Ze starych dziejów Wałbrzycha - Meandry kariery architekta 2 - Kazjuno
Proza » Historie z dreszczykiem » Ze starych dziejów Wałbrzycha - Meandry kariery architekta 2
A A A
Od autora: Opisanego w poniższych rozdziałach naczelnego architekta znałem z widzenia. Był wyjątkowym chamem. Kiedyś na dancingu w największym lokalu Wałbrzycha, w hotelu Grunwald, złapał za biust moją ex girlfiriend - seksowną Ewusię. Odwinęła się i chlasnęła go z liścia w pysk. Nie będzie o tym w tekście. Ale ten incydent pomógł mi w budowaniu portretu naczelnego i sądzę, że tak mógł się zachowywać.

Życzę miłego czytadełka.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Rozdział 37 Pierwsze zadanie Kulomiota

Od czasu burzliwych wydarzeń z drugiego roku studiów minęło prawie pięć lat. Skrzętnie ukrywane pożycie intymne Skólskiego i mgr Pachul ulegało rozpadowi. Raz, Skólski pisząc pracę dyplomową, zapragnął, aby zgodziła się na nocną wizytę w jej mieszkaniu.

– Mało ci, że uchroniłam cię przed zgnojeniem? Zrobiliby z ciebie, co tydzień meldującego się pedała i kapusia – wypomniała mu milicyjna psycholog.

Siedzieli za tym samym filarem w Stylowej, gdzie przed paru laty mieli pierwszą randkę.

– Ale ja cię kocham – zapewnił – udowodnię ci to w twoim mieszkaniu.

– A te kurewki w akademiku? Myślisz, że nie wiem? – powiedziała półszeptem, uśmiechając się złośliwie. – Nie pójdziemy dzisiaj do mnie, jestem ostatnio zapracowana, muszę się wyspać.

– Pewnie zdobywasz jakiegoś przystojnego kryminalistę, przydatnego na potrzeby dyktatury proletariatu.

Kachul wyrwała trzymaną pod stolikiem przez studenta rękę.

To było ich ostatnie spotkanie. Jakiś czas przedtem, zanim utracił kontakt ze swoją protektorką, otrzymał z SB pierwsze poważne zadanie. Miał za sobą kilkumiesięczne szkolenie w technikach operacyjnych. Zajęcia były zakonspirowane. Kiedyś zniknął na kilka dni z akademika po otrzymaniu telegramu. „Zmarł wujek Zygmunt. Pogrzeb w Suwałkach. Środa 14.00.”

Szkoleni agenci wywożeni byli, pod pretekstem kursu na prawo jazdy, warszawą z napisem Nauka Jazdy. Doskonalili się w posługiwaniu miniaturowymi aparatami fotograficznymi, w umiejętnościach kamuflażu i werbalnej inwiligacji. Nauczano ich sposobów prowokacji, także samoobrony i strzelania z krótkiej broni. Skólskiego zaskoczyło raz spotkanie na kursie. Zobaczył, często sączącego drinki przy barze w Pałacyku, playboya poetę. Innym razem usiadł w ławce z tajemniczą, widywaną w studenckim klubie, zawsze starannie ubraną, seksowną pięknością. Ta atrakcyjna dziewczyna bywała u pisarza Hłaski i mówiono o niej, że jest dolarową prostytutką z hotelu Monopol.

Jakiś czas po esbeckim kursie doznał szoku. Został zaproszony wraz z trzema koleżankami z roku na party do adiunkta z katedry urbanistyki. Początkowo uznał ten fakt za duże wyróżnienie. Na ćwiczenia z projektowania miejskich aglomeracji solidnie się przygotowywał.

Postawny gospodarz nowoczesnej willi, adiunkt Młodyniec, zawsze kąśliwie dowcipny i dobrze ubrany przystojniak, serwował swojskie wino. Zapewniał, że jest robione według francuskiej receptury cidr’u. Opowiadał pikantne kawały i puszczał jazzowe longplay’e z drogiego, niedostępnego na rynku adapteru Grunding. Podpite koleżanki, coraz głośniej zaśmiewały się z jego dowcipów. Młodyniec poprosił Skólskiego, aby udał się z nim do piwnicy, brakowało już wina. Trzeba było ściągnąć z balonu parę butelek.

– To, za którą się bierzesz? – zapytał go adiunkt, kiedy trzymał wąż łączący przechylony balon z napełnianą butelką.

– A która się panu podoba – odpowiedział pytaniem student.

– „J a r u d e l u b i ę j e b a ć o d t y ł u” – usłyszał głos adiunkta.

Na moment zrobiło się Skólskiemu jasno w oczach. Mało nie wypuścił butelki. Poczuł drżenie w kolanach.

– Zapomniałeś, jaki jest odzew? – jakby od niechcenia, powiedział wykładowca.

– Pan?... – zaniemówił na chwilę zdziwiony Sokólski. Wężyk ze ściekającym winem przełożył do ust, pociągnął parę łyków. – W o l ę r y ż e – wykrztusił.

– Dostaniesz życiową szansę. Przydzielę cię do zespołu przygotowującego się na paryski konkurs. Może pojedziesz nad Sekwanę. Masz się zaprzyjaźnić z Jurkiem Wolańczykiem. Dalsze instrukcje na konsultacji w mojej katedrze. Piątek, godzina piętnasta.

Kulomiotowi udało się zaprzyjaźnić z synem lwowskiego profesora Jurkiem Wolańczykiem, członkiem Klubu Inteligencji Katolickiej. Stał się gościem w profesorskiej willi. Po oswojeniu się z topografią domu, pod nieobecność domowników, dorobionym kluczem dostał się do środka i sfotografował dokumenty z biurka profesora. Dla służby bezpieczeństwa przedstawiały jednak wątpliwą wartość. Większość z nich, stanowiły artykuły drukowane w oficjalnych biuletynach – tego niechętnie tolerowanego przez władze stowarzyszenia.

Pobyt w Paryżu młodego architekta – agenta SB, który znał stolicę Francji z opowieści matki, potwierdził, a nawet przekroczył jego wyobrażenia o tym mieście. Matka Skólskiego w czasie wojennej okupacji prezentowała w paryskich lokalach swoje skąpo okryte wdzięki. Tańcząc dla niemieckich oficerów, miała podnosić morale hitlerowskiej armii. Wysłano ją do stolicy Francji wraz z grupą tancerek na gościnne występy, w ramach programu: Soldatenschau1. Rozmarzona, opowiadała o spacerach na Polach Elizejskich, o smaku pieczonych kasztanów i swojej urodzie, którą eksponowała w tańcu. Skólskiemu, jako dziecku, utkwiły w pamięci zachwyty matki. Opowiadała o zapachach koszy kwiatów, otrzymywanych w garderobie od tajemniczego wielbiciela…, ponoć w stopniu generała SS.

W gronie młodych paryskich architektów, podejmujących wrocławskich laureatów, znalazła się studentka, wnuczka rosyjskiego emigranta – arystokraty. Skólski mając znakomite wyczucie rytmu, wpadł jej w oko, kiedy tańczyli w studenckim klubiku w Quartier Latin. Obserwując jego językową nieporadność, roztoczyła nad nim opiekę. Po rosyjsku opowiadała mu o osobliwościach Paryża. Wyjechał z nią windą na najwyższy taras widokowy wieży Eiffla. Kupiła mu rozpływające się w ustach kasztany – les marron. Prowadziła go za rękę po obszernych trotuarach Pól Elizejskich, wieczorami rozświetlonych jaskrawymi barwami niezliczonych reklam. Doznając na każdym kroku życzliwości, udzielających się pogodnych fluidów ze strony radujących się życiem Paryżan, zapominał, a przypominając sobie, starał się nie pamiętać o roli, w której znalazł się na delegacji.

Powrót do poszarzałej peerelowskiej rzeczywistości Skólskiego przytłoczył. Dyskretnie klucząc, poprzez zakamarki ponurego gmachu sądu, idąc do biura wydziału drugiego SB, czuł narastające nudności.

Paryskie raporty Kulomiota, okazały się dla esbeków mało doniosłe. Podał kilka nazwisk, lecz nie znając francuskiego ani angielskiego, poza toastami: „pour l’amour Polonais – Francais, a ton sante, a votre sante”2, po których wlewał w gardło niemałe ilości win i mocniejszej od wódki anyżówki, uczestnicząc w towarzyskich spotkaniach, prawie nic nie rozumiał. Padały wprawdzie sformułowania: regime sovietiqe, contrrevolution, w czasie swobodnie toczonych dyskusji z francuskimi kolegami przez Wolańczyka. Nasłuchując jednak politycznych polemik, szybko tracił wątek, nie rozumiejąc, o co w nich chodzi.

– Jesteś kurduplu po studiach! I co mamy ci, kurwa, zafundować cycatą korepetytorkę? – Zdenerwował się prowadzący go pułkownik. – Może jak byś jej zrobił lamur franse – minete i wylizał pizdę, to opanujesz język. – Che, che, che, che – zarechotał z własnego dowcipu śledczy, widząc strapioną minę agenta. – Jak na razie, poza naszą psycholog, nie mieliśmy z ciebie Kulomiot pożytku. Może w Wałbrzychu zrobisz coś dla ludowej ojczyzny? Tam zatrudni się Wolańczyk. Ty też złożysz podanie o pracę. Chcę znać każde poruszenie Wolańczyka. Nawet kolor i smród gówna, jakie zostawia w kiblu.

Rozdział 38 Twórcze poczynania

Wolańczyk, jeszcze bardziej skupił na sobie zainteresowanie bezpieki przed rozpoczęciem pracy w Wałbrzychu. Francuscy koledzy, w ramach umowy o współpracy naukowej i kulturalnej między PRL a Francją, zaprosili go na czteromiesięczne stypendium.

Tym razem przejął go agent, którego ceniono jako perłę wywiadu SB. Był umieszczony w wydawnictwie, uważanym przez komunistów za gniazdo żmij, sączących jad nienawiści do kraju budującego ludową ojczyznęParyskiej Kulturze. Dla esbeków także raport agenta – dziennikarza Paryskiej Kultury okazał się nijaki. Natchniony możliwościami twórczymi na polu architektury i wierny pacyfistycznemu statutowi KIK, Wolańczyk jakby bał się angażowania w polityczną działalność wywrotową.

– Ten nawiedzony twórca? – zdenerwował się inżynier Baj, gdy Kulomiot poprosił, aby Wolańczykowi pozwolił zaprojektować szkołę i tereny zielone, przylegającego do niej parku. – Będzie najwyżej projektował sracze i ścieki gówna. Niech mu Prymas Wyszyński zleci projektowanie tajnych burdeli przy diecezjach, ale ja i tego chujowi nie podpiszę.

– A ty nie zapominaj o roli Kulomiota i też za dużo nie podskakuj. Pierdol panienki i spokojnie pij wódkę. – Załatwiłbyś mi taką młodą dupeczkę... – Dostaniesz dobre zlecenia i zarobisz poważną kapuchę.

– Niech towarzysz naczelny przyjdzie dzisiaj i zobaczy naszą knajpę – polubownie odezwał się Skólski. – Mamy bankiet z działaczami i bokserami sekcji BKS Handlowca. Pan jeszcze nie widział zrealizowanego projektu, który pan zatwierdził.

– To polej na drugą nogę – spokojniej już odezwał się Baj, wyciągając z dolnej szafki biurka nadpitą półlitrówkę. – Przyjdę, bo ma być sekretarz powiatowy Molenda.

– No gratuluję towarzyszu – okrągły i zaróżowiony na twarzy pierwszy sekretarz powiatu podał Bajowi dłoń pulchną jak obwarzanek. – Zrobiliście ekstra lokal. Widać, socjalistyczni architekci zaczynają zostawiać w tyle budowniczych gnijącego zachodu.

– Politechnika przysłała mi paru zdolnych pistoletów, towarzyszu sekretarzu. Członków kolektywnych zespołów. Są lepsi od kapitalistów… Wygrywają u nich konkursy – powiedział z dumą naczelny architekt Baj.

– Bo widzicie towarzyszu – odezwał się sekretarz, z namysłem, jakby wizjonera. – Chciałbym, abyście poszli za ciosem. Jak nasz atutowy as pięściarski, mistrz ludowej ojczyzny w boksie Edek Załomski. – No może to nie najlepsze porównanie, bo Edzio nie upiększa twarzy przeciwników. – Ha , ha, ha – zaśmiał się sekretarz, w którego ustach błysnęła żółć złotych koronek.

Sekretarz Molęda, prowadzący pod pachę Baja, zatrzymał się koło baru. Głaszcząc, pokrytą bordowo–brązowym skajem, pufę barowego stołka powiedział.

– Wasz twórczy kolektyw powinien upiększyć to miasto. Dostaniecie pełne poparcie komitetu partii.

Pozycja architektów znacząco wzrosła po uroczystej wizycie w wigilię „święta odrodzenia PRL” dwudziestego drugiego lipca 1963 roku w ratuszu miejskim. Inżynier Baj otrzymał kryształowy puchar a jego trzej młodzi architekci dyplomy z inskrypcjami „Za wkład w rozwój Prastarych Ziem Piastowskich okolic Wałbrzycha”. Wszyscy dostali od Molędy koperty z premią: zawierały po pięćdziesiąt dolarowych bonów banku Pekao. Dyrektor Pedetu – były zastępca szefa powiatowego UB – chcąc zaznaczyć swoją obecność, podszedł do Baja i ściskając mu dłoń, powiedział:

– Wy i wasz kolektyw, w imieniu socjalistycznego handlu naszego miasta, otrzymujecie darmowy wstęp na wieczory taneczno – dancingowe oraz najlepszy stolik, który wybierzecie sobie według uznania. Jakby na uwiarygodnienie swych słów, każdemu z architektów wręczył po jednej z zalegających w magazynie pater. Talerze o złoconych brzegach przedstawiały akt pięknej Cyganki. Wizerunek, z powodu skazy produkcyjnej, sprawiał wrażenie, jakby dziewczyna na jednym oku miała bielmo.

– Coś pięknego – skwitował podarunek podpity inżynier Baj, wbijając niczym jastrząb swój mętny wzrok, w trzymaną paterę.

* * *

– No dobrze! Dam temu piździelcowi zlecenia na projekty, ale oficjalnie nic o tym nie wiem. Nie chcę jego podpisów pod projektami i niech zapomni o premiach uznaniowych – powiedział Baj, przyglądając się leżącemu przed nim malunkowi.

– Towarzyszu naczelny... Wolańczyk jest z nas najlepszy – niepewnie pochwalił Skólski kolegę. – Dzięki niemu wygraliśmy w Paryżu konkurs.

Baj gwałtownie poderwał się z krzesła. Rzucił się w pochyleniu nad biurkiem w stronę zaskoczonego, młodego architekta. Rozległ się huk kułakiem uderzonego blatu mebla. Jeden z dwóch kieliszków z wódką wywrócił się, rozlewając zawartość na kolorowe zarysy projektu.

– Coś ty powiedział! On najlepszy? To weź, chuja przyprowadź! Niech złoży rączki jak do paciorka. I mi tu! – pokazał wiszące portrety Gomółki i Chruszczowa. – Na klęczkach odśpiewa hymn Związku Radzieckiego! To może uwierzę! – wrzeszczał na skrzywionego Skólskiego, bo ślina pryskająca z ust Baja śmierdziała ostrą zgnilizną.

– Oj Kulomiot, Kulomiot... – nieco się uspokoił naczelny architekt.

Dyszał w stronę, odsuwającego bokiem głowę, rozmówcy. – Jakby nie to, że mam do ciebie słabość, to bym ci przypomniał o twoich mniej artystycznych obowiązkach wobec ojczyzny. – Te, to już widzę, pierdolisz po całości. Co, już może ty też, kurwa, poczułeś się wielkim twórcą?

1. Rewia dla żołnierzy.

2. Za przyjaźń polsko-francuską, Twoje zdrowie, Za nasze zdrowie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 28.04.2020 10:48 · Czytań: 617 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Komentarze
Usunięty dnia 28.04.2020 23:23
Kazjuno,

to już gorsze niż poprzednie. Pewnie dla Wałbrzyszan będzie ok, ale dla mnie wieje nudą. Bo ani historią się za bardzo nie interesuję, ani tym miastem. Ale to na pewno dla mnie jest lepsze niż o tym bokserze.
Ale napisane dobrze, jak to u Ciebie. Nie wspominam o interpunkcji.

Doznając na każdym kroku życzliwości, udzielających się pogodnych fluidów ze strony radujących się życiem Paryżan, zapominał, a przypominając sobie, starał się nie pamiętać o roli, w której znalazł się na delegacji.
zapomniał/przypomniał/pamiętać - za dużo.

Nasłuchując jednak politycznych polemik, szybko tracił wątek, nie rozumiejąc, o co w nich chodzi.
Osobiście unikam zdań z dwoma imiesłowami przysłówkowymi, wolałbym napisać: ...i nie rozumiał, o co ...

minete i wylizał pizdę, to opanujesz język
literówka oraz: dwa pierwsze określenia oznaczają to samo. Wiem, że to dialog i tu takie rzeczy są dozwolone, ale mimo wszystko zazgrzytało.

taneczno – dancingowe
bordowo–brązowym
Masz niejednorodny zapis analogicznych rzeczy, zdecyduj się.

To tyle oprócz interpunkcji, co mi przeszkodziło w czytaniu. Reszta nie wytrąciła mnie z rytmu czytania, więc ok.

Pozdro!
Kazjuno dnia 29.04.2020 00:30
Dzięki Antosiu za bystre spostrzeżenia. Nawet ostatnio zafrasowany poprawkami do Gry chyba nie będę miał czasu nanieść Twoich na tekst. Ale na pewno będę miał w tyle głowy i kiedy się wezmę za przygotowywanie tej powieści, to chętnie z nich skorzystam.
Może jutro zgłoszę następną część traktowanego jako zapychacz opowiadania. Oczywiście wolałbym, żeby jego treść bardziej Cię rozbawiła, ale to się okaże w praniu.
Trochę szkoda, że SZANOWNA REDAKCJA przeżywa jakiś dołek, bo na publikację tej części czekałem 20 dni. Pewnie jeśli powtórzy się taka dłużyzna to zapomnisz, co było w tym odcinku i trudno Ci będzie się połapać, o co chodzi.

Także dziękuję za czytanie i oczywiście za pierwszy komentarz.

Pozdrawiam, Kaz
OWSIANKO dnia 08.05.2020 13:59 Ocena: Dobre
kazjuno
tekst krótszy lepiej się czyta, ale jak dla mnie za dużo wulgarnych słów. Nadmiar trąci nachalnym ubóstwem
pozdrawiam
mj
Kazjuno dnia 08.05.2020 15:39
Pewnie, mj, masz rację. To stary tekst. Ostatnio staram się rzadziej wrzucać "mięsiste" sformułowania. Wtedy wybrzmiewają mocniej, nawet potrafią uatrakcyjnić tekst.
Tu zawarłem zaiste wodospad "mięsiwa". Znałem z widzenia ochlapusa naczelnego architekta. Ponadto parę razy chlałem gorzałę z sąsiadem esbekiem. On po kielichu w każde zdanie wtykał przynajmniej jeden, albo i więcej wulgaryzmów.
Co wcale nie oznacza, że tekst literacki ma być kopią knajackich pogaduszek.

Dzięki za czytanie i komentarz.
Zaglądałem do "Ofiary", tekst zaciekawił, myślę, że jeszcze dzisiaj uważniej przeczytam i zrewanżuję się komentarzem.

Pozdrawiam
wiosna dnia 24.05.2020 11:06
Przeczytałam rozdział 37 i zaczęłam 38, ale tematyka nie zainteresowała mnie i zrezygnowałam.
Pozdrawiam:)
Kazjuno dnia 24.05.2020 12:21
Rozumiem. Za dużo tam plugastwa.
Ale dzięki, że zajrzałaś.
Pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ajw
01/11/2024 19:17
Cieszę się, ze przypadło Ci do gustu. Dziękuję Kushi :) »
Janusz Rosek
01/11/2024 18:00
Darcon Dzień dobry. Bardzo dziękuję za Twój komentarz i… »
Darcon
01/11/2024 15:29
Hej, Januszu. To tekst na górną półkę, tylko mógłbyś… »
Kushi
31/10/2024 20:30
Aż chciałoby się namalować obraz czytając ten wiersz...… »
valeria
30/10/2024 22:23
Nie przypuszczałam nawet, że dam :)no jasny jest:) »
Jacek Londyn
30/10/2024 13:22
Jest listowie, igliwie, wgryzające się złote morze, dyniowo… »
euterpe
28/10/2024 10:54
Dziękuję za opinię, pamiętam jak kiedyś pisałam opowiadanie… »
Kazjuno
28/10/2024 09:33
Tytułowe pytanie, Co by było gdyby? - jak się domyślam -… »
euterpe
28/10/2024 09:02
Dziękuję za opinię. szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że… »
gitesik
28/10/2024 04:46
Recenzja tekstu „Co by było gdyby?” Tekst autorstwa… »
euterpe
27/10/2024 19:49
Dziękuję za opinię ????nie jest to zbyt dopracowane, ale nie… »
Kazjuno
27/10/2024 18:49
Janusz Rosek Cieszy mnie, że ciekawi Cię moja powieść. W… »
Janusz Rosek
27/10/2024 14:19
Kazjuno Bardzo ciekawy fragment. Wieczny dylemat - mówić… »
Darcon
27/10/2024 13:31
Ciekawe. :) Także forma. Dużo przecinków, wręcz urywanych… »
ajw
27/10/2024 12:02
Dziękuję, valerio :) »
ShoutBox
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty