować, bo a nuż przeczyta to Kazjuno i oberwę za "puryzm językowy". :)))
Przemyśl jednak, czy nie byłoby dobrze skrócić tego ciągnącego się w nieskończoność dialogu dwojga bohaterów opowiadania.

Miłego dnia. :)
Kazjuno dnia 16.04.2020 16:18 Ocena: Świetne!
Ależ Miladoro! Nie masz najmniejszego powodu się mnie bać! Gdybym był damskim bokserem, to moja żoneczka powinna dostawać lanie co drugi dzień. Tymczasem pokrzykuje coraz głośniej. Całe szczęście, że programowo olewa moje zamiłowania. Między innymi aktywność w PP.

A utwór Brunona Kadyny jest super. Nie przekonałaś mnie.

Dodam jeszcze jedno. Zdegustowała Cię scena długiego dialogu, kiedy przyjaciel Krystian stara się przekonać bohatera, że życie ma sens. Bohater przymierzając się do samobójstwa musi być w silnym stanie depresji. Nic dziwnego, że "uzdrowieńcze" porady przyjaciela, długo odbijają się jak od ściany. Depresja jest bardzo trudna do leczenia, więc domorosła terapia Krystiana daje zerowy efekt. Bruno Kadyna pokazuje jak reaguje "pacjent". To musi trwać.
Dopiero w bardzo pomysłowym zakończeniu, które dla bohatera jest wstrząsem, coś zaczyna się dziać w jego głowie. Może właśnie płacząc z uratowaną Zuzię, otrzymał odpowiedni leczniczy zastrzyk? Wprawdzie Autor tego nie dopowiada.
Mało! Bohater jeszcze żałuje, że nie skoczył. Ale kto wie? Może po wypłakaniu się znajdzie remedium na swój stan psychiczny?
(Cierpiałem na depresję, więc coś o tym wiem).

Pozdrawiam.
Miladora dnia 16.04.2020 19:34
Kazjuno napisał:
A utwór Brunona Kadyny jest super. Nie przekonałaś mnie.

Nie miałam zamiaru nikogo przekonywać, Kazjuno. :)
Po prostu wyraziłam swoje zdanie.

Kazjuno napisał:
Zdegustowała Cię scena długiego dialogu

"Zdegustowanie" nie jest słowem adekwatnym do moich odczuć. ;)
Raczej trochę znużyła.

Kazjuno napisał:
Bruno Kadyna pokazuje jak reaguje "pacjent". To musi trwać.

Zgadzam się, że każda terapia musi potrwać, żeby były rezultaty.
Ale pomyśl - jeżeli w jakiejś książce występuje scena sesji u psychologa, która zazwyczaj trwa godzinę, to nie znaczy to, że czytelnik też ją musi czytać przez godzinę, prawda? :)
Literatura inaczej traktuje pojęcie czasu. I ma różne środki, by to wyrazić.
Dialog Brunona wystarczyłoby trochę prześwietlić, trochę dopracować i trochę przyspieszyć, by przestał być takim tasiemcem na dachu i stał się rzeczywistą rozmową dwojga przyjaciół.

No to miłego. :)
Kazjuno dnia 16.04.2020 21:33 Ocena: Świetne!
Miladoro Może jako mniej "zaangażowana"czytelniczka masz rację. Mnie kiedyś ktoś w rodzaju Krystiana, chciał wyrwać z deprechy, reagowałem i myślałem jak bohater. Dlatego czułem każdym nerwem ten poprawny dialog, przypominał mi minioną przypadłość.
Ale teoretycznie pewnie masz rację. Nie każdy czytelnik musiał się mierzyć z depresją.

Do miłego ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty