Drogi Czytelniku
W odpowiedzi na zaniepokojony głos Cenzury, Zespół Autorski wyjaśnia, że pała, jako nieodłączny atrybut Valda Pałownika zaliczona zostaje w poczet didaskaliów, a ponieważ zdołała już uzyskać pewien status bytu niezależnego, niniejszym otrzymuje dźwięczne miano Pały, by po spacyfikowaniu móc nadal brać udział w przygodach jej Właściciela.
Wszak już dawno temu opiewali ją Poeci (np. "... gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała..."), tak więc liczymy również na wyrozumiałość odnośnie puszczanych wodzy fantazji.
Odcinek 3
A RYBA, połyskując srebrem łusek poszybował wprost do Vald Ends Castle...
- Oho ho! - powiedział profesorek wyglądając zza węgła. - Niesamowita ta RYBA. Śpiewa, tańczy, recytuje a nawet lata. Niedługo pewnie się okaże, że nawet potrafi pływać.
Tymczasem w Zamku Vald Ends wszystko rozgrywało się normalnym ludzkim trybem.
- Wiesz, kochanie, mój narzeczony... - szepnęła Kopciuszka poprawiając na sobie rozchełstaną odzież.
- Och, nie martw się, kochanie, nie dowie się oczywiście... - wpadł jej w słowo słynny Vald of Ends.
- Idiota! - pomyślała nasza była bohaterka, lecz zaraz dorzuciła słodko. - Właśnie o to chodzi, żeby się dowiedział!
Vald zgłupiał kompletnie, co było jedną z rzeczy, które udawały mu się najlepiej.
I w tym momencie nadleciał RYBA.
- Ani chybi, Anioł RYBI! - wykrztusił Vald of Ends.
- Niech to - RedLady zmełła w ustach przekleństwo obserwując całe zajście w zwierciadle - RYBA zanadto sobie poczyna.
Po czym zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, rysując szkarłatne esy i floresy swoim trenem.
- Hm... hm... Trzeba będzie wysłać kogoś do podziemi.
Majtnęła ogonem sukni i przyspieszyła kroku, poruszając się ruchem zygzakowym. Stanowczym ruchem wyrwała trzy włosy rosnące w brodawce i rzuciła za siebie. Na koniec pociągnęła solidnego łyka z fioletowej flaszy i...
Huknęło, zagrzmiało. Wewnątrz nakreślonego naprędce pentagramu zarysował się mackowaty kształt.
- Prędzej - ponagliła zniecierpliwiona RedLady.
Macki zadrgały spazmatycznie. Powietrze zawirowało, a wokół rozszedł się smród,
nieodparcie budzący skojarzenia ze skwaśniałą kapustą bagienną.
- Nie zawracaj pały, Valdo - odezwał się ze zniecierpliwieniem RYBA spod sufitu. - Ta sytuacja wystarczająco już śmierdzi.
Vald of Ends pociągnął nosem w skupieniu.
- Faktycznie śmierdzi - przyznał zdziwiony i popatrzył podejrzliwie na Kopciuszkę, która zaczęła kręcić młynka chwościkiem od sukienki.
- Odwal się od niej. To nie ona! - autorytatywnie rzucił RYBA przysiadając na świeczniku. - To ta franca Milady upichciła kolejnego potwora.
- Jak to kolejnego? - zdziwił się Valdo.
- Tryglow to jej synowie z jakiegoś poprzedniego niby-małżeństwa - pospieszyła z wyjaśnieniami Kopciuszka, po czym dygnęła niezdarnie i zaczęła zbierać się do odwrotu. - RYBA, wiesz, ja chyba pójdę nakarmić ReQinka... - szepnęła niepewnie i ulotniła się szybkim truchtem.
- Czekaj! - wrzasnął Valdo. - A co z naszym mezaliansem?!
- Spałuj go sobie - spokojnie zaproponował RYBA, acz z lekko złośliwym uśmieszkiem. A potem wprawiając swoje srebrzyste skrzydła w ruch obrotowy, zaczął rozganiać zalegający komnatę smrodek, podśpiewując - Val się Ma Lado, droga pani i tak nie będziesz z nami!
Na biurku przeraźliwym terkotem odezwał się telefon.
Valdo poczerwieniał i złapał wściekłym ruchem za słuchawkę.
W eterze buczało jednostajnie.
- Co za licho - wyrwało się Pałownikowi. - Przecież podniosłem...
- Drrr... - zaklekotało znowu w słuchawce. - Drrr czczy modrrgę drrozmawiać z DRRYBĄ?
- RYBA! - wrzasnął na dobre już rozsierdzony Valdo. - Jakiś szczękościsk do ciebie!
RYBA majestatycznie sfrunął ze świecznika.
- DRRYBA? - zadzwonił zębami niebywale ustraszony w tej chwili Profesorek. - Mamy drry-problem.
- Nie na podsłuchu, ciamajdo - jęknął zniesmaczony RYBA. - Przejdź na ultrakrótkie.
I łypnął spod skrzela na Pałownika, któremu uszy wyciągnęły się niemalże na długość ramion, choć Valdi, niby obojętnie, zaczął właśnie czyścić paznokcie.
RYBA odłożył delikatnie słuchawkę, po czym wzleciał na wysokość sufitu i począł wibrować wywołując ultra-dźwięki.
- Szlag! - powiedział po chwili. - Radiolokator mi wysiadł.
Sfrunął ponownie i wpełznął na słuchawkę.
- Taak? - parsknął. - Co jest, dupku? Gadaj szybko. Aaaaa, mówisz, nie możesz dłużej, tak, tak, słyszę, potwora przyszła? Śmierdzi w dodatku? Eeee, to Kopciuszek przecież... Nie Kopciuszek? Kopciuszek też jest? Aha, tak, rozumiem... ReQin, mówisz? A ty nie możesz...? Hmm, zastępstwo... zaraz... no, dobrze... Spadaj! - dokończył zniesmaczony RYBA i kopnął słuchawkę płetwą.
- Ty, Vald de Velde - zwrócił się do osłupiałego Valda. - Bierz swoją Pałę w garść i chyboj do skałki. Potrzebny czwarty do bridża. Profesorka ograli do ostatniego guzika i teraz skomli o zastępstwo.
Vald jak w hipnotycznym transie podniósł swoją ulubioną Pałę i odmaszerował w stronę drzwi...
Tymczasem RedLady odczekała aż odór nieco się ulotni i zamknęła okno.
- Dżizus, jak zimno... Macki-packi, na takie coś to może być za mało...
Zamyśliła się, jakąż by tu jeszcze plagę spuścić na przeklęte proste organizmy plączące się po dostojnych korytarzach i blankach zamku.
Skrzydło nietoperza, wrzask kota o północy, żabi skrzek, rąbek sukni, półtorej kropli łzy, rzęsa wodna, trochę pary, but z lewej nogi, wstrząsnąć, nie mieszać...
W pentagramie zaczęły materializować się kolejne poczwary.
- A jak to nie pomoże, to będę musiała sama się pofatygować...
- Szlag, szlag, szlag! - pełna wzburzenia przemierzała marmurową posadzkę, tupiąc nogami i przeklinając. Od szerokich fałd jej sukni zaczęły spływać drobne strużki czerwieni, zabarwiając kosztowne płytki pod jej stopami w
ekspresjonistyczne wzory.
- Szlag... - powtórzyła raz jeszcze. - Potwora, niech ją piekło pochłonie gra w bridża, te Paskudy (tu z niechęcią spojrzała na nowo-wylęgłe potworki) do niczego się pewnie nie zdadzą... Jednym słowem szlag jak cholera!
- Ooooooooch! Już wiem! Wampir! Tak, pełnokrwisty, cudowny Wampir Super Woolf!
Tylko on może uratować sytuację.
I zadowolona Red Milady z uciechą klasnęła w dłonie, na który to dźwięk niewydarzone Potworki rozpierzchły się po wszystkich kątach.
Zamknięte okno rozwarło sie z trzaskiem, wielki, budzący dreszcze niepokoju cień, niczym duch wpłynął do komnaty i tuż za plecami damy w szkarłatach zmaterializował się w postać odzianego w czarny płaszcz mężczyzny.
- Nie to, żebym miał Ciebie słuchać Milady, albo kogokolwiek innego, ale przypadkiem byłem w pobliżu, no i usłyszałem... Cóż, jeśli masz coś do zaoferowania w zamian, możemy porozmawiać o interesach...
- Hmm... o interesach...? - szepnęła prowokująco Red Dama i powłóczystym spojrzeniem omiotła z góry na dół intrygująco czarną i powłóczystą postać swego gościa. - Kurdesz blady, nic nie widać spod tego chałata - pomyślała przy tym z rozczarowaniem.
- Rozgość się więc, panie - rzekła z przymilnym uśmiechem. - Pozwól też, że pomogę ci zdjąć to okrycie (a nuż...).
Super Woolf zmierzył ją bacznym wzrokiem, także od stóp do głowy (jednej) i pomyślał - Kurdesz szary, ale zdzira dęta!
Po czym oboje uśmiechnęli się do siebie słodko i szeroko...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
bury_wilk · dnia 14.01.2009 16:55 · Czytań: 1052 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: