„Mów mi Dorian”
1
W zajezdni, na stołówce, zwykle panował hałas. Tego dnia było jednak znacznie spokojniej. Większość stolików była wolna, a jedyne odgłosy dolatywały przytłumione z kuchni, gdzie obsługa przygotowywała się do drugiego śniadania.
Dorian, z rękami opartymi o blat stołu, sprawiał wrażenie pewnego siebie. Co jakiś czas zerkał tylko w lewo i w prawo, czy przypadkiem ktoś go nie obserwuje z ukrycia. Zmrużył oczy, bo wydawało mu się to intrygujące, po czym rzekł bardzo cicho:
– Masz ochotę na coś jeszcze?
Zaraz potem odchrząknął głośno i powtórzył:
– Masz ochotę na coś jeszcze?
Kuchenne drzwi zaskrzypiały, gdy na stołówkę weszła pulchna kobieta w średnim wieku, przewiązana w pasie białym fartuchem.
– Jeszcze tu jesteś, kochasiu? – rzekła. – Myślałam, że już wyjechałeś.
– Właśnie miałem wychodzić – odparł młody mężczyzna i od razu wstał od stołu. – Dziękuję za kawę.
– Na zdrowie.
2
Lubił wieczorne kursy. Od ponad trzech miesięcy jeździł trasą ósemki na popołudniowej zmianie i czuł się z tym nieźle. Autobus linii numer osiem, nazywany także bałwankiem ze względu na wygląd cyfry osiem, rozpoczynał podróż od miejskiego dworca, a kończył na przedmieściach, które cała masa ludzi określała mianem zadupia. Dłuższa trasa oraz późniejsze godziny pracy nie stanowiły dla samotnego Doriana problemu.
Jako odludek stronił od towarzystwa, tym bardziej, że był pewien, iż swoim wizerunkiem nie wzbudza zaufania tak wśród obcych, jak i znajomych z pracy czy sąsiadów. Kilka razy usłyszał przypadkiem, jak koledzy z pracy obgadywali go. Przeważnie mówili, że jest dziwny. Raz nawet ktoś go naśladował w sposób karykaturalny.
Dorian niewiele sobie z tego robił. Czuł, że różni się od reszty pod wieloma względami. Jako bardzo wysoki i bardzo szczupły mężczyzna sprawiał wrażenie niedojrzałego. Długie ręce i nogi wydawały się jeszcze dłuższe, gdy siedział w ciasnym boksie za kierownicą. Kościste palce u dłoni kończyły się zdecydowanie zbyt długimi jak na mężczyznę paznokciami, a grzywka, opadająca na czoło, dodawała łagodnej twarzy mało męskiego wyrazu.
Dwa miejsca, w których Dorian czuł się komfortowo, to otrzymany po rodzicach dom na skraju lasu, a także ciasne, ale względnie bezpieczne stanowisko za kółkiem bałwanka. W drugim przypadku czasem miał do czynienia z nieprzyjemnymi sytuacjami, jak na przykład w minionym tygodniu, gdy pewna kobieta w średnim wieku oburzyła się, gdy szarpnęło autobusem, przez co o mało nie rozbiła sobie głowy. Dorian zniósł jej krytykę w milczeniu.
Rodzinny dom to zupełnie inna sprawa. Prócz listonosza, zbłąkanych akwizytorów i świadków Jehowy do drzwi domu samotnego mężczyzny nie pukał praktycznie nikt. Odkąd rodzice odeszli z tego świata, Dorian przestał utrzymywać kontakt zarówno z bliższą, jak i dalszą rodziną. Przyjaciół nie miał nigdy, a do kolegów z pracy, którzy z niego szydzili, starał się nawet nie zbliżać. Właściwie z całej zajezdni ufał tylko pełniącemu funkcję dyspozytora Sowińskiemu.
To właśnie Olo Sowiński zaproponował Dorianowi przejęcie kursu ósemki po tym, jak dotychczasowy kierowca uległ wypadkowi i wymagał długiego leczenia oraz rehabilitacji. Początkowo Dorian podejrzewał podstęp. Sądził, że „koledzy” namówili dyspozytora, aby ten przypisał Dorianowi rewir zadupia jako swego rodzaju prztyczek w nos. Po jakimś czasie i kilku rozmowach sam na sam z Sowińskim młody kierowca doszedł jednak do wniosku, że to był zwykły przypadek, a sam Olo, jako jedyny z całej zajezdni, wydaje się szczerze miły.
3
Dziewczynę z małym, skórzanym plecaczkiem widział nie po raz pierwszy. Zapamiętał, że z reguły wsiadała nieopodal teatru. Wysiadała natomiast na przedostatnim przystanku przed nawrotem. Zwykle zajmowała miejsce po prawej stronie, jakieś cztery rzędy za kierowcą.
Była naprawdę ładna. Miała około dwudziestu lat, kasztanowe włosy do ramion i mały, lekko zadarty nosek. W cieplejsze dni nosiła szorty albo ciasne spódniczki mini, które eksponowały jej długie, zgrabne nogi. Dorian wiele razy zerkał na nią we wstecznym lusterku. Uważał jednak przy tym, aby nikt z pasażerów nie nakrył go na podglądactwie.
Nigdy wcześniej nie spotykał się z dziewczyną, a przynajmniej nie tak, jakby tego chciał. Kiedy jeszcze był dzieciakiem, nie bardzo interesowały go dziewczęta. Kompletnie nie rozumiał towarzyskich zabaw, flirtu, dwuznacznych skojarzeń czy żartów o podtekście seksualnym. Wtedy jeszcze nie wiedział o tym, że niektóre jednostki rozwijają się wolniej od reszty. Pod tym względem sytuacja unormowała się w szkole średniej. Obserwowanie ponętnych koleżanek weszło Dorianowi w nawyk tak bardzo, że szybko stało się obsesją.
Pewnego razu zasłyszał rozmowę dwu klasowych ślicznotek, które nie zwracały na niego najmniejszej uwagi.
– Ubierzmy jutro spódniczki – zaproponowała jedna.
– Po co? – zapytała druga.
– Ma być ciepło.
– No dobra.
Nazajutrz Dorian zaczaił się na korytarzu, tuż przy schodach. Kiedy dziewczęta zjawiły się odstawione w krótkie spódniczki, niepostrzeżenie zajął miejsce przy samej barierce, skąd dyskretnie zerkał w górę. Tego samego dnia po raz pierwszy w życiu postanowił spróbować samogwałtu.
Jako nastolatek zrozumiał, że bycie niewidocznym ma swoje zalety. Większość od samego początku uznała, że jest nieśmiały, spokojny i cichy, a tacy ludzie przecież nie czynią nieprzyzwoitych rzeczy. Jeśli kogoś widziano w pobliżu okien od damskiej szatni, z pewnością nikt nie sądził, że to Dorian. Tak, opinia innych ludzi była najlepszym alibi.
Teraz, gdy regularnie widywał dziewczynę z zadartym noskiem, zaczął szukać pretekstu: najpierw do rozmowy, potem zaś do spotkania. Nie wiedział jednak, co dokładnie ma powiedzieć lub zrobić, aby nieznajoma panienka zechciała poświęcić mu uwagę. Wiedzę na temat relacji damsko-męskich zaczął czerpać z filmów romantycznych.
Tuż przed rozpoczęciem kursu zajrzał do wypożyczalni filmów DVD.
Chodząc między regałami, czuł się zagubiony. Jedyne filmy, jakie kojarzył, to kilka tytułów z dzieciństwa, które oglądał setki razy. Większość należała do gatunku kina akcji.
– W czymś mogę pomóc? – zapytał młody sprzedawca, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Nie – odparł natychmiast Dorian, po czym dodał: – Właściwie tak. Szukam czegoś romantycznego.
– Aha… – sprzedawca skinął z uznaniem głową. – Szykuje się miły wieczór we dwoje?
Dorian odchrząknął.
– Coś w tym stylu.
– W porządku. Czy pana partnerka lubi stare filmy?
– Trudno powiedzieć.
– Mógłbym polecić coś z klasyki. Hm, powiedzmy, że Pożegnanie z Afryką. Wspaniały wyciskacz łez. No, może nie tak jak Co się wydarzyło w Madison County, ale też robi wrażenie. Zapewniam. Lubi pan Meryl Streep?
– Nie znam jej osobiście.
– Ha, ha, a to dobre.
4
– Nie mogę przekładać ci urlopu w nieskończoność – oświadczył dyspozytor Sowiński. – Musisz w końcu odpocząć. Wyjedź gdzieś na wakacje, zaplanuj podróż, odwiedź rodzinę. Zrób cokolwiek tylko zechcesz.
Dorian spojrzał na kalendarz stojący na biurku.
– Sam nie wiem – odparł.
– Posłuchaj – zaczął raz jeszcze Sowiński. – Masz jeszcze tydzień zaległego urlopu. Czas najwyższy go wykorzystać. Nad czym tu myśleć, do cholery?
Dorian znowu się zadumał. Przez około minutę nie odezwał się słowem, by po tym czasie oznajmić:
– Zastanowię się.
– Masz czas do końca tygodnia.
Po pracy Dorian zajrzał do kiosku, gdzie kupił kilka magazynów przeznaczonych głównie dla kobiet. Odniósł wrażenie, że sprzedawczyni dziwnie mu się przygląda, jakby od początku uznała, że ma do czynienia ze zboczeńcem. Młody mężczyzna szybko zapłacił za zakupy i wyszedł na zewnątrz.
Resztę wieczoru spędził na przeglądaniu pism, z których co jakiś czas wydzierał poszczególne elementy takie jak oczy, uszy, nos czy włosy. Uzyskane w ten sposób fragmenty dopasowywał do siebie, aby w ostateczności nabrały kształtu kobiecej twarzy. Co ważne, twarzy nie byle jakiej, ale takiej, jaką dokładnie zapamiętał.
Dopasowywanie poszczególnych elementów układanki było żmudną pracą. Często okazywało się na przykład, że choć oczy zdają się być tymi idealnymi, których szukał, nie pasują wielkością do całej reszty. Wówczas wszystko należało zacząć raz jeszcze. Po raz pierwszy w życiu Dorian żałował, że nie potrafi rysować, a przynajmniej nie na tyle, aby wiernie odtworzyć wygląd dziewczyny z zadartym noskiem.
Późną nocą „portret” był mniej więcej gotowy. Wyklejance daleko było do pierwowzoru swojej postaci, ale Dorian czuł, że twarz, na którą patrzy, jest szczególna, bardziej żywa niż wszystkie papierowe modelki, które tego dnia widział. Był zadowolony z finalnego efektu, choć zdawał sobie sprawę z niedoskonałości. Mimowolnie uśmiechnął się.
Spojrzał na zegarek i szybko wyliczył, że do rozpoczęcia kursu ma jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby się przespać.
5
Sowiński wyznaczył Dorianowi specjalne zadanie. Młody mężczyzna miał zaopiekować się nowym kierowcą, który zjawił się w zajezdni pod koniec ubiegłego miesiąca.
– Pokażesz mu, co i jak – zaordynował dyspozytor. – Póki co pojeździ głównie z tobą, a potem weźmie trasę jedenastki.
– Dlaczego akurat ja? – spytał Dorian.
Sowiński nieco się speszył, zanim odparł:
– Ufam ci. Chłopaki zaraz wezmą go na wódkę, nagadają głupot, a potem zrobią sobie z niego pośmiewisko. To bystry dzieciak i wiem, że będzie dobrym kierowcą, jeśli odpowiednio się tym zająć. Rozumiesz?
– Chyba tak.
– No, to do roboty i pamiętaj, Dorianie, liczę na ciebie.
Berus był młodszy od Doriana o kilka lat. Na pierwszy rzut oka przypominał licealistę, który dopiero co zdał maturę, a w zajezdni znalazł się z braku lepszego pomysłu na życie. Od samego początku podszedł entuzjastycznie do pracy, co przypadło do gustu zwłaszcza Sowińskiemu.
Jak przystało na samotnika Dorian nie potrafił przełamywać lodów. Zaraz po tym jak dyspozytor przedstawił mu nowego kierowcę, tamten – Dorian – zabrał Berusa na przejażdżkę.
– Lubisz swoją pracę? – spytał nowy, kiedy autobus ruszał z parkingu zajezdni.
– Jest w porządku – odparł Dorian.
– To dobrze. Mój dziadek był kierowcą, ale to nie z jego powodu wybrałem taką robotę. Sam radził mi iść do wojska albo do policji. Dasz wiarę? Powiedział, że wszystko jest lepsze od siedzenia za kółkiem. Ciekawe, co by powiedział, gdybym został kierowcą wozu opancerzonego. Ale miałby minę.
Niemal całe popołudnie Berus próbował wciągnąć swojego partnera do rozmowy. Większość odpowiedzi Doriana ograniczała się do pojedynczych zdań lub słów. Pod wieczór nowy zrezygnował z dalszych prób. Po prostu usiadł dwa rzędy za kierowcą i obserwował przesuwający się za oknami świat.
Na przystanku pod teatrem do autobusu wsiadła znajoma dziewczyna. Miała na sobie letnią bluzeczkę i jedną z tych swoich zabójczych spódniczek w kolorze miętowym. Tak jak większość mężczyzn Dorian nie znał się na kolorach. O takich określeniach jak miętowy czy pistacjowy dowiedział się dopiero z kobiecych magazynów, które ostatnim razem przeglądał.
Tym razem ślicznotka, zamiast zająć swoje ulubione miejsce, które jak zawsze było wolne, dosiadła się do Berusa. Oboje, uradowani spotkaniem, od razu zaczęli ze sobą rozmawiać. Dorian dłużej niż zwykle wpatrywał się we wsteczne lusterko, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Oprzytomniał dopiero na dźwięk czyjegoś klaksonu.
Po powrocie do zajezdni Dorian nieoczekiwanie zagadnął:
– Myślisz, że sobie poradzisz?
Odrętwiały od bezczynnego siedzenia Berus wyciągnął się jak stary kocur.
– Chyba tak – odparł.
– Co ty na to, żeby jutro spróbować?
Oczy nowego zajaśniały w mroku.
– Mówisz serio?
– Pewnie.
– Bardzo chętnie. Myślałem, że dyspozytor się nie zgodzi tak szybko.
– Nie musi o niczym wiedzieć. Wszystko biorę na siebie.
– Stary, obiecuję, że nie nawalę. Możesz na mnie liczyć.
– W takim razie do jutra. Aha, ta w autobusie to twoja dziewczyna?
– Mówisz o Laurze? Chciałbym. To zwykła kumpela. Mamy wspólnych znajomych.
6
– Lauro, czy masz ochotę na coś jeszcze? – zapytał Dorian, unosząc lekko brwi, które jednak szybko ściągnął w dół. Po chwili spróbował ponownie: – Masz ochotę na coś jeszcze, Lauro?
Patrząc w lustro, usiłował dopasować ton głosu do wyrazu twarzy. Pragnął nie tylko wyglądać, ale i brzmieć tajemniczo i atrakcyjnie. Po kilkudziesięciu próbach odstawił lustro na bok, a następnie w centralnym punkcie zasięgu wzroku ułożył portret Laury. Przełknął głośno ślinę, nim powiedział:
– Masz ochotę na coś jeszcze, Lauro?
Berus za kierownicą cieszył się jak dziecko. Siedzenie z boku i bierne przyglądanie się sytuacji na drodze nie sprawiało Dorianowi zbytniej satysfakcji, ale rozumiał, że musi zyskać sobie przychylność nowego.
Dorian jeszcze nie wiedział, na ile można ufać młodszemu koledze po fachu. Po kilku dniach spędzonych razem Berus wydawał się otwarty, miły i przede wszystkim szczery. W przeszłości jednak zdarzało się już tak, że Dorian padał ofiarą drwin ze strony tych, którzy robili na nim dobre wrażenie. Wystarczy tylko chwila nieuwagi, jeden nieostrożny ruch, a nowy zasili szeregi żartownisiów uwielbiających zabawę cudzym kosztem. Co do tego nie wolno dać mu pretekstu.
Laura. Myślenie o niej już dawno stało się obsesją. W chwilach zadumy uwielbiał wyobrażać sobie, że siedzi z dziewczyną sam na sam w restauracji i przy tym wcale się nie denerwuje, słowa nie grzęzną w gardle, a na każde pytanie znajduje błyskotliwą odpowiedź. Czuł się panem sytuacji, który w każdym momencie pragnie mieć wszystko pod kontrolą. Sęk w tym, że z czasem przestał odczuwać dreszczyk emocji. O ile wcześniej wyobraźnia przenosiła go do świata, w którym celebrował każdy detal, o tyle teraz część obrazów uległa zatarciu, jakby miał do czynienia z fotografią przekazywaną od dziesięcioleci z rąk do rąk. Coraz bardziej zaczynał rozumieć, że potrzeba mu nowych wrażeń.
– Jak sobie radzisz z dziewczynami? – spytał pewnego razu Dorian podczas postoju przy nawrocie.
– To znaczy? – nie zrozumiał Berus. – Pytasz o sposób na podryw?
– Owszem.
– Właściwie nie mam żadnych rad. Przeważnie idę na żywioł.
– Co to znaczy?
– Zaczynam rozmawiać z panienką, żeby ją wybadać.
– O czym?
– Bo ja wiem. To zależy.
– Od czego?
– Od sytuacji, kontekstu i tak dalej. – Berus spojrzał podejrzliwie na rozmówcę. – Chyba miałeś kiedyś dziewczynę, co?
Dorian nieco się speszył. Jak zawsze w takich sytuacjach głośno odchrząknął.
– Jasne – potwierdził. – Pytałem z ciekawości.
7
Pójść na żywioł – te słowa dźwięczały w głowie Doriana, gdy stał przed gabinetem dyspozytora. W końcu zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał przytłumione „wejść”, nacisnął klamkę.
– To ty? – zdziwił się Sowiński. – Coś nie tak?
– Zdecydowałem się na urlop – oznajmił od razu młody mężczyzna.
Uradowany dyspozytor rozłożył szeroko ręce, jakby zamierzał uściskać rozmówcę.
– Nareszcie.
– Chciałbym wziąć od razu trzy tygodnie. Bez przerwy.
– Kiedy?
– Najlepiej od jutra.
– Cholera, zaskoczyłeś mnie. Całe trzy tygodnie?
– Owszem.
– Może lepiej, gdybyś póki co wykorzystał tylko kilka dni zaległego…
– Nie – przerwał Dorian, choć nigdy wcześniej nie zwykł wchodzić komukolwiek w słowo. Jako że speszył się własną reakcją, dodał pospiesznie: – Zależy mi na tym.
– Rozumiem, tylko widzisz, Dorianie, trudno będzie znaleźć zmiennika na tyle czasu. Przecież ktoś musi prowadzić bałwanka.
– Weź Berusa.
– Odpada. Jeszcze jest zielony.
– Zna dobrze trasę. Poradzi sobie.
Sowiński podrapał się po wysokim czole. Znał Doriana i wiedział, że nie oddałby bałwanka komuś, kto się do tego nie nadaje. Zastanawiała go tylko nagła zmiana w zachowaniu młodego kierowcy. Nie było jednak sensu dociekać zanadto, wszak urlop chłopakowi zwyczajnie się należał.
– W porządku – rzekł po chwili namysłu dyspozytor. – Przyprowadź młodego do mnie.
8
– Lauro? Czy oglądałaś Titanica? A wiedziałaś, że nakręcenie filmu było droższe niż budowa statku? Czy to nie zabawne?
Dochodziła dwudziesta pierwsza. Za około pięć, może siedem minut bałwanek zatrzyma się na przedostatnim przystanku przed nawrotem. Od godziny Dorian siedział w swoim samochodzie na parkingu sklepowym. Wcześniej przez wiele godzin siedział w domu, pochylony nad portretem Laury, zdenerwowany tym bardziej, im mniej czasu pozostawało do tej chwili. Teraz, gdy siedział w samochodzie i odliczał każdą minutę, ręce mu się pociły, a nogi drżały z podniecenia. Dopadało go na zmianę przerażenie i podekscytowanie.
Kiedy wreszcie dojrzał nadjeżdżający z oddali autobus, wziął głęboki oddech. Nieco spokojniej obserwował jak ósemka zwalnia tuż przed przystankiem i zjeżdża do wybrukowanej zatoczki. Po chwili autobus rusza, a po drugiej stronie chodnikiem idzie młoda dziewczyna.
Dorian wiedział, że dziś nie będzie w stanie się przełamać. Właściwie wiedział to od samego początku, jeszcze zanim na dobre postanowił, że wyjdzie z domu. Umyślnie skorzystał z trzech tygodni urlopu, aby dać sobie czas na przygotowania. Problem w tym, że nie wiedział, w jaki sposób przygotować się na spotkanie sam na sam. Filmy romantyczne oglądać można było całymi dniami, ale to przecież nie znaczyło, że im więcej czasu spędzi przed telewizorem, tym lepiej poradzi sobie z Laurą.
Z bezpiecznej odległości obserwował ślicznotkę. Podziwiał jej pewne, bardzo kobiece ruchy, od których kręciło mu się w głowie. Lubił, gdy co jakiś czas odgarniała dłonią pojedyncze kosmyki włosów albo kiedy obciągała w dół ciasną spódniczkę. Pragnął wówczas, aby powtarzała te drobne gesty raz za razem.
Pocił się jak mysz, drżał, ale cały czas szedł naprzód, zerkając tylko co kilka kroków, czy przypadkiem nie ma w pobliżu gapiów albo patrolu policji. Z drugiej strony, pomyślał, przecież nie robię nic złego.
Mniej więcej pół kilometra od przystanku dziewczyna skręciła w lewo, a potem weszła na podwórko ogrodzone brązowym płotem i zniknęła za drzwiami piętrowego domu. Z pewnością mieszkała z rodzicami lub wynajmowała u kogoś pokój.
Nazajutrz Dorian odniósł do wypożyczalni wszystkie płyty, jakie wybrał w ostatnim czasie. Znajomy sprzedawca zapytał go, czy miał udany wieczór i czy ma ochotę wypożyczyć coś więcej. Młody kierowca odparł tylko, że wieczór był w porządku, a za kolejny film podziękował.
Wieczorem znowu czekał na parkingu przed sklepem. Tym razem czuł się znacznie pewniej. Być może podbudowała go myśl, że zeszłego wieczoru pozostał niezauważony. Zawsze to jakiś sukces, a na pewno przewaga nad niczego nieświadomą dziewczyną. Świadomość, że to właśnie on kontroluje sytuację, pozwalała przezwyciężyć wrodzoną nieśmiałość. Kto wie, pomyślał, może dziś uda się pójść o krok dalej.
Kiedy bałwanek wyjechał z zatoczki, a Laura ruszyła jak zawsze tą samą drogą do domu, Dorian postanowił pójść na żywioł. Najpierw spacerował kilkadziesiąt metrów drugą stroną ulicy, aby na światłach przebiec na stronę Laury. Dziewczyna wyprzedzała go o dwadzieścia, trzydzieści metrów. Szła powoli, wydawała się odprężona, bardzo spokojna i ani razu nie zerknęła za siebie.
Dorian tymczasem zmniejszał dystans stopniowo: początkowo szybko stawiając kroki, a potem coraz wolniej i ciszej. Kiedy był już na tyle blisko, że Laura zdała sobie sprawę z jego obecności, usłyszał bicie własnego serca, które łomotało, jakby miało zamiar wyskoczyć z piersi i poturlać się po chodniku. Oddychanie przychodziło mu z trudem, a dłonie drżały ze zdenerwowania. Coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że traci kontrolę, a przecież nawet nie zdążył wydobyć z siebie słowa.
Po raz pierwszy Laura spojrzała wstecz, jakby usłyszała jego desperackie myśli.
– Cześć! – powiedział Dorian, a właściwie nie zdołał w porę okiełznać języka, który okazał się szybszy od myśli. Sam głos natomiast wybrzmiał w wieczornej ciszy zdecydowanie zbyt głośno, nienaturalnie, jakby ktoś krzyknął przez megafon hasło, po czy urwał je w połowie.
Dziewczyna drgnęła. Zatrzymała się i znowu zerknęła wstecz. W tej chwili znieruchomiał także śledzący ją mężczyzna. Oboje patrzyli na siebie przez kilka sekund, po czym ciszę przerwała Laura.
– Znamy się? – spytała.
– Znam cię – odpowiedział Dorian.
Laura próbowała przyjrzeć się jego twarzy, ale całe szczęście chłopak stanął w miejscu, gdzie światło latarni w połączeniu z krzakami rzucało spory cień. Gdyby w tej chwili mogła spojrzeć mu w oczy, z pewnością uciekłby albo zagrzebał w najbliższej norze.
– Przepraszam, ale nie mam czasu – oznajmiła dziewczyna niezbyt uprzejmym tonem. – Śpieszę się do domu.
– Pomyślałem, że… – zaczął Dorian, ale Laura zdążyła już ruszyć przed siebie.
9
Dorian czekał przed gabinetem dyspozytora od pięciu minut. Słyszał przez drzwi, że Sowiński rozmawia z kimś przez telefon, dlatego też wolał nie przeszkadzać. O tym, co wydarzyło się minionego wieczoru pragnął jak najszybciej zapomnieć. Niestety raz za razem przeżywał chwilę upokorzenia, jakby nie potrafił inaczej. Zamyślił się tak bardzo, że nie zauważył otwierających się drzwi gabinetu, w których stanął dyspozytor.
– Dorian? – zdziwił się Sowiński. – Co tu robisz?
– Mogę wrócić do pracy – oznajmił młody kierowca.
– Przecież kilka dni temu poszedłeś na urlop. Co to ma znaczyć?
– Wygląda na to, że podjąłem złą decyzję.
Głośne westchnienie Sowińskiego oznaczało, że nie pójdzie tak łatwo.
– Poczekaj na mnie w biurze – polecił dyspozytor. – I tak muszę z tobą pogadać. Zaraz wracam.
Dorian zajął miejsce naprzeciwko pustego biurka. Mniej więcej po kwadransie przybył Sowiński. Nie czekając na jego reakcję, Dorian przeszedł do sedna.
– Mogę wrócić od jutra.
– Poczekaj – uspokoił go Sowiński. – Pozwól, że coś powiem. Wczoraj trafiła na moje biurko skarga. Pasażerka stwierdziła, że podczas twojego kursu odniosła poważne obrażenia. Możliwe, że uszkodziła kręgosłup.
– Nie miałem żadnego wypadku – zaznaczył Dorian.
– Wiem. Sprawa nie ma nic wspólnego z kolizją, ale może skończyć się w sądzie.
Niemalże natychmiast Dorian wyobraził sobie staruszkę, która jakiś czas temu zwróciła mu uwagę, że ruszył z przystanku zbyt gwałtownie. Tak, pomyślał, to bez wątpienia cholerna starucha złożyła donos. Najwyraźniej zwietrzyła okazję do wyłudzenia odszkodowania. Dorian słyszał o takich rzeczach, ale nigdy się nad nimi nie zastanawiał.
– Pasażerka twierdzi, że nawet nie przeprosiłeś, gdy zwróciła ci uwagę – kontynuował Sowiński.
– Co mam zrobić? – spytał młody kierowca.
– Póki co nic. Oficjalnie jesteś na urlopie do końca miesiąca, a ta rozmowa nie miała miejsca, kapujesz?
– Owszem.
– Po twoim powrocie obaj zastanowimy się nad tym, co zrobić. A teraz zmykaj stąd i odpoczywaj. Nie ma co martwić się na zapas. Berus świetnie sobie radzi za kółkiem, wiesz?
10
Dorian nienawidził Berusa prawie tak samo, jak nienawidził starej baby, która złożyła skargę. Oboje z niego zakpili, wyczuli jego słabość, a potem urządzili sobie zawody w gnębieniu, znęcaniu się i upokarzaniu. Dobrze wiedzieli, że tacy jak Dorian nie potrafią odpłacić pięknym za nadobne.
Berus manipulował nim, Dorianem, od samego początku. To on doprowadził do niepowodzenia z Laurą. Okazał się podły i dwulicowy jak wszyscy. Zasłużył na nauczkę, pomyślał kierowca, gdy wrócił z zajezdni do domu.
Popołudniu rozpalił ogień w kominku. Ostatni raz robił to, kiedy jeszcze matka żyła. W chłodniejsze wieczory lubiła się ogrzać. W dzieciństwie Dorian często jej w tym towarzyszył. Nie dlatego, że lubił aż tak spędzać czas z matką. Chodziło o kominek. Ogromną frajdę sprawiało mu palenie różnych rzeczy, na przykład starych zabawek, których chciał się pozbyć. Oczywiście matka nie pozwalała mu tego robić, więc mały urwis niejednokrotnie musiał się natrudzić, aby niepostrzeżenie wrzucić wprost do ognia figurkę plastikowego żołnierzyka. Żołnierzyki nadawały się do tego idealnie. Przy kontakcie z ogniem najpierw się zapalały, a potem powoli i majestatycznie topiły. Na końcu pozostawał po nich zwęglony i trudno dostrzegalny kawałek w popiele.
Palenie żołnierzyków było cudowne. Dorian nie mógł oprzeć się pokusie patrzenia na pożerane przez płomienie figurki, które ostatecznie stawały się zawsze czarną zaschniętą masą, nie podobną do niczego. Już wtedy zastanawiało go, czy w ten sam sposób na kontakt z ogniem reaguje ludzkie ciało. Pewnie tak, pomyślał w pierwszej chwili, aby po kilku latach dojść do wniosku, że to niemożliwe. Ludzie wszak obracają się w popiół.
Długo rozmyślał wpatrzony w rozżarzone polana. Jak zahipnotyzowany sięgnął po portret, który oprawił jakiś czas temu w ramkę. Po uderzeniu pięścią w szybkę, kawałki szkła rozsypały się na kamienną posadzkę przed kominkiem. Dorian spojrzał po raz ostatni na podobiznę Laury. Czule dotknął policzka dziewczyny, po czym zapytał:
– Może masz ochotę na coś jeszcze, Lauro?
Kilka sekund później wyklejanka wraz z ramką wylądowały w kominku.
11
Kolejnego wieczora nie była sama. Na przystanku ktoś na nią czekał, konkretnie młody chłopak w koszulce Megadeth. Dorian domyślił się, że po ich ostatnim spotkaniu dziewczyna wolała nie ryzykować samotnej podróży do domu. Być może miała go za świra, zboczeńca albo diabli wiedzą kogo jeszcze. Na pewno nie była zainteresowana bliższą znajomością.
Młody kierowca obserwował z bezpiecznej odległości parkę idącą chodnikiem. Tym razem nawet nie wysiadł z samochodu. Uruchomił natomiast silnik i ruszył naprzód.
Dorian przejechał obok Laury i jej „obrońcy”, zerkając we wsteczne lusterko. Na najbliższym rondzie zawrócił i dotarł ponownie na parking przed sklepem. Wciąż widział dobrze oświetlonych pieszych znajdujących się na chodniku. Rozejrzał się we wszystkie strony, a kiedy poczuł, że to właściwy moment, jeszcze raz włączył się do ruchu.
Trzymał się z tyłu. Pozwolił, aby wyminęły go dwa auta, a następnie, upewniwszy się, że z naprzeciwka nic nie nadjeżdża, wcisnął gaz do dechy. Samochodem szarpnęło gwałtownie naprzód, całe szczęście obeszło się bez pisku opon, choć hałas spowodowany pracą silnika na najwyższych obrotach i tak był duży. Z pewnością musiał zwrócić uwagę Laury i jej koleżki. Żadne z nich nie zdążyło jednak zareagować w porę, gdy samochód Doriana zjechał najpierw na pobocze, a potem na chodnik. Było za późno.
12
Wiele godzin później dziewczyna otworzyła oczy. Nie pamiętała niczego. Z trudem rozejrzała się po pomieszczeniu, gdyż każdy ruch szyją sprawiał jej ogromne cierpienie. Raz nawet zasyczała odruchowo z bólu. Tuż po tym usłyszała głos, którego nie mogła rozpoznać.
– Jak się czujesz, Lauro?
– Gdzie jestem? – zapytała dziewczyna. – Czy coś się stało?
– Miałaś wypadek, ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
– Nie widzę cię, kim jesteś?
Dorian podniósł się z fotela, który ustawił zaraz przy łóżku poszkodowanej. Stanął tak, aby dziewczyna mogła mu się przyjrzeć. Nie silił się na uśmiech.
– Skądś cię znam – rzekła Laura.
– Mam na imię Dorian.
– Pomożesz mi usiąść?
– To zły pomysł. Wygląda na to, że masz połamane nogi. Kto wie, może nawet uszkodziłaś kręgosłup.
Laura spróbowała ruszyć rękami i nogami. Kiedy nic się nie wydarzyło, dopadło ją przerażenie.
– Co się dzieje? – załkała.
– Bez obaw – uspokajał ją Dorian.
– Gdzie mój brat?
Dorian nie odpowiedział od razu.
– Cóż – zaczął po chwili. – Wygląda na to, że nie miał tyle szczęścia co ty. Powinnaś to docenić. Może jesteś głodna albo chcesz pić? – Kiedy Dorian nie doczekał się odpowiedzi, postanowił sam podjąć decyzję. – Przyniosę ci sok – rzekł. – Musisz być spragniona.
Nie minęło pół godziny, odkąd Laura odzyskała przytomność, gdy nadeszła pierwsza fala potężnego bólu. Pogruchotane kości dały o sobie znać w momencie największego kryzysu. Dziewczyna zawyła z bólu i z rozpaczy. Do pokoju natychmiast przybiegł Dorian. Od razu zdał sobie sprawę, że nie zaopatrzył się w leki przeciwbólowe.
13
– Wiesz, Lauro, nigdy nie miałem przyjaciół. Wszyscy trzymali się z dala ode mnie. Uważali, że jestem dziwny. Nie rozumieli niczego i wcale nie zależało im, aby to zmienić. Pewnie gdybym zdychał jak pies na ulicy, nikt, absolutnie nikt by się tym nie przejął. – Popatrzył na znękaną twarz śpiącej dziewczyny. – Z tobą było inaczej. Wiem to. Wystarczy tylko spojrzeć. Jesteś piękna, młoda i zapewne okręcasz mężczyzn wokół palca. Rozumiem to. Nawet teraz nie straciłaś nic a nic na swoim uroku. To niesamowite. – Zamyślił się, po czym zmienił temat: – Czy wiedziałaś, że zdjęcia do Titanica były droższe niż budowa samego statku?
14
– Na pewno trudno ci w to uwierzyć. Sam nie potrafię zrozumieć wielu rzeczy. Jednego dnia myślisz, że wszystko jest w porządku, aż tu nagle spotyka cię coś strasznego. – Dorian pomyślał o starej kobiecie, która na niego doniosła. Nie zwracając uwagi na to, czy Laura słucha, kontynuował: – Robisz co możesz. Wypruwasz sobie żyły i co z tego? Wystarczy jedna chwila i każda dobra rzecz, każdy dobry uczynek idą w niepamięć. Chciałbym, żeby było inaczej. Chciałbym spotykać na swojej drodze tylko dobrych ludzi. Myślisz, że to w ogóle możliwe? Skąd to się bierze? Czy nie uważasz, że czas najwyższy zrobić z tym porządek? – Na ponad kwadrans zapadła cisza, podczas której młody kierowca wpatrywał się zahipnotyzowany w płonące polana. – Kupię sobie broń – przemówił raz jeszcze. – Właśnie tak. Zdobędę ją na czarnym rynku i pewnego dnia wezmę ze sobą do pracy. Nikt nie zauważy, a kiedy się zorientują, będzie za późno. Pora dać nauczkę żartownisiom. Chcę, żebyś o tym wiedziała, Lauro.
15
– Musimy coś z tym zrobić, Dorianie. Sam rozumiesz, że nie możemy zamieść sprawy pod dywan. Przykro mi, że tak wyszło. Dopiero co wróciłeś z urlopu. – Dyrektor zamilkł. Spojrzał na Sowińskiego, jakby nie był pewien, czy młody kierowca rozumie cokolwiek. Dyspozytor skinął tylko porozumiewawczo głową, a dyrektor ciągnął dalej: – Pasażerka zamierza pójść do sądu. Nie wiem, co wykaże postępowanie wyjaśniające, dlatego nie ma co siać paniki i martwić się na zapas.
– Wszędzie pełno wariatów – rzekł Dorian.
– Słucham? – nie zrozumiał dyrektor.
– Drogi pełne są wariatów za kółkiem – wyjaśnił młody kierowca. – Przecież każdy może dostać prawo jazdy. Moja dziewczyna uległa wypadkowi.
– Bardzo mi przykro – oznajmił dyrektor. – Co z nią?
– Nie żyje.
Sowiński i dyrektor znowu popatrzyli na siebie. Po chwili przemówił raz jeszcze ten drugi:
– To straszne. Nie wiem co powiedzieć.
– Mógłbyś zorganizować zebranie? – te słowa Dorian skierował do dyspozytora.
– Jakie zebranie? – zdziwił się Sowiński.
– Chciałbym pogadać z chłopakami. Nie potrzebuję dużo czasu.
– Dobrze, postaram się coś wymyślić.
– Dziś. Chciałbym porozmawiać z nimi jeszcze dziś.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt