Weterynarz nad morzem - Wśród morza i ziemi cz. III - Madawydar
Proza » Długie Opowiadania » Weterynarz nad morzem - Wśród morza i ziemi cz. III
A A A

Jarka rozpoznał z łatwością. Wysoki, postawny mężczyzna z siwą brodą wyróżniał się w tłumie wychodzących pasażerów przede wszystkim strojem. Ubrany był w dżinsowe spodnie, skórzaną kurtkę i kapelusz, a na nogach miał oryginalne, traperskie obuwie. Szyję okrywała kraciasta bawełniana chusta. Prawa ręka zajęta była taszczeniem sporej walizki, również wykonanej ze bydlęcej skóry. „Prawdziwy kowboj z teksasu, brakuje tylko ostróg i pasa z rewolwerami” – pomyślał Łukasz. Przywitali się mocnym uściskiem dłoni wraz serdecznym objęciem i podążyli ku wyjściu w stronę parkingu. Łukasz zarezerwował apartament w hotelu Mercure przy ul. Kruczej. Jarek pragnął zapewne odpoczynku po kilkunastu godzinach lotu, a poza tym chciał przy okazji pokazać przyjacielowi Warszawę. W tym celu zaplanował trzydniowy pobyt w stolicy. 

***

 

W pierwszej dekadzie XXI wieku w Polsce pojawił się afrykański pomór świń. Początkowo tkwił przez kilka lat na wschodnich rubieżach kraju, ale już po 2019 roku zanotowano przypadki tej choroby w zielonogórskim, dolnośląskim i wielkopolskim. W 2025 roku epidemia pomoru objęła cały kraj. Afrykański pomór świń jest zupełnie nieszkodliwy dla człowieka, ale powoduje ogromne straty materialne u producentów trzody chlewnej, zwłaszcza tych wielkotowarowych gospodarstw rolnych. Wobec całkowitego zakazu eksportu mięsa wieprzowego z Polski, rynek świński zupełnie się załamał . Hodowcy, nie mogąc znaleźć odbiorców tuczników nagminnie likwidowali swoje stada. Pogłowie trzody chlewnej w Polsce spadło niemal do zera. Praktycznie funkcjonowały jeszcze fermy zarodowe utrzymujące rezerwuar ras rodzimych: Wielkiej Białej Polskiej, Polskiej Białej Zwisłouchej, Złotnickiej Pstrej, Złotnickiej Białej i Puławskiej. Drastycznie spadła też liczba dzików. Myśliwi, posłuszni urzędowym dyrektywom, decyzjom i rozporządzeniom, wystrzelali niemal wszystkie. Mięso wieprzowe sprowadzane z krajów o statusie wolnym od pomoru było bardzo drogie i z trudem znajdowało odbiorców na rynku wewnętrznym. Tylko nieliczne rodziny mogły sobie pozwolić na obiad z kotletem schabowym, kanapkę z szynką czy kiełbasą. Wielkie przedsiębiorstwa przemysłu mięsnego, koncerny mięsne okazały się gigantami na glinianych nogach. Odcięte od regularnych dostaw, pozbawione możliwości eksportu i wobec krachu na rynku rodzimym, padały jak muchy. Tylko niektóre z nich zdołały się uratować, w krótkim czasie przestawiając produkcję ukierunkowaną na drób i wołowinę.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni – pomyślał Łukasz Bromski. Doskonale wiedział, że rynek nie lubi próżni. Trzeba było wykorzystać okazję i tę lukę wypełnić. Jeździł zatem po całej wyspie Wolin, odwiedzał gospodarstwa, które kiedyś utrzymywały świnie i namawiał rolników do odtworzenia stad i budowy małych lokalnych ubojni, które w ramach rolniczego handlu detalicznego lub sprzedaży bezpośredniej miały już w polskim prawie rację bytu od lutego 2020 roku. Poświęcił tym działaniom sporo czasu, pomagając gospodarzom w sporządzaniu wniosków kredytowych do banku lub o dopłaty unijne, a kiedy już wygasły ogniska choroby organizował zakup i dostawy loszek hodowlanych ras polskich. Oczywiście nie czynił tego bezinteresownie, albowiem, jako lekarz będzie się, w przyszłości tymi stadami opiekował, inseminował, badał mięso, nadzorował ubój. Niebawem w przyzagrodowych punktach sprzedaży i targowiskach pojawił się nowy asortyment w postaci całkowicie polskiej wieprzowiny. Niektórzy rolnicy poszli jeszcze dalej i sprzedawali swoje wyroby wędliniarskie. Niebagatelną rolę w powodzeniu tego przedsięwzięcia odegrał przykład jego ojca, który porzuciwszy już całkowicie usługi dezynfekcyjne utorował drogę gospodarstwom rolnym. Czesław Bromski sam stał się rolnikiem.

***

Gdyby nie fatalne warunki atmosferyczne, do hotelu udaliby się taksówką powietrzną. Niestety w czasie takiej aury te małe helikopterki z napędem elektrycznym nie latają. Szkoda – pomyślał Bromski. Może jutro, albo pojutrze się uda wyczarterować rejs widokowy nad miastem. Udali się zatem na postój taksówek, gdzie w jednym szeregu tkwiły w oczekiwaniu elektryczne pojazdy, wszystkie w kanarkowym kolorze z warszawską syrenką na drzwiach.

Nie licząc kilkugodzinnego pobytu na lotnisku Okęcie w 2014 roku, kiedy oczekiwał na lot do Nowego Jorku, Jarek ostatni raz widział Warszawę w wieku 14 lat, kiedy to z okazji nadania jego drużynie harcerskiej przy szkole podstawowej nr 63 we Wrocławiu imienia Jerzego Dargiela przybył tu w kilkuosobowej grupie, aby odwiedzić jego grób na Powązkach, spotkać się z rodziną patrona i przy okazji zwiedzić Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, spojrzeć na wielką narodową restytucję Zamku Królewskiego w Warszawie, która ogłoszona została przez ówczesne władze państwowe ostatnim aktem odbudowy stolicy. 

Teraz z okien taksówki na daremnie szukał znajomych konturów pałacu. Wszędzie dookoła strzelały w niebo wysokie wieżowce ze szkła i aluminium , z pewnością skutecznie zasłaniały widok prezenciku, jak nazywali starsi Warszawiacy radziecki upominek. Na moment tylko, kiedy wjechali w Aleje Jerozolimskie zamajaczył w szczelinie pomiędzy wysokościowcami niewielki fragment pałacowej fasady. Jednakże w większym stopniu jego uwagę zwracała sama droga, po której się poruszali. Do centrum stolicy prowadziła prosta szeroka aleja, ale tylko z jednym pasem ruchu dla samochodów elektrycznych. Po prawej stronie, chodnik dla pieszych oddzielony był pasem niekoszonego trawnika, a właściwie łąki kwietnej. Z okien samochodu odnosiło się wrażenie, że to właśnie z niej wyrastały nie tylko łodygi traw, ale także wyniosłe i grube badyle miejskiej zabudowy. Po lewej zaś, równolegle do jezdni przylegały ścieżki rowerowe, dróżki dla wszelkiej maści elektrycznych drobnych pojazdów, a w samym środku tego urbanduktu była droga dla autobusów, oczywiście również bezpalinowych. Wszystko to wplecione w sieć rozmaitych bezkolizyjnych ślimakowatych zjazdów, wiaduktów, tuneli i awaryjnych miejsc postojowych.

- Nie ma tramwajów? - spytał Jarek.

-W centrum Warszawy nie ma. Tylko osiedla na obrzeżach miasta są połączone między innymi liniami tramwajowymi. Tutaj, pod nami biegną tory metra – odpowiedział Łukasz.

- Wszystkie drogi do centrum są takie?

-Tak. Jak spojrzysz na plan miasta, to układ dróg przypomina rozgwiazdę, lub rozłożoną ośmiornicę. Zauważ, że im bliżej centrum tym bardziej te ramiona dróg się rozszerzają. Początkowo z lotniska wyruszyliśmy drogą dla samochodów. Później, z czasem dołączały do niej inne.

W górze nad nimi pojawiła się zielona tablica z informacją o najbliższym zjeździe na ulicę Kruczą. Wkrótce zagłębili się w tunelu, który był wąsatą odnogą jednego z ramion ośmiornicy stanowiącą połączenie z docelową ulicą. Nie dane im było jednak ujrzeć światełko w tunelu, bo przed nimi jaskrawy napis wskazał im drogę na podziemny parking hotelu Mercure.

***

W społeczeństwach całego świata, powoli zaczęła dojrzewać moda na zdrowe, ekologiczne życie. Również w Polsce, kiedy naród zachłystnął się już wolnością, nasycił konsumpcjonizmem, zaczęto dostrzegać ujemne skutki gospodarczej ekspansji. Niezadowolenie wśród ludzi pogłębiało się z każdym doniesieniem o zdarzeniu, które wiązało się z bezpośrednim zagrożeniem ich zdrowia, a nawet życia. Co jakiś czas wybuchały liczne afery związane z bezpieczeństwem żywności; zużyty olej silnikowy zastosowany do natłuszczania pasz dla zwierząt, technicznej soli drogowej jako soli spożywczej, alkohol metylowy w napojach spirytusowych, niedozwolony środek dla drobiu przeciwko pasożytom zewnętrznym, antybiotyki w mięsie spożywczym i paszy, a także obecność w nich chorobotwórczych drobnoustrojów, głównie Salmonelli, niedopuszczalne zanieczyszczenia miodu środkami owadobójczymi, grzybobójczymi i bakteriobójczymi – to tylko niektóre przykłady niezgodności stwierdzanych w protokołach kontrolnych Sanepidu, Inspekcji Weterynaryjnej. Należy przy tym przyznać, że wiele z tych afer zostało wykrytych właśnie przez te inspekcje dzięki uregulowanym przepisom zarówno na poziomie unijnym, jak w oparciu o prawo krajowe. 

Wiele szkodliwych preparatów i technologii było dopuszczonych przez Inspekcje Ochrony Środowiska i Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa do powszechnego stosowania w rolnictwie i ogrodnictwie np. randap w uprawach soi, kukurydzy i rzepaku lub genetycznie modyfikowane organizmy( GMO). Wszystkie te afery docierały do opinii publicznej i budziły w niej głęboki spadek zaufania do producentów. Przestano ślepo wierzyć reklamom. Nie pomogło nawet pojawienie się w sklepach sieciowych tak zwanych produktów eko, kurczaków zagrodowych, jajek z wolnego wybiegu, mleka bez GMO i innych takich nowinek. Już samo to, że te asortymenty pojawiły się na rynku tak licznie i w tak wielkich ilościach budziło poważne zastrzeżenia co do ich autentyczności. Społeczeństwo zaczęło się zwracać po zdrową żywność ku producentowi bezpośredniemu, a Unijne władze ustawodawcze i poszczególnych państw wyszły temu zapotrzebowaniu naprzeciw generując odpowiednie ustawy, decyzje i rozporządzenia.

***

Po zakwaterowaniu się w hotelu, Łukasz i Jarek zjechali na śniadanie windą z 10 piętra, na którym mieścił się ich apartament. Bogato zaopatrzony szwedzki stół oferował przeróżne wędliny, sery, pieczywo, sałatki owocowe i warzywne, masło, miód i mleko do zbożowych musli, wiele rodzajów herbat i kawy. Zasiedli z wybranym wiktuałami przy stoliku, jedli początkowo w milczeniu, ale po chwili zaczęli rozmawiać. Mieli sobie tyle do opowiedzenia. Pierwszym tematem było to, co mieli przed sobą na talerzu.

- Wy Europejczycy zawsze mieliście lepsze jedzenie od naszego amerykańskiego – zagadnął Jarek – Po tym dzisiejszym śniadaniu dalej tak uważam. Jak wy to robicie?

- Macie bardzo rygorystyczne procedury, jeśli chodzi o bezpieczeństwo żywności – odparł Łukasz – Wasza żywność jest bezpieczna, ale szczerze mówiąc niesmaczna i niezbyt zdrowa. Był taki czas, kiedy nasza produkcja żywności zmierzała w kierunku wyznaczonym przez wasze standardy. Na szczęście nasze społeczeństwo w pełni je odrzuciło. Oczywiście nie od razu tak się stało. Można powiedzieć, że to się stawało powoli i za sprawą wielu sprzyjających czynników. Ludzie w całej Europie mieli dość spożywania mięsa świni, która począwszy od małego prosiaczka osiąga wagę 100 kg. w 3 miesiące. Mój dziadek tuczył wieprze do tej wagi przez pół roku i jadły one głównie parowane ziemniaki, otręby, plewy i pokrzywy z domieszką śruty zbożowej. Czasem tylko, jak była kampania, przywoził z pobliskiej cukrowni wytłoki buraczane i odpady z gorzelni, których u nas było pełno. Nie miał zielonego pojęcia o tym, że świnie można skarmiać kukurydzą, śrutą sojową, rzepakową, olejem, mączką rybną, premiksami z antybiotykami i tak licznymi dodatkami paszowymi, że nawet ja specjalista do spraw bezpieczeństwa żywności nie potrafię ich wszystkich wymienić. Podobnie rzecz się miała z kurczakami. Tuczone przemysłową paszą osiągały wagę 1.5 kg w ciągu 4 tygodni. Jeśli rosły dłużej, mówiło się wtedy o wielkich stratach produkcyjnych. Moja babcia doiła wieczorem krowę, która cały dzień pasła się na łące. Wielki przemysł proponował hodowanie bydła w betonowych oborach, gdzie przez całe swoje życie krowy nie widziały łąki, nieba ani słońca. W gospodarstwie mojego dziadka na samym środku podwórza był gnojownik, po którym chodziły kury. Adekwatnie do swojej gatunkowej kasty drobiu grzebiącego szperały swoimi łapkami i wyjadały larwy much, dżdżownice i inne robactwo, a w korycie zawsze czekała na nich solidna porcja ziaren parzenicy, sieczki z zielonej trawy i pokrzyw.

- Chcesz mi Łukasz wmówić, że wasza produkcja żywności cofnęła się o jakieś 100 lat wstecz? - zapytał Jarek.

- Poniekąd tak. Wszystko, lub prawie wszystko to, co tu masz na talerzu pochodzi bezpośrednio od rolnika. Dziś gospodarze mogą sprzedawać wytworzoną przez siebie żywność w ramach rolniczego handlu detalicznego czyli tzw. RHD, sprzedaży bezpośredniej SB lub w oparciu o minimalną, ograniczoną, lokalną produkcję, czyli MOL. Rolnicy mogą sprzedawać swoje produkty tylko końcowemu odbiorcy detalicznemu. W tej działalności nie ma pośredników, z wyjątkiem kiedy pośrednikiem jest również rolnik zarejestrowany w ramach RHD, SB lub MOL. W przypadku sprzedaży bezpośredniej lub produkcji minimalnej, ograniczonej, lokalnej podmiot wytwarzający żywność wcale nie musi być rolnikiem. Restauracje takie np. jak ta, mają podpisane umowy z takimi producentami w ramach których gospodarz zaopatruje je w artykuły spożywcze wytworzone w swoim gospodarstwie rolnym. Dotyczy to surowców takich jak warzywa, owoce, mleko i jego przetwory, jaja, miód, surowe mięso drobiowe i od zajęczaków, mięso wieprzowe, wołowe, kozie, produkty, akwakultury i rybołówstwa, ale także żywności złożonej w postaci pierogów, sałatek, wędlin, ciast, pieczywa, marynat, konserw, a nawet napojów alkoholowych.

- I to wam wystarcza? Czy takie źródło żywności zaspokaja wasze potrzeby?

- W zupełności tak, Jarku. Jest to z pewnością zasługa zmian w naszym sposobie odżywiania. Stosunkowo do ubiegłych dziesięcioleci jemy mniej. Na ten przykład mięso spożywamy trzy razy w tygodniu. Kiedyś często jadło się je trzy razy dziennie. Generalnie pochłaniamy tylko tyle kalorii, ile nam potrzeba. Zaraz po śniadaniu zapiszę w swoim tablecie wszystko to, co tu zjadłem, przeanalizuję bilans mojej diety i być może mój dzisiejszy obiad będzie bardzo skromny, a kolacji nie będę jadł w ogóle.

- Wszyscy tak robią?

- Prawie. Owszem są wyjątki. Dla nich jedzenie jest nałogiem. Nie potrafią nad nim zapanować, no i mają pod górkę.

- Pod górkę?

- Płacą większe stawki ubezpieczenia zdrowotnego, jako ludzie otyli mają więcej trudności ze znalezieniem pracy, bilety na środki transportu są dla nich droższe i ...żyją krócej. Oczywiście nie dotyczy to tych przypadków, które wynikają z udokumentowanej choroby i są w trakcie jej leczenia.

- Przyznaję, że to niesamowite. Taka dyscyplina, taka kultura spożycia! Jak to możliwe, aby to zaistniało w tak szerokim ujęciu waszego społeczeństwa?

- Zmusiła nas do tego konieczność, Jarku. Kiedy wkraczaliśmy w wiek XXI, służba zdrowia w Polsce istniała tylko teoretycznie. W praktyce dostęp do lekarzy specjalistów był utrudniony. Czekało się na wizytę u niego w kolejce po kilka miesięcy, Podobnie było z zabiegami chirurgicznymi. Mój ojciec po zdiagnozowaniu u niego dystrofii stawu biodrowego, na zabieg wstawienia endoprotezy czekał 4 lata. Brakowało lekarzy, pielęgniarek, salowych, ratowników medycznych, a ci co byli często musieli strajkować, by choć trochę przybliżyć do godności swoje wynagrodzenie. Właśnie ta, delikatnie mówiąc, niedoskonałość usług medycznych była jednym z powodów, dla których nasze społeczeństwo zaczęło dbać o swoje zdrowie, i to w coraz to szerszym aspekcie. Skoro choroby nie można było szybko wyleczyć, to lepiej było do niej po prostu nie dopuścić. Złe nawyki żywieniowe, nieodpowiednio zbilansowana dieta i toksyczna żywność stały się pierwszym bastionem do zdobycia na drodze integralnej rewolucji ekologicznej. Na tym polu, swoją nową zawodową rolę chciał odegrać mój ojciec. Zapragnął, by gospodarskie chlewnie i obory zapełniły się ponownie inwentarzem, aby na łąkach znowu pasły się krowy i wołki, a w dni targowe można było kupić na jarmarkach mleko, jaja sery, miód, śmietanę , masło i jeszcze wiele innych artykułów spożywczych wyprodukowanych przez samych rolników. Ojciec, ze swojej młodości doskonale pamiętał zapach, smak i jakość takich produktów. W usługach sanitarnych w coraz większym stopniu przegrywał z konkurencją. Dawno już przestał być lokalnym monopolistą w tej dziedzinie. Nie pracował już tak szybko i wydajnie, jak kiedyś. Miał już też swoje lata i bardzo go wyczerpywała praca po nocach. Ukończył specjalistyczne studia w zakresie bezpieczeństwa żywności i produktów pochodzenia zwierzęcego. Pierwszą osobą którą zaraził swoim projektem byłem ja.

- Czy twój ojciec był buntownikiem, ekoterrorystą? - spytał Jarek

- Można tak powiedzieć, że był buntownikiem, ekoterrorystą nigdy. - odpowiedział Łukasz. - Mój ojciec był człowiekiem, który szanował środowisko. Wychowany zostałem w rodzinie, która nauczyła mnie dbałości o samego siebie, o przyrodę, ale przede wszystkim o dobro innych ludzi. Wiem, że ich dobro jest także moim. Kiedy, między innymi za moją sprawą został dziadkiem, powiedział mi, że interesuje go to, co się wydarzy ze światem w ciągu 90 lat, bo to jest długość życia wnuczki, którą Bóg go obdarzył. Przypuszczam, że to właśnie wtedy wykiełkowało w nim ziarno ekonomicznego rewolucjonisty. Dziś sam jestem dziadkiem i tak, jak mojego ojca trawi mnie ciekawość, co będzie za następnych 90 lat? Jaki świat chcemy zostawić tym, którzy przyjdą po nas? Owszem, na początku buntował się w sposób emocjonalny. Należał do różnych organizacji proekologicznych, brał udział w akcjach protestacyjnych, nie zawsze zgodnych z prawem. W 2020 roku, w trosce o przyszłość następnych pokoleń, w tym mojej córki, założył grupę w ramach Extinction Rebellion. Z czasem stała się ona poważną siłą zrzeszającą w swoich szeregach licznych naukowców i ekologów. Pierwszym sukcesem tej organizacji było ogłoszenie przez władze miasta i gminy Międzyzdroje, Świnoujście i Wapnica „alertu Klimatycznego”, którego konsekwencją stał się całkowity zakaz spalania węgla na ich terenie i budowa pierwszej w Polsce elektrowni uzyskującej energię z fal morskich. Wielokrotnie zatrzymywany przez policję i za zakłócanie porządku publicznego zapłacił wiele grzywien. Raz nawet postawiono mu poważny zarzut jakim było dążenie do zmiany ustroju państwa.

- Czyli jednak terroryzm. - - stwierdził Jarek.

- Nie. Ojciec nigdy nie uciekał się do przemocy. W protestach, w których uczestniczył nie było żadnych ofiar wśród ludzi i nigdy by na to nie pozwolił. Uważał, że to nie człowiek odpowiada bezpośrednio za zmiany klimatyczne Ziemi, lecz ustrój, czyli kapitalizm. Jednajże jego rewolucjonizm nie polegał na obaleniu systemu politycznego, ale na zmianie jego oblicza. Kapitalizm musiał przestać być tak bezwzględnie pazerny na zysk, popierać nadmiernie rozdmuchany konsumpcjonizm społeczeństw i powinien zapłacić za to, co do tej zepsuł. Wszyscy zdawali sobie wtedy sprawę, że ta globalna rewolucja ekologiczna nie przysporzy ofiar wśród ludzi, ale pochłonie wielką ofiarę, jaką są pieniądze. Ustrój kapitalistyczny znalazł się w potrzasku. Ekologia, która jeszcze na początku XXI wieku była tematem pobocznym, teraz jest w centrum zainteresowania ludzi. Zwłaszcza młodych. Zmieniały się ich preferencje, które kłóciły się z kapitalistycznym systemem produkcji. Rewolucja, jak to bywało nieraz w historii dziejów, wyszła od ludu, i polegała ona między innymi na tym, że przestano kupować żywność wyprodukowaną w sposób przemysłowy. Poparcie społeczeństwa dla agrobiznesu spadło do poziomów nienotowanych w najnowszej historii. Po artykuły spożywcze, zamiast do hipermarketów udawano się na bazar, targowisko lub w ramach wycieczki do okolicznych wsi, gdzie rolnicy przed swoimi posesjami rozlokowali stanowiska rolniczego handlu detalicznego. Trzeba przy tym powiedzieć, że te gospodarstwa rolne stały się farmami rodzinnymi, gdzie ojciec uprawiał ziemię, syn hodował zwierzęta, drugi syn pracował w rolniczej rzeźni i masarni, córki zajmowały się sprzedażą, a matka przygotowywała sery, masło, śmietanę i całą gamę żywności złożonej w postaci pierogów, makaronów, sałatek, piekła też chleb i ciasta. Nierzadko w obejściu pomagały wnuki. Całkiem realne stało się zjawisko repezantyzacji, czyli pracy „na swoim” i na własnych zasadach, nawet za cenę mniejszych dochodów, doświadczając przy tym często wykluczenia energetycznego, komunikacyjnego i edukacyjnego czy słabego dostępu do służby zdrowia. Owszem, była to żywność o wiele droższa od przemysłowej, ale o całe niebiosa lepsza . Ekonomia kapitalistyczna straciła rację bytu. Zamiast niej, pojawiło się nowe pojęcie, jakim jest ekonomia etyczna, w której bezpośrednim odniesieniem jest człowiek. Mój ojciec żył we wspaniałej harmonii z Bogiem, z innymi ludźmi, z naturą i z samym sobą. Dostrzegał też niebezpieczeństwo pojawienia się fałszywych ideologii takich jak ekologizm, który wynosząc na piedestał samą tylko naturę, degradował zarazem człowieka. Takim przykładem fałszywie pojmowanej ekologii, czyli ekologizmu właśnie było stanowisko księcia Harry'ego, który oznajmił, że z powodu „ekologii” będzie miał najwyżej dwoje dzieci – bo, jak twierdził, większa liczba potomków zwiększa emisje dwutlenku węgla i obciąża naszą planetę. Doprawdy Jarku, nie wiem, śmiać się, czy płakać wobec takiej wypowiedzi. No, ale ja tu gadu-gadu, a ty pewnie zmęczony jesteś po podróży. Idziemy do apartamentu. Prześpisz się, a po południu wypadniemy na miasto.

(C.d.n.)

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Madawydar · dnia 28.09.2020 12:44 · Czytań: 401 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
Dobra Cobra dnia 28.09.2020 15:26
Trochę skomplikowana robi wsie ta opowieść- równolegle idą dwa takie same tytuły, tylko z innymi podtytułami. Czyli można rozumieć, że jest to część 6. opowieści o weterynarzy?

Madawydar,

Nierówna to opowieść. Zbyt dużo w tym odc szczegółów, związanych a to z pomorem świń, a to ekologią... Trochę się to czyta, jak Wikipedię, za przeproszeniem. No i ostatnia wypowiedź bohatera na końcu odcinka jest potwornie długa. Ani się przy niej nie podrapal, ani nie wziął oddechu, ani się nie zasmial. Po prostu wystrzelił wszystko, niczym sowiecki żołnierz z pepeszy.

Ajajaj, i co z tym fantem zrobić? Czy to oznacza, że opowieść schodzi powoli na psy?


Ukłony.

Do następnego,

DoCo

.
Madawydar dnia 29.09.2020 07:30
Dziękuję DobraCobro za lekturę i komentarz. Słusznie prawisz, nudnawe to jest, przyznaję. Pewnym usprawiedliwieniem może być dla mnie tylko to, że tekst jest napisany pod konkurs "Utopia", którego regulamin wymagał tematyki przemian społecznych dokonujących się w sferze ekologii, natury, ochrony środowiska określonych w czasie z niedalekiej przyszłości.
Na pocieszenie, a może na utrapienie czytelników informuję, że w poczekali jest część IV i ostatnia "Wśród morza i ziemi"

Jeszcze raz dzięki za trud lektury i rzeczową krytykę.

Pozdrawiam

Mad
Kazjuno dnia 29.09.2020 08:54
Madawydarze.
Wiele się dowiedziałem z tej futurologicznej opowieści.
Niestety muszę w dużej mierze przyznać rację Dobrej Cobrze. Ta część ma się nijak do dramaturgii ratowania Astora i romansu taty Czesława z Dorotą.
Znacznie lepiej się nadaje na felieton/artykuł o tym jaka powinna być przyszłość.

Choć trudno nie docenić waloru poznawczego. Rozumiem twoją trwogę i chęć wypisania się na temat zagrożeń czekających ludzkość.

Kiedyś, oglądając filmowy materiał o ujarzmianiu fal morskich, które przy pomocy pływaków poruszałyby mechanizmy wytwarzające energię elektryczną, pomyślałem, że to bardzo ciekawy pomysł. Przecież można by budować niskie mola, bardziej estetyczne od dewastujących walory krajobrazowe farm potężnych śmigieł psujących widoki (nie tak niemiłe dla oka), gdzie powstawałby ekologiczny prąd.
Jeżdżąc po Niemczech i Polsce, na widok elektrowni wiatrowych, których monstrualne konstrukcje burzą doznania widokowe, czuję niesmak. Doceniając ekologiczne pozyskiwanie prądu, zastanawiam się czy trafionym pomysłem jest budowanie gigantycznych potworów. Przecież już od wielu stuleci Holandia broni dużych połaci swoich ziem wypompowując z depresyjnych obszarów wodę znacznie przyjemniejszymi dla oka niższymi konstrukcjami architektonicznymi. Przecież przy obecnych technologiach możliwe byłoby ujarzmianie podmuchów powietrza wiatrakami mniejszymi, tańszymi i nie tak szpecącymi krajobraz.

Na dobrą sprawę każde domostwo, czy nawet blok mieszkalny mógłby na dachach albo w pobliżu mieć znacznie mniejsze wiatrakowe konstrukcje, których koszt nie musiałby przekraczać ceny osobowego samochodu (a jakie są ich roje)! Wszak to tylko śmigło/śmigła i przekładnia przenosząca obroty na niewielki alternator plus estetyczna trzymająca to mocna konstrukcja!
O możliwość takich rozwiązań pytałem inżyniera pracującego w tych zakłócających widoki gigantycznych elektrowniach/potworach. Okazuje się, że przeszkodą by to zmienić jest ustanowione prawo. Kto takie przeforsował?
A no, potężni lobbyści broniący swoich licencji dzięki czemu zabrania się wytwarzania innych wiatraków i mogą sobie nabijać kabzę dzięki obwarowaniu swych profitów prawem na wyłączność.

Sorry, i ja odbiegłem od tematu dając upust własnym wymądrzeniom.

Więc powtarzam: twój głos na temat reformy produkcji i dystrybucji płodów rolniczych doceniam i uważam za cenny. Lecz nie podpinając pod tę opowieść, której fabułą wciągałeś czytelników w beletrystykę literacką.

Przyznam się, że mi też się przydarza, w trakcie pisania opowiadań i powieści, pokusa, żeby opisać jakąś własną, odbiegającą od dramaturgii dygresję. Jakoś sprytniej swoją wmanewrował w "Przedwiośniu" Stefan Żeromski, pisząc o wizji szklanych domów.

Więc uczmy się od mistrzów.

Serdecznie, Kapitanie, pozdrawiam, Kaz
Madawydar dnia 29.09.2020 12:46
Dzięki Kaz za przeczytanie i ocenę tekstu. Popełnione i wytknięte błędy zostały przyjęte, przemyślane jako uzasadnione i tak przetworzone w mojej głowie, że skłonny jestem z całym sercem przyrzec poprawę.

Pozdrawiam

Mad
Dobra Cobra dnia 29.09.2020 15:46
Nie miej mnie za natręta, ale można było przed publikacją na PP trochę przyciąć tekst, tak aby zgubić piętno konkursu Utopia... to naprawdę nie wymagało wielu zabiegów. Chociaż z drugiej strony ten tekst żyje tymi wyjaśnieniami i jak by się to przycielo, to zostalaby może z 1/4 zawartości....

Trudno o dobre wyjście w tym wypadku, bo po wycięciu trzeba by znów coś dopisać...

Pozdrawiam,

DoCo

PS - Kazjuno napisał bardzo mądry komentarz ws ekologicznych, choć zapewne z futturystycznej wizji wszechogarniajace nas wiatraki wybiłyby zapewne wszystkie ptaki... :(
Kazjuno dnia 30.09.2020 08:24
Nie doceniasz Dobra Cobro ptasiego cwaniactwa. One są chytre :) Śmigła mogłyby zresztą mieć obłe skrzydła. Co najwyżej mająca pstro w głowie ptasia młodzież zabawiałaby się czasem w karuzelę, a to już może się skończyć śmiercią lub kalectwem.
Mało to idiotów wśród nastolatków?
Sam jako trzynastolatek, chcąc zaimponować kolegom, sporządziłem prochową minę i chciałem wysadzić towarowy pociąg. Było pif paf! Zatrzymał się pociąg i goniący nas maszynista krzyczał:
- Jak was gnoje dorwę, to powyrywam z dupy nogi!
Na szczęście marny był z niego biegacz...
Dobra Cobra dnia 30.09.2020 08:49
Te z w młodości prowadziłam awanturnicze życie, mój drogi Kaz. Jak najbardziej Cię rozumiem, też uciekalam, jeno przez bagna i mokradła, by nie dogonił nas stróż zakładów o wzmożony rycerze ochronialnosci.

Więc rozumiem jak najbardziej Twe doświadczenia.


DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty