Sen 15 - grab2105
Proza » Obyczajowe » Sen 15
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

.... Nie panikowaliśmy, poród to nie bułeczka z masełkiem.

Jednak nie wytrzymałem, jak tylko Su wyszła na uczelnię wsiadłem do auta i pojechałem do szpitala.

W poczekalni zastałem załamanego Stefana.

- Cześć tato, - zażartowałem, - jak leci?

- Daj spokój, nie ma z czego się cieszyć. Kłopoty z porodem. Mówią, że dziecko jest źle ułożone i coś nie tak z pępowiną. Nie znam się na tym, ale po ich zachowaniu widać, że jest nie wesoło.

- Tak bywa Stefuś, - poklepałem go po ramieniu, - Karolinka jest pod dobrą opieką i jej, jak dziecku na pewno nic złego się nie stanie.

- Obyś miał rację. Niedawno wyszła teściowa, musiała lecieć na uczelnię. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Była cała roztrzęsiona, mało nie rozpłakała się jak zapytałem, co z Karolinką?

Taka twarda kobieta i… - Zamilkł, miał bardzo niewyraźną minę.

- Nie muszę ci mówić, że kobiety zawsze przesadzają. Daj sobie luzu, na pewno będzie dobrze. Zobaczysz.

Zagadywałem jak mogłem chcąc jakoś podtrzymać go na duchu. Ale wewnętrznie byłem niewiele lepszy od niego. Dokładnie zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji. Tu nie tylko szło o dziecko, wiedziałem, że po ostatnich przejściach organizm Karoliny nie miał czasu na pełną regenerację. Tego typu problemy mogły się dla niej parszywie skończyć.

W milczeniu spacerowaliśmy po poczekalni, zerkając co chwilę na zamknięte drzwi prowadzące na oddział. Wywoływaliśmy wręcz ducha siłą woli. Nie proponowałem pójścia gdzieś na kawę czy coś innego wiedząc, że ani on ani ja nie wytrzymalibyśmy tego. Minęło chyba około trzech godzin naszego bicia kilometrów po poczekalni, kiedy otworzyły się zaczarowane do tej pory drzwi. Stanęła w nich uśmiechnięta położna.

- Może pan odetchnąć. Jest śliczny i zdrowy syn. Jak pan będzie grzeczny, to za chwilę pokażę go panu.

- Pani powiedziała zdrowy syn, a matka, to znaczy żona? – Stefan wpatrzył się u nią z niemą prośbą w oczach o właściwą odpowiedź.

- Bez obaw. Jest wprawdzie bardzo słaba, ale nic jej nie będzie. Prosiła aby pana pozdrowić.

- Naprawdę… - Zarys uśmiechu i pomału jak w zwolnionym filmie osunął się na posadzkę.

- Jeszcze jeden wrażliwiec. - Mruknęła poklepując leżącego po policzku.

 Nazajutrz kupiwszy bukiet kwiatów powędrowaliśmy z Su do szczęśliwej mamy z gratulacjami. Zastaliśmy tam, zresztą z naszymi oczekiwaniami szczęśliwego tatusia. Po wczorajszych sensacjach nie pozostało śladu. Tryskał humorem i radością. Karolina bladziutka, ale już z delikatnymi rumieńcami na buzi, przywitała nas tuląc do siebie zawiniątko z którego wyglądała ciemna główka.

- Witaj szczęśliwa mamusiu. – Odezwałem się od wejścia. – Dałaś nam wczoraj popalić. Zadeptaliśmy poczekalnię na amen. Ładnie to tak? – Roześmiałem się od ucha do ucha.

- Coś o tym wiem, położna puściła farbę. – Uśmiechnęła się zerkając na zaczerwienionego Stefana.

- Żarty żartami, ale miałem naprawdę pietra. Nie chciałbym być na miejscu twego męża.

- A ja na twoim Karolinko, wtrąciła się Su. Naprawdę bardzo ci współczuję. Ale za to popatrz, jakiego masz fajnego syna.

- Tak, to mój skarb jedyny, mój malutki Janek.

- O, to już ma imię. – Kątem oka zobaczyłem rys cienia na twarzy Su. – Jakie znane. - Dokończyła już z uśmiechem

- Tak planowałam. Gdyby to miał być chłopiec, to musiał być Jankiem.

- Cześć imienniku.

Nachyliłem się nisko chcąc pogłaskać małego. Naraz główka odwróciła się do mnie i zobaczyłem wpatrzone we mnie dwoje brązowych ocząt. Zatkało mnie zupełnie.

- Cześć mały. - Wyszeptałem dziwnie wzruszony.

I stała się dziwna rzecz, ten mały brzdąc niespodziewanie uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha.

- No proszę, - odezwała się Karolina, - już dwa kumple. Czekać jak razem pójdą na piwo.

- Albo na dziewczynki, - zaśmiał się Stefan.

- Śmiejcie się, ale trafiło mnie. – Powiedziałem podnosząc się.- Nie przypuszczałem, że jeden uśmiech, na pewno niekontrolowany, może zrobić takie wrażenie. Jesteście szczęściarzami mając takiego chłopaka.

- Oj, czyżby instynkt ojcowski odezwał się? Zakpiła Karolina.

- Żebyś wiedziała. – Odparłem lekko urażony.

- No już dobrze. Odszczekuję. A teraz chłopcy zostawcie nas same. Musimy poplotkować.

- Nie mamy wyjścia Janku, chodź znowu połazimy po poczekalni. – Stefan smętnie pokiwał głową.

Przemierzaliśmy w milczeniu znane ścieżki poczekalni. W pewnej chwili mając już dość kręcenia się w kółko powiedziałem.

- Ja siadam, w głowie mi się już zakręciło.

- Dobry pomysł a tym bardziej, że chciałem pogadać.

- Masz jakiś problem? – zapytałem widząc jego nieszczególną minę.

- Nie, nie o to biega. Widzisz, chodzi o imię naszego syna. Musisz wiedzieć, że Karolina od samego początku naszej znajomości nie ukrywała swojego uczucia do ciebie. Znam dokładnie waszą historię i nie zazdroszczę jej. Powiedziała kiedyś wprost, że byłeś jej jedyną miłością i nigdy mnie tak nie pokocha. Wyjdzie za mnie, bo potrzebuje stabilizacji a w jej życiu nie ma już miejsca ma uczucia. A ja cóż, kochałem ją do szaleństwa i nadal kocham, więc przystałem na taki układ. Nie ukrywam, że imię Janek dla mojego syna nie brzmi w moim uchu szczególnie miło. To chyba oczywiste. Ale jak powiedziałem kocham ją i godzę się na wszystko. Liczę, że czas pomału zatrze wspomnienia i ona będzie tylko moja. Nie miej mi tego za złe, że się uzewnętrzniałem przed tobą. Ale musiałem, aby całkowicie oczyścić atmosferę między nami. Mam nadzieję, że pozostaniemy nadal przyjaciółmi.

 Umilkł i zapadła cisza. Siedzieliśmy ze zwieszonymi głowami wpatrzeni w posadzkę jakby tam znajdował się jakiś skarb bezcenny. Miałem absolutną pustkę w głowie. Ta mini spowiedź zaskoczyła mnie. Ta dziewczyna chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Pomału zbierałem myśli.

- Nie ukrywam, postawiłeś mnie w niezręcznej sytuacji. Podziwiam Karolinę za szczerość wobec ciebie. – Westchnąłem. – Stefuś, ta historia między mną i Karoliną to już zamierzchła przeszłość. Ożeniłeś się bracie z indywidualistką, która uwielbia robienie niespodzianek. Jak chyba już wiesz, nie zawsze miłych. Jak to zaakceptujesz, myślę będziecie żyć długo i szczęśliwie w błogosławieństwie jej mamy. Cieszę się, że trafiła na ciebie, kochającego faceta przy którym będzie czuła się bezpieczna. A wzajemność uczuć? To ulotna rzecz. Myślę, że głównie liczy się zaufanie do partnera. Co jeszcze mogę powiedzieć? Chyba tylko to, że czas faktycznie ma zbawienny wpływ na naszą psychikę. Trzymam kciuki za wasz związek. Ale skąd to pytanie o naszą przyjaźń? Ona jest i będzie. To tyle.

- To, że jest indywidualistką faktycznie przekonałem się już nie raz. A i niespodzianki też zaliczyłem. Ale jak powiedziałem, jestem w niej bezgranicznie zakochany. Jestem w stanie ścierpieć bardzo wiele. Wiem, jestem klasycznym pantoflarzem, ale mi tak jest dobrze.

- I o to chodzi. Masz być w związku szczęśliwy. A cała reszta naprawdę nie ważna. Na ucho mogę powiedzieć, że ja też poniekąd jestem pantoflarzem. I również nie narzekam. Wygodnie tak pod pantofelkiem.

- Naprawdę, nie żartujesz?

- Powaga.

- Pocieszyłeś mnie. Miałem się za jakiegoś nienormalnego faceta.

- Zwariowałeś, naprawdę zwariowałeś do ….

- Co ta za jakaś zajadła dyskusja? – Rozległo się od drzwi.

- Wy plotkujecie a my dyskutujemy. A co? – Zaśmiał się Stefan.

- No. chodźcie już. Pożegnamy się, bo mały ma porę karmienia a mama zmęczona.

Wracaliśmy do domu w milczeniu. Su była jakaś nieobecna. Wpatrywała się w drogę przed nami nieruchomym wzrokiem. Zerkałem od czasu do czasu a widząc jej zamyśloną twarz, nie odzywałem się. Musi coś sobie poukładać w główce, - pomyślałem.

W końcu chyba doszła do porozumienia z sobą, bo usłyszałem pytanie:

- Co myślisz, żeby jutro załatwić termin naszego ślubu?

- Nad tym tak myślałaś całą drogę?

- W zasadzie tak. Ale co ty na to?

- Hm, temat wart zastanowienia, - czułem jak niekontrolowanie gęba mi się śmieje. – Mówisz to całkiem poważnie?

- Wariat jeden. - Dostałem kuksańca w bok. – Nie żartuj sobie z tego.

- Ależ Su kochana, po co pytać? Wiesz że jestem gotowy pójść za tobą na koniec świata a nie tylko na ślub. A tak na poważnie, to naprawdę chcę abyś jak najprędzej została moją żoną. Nawet dzisiaj.

- Dzisiaj to nie, ale jak ruszymy tyłki, to jutro jakiś tam termin ustalimy.

- Ale do księdza też trzeba będzie pójść.

- Tak wiem o tym i mam odpowiednie zaświadczenie, że jestem katoliczką. Spokojnie.

- Zadziwiasz mnie. Wszystko pod kontrolą.

- A co myślałeś, że ja tak na żywioł?

- I za to ciebie kocham.

- Tylko za to? – Spojrzała kpiąco.

- Ależ nie. Tak za całokształt.

- Wariat. Po prostu nie do wytrzymania z tobą. – Przytuliła się do mnie czule.

Pełni zaskoczenia sympatycznym przyjęciem w odwiedzanych miejscach, staliśmy się formalnymi narzeczonymi. W stan małżeński wstąpimy w ostatnią sobotę września. Wieczorem linia telefoniczna do Stanów na dłuższy czas była zajęta, to Su relacjonowała mamie przebieg dzisiejszego dnia. Nie podsłuchiwałem, byłem zajęty swoimi myślami.

Oto z jakiejś nieokreślonej sfery pragnień i marzeń, krystalizuje się moja nowa przygoda życia, - małżeństwo. Tak, ale czy przygoda to właściwe określenie. Chyba tak, bo przecież moja znajomość z Su to jedna wielka improwizacja. Tak na poważnie, to zostałem trochę wbrew własnej woli wkręcony w ten związek. Czy ją tak naprawdę kocham? Często się nad tym zastanawiałem. Doprawdy nie wiem. Ale na pewno to nie jest to, co czułem do Karoliny.

To nie jest to cudowne zauroczenie bez pamięci. To raczej związek dusz niż zmysłów. Związek dwojga czujących potrzebę bycia razem. Tak po prostu. Jest sobie dwoje przyjaciół, którzy pragną spędzić z sobą resztę swych dni. Tylko tyle.

 Jeszcze tego samego wieczora dzwoni telefon. Odbiera Su, coś chwilę tłumaczy potem oddaje mnie słuchawkę wzruszając ramionami.

- Słucham. – Burczę do niej.

- Cześć to ja Franek. Dzwonię jak obiecałem.

- Cześć Francik. Co się stało, że zagadujesz o tej porze?

- Mam dla ciebie propozycję. Albo może inaczej, znana jest ci firma Motorola?

- Też pytanie. Pewno, że znam.

- No to jesteś umówiony jutro o dziesiątej na spotkanie z jej jednym z dyrektorów.

- O czym u diabła mówisz? Jak to umówiony, przez kogo?

- O pracy dla ciebie ofermo jedna. Nie gadaj, tylko czekaj na mnie rano. Pojedziemy moim samochodem. Doszło?

- No dobra, chociaż dalej jestem głupi.

- To nie nowość. – Parsknął śmiechem i rozłączył się.

Wolno odłożyłem słuchawkę wpatrując się w telefon, jakbym tam miał znaleźć odpowiedź na mnóstwo pytań kłębiących się w głowie. Musiałem mieć przy tym głupawą minę, bo usłyszałem troskliwe.

- Stało się coś?

- Pamiętasz tego chłopaka który nam kiedyś załatwił wejście do klubu.

- Pamiętam. Zrobił na mnie wtedy złe wrażenie. Bałam się jego.

- To on dzwonił. Ma chyba dla mnie pracę w Motoroli. Jestem na jutro umówiony na rozmowę z jednym z dyrektorów. Sam nie wiem co o tym myśleć.

- No wiesz, pogadać można. To nic nie kosztuje, ani do niczego nie zobowiązuje.

- Ja też tak myślę.

- To będę trzymała kciuki. Proszę pamiętaj, nie umieramy z głodu i nie musisz chwytać się każdej pracy. Tylko spokojnie. Obiecujesz?

- Nie mam innego wyjścia. Rozkaz.

- Oj Janku, zawsze ci żarty w głowie. – Pokręciła głową spoglądając na mnie z troską.

Źle spałem tej nocy. Dręczyły mnie jakieś koszmary. Rano wstałem z bólem głowy i totalnie rozbity.

Dopiero zimny prysznic i kubek gorącej kawy jako tako doprowadziło mnie do normalności.

W drodze na spotkanie Franek nie chciał nic konkretnego powiedzieć. Wyraźnie migał się. Podjechaliśmy pod wystawny hotel i za chwilę znaleźliśmy się w jakimś dużym apartamencie. Siedzący przy małym stoliczku młody człowiek zerwał się na nasz widok mówiąc:

- Pan Grabowski, prawda?

- Zgadza się. Mruknąłem.

- Proszę chwilkę poczekać. – Odezwał się i znikł za drzwiami w głębi pokoju.

Po krótkim momencie pojawił się z powrotem komunikując uniżonym tonem:

- Pan Prezes czeka. – Skłonił się, wskazując otwarte drzwi.

- To ja spadam. Czekam w samochodzie. Powodzenia. – Usłyszałem za plecami cichy głos Franka.

Głęboko odetchnąłem jak przed skokiem w nieznane, i przekroczyłem próg szeroko otwartych drzwi.

- Miło pan poznać. – Usłyszałem po angielsku.

Zrobiłem zwrot w kierunku skąd dobiegł mnie głos i zobaczyłem wstającego zza biurka uśmiechniętego starszego mężczyznę z wyciągniętą w moim kierunku dłonią.

- Mnie również. Odpowiedziałem, oddając uścisk dłoni.

- Proszę usiąść. – Wskazał na stojący fotel.

- Pozwoli pan, że się przedstawię. Nazywam się George Oldman i jestem dyrektorem na Europę firmy Motorola. Oto moje upoważnienie.

Wręczył mi jakąś zadrukowaną kartę papieru. Odruchowo wziąłem i automatycznie przeczytałem, że taki a taki będący na stanowisku jakimś tam, jest upoważniony do występowanie w imieniu firmy Motorola. Wszystko na papierze firmowym i ozdobione pieczątkami oraz stosownymi podpisami. Pełna kultura. Oddałem z niemym pytaniem w oczach.

- Myślę, że jestem już wiarygodny dla pana? – Iskierka śmiechu migała w jego wzroku.

- Nigdy nie kwestionowałem tego. A ja nie mogę pochwalić się czymś podobnym.

- Nie musi pan. Proszę się nie dziwić, ale mamy o panu masę informacji. Inaczej pana by tutaj nie było. Przejdźmy więc do sedna rzeczy. Otwieramy tutaj Oddział naszej firmy. Jestem upoważniony aby zaproponować panu stanowisko dyrektora tego nowo tworzonego oddziału. Co do warunków płacowych myślę, że dogadamy się. Wiemy ile panu płacili w poprzedniej firmie, więc powiedzmy na początek będzie to tyle samo, plus premie i samochód służbowy. Co pan na to?

To, że dostałem czymś ciężkim po głowie. to byłoby za mało powiedziane. Byłem oszołomiony taką propozycją. Nim zdecydowałem się otworzyć usta minęło chyba długich kilka sekund. Spokojnie…

- Nie ukrywam, propozycja interesująca. Można nad nią pomyśleć. – W moim głosie słyszałem leciutką nutkę zainteresowania.

- Pomyśleć? Nie rozumiem. – Usłyszałem zaskoczenie w jego głosie.

- Wybaczy pan, ale chciałbym wiedzieć coś więcej o moich przyszłych obowiązkach i odpowiedzialności. Nie zamierzam wkładać głowy pod gilotynę.

- No tak. Potwierdzają się opinie o panu. Twardy z pana zawodnik. – Uśmiechnął się szeroko. – Byłem na to przygotowany. Oto teczka ze szczegółowym zakresem pańskich obowiązków i odpowiedzialności. Proszę się z tym wszystkim zapoznać.

- Nie ma sprawy, poczytam i przemyślę. Ale mam jeszcze pytanie, od kiedy to miałoby mieć miejsce?

- Od zaraz. Nie ma na co czekać.

- No to mamy problem. Za kilka dni wylatuję na miesiąc do Stanów.

- To ważny wyjazd?

- Tak. We wrześniu biorę ślub a w trakcie tego wyjazdu mam poznać rodzinę mojej narzeczonej. Rozumie pan, że o odwołaniu nie może być mowy.

- Oczywiście. … Zapadła na moment cisza. – Myślę jednak, że nie ma żadnego problemu. Umówmy się tak. Jak pan jutro da pozytywną odpowiedź to z dniem jutrzejszym podpiszemy dwuletni kontrakt. Na czas wyjazdu dostanie pan delegację. Myślę, że znajdą się dwa, trzy dni na odwiedzenie naszego szefostwa. Pozna pan trochę ludzi z którymi będziecie współpracowali. To jak?

- Może tak. Zostawiam sobie czas do jutra. O której mogę zjawić się u pana.

- To może tak jak dzisiaj, o dziesiątej.

- Myślę, że to wszystko, prawda?

- Tak i do zobaczenia. Liczę na współpracę.

Idąc do wyjścia hotelu całą siłą woli hamowałem się przed wykonaniem dzikich podskoków radości.

Taka propozycja! Wręcz nie do wiary. Ale się Su ucieszy. W hotelowych drzwiach natknąłem się na czekającego Franka.

- I jak poszło? – Dopadł do mnie.

- Francik, nie wiem co mam ci zrobić? Normalnie załatwiłeś mnie.

- Co się stało? – spojrzał zaniepokojony.

- A co się miało stać? Nagrałeś mi robotę i to jaką. Jesteś normalny szatan.

- Właśnie o to chodziło. Widzisz Jasiu, mam taką firmę, która na życzenie klienta wyszukuje potrzebnych mu pracowników. Mówię ci, całkiem dochodowy interes. Żartując można powiedzieć, handel żywym towarem.

- Czyli przehandlowałeś mnie. – Roześmiałem się.

- Dokładnie tak. Facet potrzebował kogoś takiego jak ty. A to towar deficytowy nie łatwo było znaleźć. Trafiło na ciebie i już.

- Czyli każdy z nas ma coś z tego. Masz łeb na karku, pozazdrościć.

- No wiesz, nie narzekam.

- Czekaj Francik, - zawołałem. – widzę, że ty wszystko możesz. Biorę ślub i potrzebuję jakiegoś lokalu na dwadzieścia osób. Pomożesz?

- O, dostało ciebie biedaku. A z kimże to?

- Pamiętasz tą amerykankę przed klubem. To ona.

- Jasne. Laska jak się patrzy, pozazdrościć. A kiedyż to planujecie?

- Ostatnia sobota września.

- Na pewno coś się załatwi. O tym możesz zapomnieć, to teraz mój problem.

- Wiesz Francik, rozumiem, to kosztuje. Wszystkie koszty pokryję.

- Chcesz w mordę za takie gadanie? – Wściekł się. – Dla kumpla z akademika to załatwiam. Nie dla kasy. Zapamiętaj to sobie.

- Wybacz, dałem ciała. Rany, kiedy to było? Akademik… - Rozmarzyłem się.

- Nie ma sprawy, ale wracaj na ziemię. Gadaj co załatwiłeś?

Zdałem mu w miarę dokładnie relację z przeprowadzonej rozmowy. Następnie pokazałem otrzymaną teczkę z dokumentami. W samochodzie bardzo dokładnie ją przewertował i na koniec stwierdził:

- Nie widzę żadnych haczyków. Wygląda bardzo solidnie. Moja rada, bierz to w ciemno. Jeszcze na takich warunkach, to grzechem byłoby olać.

Ale wiesz, będą z ciebie ludzie. Tak go potraktowałeś. Rewelacja. – Poklepał mnie po plecach.

- A co, miałem mu do nóg paść z wdzięczności. Niech wie, że znam swoją cenę.

- No i poznał. Ja na twoim miejscu jeszcze bym się potargował. Facet ma nóż na gardle, zgodzi się na wszystko.

- Zobaczymy. Na razie jestem cholernie podminowany.

- My tu gadu - gadu a mnie czas goni. Gdzie cię podwieść?

- Jedź, ja sobie strzelę spacerek na oprzytomnienie. Dzięki Francik.

- Nie ma sprawy, ja też mam z tego ładny kąsek. Cześć.

Pogoda był śliczna więc postanowiłem pospacerować po plantach. Szedłem tak trochę bez celu mając pustkę w głowie. No, może nie dosłownie, bo co by tu nie mówić, radość przepełniała mnie. Los znowu uśmiechnął się do mnie. Ale ciekawe na jak długo? – pomyślałem zgryźliwie.

- Cześć Janek. – Usłyszałem kobiecy głos.

- Cześć. – Odpowiedziałem odwracając się w kierunku dochodzącego głosu.

Zbaraniałem. W moim kierunku zmierzała Kaśka. Uśmiechnięta, pewna siebie.

- Co u ciebie? – Usłyszałem jej głos jak przez watę.

- Jak widzisz, wyszedłem już z pudła. Jest ok.

- A tak, słyszałam coś na ten temat.

- Słyszałaś? – Hm, myślę, że nie tylko słyszałaś.

- Czemu tak myślisz? – W oczach zobaczyłem jakiś błysk.

- Widzisz Kasiu, czytałem pewien dokument a konkretnie podpisany donos na mnie. Nie musisz udawać, że nic nie wiesz.

- To jednak wiesz. – Pokiwała głową.

Zapadła cisza. Przyglądałem się z ciekawością na dokonywującą się błyskawiczną przemianę. Z uśmiechniętej i pewnej siebie dziewczyny przeistoczyła się w wulkan wściekłości.

- A tak. Nie mogłam już dłużej ścierpieć twojej obojętności. Twojego związku z tą głupią amerykanką. Musiałam coś zrobić. I zrobiłam. – Odsapnęła.

- I to akurat w ten sposób i takim oskarżeniem?

- Tak mi przyszło do głowy. Nie zastanawiałam się bardzo nad skutkami tego. Nie zdajesz sobie sprawy do czego jest zdolna zakochana i odtrącona kobieta.

- Zakochana? Nie żartuj.

- No widzisz, nawet tego nie byłeś łaskaw zauważyć.

- Jak widzę, nie masz nic sobie do wyrzucenia.

- Tak patrząc dzisiaj, to mam takie mieszane uczucia. Radość z tego, że i ty pocierpiałeś, ale i żal za te upokorzenia które musiałeś przeżyć. To takie skomplikowane.

- Powiedz mi jedno Kasiu, załóżmy taką sytuację. Ja o niczym nie wiem, spotykamy się i zaczynamy romans. Mogłabyś tak żyć ze mną?

- A dlaczego nie? Przecież wciąż cię kocham.

- Aha. Nie mam więcej pytań. Chociaż mam jeszcze jedno. Dlaczego jeszcze te anonimy?

- To o tym też wiesz?

- Kasiu, wiem bardzo dużo. Naprawdę udawanie czegokolwiek nie ma sensu.

- Tak, to już była moja denna głupota. Coś mnie podkusiło i stało się. Skrzywdziłam cię tym bardzo. Tu muszę prosić o wybaczenie. Zostałam już za to ukarana. Sprawa jakoś się wydała i zostałam poproszona o nie przychodzenie do pracy. Rozumiesz, - zostałam natychmiast wylana.

- Pomyśleć, - pokręciłem głową, - to wszystko przez to, że nie czułem do ciebie nic poza sympatią. Byłaś dla mnie tylko fajną koleżanką.

- Janku, nie wiesz jakie życie jest skomplikowane.

- Myślę, że wiem. Ale powiedz, co teraz z tobą?

- Wyjeżdżam. Tu już nie mam czego szukać. Rozumiesz. Mieszkanie już sprzedałam i jutro już mnie tu nie będzie.

- A co z mamą?

- Mama zmarła gdzieś rok temu. Ciężki zawał. Tak wyszło że już nie mam już nikogo.

- Takie życie. – Mruknąłem.

- To może zabrzmi głupio, ale dziękuję losowi, że dane mi było spotkać się z tobą. Mogłam się jakoś pożegnać z moją niespełnioną miłością. Dziwny zbieg okoliczności.

- Tak, bardzo dziwny. Powiem tak Kaśka, były momenty, że naprawdę znienawidziłem ciebie za moje cierpienia. Byłem gotów na straszny rewanż. Teraz jest mi ciebie naprawdę żal. Los jakoś strasznie pogmatwał nam obojgu życie. Jedź, i niech tam daleko poszczęści ci się. Ja postaram się o wszystkim zapomnieć.

- Miły jesteś. Szkoda… - Nie dokończyła. Zbladła i wydusiwszy z siebie krótkie – cześć, odeszła szybkim krokiem.

Stałem dobrą chwilę patrząc za odchodząca. Nie oglądała się, szła szybko lecz niezbyt pewnie. Słaniała się. Walczyłem z sobą, czy nie pobiec za nią i nie pomóc jej. Wyhamowałem. Nie wolno mi dawać najmniejszego pretekstu. Zdecydowanie zrobiłem zwrot i poszedłem w przeciwnym kierunku. Nagle przeszła mi ochota na spacerowanie. Wsiadłem do taksówki i kazałam zawieść się do domu.

 Nazajutrz zgodnie z obietnicą zgłosiłem się w znanym już apartamencie. Cerber siedzący w pierwszym pomieszczeniu przywitał mnie uniżenie mówiąc, że pan prezes czeka i otworzył drzwi gabinetu.

- Miło pana znowu widzieć.

- Mnie również. - Odparłem z uśmiechem.

- I jaka odpowiedź? – Mój wzrok napotkał pytające spojrzenie rozmówcy.

- W zasadzie pozytywna. Nie mam zastrzeżeń do przedstawionych mi dokumentów. Pozostaje jeszcze sprawa wynagrodzenia. Wie pan doskonale, że od czasu moich poborów minęło trochę czasu. Inflacja jest taka jak jest. Myślę, że zwiększenie tej kwoty powiedzmy o trzydzieści procent nie będzie przesadą z mojej strony.

- No cóż, nie będę się targował jak przekupka. Ma pan moją zgodę. Czyli rozumiem możemy podpisać kontrakt. Prawda.

- Oczywiście. Mam jeszcze jedno pytanie. Chodzi o dobór najbliższych współpracowników, mam wolną rękę, czy też są jakieś ograniczenia.

- W zasadzie tak. Ale jak pan na pewno rozumie, nie do końca. Stanowisko jednego z v-ce dyrektorów będzie pełnił Amerykanin oddelegowany przez szefostwo.

- Jasna sprawa. Ktoś musi pilnować interesu.

- No może nie do końca tak, ale coś koło tego.

- Zrozumiałe, ja bym też dał swojego człowieka do trzymania ręki na pulsie.

- Cieszę się, że pan to tak przyjmuje. Jego jeszcze nie ma. Zaawizował swój przyjazd na jutro. Miło by było abyście się jak najszybciej spotkali.

- Nie ma sprawy. Zostawię swój numer telefonu. Zgłoszę się jak tylko będę mógł.

- Może teraz zrobimy tak. Ten młody człowiek którego pan spotkał zawiezie pana do zakładu. Przedstawi dla kilku ludzi z kadry kierowniczej, porozmawiacie sobie, a ja w tym czasie przygotuję kontrakt.

- Nie ma sprawy. Jestem do dyspozycji. – Powiedziałem podnosząc się z fotela.

- Proszę być z powrotem gdzieś za trzy godziny.

- Załatwione.

Po południu wracałem do domu z kontraktem w kieszeni i głową pełną mieszanych uczuć. Jakże inną była ta firma od mojej starej. Począwszy od wiedźmowatej, ale kompetentnej sekretarki, po członków kadry z którymi pogadałem. Doszło do mnie, jak trudnego podjąłem się zadania. Tu nie widziałem takiego zapału jak tam. Wyczułem wyczekiwanie i oglądanie się na innych. Nie było chętnych do wychylania się. Ot, zamiłowanie do stagnacji i nic więcej.

Przekraczając próg mieszkania musiałem mieć nietęgą minę bo usłyszałem:

- Stało się coś?

- Ależ nie. Kontrakt na dwa lata mam w kieszeni. Dają kupę kasy. Popatrz sama.

Podałem elegancką firmową teczkę z właściwą zawartością. Uśmiechnąłem się widząc rozszerzające się ze zdziwienia oczy Su. Spojrzała na mnie z niewiarą w oczach.

- To prawda co tutaj piszą?

- Najprawdziwsza jaka tylko może być.

Rzuciła się na mnie jak oszalała ściskając i tarmosząc z radości.

- Jak to załatwiłeś. To wygląda jak bajka.

Delikatnie wyswobodziłem się z jej uścisków i opowiedziałem ciąg wydarzeń z Frankiem, o których nic jej do tej pory nie mówiłem. Nie znając efektu końcowego, nie chciałem robić żadnych złudzeń.

- Ty to masz niesamowite szczęście. – Powiedziała na koniec. – W czepku się urodziłeś.

- Może nie do końca tak, ale z tą pracą to owszem.

- To skąd ta nieszczęśliwa mina z którą wszedłeś do domu?

- Widzisz, byłem tam dzisiaj i rozmawiałem z ludźmi. Nie wygląda ciekawie. To kompletnie inna bajka niż w poprzedniej firmie.

- Nie przesadzaj z tymi obawami. Umiesz postępować z ludźmi. Ciocia mi opowiadała o twoich poczynaniach w tym zakresie.

- A o czym jeszcze opowiadała? – Roześmiałem się.

- To babska tajemnica. Tobie nic do tego. - Prychnęła.

- Jak myślisz, ciocia jest mocno związana z firmą?

- Wiem o czym myślisz. Chcesz ją tam mieć.

- Dokładnie tak. To by mi szalenie ułatwiło pracę.

- Zapytaj ją sam. Zostaliśmy zaproszeni dzisiaj na kolację. Proste.

- Niby tak, ale mam opory. Nie wiem, czy akurat wypada.

- Rany, ale z ciebie mięczak. Wypada, nie wypada. Daj spokój.

- No dobra, poddaję się.

 Kolacja a jakże, uroczysta kolacja minęła bardzo miło. Nagadaliśmy się do syta o wszystkim. Wbrew moim wcześniejszym obawom nas, to znaczy Pati i mój stosunek do siebie był wzorowy. Zwykłe spotkanie przyjaciół. O czymś innym świadczyło jednak kilka złapanych mimochodem spojrzeń, od których ciarki przeszły mi po plecach. Dalej cię trawi ogień moja Pati. – Pomyślałem. Zwlekałem z pytaniami o ewentualną zmianę pracy.

Moje dylematy rozwiązała Su pytając bez żadnych skrupułów:

- Ciociu, on chyba nigdy nie wykrztusi tego z siebie. Chciałabyś znowu pracować z nim?

- Jak to pracować? – Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Wiem Pati, to głupie z mojej strony, ale twoja kompetentna osoba przydałaby się tam. Miałbym kogoś komu ufam.

- Zaskoczyłeś mnie i to porządnie. – Leciutko zarumieniła się. – Na pewno pociąga mnie perspektywa pracy jak dawniej, ale to jest niemożliwe. Przynajmniej w najbliższym czasie. Mam pewne zobowiązania które muszę wypełnić. Potem zobaczymy. W każdym razie nie mówię nie.

- Dzięki za danie przynajmniej nadziei. – Spojrzałem, ale uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

- No widzisz, mówiłam, że ciocia bardzo ciebie lubi. – Su przytuliła się do ciotki.

- A lubi takiego nieopierzonego dyrektora. Ale tak na poważnie, to Pati ma teraz ważne sprawy do załatwienia. – Uśmiechnęła się do mnie. – Ale jak wszystko załatwi, będzie do dyspozycji pana dyrektora. Umowa stoi?

- Trzymam za słowo. – Teraz wytrzymała moje spojrzenie i znowu poczułem dreszcz.

Wracając do domu nie czułem się komfortowo. Spoglądałem na uśmiechniętą i szczebioczącą Su, nie zdającą sobie sprawy z istniejącej sytuacji. Co ja u diabła robię? Podcinam gałąź na której siedzę. Kombinuję jak zaciągnąć Pati do łóżka, jak zdradzić moją Su. Opanuj się. Nie wolno tego zrobić. Ale czarcik nie odpuszczał. Podsuwał mi kuszący widok odsłoniętych ud Pati i ślicznego wzgórka pod skąpym okryciem. Wzdrygnąłem się. Dość tego.

- Zimno ci? Usłyszałem troskliwe pytanie.

- Nie, ale mam jakieś dreszcze.

- Może masz gorączkę? – Dotknęła mojego czoła. - E, chyba nie – zimne.

- Wiesz, to chyba przez te emocje. – Kombinowałem jak koń pod górę.

- Przyjedziemy, wyśpisz się i będzie dobrze. - Dodała uspakajająco.

Ciąg dalszy nastąpi...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
grab2105 · dnia 07.07.2020 09:23 · Czytań: 546 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty