Wokół huczało od pocisków. Z każdej strony. Strzał za strzałem. Czasem pojedyncze uderzenie, czasem dudniąca seria z maszynowego. Siedziałem schowany w ruinach starego dworku. Wraz ze swoim kompanem. Od dawna z Adamem się dogadywaliśmy, jednak teraz wszystko milczało. Mój partner kilkanaście godzin temu został postrzelony w brzuch przez jakiegoś pierdolonego szwaba. Walczył dzielnie, ale niestety kilka chwil temu ta wojna dla niego się skończyła. Przygasał powoli, aż w końcu uśmiechnął się i resztką sił wyartykułował ledwo słyszalne zdanie:
- Dziękuję za wszystko, przyjacielu… - po czym wykonał ostatni oddech i zamknął oczy na zawsze.
- Obiecuję Ci Adasiu, że jak to się skończy, będziesz miał piękny nagrobek… - powiedziałem leżącemu obok martwemu żołnierzowi, choć w głębi duszy nie byłem pewien, czy uda mi się z tej obietnicy wywiązać. Już rok trwa wojna i nie widać za bardzo perspektyw, by się skończyła.
A ja byłem w pułapce i chyba tylko cud mnie stąd uratuje… Stary pałacyk był zrujnowany i spustoszony, każdy szelest roznosił się echem po budynku. Każdy powiew wiatru, uderzenie okiennic przyprawiało mnie niemal o zawał. Czułem, że mój kres jest blisko… Sięgnąłem po pamiętnik.
20 czerwca 1940
Za każdym razem, gdy rozpoczynam relacje wydarzeń, w których biorę udział, piszę, że dzisiejszy wpis może być tym ostatnim. I za każdym razem z bożą pomocą udaje mi się utrzymać przy życiu w tych jakże ciężkich czasach…
Dziś jednak wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazują no to, że dotarłem do kresu wędrówki mojego życia.
Sytuacja jest nieciekawa. Zewsząd otaczają nas Niemcy. Strzały padają z każdej strony. Nie wiem czy mają pojęcie o tym, że przebywamy w tej zniszczonej posiadłości, ale strzały regularnie trafiają w mury budynku.
Mój wierny kompan, Adam, kilka godzin temu udał się na sąd ostateczny. Jestem pewien, że zajmie wysokie miejsce w anielskiej świcie. Prawdą jest, że zabił kilku hitlerowców, jednak wszyscy robimy to w dobrej wierze. Chcemy zwalczyć zło… Walczymy o pokój..
A teraz przychodzi i na mnie czas, bym dołączył do swego nieodżałowanego przyjaciela. Czekam na chwilę ostatnią, jednak przysięgam, że choćbym stanął sam naprzeciw tysiącom wojsk, będę walczył do samego końca. Tak mi dopomóż Bóg…
Zamknąłem pomięty, sfatygowany zeszyt i schowałem w kieszeń na sercu. Z tej samej kieszeni wyciągnąłem fotografię. Na zdjęciu była piękna kobieta z synkiem na kolanach. To moja ukochana żona Helena i mały Grześ, moje oczko w głowie… Życie brutalnie odebrało nam możliwość wspólnego przeżywania jego dorastania… Pierdolony Adolf i jego wizja świata. Trzecia Rzesza wszędzie, Niemcy wszędzie… A każda kolejna niewinna śmierć to tylko kolejny punkt w statystyce…
Uśmiechałem się do zdjęcia patrząc na te beztroskie twarze, na uśmiechniętą buzię synka. Teraz los nas rozłączył i właściwie nie mieliśmy ze sobą kontaktu, jednak byłem przekonany, że Bóg ma ich w swojej opiece.
Kolejna pusta kartka za moment miała być wypełniona literami, słowami, zdaniami… Tym razem będzie to list pożegnalny…
Ukochana Helenko,
Moje serce pełne jest nadziei, że nic Wam się nie stało i razem z Grzesiem jesteście bezpieczni. Piszę do Was, by się pożegnać. Właściwie nie ma szans już na cudowny ratunek. Hitlerowcy otoczyli nas i pozostało tylko czekać, jak nas odnajdą i zabiją… Pomódlcie się za moją duszę raz na jakiś czas… Grzesiu, opiekuj się mamą. Niech Bóg ma Was w swojej opiece…
Właściwie brakowało mi słów, żeby napisać cokolwiek więcej. W głowie miałem straszny mętlik. Pomieszanie tęsknoty z rozpaczą, strachu z wolą walki do ostatniej kropli krwi...
Nagle usłyszałem krzyk jakiegoś niemieckiego żołnierza. Był może ze dwadzieścia metrów od budynku. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, ciśnienie skoczyło mi tak bardzo, że aż dudniło w uszach. Czułem, jak zakręciło mi się w głowie…
- Hande hoch! – Hitlerowiec krzyknął niespodziewanie z mojej lewej strony. Odwróciłem głowę. Prosto w moje czoło skierowany był karabin maszynowy, jakieś dwadzieścia, góra trzydzieści centymetrów ode mnie. Zdrętwiałem ze strachu. Możesz sobie wmawiać co chcesz, możesz być największym żołnierzem i zabijaką, ale z wycelowaną w głowę lufą wszystkie Twoje ideały ulatniają się jak para wodna.
Gestem nakazał mi wstać. Podniosłem się z posadzki z uniesionymi rękoma. W pomieszczeniu panował półmrok, jednak mimo wszystko widziałem jego pogardliwe spojrzenie. Pierdolony szwab miał teraz nade mną przewagę. Czułem się bezbronny i bezradny. No, ale nie miałem wyjścia. Wiedziałem, że niezależnie co zrobię, i tak mnie zastrzeli. Postanowiłem odejść na drugą stronę z podniesioną głową.
- Strzelaj, kurwo – powiedziałem półgłosem.
- Was? – Niemiec przytknął lufę do mojej klatki piersiowej tak, że czułem ból w jednym z żeber.
- No strzelaj skurwielu !!! -krzyknąłem i chwyciłem za lufę. Zauważyłem, że moje zachowanie wytrąciło z równowagi żołnierza. Wycedził coś przez zęby i gwałtownie nacisnął spust. Zdążyłem tylko zamknąć oczy…
Wtedy zdarzył się cud. Broń Niemca zacięła się i pocisk nie wystrzelił. Zareagowałem szybciej niż sam bym się tego spodziewał… Wyrwałem karabin z ręki szwaba i uderzyłem go nim z rozpędu w głowę. Mężczyzna zachwiał się i upadł. Nie czekając ani ułamka sekundy ruszyłem dalej na Niemca. Uderzałem go dalej karabinem po twarzy, a on jęczał coraz słabiej. Nie zdążył się nawet ruszyć, żeby zrobić jakiś unik…
Byłem w jakimś chorym transie. Mój przeciwnik już dłuższą chwilę się nie ruszał, zanim otrząsnąłem się z amoku. Spojrzałem na niego, a raczej na to, co z niego zostało. Widok, którego się nie zapomina. Niby walczymy w słusznej sprawie, ale czy sami też nie stajemy się bestiami?
Ta wojna nie miała zasad. Ginęli niewinni ludzie, kobiety, dzieci, starsi. W imię czego? W imię wyimaginowanej idei popapranego dyktatora… I teraz wszyscy cierpią. Strach, cierpienie, tęsknota rozbitych rodzin…
I ja w tym wszystkim. Nigdy nie chciałem zabijać. A teraz muszę. Wpajają nam, że to wszystko w słusznej sprawie. Wkładają do głowy motywacyjne dyrdymały, jakie to ważne brać udział w tej walce. Ale morderstwo, to morderstwo, nieistotne jakimi tłumaczeniami jest kamuflowane.
Stałem niczym kat nad zwłokami zabitego przez mnie mężczyzny. „I co? Jak to teraz wytłumaczysz? Walczyłeś o życie? Dobijając go już nie byłeś w niebezpieczeństwie” – krzyczało do mnie sumienie. Spojrzałem na szwabski mundur- pod orłem ze swastyką na piersi była kieszeń, z której wystawał skrawek papieru. Odpiąłem guzik i otworzyłem ją zaciekawiony. To była fotografia. Na zdjęciu była szczęśliwa trzyosobowa rodzina. Mężczyzna, który teraz leżał martwy na posadzce opuszczonego pałacyku, wraz z żoną i kilkuletnim synkiem. Tak samo jak u mnie – mama, tata i synek. Wszyscy szczęśliwi, uśmiechnięci. Od teraz już tak nie będzie…
Bałem się pomyśleć, jaki dramat odegra się w tym niemieckim domu, kiedy mały chłopiec i jego mamusia dowiedzą się, że tata nie wróci. Że tatę zakatował żołnierz z obozu wroga. Polak…
I jak to jest naprawdę? Czy faktycznie jesteśmy bezbronni? Czy może zasłaniamy się tą bezbronnością, kiedy mamy okazję popełnić zły uczynek? Sam nie wiedziałem co powinienem zrobić… Może powinienem dać się zastrzelić? Nieświadomie zraniłem obce osoby… Rozbiłem rodzinę… Może ten mężczyzna został wcielony do wojska przymusowo? Pewny jest fakt, że tak jak i mnie, wyprano mu mózg pierdolonymi opowiastkami ideologicznymi. Oboje jesteśmy ofiarami tej wojny… Z tym, że ja teraz będę żył z brzemieniem, ale będę żył. A on nie wróci do rodziny. Pieprzyć wszystkich żołnierzy niemieckich i to ilu ich zastrzeliłem. Najgorsze jest, jak już dowiesz się, że każdy z nich nie jest jedyną ofiarą tego celnie wystrzelonego pocisku… Jak przekonasz się o tym namacalnie…
Dla mnie to było szokiem. Wokół świstały kule, a ja nie mogłem przestać myśleć o tej rodzinie. Zamknąłem oczy… Wciąż przed oczyma zdjęcie trójki szczęśliwych osób. Ile takich rodzin skrzywdziłem? Nie jestem gotów zabijać dalej… Nie potrafię…
Wziąłem w dłoń ostatnią deskę ratunku - pistolet Vis 9mm. Przyłożyłem go do skroni. Nigdy więcej płaczących rodzin. Nie potrafię… Pomyślałem o swojej żonie, swoim synku, pomyślałem o bliskich Adama, o rodzinie martwego Niemca. Czułem jak łzy spływają mi po policzkach. Czułem jak drży mi ręka trzymająca broń. Ale nie miałem wyjścia. Nie chciałem już nikogo zabijać…
„…i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw od złego. Amen” – dokończyłem i nacisnąłem spust.
Jak to zwykle w moim życiu bywało, z reguły nic nie szło zgodnie z moimi planami. Tak było również i teraz. Kurwa, trzeba mieć niesamowite szczęście, żeby próbować popełnić samobójstwo pistoletem bez ani jednego naboju. Kretyńskie szczęście, albo głupota. Niestety musiałem dalej żyć ze swoim krzyżem na plecach.
Obiecałem sobie – nigdy więcej płaczących rodzin. Stroniłem od wymiany ognia, starałem się strzelać niecelnie, po prostu nie miałem ochoty uczestniczyć w tym śmiertelnym procederze. I jakoś się udało do końca wojny. Może kilku postrzeliłem, ale jestem raczej pewien, że zakatowany przeze mnie Niemiec był moją ostatnią ofiarą. Zdarza mi się do dzisiaj myśleć o jego rodzinie… Jest mi przykro, a zarazem cieszę się że taki los nie spotkał moich bliskich.
Spisuję te wspomnienia dwadzieścia lat po wojnie z małą Zuzią, moją wnuczką, na kolanach. Chciałbym, żeby każdy kto to kiedyś przeczyta, zatrzymał się chwilę w refleksji – czy warto zabijać innych dla jakichś wyimaginowanych idei? Nieważne, Polak, Niemiec, Żyd, czy przedstawiciel innego narodu – każdy ma prawo do życia. Tak samo jak ich rodziny, nikt nie ma prawa ich krzywdzić i rozbijać.
Niestety, człowiek to zwierzę, które dla swoich korzyści nie cofnie się przed niczym. Nie ma wątpliwości, że za lat kilka czy kilkadziesiąt ludzkość po raz kolejny wystawiona na próbę w obliczu zagrożenia. Czasem zastanawia mnie tylko, jak to będzie się odbywało następnym razem… Kolejne napaści zbrojne? Wojna atomowa? Śmiertelny wirus?
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt