Nadszedł październik i barwna jesień,
lecz Żeni wcale ten fakt nie cieszy.
Wirus zatacza krąg coraz szerszy.
Co będzie dalej, nikt tego nie wie.
Bela maseczki szyje zawzięcie.
Dla pań – w jesienne kwiaty i liście,
dla Żeni – w złotych winogron kiście,
zaś maskę Konia ozdabia wierszem,
który Erato w chwili natchnienia
spisać raczyła na korze brzozy.
– Może melodię ktoś by ułożył?
Takie zdolności przejawia Żenia –
myśli Skrzydlaty i do piwnicy
biegnie czym prędzej. – Tyle tu flaszek,
tyle kolorów i smaków w każdej!
Zabiorę kilka, by się przymilić.
A gdy zawartość w krwi zacznie krążyć,
Żenia gitarę weźmie do ręki
i wiersz Erato w piosnkę przemieni,
pełną nadziei, pełną radości.
Na zakończenie powiem wam krótko,
że się zamiary Konia ziściły.
Po kilku chwilach śpiewali wszyscy.
A wirus? Zniknął, otruty wódką.