Magnethion 8/16 - Carvedilol
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Magnethion 8/16
A A A
Od autora: Baśń dla młodzieży

  Hirudyna usiadła i, początkowo jąkając się nieco, rozpoczęła monolog, przerywany jedynie achami! i ochami! Mansa.
– Kilka lat temu zaczęłam pracę we dworze, zostałam pokojówką księcia. Objeżdżając kiedyś swoje posiadłości, wypatrzył mnie w tłumie, a następnego dnia do matuli przybył królewski posłaniec. Jako że matka niepiśmienna, przedstawił sprawę ustnie. Król proponował mi miejsce w zamku, miałam rozpocząć pracę służącej, oczywiście po odpowiednim przygotowaniu. Niechętnie, ale matula zgodziła się. Co było robić, prośba czy rozkaz króla to w zasadzie to samo. – Przerwała na moment, kładąc drobną dłoń na ramieniu młodzieńca. Ten, wpatrzony w jej oczy, nie zwrócił uwagi, że nie jest to ręka świadcząca o ciężkiej fizycznej pracy. – Myślałam, że zaczął się dla mnie najlepszy okres życia. Byłam naiwna i łatwowierna. – Odwróciła głowę, pociągając nosem i przecierając oczy. – Książę prawił mi komplementy, mówił, że jestem najpiękniejszą kobietą świata. Potem… potem… Nie… Zbyt trudno mi o tym mówić. – Wbiła wzrok w oczy Mansa i uchwyciła jego dłonie. – Proszę, przyrzeknij mi, że nikomu nie zdradzisz mojej tajemnicy. – Młody mężczyzna potaknął błyskawicznie, a Hirudyna kontynuowała. – I wtedy… mnie… wykorzystał. Byłam głupią gąską, bałam się odmówić, a zarazem wierzyłam, że jego uczucia są prawdziwe.
  Kobieta przerwała, wstała i podeszła do okna, gapiąc się chwilę bezmyślnie w ścianę lasu.
– Potem okazało się, że jest zaręczony z księżniczką Nordlandu. Tydzień po… naszej wspólnej nocy przybyła na dwór, gdzie miesiąc później miało się odbyć wesele. W swojej prostocie zapytałam księcia, czy mnie już nie kocha. Wyśmiał mnie, a gdy dopytywałam, co by powiedziała narzeczona na temat jego skoku w bok, wpadł w szał. Wiem, nie powinnam była pytać, ale musisz zrozumieć… pałałam do niego olbrzymim uczuciem, nie działałam z rozsądkiem, serce mnie zawsze prowadziło. I tym pytaniem załatwiłam sobie to – zatoczyła ręką koło – więzienie.
  Mans wzburzony poderwał się, jego młodzieńcza krew buzowała złością i chęcią pomszczenia młodej skrzywdzonej istoty.
– To w zasadzie wszystko. – Stanęła przed Mansem. – Oceń mnie, jak uważasz, ale dopomóż mi.
– Chętnie uwolnię cię z okowów, ale dlaczego nie spróbować bez klucza? Albo jak go zdobyć?
– Widzisz, drogi panie. – Podjęła wątek, siadając w taki sposób, że kształtne piersi o mało nie wyskoczyły z gorsetu. – Książę nie dość, że kazał dla mnie wybudować tę chatę w niedostępnej puszczy, to zakuł mnie w pas cnoty. Cnoty, którą sam skradł. – Oczy zaiskrzyły się złowrogo, a pięści zacisnęły na fałdzie spódnicy, aż kłykcie zbielały. – Jednocześnie obwieścił, że jeśli spróbuję stąd uciec, sama lub z kimkolwiek, to wyda fortunę na nagrodę dla śmiałka, który mnie odnajdzie. A sam pewnie zauważyłeś, że ten Niezmierzony Bór to istna pułapka. Samotna kobieta bez broni nie miałaby szans dotrzeć do ludzkiej osady. Zginęłabym niechybnie. Co jakiś czas przybywa tutaj książęcy posłaniec. Przywozi mi różne rzeczy, głównie zapasy jedzenia, ale nigdy nie zamienia ze mną słowa. Taki ma rozkaz. Ja przekazuję, co mi potrzeba, a następnym razem otrzymuję niezbędny towar. Głównym jednak jego zadaniem jest kontrola, czy aby nie uciekłam.
– Satrapa! – warknął Mans. – Chętnie wyzwałbym tego księcia na pojedynek.
– Spokojnie, dobry rycerzu. – Uspokajała Hirudyna. – Być może pozostała w nim resztka współczucia lub wstydu za to, co był mi uczynił. Na szczycie najwyższego drzewa w pobliżu umieścił klucz do zamka. – Wskazała na łono. – Obiecał, że jeśli znajdzie się taki śmiałek, który zaryzykuje dla mnie życie i zdobędzie klucz, puści mnie z nim wolno. Jeśli jednocześnie ów wybranek poprosi o moją rękę Jego Książęcą Mość.
– I ten sam klucz otwiera kufer?
  Hirudyna zamilkła na chwilę, zagryzając wargi. Spoglądała to na skrzynię, to na Mansa, jakby starając się podjąć w myślach jakąś ważną decyzję. W końcu zadecydowała, co zrobić, o czym świadczyło nagle wygładzone czoło i powrót uśmiechu w miejsce grymasu na twarzy.
– Tak, to ten sam klucz. – Kobieta musiała wyczuć, że to, czego szuka przystojny młodzian, jest dla niego bardzo, bardzo ważne. Być może ważniejsze od niej. Jak widać, ta myśl była jej ogromnie nieprzyjemna.
– Pokaż mi zatem to drzewo. – Bez ceregieli podjął decyzję Mans.
  Wyszli przed chatę. Dopiero głos Hirudyny oderwał wzrok i myśli młodzieńca od ponętnych pośladków.
– Tam. – Wskazała ręką. Na samym szczycie.
Mans zadarł głowę. No tak, mógł się tego domyślić. Miał nad sobą gąszcz koron, ale jedno drzewo zdecydowanie górowało. Ponad zielonym dywanem niczym żywa wieżyczka wyciągał się w stronę słońca strzelisty pień, roztaczający olbrzymi parasol zbudowany z gałęzi i liści.
– I ktoś się tam wdrapał tylko po to, aby ukryć klucz?
– Niestety, nikomu się to jeszcze nie udało. – Hirudyna poważnie spojrzała mu w oczy. – Będziesz pierwszym, który tego dokona.
– To jak klucz się znalazł tak wysoko?
– Sakiewka złota przyciągnęła najznakomitszych strzelców. – Zmrużyła oczy ze złości. – I Harod z Bagien swoim olbrzymim łukiem dokonał niemożliwego. Zdołał posłać strzałę z umocowanym kluczem na szczyt, zabrał nagrodę i jeszcze upomniał się o zwrot za tę, która utkwiła w drzewie. Na mnie nawet nie spojrzał. – Odruchowo zacisnęła pięści i zagryzła wargi. – Ale gadali, że on miał słabość do giermków, nie kobiet.
– Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak wdrapać się na górę. – Uklęknął i ucałował dłoń kobiety. – Życz mi szczęścia, pani.
– Obyś jak najprędzej wrócił ze zdobyczą cały i zdrowy.
  Mans szybko udał się pod olbrzymi pień. Nie ulegało wątpliwości, że to właściwy. Trzeba by dziesięciu mężczyzn, żeby go objąć. Jednak najniższe konary i tak były za wysoko, aby z nich skorzystać. Wdrapał się więc na sąsiedni świerk i dopiero będąc w połowie jego wysokości, zdołał przeskoczyć na gruby konar olbrzyma. Usiadł okrakiem i spojrzał w dół. Hirudyna pomachała chustką, odpowiedział podobnym gestem.
  Szkoda czasu ma odpoczynek. – Stwierdził w myślach. – Byłem już kozicą, teraz stanę się wiewiórką.
  Po wspinaczce na Maczugę myślał, że trudniej już nie będzie. Jednak mozolne wdrapywanie się po pniu nie należało wcale do łatwych zadań. Ręce szybko odczuły trudy wędrówki. Chropowata powierzchnia zdradziecko wypuszczała drobne drzazgi, które młodzieniec, znajdując dogodne miejsce odpoczynku na większych gałęziach, wyłuskiwał ostrzem noża. Mięśnie jeszcze nie odpoczęły po poprzedniej podniebnej wędrówce, a już zmuszone zostały do kolejnego sporego wysiłku.
  W pewnym momencie Mans wyraźnie odczuł więcej przedzierających się promieni słonecznych. Usiadł na chwilę i odwrócił głowę. Aż zachłysnął się na rozlewający się przed nim widok. Kolejny raz zielony dywan falował pod nim, rozciągając się po horyzont. Wiatr buszując w koronach, sprawiał wrażenie, iż to morskie bałwany tańcują. Zielone morze – ocenił Pan Dwóch Wagaronów. Dopiero burczenie w brzuchu przywołało go do rzeczywistości. Spałaszował gruszkę i jabłko, łyknął wody z bukłaka i wrócił do wspinaczki.
  W pewnym momencie konary zaczęły coraz rzadziej odchodzić od pnia i ledwo stopę można było bezpiecznie postawić. Było coraz trudniej. Mans potrzebował chwili, aby ocenić sytuację nad nim, zanim wybrał dalszą drogę. Parę razy dokonał złego wyboru i musiał zsuwać się, aby spróbować innego rozwiązania. Jednak w pewnym momencie zabrakło podpory w zasięgu ręki. Pień był już na tyle wąski, że wiatr mocno nim rozporządzał. Nie dam rady. ­– Dopadła go chwila zwątpienia. Poczuł się bezradny. – Wiatr wygina tutaj drzewem jak osiką, a ja nie doskoczę nawet do najbliższej gałęzi. Musiałbym mieć Tamtima na głowie, a i to mogłoby nie wystarczyć. Co robić? Co robić? Długo się tak nie utrzymam przyklejony do pnia.
  Jeszcze raz uniósł wzrok. Nagle coś zamigotało przed nim w małym kłębowisku zieleni.
  Klucz. – Uradował się Mans. Jednak radość nie trwała długo. – Tak blisko, a zarazem tak daleko. Nie dam rady bezpiecznie wdrapać się po gołym pniu niczym wiewiórka.
  Nagle tknięty nowy pomysłem, opuścił się na konar poniżej. Tu było nieco miejsca, aby obejmując drzewo jednym ramieniem, można ustać i wykorzystać drugą rękę. Wyciągnął sznur i rzucił jedną końcówkę w górę. Parę razy chybił, ale w końcu udało się go przerzucić przez gałąź. Niestety końcówka również zwisała za wysoko, a próba wypychania sznura kończyła się fiaskiem. Wiatr skutecznie uniemożliwiał zamiary chłopca. Mans zagryzł zęby. Usiadł, wypił nieco wody i przywiązał szyjkę bukłaka do liny. Z takim balastem trudniej było celnie rzucić, ale siódma próba zakończyła się gromkim Hura!, które wystraszyło liczne ptaki z pobliskich drzew. Teraz wystarczyło sięgnąć po obciążenie i dwa końce liny spoczęły w dłoniach Mansa. Jeden przywiązał do gałęzi, a drugi uchwycił oburącz i opierając stopy na pniu, zaczął się wspinać dalej.
  Trochę nim bujało, ale zdeterminowany poczuł nową falę energii. Powoli, krok za krokiem zbliżał się do gałęzi, której grubość nie przekraczała jego przedramienia. Bał się, że za chwilę usłyszy trzask i opadnie na położone niżej konary. Jeśli w porę nie uda mu się jakiegoś pochwycić, to zamiast klucza u stóp Hirudyny złoży jeno własne ciało.
  Drzewo jednak było mocne, przygięło się nieco pod ciężarem intruza, ale nie poddało się i ten zdołał uchwycić gałąź ręką, po czym z dużym wysiłkiem wspiął się na nią.
  Odsapnął, otarł rękawem mokre czoło i popatrzył w górę. Jest. Teraz był w stanie rozróżnić promień strzały i przytwierdzony do niego metalowy klucz. Nie było jednak szans, aby go dosięgnąć, a drobne gałęzie powyżej nie utrzymałyby nawet zająca. Obejmując wąski pień, Mans bujał się targany wiatrem i starał się szybko cos wymyślić. W końcu w desperacji sięgnął po nóż. Dobrze, że przed wyprawą kowal porządnie go naostrzył. Uniósł narzędzie i dźgnął nad lewą ręką. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Delikatna kora nie stawiała oporu, jednak im głębiej, tym szło oporniej. Mans marzył już tylko, aby na chwilę usiąść bezpiecznie i odpocząć. Ze złości zaczął zapalczywie uderzać. Ciąłby tak pewnie, aż do utraty sił, jednak nagle rozległ się trzask i kolejny podmuch wiatru częściowo oderwał szczyt olbrzymiego drzewa. Uniósł się on, a potem opadł, obijając o przyczepionego niżej człowieka, po czym zawisł na niewielkim skrawku giętkiej zielonej kory.
  Mans o mało nie podskoczył z radości. Tuż przed jego twarzą podrygiwał upragniony metalowy przedmiot. Nóż przydał się po raz kolejny, po czym klucz został bezpiecznie umieszczony w woreczku na piersi. Teraz „wystarczyło” zejść.
Na pierwszej nadającej się do tego gałęzi Mans zrobił dłuższy postój. Dał odpocząć mięśniom, posilił się, wychłeptał resztkę wody i o mało nie wpadł w drzemkę.
  Gdy schodził, wśród leśnego gąszczu powoli robiło się coraz ciemniej. Kiedy jego stopy dotknęły w końcu twardej ziemi, odetchnął z ulgą, lecz jednocześnie odczuł zawód. Hirudyna nie czekała na niego. Oto poświęcił się, narażał własne życie, a ona nie mogła poczekać nawet do zmierzchu.
  Nieco skwaszony udał się do chaty. Dumnie ściskał w dłoni zdobyty klucz, lecz słodycz zwycięstwa trochę się rozmyła.
Gdy otworzył drzwi i przekroczył próg, stanął oniemiały. Przed nim stała Hirudyna. Długie, układające się w fale loki opadały na piersi, niemal całkowicie je zasłaniając. Kobieta była prawie naga, jedynym elementem jej garderoby było żelastwo okalające biodra i zasłaniające łono. Mans głośno przełknął ślinę. Hirudyna powoli, zmysłowym krokiem zbliżyła się do niego. Jej lśniąca, jędrna skóra połyskiwała w świetle późno popołudniowych promieni. Płaski brzuch schodząc w dół, skrywał intymne tajemnice pod pasem cnoty. Długie nogi kusiły, aby je pochwycić.
– Mansie, wiedziałam, że ci się uda. – Wyszeptała gardłowo. – Użyj swojego… klucza i odbierz nagrodę. Zasłużyłeś na nią jak nikt do tej pory.
  Po czym szybkimi ruchami odrzuciła włosy do tyłu. Wzrok młodzieńca odruchowo skierował się na sterczące piersi.
  Krew zaczęła dudnić w żyłach Mansa. Czuł pożądanie, jakiego nie spodziewał się po sobie. Dziwne, nie poznał tej kobiety za dobrze, a mógł ją posiąść. Czy wszystkie są takie? Czy Agneth też byłaby taka chętna?
  Ta ostatnia myśl otrzeźwiła go nieco. Przypomniał mu się Magnethion, lusterko i tajemniczy kufer w chacie. Jakaś myśl zaczęła mu świtać, pewne podejrzenie kiełkowało coraz mocniej, chociaż żądza, która go opanowała, starała się zabić rozsądek.
– I ten klucz otwiera zarówno twój pas cnoty, jak i tamten kufer? – Wskazał wyciągniętym przedmiotem w kąt. – Oba zamki?
– Tak, oba. – Zjeżyła się nieco. Położyła dłoń na ramieniu Mansa. – Ale chyba zaczniesz od właściwego? Nawet nie wiesz, jak długo czekałam na ten moment. Uwolnij mnie! – Prawie krzyknęła.
Mans miał już prawie pewność, że istnienie dwóch zamków i tylko jednego wspólnego klucza posiada jakąś tajemnicę. Pożądanie nieco opadło i młodzieniec wymijając czekającą Hirudynę, ruszył w stronę kufra.
– Zobaczmy tylko, czy da się otworzyć. ­ – Zdążył dopaść do skrzyni. – Obiecuję, że potem wyzwolę ciebie z okowów więzienia.
– Nie! – Kobieta rzuciła się za nim, skacząc mu na plecy i próbując wyszarpnąć klucz. – Mansie! Nie!
To tylko utwierdziło go w słuszności podjętej decyzji. Zdołał odepchnąć wierzgającą napastniczkę i bez problemu umieścił klucz w zamku. Hirudyna dopadła do stołu i zabrała z niego jakiś przedmiot. Mans jednak zdołał przekręcić klucz.
– Zabiję cię! – wrzasnęła i rzuciła się na niego, unosząc nóż. Ostrze zalśniło złowrogo. – Zapłacisz mi za to!
Mans zaskoczony uniósł jedynie w górę ręce, nie miał drogi ucieczki.
– Zostaw go! – Oboje skierowali wzrok w stronę drzwi, skąd doszedł okrzyk. Mans rozpoznał kobietę, którą spotkał niedawno w drodze. – Na szczęście ten młodzik ma więcej rozumu, niż myślałam.
– Ależ matko! – Hirudyna z pretensją i żalem w głosie zwróciła się do Yasminy, ale posłusznie opuściła nóż. – Przecież tego klucza nie da się już użyć, wiesz o tym dobrze. Zostałam uwięziona na zawsze. – Opadła na podłogę i zaczęła szlochać, kryjąc twarz w dłoniach. Jej nagie plecy drgały w spazmach płaczu.
– Wiem nawet więcej. – Kobieta powoli podeszła do córki. Położyła starą, pomarszczoną, pokrytą brązowymi plamami rękę na jej głowie. – On cię właśnie uratował, prawdziwie wyzwolił.
– Jak to? – Hirudyna uniosła zapłakaną twarz. – Jak to, matko? Wszak ten pas cały czas mnie więzi. Gdzie ten ratunek, gdzie? – Wstała, szarpiąc bezskutecznie żelazną obręcz.
­– Otóż, książę zdradził mi i tylko mi jeszcze jeden sekret. – Uśmiechnęła się czule. – Jeśli znajdzie się śmiałek, który zdobędzie klucz, ale wykorzysta go najpierw, aby otworzyć kufer, a nie pozbawić cię wątpliwej cnoty, wtedy odzyskasz wolność. Pojadę wprost do niego, żeby mu obwieścić tą radosną wiadomość. Niedługo ktoś przyjedzie wyswobodzić cię z tego żelastwa i będziesz mogła wrócić do domu. Do mnie, Hirudyno. – Ucałowała zdumioną kobietę w czoło. – Jesteś wolna, podziękuj temu młodzieńcowi, to dzięki niemu tak się stało.
  Mans uśmiechnął się, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje.
– Ale dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
– Córciu, znam cię lepiej, niż ty sama. – Autorytatywnym tonem stwierdziła staruszka. – Zaraz byś wpadła na pomysł, żeby ewentualnego śmiałka o tym poinformować. Wtedy on najpierw otworzyłby kufer, a ty niczego byś się nie nauczyła. A gdyby się kiedyś wygadał, książę niechybnie wymyśliłby nową karę.
  Hirudyna zwiesiła głowę. Przez chwilę panowało krępujące milczenie.
– To nie dlatego, prawda matko?
  Yasmina nadal milczała. Przez chwilę spoglądała to na Mansa, to na córkę.
– Prawda. – Wyszeptała w końcu. – Bałam się, że nawet to nie powstrzyma cię, żeby jak najszybciej oddać się pierwszemu lepszemu mężczyźnie, który po tylu latach tutaj zawita. Że chuć ponownie odbierze ci rozum. A wtedy byłabyś wolna, lecz musiałabyś opuścić królestwo. Nie mogłam stracić cię po raz drugi. Mylę się, córko?
 Hirudyna nie odezwała się już ani słowem.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Carvedilol · dnia 28.09.2020 12:43 · Czytań: 650 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jaaga
04/10/2023 10:13
Szampańska wyobraźnia. Wiele tu dziwnych zjawisk, bardzo… »
Marek Adam Grabowski
04/10/2023 09:11
Dzięki! Antyutopia. Mroczna wizja obozu koncentracyjnego w… »
Marek Adam Grabowski
04/10/2023 09:09
Dzięki! »
Marian
04/10/2023 09:04
Serdeczne gratulacje. »
Marian
04/10/2023 09:02
Marku, dzięki za wizytę. Gratulacje z powodu wydania… »
Jaaga
04/10/2023 08:16
Wiersz jest bardzo piękny. Myślę, że właśnie wiersz jest tą… »
Jaaga
04/10/2023 08:08
Per fumum, bardzo konkretna uwaga. Biegnę poprawiać.… »
valeria
03/10/2023 21:33
Cieszę się, bo taki ze mnie elfik:) »
Kemilk
03/10/2023 17:49
Jako, że jestem tu w ostatnich latach więcej niż… »
mike17
03/10/2023 15:04
Wyczuwam tu, Jarku, jakiś dysonans, bo niby unosicie się… »
mike17
03/10/2023 14:56
Cudnie bawisz się słowem, nadając mu nowych znaczeń, a w… »
Wiktor Orzel
03/10/2023 13:54
Jeśli materiał ma charakter głównie informacyjny, a nie… »
Marek Adam Grabowski
03/10/2023 10:24
Już czytałem i chwaliłem. Pryz okazji pochwalę się moim… »
Marek Adam Grabowski
03/10/2023 08:21
Dzięki! Widzę, że tych bananów można jednak fajnie… »
Marian
03/10/2023 01:25
No, taki tekst o "złotej młodzieży" to mi się… »
ShoutBox
  • Coolonel
  • 04/10/2023 14:28
  • Dzień dobry całej pisarskiej braci. Pzdr. Coolonel
  • mike17
  • 14/09/2023 17:41
  • Ja mam w sumie różne puchary, i te piwne, i te za książki, łącznie 10 wydanych książek w ciągu 10 lat :)
  • genek
  • 14/09/2023 00:23
  • Jeden ma puchar za książkę, inny taki z piwem.
  • mike17
  • 13/09/2023 18:04
  • [link] mike wznosi puchar ktoś to w końcu musi robić :) Ahoy!
  • genek
  • 06/09/2023 19:33
  • Albo ku lepszym, niekoniecznie przejściom.
  • mike17
  • 06/09/2023 18:06
  • Lub może należałoby skierować się ku przejściom podziemnym, skoro te naziemne są wątpliwej jakości :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty