Na dworcu kolejowym w Summer Place panował ruch jak co dzień.
Przez peron przelewała się gęsta fala przyjezdnych i wyjeżdżających, migały tu i ówdzie podekscytowane twarze gorączkowo rozglądających się wokół podróżnych, gdzieniegdzie zaś spokojne i pozbawione zapalczywości, wypatrujące swego pociągu bez zbędnych emocji i szumu. Każdy dokądś zmierzał lub właśnie, tuż przed momentem, zakończył podróż.
Co chwila ze zgiełku wynurzała się granatowa czapka konduktora bądź innego urzędnika kolejowego, który bacznie sprawdzał długi wąż wagonów, mających niebawem odjechać, udzielał istotnych wskazówek roztargnionym i rozkojarzonym, rzucał czujne spojrzenie na wielki zegar, wiszący nad peronem.
Kipiało intensywnie bujne życie dworcowe tym samym niezmiennym gwarem setek głosów, symfonią gwizdów, pisków i szumów, głuchym, przytłumionym odgłosem ruszających w dal, pociągów i zgrzytem hamujących, dopiero co przed chwilą przybyłych.
Poznali się na dworcu, ot tak, jakby przypadkiem, jak spotyka się znajomego sprzed lat.
Padał wtedy deszcz, ulewny i nieprzyjemny, zatruwający spokój oczekiwania na kurs.
Renee upuściła parasolkę i Renato ją podniósł.
Cóż za banalny początek znajomości.
Można rzec zbieg okoliczności, lecz nie, to nie tak się potoczyło.
Od razu zauważył niezwykłą urodę kobiety: była wysoką, o burzy kasztanowych włosów, pięknych dłoniach, zakończonych smukłymi palcami o paznokciach w kształcie migdałów dziewczyną, lat około trzydziestu, której uśmiech mógł zauroczyć każdego mężczyznę, a jej figura kusiła od pierwszego wejrzenia, jak też obłędne, czerwone szpilki, w których była.
Bez wątpienia była rasową przedstawicielką swojej płci.- samicą, w którą chce się wejść.
Ilekroć widywał podobne piękności, żałował, że wciąż jest wdowcem, że od dziesięciu lat nie był z kobietą i prawie już zapomniał, jak wygląda ta podróż na księżyc i z powrotem.
Był jak skulony ptak, co rwie się do lotu, lecz coś trzyma go przy ziemi.
Nie krył przed sobą, że bardzo potrzeba mu kobiety, namiętności i żaru.
Z zazdrością spoglądał na zakochane pary i marzył, by i jemu się to przydarzyło.
Oboje oczekiwali na pociąg do Denver, pociąg numer 514.
Czy był to przypadek, trudno sądzić – ponoć w życiu nie istnieje i tu mogło być podobnie.
Coś szeptało mu, że teraz albo nigdy, że jeśli teraz nie wykona tego kroku, będzie żałował do końca życia i nic nie przywróci już bezpowrotnie utraconej szansy na bliskość.
Ten głos był bardzo wyraźny i wręcz narzucający działanie.
Dlatego po krótkiej chwili namysłu zdecydował się na nawiązanie kontaktu:
- Pani dokąd? – zapytał.
- Do Denver – odpowiedziała. – Jeżdżę tylko tym pociągiem.
- To może spędzimy tę podróż razem?
- Chętnie. Nie lubię być w przedziale sama. Czegoś się boję. Tyle teraz zła na świecie.
- Jak ma pani na imię? – spytał.
- To nie ma żądnego znaczenia. Nie w tej sytuacji. Ja pana nie pytam – odparła.
- Jestem Renato, jestem Włochem, ale mieszkam tu od dawna.
- Jesteś bardzo zmysłowy, chodź… nie marnujmy czasu.
- Jesteś bardzo zdecydowana i szybka.
- Wiem, czego chcę. Dawno nie miałam mężczyzny.
- Podziwiam cię. Przecież mnie nawet nie znasz.
- Ale mi się podobasz, czy to mało?
- Czy robisz to często?
- To moja sprawa.
- Może zastraszę konduktora? Jestem policjantem.
- To dobry pomysł – uśmiechnęła się pod nosem, rzucając gorące spojrzenie.
Bez wahania wyskoczył z przedziału i znalazłszy urzędnika, dał mu sporą sumę pieniędzy.
Ten uśmiechnął się pod nosem, wiedząc już, co się święci.
Renato myślał tylko o tym, by jak najszybciej do niej wrócić, być z nią.
Gdy zajrzał do przedziału, była naga.
Prężyła się na kanapie gotowa na wszystko, co przyniesie ten dzień.
W jej oczach czaiła się namiętność, ale także coś, czego nie umiał nazwać i zdefiniować.
Jakaś przewrotność, chęć przeżycia przygody, o jakiej się jej nie śniło.
Widać było, że nie odpuści, że dopnie swego, co by się nie działo.
Trochę go to przeraziło, ale narastające podniecenie wzięło górę.
W jej nagości krył się absolut, bo już po chwili wiedział, że więcej nie mógł dostać od losu.
Stał i patrzył, i przez moment w oniemieniu nie potrafił się odnaleźć.
W końcu zaciągnął kotary, rozebrał się i rzucił się na nią.
Pragnęła go, pragnęła go bardzo, oplatając nogami i pieszcząc jeżykiem ucho.
On silnymi, męskimi pchnięciami zaspokajał ją aż do utraty tchu.
Zespoleni w jedno, zapomnieli o tym, że gdzieś, obok istnieje świat.
W szale zmysłów, w ekstazie uniesień…
Takie chwile dzieją się tylko raz albo nigdy, chwile szału i namiętności.
I jedynym pragnieniem jest, by trwały po czasu kres, nieskończenie…
I kiedy już skończyli, Renato odezwał się:
- Dlaczego? – spytał z trudem łapiąc oddech.
- Jesteś piękny, wiesz? – odparła lekko i z wdziękiem.
- Przesada – zripostował.- Nie jestem piękniejszy od diabła.
- Gdybyś zobaczył mojego męża, załamałbyś się – odpowiedziała beznamiętnie.
- Aż tak źle?
- Gorzej.
- Jesteś śliczna, nie powinnaś puszczać się ze mną, z nikim.
- Nie znasz kobiet. One tego potrzebują. Jeśli nie dostaną pod własnym dachem, poszukają gdzie indzie.
- Jak ty?
- Może.
- Czy nie czujesz, że to żałosne?
- Nie, to piękne.
- Czemu?
- Bo nie wiem, na kogo trafię – uśmiechnęła się szczerze.
- Często jeździsz pociągiem 514? – spytał.
- Zawsze kiedy mam potrzebę.
- Czyli to nie trasa do twojego domu?
- Absolutnie nie.
- Więc nie mieszkasz w Denver?
- Oczywiście, że nie. Gdybym jeździła do domu, on by czekał na stacji, a tego nie chcę.
- W tym rzecz…
- Właśnie, to ślepy osioł. Wpatrzony we mnie jak w obraz. A ja jestem z nim tylko dla kasy.
Przez tyle lat nawet tego nie odkrył, głupek.
- To sprawia, że pragnę cię jeszcze bardziej. Lubię perwersję. Twoje słowa podniecają – i to powiedziawszy wszedł w nią po raz drugi, głęboko i mocno.
Jęknęła i całowała jego szyję, było tylko „tu i teraz”.
Zdawało się, że miłość fizyczna jest formą jej bytu, jej samookreślenia, jej słodką, purpurową gorączką, dającą witalną siłę, bez której zwiędłaby jak niepodlewany kwiat…
Kiedy już skończyli, zapytał:
- Chcę cię, bez względu jak się nazywasz. Jesteś moja i nic tego nie zmieni.
- Za tydzień o szesnastej będę w tym pociągu. Zobaczysz mnie w oknie. Przedział będzie chroniony, jesteś przecież policjantem. Czekam. Pragnę cię. Nie pomyl pociągów, to ma być 514, dobrze?
- Dobrze – odparł.- A jak upozorujesz częstość swoich wyjazdów przed mężem?
- Mówię mu, że jeżdżę do chorej ciotki.
Ich pocałunek trwał wieki.
Tuliła się do niego, a on przytulał ją jak swoją kobietę.
Czas stanął w miejscu, i byli tylko oni, na samotnym peronie.
Dla Renato stosunek z tak rasową kobietą był szczytem jego erotycznego życia, to jedna z tych najszczęśliwszych awantur, które już nigdy się nie powtórzą, bo są jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe i niespotykane.
W jego umyśle nie było już miejsca na nikogo i na nic, była tam tylko Renee.
Od miesięcy żył w stanie ciągłego podniecenia.
Nie mógł spać, łapał się na tym, że ciągle myślał tylko o niej, o jej piersiach, udach i ustach.
Poczuł się zaklęty w świecie jej płci.
Jej demonizm w planowaniu kolejnych randek podniecał go, wyrafinowanie jak jaszczurki zwinnej i przebiegłej wzmagał w nim z każdym dniem pociąg do niej, napawając podziwem i zachwytem, bo nijak nie mógł rozgryźć tej niezwykłej kobiety, zbliżyć się do niej duchowo.
Brakowało mu więzi emocjonalnej, tego, co tak naprawdę spaja mężczyznę i kobietę.
Chciał, by czuła jak on, podzielała jego pasje, ale niestety tak nie było.
Była niezwykłą kochanką, ale tu kończyła się jej rola, dalej była już tylko pustka.
Potajemność ich schadzek w pociągu 514, ciągły pośpiech, żeby nie spóźnić się na pociąg, to ustawiczne napięcie kolejowe, to wyczekiwanie w słodkiej niepewności, te momenty w nieskończoność się dłużące tuż przed spotkaniem, te cudowne chwile, spędzane razem w morzu namiętności, w szale uniesień sprawiały, że żył w ekstazie, w innym świecie.
Budząc się rano, nie wierzył, że to, co przeżywał, działo się naprawdę.
Wiedział też, że żadna kobieta, jaką spotkał dotąd, nie odegra już tej roli, co ona.
Była jedyna, i cokolwiek łaskawa przyszłość miała mu przynieść, wiedział już, że największy skarb już mu dała w prezencie.
Był to szczyt, po którym nie oczekiwał żadnych zaskoczeń.
Dlatego pragnął, by wrzesień miłości trwał i trwał, oddalając na zawsze chwilę zachodu…
Z drżeniem serca zawsze oczekiwał na jej telefon :”O tej samej porze. Jutro. Kocham”.
To normowało jego życie, układało je w spójną, pełną całość.
Najczęściej widywali się każdego piątego, ale także dziesiątego i piętnastego.
Renato nauczył się od niej, że to najodpowiedniejsza pora – czemu – nie powiedziała, ta zagadkowa kobieta mówiła mało, dawała dużo, i z tym musiał się pogodzić.
Chociaż zawsze byli umówieni na pociąg o szesnastej, Renato był na stacji już o piętnastej i nerwowymi krokami przechadzał się po peronie, wciąż trapiony tymi samymi wątpliwościami:
- A co, jeśli nie będzie biletów?
Licho nie śpi – a jeśli znajomy konduktor nie będzie na zmianie?
Lecz solidne napiwki robiły swoje.
Miłosne gniazdko zostało uwite i nic nie zdawało się temu zagrażać.
Mrocznym punktem na horyzoncie była ograniczona ilość czasu, którą mogli spędzać ze sobą nieniepokojeni przez nikogo – trzy godziny.
Celowo jechali poza Denver, by być jeszcze trochę razem.
Potem wracali osobno.
I tak upłynęło pół roku, niezapomniany czas szczęścia i miłosnego szaleństwa.
Opętała go zupełnie urodą trzydziestoletniej, bujnie rozkwitłej kobiety.
Jej oczy zmieniały się ustawicznie: była w nich tęsknota morza, palił się żar wschodnich krain, lub potęga mrocznych gór...
Zdawała się oplatać jego mały świat swymi miłosnymi pnączami.
Już nawet nie czuł, kiedy stał się od niej zależny.
I znów nadszedł piąty, dziesiąty czy piętnasty, kto by liczył ilość randek.
I znów spotkali się na peronie, by wsiąść do pociągu 514.
I znów oddali się rozkoszy, aż do ostatniego przystanku…
- Pragnę cię – szeptała tuż po uniesieniu.
- Nigdy nie miałem takiej kobiety jak ty, Renee – odpowiadał.
- A ja nie czułam się tak z żadnym.
- Czyżby to przeznaczenie? – zapytał.
- Chcę cię mieć wyłącznie – powiedział Renato. – Usuńmy twego męża i będzie spokój.
- To raczej niemożliwe – odparła z dziwnym spokojem.
- A czemu to?
- Stanowimy całość. Trudno by mi było ci to wyjaśnić. Więc nie będę próbowała.
- Ale…
- Nie.
- Znamy się już tak długo.
- To co z tego. Korzystaj z tego, co ci dano – zaśmiała się rubasznie. – Jeśli los podsuwa ci kobietę, nadal nie wiesz, co z nią zrobić?
- Jesteś okrutna.
- Kobieta jest po to, by mężczyzna w nią wchodził.
- A jeśli zechciałby czegoś więcej?
- Czego?
- Przyjaźni, ciepła...
- To niemożliwe – mężczyznę i kobietę łączą tylko zmysły. Tego nie przeskoczysz. To płot, który jest za wysoki dla przeciętnego zjadacza chleba. Nie podoła. Połamie nogi.
- Ale ja czuję, że cię kocham.
- Ja też cię kocham, ale po swojemu.
- W pociągu 514?
- Dokładnie – odparła z demonicznym uśmieszkiem.
Renato wchodził w nią wiele razy, a obok upływały miesiące.
Ciągle piątego, dziesiątego, piętnastego.
Z przedziwną matematyką układały się ich schadzki.
Szał namiętności nie ustawał, oddawała mu się z całą pasją.
Był dumny z tego, że posiadł taką kobietę, że daje jej rozkosz.
Wiedział, że ona to czuje, że każde ich zbliżenie to trzęsienie ziemi.
Gdy widzieli się na stacji, już na jego widok drżała i promieniała z zachwytu.
Tuliła się do niego i dawała znać, jak bardzo go chce, że namiętna chwila przed nimi.
Ale jednej rzeczy nie udało mu się przełamać – więzi z mężem.
Ta rozmowa była blokowana od samego początku.
Kim on był?
Był kimś lepszym od niego?
Wyższym, lepiej zbudowanym?
Kim?
Tej tajemnicy nie odkrył nigdy.
Ilekroć go sobie wyobrażał, miał przed oczyma pokurcza o błędnych oczkach.
Obleśnego starca, który ślini się na widok nagiej kobiety i odruchowo sięga do rozporka.
Kogoś, kto swoją mamoną zwabił do siebie kobietę, tylko tyle umiał.
To wynikało ze słów Renee.
Ale skąd ta więź, która ich łączyła, skąd to wszystko?
Jak to możliwe, że jej mąż mógł mieć władzę nad nią?
I to ubezwłasnowolnienie?
I nastał dzień, który przyniósł odpowiedź, choć nie do końca.
Tego dnia nie podstawiono składu 514, co wywołało nie lada zamęt.
Spora grupka pasażerów na próżno oczekiwała na pociąg, lecz ten nie nadjechał.
- Gdzie pociąg 514? – wołał Renato. – Tam czeka na mnie moja kobieta!
- Pociąg 514 nigdy nie istniał – odparł głos w megafonie.
- Jak to nie? Jechałem nim! – zawołał Renato.
- To iluzja, drogi panie, pan niczym nie jechał – głos nie ustępował.
- Jeździłem na tej trasie ponad pół roku!
- Obawiam się, że był pan w swoim światku.
- Jakim światku?
- W świecie imaginacji, drogi panie…
Minął rok, a może i więcej, kto by to liczył.
Renato szedł tym samym peronem, co wówczas, kiedy miał randki z Renee.
Nigdzie nie było wzmianki o składzie 514.
Wiedziony intuicją, ruszył do jednej z kas.
Musiał wiedzieć, co i jak, nie mógł tego tak zostawić.
W końcu stracił miłość życia, namiętność i czułość.
Jak teraz miał żyć, jak poruszać się po świecie, w którym nie ma miłości?
To było niewyobrażalne, jak jazda samochodem o trzech kołach.
Bo on wciąż na nią czekał, wciąż wychodził na pociąg na szesnastą, lecz nikt nie stał w oknie.
Co gorsze, nie było pociągu…
Błagał los, by oddał mu Renee, ale los był głuchy na jego słowa.
Prosił też Jego, lecz i On milczał i nie zrobił nic.
Tylko gdzieś z oddali dobiegał kawałek Elvisa „Heartbreak Hotel”…
A może to był Pociąg Złamanych Serc?
Wszystko na to wskazywało.
Może tak właśnie było, tylko Złamane Serca miały prawo nim podróżować?
Nic na tej ziemi nie jest pewne, zwłaszcza miłość.
Ta ma to do siebie, że jest zdradliwa i okrutna.
I nic się na to nie poradzi, choćby człek pękł.
15 kwietnia 1965 roku Renato znów zawitał na Summer Place, i znów poszukiwał pociągu 514, choć minęło już pięć lat od ostatniej wizyty i przykrego zgrzytu.
On ją wciąż pamiętał, nie mógł tego wyrzucić z siebie, pogrzebać wspomnienia.
W jego pamięci nadal były ich gorące schadzki w pociągu 514, i ilekroć budził się nad ranem zlany zimnym potem, bez przerwy szeptał jej imię, widział rozpaloną twarz…
Nagle znów był w tamtym świecie, znów czuł jej obecność, jej namiętność.
Tak było za dnia i nocą, kiedy w samotnym pokoju wył jak ranny wilk.
Wtem coś w nim drgnęło – te same kształty, ta sama twarz, te same usta, nogi, cała reszta.
Tak, to była Renee, jego miłość.
Szła z jakimś wysokim blondynem, wesoło się śmiejąc.
Trzymali się za ręce i byli naprawdę szczęśliwi.
Ich radość emanowała naokoło, płynąc po peronie szeroką falą.
Tak właśnie mogli wyglądać zakochani ludzie, bez pamięci zapatrzeni w siebie.
Gdyby można było rzec, że kochanie może rozwalić skały, ich by to zrobiło.
Renato poczuł, że bolesny paraliż wstępuje w jego ciało, przykre odrętwienie bierze go w swoje posiadanie i nagle już nie wie jaki jest dzień, jaki miesiąc, która godzina…
Stał jak słup soli i nie potrafił się ruszyć.
Nie czuł się tak jeszcze nigdy – bezwładny jak kawał drewna.
Wszystko mieszało mu się w głowie, tracił poczucie rzeczywistości, jakby jakiś prąd zasysał go i nie odpuszczał, jakby brakowało mu tchu, by oddychać jak człowiek.
Nie był w stanie wyobrazić sobie tego, co właśnie zobaczył, rozum to odrzucał.
Czy to naprawdę Renee?
Niestety tak…
Jednak z trudem przemógł się i podszedł do nich, zapytał, nie kryjąc zdenerwowania :
- Pamiętasz mnie?
- Pana? A kim pan jest? – spytała szczerze zdziwiona. – Jakim prawem pan mnie niepokoi?
- Jestem Renato.
- Nie znam.
- A pamiętasz naszą miłość i pociąg 514?
- Nigdy nie słyszałam o takim pociągu. Jeżdżę tu, odkąd pamiętam.
- Ale my byliśmy.
- Proszę nie zawracać mi głowy, śpieszę się. Jak ma pan jakieś problemy, to niech pan pójdzie do psychologa. Żegnam. Chodź, Benito, temu panu coś się w głowie pomieszało.
Renato usiadł na murku, zapalił papierosa i zapłakał.
Jeśli w takich chwilach mężczyzna płacze, płacze szczerze.
Jakże zabolało go, że więcej jej nie zobaczy, że nie przeżyją namiętnych chwil.
Czuł, że traci coś, co nie było bezcenne, ale słodkie.
Co dawało radość jego męskości, dobrze, że tylko tyle.
Może pomylił kochanie z erotyką?
Żar ciał z tym, co kształtuje ludzką duszę?
Może o duszy w ogóle zapomniał?
Ale najbardziej zapłakał nad tym, że nie odnalazł miłości.
Cykl: Był taki dzień
15 lipca 2020
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt