- Mój czcigodny Demoklosie. piszę do ciebie posłanie z oblężonego miasta.

Zaatakował nas nieznany wróg. Tajemniczy i okrutny. Widocznie nasłany przez Bogów.

Dziś rano zebrała się rada  na wzgórzu Aresa, by błagać o łaskę i litość.

Niestety nie zapali się znicz na olimpie. Bogowie milczą. Jesteśmy zdani tylko na siebie.

Magowie powiadają, że to za nasze grzechy i rozwiązłość.

Nie atakują nas Persowie, ani nikt inny. Tylko niewidzialne istoty, które chwytają za gardło i duszą. Rozpalają ogień we wnętrzach, trawiąc ludziom trzewia. Pozbawiają zdolności smaku i węchu.

Nasza flotylla w Pireusie już została  zdziesiątkowana przez skrytobójcę.

Ludzie panicznie boją się, bo to nieznany przeciwnik zesłany z mrocznych światów.

Wysyłam wiadomość przez znakomitego posłańca, ale jeśli on nie dotrze, wypuszczę gołębia.

Być może, gdy otrzymasz list, mieszkańców ukochanych Aten już nie będzie.

Miasto zostanie puste, niespalone, niesplądrowane, lecz po prostu wymarłe...

W moich snach rzeczywistości

stawiam czoła światu

bez możliwości zniszczenia

nieskończenie dodaję otuchy.

Środowiska gwałtownie niezmiennie

ustalają formę niebiańską

spływa obfitą dywidendą

ostateczna wspaniałość epoki.

Regularnie jak przypływ

odsłaniam nadnaturalne znaczenia

od dziś będę się pysznić

błyskotliwym soczystym słowem.

Bogatą pracującą namiętność

spontanicznie rozcieram palcami

chowam pod czystą wesołość

wszystkie chwyty miłosne.

Winszowałbym w ekstatyczny sposób

wydech to nie westchnienie

antydatuję treści powszednie

wciąż jestem Archontem.