... Odpowiedź - Wesołych Świąt Eva, dotarła do mnie z dużym opóźnieniem. Byłem kompletnie oszołomiony tym, czego byłem świadkiem. To przecież była rozmowa dwóch rywalek a nie serdecznych przyjaciółek. Jednak to działo się naprawdę, tu teraz. Eva już dawno odłożyła telefon a ja przyglądałem się siedzącej kobiecie, jakbym ją zobaczył pierwszy raz w życiu.
- Źle się czujesz? – Padło troskliwe pytanie.
- Można to tak nazwać. Wiesz, wydawało się, że znam ciebie, i jestem w stanie przewidzieć twoje działania. Okazało się to kardynalnym błędem. Jesteś jedną wielką zagadką. To, co przed chwilą usłyszałem z twoich ust z jednej strony cieszy, ale i bardzo niepokoi. Co to ma znaczyć, że mamy może zabraknąć? Nie rozumiem tego i nie przyjmuję tego do wiadomości. Dziecko musi mieć mamę i już.
- Pit, kochanie moje. Nie słuchałeś uważnie. Wyjaśnię to teraz na spokojnie. Jak już mówiłam coś się ze mną dzieje, nie wiem, może to objaw obłędu, ale moja mama nie odpuszcza. Koniecznie chce abym poszła w jej ślady. Miewam różne sny i wizje w czasie których, coraz więcej nabywam zdolności szamańskich. Nie uwierzysz, ale już teraz przychodzą do mnie ludzie po poradę.
I ku mojemu zdumieniu bezbłędnie diagnozuję przedstawiane problemy. Podobnie jak z tobą i Kasią, widziałam was przytulonych i słyszałam twoje słowa. Przyznam się, było mi miło słyszeć te słowa o mnie. Jak widzisz, jestem nijako w potrzasku przygotowanym przez moją mamę. Nie jestem w stanie uwolnić się od tego. Teraz chyba domyślasz się, co miałam na myśli mówiąc o utracie matki?
Nie muszę udowadniać kim dla mnie jest mój nienarodzony synek. Jest moim największym skarbem, ale mam świadomość swojej ułomności. Mogę nie oprzeć się naciskom mamy. I co wtedy?
Nie chcę, aby był wychowywany przez taką kobietę, jaką mogę zostać. Zbzikowaną szamankę.
Rozumiesz teraz moją prośbę do Kasi i zarazem do ciebie. Zapewniam, nie poddam się łatwo, ale nie chcę ryzykować. Teraz zrozumiałeś?
- Oczywiście, brzmi to logicznie, ale twoje kontakty z mamą i wynikające z tego konsekwencje przerastają mój sposób myślenia. Nie umiem odnieść się do tego. Jestem świadomy istnienia rzeczy, których normalny śmiertelnik nie rozumie, i dlatego myślę, że to nie obłęd prowadzi cię w tym kierunku. Ale staraj się, aby nasze dziecko miało jak najdłużej taką prawdziwą mamę.
Naprawdę wart jest tego mój imiennik.
- To zgadzasz się na to? – Aż podskoczyła z radości.
- No pewnie. Pit syn Pita. Fajnie brzmi.
- Nie kochanie. To nie będzie Piter, a tak normalnie - Piotr.
- A to dlaczego?
- Bo to jest twoje dziecko i chcę, że jak kiedyś będę go wołała zobaczyć ciebie. Tylko tyle.
- Wzruszyłaś mnie. Widzieć mnie? Nie przesadzasz czasem. Co tam ja, epizodzik i tyle.
- Powiadasz epizodzik, niech ci będzie, ale dla mnie to jest wszystko, co miałam najlepszego. Z tobą przeżyłam najszczęśliwsze dni mojego życia. Wspomnienia tych dni będą ze mną do samej śmierci. Nigdy ich nie zapomnę.
- Ale teraz wciskasz mnie w ramiona innej dziewczyny. Dlaczego?
- Jejku Pit, nie rozumiesz tego, naprawdę? Wróć do tego, co mama powiedziała w Kunes.
- Chwila Eva, chcesz powiedzieć, że to wszystko jest spełnieniem i zarazem wolą twojej mamy?
- Dokładnie tak. Twoim przeznaczeniem jest Kasia. Ona uczyni cię szczęśliwym facetem. Ja się tu nie liczyłam od samego początku. Byłam tylko elementem prowadzącym do celu.
- I co, element spełnił swoją rolę i do odstawki? Tak po prostu?
- Ależ nie, element dostał nowe zadanie. Rozumiesz teraz filozofię mamy?
- Wybacz, ale mój rozum tego nie obejmuje. Co to za matka, która tak przedmiotowo traktuje córkę?
- Nie zgodzę się z tobą. To nie działanie przedmiotowe, to wykonanie przeznaczenia. A jego nie wolno lekceważyć. A przynajmniej w nasze rodzinie.
- Więc wynika z tego, że to spotkanie w czasie zamieci śnieżnej i wszystkie późniejsze wydarzenia aż do momentu poznania Kasi były mi przeznaczone. Ta pogoń za cieniem była wpisana w moje życie? Jak tak, to przez kogo i dlaczego? Wybacz, ale jakoś nie rozumiem.
- Masz rację mówiąc o pogoni za cieniem. Zawzięcie goniłeś swoje szczęście, które jak cień było nieuchwytne. W końcu jednak rozbłysło światło i złowrogi cień zniknął. Dogoniłeś swoje szczęście Piotrze.
Gdyby żyła moja mama to może byłaby w stanie wyjaśnić tajemnicę twojego przeznaczenia. Ja niestety, nie znam odpowiedzi na twoje pytania. Ale powiedz sam, czy takie zakończenie długiej gonitwy nie daje satysfakcji?
- Powiem szczerze, tego nie wiem. Mając świadomość nieodwracalności czasu, ale myślę, że byłbym najszczęśliwszym człowiekiem mogąc nadal być z żoną i Jackiem. Ale mamy tu i teraz, dlatego ufając, że ów złowrogi cień zniknął wypada spróbować normalnie żyć. A satysfakcja, - pogadamy o tym za jakiś czas. Już tyle razy…
- Do cholery, żadne tyle razy, - wściekła się. - To czas przeszły, i dokonany. Tamto się nie liczy. Startujesz do nowego biegu na mecie którego, znajdziesz szczęście. Zrozum i zaufaj swojemu najlepszemu przyjacielowi, - mnie. – Głos się jej załamał a po policzkach popłynęły łzy.
Po raz któryś dzisiejszego wieczoru zostałem zaskoczony. Jak mało znałem tą kobietę? Jak powierzchownie ją oceniałem? Patrzyłem na płynące łzy i zrobiło mi się wstyd. Gruboskórny, zarozumiały samiec skrzywdził taką kobietę.
Zrobiwszy kilka kroków chwyciłem w objęcia i mocno przytuliłem. W pierwszej chwili ufnie przylgnęła całym, naprężonym ciałem, lecz po kilku sekundach zesztywniała i oswobodziła się z mych ramion.
- Nie Pit, nie mogę. Będę zawsze należała do ciebie, ale ty już nie należysz do mnie. Już ciebie na zawsze utraciłam i niech tak pozostanie. W twoich objęciach będzie teraz inna kobieta, - Kasia. Dla mnie pozostaną wspomnienia.
No dobra, - głęboko odetchnęła, - kończmy tę kolację, bo za niedługo północ nas zastanie.
Przez resztę wieczoru niewiele rozmawialiśmy. Każde z nas było gdzieś daleko, w swoim intymnym świecie.
Już po północy jak Eva położyła się spać wyszedłem przed dom. Przywitało mnie rozgwieżdżone i bezksiężycowe niebo, odbijające się tysiącami refleksów w prawie czarnej wodzie fiordu. Leciutki wietrzyk wiejący od morza, przyniósł odległą woń ryb i wodorostów. Była cudowna cisza zakłócana jedynie leniwym szmerem obijających się o brzeg fal. Ruszyłem w kierunku pomostu, przy którym kiedyś cumowały łodzie rybaków. Teraz bez nich wyglądał jak porzucona sierotka.
Po kilku chwilach rozległ się stukot moich butów o deski pomostu i stanąłem na jego najdalszym końcu. Zapatrzony w otaczający mnie krajobraz odleciałem gdzieś w niebyt. Było bosko.
Z takiego stanu wyrwało mnie uporczywe wibrowanie telefonu. Niechętnie sięgnąłem do kieszeni i nie patrząc na wyświetlacz burknąłem odpychająco.
- Kogo tam diabli niosą?
- Wesołych Świąt Piotrze. – Usłyszałem cichy głosik Kasi.
- Rany, Kaśka, ale robisz niespodzianki. Wesołych Świąt Kasiu. Co ty tak po nocy?
- Nie mogę zasnąć. Tysiące myśli gonią po mojej biednej głowie, i tak mi brak ciebie.
- Ja też nie mogę zasnąć. Wiesz Kasiu, dociera do mnie świadomość wielkiego uczucia do ciebie. Kasiu powiem wprost. - kocham ciebie.
Jednak nie czuję się w porządku względem Evy. Dzisiaj dowiedziałem się niesamowitej rzeczy.
Wyobraź sobie, że ona mnie kochała i nadal kocha, a spełniając wolę swojej mamy, celowo raniła mnie. Robiła wszystko, abym odszedł od niej i związał się z tobą. Dlaczego? Bo według jej mamy, takie jest moje przeznaczenie. Jak powiedziała, ona była tylko elementem mającym nas oboje złączyć. Rozumiesz coś z tego?
- Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Usiłowanie zrozumienia czegokolwiek z tej historii wydaje mi się bezcelowe. Dla mnie jest najważniejsze to, co przed chwilą usłyszałam, - kochasz mnie. Piotrze, wracaj jak najszybciej do swojej Kasi. Ona też bardzo cię kocha i pragnie mieć swojego Piotrusia jak najbliżej.
- Jak nic nie wyskoczy, to jutro, a w zasadzie to już dzisiaj wieczorem będę u siebie w domu.
- Posłuchaj, jak będziesz na lotnisku, zadzwoń. Spakuję trochę świątecznych smakołyków i zamelduję się w twoim mieszkaniu. Zrobimy sobie nasze pierwsze święta.
- Jak to zabrzmiało? - Nasze pierwsze święta. Kasiu, jesteś taka kochana. Już nie mogę się doczekać.
- To teraz zmykaj do spania, abyś był mi wypoczęty. – Zachichotała się zmysłowo.
- Ty też maszeruj do łóżeczka. Dobranoc Kasiu.
Od tych niezapomnianych świąt minęło już kilka lat. Pewnego dnia jechałem a właściwie wlokłem się w popołudniowym korku, rozmyślając o moim życiu. W ostatnich kilku latach, działo się działo. Jednak dla mnie osobiście, najważniejszymi wydarzeniami były, narodziny malutkiego Piotrusia i ślub z Kasią. Te dwa, pozornie tak odległe od siebie zdarzenia, wyzwoliły mnie z traumatycznej przeszłości. Dostałem kopniaka prostującego mój pokręcony kręgosłup. Mam dla kogo żyć.
Tym bardziej, że za kilkanaście dni zostanę ponownie ojcem. Kasia, już nie może doczekać się chwili wzięcia córeczki w ramiona. Jest taka szczęśliwa. Ulegając namowom mamy Kasi, po ślubie zamieszkaliśmy w jej domu, który niebawem przepisała na nas.
Piotruś ma już cztery latka, mieszka z mamą i chodzi do przedszkola. Wbrew moim obawom Eva zaczęła wygrywać z obsesją swojej mamy, i można powiedzieć, - była wzorową matką.
Oboje z Kasią jesteśmy stosunkowo częstymi gośćmi w Oslo, a i Eva od czasu do czasu, przywozi małego do taty. Cieszyłem się z tego serdecznego układu jaki się nawiązał pomiędzy nami. A teraz jeszcze pojawi się nasza córeczka, - Iwonka. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Też nie mogłem doczekać się jej narodzin.
Z zadumy na minionym czasem wyrwał mnie sygnał telefonu, a na wyświetlaczu zobaczyłem, Eva.
- Cześć Eva. Co u ciebie?
- Cześć Pit. U mnie wszystko gra, a co u Kasi? Męczy się biedaczka.
- Kasia jest bardzo dzielna. Łatwo nie ma, ale nie narzeka.
- To już chyba długo nie będzie czekała?
- Tak, to już na dniach. W zasadzie Iwonka może zjawić się w każdej chwili.
- To macie gorące dni, a ja jak zwykle z problemem.
- Co się stało? Opowiadaj.
- Widzisz, zwolniło się miejsce na miesięczne szkolenie dające pewien certyfikat. Ten zaś otwiera drogę awansu. Problem w tym, że szkolenie zaczyna się za trzy dni w Stanach a ja mam Piotrusia.
- Nie widzę problemu. Eva, wskakuj z małym do samolotu i melduj się u mnie. Tu żadna krzywda mu się nie stanie.
- Ale jak sobie poradzisz? Poród Kasi i jeszcze ta niespodziewana opieka.
- A od czego jest tata? Właśnie od tego typu sytuacji. Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
- Dzięki Pit, ale tak mi głupio, wpakowałam się akurat w takiej sytuacji.
- Nie wygłupiaj się, powiedz lepiej kiedy mam zjawić się na lotnisku?
- Jutro przed odlotem zadzwonię i umówimy się. Ale się Piotruś ucieszy, będzie mieszkał u taty. Wiesz, zawsze o tym marzy.
- No widzisz, jeden problem z głowy. A teraz uśmiechnij się do taty Piotrusia.
- Och Pit, jesteś takim miłym facetem. Naprawdę bardzo zazdroszczę Kasi.
- Ładnie to tak głaskać męską próżność? A fe…. – parsknąłem śmiechem.
- To ja już kończę, Właśnie podjechałam pod przedszkole. Idę po małego. Cześć.
- Cześć. – Powiedziałem do wyłączonego już telefonu i zrobiło mi się gorąco. Co ja najlepszego narobiłem? Dałem czadu. Teściowa chora, ledwie sama chodzi, Kasia w każdej chwili pójdzie do szpitala, a tu mały Piotruś na cały miesiąc. Muszę coś wykombinować nim dojadę do domu. Do domu wchodziłem już z gotowym planem i uśmiechem na ustach, który jednak błyskawicznie zgasł.
- Dobrze że jesteś. – Przywitała mnie poskurczana Kasia ze zbolałą miną. – Chyba zaczyna się. Zawieź mnie do szpitala i weź torbę z moimi rzeczami.
W jednej sekundzie zamarłem. Niby wiedziałem, byłem na to przygotowany, ale mnie przerosło. To już! Trzęsącą się ręką chwyciłem stojącą obok torbę, a drugą, bynajmniej nie spokojną objąłem Kasię.
- Spokojnie kochanie, – Uśmiechnęła się uspokajająco, - do porodu jeszcze daleko., - Wyluzuj.
- Dobrze mówić, - wyluzuj, a tu spanikowany człowiek. No dobra Kasiu, weź mnie pod rękę i idziemy pomaleńku. Za kilka minut będziemy nas miejscu.
Z tych kilku minut zrobiło się kilkanaście, ale w końcu pojękująca Kasia znikła za drzwiami oddziału położniczego. Miałem wprawdzie przykazane natychmiast wracać do domu, ale naprawdę nie mogłem. Jak lew w klatce nabuzowany emocjami chodziłem nerwowo po poczekalni. Ze tego swoistego transu wyrwał zdecydowany głos starszej pani w bieli. - Proszę iść do domu, żona tak szybko nie urodzi.
Wróciłem na ziemię i grzecznie wyszedłem ze szpitala. Noc miałem z głowy. Wyobraźnia, niech ją diabli, podsuwała coraz bardziej mroczne sceny porodowe. Rano nie wytrzymałem i zadzwoniłem po informacje. Były jedne, - czekać. Czekałem więc ogryzając pazury. Ale miałem jeszcze jedno na głowie, Piotrusia. Z pewną obawą zakomunikowałem pracownikom o obecności jeszcze jednego członka firmy, - Piotrusia. Ko mojemu wielkiemu zaskoczeniu nastąpił wybuch radości.
Żeńska część załogi ofiarowała się przynieść jakieś zabawki i takie tam inne rzeczy. Zrobiło się tak jakoś rodzinnie. Fajnie, jedno z głowy, a Kasia?
Dopiero wczesnym popołudniem rozdzwoniła się moja komórka. – Kasia!
- Żyjesz jakoś kochanie? – Wydusiłem przez nagle ściśnięte gardło.
- Pewnie, - zabrzmiało wesołe, - nie tak łatwo mnie dobić. Masz śliczną córeczkę Piotrusiu.
- Wiesz, miałem ci tyle do powiedzenia, ale mam pustkę w głowie. Powiem tylko jedno, - kocham cię moje słonko.
- Nic więcej nie musisz mówić. My tu obie też bardzo ciebie kochamy.
- Można wpaść do ciebie?
- Jasne, i przynieś coś do picia. Strasznie mnie suszy.
- Nie ma sprawy. Będę do godziny.
- To czekamy na ciebie. Pa.
Rozejrzałem się dookoła i mimo pochmurnego nieba, nagle zaświeciło słonko. To naprawdę będzie teraz co raz lepiej? Nie da się ukryć, - odpowiedziałem sobie, - wychodzisz facet na prostą.
Jednak, aby to wychodzenie nie przebiegało zbyt gładko, ponownie zadzwonił telefon. Zaskoczony zerkam na wyświetlacz, - Eva. No tak, w emocjach zapominałem o Piotrusiu.
- Cześć, dzwonisz z lotniska.
- Cześć Pit. Widziałeś już córeczkę? – Zapytała niewinnie.
- A co, Kasia dzwoniła? – Pytam zaskoczony.
- Ależ nie, byłam przy porodzie. O siódmej piętnaście mała pojawiła się w maminych objęciach.
- Eva, nie żartuj ze mnie. Jak to byłaś przy porodzie? Nie rozumiem.
- Oj Pit, ciągle zapominasz kim jestem? Zajarzyłeś?
- Owszem, ale nadal to mnie przerasta. Lepiej powiedz, kiedy mam zjawić się po odbiór moich skarbów?
- Jak to ładnie zabrzmiało, - moje skarby… No dobra, twoje skarby zjawią się około dziewiętnastej. Ten najmniejszy skarb bardzo, ale to bardzo wyczekuje swego taty. Kochany brzdąc.
- Powiedz mu, że jego tata też go wyczekuje i kocha.
- On o tym doskonale wie. Ciągle mu o tym opowiadam.
- Wiesz Eva, chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Jesteś taka kochana.
- Och Pit, a ty mnie wzruszać… To do wieczora. Pa. – Zabrzmiało to jakby przez łzy.
Poczułem ukłucie w sercu i nie poczułem się komfortowo, - biedna Eva.
Ciężko westchnąłem, i zameldowałem się w rzeczywistości, - muszę jechać do moich dziewczyn.
Po godzinie z bukietem kwiatów i zgrzewką wody zerkałem przez uchylone drzwi na leżące dwie panie. Jednej, z okrywającego okrycia widać było buzię z ciemnymi kędziorkami włosów, i leżące obok malutkie, zaciśnięte piąstki.
Druga natomiast, nachylona wpatrywała się w córkę z wyrazem wielkiej czułości i miłości.
Zatrzymałem się na kilka sekund, chłonąc ów chwytający za serce widok. Kasia chyba usłyszała jakiś ruch w drzwiach bo uniosła wzrok i rozpłakała się. Te dzielące nas kilka metrów pokonałem w ułamku sekundy.
- Co cię stało kochanie? – Wyszeptałem trzymając ją w objęciach.
- Przepraszam, ale jestem taka beksa. To z wielkiego szczęścia. Nie mogłam powstrzymać się. Popatrz zresztą sam, jaka jest śliczna. Pomyśl, - ty, ja i ona. Czy trzeba coś więcej?
- Masz rację. To pełnia szczęścia. Ale powiedz, jak się czujesz? Pewnie bardzo się namęczyłaś?
- Nie było tak źle. Bałam się większych problemów, ale nawet ku zdziwieniu lekarza, wszystko poszło całkiem gładko. Nic nie mówił, tylko zastanawiająco kręcił głową. O siódmej piętnaście było już po wszystkim. Mała trafiła w objęcia mamy. A teraz czuję się dobrze, tylko jestem trochę słaba i muszę się wyspać.
- Powiedziałaś o siódmej piętnaście, i poród przebiegł nadspodziewanie dobrze, to coś ci powiem. Przy porodzie była Eva, i jak myślę, jakimiś swoimi metodami pomogła ci. Już wyjaśniam, tylko proszę, nie denerwuj się. Może najpierw po kolei. Wczoraj dzwoniła Eva, że musi na miesiąc wyjechać i nie ma co zrobić z Piotrusiem. Kazałem przywieść go do mnie i ma się nie martwić.
Opiekę nad nim załatwiłem w firmie. Problemów nie było, była radocha. Po pracy zajmiemy się nim ze Sławkiem do spółki. To mamy już obgadane. Więc nie powinno być kłopotów.A teraz najlepsze. Dzwoni dzisiaj do mnie zaawizować swój przylot, i na wstępie komunikuje, że była przy twoim porodzie, który był o siódmej piętnaście. Rozumiesz moje zaskoczenie?
- To akurat rozumiem, natomiast nie wiem, dlaczego zostałam wyłączona z opieki nad Piotrusiem? Bo co, macocha zrobi mu krzywdę? – Zrobiła wojowniczą minę.
- Ależ, co ty opowiadasz i jaką krzywdę? Będziesz miała dość zajęcia przy Iwonce, a i mama też potrzebuje twojej opieki. Nie rozerwiesz się.
- Nie ma mowy o rozrywaniu się. Chyba już wiesz co nieco o moich zdolnościach organizacyjnych. Na wszystko znajdzie się czas, a przede wszystkim dla twojego syna. Czy to jasne?
- Nie może byś jaśniejsze. Zresztą i tak czas wszystko zweryfikuje.
- Wracając do Evy, powiem szczerze, - nie rozumiem i trochę boję się tych szamańskich metod. Chociaż w moim przypadku prawdopodobnie, to one dały mi ulgę i pomogły w porodzie.
- Mam identyczne odczucia i to nie od dziś. Często bałem się jej zdolności szamańskich. Nie pojmowałem tego i stąd takie strachy.
- Dobra, zapomnijmy o tym. Są ważniejsze sprawy. Przygotowałeś wszystko dla syna?
- Jasne. Sławek wynalazł jakieś stare swoje łóżeczko. Wypucował go na błysk i wstawił do swojego pokoju. Tak nawiasem, to super chłopak. W samochodzie mam jakieś stosowne jedzonko i picie. Nie zginie marnie. – Parsknąłem śmiechem.
- Masz rację jest super, ale to jedno, a drugie, jest zakochany w tobie i we wszystkim co wiąże się z tobą. Jesteś dla niego niedościgłym wzorem. Mówiąc krótko, robisz u niego za ojca.
- No to super. Zawsze chciałem być dla niego taką namiastką niewidzianego taty.
- I udało się, - podwójnie. Sławek ma swojego idola, a ja męża i ojca mojej Iwonki. A tak dla porządku, Eva długo u nas zabawi?
- Myślę, że prześpi się w swoim mieszkaniu i rano wróci do siebie. Za dwa dni leci do Stanów.
- To faktycznie ma gonione. Małego od razu zabierzesz do nas, prawda?
- Nie ma innej opcji, inaczej zrobiłby piekielną awanturę. Chce do taty i już. Ale dość o tym, pokaż mi w końcu swój skarb. Niech i ja się nim nacieszę.
Po kilku chwilach na moich wielgachnych dłoniach, znalazła się maleńka kruszynka spoglądająca na mnie niebieskimi, zaspanymi oczkami. Machała niezbornie rączkami i nóżkami, a będąc widocznie niezadowolona z przedstawienia, zaczęła popłakiwać. Moje przytulenie, to nie mamy pełna mleka pierś, to jakieś oszustwo, więc dała temu głośny wyraz. Ratunkiem była mama. Przyssawszy się jak pijawka do sutka tylko cichutko posapywała. Spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. Byliśmy tacy szczęśliwi.
Dla mnie dzień jeszcze się skończył. Czekam na przylot Evy z moim synem. Jest jakieś opóźnienie i oczekiwanie przeciąga się, a ja odczuwam narastające zmęczenie. Wreszcie widzę oboje idących do wyjścia z terminala. W zasadzie to dopiero teraz zauważam uderzające podobieństwo obojga. Pomijając różnicę wieku, są jak bliźniacy jednojajowi. Pierwszy dostrzega mnie Piotruś i jak rakieta leci w moim kierunku. Po kilku sekundach biegu zawisa na mojej szyi. Zastrzyk adrenaliny i natychmiast zapominam o zmęczeniu.
- Tatusiu, jesteś! – Słyszę dziecięcy głosik przy uchu.
- Cześć kolego. Nareszcie pobędziemy z sobą.
- Tak się cieszę. Nareszcie będę miał tatę! – Krzyczy mi do ucha ściskając z całych sił.
- Hamuj, bo udusisz, i co wtedy będzie? – Śmieję się na głos.
- No masz wreszcie swojego wytęsknionego ojca. – Eva czule potarmosiła syna po główce.
- Jak podróż? Bałem się jakiś problemów. Takie opóźnienie.
- Taka sobie. Były bardzo duże turbulencje. Pilot miał jakieś kłopoty i chciał wracać, ale uspokoiło się i dolecieliśmy.
- Samolotem bardzo rzucało i bałem się. – Piotrusiowi na wspomnienie buzia się wydłużyła.
- Ale byłeś koło mamusi i nic złego nie mogło się stać.
- Tak, ale mamusia też się bała, to co miałem robić.
- No już dobrze, dolecieliście szczęśliwie i jesteśmy razem. Teraz pakujmy się i jedziemy do domu.
Po prawie godzinie, zostawiwszy Evę w mieszkaniu podjeżdżałem pod dom. Piotruś zmęczony podsypiał na tylnym siedzeniu. Delikatnie zaparkowałem starając się nie obudzić małego,
Jak z pod ziemi koło auta pojawił się Sławek. Zerknął do środka i pokiwał głową.
- Spanie ma gotowe i można go od razu położyć. – Zakomunikował szeptem.
- Dobrze byłoby gdyby coś zjadł i napił się. Ale zobaczymy.
Jednak Piotruś miał inne plany. Skończyło się kołysanie samochodu, więc mały człowieczek otworzył oczy i zobaczywszy Sławka, jednym ruchem odpiął pasy i wypalił w jego kierunku.
- Cześć Sławek! – Wykrzyczał. – Pójdziemy znowu na ryby?
- Na jakie ryby? – Zainteresowałem się.
- No wiesz, - zmieszał się, - wziąłem go ostatnio nad ten mały staw i rozumiesz…
- No dobra, pogadamy później. A na te ryby pójdziemy wszyscy, razem z mamą. Zgoda?
- Ale nie z moją mamą? Upewnił się asekuracyjnie Piotruś.
- Oczywiście. Twoja mama będzie bardzo daleko stąd.
- To dobrze. Głodny jestem. – Zmienił niewygodny temat.
Nazajutrz rano nakarmiwszy domowników pojechaliśmy z juniorem do firmy. Byłem strasznie ciekaw jego zachowania w nowym otoczeniu, i kontaktem z nieznanymi ludźmi. Byłem przygotowany na każdą ewentualność, łącznie z odwiezieniem go do domu.
Jednak już od progu wprawił mnie w dumę. Zero nieśmiałości, czy strachu przed ludźmi. Poruszał się jak wśród dobrych znajomych, odpowiadając rezolutnie na stawiane pytania. Zanim porywany przez programistki zniknął za drzwiami, pomachał rączką i posłał uśmiech. Tyle go widziałem do końca dnia. Nim odrobiłem się z bieżącymi sprawami zbliżał się już koniec dniówki. Najwyższy czas wybrać się na poszukiwania syna, – pomyślałem, Nie było łatwo. Dopiero w czwartym pomieszczeniu natknąłem się na ciekawy widok. Magda, sympatyczna dziewczyna, siedzi przy komputerze a Piotruś na kartce rozpostartej na podłodze coś zawzięcie rysuje. Zerkam mu przez ramię i oczom nie wierzę. Wprawdzie dziecinnie, ale bardzo wiernie oddana postać dziewczyny siedzącej przy komputerze. Zachowane proporcje, a nawet zrobione cieniowanie.
- Mnie już jako trzecią portretuje. – Komunikuje z dumą Magda.
- Trzecią? – Wytrzeszczam oczy.
- Tak, Aśkę i Lucynkę już narysował. Ale ma pan zdolnego syna. Gratki panie prezesie.
- Sam to wszystko narysowałeś Piotrusiu? – Spoglądam badawczo na syna.
- Sam, a co nie wolno? – Odpowiada wojowniczo.
- Ależ wolno, tylko nie wiedziałem, że umiesz tak rysować.
- Pani w przedszkolu nas uczy, no i lubię rysować.
- Panie prezesie, chcemy aby zrobił nam wszystkim rysunki, a wtedy urządzimy taką mała galerię jego prac. Zgodzi się pan?
- Nie ma sprawy, ale to od Piotrusia zależy. Nie wiem, czy będzie miał ochotę.
- Piotruś będzie miał ochotę. Panie są takie dobre, wesołe i za wiele się nie ruszają. Narysuję tatusiu.
- Oj, panie cię kompletnie przekupiły.
- Ależ nie, - zaprotestowała, - to Piotruś nas wszystkich błyskawicznie kupił. Wspaniałe dziecko.
- Nie jestem już dzieckiem. – Oburzył się młody człowiek.
- Oczywiście, - poprawiła się hamując śmiech, – jesteś fajnym chłopakiem.
- No właśnie, chłopakiem. – Zgodził się łaskawie.
Po kilku minutach siedzieliśmy już w samochodzie jadąc do szpitala. Tam spotkamy się ze Sławkiem, i w trójkę odwiedzimy nasze panie.
Sławka nie było, więc pakujemy się na oddział. Korytarz, mijamy kilka drzwi, a w następnych widzę Sławka z małym zawiniątkiem na rękach. Ma wniebowziętą minę i coś zawzięcie gada do wystającej z niego główki. Niesamowity widok.
- Sławek, to jest ta nasza siostrzyczka? – Piotruś bez ceregieli podchodzi i zerka do zawiniątka.
- Jasne, to jest Iwonka, nasza siostra.
- Ale ona maleńka. – Słychać nutę zawodu. – Ale ona urośnie, prawda tatusiu?
- Nie może być inaczej, będzie taka jak Sławek.
- Albo i większa. Fajnie, że mnie odwiedziłeś. Jak ci było u taty w pracy, nie byłeś głodny? – Kasia jak przystało na kobietę, pyta o konkrety.
- Ale tam fajnie i tyle wesołych pań. Jutro też tam pójdę. A głodny nie byłem. a nawet trochę spałem.
- To super. Widzę, że tata się postarał.
- Tata pracował i nie miał czasu starać się, a najbardziej starała się pani Magda.
- Aha, teraz rozumiem, czemu tak ci się podobało u taty w pracy. – Roześmiała się.
- Piotrek, chodź pokażę ci szpital. Chcesz? – Sławek objął chłopaka za ramię.
- Pewno, jeszcze nie widziałem szpitala.
Chwila i oboje zniknęli za drzwiami, a my wpadliśmy sobie w ramiona. Długą chwilę trwaliśmy w mocnym uścisku.
- Sławek to jest gość. Załatwił nam chwilkę prywatności. – Zachichotałem.
- To fakt, on mnie czasem zaskakuje swoją dorosłością. Ale do rzeczy, jutro jak się nic nie zmieni możesz zabrać nas do domu. Jejku, jak mam dość szpitala.
- Miło słyszeć. Nareszcie moje dziewczyny znajdą się u siebie. Czekam na telefon.
- Jasne, będziemy czekały na ciebie.
Szczęśliwi, wtuleni w siebie i wpatrzeni w śpiącą kruszynkę straciliśmy poczucie czasu.
Ze swoistego niebytu przywołał nas powrót szpitalnych wycieczkowiczów. Czas wracać do domu.
Epilog.
Z salonu dobiegają dźwięki muzyki i ożywionego, przeplatanego śmiechami gwaru młodych głosów. Stoimy z Kasią oparci o balustradę i patrząc w dół obserwujemy bawiącą się młodzież.
To nasza Iwonka świętuje swoje osiemnaste urodziny. Wykapana córka swojej mamy, razem ze swoim chłopakiem Tomkiem pełnią rolę gospodarzy. Zaaferowani przemykają się pomiędzy gośćmi. Rodzice dostali zdecydowany zakaz wtykania nosa w ich imprezę. Dadzą sobie sami radę. Fajnie. Kasia ruchem głowy wskazuje kierunek. W kącie pod oknem stoi grupka, z której wyróżnia się gestykulujący, ciemnowłosy młodzieniec z przytuloną do siebie śliczną, śniadą dziewczyną. To mój syn Piotrek i jego narzeczona Elise. Stanowią oboje pewnego rodzaju atrakcję wieczoru. Przyjechali z Norwegii, a Elise jest autentyczną córką hodowcy reniferów. Powiało egzotyką.
- Śliczna jest ta córka Ciri. – słyszę szept Kasi. – To jak we śnie. Jej marzenie o tobie realizuje się w następnym pokoleniu. Dziwne są koleje losu.
- Na pewno los miał tu coś do powiedzenia, ale więcej zrobiła Eva jeżdżąc z nim do Kunes.
Po pierwsze, zaraziła go tamtymi stronami, a ponadto taka ślicznotka pod nosem nie mogła pozostać niezauważona. Potem to normalnie, szkoła, wspólne studia w Oslo i wielkie zauroczenie.
- A co dalej? Jak widzą swoją przyszłość?
- Na pewno pozostaną u siebie, to znaczy w Norwegii. Piotrek uważa się za Norwega i nie zamierza tego zmieniać. Jego ojczyzną jest Norwegia Kasiu. Ma charakter matki i jej sposób myślenia. Myślę, że to dobrze. Eva to twarda kobieta.
- Masz rację, poświęciła tak wiele na wychowanie syna. Podziwiam ją.
- Tak, Piotruś jest nadal jedynym celem jej życia. Jest gotowa oddać wszystko dla niego. Ale powiedz lepiej, czemu jeszcze nie ma Sławka ze swoją rodzinką. Stało się coś?
- Może nie tyle się stało, co mały Robuś wychodząc z domu wpadł do kałuży i rozumiesz…? Basia dzwoniła niedawno i przepraszała za opóźnienie.
- Oto cały urok dzieciństwa. A za niedługo pojawi się kolejny potomek. Wiesz może, co im los da?
- Nie, nic mi nie mówiła. Wiesz, mają teraz urwanie głowy z budową domu. Sławek ma rozdwojenie jaźni pomiędzy firmą a pilnowaniem budowy. Basia natomiast rozrywa się pomiędzy dyżurami w szpitalu i pracą w przychodni. Normalnie, kasy ciągle mało a budowa jak gąbka, wszystko wysysa. Pokiwałem głową ze zrozumieniem i utkwiłem niewidzący wzrok w bawiącą się młodzież. Odleciałem w daleką przeszłość. Gdzieś z zakamarków pamięci wydostały się, już tak naprawdę zapomniane postacie Jacka i Sabinki. Boleśnie zakłuło w piersiach. Ciężko westchnąłem i zerkam kątem oka w bok. Zaskoczony widzę spływającą po policzku mojej żony łzę.
- Co się stało? – wyszeptałem. – Płaczesz.
- Ależ nic się nie stało. Jestem tylko ogromnie szczęśliwa. Popatrz, przeżyliśmy z sobą ponad dwadzieścia cudownych lat. Udało nam się stworzyć dom stanowiący dla nas wszystkich cudowny azyl. Stanowimy wspaniałą, kochającą się rodzinę. Czy to nie jest piękne?
- Ujmę to inaczej. Dwadzieścia lat temu udało mi się dogonić coś nieosiągalnego. Dogoniłem szczęście, które jak złowrogi cień umykało przede mną. To ty Kasiu, blaskiem swojej miłości i dobroci usunęłaś ten cień z mojej drogi. Uwierzyłem, że życie może być tak cudowne.
Płynące z dołu dźwięki muzyki i gwar rozmów nie docierały jednak do świadomości tych dwojga. Zakochani i zapatrzeni w siebie znaleźli się w swoim własnym, intymnym świecie.
KONIEC.
Dzięki za cierpliwość i wyrozumiałość przy obcowaniu z losami Piotra Lorenza. ... Autor.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt