„Zofiówka”
A róże wciąż są tak piękne i pachnące, jak w dniu, gdy mi je podarowałeś. Patrzę na nie. Stoją obok mnie w wazonie. Trzy, śliczne, purpurowe i bujne, w pełnym rozkwicie. Czas nie odebrał im uroku, czaru, ani magii, którą mnie zaczarowałeś tamtego wieczora…
Tego dnia pojechałeś do mamy, aby złożyć jej życzenia na Dzień Matki. Spokojnie czekałam aż wrócisz i wybierzemy się na obiecany spacer w lesie. Dźwięk domofonu oznajmił, że już jesteś na dole. Otworzyłam drzwi i czekałam. Wszedłeś uśmiechnięty i podarowałeś mi trzy purpurowe róże. Pocałowaliśmy się. Tak dawno żaden mężczyzna nie podarował mi kwiatów. Takich właśnie. Byłam wzruszona, niezmiernie szczęśliwa i zaskoczona. Zauroczyłeś mnie tym gestem. Zaczarowałeś. Obudziłeś księżniczkę, która czekała na swego rycerza, gdzieś wysoko w wieży swoich marzeń.
Założyłam twoją niebieską bluzę, pasowała idealnie, i pojechaliśmy do lasu. W drodze zerkałam czasem na ciebie, jak wprawnie prowadziłeś auto. Szybko i płynnie, tak po męsku, a kiedy trzeba spokojnie. Bez żadnych zbędnych gestów i nerwowości. Imponowałeś mi.
Na śródleśnym parkingu wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy czarnym szlakiem nad jezioro. Opowiadałeś mi o nim wcześniej, bardzo więc chciałam je zobaczyć. Jezioro powstało po wydobyciu torfu. Dawno temu były tam głębokie pokłady torfu, a po jego wydobyciu naturalne źródła wypełniły dół wodą i powstało jezioro. Płytkie, otoczone lasem, ale bardzo urokliwe. Utworzono wokół rezerwat przyrody, który stał się celem spacerów mieszkańców z okolicy oraz przyjezdnych, jak ja.
Staliśmy na drewnianym pomoście zachwycając się spokojnym urokiem miejsca. Było tak cicho i dziko, jakbyśmy cofnęli się kilka stuleci wstecz, a wystarczyło zaledwie przekroczyć magiczną granicę lasu. Pod ciemną taflą wody pływały maleńkie rybki. Wiatr kołysał przybrzeżnymi trzcinami. Szumiał w wysokich drzewach otaczających zbiornik. Na jeziorze były trzy małe wyspy porośnięte dziką roślinnością mokradeł. Tuż przy brzegu pływały dwie kaczki, zielony samiec i brązowo ubarwiona samiczka. Sunął za nią, nie odstępując nawet na jeden plusk wody. Patrzyliśmy na to wszystko prawie nie rozmawiając, wzajemnie delektując się ciszą. Zrobiłeś kilka zdjęć, mi również i skierowaliśmy się w drogę powrotną do samochodu.
Spieszyłeś się, jakby twoje myśli błądziły już gdzieś daleko stąd. Niewiele mówiłeś, a ja patrzyłam na ciebie, twoją kształtną głowę, ładnie zbudowane ciało i czekałam, na to, co się wydarzy.
Po obu stronach drogi ciągnął się las. Opowiadałeś jego historię, okolicy również. W mieście zabrałeś mnie do Gurewicza, o którym wcześniej wspominałeś. Przepiękny, ażurowy przykład architektury drewnianych otwockich świdermajerow. Ogromny budynek dawnego sanatorium wykupił niedawno prywatny inwestor i skrupulatnie zabrał się za jego modernizację, aby gdzieniegdzie utrzymać, a miejscami odtworzyć jego dawny urok. Zamienił tylko kolor na kremowo biały, radośniejszy niż poprzedni ciemnozielony. Ciekawe co w nim powstanie? Dla jakich gości to miejsce będzie otwierać codziennie swoje wrota? Czy będą to stali mieszkańcy? Czy tylko przybysze na kilka chwil lub godzin? Czy Gurewicz sprawi, że zauroczą się sobą nawzajem, pijąc kawę gdzieś w ustronnym kąciku ukrytym za drewnianym abażurem? Takim torem płynęły moje myśli, gdy zabrałeś mnie ponownie do samochodu.
Bardzo chciałam zobaczyć inne świdermajery. Pokazywałeś mi je, jeżdżąc wieloma ulicami i uliczkami, powolutku, abym mogła przyjrzeć się ich minionemu, choć nadal trwającemu pięknu. Nie trzeba było morza słów, by wyrazić wzajemną radość. Twoją z bycia przewodnikiem, moją z bycia uczestniczką wycieczki do przeszłości…
Opowiadałeś mi o czasach młodości, twoich kolegach, którzy mieszkali w tych domach. O miejscach swojego dzieciństwa. O rodzinie. O mamie, która zmarła przy porodzie i o drugiej mamie, która zastąpiła tę pierwszą. O braciach, z których jeden wiele lat spędził w sanatorium dla dzieci chorych na astmę. Zawsze podobał mi się twój spokojny glos. Uwielbiałam cię słuchać, snułeś mądre i ciekawe opowieści. Wciąż się ciebie uczyłam, łaknąc więcej i więcej głosu, słów, milczenia i dotyku. Wszystkiego.
Nie wiedziałam dokąd mnie zabierasz, jadąc wąską dróżką przez las. Poprzez wrota, w których niegdyś była brama wjechaliśmy do jakby parku. Ścieżka stawała się coraz węższa, a gęste krzaki po obu jej stronach w końcu zaczęły rysować samochód. Dalsza jazda była niemożliwa. Musieliśmy się wycofać, ale już widziałam, co chciałeś mi pokazać. Uwieńczeniem naszej wycieczki była Zofiówka – opuszczone sanatorium dla bogatych Żydów zamieszkujących przed wojną te tereny.
Zabudowania otoczone drzewami były teraz szkieletami. Świeciły pustką braku okien i drzwi, również wewnątrz. Opierałeś się przed wejściem do środka, ja przeciwnie - bardzo chciałam tam wejść. Poszedłeś za mną po pozbawionych barierki schodach na dach kryty papą. Uważnie stawialiśmy stopy, by nie wpaść w szczeliny. Krzewy i niewielkie drzewa zaczęły już wrastać w mury, korzeniami rozsadzając to, co kiedyś zdawało się, że będzie wiecznie trwać. Ze smutkiem patrzyliśmy na niszczejące piękno, na historyczne zabudowania, których nikt nie chciał zachować dla potomnych. Cisza i pustka dawnych wnętrz przywodziły na myśl życie, które tu niegdyś kwitło, a może raczej umierało…w otoczeniu pięknej przyrody.
Do najpiękniejszego z budynków, który pewnie niegdyś był pałacykiem zamieszkiwanym przez samo kierownictwo lub najznamienitszych gości, wstęp był wzbroniony. Drzwi zamurowano. Puste okiennice odstraszały niechcianych intruzów. Wysokie brzozy zdążyły się już na dobre zadomowić na piętrze. Pewnie za kilka, kilkadziesiąt lat pałacyku już tu nie będzie. Nawet ruin nie będzie. Pozostaną tylko wspomnienia żywych i umarłych, fotografie na kartach książek.
Robiło się coraz później. Zaczął zapadać zmierzch. Weszliśmy do ostatniego budynku. Było tam sporo gruzu, po schodach nie dało się już wejść na piętro. Ciemniejące niebo i mroczne wnętrza pokoi sprawiły, że zapragnęłam byś mnie przytulił. Całował. Pieścił. Tutaj w tym miejscu, gdzie historia zatrzymała się wiele lat temu, a upływ czasu nie dawał nadziei na żadną przyszłość. Byłeś tuż obok, a tak daleko ode mnie. Zanurzony we własnych myślach, pragnieniach, wspomnieniach z domu umarłych.
Gdy wzrok nie pozwalał już rozróżnić zarysów ścian, gdzie można stąpać, gdzieś jest bezpiecznie, opuściliśmy ostatni z budynków Zofiówki. W milczeniu wracaliśmy do domu. Ja zauroczona miejscami, które mi pokazałaś, patrzyłam na ciebie. Nie wiem jakimi ścieżkami wędrowały twoje myśli. Czy zanurzony byleś w przeszłości, czy patrzyłeś ku temu, co będzie?
Po powrocie zjedliśmy lekką kolację. Otworzyłeś wino. A potem kochaliśmy się… Było jakoś inaczej, piękniej, głębiej, mocniej, bardziej… Nasze spocone ciała zaplotły się wzajemnie, gdy później rozmawialiśmy, delikatnie się całując. Głaskałam twoje czarne włosy na piersiach, wodziłam opuszkami palców po twoim umięśnionym brzuchu. Ty gładziłeś moje włosy, całując głowę.
Było tak pięknie…
***
Czułam jednak, że coś się psuje. Że oddalasz się ode mnie. Jakby przeszkadzała ci moja obecność. Kilka dni później powiedziałeś, że dla ciebie nie jest to wielka miłość, ani zauroczenie. Że możemy zostać przyjaciółmi. Mówiłeś to, patrząc na mnie z daleka, stojąc obok bukietu róż. Potem poszedłeś spać, zostawiając mnie samą na sofie z kieliszkiem wina i moimi myślami. W pokoju nie było żadnego dźwięku. Siedziałam w bezruchu, trzymając w ręku kieliszek z Chardonnay. Tysiące myśli tłukło się w mojej głowie. Waliło boleśnie w mury czaszki. Czułam, że zapadam się w mroczną i głęboką studnię bez dna. Bez żadnego promienia słońca. Bez żadnej nadziei, że kiedyś tam na dole pojawi się światło.
Nie płakałam. Nie mogłam. Zmęczona i zbolała w końcu położyłam się obok ciebie. Ty spałeś głębokim i spokojnym snem, a ja do rana nie mogłam zmrużyć oczu.
***
Purpurowe róże nadal są piękne, tak jak w dniu, gdy je podarowałeś. Nadal pięknie pachną. Patrzę na nie już sama, siedząc w moim mieszkaniu. Przywodzą na myśl tamten cudowny wieczór i noc. I smutek. Bezdenny, nieskończony smutek.
31 maja 2020, Otwock
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt