Płaszczyzny i krawędzie. Rozdział I - Urrcia
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Płaszczyzny i krawędzie. Rozdział I
A A A
Od autora: Poniżej publikuję początek powieści steampunk. Jest to nurt dość wąski, a jednocześnie na tyle odmienny od klasycznego fantasy, by zyskać nie tylko własną nazwę, ale i oddaną rzeszę wielbicieli na całym świecie.
Mam nadzieję, że mieszanka magii, pary, kół zębatych okraszonych światem inspirowanym końcem XIX wieku sprawi przyjemność czytelnikom i z czasem wybiorą się oni ze mną na wyprawę krok dalej - poza to co standardowe w steampunku.
Oczywiście liczę na konstruktywną krytykę.
Klasyfikacja wiekowa: +18

Świat wydaje się skomplikowany, a nasze w nim życie bywa kwintesencją komplikacji. Prawda jednak jest taka, że sami sobie wszystko utrudniamy. Zamykamy się w swoich konwenansach, zwyczajach, kręgach towarzyskich, religiach i z każdym "określeniem siebie" zatrzaskujemy na swych umysłach kajdany. Gdy nałożymy sobie ich wiele, a konkretnie o tę jedną parę za dużo, następuje ten ranek, gdy budzimy się z bolesnym przeświadczeniem, iż żyjemy w pułapce, z której nie potrafimy się wykaraskać.
Powiecie mi, że to nie wasza wina, że tak was wychowano, że przecież tego wszystkiego oczekują od was rodzice, znajomi, partnerzy, że inaczej nie wypada. Czemu nie? Tak na prawdę, szczerze, po chwili namysłu, odpowiedzcie sobie: czemu nie i co was powstrzymuje? Dla większości z nas nie ma ratunku, ale niektórzy czasem się wyzwolą z okowów własnej głupoty i urojonego lęku. Kilku po prostu wstanie z tego łóżka rano i powie, że ma dość. Kilku następnych będzie musiało odbyć długą drogę, nim nauczą się siebie. Czasem będzie to droga w głąb siebie, a czasem to życie wciągnie ich na swoje ścieżki i przewróci wszystko do góry nogami.
To jedna z tych podróży, która zmieni u niektórych niewiele, u innych wszystko, a kolejnym da po prostu nową nadzieję, bądź nową rozpacz.
Tylko, czy nowy początek gwarantuje zmianę? Czy zwierzę trzymane całe życie w klatce potrafi sobie poradzić na upragnionej wolności? Czy gdyby dano wam nowy świat, nowe życie stalibyście się tymi, o których marzycie, czy znów zakopalibyście się w norę swoich lęków okraszonych konwenansami?

Cały dom wypełniony był światłem dowodząc o bogactwie gospodarzy. Na każdym piętrze, w każdym pomieszczeniu jaśniały żarówki odkrywające dom jakoby na nowo, zmieniając jego wnętrze, kiedyś pełne półmroków i cieni. Dawniej w ciemnych kątach kryły się strachy, skrzaty i szczury. Teraz nie było dla nich miejsca. Nie w tym nowoczesnym, postępowym świecie. Jednak należy pamiętać, że pewne rzeczy postępują szybciej, a inne wolniej, kolejne zaś wciąż są zaściankowe i trzymają się usilnie swoich ciemnych kątów, jak kłęby kurzu.
Tego wieczora domownicy, jak i goście zebrali się w salonie gościnnym, który jaśniał, jak żaden pokój. Dwa kryształowe żyrandole, trzy lampy stojące i dwie biurkowe to było aż nadto. Jasność spływała po papierowej, pokrytej drobnym, kwiecistym wzorem, tapecie. Rozlewała się po mahoniowych panelach pod nią, mknęła po drewnie lakierowanych mebli wypucowanych do połysku. Te pokrywały wzory w najnowszym trendzie, gdzie kwiaty oplatały geometryczne, kanciaste linie ornamentów. Nad wygaszonym kominkiem wisiało potężne lustro, w którym odbijały się nieomal wszystkie zasłuchane twarze. I wtedy trybiki w stojącym zegarze przeskoczyły po raz ostatni w mijającej godzinie, a ten począł wybijać dziesiątą wieczór. Jego twarde w brzmieniu „bim-bom” mieszało się z ostatnimi akordami mechanicznego fortepianu.
Na ławeczce przy instrumencie siedział rozparty gospodarz, kiwając lekko w takt muzyki głową, a jego wywoskowany wąs drgał niemal niedostrzegalnie w kąciku. Ciemne włosy dawno pokryły się siwizną, nie tylko na skroniach, lecz i dalej. Niegdyś muskularna sylwetka od wielu lat, niespiesznie, acz w sposób nieunikniony, nabierała płynnej linii dostatku, nie odbierając jednak mężczyźnie rysów szlachetnych, które do dziś wprawiały w drżenie niejedno niewieście serce.
Wokół fortepianu stali również inni mężczyźni, jednak tylko jeden czuł się na tyle swobodnie, by wesprzeć dłoń o lakierowaną powierzchnię mebla, w którym kościane klawisze poruszały się rytmicznie, zapadając się między sobą. Struny pod uniesioną klapą drgały szarpane przez mechanizm, który radośnie wydmuchiwał parę, zaś kłęby te leciały pod sufit i tam rozpływały się w nicość. Kolejne kilka taktów przebiegło salon, potem zaległa cisza, którą przerwał dźwięk guzika, gdy ten odskoczył i ostatecznie poinformował zebranych o końcu utworu. Panie, siedzące na wygodach, poczęły pierwsze bić brawo, dopiero po chwili, jakby im musiał trybik zaskoczyć, panowie dołączyli gromko do nich, wszyscy honorując oklaskami zwykły mechanizm.
- Wspaniałe, wyśmienite! - klasnął w dłonie młody mężczyzna, który wspierał się dopiero co o instrument – A jak panie to znajdują? - zagaił zwracając się w stronę kobiet, choć jego szare oczy szybko odszukały starszą córkę gospodarzy i zatrzymały się na niej, jakby właśnie z jej zamyślonego spojrzenia chciały wyczytać odpowiedź.
Widać ta zrozumiała, że ku niej było skierowane pytanie, bo szybko określiła swe stanowisko, głośno i dobitnie, gdy inne panie między sobą szeptały pochwały:
- Doskonałe ustawienie mechanizmu, temu nie zaprzeczę – uśmiech na wargach niweczył chłód w spojrzeniu, jednak ten widzieli tylko uważni obserwatorzy, jak matka dziewczyny, która lekko ją trąciła w ramach upomnienia.
- Droga Ado, pani logiczny umysł z premedytacją obdziera każdą piękną chwilę z jej barwnych piórek – odparł roześmiany Nikodem. Był to mężczyzna o przysłowiowej słowiańskiej urodzie, z włosami barwy dojrzałego siana, jasnych oczach i rumianych policzkach, na które wdzierały się sumiaste wąsy. Te najpewniej rekompensowały mu braki w owłosieniu na coraz wyższym czole. Mimo to prosty nos, zdecydowane spojrzenie oraz błąkający się po wargach uśmiech podszyty drwiną dodawały mu tego, co zagubione włosy mu odbierały. Choć było to spotkanie wieczorne przy muzyce, młodzian odrzucił ciemny garnitur na rzecz jasnego, sportowego, skrojonego z lekkiego, letniego materiały. Nie pragnął jednak ująć tym strojem gospodarzom, a tylko podkreślić swą nowoczesność: na spotkanie pojawił się swoim najnowszym motorem, w iście sportowym wydaniu, porzucając cylinder na rzecz gogli i kasku, a klasyczny strój wieczorowy na rzecz nowomodnej garderoby. I wywołał tą prezentacją poklask u zgromadzonych.
- Widać jest nazbyt logiczny, gdyż nie potrafi się doszukać krzty piękna między trybikami, mageum i parą, a widzi tylko kunszt twórców fortepianu, jak i dysku muzycznego – odparła zbierając tym razem kopniaka w kostkę od siostry, co nie zmazało z jej warg szerokiego uśmiechu, jakim obdarzyła Nikodema.
Panna Ada, jak i jej matka, i siostra wydawały się ulepione z jednej gliny. Wszystkie ciemnowłose, przy sztucznym oświetleniu uchodzące za brunetki, w świetle światła pyszniły się gęstymi włosami barwy kasztanu o miedzianej nucie połyskującej to tu, to tam. Wszystkie trzy były średniego wzrostu, dziś, w klasycznych gorsetach, które wciąż królowały w eleganckim wydaniu dam. Wszystkie o pięknych taliach osy i pięknej figurze w kształcie litery X. Ada z matką miały lekko zadarte, acz drobne noski, a tylko Aida odziedziczyła po ojcu prosty, prawie że orli nos. Każda z nich posiadała wąskie usta i głębokie wejrzenie piwnych oczu, reprezentując obecnie modny trend urody zwany „kobietą demoniczną”, co podkreślały ciemną linią kredki do oczu i o ton ciemniejszą od naturalnej barwy warg pomadą.
Pani Glińska mogłaby uchodzić swobodnie za starszą siostrę swych latorośli, gdyż jej uroda wciąż była świeża, jednak niewątpliwym było to, iż był to efekt paru kobiecych sztuczek z domieszką czarów, a choć z jednej strony kobieta starała się wyglądać wciąż młodo, z drugiej strony miała na sobie suknie ciemną i mniej wydekoltowaną niż u jej córek, dyskretnie zaznaczając swój status małżeński.
Obie Glińszczynianki ubrały suknie zwiewne, lekkie i jasne, jak ich oblicza, przyozdobione koronkami, nadając im obraz istot zwiewnych, delikatnych, choć eteryczną można było nazwać tylko młodszą z panien. Ada miała w sobie pewną surowość, która nie pozwalała jej stać się pięknym, nocnym widzeniem w pełnej krasie, a do tego nie przystroiła szyi, jak siostra, kameą, tylko aksamitką z mechanicznym zegarkiem na przedzie. Broszka i kolczyki z kołami zębatymi do cna łamały delikatny efekt, jaki próbowały nadać jej matka i siostra doradzając, którą suknię winna wdziać na ten wieczór. Ostatecznie jej kreacja była modna i piękna, nie można więc było niczego Adzie zarzucić, zwłaszcza, że dopełniała kobietę i jej osobowość w sposób doskonały.
- Ada...! - westchnął ojciec i już w głowach domowników brzmiała niewypowiedziana reszta zdania „... to nie wypada” - Wybacz Nikodemie.
- Nie ma czego drogi przyjacielu, pańska córka to moja muza – skwitował wyciągając z wewnętrznej kieszeni papierośnicę. Powoli goście skupiali się na swoich drobnych rozmowach, jednak młody Gryficki mówił na tyle głośno i pewnym tonem, iż większość mimowolnie słuchała jego wywodu, a kilka osób wciąż stało obok i bacznie się przysłuchiwało. Ten zdawał się skupiony na częstowaniu gospodarza i najbliższych panów papierosami, a służący, jak na komendę doniósł im cygara, gdyż nie każdy z panów gustował w cienkich papierosach.
- Mam świadomość, że sprzyja mi, jak i wszyscy tutaj, ale zadając trudne pytania przygotowuje mnie do przeciwstawienia się wrogom naszej sprawy – odpalił papierosa od podanej przez służącego zapałki, zamknął z trzaskiem papierośnicę i zaciągnął się głęboko, pozostawiając zgromadzonym chwilę na rozważania.
- No właśnie, jak nasza sprawa? - zapytał inny z mężczyzn.
- Najwyższa Rada w większej części jest nieprzychylna, ale na obszarach zaborów coraz głośniej o naszym dążeniu do niepodległej Polski.
- To zrozumiałe, kraj nie tylko powstanie po upadku, ale i zyska na potędze, jak żaden.
Nieomal znikąd w tłumie panów pojawiła się starsza Glińszczynianka i z tym swoim nieodzownym szerokim uśmiechem zagaiła:
- Naprawdę wierzy pan, drogi Nikodemie, że Rada zaryzykuje stabilność układu z ludźmi na rzecz naszego państwa?
- Ludzie są słabi.
- I że Polacy dobrowolnie przejdą spod jednego jarzma pod drugie?
- Uważa panna, że magowie narzucą im jarzmo? Wszak sami wywodzimy się z Polaków.
Ada była zawieszona myślami między odpowiedzią, a opracowywaniem planu, jak wyciągnąć od ojca kieliszek koniaku, nim la maman ją na tym przyłapie. Rozmowę traktowała lekko, mimo ciężkiego, politycznego rozdźwięku, ale wiedziała doskonale, że próba poważnej rozmowy z baranem nie miała sensu. Wiedziała też, że przed nią w rzeczy samej stał arcybaran otoczony przez stado powolnych owiec. Zabawę w dokuczanie capowi przerwała jej wysłana przez panią matkę Aida:
- Miałaś opowiedzieć nam o ostatnich odkryciach na wydziale – powiedziała ujmując tę pod rękę - Panowie wybaczą, kobiece sprawy.
- A to nie powinny być koronki miast odkryć? - rzucił jeden z męskiej gromadki za odchodzącymi, by na koniec zaśmiać się razem z innymi panami z jakże trafnego dowcipu.
Reszta wieczoru upłynęła w podobnym tonie. Jakiś czas panowie żywo rozprawiali o możliwości utworzenia na terenach dawnego Królestwa Polskiego pierwszego państwa magów, w końcu jednak zarzucili temat ten na rzecz innych, lżejszych tematów, by nie zanudzać pań. Damy chwilę skupiły się na nowinkach z Sorbony, jednak prędko przeszły na temat zbliżającej się Wystawy Międzynarodowej. I znów zabawę popsuła Ada swymi przemyśleniami:
- Nie uważacie, że to dość fikuśne urządzać wystawę na cześć mitycznego wydarzenia?
- Wielu wciąż wierzy w Wyzwoliciela - odparła wdowa Zapolska z pewną pretensją w głosie, gdyż sama należała do wiernych.
- Minęło pięć tysięcy lat, a poza jedną księgą nie ma dowodów na to, co w niej zapisano.
- Na tym polega wiara Ado - ucięła pani Glińska - Wierzyć bez dowodów.
- Nie chciałam nikogo urazić, zwyczajnie mój ścisły umysł nie wierzy w nic, co nienamacalne.
- Nic nie szkodzi - odbąknęła wdowa, choć widać było, iż tylko dlatego, bo nie wypadało odpowiedzieć inaczej. Gospodyni w myślach planowała rychłą herbatkę, by ugłaskać starą magiczkę, nim ta obwiesi jej córkę wszystkimi okolicznymi psami. Glińska nie miała już sił na załamywanie rąk nad dziewczyną. Zawsze była krnąbrna, posiadała własne zdanie i nie potrafiła trzymać języka za zębami. Kobieta miała nadzieję, że Sorbona ukierunkuje jej ekspresję w stronę nauk magicznych, jednak dziewczyna, zdawało się, tylko zaostrzyła tam sobie ząbki. Wyglądało na to, że nabrała pewności siebie i wiary w swą nieomylność. Była coraz bardziej wyemancypowana i zaczynali się z mężem poważnie martwić, czy nie będzie próbowała pokrzyżować im planów. Należało zacząć działać szybko i zdecydowanie, nim Ada nabierze więcej pewności siebie i w najgorszym wypadku ściągnie na nich skandal.

Gabinet tonął w półmroku zasłoniętych kotar, pomiędzy którymi wdzierały się do środka cienkie snopy światła. W tych kurz, stały towarzysz ksiąg, tańczył, jak panny na swym pierwszym balu, pełen ekspresji i zachłyśnięcia się wolnością. Lata temu książki przejęły władzę w tym pomieszczeniu, wyległy tłumnie z biblioteczek, piętrzyły się piramidalnie na biurku, rozkładały się, jak uda kochanek, po wszelkich powierzchniach poziomych, poczynając od stolika, a kończąc na podłodze. Wszechogarniający zapach kurzu i papieru zmieszał się z wonią tytoniu i chuci. Kasztanowe włosy Ady opadały na męską pierś, której włos lata temu oprószyła siwizna. Palce jej dłoni objęły wysmukły kształt papierosa, który odebrała z dłoni kochanka.
- I co on na to? - powiedział mag ze śmiechem.
- Nie drażnij mnie - prychnęła przerywając temat w uniesieniu, choć dopiero co sama podjęła kwestię wczorajszego wieczoru muzycznego w domu rodzinnym. Zaciągnęła się głęboko dymem papierosowym, by po chwili usiąść na sofie, której miękki flausz wciąż nosił odgniecenia po ich chwili uniesienia. Poderwała się raptownie i poczęła krążyć po pokoju, jak dziki kot po klatce.
- Jak oni w ogóle mogą myśleć, że to się uda?! - powiedziała obrażonym tonem i znów zaciągnęła się. Halka lekko falowała z każdym jej krokiem.
- Bo to może się niestety udać.
- Nie żartuj nawet.
Leopold usiadł i wciągnął na siebie koszulę, gdy jego wzrok wciąż podążał za kobietą. Powinien ją pospieszyć, nie powinna paradować w negliżu po jego gabinecie, ale właśnie to ujmowało go w dziewczynie, że, mimo ścisłego umysłu, była pełna pasji. Nie tylko w alkowie - ta była najmniej istotna, zwłaszcza, gdy miało się jego lata. Uwielbiał patrzeć na nią, gdy zła, czy podekscytowana krążyła po pokoju, gdy jej szalone myśli i emocje mieszały się razem rozsadzając ją od środka.
- Ubierz się.
- Lepiej się napatrz, po ślubie nie będzie mi wypadało wypinać się dla teścia - skwitowała dusząc niedopałek w popielnicy, by chwilę potem zacząć poprawiać stargane pończochy.
- Wypinać się? Cóż za wulgaryzm - znowu ton rozbawienia skrył się między wyrazami. Pomimo całej sytuacji potrafiła poprawić mu nastrój. Im bardziej się piekliła, tym on był weselszy i czuł się przy niej młodszy. Obawiał się tylko, że w nadmiarze jej charakter mógł odbić się zgagą - A prorektorowi wypada się wypinać?
- Idiota!
- Chyba obleje pani egzaminy końcowe, panno Ado Glińska, a może pani Ado Gryficka? - uwielbiał sprawdzać granice jej cierpliwości, jednak wiedział, kiedy należy przestać. Nim więc ona wybuchła kolejnym oburzeniem spoważniał - I co ty na to?
- Na to, że twój syn chce zostać królem, czy to, że widzi mnie jako swoją królową?
- Nie przesadzasz? Nigdy nie powiedział, że chce zostać królem – Ada tylko wbiła w niego spojrzenie i przez dłuższą chwilę nic nie odparła. Powiedziała coś, co oboje podejrzewali, ale do tej pory nie powiedzieli tego na głos. On, bo jako ojciec łudził się, że jego syn nie posunie się aż tak daleko, a ona dlatego, by nie uświadamiać sobie samej smutnej prawdy.
- I tak nie ma szans – wzruszyła ramionami, jakby chciała nagle powrócić do momentu, nim przekroczyła niepisaną granicę nieskalania ich umysłów takim bezeceństwem, jak odbudowa Królestwa Polskiego jako Królestwa Polski Magicznej z jej narzeczonym u steru.
- Nie jestem pewien. Polacy uwielbiają szukać zbawcy gdzie indziej niż u siebie. Wizja kraju prowadzonego przez magów kusi i daje złudną nadzieję – choć sam był z pochodzenia Polakiem, mimo, że na emigracji, był przede wszystkim magiem, a dla magów nie powinno być granic, ni państw. Nie mieli prawa poczuwać się narodowo, służyli magii, a magia służyła im. Przede wszystkim ludzie nie pozwolili by im skupić swej uwagi na jednym państwie. Bezpaństwowość leżała więc w interesie obydwu stron.
Nikodem był młodym, pełnym pychy magiem, który nie doceniał niemagicznych. Nie mógł pojąć, że wściekła gawiedź jest potężniejsza od każdego maga. Ludzie byli, jak mrówki atakujące osę - nie ważne, że ta była większa, miała ostre żądło i kąśliwe żuwaczki, liczebność wroga i tak ją powaliła. Najwyższa Rada Magiczna nigdy nie wyrazi zgody na to szaleństwo, świadoma siły mrówek. Leopold liczył na to, iż Nikodem opamięta się, nim wystąpi przeciw Radzie.
Nie wątpił, że naród polski pójdzie za nim. To kraj romantyków, którzy nie potrafili sami się odnaleźć w znoju codziennego życia. Budzili się ze swego letargu dla chwil chwały, pełni marzeń o swej przyszłej wielkości. I jak małe dzieci wierzyli, że ktoś poda im rękę i pomoże wstać, bo każdy powinien być dobrym dla dzieci. Nawet przez myśl im nie przyszło, że jeśli państwo magów powstanie na ich ziemiach, to popadną z jednej niewoli w drugą. Wszystko wskazywało na to, że jego syn jest na najlepszej drodze do wywołania wojny nie tyle między magami, czy Polakami a ich najeźdźcami, co ogólnoświatowej, a nawet ogólnorasowej.
Westchnął sam do siebie wciągając na kark marynarkę, bo w całym tym bagnie, pośrodku szaleństwa, widział tonącą Adę, porwaną przez wybujałe idee jej rodziców i swego szalonego syna.
- Jestem kretynem – podsumował swe przemyślenia.
- Nie ty, tylko Nikodem – skwitowała kobieta, delikatnie całując go w czoło, z czułością, współczując mu na równi, co on jej.
- Ja, że pozwoliłem stworzyć takiego bęcwała swojej żonie – nim doszedł do tej konkluzji minęły lata. Ślub wziął w młodym wieku, pod naciskami rodziny. Po prawdzie namowy rodziców nie musiały być nadzwyczaj mocne. Sam oddał swe serce magii, zgłębianiu jej i odkrywaniu jej arkanów, najpierw przed sobą, potem przed studentami. Z nieboszczką mieli wygodny układ: połączyli dwa ważne magiczne rody, spłodzili syna i każde żyło w swoim świecie. On poświęcił się studiom, ona wychowywaniu syna i życiu salonowemu. Dopiero, gdy Nikodem dorósł Leopold pojął, że jego małżonka stworzyła kogoś, kim nie dało się szczycić. Chłopak był małostkowy, zachłanny i nadmiernie pewny siebie. Matka wpajała mu przez lata manię wielkości, a ten przesiąkł nią. Był głupi, jak była głupią jego matka, posiadał również po niej swego rodzaju przebiegłość, jaką wykazują się niejednokrotnie głupie stworzenia. Doskonale skrywał swą pazerność i pychę, kryjąc się za wielkimi słowami o państwie magów i wyzwoleniu uciśnionych rodaków, choć jego stopa nigdy nie stanęła na polskiej ziemi. Potrafił wykorzystać swoje nazwisko, pozycję ojca, a nawet wypaczać słowa tego, dopasowując do swoich potrzeb, a przez to insynuując, że posiada poparcie tego, a być może i części Rady. Porwał wielu swoim gołosłowiem pełnym wielkich, choć nierealnych, idei, a Leopold nie miał siły by walczyć z głupcem i jeszcze większymi głupcami, którzy szli za nim. Wstydził się swej ignorancji, jakiej poddał się przez lata małżeństwa.
- Wiesz, że nie zachęcasz mnie do tego małżeństwa? - powiedziała poprawiając upięcie koka, przeglądając się w przybrudzonym zwierciadle. Sięgnęła po kapelusik i chwilę dopasowywała go do fryzury nim zaczęła wbijać weń szpilki.
- To pewne, jak sądzę?
- Ojciec był dziś przy śniadaniu niezwykle zadowolony z siebie, a matka wręcz zabiegała o mój dobry nastrój.
- Hmmm – skwitował siadając za biurkiem.
- A Nikodem?
- Mijamy się od czterech dni.
Ada czuła się ostatnio, jak w klatce. Ta była przestronna, jednak wciąż była tylko więzieniem, z którego nie dało się uciec. Liczyła, że studia pozwolą jej wyrwać się z domu, nabrać nieco wiatru w żagle. Zawsze uważała rodziców za postępowych i nie sądziła, że narzucą jej męża. Podejrzewała nawet matkę o sympatyzowanie z emancypantkami, bo jako jedna z pierwszych w towarzystwie zrezygnowała z noszenia na co dzień gorsetów i z dumą opowiadała, że jej córka chodzi na uczelnię z mężczyznami, zamiast kształcić się w uczelni dla magiń. Wiadomo wszak było, że wiedza tam dostępna, była ograniczana do odpowiedniej dla panien. Z tamtejszym wykształceniem Ada umiałaby niewiele więcej ponad załatanie mężowskich gaci za pomocą prostego zaklęcia.
Nagle pojawił się ten nurt wyzwoleńczy, czy jak to zwał, a rodzicom zaczęła się marzyć władza państwowa poprzez właściwe zamążpójście pierworodnej. Dwa wielkie rody magów staropolskich połączą się w jeden silny owoc, z którego wykiełkuje kraj dla magów. Sama Ada była jednostką pragnącą wielkości i władzy, ale w kompletnie inny sposób niż widzieli to jej rodzice. Chciała być wielką magiczką, potężną, niezależną kobietą, nie krową rozpłodową dla mężczyzny o ego tak wielkim, jak jego głupota. Pragnęła wiedzy, zdolności, poznania. Chciała być jak te mityczne maginie, o których głosiły starożytne księgi – niezależna i samowystarczalna. Nie miała nic przeciwko mężowi, nawet dzieciom, ale chciała tego na swoich zasadach, ze świadomością, że jest kimś więcej, niż tylko inkubatorem.
Z rozmyślań wyrwań ją głos prorektora.
- Posłuchaj, to co powiem teraz musi pozostać między nami – jego oczy były tak poważne, że aż wydawały się sprawiać jej fizyczny ból, tym z jaką intensywnością się w nią wbijały – Jest z tego wszystkiego wyjście, ale... - dobrnął do momentu, w którym musiał zadecydować nie tylko od czego zacząć, ale i ile jej powiedzieć. Tak, czy inaczej każde kolejne słowo prowadziło nieuchronnie do złamania tajemnicy, jaka obowiązywało go, jako Starszego Radnego Najwyższej Rady Magicznej.
- Tak? - pogoniła go niecierpliwie, wsuwając się na sofę i zakładając nogę na nogę w sposób kompletnie nie odpowiedni dla młodej damy. Sięgnęła do swojej papierośnicy, by napięcie oczekiwania zagłuszyć uspokajającym dymkiem. Nim mag zaczął kontynuować, ona już wciskała papieros do fifki.
- Wyjdź za mnie – ostatecznie nie mógł sobie odmówić tego małego dokuczenia jej przez parę ciągnących się w nieskończoność sekund dzwoniącej ciszy, w której jedynymi dźwiękami było tykanie zegara i jej wdech przeciągający papierosa – Nie wątpię, że obronisz się. To w przyszłym tygodniu. Potem wręczenie dyplomów. Dostałem dziś zaproszenie na obiad z tej okazji do twojego domu. Jak mniemam w planach są również oświadczyny.
- Planujesz wyzwać syna na pojedynek nad pieczenią naszej kucharki?
- Jako jego ojciec mam pierwszeństwo. Jeśli dodać do tego konieczność pośpiechu...
- Mam dać ci się zapłodnić? - warknęła wręcz zapominając zupełnie, że damie nie przystoi takie słownictwo.
- Starczy, że poudajesz miesiąc, czy dwa, że jesteś w ciąży.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Zapewne był on ciekawszą partią od swego potomka, ale ona nie chciała wychodzić za mąż, nie przez najbliższe lata. Planowała kontynuować studia, nie zamienić się w kurę domową. Sądziła, że on to rozumie. Właśnie dlatego pozwoliła mu się uwieść. A może sama go uwiodła? Teraz to nie było już istotne. Przez te miesiące ważne było, iż nigdy nie faworyzował jej, jako swojej kochanki, a wręcz wymagał od niej więcej niż od innych studentów. Cenił jej umysł i osobę, był jednym z niewielu mężczyzn, z którym dane jej było rozmawiać, jak równy z równym, choć była świadoma, jak daleko jej z wiedzą do niego. Dziś postanowił to zabić oświadczynami. I to w jaki sposób! Stawiając ją pod murem, świadom, że gotowa jest na wiele, byleby wykręcić się ze ślubu z młodym Gryfickim. Czuła, jak dopada ją złość, a błyski w jej oczach podpowiedziały mu, że zbliża się burza, czy raczej tajfun zwany Adą.
- Nie zabijaj mnie wzrokiem. Daję ci wolność. Będziesz mogła studiować, rozwijać się, ile zapragniesz. Nie żądam dzieci, ani wierności. Starczy mi twój otwarty umysł i przyjaźń.
Błyski w jej spojrzeniu uspokoiły się. Otworzyła usta, ale nim odpowiedziała do drzwi ktoś zapukał.
- Tak? - zapytał Leopold podniesionym głosem.
Drzwi lekko skrzypnęły, a w tych ukazało się chude lico asystenta, który spojrzał z pewnym wyrzutem na kobietę. Widział w niej zagrożenie. Wiedział, że była najlepsza na roku, a czas jaki poświęcał jej Prorektor był czasem, którego pragnął ambitny asystent.
- Rektor przypomina o podwieczorku z jego żoną.
- A tak. Która to?
Widziała, jak Leopold nagle starzeje się, traci ten wigor, jak wstępował w niego gdy byli sami, bądź gdy dawał się porwać rozmowom teoretycznym z innymi magami, czy studentami. Teraz był nudnym wykładowcą, który ślęczał nad swym biurkiem.
- Czternasta.
- Niech magewóz będzie gotowy za pół godziny. Już kończymy – dodał szybko, nim z wpół rozwartych ust asystenta wybiegła długa lista tego, do czego Prorektor był mu niezbędny przed wyjściem. Chudzielec zamknął więc drzwi z ociąganiem i niesmakiem w wejrzeniu spuszczonych oczu.
Mag chwilę wystukiwał palcami o blat nieokreślony rytm, aż nie uznał, że są znów tylko oni. Odetchnął, splótł dłonie razem, zaś łokcie oparł o blat.
- To co powiedziałem jest nie do końca prawdą. Nie dane ci będzie w pełni rozwinąć swych skrzydeł. Zobowiązałem się wziąć udział w pewnym naukowym przedsięwzięciu. Ten ślub byłby ratunkiem nie tyle dla ciebie, co dla mnie. Czeka mnie daleka wyprawa, zrezygnuję ze stanowiska na uczelni i tak naprawdę nie wiem, czy dożyję powrotu. Chcę... potrzebuję mieć przy sobie kogoś zaufanego.
- Jaka wyprawa? - jej brew drgnęła, gdy dogaszała papieros, a dopiero po chwili podniosła wzrok znad popielnicy.
- Tego nie mogę powiedzieć. Szczerze mówiąc nawet nie wszyscy w Radzie wiedzą obecnie o tym przedsięwzięciu.
Okazało się to, co podejrzewała - nawet Rada miała swoje kręgi.
- Ojciec?
- Nie wie.
- Mam zgodzić się wyjść za ciebie i wyjechać nie wiadomo gdzie i na ile?
- Przemyśl to – uciął rozmowę wstając zza biurka – Ale musisz mi odpowiedzieć do rozdania dyplomów.
- Cudownie mój drogi – podsumowała w tonie przekąsu i wstała, by sięgnąć po rękawiczki.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Urrcia · dnia 28.08.2020 10:12 · Czytań: 341 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty