Dopiero kilka minut po pierwszej melodii doszło do mnie, że coś dzwoniło. To znaczy, takie odniosłem wrażenie. Uniosłem głowę nieznacznie, próbując zorientować się w czasie i przestrzeni. Słońce świeciło mi prosto w oczy bolesną pomarańczą, więc domyśliłem się, że chyba było już późne popołudnie. Kark bolał jak diabli, pewnie dlatego, że zasnąłem na kanapie przed telewizorem, który chyba już kilka godzin temu zakomunikował, że z powodu bezczynności się wyłącza - i to zrobił, bo widziałem tylko martwy ekran. Wciąż rozlegał się dzwonek telefonu i zacząłem się rozglądać. W końcu zorientowałem się mniej więcej, że dźwięk dochodził do mnie gdzieś z podłogi. Ostrożnie sięgnąłem w dół i otworzyłem pudełko od pizzy. Faaaak. Telefon musiał mi wypaść z ręki, lądując pośrodku ostatniego kawałka, który zostawiłem. Niechętnie popatrzyłem na ekran, upieprzony sosem i zaschniętym, wystygniętym serem. Łuki. Rozejrzałem się za czymś, co mogłoby służyć za jakąś serwetkę, ale cóż, nie było. Zgarnąłem palcem ser i sos z ekranu telefonu i przyłożyłem komórkę do ucha. Z obrzydzeniem poczułem, jak się klei.
- No, co tam? - powiedziałem.
- Ja się, kurwa, pytam, co tam? - Usłyszałem głos Łukiego. - Od czterech dni nie dajesz znaku życia. Nie odpisujesz. Normalnie gdybyś był laską, pomyślałbym, że masz focha. Stoję przed drzwiami od kilku minut i się nie mogę dostać do mieszkania. Otworzysz mi łaskawie? - zapytał. Westchnąłem ciężko i rozejrzałem się po pokoju. Na stole leżało kilka kubków po kolejnych herbatach, niedokończona butelka scotch whiskey, pod stołem leżała plastikowa butelka po coli, a obok wejściowych drzwi do mieszkania, które były zamknięte, leżały trzy opakowania po kolejnych pizzach. Heh, burdel. Tak łagodnie mówiąc.
- No... - Jęknąłem. - Daj mi chwilę, trochę się ogarnę. Obudziłeś mnie - powiedziałem.
- Stary, jak to spałeś? Przecież dopiero co dochodzi siedemn... - Nie dałem mu skończyć, brutalnie przerywając rozmowę. Rozejrzałem się za moim cholernym wózkiem na który byłem skazany i z trudem się na niego wciągnąłem. Podniosłem tekturowe pudełko z podłogi, przerzuciłem ostatni, zimny kawałek pizzy na talerz i przetoczyłem się do przedpokoju, po drodze dorzucając pusty karton na stos trzech poprzednich.
Fak, jak trudno się otwiera drzwi z poziomu inwalidzkiego wózka. Serio. Musiałem podjechać bokiem, ledwie co się unieść, w czym gips i opatrunki nie pomagały niemal zupełnie. W końcu z wysiłkiem trzasnął zamek, otworzyłem go i cofnąłem się. W korytarzu coś mnie zatrzymało i zorientowałem się, że wózek wjechał w cztery puste pudła po pizzy leżące jedno na drugim. Musiałem kilka razy przejechać do przodu i do tyłu, żeby uwolnić kółko i wreszcie otworzyłem drzwi. I znów czułem, jaki jestem mokry od samego wysiłku otwierania tych pieprzonych drzwi. Gdy wreszcie je otworzyłem, do przedpokoju mojej kawalerki wszedł Łukasz.
- Cześć Miki. Wpadłem w odwiedziny, bo mi od tygodnia nie odpisujesz... - powiedział radośnie i gdy tylko spojrzał na mnie, uśmiech zszedł mu z twarzy. - Stary, wyglądasz jak gówno - dodał boleśnie szczerze. Nie powiedziałem nic, tylko pokazałem mu środkowy palec, po czym powoli wtoczyłem się na wózku do kuchni. Słyszałem, że wszedł za mną.
- Zrób sobie coś do picia - powiedziałem ponuro i wjechałem też, po czym sięgnąłem po kubek, w którym od kilku dni po bez przerwy robiłem sobie herbatę. Pozostałe kubki i szklanki były dla mnie poza zasięgiem, w wyższych szafkach. Łuki tylko rozejrzał się do kuchni, gdzie w zlewie piętrzyły się nieumyte od dawna naczynia, szklanki i Bóg jeden wie co jeszcze.
- Stary... myślałem, że Wiolka jest z tobą? Że się ktoś tobą zajmuje, przecież ty jesteś na wózku.
- Rozstaliśmy się - powiedziałem spokojnie, a gdy popatrzył zaskoczony na mnie, dodałem szybko. - W pokojowych warunkach.
- Pokojowych, kurwa - westchnął i się rozejrzał. - A wygląda tu jak po wojnie.
- Daj spokój - powiedziałem i odwróciłem się na wózku, by wyjechać z kuchni, ale znów zapomniałem, że przestrzeń pomiędzy szafkami pod dwoma przeciwnymi ścianami nie była wystarczająco szeroka. W końcu musiałem ustawić się tak, jak wcześniej i wyjechać tyłem. Gdy odwróciłem się w stronę pokoju, Łukasz chwycił rączki wózka i zaczął mnie pchać. Usłyszałem jak głośno wciąga powietrze i zakląłem znów w myślach.
- Miki, ty śmierdzisz nie lepiej niż dworcowy menel. - Stwierdził. - Ktoś naprawdę musi pomóc ci się ogarnąć. - Odwróciłem się w jego stronę i popatrzyłem ze złością.
- Weź się odpieprz, co? - zapytałem gniewnie. - Gdy pierwszego dnia chciałem wejść do wanny, tak, żeby chociaż trochę się ogarnąć, chyba rozwaliłem rękę - dodałem, pokazując mu lewą dłoń z wielkim siniakiem i sporą opuchlizną. Łukasz pokręcił tylko głową.
- Miki, weź ty czasem wsadź sobie w dupę tą dumę, dobra? Mogłeś, kurwa, zadzwonić że jesteś sam, głupku. A nie żywić się tylko pizzą i gnić na kanapie - powiedział, ale tylko wzruszyłem ramionami. - Widzisz, a ja znów ci ratuję dupę - dodał i wyciągnął swój telefon komórkowy. Usłyszałem też, że ruszył do kuchni i otworzył lodówkę.
- Kurwa, tu też pusto. Stary... - westchnął, a potem już wrócił z telefonem w ręce.
- No sorry, ale jakoś nie miałem po drodze do sklepu - powiedziałem ponuro. Łukasz się tylko uśmiechnął, po czym pokazał mi wyprostowany kciuk.
- Luzik, damy radę. Pamiętasz, jak się spotykałem z tamtą laską z pośredniaka?
- No pamiętam, co z nią? - zapytałem, usiłując przypomnieć sobie szczegóły krótkich i licznych związków Łukasza. Generalnie był dość... zabawowym typem.
- Z nią nic, rozeszliśmy się dawno. Ale w tamtym czasie rozbiliśmy tamtą ukraińską mafię, pamiętasz? Tą z dziewczynami. - Skinąłem tylko głową. Cóż, nie było co mówić, historia jakich wiele tak naprawdę. Kilkanaście dziewczyn z Ukrainy, które chciały znaleźć pracę na zachodzie, zostało wywiezionych z obietnicą fajnej pracy w Polsce i Niemczech. Skończyły w domach publicznych i nocnych klubach, bez papierów i prawa stałego pobytu. Udało nam się to skasować, głównie dlatego, że jedna z dziewczyn nie wytrzymała, uciekła i zaczęła sypać. Potem Łuki się nie zaopiekował. Na początku tak, że jego ówczesna dziewczyna z pośredniaka załatwiła jej przekwalifikowanie i pomogła znaleźć pracę. A potem zaopiekował się nią jeszcze bardziej, tak, że przez dobre pół roku nawet byli razem. Niestety, nie pamiętałem już, jak miała na imię. Chciałem zapytać, o co mu z nią chodziło, ale mój kolega już gdzieś dzwonił.
- No cześć Oksy. - Usłyszałem jego głos. No tak, Oksana. Faktycznie. Chyba skończyła gdzieś w jakimś ośrodku opieki, jako osoba do opieki nad staruszkami. Czy coś w tym stylu. Nie znam szczegółów. - Masz dzisiaj wolne, kochana? Tak? Super, mam dla ciebie specjalnego klienta - powiedział, a ja ruszyłem na wózku w jego stronę i otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale mnie uciszył gestem. - Nic z tych rzeczy, za kogo mnie masz?! - Usłyszałem w jego głosie rozbawione wzburzenie. - Mój przyjaciel potrzebuje pomocy. Wylądował na krótki czas na wózku. Tak, dokładnie, to ten glina. - Tutaj Łukasz mrugnął do mnie okiem. - Potrzebuje trochę ogarnięcia. Trochę nawet bardziej. Przyjedziesz? Wyślę ci linka. Ach, no i lodówka jest pusta. Tak totalnie. A przydało by się. Co? - Łukasz pochylił się z telefonem przy uchu i otworzył drzwi lodówki. - Tak na tydzień przynajmniej - powiedział, drapiąc się po głowie. - No nie wiem, ty będziesz wiedzieć lepiej, chyba, nie? Ja się żywię na mieście, ha ha ha. - Roześmiał się. - No dobra, to zaraz ci napiszę adres. - Rozłączył się w końcu i odetchnął.
- Serio? - zapytałem. - Oksana? - dodałem z powątpiewaniem.
- Owszem. Oksana. Naprawdę zna się na rzeczy. I to nie na tak, jak myślisz. Pomoże ci się ogarnąć. A ja zrobię dla ciebie plus na pierwsze wrażenie i wyniosę śmieci, dobra? Rusz kółka ogarnij zmywarkę, dobra? - zapytał. Uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Dziękuję, Łukasz - powiedziałem, ale on tylko machnął ręką.
- Zrobiłbyś to samo, nie? - zapytał. - No więc nie dziękuj, tylko pomóż trochę chociaż posprzątać. Nie przyjedzie tutaj z zakupami dla ciebie, żeby wysprzątać ci mieszkanie, tylko ogarnąć ciebie. Do roboty - dodał z uśmiechem.
Dobrą godzinę później usłyszałem dzwonek do drzwi. Rozejrzałem się szybko po salonie, ale moje mieszkanie było w miarę uprzątnięte - z czego lwią część zrobił Łukasz. Kuchnia... nie, z pewnością nie była lśniąca, ale brudne naczynia zniknęły w zmywarce, która za kilka minut miała skończyć cykl. Nawet łóżko było pościelone. Po chwili do salonu wszedł Łuki, a wraz z nim Oksana. Uśmiechnąłem się na jej widok. Kurde, zapomniałem, jaka była ładna. Szczupła, wysoka kobieta o kruczoczarnych włosach, z wyraźnie wschodnimi rysami twarzy, o przenikliwym spojrzeniu. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Cześć Mikołaj. Potrzebujesz pomocy, co? - zapytała czystym polskim, chociaż akcent miała delikatnie wschodni. Opuściłem tylko wzrok. Naprawdę czułem się paskudnie. To było żałosne, nie potrafić zrobić wokół siebie najprostszych higienicznych czynności. Miałem ochotę wypieprzyć ich oboje za drzwi i zamknąć się na stałe, żeby nikt więcej nie mógł mnie oglądać w tym stanie.
- Nie dobijaj mnie, Oksy, co? - zapytałem.
- Ależ spokojnie, Mikołaj - powiedziała z uśmiechem miłym, melodyjnym tonem. - O ile wiem, nie jesteś starym, bezsilnym dziadkiem, tylko silnym facetem. Sam się ogarniesz, ja ci tylko pokażę jak - dodała, stanęła za moim wózkiem i popchnęła go w stronę łazienki.
Chodziłam po pokoju tam i z powrotem. I co chwilę patrzyłam na leżącą na łóżku Emilię. Była śmiertelnie blada, pomimo tego, że jej nogi były wysoko uniesione na stojącym na łóżku krześle. Popatrzyłam na zegarek na nadgarstku. Minęło już prawie pół godziny od telefonu do Kamili. Słyszałam, jak serce Emilii łopocze się w jej klatce piersiowej, a jej oddech był naprawdę płytki i rwany. Nagle usłyszałam trzask zamka w drzwiach i wyszłąm do korytarza.
- Jesteś wreszcie! - powiedziałam, widząc, jak Kamila wpada do mieszkania. Na ramieniu miała jakąś dużą, sportową torbę.
- Gdzie ona jest, kurwa? - Ryknęła od razu na mnie, trzaskając za sobą drzwiami. Wskazałam głową, a ona od razu tam pobiegła. Stanęłam na progu drzwi i obserwowałam ją. Usiadła na krawędzi łóżka i szybko sprawdziła stetoskopem oddech Emilii i jej tętno.
- I co? - zapytałam.
- Umiera, kurwa - powiedziała Kamila. - Mam nadzieję, że masz już w głowie plan, co zrobić z ciałem, jak mi się nie uda. Teraz przynieś mi wieszak na kurtki z przedpokoju. Migiem! - dodała. Od razu odwróciłam się i ruszyłam pod same drzwi. Zrzuciłam bez ładu i składu nasze kurtki i torebki na podłogę, domknęłam zamek w drzwiach i wróciłam do mojej sypialni. Postawiłam wieszak obok łóżka i Kamila rozpięła szybko torbę. Wyciągnęła kilkanaście przyrządów przyniesionych ze szpitala oraz niewielką, przenośną lodówkę z medycznymi oznaczeniami. Jednak gdy tylko ją otworzyła, poczułam coś co sprawiło, że cofnęłam się na próg sypialni.
- Co to? - zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, co miała w lodówce. Chwyciłam mocno drewniane futryny drzwi do mojego pokoju, gdy tylko poczułam Głód.
- Dwie jednostki. Tyle udało mi się wziąć ze szpitala. Musi jej to wystarczyć - powiedziała Kamila, nawet na mnie nie patrząc. Od razu podciągnęła rękaw Emilii, po czym szybko założyła silikonowe rękawiczki i założyła jej powyżej łokcia elastyczną, szeroką gumkę. Naciągnęła ją mocno i popatrzyła na wnętrze łokcia. Obserwowałam każdy jej ruch. Szybko powiesiła oba woreczki z krwią na wieszaku tuż nad głową Emilii, po czym szybko znalazła jej żyłę i założyła jej wenflon, a ja aż syknęłam, gdy zobaczyłam w łokciu Emilii jej krew. Chwyciłam mocno futryn, niemal z całych sił, chociaż miałam wrażenie, że zaraz rzucę się na nią i po prostu wypiję ile się będzie dało. - Kim ona jest w ogóle? - zapytała Kamila. To pytanie nie dotarło do mnie, miałam już tylko w głowie Głód. Bezwolnie zrobiłam krok do przodu, w ich stronę, ale dłonie, wbite paznokciami w drewniane futryny, zatrzymały mnie niczym łańcuchy. Niemal nie czułam swoich rąk; były dla mnie jak obce ciało przytrzymujące mnie w miejscu. Kamila, wciąż, zwrócona do mnie plecami, sięgnęła do pierwszego woreczka z jednostką krwii, po czym chwyciła długi przewód i wzięła do rąk niewielką, metalową miseczkę. Upuściła do niej kilka kropel krwi, zapewne chcąc usunąć powietrze z przewodu i podpięła rurkę pod wenflon. Gdy tylko pierwsza kropla wylądowała w misce, poczułam, że niemal odlatuję.
- Kuuurrrwwaaaaa... - Jęknęłam przeciągle, szeroko otwierając usta. Znów zrobiłam krok w ich stronę, dosłownie szarpiąc się na wyciągniętych w tył, wczepionych w futryny nie_moich rękach. Chyba wyłamałam sobie ze stawu lewy bark, ale ledwie to poczułam. Kamila teraz dopiero popatrzyła na mnie i gwałtownie wstała, natychmiast blednąc nie gorzej od nieprzytomnej Emilii. Popatrzyłam na nią półprzytomnym wzrokiem. Czułam, że mam szeroko otwarte usta, że kapie mi już z nich ślina. Byłam potwornie Głodna. Chociaż przecież nie dalej, jak kilkadziesiąt minut temu wyciągnęłam z Emilii całkiem sporo. Ale widok jej krwi, jej bliskość, możliwość patrzenia, jak spokojnie spływa z woreczka do wenflonu tak na mnie działał.
- Fascynujące... - Szepnęła Kamila, a ja poczułam, co takiego było fascynującego dla niej. Poczułam, jak moje cztery kły wysunęły się z dziąseł, dwukrotnie zwiększając swoją długość. Znów się szarpnęłam w ich kierunku i coś trzasnęło - to jeden z moich palców wczepionych w drewnianą futrynę uwolnił się, wyrywając przy okazji kawałek drewna.
- Jeeej kreeww... - Wysyczałam, czując, że zaraz chyba stracę nad sobą panowanie. - Daaaj. Ja muszę... - Kamila tylko się uśmiechnęła ironicznie i sięgnęła sobie za dekolt.
- Gówno tam musisz, potworo. Trzymaj dystans! - Warknęła i wysunęła zza bluzki łańcuszek, który kiedyś kupiłam jej w prezencie. Łańcuszek, z dużym, srebrnym krzyżem. Chwyciła go pewnie na wysokości swojego serca i powoli skierowała w moją stronę. Syknęłam z agresją, ale poczułam, że nie mogę podejść bliżej. Kształt krzyża w połączeniu ze srebrem odpychały mnie od niej niemal fizycznie.
- Kreeewwww... Muszę... - Wyjęczałam, chociaż czułam, że siła jej amuletu przewyższa moją. Kamila zdecydowanym krokiem ruszyła w moim kierunku, trzymając przed sobą krzyż. Nagle wysunęła rękę w której nie trzymała krzyża i położyła mi na piersiach, tam, gdzie miałam serce. Chyba obie czułyśmy, jak się rozbudziło i łopotało pod moimi piersiami, pragnąc tylko świeżej krwi.
- Łączy nas siostrzana więź. Nie skrzywdzisz mnie. Ja nie skrzywdzę ciebie. Wyjdź z tego pomieszczenia - powiedziała, znów robiąc niewielki krok w moją stronę i dosłownie wypychając mnie z mojego pokoju. Cofnęłam się półprzytomna i poczułam, jak moje naprężone ręce nieco opadły. Po kilku chwilach, nie wiedząc nawet jak, stałam otępiała przed zamkniętymi od środka drzwiami mojego pokoju. Teraz dopiero dotarł do mnie ból, w gwałtownych impulsach docierający do mnie ze strony wyłamanego barku i palców dłoni, które z powyłamywanymi paznokciami wciąż tkwiły w drewnianej futrynie drzwi. Zacisnęłam zęby i nie mogłam nie zauważyć, że moje kły już się schowały. Przymknęłam oczy i jednym, gwałtownym krokiem cofnęłam się szybko, dosłownie wyrywając wbite paznokcie z futryn. W kilku miejscach wyrwałam kawałki drewna, dwa, albo trzy moje paznokcie zostały w futrynie, całkowicie zerwane. Trudno, zagoją się. Teraz to nie było ważne. Wsłuchałam się uważnie w drzwi i po chwili usłyszałam w moim pokoju wyraźnie dwa bijące serca. Oba biły w równym, zdrowym rytmie i odetchnęłam z ulgą. Chyba się udało.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt