Ze starych dziejów Wałbrzycha - Meandry kariery architekta. Część 4 - Kazjuno
Proza » Obyczajowe » Ze starych dziejów Wałbrzycha - Meandry kariery architekta. Część 4
A A A
Od autora: Takie przygody naprawdę zdarzały się w Wałbrzychu. Zresztą jak nie wierzycie, to możecie napisać zażalenie:
Kazjuno łże i należy mu się nagana, (potem jakieś tam uzasadnienie), lecz jeśli otrzymam takie pismo, to zemnę i wrzucę do kosza.
Teraz jednak pracuję nad poważną powieścią, a poniższy tekst to kolejny zapychacz. To opasła powieść stworzona dobrych parę lat temu. Bóg raczy wiedzieć, może kiedyś do niej wrócę(?). Jak się nie spodoba, to walcie mi prosto w oczy,
Pozdrawiam.

Rozdział 49 Wyróżnienie

Rola hostessy na rozrywkowej imprezie o doniosłym znaczeniu dla rozwoju Wałbrzycha, podekscytowała Mariolę. Jej zadaniem miało być zorganizowanie trzech koleżanek.
– Najładniejszych, jakie mieszkają w Wałbrzychu i okolicach – dobitnie zaznaczył Skólski. – Chodzi o sprawę niezwykle ważną. – Zapamiętała słowa swojego mężczyzny.
Wypełnienie zadania stało się dla Marioli kuszącym wyzwaniem. Prezentowanie własnej urody w gronie najładniejszych wałbrzyszanek, połechtało jej próżność. Wyobraziła sobie, że jak piękne modelki, które na kronikach filmowych prezentują lśniące, luksusowe samochody, tak samo ona i koleżanki uatrakcyjnią spotkanie, po którym ma się odbyć rozrywkowy wyjazd do Karpacza. Kiedyś na szkolnej wycieczce, zwiedzając Targi Poznańskie, podziwiała wymuskane hostessy udzielające informacji o towarach w pawilonach wystawowych. Wtedy zapragnęła stać się taką jak one. Teraz była przekonana, że wystąpi u boku swojego mężczyzny, wreszcie jako jego oficjalna narzeczona.
– Ma przyjechać jakiś światowiec, ponoć bardzo przystojny – zachęcała, uważaną za najatrakcyjniejszą w Wałbrzychu, siedemnastoletnią Iwonę, piękność o orientalnej urodzie. – Przyprowadź Jagodę – jest seksowną blondynką i ma takie piękne włosy. – Ja namówię szczeniarę Ewkę, prezentuje się jak modelka… Za ładny wygląd i dobry humor, mamy dostać po pięćdziesiąt złotych i po parze włoskich nylonów.
– Takie prezenty rozdaje się dziwkom za godzinę w hotelowym pokoju – powiedziała wahająca się Iwona.
– Nie wybrzydzaj. Mają nas zawieźć wołgami do Karpacza. Gdyby nie chodziło im o poważne sprawy, nie umawialiby się z nami w zamkowych komnatach. Tam urzędują największe szychy.

Rozdział 50 W pałacu

Wysokie mury, których większość otaczała  rozległy park z wielkim pałacem Czertyców, oddzielały poniemieckie robotnicze blokhauzy, by izolować arystokrację od plebsu. Przed końcem wojny, bramę tej leżącej blisko centrum Wałbrzycha posiadłości potomków książęcych rodzin i ich gości, mijały poza samochodami wojskowymi, karety i luksusowe auta. Po wojnie, na teren parku wjeżdżały wojskowe zisy, jeepy i gaziki sowieckich pogromców faszyzmu. W latach pięćdziesiątych, w parkowy portal ozdobiony kutą przez kowalskich artystów bramę, zaczęły wjeżdżać o obłych owalach rosyjskie pobiedy i warszawy. Na początku lat sześćdziesiątych ustąpiły miejsca czarnym wołgom – limuzynom wożącym komunistyczną elitę. Samochody te miały charakterystyczne, błyszczące chromem przody masek przypominające srebrno-zębne ścięte pyski potworów ścigających ofiary do pożarcia.
Żywym reliktem, zakończonej wraz z drugą wojną światową epoki, pozostało coraz to bardziej ukrywające się w parkowych krzewach stadko kilku sarenek i jelonków. W charakterze tych płochliwych, kojarzonych przez dzieci jako uosobienie dobroci zwierząt, zaszły poprzez parę pokoleń poważne zmiany. Kiedyś uwielbiane przez starzejącą się onegdajszą piękność księżną Daisy von Pless Hochberg, dawały się jej głaskać, podbiegały i jadły z jej ręki. Po wojnie jedną z ufnych sarenek próbował zarżnąć bagnetem radziecki żołnierz. Jego pijany dowódca chciał skosztować podawanego na wielkopańskie stoły mięsiwa. Życie poranionego zwierzęcia przecięła seria z pepeszy. Dziczyzna z parku, pod rządami komunistów, parokrotnie gościła na stołach partyjnych sekretarzy. Raz uświetniła święta Bożego Narodzenia w rodzinie kotłowego palacza, ogrzewającego pałacowe pomieszczenia. Sarnę złapał w nocy na zamaskowaną drucianą pętlę.
– A masz ty kurwo! A masz! – krzyczał zbryzgany krwią palacz, dobijając wierzgające zwierzę ostrą siekierą. Po zadość uczynieniu morderczym instynktom odrąbał sarence głowę.
Egzystencja, panicznie bojącego się ludzi stadka leśnych jelonków, dobiegła końca w maju tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego trzeciego roku. Jedna z saren akuratnie wydała na świat młodego jelonka. Przerażony samiec, na widok próbującego się zbliżyć pierwszego sekretarza wojewódzkiego, który goszcząc w Wałbrzychu, przechadzał się po parku, zaatakował prominenta rogami. Przebił sekretarzowi zasłaniające wydatny brzuch dłonie. Z odsieczą wrzeszczącemu z bólu partyjniakowi podbiegł trzymający w ręce odbezpieczony pistolet TT kierowca jego wołgi. Odpychając wyjącego z bólu dygnitarza, otworzył sobie możliwość bezpiecznych strzałów, aby nie trafić rannego partyjniaka. W kierunku wojowniczo podskakującego, by dalej atakować jelonka, huknęła parę razy tetetka. Wszystkie kule były niecelne, wystraszone zwierzę zerwało się do ucieczki.
– Zabić wszystkie sarny i jelenie! – wrzasnął sekretarz powiatowy Molenda. – To wściekłe bestie!
Był przerażony. Niełaska o poranionych dłoniach, trzęsącego województwem członka Biura Politycznego przy KC, mogła mu zniweczyć karierę.
Może wezwać pogotowie towarzyszu sekretarzu? – zapytała troskliwie sekretarka Molendy. Delikatnie owijała bandażem, oblane jodyną i przykryte ligniną dłonie ofiary rozjuszonego jelonka.
– Nie trzeba. Nalejcie mi lepiej towarzyszko kieliszek koniaku – odpowiedział blady członek partyjnej elity. Wtedy, opatrywany w gabinecie Molendy prominent, usłyszał kanonadę karabinowych strzałów, dobiegały z okalającego pałac parku.
Po chwili do gabinetu wpadł zdenerwowany Molenda. Waśnie jego kochanka sekretarka, wcisnąwszy się nogami miedzy kolana siedzącego na fotelu gościa, poiła go wlewanym do ust alkoholem. Na widok szefa, usłużna sekretarka gwałtownie się odsunęła.
– Towarzyszu sekretarzu, jak się czujecie? Melduję, że zrobiliśmy porządek. Zlikwidowaliśmy ostatnie pięć sztuk dzikich zwierząt. Były tu trzymane jeszcze od wojny, jako pozostałość fanaberii faszystowskiej arystokracji. Nie myśleliśmy, że to taka wściekła swołocz. Przed paru laty wytłukliśmy agresywne pawie.
– Strzelaliście osobiście? – zapytał poszkodowany delikwent.
– Nie towarzyszu – ciągle przejętym strachem głosem mówił Molęda. – Mamy tu na wartowni byłego frontowego snajpera. Prawie każdy jego strzał to zabita sarna. – Waldocha! Wejdźcie tu – zawołał w stronę otwartych drzwi sekretariatu.
Zza futryny wysunęła się krępa postać, odziana w czarny wymięty mundur, z wiszącym na ramieniu karabinem. Strażnik o butnej twarzy wyprężył się na baczność.
– Dajcie mu kielicha i niech odmaszeruje. Zwierzęta mogliście wypuścić do lasu – odezwał się cierpko dostojny gość.

Kapusta, plutonowy straży przemysłowej, po krwawej rozprawie z sarenkami zaczął traktować swego dowódcę sierżanta Waldochę z większym respektem. Poprzednio jego rozkazy wykonywał niechętnie. Lecz teraz widział na własne oczy mistrzostwo sierżanta w posługiwaniu się bronią.
– Gdzie się tak nauczyłeś celować? – zapytał dwa dni po ostrym strzelaniu w zamkowym parku.
Plutonowy z sierżantem nudzili się na wartowni przy bramie wjazdowej do zamku. Dochodziła trzecia po południu. Wkrótce mieli skończyć służbę. Na zewnątrz ich pomieszczenia szumiały drzewa i świeciło słońce.
– Jak postawisz pół litra, to może ci coś opowiem – odpowiedział zagadkowo snajper. – Zresztą, po co ci za dużo wiedzieć – dodał, obrzucając plutonowego lekceważącym spojrzeniem.
Kapusta siedział odwrócony plecami do okratowanego okna wychodzącego na ulicę.
Raptem, Waldocha odwrócił się plecami od wyrażającej umysłowe ograniczenie twarzy plutonowego.
– Po co ci karabin ćwoku – powiedział nagle ożywiony. – Weź, upoluj taką sarenkę. Podniósł się w przyczajeniu w stronę okna. – Chyba tu idą. Idź na bramę – wydał rozkaz. – Jak nie będą miały przepustek, to przyprowadź je na rewizję osobistą – nakazał posłusznie opuszczającemu wartownię Kapuście.
Widok czterech zbliżających się do wartowni, stukoczących wysokimi obcasami dziewczyn, z których każdej zdjęcie mogłaby zdobić okładkę magazynu mody ze skromnie okrywającymi ciała plażowymi opalaczami, był dla plutonowego tak niezwykły, że zaczął się głupawo uśmiechać.
– Jesteśmy striptizerkami. Będziemy występować na specjalne zamówienie dla władz miasta i województwa – zażartowała Mariola.
Koleżanki wybuchły śmiechem. Twarz zakłopotanego wartownika zrobiła się czerwona. Z wartowni wyszedł Waldocha. Był w rozpiętej bluzie munduru, ze zwisającym luźno pasem, skrzywionym w stronę ciążącej kabury z pistoletem.
– Czego? – zapytał groźnie.
– Mówiom, że są jakimiś striptiskami – wyjaśnił purpurowy na twarzy plutonowy.
– Co za jedne? Macie przepustki? – odezwał się wyborowy strzelec i stanął w rozkroku jak rewolwerowiec z ręką na skórzanej kaburze.
– Chodźcie stąd, idziemy. Z chamami się nie dogadamy – powiedziała najmłodsza Ewka.
– Masz rację. Nie będę się na ulicy przed burakami rozbierała, żeby udowodnić, że mogłabym odsłaniać wdzięki na scenach światowych estrad – zgrywała się Mariola.
– Kto wam tu kazał przyjść? – zbliżył się luźnym krokiem Waldocha do pięknej Iwony.
– Spadaj chamie. Śmierdzisz potem – odsunęła się Iwona. – Ewka ma rację. Po co tu przyszłyśmy? – odwróciła się zgrabnym pół-piruetem tyłem do wartownika.
– Dziewczyny zaczekajcie! – rozległ się głos sekretarki Molendy, dochodzący od strony pałacowego budynku.
Pojawienie się zawsze eleganckiej i pachnącej niespotykanymi perfumami kobiety – pani Krysi, której rola przy Molendzie była tematem niewybrednych plotek, zaskoczyło wartowników. Dowódca przy Kapuście pozwalał sobie na przechwałki typu: taką to mógłbym całą noc bez wyjmowania... albo, założę się, że Molenda ma mniejszego od mojego i jakbym Krysiuni zasadził, to poszłyby jej bąble nosem.
Widząc piersi sekretarki, falujące w górę i w dół, spieszącej w jego stronę, przybrał poważną minę. Zaczął nerwowo zapinać mundur.
– Macie je wpuścić! Są umówione – oznajmiła wartownikom i szybkim krokiem zbliżała się do kutej bramy z wąskim przejściem dla pieszych. – Nie mogłam wam załatwić przepustek, bo nie znałam waszych nazwisk – zwróciła się z uśmiechem do dziewczyn.
– Mogłaby nam pani wyjaśnić, po co właściwie przyszłyśmy? Iwona podejrzewa, że mamy się wcielić w role ekstra prostytutek, pani Krysiu – zwróciła się Mariola do sekretarki Molendy, z którą parę razy siedziała przy stoliku na dancingach w Handlowcu.
– Co wy opowiadacie? – oburzyła się sekretarka. – Zaraz wam powiem, o co chodzi. Tu wyżej jest pałacyk myśliwski. Właśnie w nim się odbędzie spotkanie z naszym gościem.

 

Rozdział 51 Magia seksapilu

Najładniejsze Wałbrzyszanki wspinały się po kamiennych schodkach na pokrytą trawą skarpę. Przed nimi widniała zacieniona bujną zielenią starych drzew budowla XIX wiecznej rezydencji. Nastoletnie jeszcze kobiety, po pokonaniu granitowych stopni ze starszą od nich sekretarką, znalazły się w przestronnym holu.
– Ale tu pięknie – spontanicznie zareagowała Iwona, rozglądając się po pokrytych drewnianą, dębową boazerią ścianach i rzeźbionych w drewnie konstrukcjach kolumn podtrzymujących antresolę.
Dookoła wisiały poroża myśliwskich trofeów na przemian z płótnami obrazów przedstawiających sceny z polowań. Olejne malowidła i okalające je ramy wyglądały na nowe i mimo ustylizowania ich na stare obrazy, wydawały się nieco tandetne. Wykonał je niedawno na zamówienie wałbrzyski artysta, by przykryć zaciemnienia na boazerii, po wiszących tu kiedyś bardziej wartościowych olejnych dziełach wywiezionych do ZSRR.
– Wracając do twoich wątpliwości, Mariolko, to chyba coś ci mówił pan Jacek.
– Wspominał o roli hostess, to brzmiało trochę zagadkowo.
– Jako ładne dziewczyny zostałyście zaproszone, żeby urozmaicić kameralną imprezę rozrywkowo taneczną. Zaraz wraz z naszymi architektami i towarzyszem Molendą, przyjedzie z Wrocławia docent inżynier architekt Młodyniec. Mają zapaść ważne decyzje o losach rozbudowy naszego miasta. Oczekujemy od was, abyście były miłe i uśmiechnięte. – Sekretarka pokazała otwarte drzwi, w których stał ubrany w czarny smoking kelner.
Za kelnerem stał stół przykryty białym obrusem ze stojącą na nim połyskującą zastawą i udekorowanymi półmiskami z jadłem. Roznosił się aromat pieczonego mięsa.
– Ale bym coś zjadła – westchnęła piękna Iwona.
– Zaraz siądziemy do poczęstunku – dostojnym głosem oznajmiła opiekunka dziewczyn. – Potem wycieczka do Karpacza z kolacją i dancingiem w Patrii. Nocleg w hotelu Orlinek, a rano powrót.
– A tam faceci będą chcieli sobie używać na nas w łóżkach! – zaprotestowała o gęstych blond włosach koleżanka Iwony. – Nigdzie nie jadę. Muszę być o dziesiątej w domu.
– Ja bym pojechała. Nigdy jeszcze nie byłam w Karpaczu – powiedziała Ewka, która dzięki przedwczesnemu rozwojowi kobiecych kształtów, nie miała problemów z wchodzeniem na filmy dla dorosłych i dancingowych lokali.
Na podjazd przed pałacykiem myśliwskim, szumiąc oponami o kostki brukowanego podjazdu, wjechały dwie czarne wołgi. Tylne okna aut zasłaniały beżowe firanki. Młodyniec wysiadając z samochodu, wygładził doskonale skrojony garnitur z kupionego za dolary materiału w szarą pepitkę. Wyróżniał się elegancją. Nad resztą galowo wystrojonych wałbrzyskich architektów górował wzrostem. Jego twarz była skupiona i dostojna.
– Zapraszamy towarzysza docenta na skromny poczęstunek – przymilnie odezwał się Molenda, wskazując ręką granitowe schody prowadzące do rezydencji myśliwskiej.
– On nas zniszczy na amen – mruknął przyciszonym głosem Baj do Skólskiego.
– Zaraz zmieni zdanie – syknął w twarz naczelnemu architekt Skólski. – Zobaczy pan – dodał, pukając w trzymaną teczkę z dokumentami.
Z otwartych drzwi rezydencji usłyszeli takty jazzowej muzyki i ochrypły głos wokalistki, śpiewającej po angielsku. Skólski pokonując schody po dwa stopnie, dogonił dostojnego gościa.
– Pan lubi jazz. To Ella Fitzgerald. Zdobyłem jej płytę i tą muzyką chcieliśmy stworzyć nastrój na mniej oficjalną część pańskiej wizyty.
Młodyniec z Molendą oraz stojący nieco z tyłu Baj, Skólski i Wolańczyk, po wejściu do ustylizowanego trofeami i malowidłami holu, zobaczyli podrygujące do rytmu dziewczyny z towarzyszącą im powabną sekretarką Molendy. Stały przy wejściu do sali bankietowej, w drzwiach kłaniał się zapraszająco kelner o przylizanych włosach. Jego czarny smoking kontrastował z bielą koszuli ozdobionej czarnym motylkiem. Ku zaskoczeniu Baja, poważny dotąd docent, po raz pierwszy się uśmiechnął.
– No nie, Jacusiu... Chyba tak mogę się do ciebie zwracać, przecież byłeś moim studentem. Widzę, że rzeczywiście stanowicie kreatywny zespół – odezwał się życzliwym głosem. – Skąd wytrzasnąłeś takie śliczne dziewczyny? 

Cdn

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 19.06.2020 11:38 · Czytań: 806 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Komentarze
Kazjuno dnia 20.06.2020 07:47
Wygładziłem parę usterek. niektóre były rażące, a mimo to SZANOWNE REDAKTORSTWO PP, okazało się łaskawe i umieściło tekst na wyższej półce.
Widocznie większość tekstu przeważyła i jakość całości okazała się na tyle dobra, że weryfikator/weryfikatorzy wepchnęli mnie na lepszą półkę.
Dzięki za wspaniałomyślność.
Pozdrawiam SZANOWNĄ REDAKCJĘ, wasz pupilek, Kaz

PS Właściwie to gardzę sobą za lizusostwo.
JOLA S. dnia 22.06.2020 10:17
Kazjuno,

instynkt Ci podpowiada, żeby nie pisać dalej, że tekst nie porywa.
Od kiedy sięgam pamięcią, słychać to narzekanie, że może coś nie tak, że brak wizji, że nie jest specjalnie świeża czy interesująca.
Radzę podporządkować wysiłki jednemu celowi i nie podnosić alarmu.

Meandry... odleżą się, spojrzysz na nie świeżym okiem i do roboty. To sprawdzona metoda. A przy Twoim talencie.... :)

Pozdrawiam gorąco

JOLA S.
Kazjuno dnia 22.06.2020 17:27
Ależ Droga Jolu.
Ten stary tekst mnie nawet trochę bawi. Mój domniemany "talent" to efekt ciągłej orki.
No jasne, że dopadają gorsze momenty.
Opowieść o zamordowanych sarenkach jest po części prawdziwa. W pałacu Czertyców było kiedyś Zjednoczenie Węglowe i historii z agresywnymi sarenkami nie musiałem wymyślać. To mój tatuncio przechadzając się po parku chciał pogłaskać sarenkę i zaatakował go jelonek. Pamiętam jak wrócił z pracy z umazanymi jodyną dłońmi. Więc pomysł miałem podany jak na tacy. A te super dziewczątka? Z trzema z nich romansowałem, też nie musiałem się wysilać, by stworzyć jakieś tam ich portreciki. Skólski był moim starszym kolegą i pamiętam jego pełne polotu wybryki.
Tylko ubrać w zdanka i gotowe.
Już jutro, bo dzisiaj mi się nie chce wrzucę do PP ostatnią część i ta chyba wyda Ci się aż niesmaczna (jak sądzę). Ale z tą częścią będzie się wiązała kolejna, którą będę publikował tu w PP. Ta może Cię zaciekawić, bo będzie o wałbrzyskich niciach wiążących Barbarę Johnson Piasecką (najbogatszą ś.p. Polkę) z moimi bohaterami. Opisałem jak skromna studentka została dolarową miliarderką. Oczywiście po swojemu, więc będzie trochę przemocy i seksu.

Dzięki Ci za czytanie i komentarz.
Pozdrawiam ciepło, jak to dziś na Dolnym Śląsku. też serdecznie, Kaz
JOLA S. dnia 22.06.2020 17:47
Czekam z niecierpliwością. Nie wątpię, że na własne oczy, na wyciągnięcie ręki, bo inaczej nie warto. :) :) :)
Krystyna Habrat dnia 26.06.2020 21:36
Ładnie piszesz. I chyba masz jakąś wiedzę o ludziach i świecie, tylko przedstawiasz to nieco schematycznie.
Mam sugestię. O sprawach dobrze wszystkim znanych, takich zwyczajnych, prostych, że aż nudnych, też warto pisać, ale w sposób "nieprosty", czyli przyjąć niezwykły punkt widzenia, albo nieco udziwnić styl, albo wprowadzić element, który będzie niepokoił, coś co będzie na przekór wszystkiemu. Chodzi o to, żeby to wszystko nie było takie oczywiste, jak jest w rzeczywistości, bo stanie się nudne.
Literatura musi kreować. Być oryginalna. Inaczej utonie w setkach podobnym tematycznie utworów. Musi się czymś wyróżnić. Zafrapować i przyciągnąć uwagę leniwego czytelnika. Oraz zblazowanego krytyka.
Kazjuno dnia 26.06.2020 22:44
Bardzo Ci Krysiu dziękuję i za czytanie, a także za uwagi. Szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem niekonwencjonalny sposób patrzenia. Oczywiście mógłbym pokazać scenę okrutnego czerwonoarmisty z punktu widzenia przerażonej sarenki i to byłoby bardzo niekonwencjonalne spojrzenie. Ale przecież spoglądałem z różnych perspektyw:
1. Czerwonoarmista.
2. Brutalny palacz kotłowy.
3. Bufon ex snajper LWP.
4. Karierowicz wałbrzyski 1 sekretarz PZPR.
5. Przebiegły architekt Skólski
6. Ładne dziewczątka
7. Ktoś tam jeszcze.
Może i nie wyszło mi przesycić klimatu napięciem dotyczącym niewiadomej, co czeka w Karpaczu ładne dziewczątka. A będą brutalne sceny gwałtu już w następnym finalnym odcinku, który czeka w poczekalni.
Oczywiście nie kontentuje mnie, że moja opowiastka nie w pełni sprostała twoim gustom.
Ale dzięki za komplement
Cytat:
Krystyna Habrat dnia 26.06.2020 21:36 Ładnie piszesz. I chyba masz jakąś wiedzę o ludziach i świecie, tylko przedstawiasz to nieco schematycznie.
.

Serdecznie pozdrawiam.
Krystyna Habrat dnia 27.06.2020 08:04
Popatrz na wypisane przez ciebie osoby. Wszyscy mamy o nich szablonowe wyobrażenie. Może w ich przypadku będzie trudne przełamać szablon, ale zapomnij o moim komentarzu i wróć do tego tekstu za rok, dwa, gdy już dużo napiszesz innych rzeczy. Będziesz już pisał inaczej i tu zobaczysz pewne schematy. Tekst dobrego autora powinien się wyróżniać czymś swoistym od pisanych przez innych. Tego się nabiera w miarę pisania. Nie szukaj tego na siłę. To się powoli wyrabia. Oryginalność, byle nie dziwaczność, jest oznaką dobrej prozy. Masz swą własną tematykę, potoczystość narracji, to będzie i to. Samo przyjdzie.
Kazjuno dnia 27.06.2020 10:37
Jeszcze raz dzięki za pochylenie się nad moim warsztatem i tekstem. Chyba zaczynam rozumieć, o co Ci chodzi. Ten tekst jest wyciągnięty z lamusa, pisany przed laty. Teraz pracuję nad inną powieścią, a żeby udzielać się w PP, co czasem nawet i bawi, instaluję stare wypociny. I o dziwo, choć nie za często, znajdują się zainteresowani.

Dodam więcej, mam widocznie nie pokrywające się z twoim poczucie humoru, ale kiedy przed laty pisałem ten tekst, zwyczajnie się bawiłem. Pewnie w twoim wyobrażeniu tworząc tani komiks. Rodzaj sztuki, bynajmniej nie polegającej na kreowaniu bogatych wewnętrznie postaci, albo osób właśnie sztampowych, wytwarzałem postaci uproszczone. Ich charakterystyki, choć myślę, że były wyraziste, miały być zabawne, a najbardziej wciągać czytelników w korelacje między bohaterami. Te mnie napędzały, ot pisałem rodzaj komiksu dla poszukiwaczy tanich wrażeń. Nie tworzyłem dla smakoszy literatury o wyrafinowanych gustach, używałem prostych zabiegów, na jakie stać było moją wyobraźnię. Bynajmniej nie satysfakcjonującą wyrafinowanych gustów...

Pytanie - po co się w to bawiłem?
Jak zauważyłem jesteś osobą jak ja o prawicowym światopoglądzie. I właśnie takimi banalnymi zabiegami, chciałem jak na dłoni pokazać jakie rodzaje maszynerii psychologicznej, żywcem przeniesionej z Moskwy w naszym okupowanym przez sowietów kraju, pomagały w robieniu karier.
Bynajmniej nie narzucam Ci się, byś czytała poprzednie odcinki mego "topornego" (twoim zdaniem) pastiszu na komunę. Ale gdybyś zerknęła do pierwszej, drugiej i trzeciej części "Meandrów kariery architekta " z "Dziejów starego Wałbrzycha", nie mogłabyś nie zauważyć, że dość konsekwentnie, choć może w krzywym zwierciadle, opisuję kraj, w którym na wzór radziecki, nad jakimkolwiek awansem czuwała bezpieka. Nie istotne były czyjeś talenty i pracowitość (kazus zdolnego architekta Wolańczyka), ważna była lojalność wobec nadzorującej peerelowskie państwo bezpieki.
Moje przesłanie do czytaczy (powiedzmy tych mniej wymagających - więc pełne seksistowskich "upiększeń", bo jak potrafiłem, chciałem mocno wszystko barwić) miało cel nadrzędny, choć nie mam pewności, czy go osiągnąłem.

Wszak mimo 30 lat "wolności" środowiska naukowe są niezlustrowane. Dalej ex kapusie i esbeccy donosiciele na znanych uczelniach są autorytetami relatywizującymi peerelowską przeszłość. Profesorowie jak Cimoszewicz, Siemiątkowski występują w TVN-nie, zadając kłam prawdziwej historii. Przemilczają jak ukręcano karki patriotom i niszczono morale narodu.
Przedstawiłem adiunkta, a później docenta Młodyńca - klasycznego karierowicza wykształciucha. A tacy niestety dalej uczą nowy narybek inteligencji.

Każdy, Krysiu, orze jak może. Gdybym napisał o tym felieton, nikt by go nie czytał (chyba, że miałbym nazwisko na miarę Michnika, czy sędziny Gersdorf).

Próbowałem więc komiksowo/zabawowo, bo na taką formę jest mnie stać. Nielicznych, a jednak udało mi się wciągnąć w czytanie i to jest mój minimalistyczny sukces. Może do ich głów coś przeniknie, może się zastanowią i przewartościują swoje zaindoktrynowane mózgi? Przestaną z przekonaniem słuchać "autorytetów". Choć pewnie to moje mrzonki. Ale jeśli przekonam nawet jednego czytacza, to będzie mój wielki sukces. Jak w dewizie lansowanej przez instytut Yad Vashem: "Kto ratuje jedno istnienie, ratuje całą ludzkość".

Jeszcze może jedno. Moje "dzieło" z lamusa traktuję jako zapychacz. Jak wspomniałem pracuję nad inną powieścią. Jeśli chcesz poznać gotową najnowsza powieść, o której publikację zmagam się ostatnio z wydawcą, to jak zechcesz, poczytaj Grę z podtytułem Jak oszukałem służby specjalne PRL. (Wprawdzie trochę do niej dopisałem, czego już nie chce mi się dodawać w PP).

Miłego dnia, Krysiu i jeszcze raz dzięki za zwrócenie uwagi na powyższy tekst.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty