Początek miliarderskiej kariery, część 1. Z dziejów starego Wałbrzycha - Kazjuno
Proza » Przygodowe » Początek miliarderskiej kariery, część 1. Z dziejów starego Wałbrzycha
A A A
Od autora: Zmieszczony fragment jest wymysłem autora, aczkolwiek bazującym na pewnych znanych mu faktach. Pewnie nie ma wiele wspólnego z prawdą - co muszę stanowczo podkreślić - w obawie o proces sądowy, który może być skierowany przeciwko Kazowijuno przez prawnego pełnomocnika nie żyjącej już miliarderki. Oj, marnie bym na takim procesie wypadł. Pewnie z braku środków zostałbym w ostatniej koszuli i skarpetkach.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Rozdział 1. Zmuszona do współpracy

Decyzja, aby w Wałbrzychu rozpocząć działania operacyjne na skalę międzynarodową zapadła przed kilkoma dniami w Warszawie.

– A to ci dopiero cwana dziwka! – wściekł się, przekonany że jest przystojnym mężczyzną pułkownik pracujący w służbie wywiadu MSW. – I co?! Dalej twierdzicie, że mamy wydawać cenne dewizy na tego palanta?! Że ten Dżolero to nasz wartościowy agent w Nowym Jorku?! – krzyczał na składającego mu meldunek kapitana, który odebrał przed chwilą tajną korespondencję z ambasady PRLu w Waszyngtonie.

Ten zazwyczaj znany ze swej nieprzeniknionej, kamiennej twarzy, dobrze zbudowany mężczyzna poderwał się ze skórzanego fotela stojącego za biurkiem w ze smakiem urządzonym gabinecie, w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Trzasnął pięścią w biurko. Spojrzał na twarz wyprężonego przed nim kapitana, przyciągającego wyprostowane dłonie do szwów dobrze skrojonego garnituru. Jeszcze lepsze ubranie miał na sobie, stojący w groźnym pochyleniu przed nim pułkownik. – Był jednym z dyrektorów departamentu wydziału pierwszego przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Na pierwszy rzut oka było widać, że garnitur dyrektora był wyższej jakości od ubrania kapitana. Także skrojony według wzoru skopiowanego z paryskiego żurnala, uszyty u najlepszego warszawskiego krawca Krupy, przewyższał jakość ubioru podwładnego klasą drogiego materiału.

Srebrząca się gładź jego poprzedniej marynarki z ubrania, jakie nosił pięć lat temu w czerwcu 1959 roku, nowa koszula z paryskiego sklepu Lafayet oraz jedwabny krawat, wywarły niemałe wrażenie na siedzącej przed nim studentce. Najbardziej jednak spodobał się jej drobny detal; była to spinka łącząca ze sobą dwie części jego jedwabnego krawata o delikatnym purpurowym deseniu. Wykonana była ze złota z oprawionym w środku małym rubinem. Nie zdawała sobie sprawy, że klejnot pochodził z morderstwa i grabieży dokonanej przez siedzącego przed nią mężczyznę dwa lata po wojnie.

Zabił i okradł arystokratę, uwikłanego w działalność na rzecz Armii Krajowej. – Teraz widząc spojrzenie atrakcyjnej dziewczyny utkwione w złotej spince, już po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że to, czego dokonał, aby zdobyć tę ozdobę garderoby, nie tylko sprawiło o jego awansie, lecz również zaintrygowało niejedną młodą kobietę.

Rabunku dokonał w czerwcu 1947 roku, był wówczas dwudziestodwuletnim porucznikiem Informacji Wojskowej. Właśnie ścigali zbiega i niewiele brakowało, aby im się wymknął. Wtedy wyrwał przyczajonemu z nim w nadodrzańskich krzakach żołnierzowi KBW pepeszę. Podbiegł do skraju skarpy, pod którą sunął stalowego koloru nurt Odry, odciągnął zamek automatu. Stał zdyszany w rozkroku, trzymając broń przy biodrze i zaczął seriami strzałów rozszarpywać ciszę wczesnego poranka. Mierzył z automatu metodycznie. Oddalony kilkanaście metrów od brzegu hrabia Rzewuski, płynąc na motocyklowej dętce z zanurzonym, przytroczonym do ramienia plecakiem, wpadł w panikę. Podnosił do góry rękę, chciał zawracać. Lecz porucznik Informacji Wojskowej był bezlitosny. Trzecia z serii, wznoszących fontanny wody wokół pływaka, okazała się celna. Kosztowności wraz ze spinką z rubinem znalazł wszyte w marynarkę wyłowionego i śmiertelnie rannego delikwenta. Za udaną akcję otrzymał upragniony awans.

– Wypuścimy panią na wakacyjne stypendium do USA – zwrócił się do Joasi Paseckiej odzianej w obcisłą garsonkę pożyczoną od dobrze sytuowanej koleżanki ze studiów. – Ale musi pani coś zrobić dla naszej ludowej ojczyzny – zaznaczył dobitnie.

Ten miły wówczas oraz bardzo elegancki mężczyzna trzymał w ręce i jakby się nim wachlował, przedmiot jej marzeń: nowy, oprawioną w granatową okładkę dokument, opatrzony złotym orłem bez korony i napisem Paszport Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Sam fakt wizyty w Ministerstwie Kultury, mieszczącym się w secesyjnej kamienicy na rogu ulicy Trębackiej i Krakowskiego Przedmieścia, podekscytował studentkę drugiego roku wydziału Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego. Ta atrakcyjna dziewczyna nie była pospolitą studentką. Przed dwoma miesiącami została wybrana vice Miss Juwenalii. Teraz, na widok paszportu, Joasi zabiło mocniej serce.

– Dlaczego miałabym nie zrobić czegoś dla mojego kraju? – wyrzuciła z siebie szczerze. W tym czasie wszystko wydawało się dwudziestodwuletniej studentce układać pomyślnie. Będąc estetką rozmiłowaną w malarstwie, miała słabość do wszystkiego, co piękne. A ten siedzący przed nią wytworny facet, posiadał to, co zdawało się u mężczyzn najważniejsze – twarz mocnego człowieka z poczuciem władzy i nieskazitelną elegancję. Była przekonana, że właśnie w jego silnej dłoni tkwi jej los. Miała irracjonalne, choć trudne do werbalnego sprecyzowania przekonanie, że trzymany przez ważnego pracownika Ministerstwa Kultury dokument jest przepustką do realizacji jej marzeń. – Dzięki niemu będzie mogła wyrwać się za żelazną kurtynę, co było pragnieniem wielu jej znajomych. Mogłaby tam pracować, podróżować po świecie i zwiedzać słynne galerie. Czasem natchniona wiarą w siebie, chciała dokonać czegoś niezwykłego.

– W Nowym Jorku skontaktuje się z panią nasz przedstawiciel – wyrwał Joasię z krótkiego zamyślenia oficer peerelowskiego wywiadu. – Lecz przedtem muszę omówić z panią parę ważnych detali.

W trakcie, trwającej jeszcze godzinę rozmowy, wydający się jej początkowo intrygującym człowiekiem elegant, zrzucił z siebie maskę. Wyznał, kim jest naprawdę i wprawdzie mało precyzyjnie, ale wyjaśnił, jaką rolę miałaby spełnić pod nadzorem agenta działającego pod nadzorem tego bezwzględnego człowieka. Joasia z trudem starała się opanować drżenie rąk.

– To mam być kimś w rodzaju prostytutki? – oburzyła się, gdy dotarło do niej, że jej walory jak uroda, znajomość angielskiego oraz zdolność do nawiązywania towarzyskich kontaktów, mają być wykorzystane instrumentalnie.

– A czy nią nie byłaś, jak poszłaś do łóżka z wykładowcą Bodnarem zadanie egzaminu z filmoznawstwa? – zaskoczył ją, patrzący przenikliwie pułkownik.

Zerknął na nią teraz uwodzicielsko i w swym wyobrażeniu pomyślał o zdejmowaniu z niej obcisłej garsonki i ściąganiu z jej zgrabnych nóg nylonowych pończoch.

– Kto naopowiadał panu takie brednie – oburzyła się Pasecka, nagle pąsowiejąc na twarzy. – Owszem miałam romans, ale to nie miało nic wspólnego z nierządem.

– Musisz jednak pamiętać, że właśnie tu w kraju zostawiasz swoich rodziców i brata, z którym są poważne kłopoty wychowawcze.

– Znowu pan coś insynuuje. Andrzej się bardzo dobrze uczy – odpowiedziała zarumieniona i zaczynająca się pocić studentka.

– Myślisz, że nie wiemy, co zrobił w swojej klasie trzy lata temu?

– Nie mam pojęcia. Co takiego?

– Wystawił twojej rodzinie jednoznaczną opinię, zademonstrował, jaką nienawiść do ideologii marksistowskiej wpajano wam w domu rodzinnym.

– Dalej nie rozumiem, o czym pan mówi. Coś powiedział?

– W jesieni 1956 roku rozbijał o ściany klasy portrety Lenina, Marksa i Engelsa, potem je opluwał. Wystarczy?... – Dlatego tatunio stracił posadę asesora sądowego i teraz nosisz ciuszki pożyczane od koleżanek. A twoja pończoszka powyżej kolanka puściła oczko. Pewnie nosisz też na dupie pocerowane majtki.

Joasia Pasecka, po opuszczeniu Ministerstwa Kultury szła chodnikiem płacząc. Była roztrzęsiona. Jak to sobie uprzednio zaplanowała, kierowała się wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia w stronę odnawianej wówczas Starówki. Chciała napić się kawy i wypić kieliszek winiaku w mieszczącej się na rynku kawiarni Krokodyl. Tak pragnęła uczcić swój sukces, w osiągnięcie, którego ani przez chwilę nie wątpiła.

Nie zwracała uwagi na wymieszane ze łzami krople deszczu spływające po jej policzkach. Zatrzymała się koło Kolumny Zygmunta i spojrzała na wystające zza parkanu z desek kikuty ruin po znanym jej z przedwojennych fotografii Pałacu Królewskim.

Może tu jestem ostatni raz w życiu? – pomyślała i biorąc głęboki oddech, płaczliwie siąknęła nosem. Sięgnęła do torebki po chusteczkę, przy okazji upewniając się, czy w jej wewnętrznej przegródce znajduje się gorzka zdobycz nowy paszport.

Rozdział 2. Szansa na wprowadzenie „konia trojańskiego”

Ceniona dzięki mistrzowskim kucharskim umiejętnościom Klotylda Majewska, do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa przystąpiła pół roku przed rozmową, werbującą Joasię Pasecką do podobnej roli w wywiadzie zagranicznym PRL. Także w stosunku do Majewskiej użyto wypróbowanej metody szantażu. Trzydziestoletnia kucharka pracowała nie byle gdzie, bowiem w kuchni milionerskiej posiadłości właściciela firmy Downson & Downson. Zostawiła w Polsce brata i najdroższego sobie dwunastoletniego syna, mieszkającego kątem u swojej prawie niedołężnej matki.

Wywiad Peerelu zainteresował się nią, gdy po raz któryś z rzędu błagała w polskim konsulacie o wydanie paszportu dla swego dziecka. Urzędniczka pracownica bezpieki, chciała zrozpaczoną kobietę jak zwykle odprawić z kwitkiem. Zainteresował ją jednak nagłówek na firmowym papierze odręcznie napisanego zaproszenia dla jej syna. Podniosła leżące przed nią pismo.

– Pani pracuje w firmie Downson & Downson? – zapytała bliską płaczu kucharkę z rezydencji słynnego milionera.

– Już od czterech lat – odpowiedziała kucharka, pociągając nosem.

– Proszę poczekać – powiedziała urzędniczka i z zagadkową miną zniknęła za drzwiami kantorka.

Klotylda Majewska zgodziła się od razu na warunek postawiony, by mogła sprowadzić do USA swego syna. Rozmowę przeprowadzał z nią elegancki zastępca konsula w mającym wyciszone ściany pomieszczeniu. Kucharka była zaniepokojona. Ten ubrany w elegancki garnitur mężczyzna, bacznie się jej przyglądający zza biurka, sprowadził ją tu po schodach przez mroczną piwnicę budynku.

– Dla swego dziecka zrobię wszystko, czego zażądacie – powiedziała od razu, patrząc w oczy oficerowi SB.

* * *

Raporty o życiu milionera, pięćdziesięcioośmioletniego Jimmy’ego Dawnson’a, trafiały nieregularnie na biurko delegowanego do Ministerstwa Kultury pułkownika MSW. Dostarczane były w zaplombowanych workach poczty dyplomatycznej liniami LOT.

Pułkownik, którego srebrząca się marynarka, koszula i krawat z drogocenną spinką, tak zafascynowały Joasię Wasecką, czytał te niezbyt ciekawe opisy życia milionerskiej rodziny z obowiązku. Uważał je za mało wartościowe.

Raz jednak zainteresował go fragment pisanej niezgrabnymi kulfonami relacji: „[...] On nie sypia ze swoją chorowitą żoną. Lubi młode kobitki.”

Ma facet jaja – pomyślał pułkownik, także nie raz wykorzystujący swoje stanowisko w ministerstwie do miłosnych podbojów wśród młodszych urzędniczek niższego szczebla. „Teraz jest u nas w kuchni kłopot, bo pani Downson odprawiła naszą ładnom jak kwiatuszek mulateczke Drzeni. Tom, co pracowała na zmywaku, siekała jarzyny i zamiatała pokoje. Przedtem Pan Downnson jom wykorzystywał na sianie w stajni dla ogierów. Oni nie majom serca. Drzeni wywalili jak jej zaczoł rosnońć brzuch.

Pędząca Krakowskim Przedmieściem warszawa o mało nie zderzyła się z wyjeżdżającym ze Świętokrzyskiej, od strony ulicy Tamka, autobusem WPK Karossą.

– Od was czuć alkohol! Zaraz mi tu dmuchniecie w balonik – zwrócił się podniesionym głosem milicjant drogówki do kierowcy warszawy. Ubrany był w białą mundurową bluzę. Samochód należący do MSW, z przeraźliwym piskiem opon, wpadając na chodnik koło kawiarni Nowy Świat, omal staranował dwie idące zakonnice.

– Uważajcie, żebym ja was nie dmuchnął! – krzyknął siedzący obok kierowcy pułkownik, w którego krawacie połyskiwała rubinowa spinka. – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, ty „krawężniku”! – Ryknął na rosłego „lodziarza” – jak przezywano w Warszawie reprezentacyjnych funkcjonariuszy drogówki. Posiadacz wytwornego garnituru machnął przed nosem milicjanta swoją służbową legitymacją. Z satysfakcją zobaczył jak lodziarzowi opadła szczęka.

– Franuś, na co czekasz. Zapierdalaj do dechy, bo generał ma mało czasu – warknął do kierowcy.

Delegowany do Ministerstwa Kultury pułkownik wpadł jak huragan do dużego gabinetu zwierzchnika, w dłoni trzymał pismo do wydziału paszportowego. Gospodarz pomieszczenia o ścianach pokrytych dębową boazerią, zabierał się do wyjścia. Ubrany w generalski mundur, zdejmował z wieszaka opatrzoną srebrnym wężykiem czapkę. Zziajanego przybysza zmierzył zirytowanym spojrzeniem.

– Mówcie krótko, czekają radzieccy towarzysze. Udajemy się zaraz na polowanie do Białowieży.

– Towarzyszu generale, nasz agent Dżolero dostał rozkaz uruchomienia akcji pod kryptonimem Koń Trojański.

– To, kto ma być tym „koniem”. Mówcie jasno. Pewnie znowu potrzebujecie dewizy dla tego dupka Dżolero. Co znowu chce kupić garnitur za pięćset dolców?

– Wprowadzamy zwerbowaną przeze mnie agentkę, którą zarejestrowałem jako „Cichodaja”, do rezydencji Downson & Downson.

– No brawo kolego i co w związku z tym?

– Potrzebna jest wasza zgoda towarzyszu generale. Chcę wydać paszport dla dwunastoletniego gówniarza.

– Nie widzę przeszkód, pokażcie to pismo.

Generał przeczytał dokument, podszedł do biurka i złożył zamaszysty podpis.

– Pieczątkę przybije wam sekretarka.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 14.07.2020 10:45 · Czytań: 802 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 18
Komentarze
pliszka dnia 15.07.2020 21:00
Podoba mi się, Kaz :) Rzadko czytam takie klimaty "peerelowskie", Twoje opowieści są w sumie jedyne. Ta historia spodobała mi się nawet jeszcze bardziej niż "Meandry kariery architekta". Czasem jakieś zdanie muszę przeczytać dwa razy, aby dobrze zrozumieć, ale myślę, że to wina mojego roztrzepania a nie stylu pisania. W końcu sam język, moim skromnym zdaniem, jest bardzo dobry i intrygujący, świetnie oddaje atmosferę tamtych czasów. Czekam z niecierpliwością na więcej :) Gorące pozdrowienia! :)
Kazjuno dnia 16.07.2020 08:13
Dzięki, Pliszko :) , za bardzo miłe odwiedziny. Tym większa moja wdzięczność, że jako jeszcze nie dawno aktywny portalowicz, powoli zniechęcam się do PP i coraz rzadziej tu zaglądam. Szkoda czasu, wolę się poświęcać pisaniu kolejnej powieści.
Jednak nie potrafię pozostać obojętny na twoje niezmanierowane spojrzenie, w którym dostrzegam spontaniczną świeżość, krzepiącą mnie na duchu.
Zresztą niekonwencjonalna jest także twoja proza. Masz coś do powiedzenia i nie ulegasz trendom przewagi formy nad treścią. (Co dostrzegam u wielu piszących).

Dzisiaj, a najdalej jutro, wstawię do PP kolejną część i dedykuję ją Tobie.

Epizod na kanwie dziejów słynnej miliarderki Barbary Johnson Piaseckiej jest pewnie „naciągnięty”. Bazuję na znanych sobie fragmentach jej życiorysu dotyczących osób z bliskiej mi rodziny. Obawiając się mogącego mnie spotkać procesu o zniesławienie, zmieniłem nazwisko bohaterki. Walę prosto z mostu własne wyobrażenie o jej niesamowitym życiowym awansie, może i w sposób urągający pamięci głośnej, nieżyjącej już miliarderki.
Jakoś tak mam, że lubię się grzebać w wydarzeniach z przeszłości, dorabiać do nich fabułę, usiłując zaciekawić czytelnika. Czy mi się to udaje? Bywa różnie…

Jeszcze raz dziękując za wpis, gorąco pozdrawiam :) , Kaz
JOLA S. dnia 16.07.2020 10:19
Kazjuno,

każdy łapie "doła". Nie jesteś w tym odosobniony. Na PP różnie bywa i tak samo jest z literaturą, z jej jakością. Ale czy to powód, by nie doceniać wysiłków innych?
Jest tu niewielu recenzentów, ale cóż. :(

Przeczytałam z zainteresowaniem, ale to są zaledwie początki. Może miałabym ochotę na niewielką zmianę narracji, to taka luźna uwaga.
Podziwiam Twoją pisarską pracowitość i talent do opowiadania.
Mnie to nie zawsze wychodzi i zdarza się, że już po publikacji piszę nijako od nowa. Batem bywa dolna półka.
Nie zrażaj się, bo Twój głos na portalu jest bezcenny.

Pozdrawiam gorąco :)

JOLA S.
Marek Adam Grabowski dnia 16.07.2020 18:05 Ocena: Świetne!
Dobrze napisane; masz zdolność tworzenia opisów, co jest cenne w czasach minimalistycznej literatury. Fabuła zaś zapowiada się ciekawie. Jednak jedną rzecz musisz mi wyjaśnić. Czy to jest rozpoczęcie nowej serii? Jeśli tak, to czemu w tytule są te dzieje Wałbrzycha?

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 16.07.2020 23:44
Dzięki, Droga Jolu,
za miły komentarz. Z "dołem" raczej przesada. Odwróciło się ode mnie kilka osób, które ceniłem i nie było to przyjemne. Ale radzę sobie i popycham do przodu swoją pracę. Mam też inne osobiste problemy, więc trochę zwolniłem pisanie.
Wydawało mi się że już kończę trzecią powieść i wracając do niej, po długiej półrocznej przerwie, poświęconej na pisanie powieści Gra (z podtytułem Jak oszukałem służby specjalne PRL), stwierdziłem, że muszę dokonać w tej co nad nią pracuję poważnych redakcyjnych przetasowań. To się też wiąże z dobudowaniem ważnego wątku, którym przetykam całość.
Ech, nie chcę Cię zanudzać detalami.
Więc, jak widzisz, też należę do klubu tych, co niejedno partaczą.
Dwukrotnie załapałem się na dolną półkę, doczytałem się, że z powodu własnego niechlujstwa i co mogę powiedzieć? Podkuliłem ogon, naniosłem cenne poprawki i podziękowałem krytykom, którzy uświadomili mi, że jeśli odwiedzę kiedyś muzeum pisarskiej sławy, to wypada zaopatrzyć się we flanelkę, wypolerować stojące jako eksponat JEGO/JEJ buty i złożyć na obcasie czcigodny pocałunek.
Cóż, Jolu: "Per aspera ad astra". :)
Życząc Ci dobrej nocy, serdecznie ściskam, Kaz


Marku Adamie Grabowski
.
Cieszę się, że zobaczyłem komentarz od Ciebie. Mój już stary/młody przyjacielu. Przez oddalenie się z PP zaniedbałem i twoją twórczość. Jutro jadę do Warszawy i na miejscu przeczytam twój ostatni kawałek i skomentuję. Ciekaw jestem jak rozwijasz się mimo wspólnej z moją ułomności [...]

Wyjaśniam, co ma wspólnego historia miliarderki z "Dziejami starego Wałbrzycha":
Jest to powieść wielowątkowa, którą traktując jako zapychacz, publikuję w PP w sposób trochę nietypowy. Wyrywam poszczególne wątki, które w całości napisane są wedle wiążącej się jeden z drugim chronologii, zamykam w odrębne całości i podaję jako odrębne opowieści. Na czytelniku robi to wrażenie niezrozumiałego chaosu i nie dziwię Ci się, że masz z tym problem.
Jeśli czytałeś poprzednie kawałki, pewnie zauważyłeś, że jak Filip z konopi wyskakują tam postaci jakichś braci Koryckich, chuligan i bandyta Jarek Menowski, potem dzieje zaliczającego ładne wałbrzyszanki architekta - zdawać by się mogło groch z kapustą.
Można się pogubić.
Tymczasem siostra chuligana i bandyty Jarka Menowskiego okaże się szwagierką miliarderki (Fakt autentyczny! Rzeczywiście wyszła za mąż za brata słynnej Barbary Johnson Piaseckiej) i tu w PP, po zakończeniu opowieści o miliarderce zamierzam przedstawić dzieje wspomnianego bandziora. Mogę już z góry przeprosić czytelników, za kolejną niezrozumiałą łamigłówkę, bo znowu pewne powiązania między bohaterami będą się miały jak piernik do wiatraka, a ja poczuję się nie najlepiej mając świadomość, że mieszam w głowach czytelników.

Nie wiem, czy coś zrozumiałeś z moich mętnych objaśnień ale jak widzisz, staram się przeprowadzić Cię przez meandry niefortunnie prezentowanych fragmentów.

Dzięki Marku za wspaniałą ocenę.

Serdecznie pozdrawiam, Kaz

PS To dawno temu pisana powieść i niektóre rozdziały mi się nie podobały, więc wyrywałem kawałki lepiej napisane. Stąd ten bigos. Chyba kiedyś do "Dziejów starego Wałbrzycha" wrócę i spróbuję ułożyć jak należy.
Marek Adam Grabowski dnia 17.07.2020 09:30 Ocena: Świetne!
Coś zrozumiałem, ale nie wszystko. I jeszcze jedno, zdawało mi się, iż autorem "Wałbrzycha" jest twój brat, a ty tylko tłumaczem, ale chyba się pomyliłem?

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 17.07.2020 09:50
"Wałbrzych " w całości stworzyłem Ja.
Natomiast - skoro Cię to interesuje(?) - brat tworzy po angielsku własną wersję Dziejów starego Wałbrzycha i wykorzystuje bardzo obszerne fragmenty tej powieści. Czasem tłumaczy je toczka w toczkę na angielski, czasem trochę przerabia, a przede wszystkim tworzy własną wersję.
Pomagam mu jako redaktor, czasem tłumaczę jego fragmenty na polski, wspierając go jak potrafię by stworzył wartościową powieść.

Pozdrawiam serdecznie.

PS Brata powieść będzie inna i opatrzona innym tytułem.
Marek Adam Grabowski dnia 17.07.2020 13:29 Ocena: Świetne!
Spoko. Obydwa "Dzieje starego Wałbrzycha" mi się pomyliły; dlatego ciebie ostatnio nie komentowałem, gdyż myślałem, że to twórczość brata, a ta jakoś mi nie podpadła.

Pozdrawiam!
Quentin dnia 23.07.2020 23:42 Ocena: Bardzo dobre
Intrygant

Wreszcie zdecydowałem się zajrzeć do twojego legendarnego cyklu. Właściwie zdecydowałem się już dawno temu, ale teraz jestem po lekturze, więc krótko się wypowiem.

Wciągnąłeś mnie, Kaz, bez reszty. Wessało mnie w historię od samego początku i trzymało do samego końca, a nawet i dłużej. Za to serdeczne podziękowania.

Widać u ciebie kronikarski sznyt. Muszę przyznać z pewnym wstydem, że z historią u mnie nie jest najlepiej. Właściwie był czas, kiedy bardzo mnie ciekawił ten przedmiot w szkole, ale potem szkołę skończyłem (całe szczęście) i wiele rzeczy wyparowało samoistnie przez zaniedbanie przeważnie. Wspominam o tym, bo widać w twojej twórczości chęć niesienia wiedzy, wspominania o istotnych dla nas zdarzeniach, a przy tym nie brak ci zapału do fabularyzowania całości, a to zawsze przyjemniejsza forma niż suche fakty, o których po wszystkim i tak "się zapomni". Wielce jestem ukontentowany.

Pytanie tylko na koniec. Jak cię czytać dalej? Iść po prostu chronologicznie czy jest jakiś inny klucz?

Pozdrawiam
Q
Kazjuno dnia 24.07.2020 18:53
Szacowny Quentinie,
po twoim pojawieniu się i tak sympatycznym komentarzu poczułem się jak po wychłeptaniu słoika po drzemie eliksiru szczęścia.

Naprawdę mnie ucieszyłeś.

Do publikowania powieści, którą pisałem przed kilku laty, zdecydowałem się, żeby nie zniknąć z PP.
Pracuję teraz nad kryminałem historycznym o niesamowicie ciekawych czasach. Z wydarzeń rozgrywających się przed samym końcem i po zakończeniu 2. Wojny Światowej można jak chochlą czerpać pomysły na dramaty o jakich nie śniło się scenarzystom westernów. Piszę jak zadaniowani z Moskwy polscy zbrodniarze z UB, maszerując pod pachę z sowieckim NKWD łamali kark narodowi polskiemu.

Więc historyjki Ze starych dziejów Wałbrzycha traktuję jako doraźny zapychacz. Niestety wymyśliłem dosyć kłopotliwy dla czytelników klucz. Część opasłych tekstów o Wałbrzychu napisałem dawno i dosyć słabo. Dlatego zacząłem wybierać rodzynki, publikując jako oddzielne epizody. Tak doprowadziłem do totalnego chaosu, co czyni na odbiorcach wrażenie grochu z kapustą.
Ta stara moja wielowątkowa powieść ma jakiś porządek, który jest na pewno bardziej zjadliwy niż bałagan, w którym serwuję te lepiej napisane kawałki.

Kolejnych parę rozdziałów opartych na dziejach słynnej miliarderki (Barbary Johnson Piaseckiej) skończę w dwóch następnych odcinkach (jeden czeka w poczekalni).

I potem znowu czytelników wpuszczę w poślizg, bo wypada mi zaklajstrować te o miliarderce autentyczną historią wałbrzyskiego bandyty, którego przyrodnia siostra wyszła za mąż za brata Basi Johnson Piaseckiej, Więc opisując bandziora narobię kolejnego chaosu dla odbiorców.

Kurwa, narobiłem pisarskiego syfu i bardzo za to przepraszam.

Czytałem już Quentinie Film dla dorosłych ale muszę przeczytać jeszcze raz, żeby móc nabrać dystansu i w miarę rzetelnie skomentować. Zrobię to jutro, bo teraz się spieszę,

Serdecznie, jak bliskiego kumpla klepię Cię w ramię, jeszcze raz dzięki, Kaz
Dobra Cobra dnia 05.08.2020 18:24
No ooo, jaką słodycz z tą opowieścią:)

Kazjuno,

Zawiązanie akcji calkiem wporzo , chce się czekać na cdn, który nastąpi. Dżeni... :)

Napisz mi tylko, czy markę auta Warszawa nie powinno się pisać z dużej litery? Bo to nie typ samochodu, jak pick up czy sedan, tylko nazwa.


Pozdrawiam i do następnego,

DoCo
Kazjuno dnia 05.08.2020 21:49
Dobra Cobrusiu
Już samo twoje pojawienie się pod moim tekstem jest dla mnie zaszczytem. Twój giętki o niezwykłej elastyczności umysł, niczym wspaniale ukształtowane w procesie ewolucji ciało węża, zdolnego wystrzelić jak pocisk z kuszy i razić śmiertelnym jadem, wykazał się niezwykła łaskawością (w końcu jesteś dobrą cobrą).
Przyznam się, że drżę, ze strachu przed twoją wizytą w kolejnym odcinku Milarderskich Dziejów mojej bohaterki. (Ukazał się na początku działu prozy).
W głowie słyszę syk i mam dwojakie wątpliwości.
1 Albo to syk zdegustowanej COBRY, która wprawdzie przeczytała i jej coś ten najnowszy tekst nie podszedł.
2 Albo po twoim komentarzu zasyczała mi w głowie woda sodowa.

Serdeczne dzięki za piękny koment.

PS A warszawa czy Warszawa? Gdzieś wyczytałem, że pisze się małą literą, ale mogę się mylić.
Te Warszawy/warszawy w tamtych czasach przeważnie były typu sedan, choć pamiętam i pick-up'y. Zanim nie wyparły je czarne Wołgi/wołgi raczej były typu sedan.
Dobra Cobra dnia 06.08.2020 10:05
Ale Czarne Wołgi to już było zło wcielone - łapali dzieci, wysysali im krew i pozostawili truchła w przydrożnych rowach, które nie wyglądały jak dzisiejsze rowy - pełne były śmieci i zanieczyszczeń typu chemicznego.

Co do nazw marek aut to się spotyka różne pisownie, ale jednak chyba Ford, a nie ford.

Zdecydowanie należałoby nadać inny tytuł tej opowieści, co już ktoś z komentujących wcześniej podnosił. Aby zdystansować się od niekończącego się cyklu opowiesci wałbrzyskich, prezentowanego od odcinków o wiele dalszych. Stać Cię na taaaakie wyrzeczenie?

DoCo
Kazjuno dnia 06.08.2020 10:54
Ależ, Dobra Cobro.
Jak najbardziej, nie mam nic przeciwko zmianie tytułów/ tytułu prezentowanych tu wyrywkowo fragmentów, kiedyś tworzonej powieści.
Jak już, wspominałem, te kawałki traktuję jako zapychacz. Pracuję nad inną powieścią i żeby się z Tobą Cobrusiu i innymi twórcami PP nie rozstać na czas dłuższy, chcę pozostawać w waszym miłym towarzystwie.
Weź jednak pod uwagę czynnik bardzo ludzki, słabość, którą można zdefiniować jako śmierdzące lenistwo.
Niestety ta przywara dotyka mnie w całej rozciągłości.
Przyznaję rację tytuł ma nie byle jakie znaczenie, pewnie masz rację, że powyższy jest chybiony.
Ale mamy lato, śpiewają ptaszki, przechadzając się na spacery, noszę zawsze w kieszeni parę skapciałych tenisowych piłek i rozdaję je spotykanym sympatycznym psiakom, niektóre się cieszą i oszalałe z radości aportują moje prezenciki. W chwilach kiedy nie ślęczę nad tekstem też relaksuję się machaniem rakietą.
Gdzież mi tam w głowie wytężanie sobie mózgownicy na (zaznaczam - ważny cel) wymyślanie adekwatnego tytułu.
Obiecuję Ci Cobrusiu, że jak skończę teraz pisaną powieść, kiedy wrócę do tej wyciąganej z lamusa tu publikowaną (co planuję), bardzo poważnie rozważę zmianę tytułu.

Przyznaję Ci też rację co do marek samochodów. Ford brzmi lepiej od forda.


Dzięki za wpis, i serdecznie pozdrawiam, Kaz
Madawydar dnia 17.08.2020 10:32 Ocena: Świetne!
Ciekawe, wciągające i pouczające. Można się uczyć historii na Twoich tekstach. Jest klimat epoki z realistycznymi opiami ówczesnych wnętrz budynków i powojennego krajobrazu miast .
Znany już u Ciebie styl narracji nie męczy i nie drażni. Różne typy bohaterów opowieści stanowią istny bukiet dla psychoanalityków.
Też ostatnio zaniedbałem PP. Nie z jakiejś tam niechęci do PP, ale tak po prostu: sezon ogórkowy, brak weny nawet na komentarze, jakaś ogólna apatia wywołana chyba przez COVID 19. Tak a propos komentarzy - czytam również Twoje odpowiedzi na nie. Wiele wyjaśniają i są cennym dodatkiem do publikowanych przez Ciebie treści.

Pozdrawiam serdecznie.

Ps. ja się nie odwróciłem od Ciebie, tylko tak po prostu brakuje sił na treściwy komentarz, bo na byle jaki to, Ty nie zasługujesz.

Mad.
Kazjuno dnia 17.08.2020 15:36
Wielkie dzięki Madawydarze.
Nie Ciebie miałem na myśli, pisząc o odwracających się ode mnie twórcach.
Znam twój światopogląd i wiem, że jest prawie w 100% zbieżny z moim.

Także Ciebie serdecznie pozdrawiam i życzę do powrotu do pełnej formy..
Stęskniłem się za Tawerną pod wrakiem.


Życzę miłego popołudnia i wieczory z orzeźwiającą bryzą.
Ahoj! Kapitanie Żeglugi Wielkiej. Kaz
Przemir dnia 17.09.2020 08:56
Kazjuno napisał:
Te Warszawy/warszawy w tamtych czasach przeważnie były typu sedan, choć pamiętam i pick-up'y.

Dobra Cobra napisał:
Napisz mi tylko, czy markę auta Warszawa nie powinno się pisać z dużej litery? Bo to nie typ samochodu, jak pick up czy sedan, tylko nazwa.

Kazjuno napisał:
Przyznaję Ci też rację co do marek samochodów. Ford brzmi lepiej od forda.


https://sjp.pwn.pl/poradnia/.../marki-samochodow;715.html
PWN

Ścisle rzecz biorąc, nazwę marki piszemy wielką literą: Ford; tak samo – nazwę tego, co Pani nazywa „podmarką": Focus. Stąd w tekstach np. reklamowych taką pisownię Pani widzi. Ustalono jednak przed wielu już laty, że nazwy wytworów przemysłowych, konkretnych przedmiotów, np. właśnie samochodów, będziemy pisali małymi literami. Ta zasada wielu wydaje się dziwna i sprzeczna z intuicją językową, jest jednak obowiązujaca i powinniśmy się jej trzymać. Zatem jeśli Pani ma w garażu auto marki Ford Focus, to ma Pani tam właśnie forda focusa, konkretny samochód. A literki i cyferki, które są rzadko używane przy nazywaniu konkretnego egzemplarza, piszemy zawsze tak samo…

Najbardziej pokrętne wyjaśnienie językowe jakie kiedykolwiek czytałem.
…………
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=285:pisownia-marek-samochodow&catid=44&Itemid=208

Rada języka polskiego
Pisownia marek samochodów.

Sekretarz Rady odpowiedziała na pytanie o poprawną pisownię marek samochodów:

Nazwy firm, marek i typów wyrobów przemysłowych pisze się wielką literą, nazwy samych tych wyrobów zaś jako nazwy pospolite – małą.
W praktyce zasady te stosuje się następująco:

1. Jeśli słowo typu „Ford/ford” poprzedzone jest wyrazem, który wskazuje na to, że mamy do czynienia z nazwą marki czy firmy – piszemy je wielką literą, np. Jechał samochodem marki Lublin, Pracował w Fordzie.
2. Jeśli słowo typu „Ford/ford” występuje jako nazwa wyrobu – pisze się je małą literą, np. Jechał fordem, Kupił lublina.
Zasady te opisane są w „Nowym słowniku ortograficznym PWN” pod red. E. Polańskiego (Warszawa 1997) pod numerami [58] 18.1 i [109] 20.10.

Moja uwaga:
Samochód marki Ford
Podróżował fordem.

Wszystko co polskie nie jest nigdy łatwe.
............

Kazjuno,
No cóż, Kazjuno, zrobiłeś postępy przez te 9 miesięcy, gdy tu nie zaglądałem. Rzuca się w oczy bogactwo opisów, ale nie potrafię ocenić tego krytycznie. Nie lubię kadzić, jak wiesz, a potknięć nie zauważyłem.
Kazjuno dnia 24.09.2020 21:20
Wybacz Przemirze opóźnione podziękowanie za komentarz. Odbiło mi i po raz drugi tego lata spędziłem ponad tydzień nad Bałtykiem. Tym razem niestety bez internetu.

Dzięki, myślę, że uniknę teraz niewłaściwych określeń samochodowych.

Czy przez 9 miesięcy zrobiłem postępy? Nie wiem... Te kawałki, które czytasz są odkurzone i powyciągane z lamusa. Niektóre lepsze inne słabsze.

Pozdrawiam serdecznie, Kaz
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty