Weterynarz nad morzem - Wśród morza i ziemi cz. IV - Madawydar
Proza » Długie Opowiadania » Weterynarz nad morzem - Wśród morza i ziemi cz. IV
A A A
Od autora: Część IV i ostatnia opowiadania 'Wśród morza i ziemi" z cyklu "Weterynarz nad morzem".

Po długotrwałym locie i pierwszych wrażeniach z pobytu w Polsce, Jarek zasnął w jednym z apartamentowych pokoi głębokim snem. Tymczasem Łukasz sięgnął po butelkę piwa z lodówki, spojrzał na etykietę i tak jak się spodziewał dowiedział się z niej, że napój ten jest wyprodukowany przez Browary Warszawskie zrzeszające okolicznych plantatorów chmielu i zbóż. Ustawa o regionalizacji produktów spożywczych obowiązywała już od kilkudziesięciu lat. Zakładała ona całkowitą samowystarczalność regionów w zaopatrzenie żywności produkowanej w ich strefie klimatycznej. Na Mazowszu działało kilkanaście browarów i tylko w tym regionie mogły one rozprowadzać swoje produkty. Z jednej strony było to poważne ograniczenie swobody w handlu, lecz z drugiej zaś, podnosiło atrakcyjność lokalnych produktów, obniżało koszty transportu i związaną z nim emisją CO2. Rozsiadł się w fotelu w salonie i sącząc złocisty trunek w myślach kontynuował rozważania o swoim ojcu.

Tak wiele jemu zawdzięczał. Czesław Bromski, począwszy od 2014 roku aktywnie wspierał na swoim terenie powstawanie rolniczych rodzinnych gospodarstw rolnych. Lecznica dla zwierząt specjalizowała się w leczeniu dużych zwierząt gospodarskich, a te musiały po prostu ponownie zaistnieć na tym skrawku nadmorskiej ziemi. Ojciec pomagając okolicznym rolnikom w rozwoju handlu swoimi produktami, zapewniał także i jemu pomyślną przyszłość i pracę. W 2016 roku kupił w Wapnicy niewielkie gospodarstwo, zarejestrował w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Kamieniu Pomorskim działalność w postaci rolniczego handlu detalicznego, którego przedmiotem było pośrednictwo w sprzedaży produktów spożywczych innych podmiotów RHD. Na terenie swojej posesji wybudował inkubator, czyli szereg pomieszczeń specjalnie dostosowanych do produkcji żywności, gdzie okoliczni rolnicy mogli przegotowywać swoje wyroby, a 2020 roku także małą rolniczą rzeźnię. Oba te projekty powstały w znacznej mierze w oparciu o fundusze unijne. Wykorzystując liczne znajomości w miejscowej branży hotelarskiej i gastronomicznej z powodzeniem dystrybuował rolnicze produkty po całym zachodnio – pomorskim wybrzeżu. Dzięki wieloletniej sumiennej pracy jako lekarz weterynarii został przez gospodarzy obdarzony wielkim kredytem zaufania, którego nie utracił rozliczając się z rolnikami z każdego grama powierzonego mu towaru i z każdej złotówki uzyskanej z jego sprzedaży. Zielone łąki wysp Wolin, Uznam, Karsibór, Chrząszczewskiej znów, jak dawniej zapełniły się stadami krów i opasów. W chlewikach chrumkały świnie, a na ogrodzonych wybiegach rozlegało się gdakanie , kwakanie , gęganie i pianie licznych przedstawicieli drobiu grzebiącego i ptactwa wodnego. Skorzystał na tym Łukasz sprawując nad całym tym dobrodziejstwem inwentarza weterynaryjną opiekę. Tylko koni było mało. Ani jeden rolnik w całym kamieńskim powiecie nie widział wśród koniowatych możliwości pozyskiwania od nich mięsa, jako produktu spożywczego dla ludzi. Ojciec bardzo lubił konie i miał upatrzone doskonałe miejsce na niewielką stadninę, ale ograniczały go finanse i niewielkie doświadczenie w hodowli tych zwierząt.

Łukasz sięgnął po słuchawkę telefonu, wybrał numer taksówkowej linii powietrznej i zamówił turystyczny lot na Warszawą na jutro. Na dachu hotelu Mercure taksówka wyląduje o 10-tej rano. Na 14-tą ma zarezerwowane bilety na zwiedzanie Zamku Królewskiego. Dziś zaplanował popołudniowy spacer po Starym Mieście i obiadokolację w gospodzie Kwiaty Polskie, pojutrze jest niedziela i wyścigi konne na Służewcu. Wizytę w stolicy zakończy odwiedzenie starego cmentarza na Powązkach. Wszystkie te szczegóły uzgodnił wcześniej z Jarkiem. To w dużej mierze jego wybór. Wyborem Łukasza było zaproszenie przyjaciela na dłuższy pobyt do swojego gospodarstwa w Wapnicy, które odziedziczył po śmierci ojca. W głębi serca liczył na to, że Jarkowi spodoba się ta nadmorska kraina, która podobnie jak za dawnych lat, znów płynie mlekiem i miodem. Może Jarek zechciałby się tu osiedlić? - pomyślał z nadzieją Łukasz.

***

Punktualnie o 10-tej Łukasz otrzymał wiadomość o oczekującej taksówce na hotelowym lądowisku. Obaj mężczyźni udali się windą na ostatnie piętro, z którego zgodnie z tablicami informacyjnymi na ścianach wydostali się na otwartą przestrzeń. W samym środku koła pomalowanego w biało-czarne kręgi stał niewielki żółty śmigłowiec z namalowaną syrenką na drzwiach. Jarek zauważył, że tym razem warszawki symbol zamiast miecza, trzyma w dłoni wielkie śmigło. Stojący obok pilot przywitał ich uściskiem dłoni i szerokim uśmiechem. Pomógł im zająć miejsca, zapiać pasy i założyć kaski. - Dokąd lecimy? Spytał po chwili.

- Chciałbym pokazać mojemu przyjacielowi Warszawę, Wisłę i elektrownię atomową.- odpowiedział Łukasz.

- Wiecie, że nad elektrownią nie możemy latać?

- Tak, wiemy.

-No to lecimy.

Pośród delikatnego brzęczenia elektrycznego silnika i szumu powietrza rozcinanego przez wirujące płaty wirnika helikopter uniósł się w górę i osiągnąwszy właściwy pułap leciał nad miastem. Jarek spoglądał w dół na dachy wieżowców i niższych budowli. Kiedyś dachy domostw były bardzo nieciekawe, monotonne i nudne. Pokryte szarą papą lub czerwoną blachą udającą dachówkę na ogół dobrze spełniały swoją podstawową funkcję, jaka była ochrona domu przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, ale jednocześnie intrygowały pustą, niewykorzystaną przestrzenią. Dziś, patrząc z lotu ptaka na miasto, odnosiło się wrażenie, że dachy są głównie po to, aby coś na nich było. I nie były to anteny telewizyjne czy maszty telefonii komórkowej, lecz niewielkie ogrody, małe pasieki, lądowiska dla helikopterów lub mini elektrownie fotonowe. Tam, gdzie były ogrody, byli też i ludzie. Siedzieli na ławkach, czytali gazetę lub książkę, słuchali muzyki w słuchawkach, opalali się.

- Może nie jesteśmy tak bogaci, jak Amerykanie, ale prezydenci naszych miast robią wszystko, aby żyło się w nich godnie i szczęśliwie. - stwierdził Łukasz. Do minimum zmniejszyliśmy trudności komunikacyjne, wszędzie słychać jedynie szmer miasta, a nie jego gwar i hałas, oddychamy czystym powietrzem, bo nie ma kominów i samochodowych spalin, trawniki zamieniliśmy w łąki kwietne, dachy w oazy zieleni na betonowo-aluminiowo-szklanej pustyni. W działaniach miejskich władz liczy się człowiek, a nie interes miasta, a jeśli postępują one inaczej to, cofnięty im zostaje mandat społecznego zaufania i kończy się ich kariera nie tylko ta na szczeblu lokalnym, ale również ta kojarzona z szeroką polityką.

- Brzmi, jak utopia, gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym. - odparł Łukasz.

- To jeszcze nie wszystko, teraz pokażę ci rzekę.

Pod nimi mieniły się w słońcu srebrzystą poświatą szarobłękitne wody Wisły. Rzeka była ujarzmiona kamiennymi balustradami tylko w granicach miasta, ale i tu szerokie spacerowe bulwary z ławkami do siedzenia usadowionych pośród bujnej zieleni dawały chwile przyjemnego wytchnienia i relaksu dla mieszkańców stolicy. Dalej, poza miastem brzegi łagodnie wchodziły w trawy i zarośla folderów. Lecąc wydłuż nurtu, co jakiś czas ukazywały się pasażerom taksówki wodne przystanie pełne łódek i kajaków z pomostami dla wędkarzy, wodzie sunęły majestatyczne białe statki wycieczkowe z licznymi turystami, a w całkiem sporych marinach, wodniacy klarowali swoje jachty i inne pływające jednostki. Oczywiście na wodzie, podobnie jak i na lądzie obowiązywał całkowity zakaz używania silników spalinowych. Nigdzie nie spotkali ani jednej barki z towarem.

- Nie ujarzmiliście Wisły? - spytał Jarek.

 - Kiedyś takie plany były.- Odrzekł Łukasz. Odnosiły się one nie tylko do regulacji Wisły, ale również Odry, Bugu i Warty. Rzeki te miały się według tego planu zamienić w betonową rynnę spełniającą jedynie potrzeby transportu rzecznego. Obok sieci autostrad, miały funkcjonować również „barkostrady”. Ten śmiały industrialny projekt miał kosztować 60 mld złotych. Nie obyło się bez licznych protestów społeczeństwa, Unia Europejska przypominała, że państwo polskie obowiązuje Ramowa Dyrektywa Wodna, w której dobrostan wodnego ekosystemu jest w gospodarce wodnej prawem nadrzędnym i nie ma mowy o dofinansowaniu takich zamierzeń rządu. Paradoksalnie pomógł nam zmieniający się klimat. Podnoszący się poziom wód oceanów stworzył realne zagrożenie dla Żuław, i okolic Szczecina, czyli moich. W sama porę dostrzegły to nasze władze. Za te 60 mld przez długie lata wydzieraliśmy morzu całe pałacie lądu w obronie Gdańska, Gdyni, Elbląga, Pucka i Szczecina, ale też mojego rodzinnego Świnoujścia. Udało się dzięki Unii, która dopłaciła nam drugie tyle.

- Zbliżamy się do elektrowni – oznajmił pilot.- Okrążymy ją dwa razy i wracamy – dodał po chwili.

 - Ile macie takich atomówek? – spytał Jarek.

- Swego czasu przez pól wieku nie mogliśmy wybudować ani jednej, dziś mamy ich pięć. – odparł Łukasz.

 - Po co wam atomowe, skoro sporo energii uzyskujecie z odnawialnych źródeł?

 - Wiesz, odnawialne źródła są dobre wtedy, kiedy wieje wiatr, świeci słońce, huczą fale Bałtyku. One nie mogą zapewnić nam ciągłości dostaw.

 - Fale Bałtyku? - spytał ze zdziwieniem Łukasz.

- Mamy sporo elektrowni wykorzystujących potencjał, jaki tkwi w falach morskich. Pierwsza taka powstała w moich rodzinnych Międzyzdrojach. Niebagatelny wkład w jej powstaniu miął mój ojciec. Ta elektrownia to polski patent. Specjalny układ śmigieł napędzający turbinę powoduje to, że obracają się one tylko w jednym kierunku, pomimo naprzemiennych ruchów fal.

Wkrótce na widnokręgu, zaraz za Nowym Dworem Mazowieckim, u samym zbiegu Wisły i Narwi, pojawiły się wielkie cylindryczne kominy buchające kłębami białej pary.

 - Woda z Narwi wykorzystywana jest do chłodzenia reaktorów, ale już do niej nie wraca. – wyjaśnił Łukasz – Powstająca w tym procesie para wylatuje tymi potężnymi cylindrami. Rzekę Narew porównywano kiedyś do waszej Missisipi. Płynęła ona licznymi odnogami, tworzyła liczne zakola i meandry, wiele było na niej piaszczystych łach i wysepek. Dziś wiele koryt rzeki jest wyschniętych.

 - Podobnie rzecz się ma i z naszą Missisipi. To zupełnie inna rzeka, jak choćby za czasów Marka Twaina. Kto wam budował elektrownie?

 - Na nasze szczęście nie Rosjanie. – Z uśmiechem odparł Łukasz. - Tę budowali Japończycy. To typowa atomówka.

- Macie tez jakieś inne, nietypowe?

- Owszem. Nazywamy je sztucznymi słońcami. To trzy elektrownie z kontrolowaną fuzją jądrową rozlokowane na naszym wybrzeżu, bo do nich paliwem jest deuter pozyskiwany z wody morskiej.

 - Wiem. Znam ten projekt. – Odparł Jarek. – To ITER. U nas też takie są, a jeśli chodzi o wodę morską, to u nas są elektrownie osmotyczne wykorzystujące gradient stężenia pomiędzy słoną wodą morską i słodką z ujścia rzek.

 - Też je mamy. Broniąc się przed zwiększonym poziomem wód morskich musieliśmy przebudować delty naszych rzek uchodzących do morza. Niektóre ich odnogi w strefie mieszania się wody słodkiej i słonej są po części przegrodzone membranami. Już 1 metr kwadratowy takiej błony półprzepuszczalnej zaspakaja potrzeby energetyczne trzech gospodarstw rolnych.

 - Widzę, że każdy orze morze, jak może. – Zaśmiał się Jarek. Z wiatraki też macie?

 - Jasne. W Międzyzdrojach z brzegu widać migające czerwone światła farmy wiatrowej, a jest ich wiele wzdłuż naszego wybrzeża. Zresztą nie tylko takie światła tam migają.

- Jakie jeszcze?

 - Te, które ostrzegają marynarzy o podwodnych fermach hodowlanych dorsza i śledzia. W Bałtyku nie ma takich ilości ryb, by łowić je na wielką skalę. Ludzie, którzy byli kiedyś rybakami, dziś rybaczą inaczej. Są właścicielami lub pracownikami rybich ferm w postaci ogromnych kulistych metalowych klatek w których rosną dorsze lub śledzie. Te klatki są zanurzone w morskiej toni, a na powierzchni buja się boja sygnalizacyjna oznaczająca jej położenie. Na lądzie zaś jest wiele gospodarstw akwakultury, które produkują zoo i fito plankton stanowiący pokarm dla tychże ryb. Dorsze skarmiamy także paszami wytworzonymi w przetwórniach z ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego, jakie powstają w rolniczych gospodarstwach, rzeźniach rolniczych oraz w szeroko pojętej gastronomi.

 - To jak przyjadę do ciebie, to nie zjem tradycyjnej rybki z kutra? – spytał Jarek.

 - Zjesz, ale musisz go sam złowić. Kutry wypływają w morze tylko z wędkarzami amatorami w ramach usługi turystycznej.

Helikopter powietrznego przedsiębiorstwa taksówkowego zakończył drugie okrążenie wokół elektrowni i skierował się w stronę centrum Warszawy. Jarek ogarnął ostatnim spojrzeniem wielkie kominy, pośród których widniały kuliste kopuły. Z góry wyglądały niczym ciasteczka. To zapewne reaktory - pomyślał.

 - Co robicie z odpadami z elektrowni? – spytał Jarek po dłuższej chwili milczenia.

 - Składujemy je w nieczynnych kopalniach węgla kamiennego na głębokościach poniżej 1000 metrów. Są bezpieczne. Otulone betonowym kożuchem śpią jak mumie. 

***

Po deszczowym piątku, pochmurnej sobocie nastała słoneczna niedziela. Bromski zaszalał wykupując dwa miejsca w loży dla VIP-ów. Właściwie był to przeszklony i klimatyzowany taras widokowy. Siedzieli przy stoliku nakrytym białym obrusem i co jakiś czas podchodził do nas ktoś z obsługi dbając o to, by nie zabrakło im piwa i różnych przystawek. Tym razem Jarek, w myśl staropolskiego porzekadła zasponsorował owe napitki i przekąski. Wyścigi mogli obserwować na żywo z okien tarasu lub na dużym ekranie, z którego widzieli też prezentację koni przed poszczególnymi gonitwami oraz transmisję z dekoracji zwycięzców. Mając program wyścigów obaj panowie obstawili wszystkie gonitwy, ale w każdej chwili mogli coś jeszcze dograć. Wystarczyło podnieść rękę i niemal natychmiast zjawiał się makler przyjmujący zakłady. Rozmawiali oczywiście o koniach i ich właścicielach, dżokejach, trenerach, lecz z upływem czasu tematem ich rozmowy była ich dalsza przyszłość.

 - Drogi Jarku! – zagadnął Łukasz. – Zapraszam cię do siebie, na moją rodowitą ziemię w nadziei na to, że zechcesz się tam osiedlić. Chciałbym bardzo, aby podobnie jak na początku naszej wspólnej drogi życiowej, tak i teraz obrała ona jeden kierunek. Powiedz mi zatem, jakież są twoje plany?

 - Przyjacielu – odpowiedział Jarek. - Dzięki za zaproszenie. Nie mam nic przeciwko temu, abyśmy poszli dalej razem w tę jesień naszego życia. Mam zaoszczędzony niewielki kapitał i może to zabrzmi nieskromnie z mojej strony, ale mam również sporą wiedzę na temat koni.

 - Ja z kolei mam upatrzoną ziemię i także niewielki kapitalik, za który ową przestrzeń mogę kupić.

 - Czyli ja mam to, ty masz tamto, czyli razem mamy tyle, żeby założyć stadninę.

 - To jest moje niespełnione marzenie – odparł rozradowany Łukasz.

 - Moje też. Jedźmy zatem. I pomyśleć, że po 40 latach tułaczki, znów kroczymy razem ku naszej ziemi obiecanej.

Wznieśli toast szklanicami ze złocistym napojem, dalej snuli już bardziej sprecyzowane cele. Postanowili, że zajmą się restytucją konika polskiego i przywrócą go naturze jako element wolińskiego krajobrazu. Jeszcze tego samego dnia, za sprawą super szybkiej kolei z napędem wodorowym znaleźli się w Międzyzdrojach. Tam odwiedzili grób Czesława Bromskiego i dr. Henia i lecznicę, od której dla Łukasza wszystko się zaczęło.

(Koniec)

.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Madawydar · dnia 08.10.2020 09:49 · Czytań: 394 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
Kazjuno dnia 09.10.2020 06:48
No, Mad, to dopiero powiało futurystycznym optymizmem. Wprawdzie, przez ograniczenie umysłowe obciążone dotychczasową wiedzą techniczną, trudno mi sobie wyobrazić samoloty i helikoptery na baterię, ale w ostatnich dekadach elektronika dostała takiego kopa, że niewyobrażalne kiedyś staje się rzeczywistością. Kto przed kilkoma dekadami mógł sobie wyobrazić możliwości korzystania z bezprzewodowych łącz online, z telefonii komórkowej i bezzałogowego środka transportu jakim stają się drony (też jak internet początkowo stworzone na potrzeby wojskowe)? Piękne wizje ogrodów na dachach realizowano już w zamierzchłej przeszłości. Lecz kiedyś stanowiły rodzynki architektury. Więc ciekawy pomysł, żeby je rozpowszechnić.

Chcąc jednak wyrazić opinię o całości twojej opowieści, muszę być krytyczny. Wprawdzie Żeromski z wizją szklanych domów mógłby spuścić nos na kwintę, bo przebijasz go z kretesem bogactwem przyszłościowych wyobrażeń, ale całość Weterynarza nad morzem z trudem trzyma się kupy. Gdzieś umknęła mi dramaturgia nawiązująca do ciekawie zaczętego opisu ratowania poczciwego psa Astora, a romans Czesława z Dorotą za mocno skręcił w stronę pornografii. Prawie wszystko obracasz w pasmo sukcesów ojca i syna Bromskich, gdy tymczasem życie przynosi też pasma tragedii, nieszczęść i niebezpieczeństw, które potrafią dodać dramaturgii całości.

Sumując, myślę, że zdobyte w zakończonym cyklu doświadczenie ułatwi Ci złapanie wiatru, by zaplanować pisarski rejs na szerokie wody.

Pozdrawiam, Kapitanie Żeglugi Wielkiej, Kaz
Madawydar dnia 09.10.2020 07:51
Dziękuję Kaz za lekturę i ocenę. Twoje uwagi, jak zresztą wszystkie biorę sobie do serca, są dla mnie jak drogowskazy, uświadamiają, że gdzieś w tej mojej przygodzie pisarskiej błądzę po niewłaściwych ścieżkach. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

Mad.
Dobra Cobra dnia 12.10.2020 23:21
Przeczytane. To taka nierówna opowieść. Bo w jednych częściach było gorąco i seks, a w drugich wiało Wikipedią i sztucznymi rozmowami obu panów.


Madawydar,


No, ale czapka z głowy za spisanie tego wszystkiego i trud, włożony nad opowieścią. To się czuje.


Dziękuję i pozdrawiam,

DoCo
Madawydar dnia 13.10.2020 00:00
Dzięki DobraCobro za lekturę całości, cierpliwość i opinię. Dziękuję przede wszystkim za szczerość i rzeczowość komentarzy.
Opowieść o Dorocie toczy się dalej. W poczekalni jest część V. Opowiadania "Wśród morza i ziemi" oraz "Dorota" łączy wspólny bohater Czesław Bromski, miejsce akcji i czas. Poza tym biegną sobie osobnym trybem w ramach cyklu "Weterynarz nad morzem".

Pozdrawiam

Mad
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty