Paryż - Galernik
Proza » Miniatura » Paryż
A A A

Dobrze, że wyrwałem się z tego zapyziałego miasteczka. Dawno tam nie zaglądałem, bo i nie było po co. Dom został sprzedany, rodzice nie żyją, pochowani są na miejscowym cmentarzu. Płacę regularnie za opiekę nad ich grobami, na Święto Zmarłych zawsze palą się znicze, leżą wieńce. Proboszcz wysyła mi później zdjęcia potwierdzające, że wszystko wykonał zgodnie z umową. Trochę to kosztuje, ale trzeba się pokazać.

Mówią, że zrobiłem karierę. Cóż, moja gęba przewija się przez programy śniadaniowe, gdzie z miną eksperta wymądrzam się na każdy temat. No, i ścianki. Trzeba tam być, jakoś zarabiać, łapię więc wszystko co się tylko da. Reklamy, ogony w serialach i teatrach, chałtury. Ostatnio byłem nawet pingwinem w przedszkolu.

W głębi serca jestem sentymentalnym facetem. Kiedy przekroczyłem sławetną smugę cienia, postanowiłem odwiedzić rodzinne strony. Poprzekładałem spotkania, mówiąc, że wyjeżdżam do Paryża na zdjęcia próbne do znanej wytwórni filmowej. Pojechałem na Centralny. W starych dżinsach, szarej bluzie i bejsbolówce, starałem się wtopić w tłum podróżnych. Nikt mnie nie rozpoznał, nie nagabywał o autograf czy zdjęcie. Pociąg Intercity zawiózł mnie do Poznania, stamtąd osobowym do Zielonej Góry, a potem jeszcze kilkadziesiąt kilometrów do celu wyprawy.

Wysiadłem. Stacja wyglądała żałośnie. Rozpadające się, brudne mury nie przypominały dawnego dworca. Poczekalnia, w której zbieraliśmy się z kolegami czekając na pociąg do Żar, była zabita deskami, w oknach bez szyb szczerzyły się kraty. Pod skleconym byle jak daszkiem z zardzewiałej blachy, siedział jakiś typek, obok leżał rower.

Wyszedłem na poszukiwanie przeszłości. Chciałem odwiedzić dawne miejsca, ogrzać się w ich cieple. Odszukałem ścieżkę prowadzącą nad rzekę. Teraz był to chodnik, może ścieżka rowerowa, biegnąca jak dawniej, opłotkami. Doszedłem do miejsca, które było wciąż żywe w mej pamięci. To tutaj uciekaliśmy na wagary. Kładliśmy się na zboczu starego koryta rzeczki i paląc papierosy, patrzyliśmy, czy nie zbliża się ktoś, kto mógłby nas zadenuncjować przed rodzicami lub, co gorsza, przed kierownikiem szkoły. Przeszedłem się wzdłuż rzeki. Postarzała się. Łowiliśmy tu raki, wyciągając je rękoma spomiędzy faszyn. Po ugotowaniu były czerwone, a ich mięso delikatne. Doszedłem do "wodospadu". Były to przerzucone w poprzek dwie belki, próg, z którego spadała woda, tworząc jedyne, nieco głębsze miejsce, gdzie mogliśmy nurkować. Poza tym całe koryto przechodziliśmy wzdłuż, nie mocząc kąpielówek.

Wróciłem do miejsca połowu raków. Dziki wówczas teren, zmienił się. Teraz są tu ławeczki, stoliki, obmurowany krąg na ognisko. Spodobała mi się ta metamorfoza. Znużony podróżą i spacerem, usiadłem, zamknąłem oczy, zamyśliłem się. Słońce było już nisko, drzewa rzucały długie cienie, było przyjemnie, ciepło. Chyba się zdrzemnąłem, bo kiedy poczułem szarpanie za ramię, nie wiedziałem gdzie jestem.

- Gościu, nie śpij, bo cię okradną. - Naprzeciwko mnie siedziało dwóch facetów, ten spod daszku na stacji i drugi, wyższy. Przed nimi stała butelka po winie porzeczkowym.

- Siedzimy tu sobie już pół godziny i tak mówimy, że może by się pan z nami napił? - zagadał ten wyższy. - Tylko wyczerpały nam się fundusze, wspomoże pan potrzebujących?

Nie wyglądali na ostatnich lumpów, uznałem jednak, że odmowa będzie ryzykowna. Podałem dziesięć złotych.

- Zaraz będzie nowa flaszeczka - zawołał. - Stachu, masz tu dychę i zasuwaj.

Stachu wsiadł na rozklekotany rower i oddalił się w nieznanym kierunku.

- Zdzichu jestem - powiedział, podając mi rękę.

- Robert - przedstawiłem się. Zdzichu przyglądał mi się w milczeniu.

- A ja cię skądś znam - powiedział w końcu. - Pracowałeś kiedyś u Franka na stolarni? Nie, tamten był wyższy. A u Bogdana, co samochody z Niemiec klepał? Czekaj, wiem! Chodziłem do podstawówki z takim jednym, podobnym do ciebie. To przecież ty, Robercik. Nie chciałeś z nami w nogę grać, ale z polaka byłeś najlepszy, wypracowania nam pisałeś, o w mordę, ja nie mogę! - Zdzichu wyraźnie wpadł w euforię, kiedy odkrył we mnie kolegę ze szkoły.

Wrócił Stachu z nową butelką.

- Stasiu, patrz, kto przyjechał! To Robercik, poznajesz?

Faktycznie, byli to moi szkolni koledzy. Najwięksi rozrabiacy, powtarzający szóstą klasę, ale trzymający się, jak widać, dalej razem. Stachu wyciągnął zza pazuchy kubeczki plastikowe i otworzył butelkę.

- Za stare czasy - zawołał Zdzichu - do dna.

Wypiliśmy.

- Opowiadaj, co u ciebie, Robert. Przyjechałeś na groby staruszków, co? Dbasz o nie, widać, że często przyjeżdżasz. Tam obok i moi leżą, tylko skromniejsze pomniki im zamówiłem. I znicze też się zawsze palą. Że też cię wcześniej nie spotkałem.

Zdzichu zdał mi relację z kilkudziesięciu ostatnich lat. Kulawy Romek wpadł pod pociąg, Bronek ożenił się z rozwódką, Jasia zamknęli za rozbój i tym podobne rewelacje. Ponieważ opowieść była długa, Stachu jeszcze dwa razy jechał do sklepu, za trzecim poszedł piechotą, trzymając się jednak mocno roweru dla równowagi i już nie wrócił. Pewnie padł po drodze.

Było już prawie ciemno, kiedy przypomniało mi się, że muszę wracać. Za pół godziny będzie ostatni pociąg ze Zgorzelca do Zielonej Góry. Podniosłem się z ławki, ale natychmiast usiadłem. Nie byłem w stanie zrobić kroku.

- Macie tu jakieś taksówki? - zapytałem głupio, bo przecież byliśmy nad rzeką, obok nie było żadnej szosy. Ale Zdzisław milczał. Spał. Starałem się go obudzić, potrzebny był mi szybki transport. Nie doszedłbym nawet trzeźwy, a co dopiero po kilku winach. W końcu zrezygnowałem.

- Zdzisiu, gdzie tu się można przespać?

Zdzisław ocknął się, spojrzał mętnym wzrokiem i powiedział: - U mnie, Robercik.

Kiedy szliśmy do niego, Zdzichu zajrzał jeszcze do Stacha. Wprowadził rower za płot, zniknął na moment w środku, by po chwili potwierdzić, że Stasiu śpi jak niemowlę. Dotarliśmy wreszcie do jego domu. W progu niewielkiego, ładnego domu przywitała nas elegancko ubrana kobieta.

- Pozwól, Basiu, że ci przedstawię mojego kolegę ze szkolnej ławy - powiedział, siląc się na powagę. Basia podała mi dłoń, którą uścisnąłem, patrząc jej w oczy. To była ta sama Baśka, która podobała się wszystkim chłopakom z pociągu. Wsiadała gdzieś po drodze, uczyła się chyba w Technikum Samochodowym, jako jedyna dziewczyna w klasie.

- Wiecie co, chłopcy, zrobię kolację, a potem pójdziemy spać. Pogadamy jutro, ok? Była jajecznica na boczku, chleb, herbata. Położyli mnie w pokoju gościnnym. Zanim zasnąłem, słyszałem zza ściany ich ściszone głosy i śmiech Basi.

Rano przeżyłem szok. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale nie tak wyobrażałem sobie mieszkanie Zdzisława. Nie było duże, wszystkiego, jak mówił, osiemdziesiąt pięć metrów kwadratowych, jednak to, co zobaczyłem, kompletnie mnie zaskoczyło. Wnętrze w stylu skandynawskim, na ścianach reprodukcje, obrazy, grafiki, niezliczona ilość książek, płyt, dobry system audio. Kuchnia - marzenie. Sprzęt, o jakim ja, w mojej podnajmowanej kawalerce na Bródnie, mogłem tylko pomarzyć. W gabinecie Zdzisława komputery najnowszej generacji. Kończyliśmy obchód jego włości, kiedy Basia zawołała nas na śniadanie.

Nie kryłem zaskoczenia i oni to widzieli. Okazało się, że prowadzą firmę reklamową.

- Siedzimy tu sobie jak u Pana Boga za piecem - opowiadała Basia. - Mamy renomę, zamówień w bród, czego nam więcej trzeba? Jeździmy do Poznania, Wrocławia, do teatru lub filharmonii. W Zielonej Górze też dzieją się ciekawe rzeczy. A ty? jak sobie radzisz? Jesteś aktorem w Warszawie, tak? Dużo grasz? Widujemy cię czasem w reklamach. W którym teatrze jesteś? - Basia zarzuciła mnie pytaniami, na które nie miałem dobrej odpowiedzi. Milczałem chwilę, a potem opowiedziałem, na czym polega moja "praca". Nie byli zdziwieni, tego się chyba spodziewali. Zaproponowali, abym został do obiadu. Po południu jadą do Zielonej Góry, to mnie podwiozą, stamtąd łatwiej dojadę do Warszawy. Przez cały czas męczyła mnie jedna rzecz, zastanawiałem, czy wypada o to zapytać.

- Zdzisław, wyjaśnij mi coś. Ty, Stachu i wczorajsze tanie wino. Jak, dlaczego? To mi się nie zgadza z tym, co widzę dzisiaj, jak żyjecie.

- Widzisz, Stasiu jest mi bliski jak brat. I on potrzebuje czasem prostych rozrywek, jak każdy. Raz na jakiś czas, organizujemy sobie takie wieczory porzeczkowe. To nam dobrze robi. Staś pomaga nam w firmie, zajmuje się przesyłkami. Ale jeździ też z nami do teatru. I w scrabble jest całkiem niezły. Mamy stałą paczkę, spotykamy się w niedziele na kilka partyjek. Po obiedzie przyjdzie zresztą na kawę nasza przyjaciółka Teresa. Może ją pamiętasz? Były z Basią jak papużki nierozłączki. Mieszka niedaleko nas.

Tak, pamiętałem ją. Była cichą, nierzucającą się w oczy dziewczyną subtelnej urody.

Po śniadaniu Basia i Zdzisław pokazali swoje projekty, filmy z podróży, opowiedzieli o kolejnych planach urlopowych. Dyskretnie nie pytali o moje. Zjedliśmy obiad i przeszliśmy do salonu. Przyszła Teresa, przyniosła ciasto, butelkę dobrego wina. Przywitała się z gospodarzami, potem ze mną. Powitanie było bardzo ciepłe, serdeczne, jakbyśmy byli bliskimi przyjaciółmi, a nie starymi znajomymi ze szkolnych lat. Ze skromnej uczennicy, przeistoczyła się w elegancką, pewną siebie kobietę. Wypowiadała trafne opinie o najnowszych książkach, filmach. Rozmowa przy stole sprawiała mi ogromną przyjemność. W Warszawie, nikt z kręgu moich znajomych, nie czytał Doroty Masłowskiej, czy Szczepana Twardocha. Kiedy niedawno zapytałem, przed nagraniem reklamy, czy ma ktoś w domu "Morfinę", popatrzyli na mnie jak na ćpuna. Teresa z błyszczącymi oczyma opowiadała, że nie może się doczekać ekranizacji "Króla". Podobnie zresztą jak ja. Pracowała w miejscowym Domu Kultury, w którym dzieją się ciekawe rzeczy. Jest kilka kół zainteresowań dla dzieci i młodzieży, a teraz zawiązał się Uniwersytet Trzeciego Wieku i jest pomysł na teatr, czy kabaret, tylko brakuje instruktora.

- Może ty? - rzuciła. - Przecież znasz się na tym. Mamy scenę, nagłośnienie, światła. Jest też mieszkanie służbowe dla prowadzącego. Co ty na to?

Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Nie po to tu jechałem. Gospodarze przysłuchiwali się życzliwie naszej rozmowie.

- To może być twój Paryż, Robert - wtrąciła z uśmiechem Basia.

Nic nie odpowiedziałem, bo co było mówić? Nałożyłem sobie kolejną porcję szarlotki. Nie jadłem takiej od dzieciństwa, co powiedziałem głośno i widziałem, że sprawiłem tym Teresie przyjemność.

- To jak, jedziesz z nami do Zielonej, Robert? Bo jesteśmy umówieni i musimy za chwilę wyjeżdżać? - zapytała Basia.

Nie odpowiedziałem od razu, przez głowę przelatywały mi błyskawicznie różne wizje i plany. Scena, teatr, pingwin w przedszkolu, reklama proszku, Paryż, odwołać proboszcza, zwolnić kawalerkę, szarlotka, Teresa, mieszkanie...

- Teresa, a to mieszkanie, to od zaraz? - zapytałem.

- Tak, chcesz obejrzeć? Mam klucze.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Galernik · dnia 14.05.2020 12:47 · Czytań: 260 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Miladora dnia 20.05.2020 23:11
Przyznam, że nieźle mnie zaskoczyłeś, Galerniku. :)
No bo w końcu kto by się spodziewał po dwóch szemranych osobnikach pijących tanie wino nad rzeczką, że są kimś zupełnie innym.
Ale rozumiem ich i ten swoisty rytuał odreagowania. Wyrwanie się do ram społecznych, w których tak dobrze można się zakamuflować, że zostaje wyłącznie wolność.
No i pewnie sentyment do młodzieńczych, rozrabiackich czasów.

Dlatego spodobało mi się to opowiadanie, pomijając błędy oczywiście, których masz niestety dość sporo. Na przykład dialogi - brakuje w nich myślników rozdzielających kwestie.
Uzupełniłam zapis w poniższych przykładach:
Cytat:
– Go­ściu, nie śpij, bo cię okrad­ną. – Na­prze­ciw­ko mnie sie­dzia­ło dwóch fa­ce­tów

Cytat:
– Sie­dzi­my tu sobie już pół go­dzi­ny i tak mó­wi­my, że może by się pan z nami napił? – za­ga­dał ten wyż­szy. – Tylko wy­czer­pa­ły nam się fun­du­sze, wspo­mo­że pan po­trze­bu­ją­cych?
Nie wy­glą­da­li na ostat­nich lum­pów, uzna­łem jed­nak, że od­mo­wa bę­dzie ry­zy­kow­na. Po­da­łem dzie­sięć zło­tych.

Cytat:
– Zaraz bę­dzie nowa fla­szecz­ka – za­wo­łał. – Sta­chu, masz tu dychę i za­su­waj.
Sta­chu wsiadł na roz­kle­ko­ta­ny rower i od­da­lił się w nie­zna­nym kie­run­ku.

Cytat:
– A ja cię skądś znam – po­wie­dział w końcu. – Pra­co­wa­łeś kie­dyś u Fran­ka na sto­lar­ni? Nie, tam­ten był wyż­szy. A u Bog­da­na, co sa­mo­cho­dy z Nie­miec kle­pał? Cze­kaj, wiem! Cho­dzi­łem do pod­sta­wów­ki z takim jed­nym, po­dob­nym do cie­bie. To prze­cież ty, Ro­ber­cik. Nie chcia­łeś z nami w nogę grać, ale z po­la­ka byłeś naj­lep­szy, wy­pra­co­wa­nia nam pi­sa­łeś, o w mordę, ja nie mogę! – Zdzi­chu wy­raź­nie wpadł w eu­fo­rię, kiedy od­krył we mnie ko­le­gę ze szko­ły.
Wró­cił Sta­chu z nową bu­tel­ką.

Cytat:
– Za stare czasy – za­wo­łał Zdzi­chu – do dna!
Wy­pi­li­śmy.

Cytat:
– Zdzi­siu, gdzie tu się można prze­spać?
Zdzi­sław ock­nął się, spoj­rzał męt­nym wzro­kiem i po­wie­dział: – U mnie, Ro­ber­cik.

Cytat:
– Po­zwól(,) Basiu, że ci przed­sta­wię mo­je­go ko­le­gę

Cytat:
– Sie­dzi­my tu sobie jak u Pana Boga za pie­cem – opo­wia­da­ła Basia. – Mamy re­no­mę, za­mó­wień w bród, czego nam wię­cej trze­ba? Jeź­dzi­my do Po­zna­nia, Wro­cła­wia, do te­atru lub fil­har­mo­nii. W Zie­lo­nej Górze też dzie­ją się cie­ka­we rze­czy. A ty? jak sobie ra­dzisz? Je­steś ak­to­rem w War­sza­wie, tak? Dużo grasz? Wi­du­je­my cię cza­sem w re­kla­mach. W któ­rym te­atrze je­steś? – Basia za­rzu­ci­ła mnie py­ta­nia­mi, na które nie mia­łem do­brej od­po­wie­dzi.

Cytat:
przy­ja­ciół­ka Te­re­sa. Może ją pa­mię­tasz? Były z Basią jak pa­puż­ki nie­roz­łącz­ki. Miesz­ka nie­da­le­ko nas.
Tak, pa­mię­ta­łem ją. Była cichą, nie­rzu­ca­ją­cą się w oczy dziew­czy­ną sub­tel­nej urody.

Cytat:
a teraz za­wią­zał się Uni­wer­sy­tet Trze­cie­go Wieku i jest po­mysł na teatr, czy ka­ba­ret, tylko bra­ku­je in­struk­to­ra.
– Może ty? – rzu­ci­ła. – Prze­cież znasz się na tym. Mamy scenę, na­gło­śnie­nie, świa­tła. Jest też miesz­ka­nie służ­bo­we dla pro­wa­dzą­ce­go. Co ty na to?

Cytat:
– To może być twój Paryż, Ro­bert – wtrą­ci­ła z uśmie­chem Basia.
Nic nie od­po­wie­dzia­łem, bo co było mówić? Na­ło­ży­łem sobie

W pozostałych dialogach też zamień dywizy na myślniki (–).
I następnym razem nie pisz ich jednym ciągiem. ;)

Co jeszcze?
Cytat:
Cie­szę się, że wy­rwa­łem się z tego za­py­zia­łe­go mia­stecz­ka. Dawno tam nie byłem, bo i nie było po co.

Niezbyt fortunny początek. Spróbuj go dopracować i przejrzyj tekst pod kątem interpunkcji i powtórzeń.

A wiesz - mój ojciec też przynosił wyłowione w ten sposób raki. Pamiętam ich czerwień i białe, delikatne mięso. :)
Miłego jutra.
Galernik dnia 20.05.2020 23:31
Milu, jak zwykle dociekliwa i jak zwykle pomocna. Wrócę tu i przeanalizuję, poprawię co się da. Tak, wiem, dialogi. Wiem też, że interpunkcja. Ale raki? Przepyszne mięso, prawda? Niemal tak delikatne jak żabie udka z chińskiej restauracji. Polecam :)

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty