Ogień trawił wszystko. Rozprzestrzeniał się po jego wnętrznościach. Spływał potem po jego rękach. Języki ognia ogarniały jego twarz. Stał wśród pożogi własnego istnienia. Raz po raz zadawał ciosy Bogu ducha winnemu drzewu. Mięśnie płonęły pod brzemieniem okrutnego wysiłku. Zbladłe kłykcie zaciskały się w straszliwym spazmie na trzonku siekiery. Góra dół. Góra dół. Jego ciało zapadło w trans. Tylko góra dół. Tylko to się liczy. Kwaśny pot zaciskał jego powieki w zapamiętaniu. Nie przerywał, by zetrzeć go z twarzy. Z porów na czole zaczęła ciec krew. I na to nie zważał. Choć ciało jego trawił ogień i ginęło w tych bezmyślnych ruchach, nie było to cierpienie chociaż porównywalne z tym, które tak dramatycznie ściskało jego duszę, nie dając mu ulgi ani na chwilę. Zabójca. Morderca. Gdzieś z tyłu głowy czyhało wieczne potępienie. Hańba musiała wszak zostać zmyta. Ta potwarz nie mogła odbyć się bez odpowiedzi. I ona musiała być przecież najokrutniejsza. Tak okrutna jak zadany cios. Góra dół. Wciąż i wciąż na nowo. Giń! Nie zabijaj! Ten sam dramat przeżywać po swój kres. Przeznaczenie. Przystanął nagle jak gdyby nigdy się nie ruszał. Siekiera upadła, uwolniona wreszcie z jego zaskoczonych rąk. Nie mógł się ruszyć. Wprawić na powrót w ruch swe obmierzłe ciało. Na co? Po co? Spojrzał bez zrozumienia na upadłe drzewo. Jak to się stało? Cisza. Krótka cisza, z której śmiech wyłania się jak z lasu. Gdzie jesteś piękna nimfo? Ile jeszcze drzew muszę ściąć, by się do ciebie dostać? Kąt oka zatonął nagle w bieli. Czy to jej suknia? To jej białe jak jaśmin ciało. Tak na pewno! Jeszcze tylko trochę! Tam była! Skryła się gdzieś za tamtym drzewem! A otoż i jej kochanek bawi się z nią w chowanego. Aż gdzież ty?! Ach! Siekiera znów chwycona. Zapada szał. Chcę widzieć krew! Znów widzieć ich krew! Niech się dopełni koszmar. Niech się już skończy. Ach, żono ma! Widziałem, żeś żyw! Gdzież twa smukła kibić? Gdzież lico uśmiechem tknięte lekkim jak motyla tchnienie. Wróć! Nie odwracaj się. Ja cię zbawię. Tym razem nie zanurzę w śmierci. I znów stał się tylko ruchem. Góra dół. Góra dół. Wybawi istoty z objęć śmierci. Tak, już jest blisko. Blisko jest odkupienie. Urywany oddech. W oczach ciemnieje. Krew, to krew, wszędzie krew. Puste oczy mówią morderca. W pustych oczach odbija się cały wszechświat. Spływają krwią na dziedzińcu. Mokną w deszczu, deszcz obmywa doskonałe nagie ciała. Krew spływa na miasto, na ulice na duszę. Na duszę. Śmiała się. W ostatniej chwili. Kolejny żart. Kolejny. Kolejny. Dźwięk metalu wgryzającego się w żywą tkankę. Cóż za przepiękny dysonans. Ostatni jaki słyszał. Pogrążył się w zbawczej niepamięci. Boże. Przebacz.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt