Pierwszy dzień w pracy - Jacek Londyn
Proza » Długie Opowiadania » Pierwszy dzień w pracy
A A A

Jestem kontrolerem ruchu. Ruchu wskazówek zegarka. Praca jak każda inna – można ją lubić lub nie. Mnie przynosi sporo satysfakcji i zero stresu. Pensja? Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Nie one są ważne, liczy się poczucie wolności.

Jestem na samozatrudnieniu. Pracuję na własny rachunek i na własną odpowiedzialność. Czas pracy reguluję sobie sam, ale nie ma mowy o taryfie ulgowej. Dziś – w wolną sobotę – wypadł mi dyżur. 

Jest 10.30. 

Zerkam przez okno. Całą noc padał deszcz, ranek niczego nie zmienił. Pisze ten sam scenariusz – pada, przestaje, znów pada. Za oknem szaro i mgliście, mokre liście zapomniały, że nie tak dawno tańczyły w miękkim jesiennym słońcu. Leżą zrezygnowane, przyklejone do chodnika jak do zapomnianego listu znaczki. Nie wzbudzają najmniejszego zainteresowania niewysokiego chudego mężczyzny walczącego z wiatrem i krnąbrnym parasolem. Pewnie nie jest filatelistą. Zmagań nie ułatwia mu duże kudłate psisko, ciągnie za smycz, najwyraźniej zamiast siku, chce do domu. 

Miałem psa, więc tego za oknem dobrze rozumiem. Większość czworonogów nie lubi deszczu, tylko wodołazy łaziłyby bez końca, taplały się w kałużach, ale kto by to wytrzymał? Zmoczona sierść niezbyt ładnie pachnie, tak naprawdę paskudnie śmierdzi, im większy pies, tym intensywniej. Nie da się wtedy myśleć o nim ciepło. Hot dog? Nie, nawet on w takich momentach nie pomoże.

To duży problem, szczególnie dla tych, którzy mają dużego psa i małe mieszkanie. Mnie on nigdy nie dotyczył, choć mieszkam w niewielkiej kawalerce. Żyłem i nadal żyję bezproblemowo.

Przez długie lata towarzyszyła mi Cherri, jamniczka-miniaturka, psi zapaszek był prawie nieuchwytny. Myłem jej brzuszek po każdym spacerze. Pięć razy dziennie, niezależnie od pogody. Nie znam człowieka, który tak dbałby o higienę.

Od pewnego czasu dzielę mieszkanie z kotem, jak w standardowym M-2 – na dwa. Jego połowa, zadając kłam matematycznej regule, jest zdecydowanie większa od mojej.

Alfred jest Środkowoeuropejczykiem i typowym salonowcem, nie wychodzi na dwór, nawet wtedy, gdy nie pada, a w domu przez większość czasu odpoczywa. W czasie wolnym się nudzi. Psiego zapachu w ogóle u nas nie uświadczy.

Stoję w oknie, prawie niewidoczny za szarą firanką, w szarym świetle szarego poranka. Jest już 10.44.

O tej porze roku to dopiero poranek, latem byłoby prawie południe. To ciekawe, jak się nad tym zastanowić. Nie zastanawiam się, za wcześnie. Nie uchylam firanki, nie lubię być widoczny jak na scenie. Nigdy nie ciągnęło mnie do aktorstwa. 

10.50. W kilku oknach budynku teatru po drugiej stronie ulicy nagle jaśnieje. Poranek jest mroczny, więc sprawne żarówki są, nie tylko przeze mnie, dobrze widziane. 

Człowiek, jak roślina, potrzebuje światła do życia. Niektórzy nawet domagają się go więcej. Pierwszym, o którym słyszałem, był Johann Wolfgang Goethe. Nie był natrętny – zrobił to tylko raz, tuż przed śmiercią.

Drugim jest miejscowy tenor, Jan Maria Karusek. „Wszystkie światła na mnie” powtarza przed każdą próbą i przedstawieniem. Oświetleniowcy sceny są tym wykończeni nerwowo, a teatr finansowo.

Ja na brak światła nie narzekam, Alfred często chodzi do łazienki – raz siku, raz kupka. Nie lubi robić jednego na drugie, więc po każdym pobycie w kuwecie daje mi znaki, że trzeba po nim posprzątać, bo… nawet nie chcę myśleć, co by mi zrobił. Naciskam wtedy włącznik przy drzwiach, wchodzę do łazienki, brodzę w bezzapachowym piasku rozsypanym na podłodze. W ciepłym światle jarzeniówki czuję się jak na plaży we Władysławowie. Jest nawet lepiej – nie zajeżdża rybą. Nie muszę wyjeżdżać na wczasy. 

Pojawiają się pierwsi aktorzy, wielkimi krokami zbliża się kolejna premiera teatralna, teraz przez co najmniej dwa tygodnie będę widywał ich częściej. 

Nigdy nie zasłaniają okien, lubię im się przyglądać, najwyraźniej ciągnie mnie do teatru. Do kina czasami też, ale teatr mam na wyciągnięcie ręki, więc ma nad kinem przewagę. Nie znoszę, kiedy ludzie na mnie patrzą, ale lubię przyglądać się innym. Rola widza bardzo mi odpowiada. Odsłaniam delikatnie firankę, cofam się w głąb pokoju i patrzę. Z podglądaniem nie ma to nic wspólnego. 

Jest już 10.55. 

Zdejmują marynarki, swetry, koszule, spodnie, podkoszulki, bokserki, stringi. Rozbierają się jak normalni ludzie. Nie zgrywają kogoś innego, żadnych teatralnych gestów. Zanim przebiorą się w kostiumy, przez krótką chwilę nie mają nic do ukrycia. Niektórym przyglądam się z zazdrością, mają niezłe sylwetki, dotykam bezwiednie własnego brzucha i boków, krytycznie oceniam krągłości.

Pozostali rozebrani to prawie moja liga. Biegnę do przedpokoju, zrzucam piżamę i spoglądam w lustro. Jeszcze nie jest ze mną tak źle jak z nimi. Ubieram się zadowolony. 

11.03. Wracam na stanowisko obserwacyjne. Wbijam uparcie wzrok w niezasłonięte okna naprzeciwko, mój upór niczego jednak nie zmienia. Ani śladu kobiety. 

Nie trafiła mi się do tej pory żadna z aktorek, muszą mieć garderoby w innej części budynku. Babki z działu księgowości (tak wyglądają na oko, a moje rzadko mnie myli) widuję tylko w dni robocze. Są zarobione po łokcie – piją herbatę, posilają się niespiesznie, w przerwach między posiłkami coś przegryzają. Nie wyglądają pociągająco. Może i dobrze, mogę spokojnie nakarmić Alfreda, który bezwzględnie się tego domaga. 

11.10. Wpada mi w oko jakiś spóźniony gość, nie znam go, a mogę śmiało powiedzieć, że znam wszystkich aktorów, chórzystów i tancerzy. Musiał niedawno dostać angaż. Dwóch z baletu, którym dołożyli go do pokoju, patrzy na intruza niechętnie. Ćwiczyli już pełną parą temps sauté i pas assemblé, a ten tu nagle… takie faux-pas! 

 Są nerwy. Starszy z tancerzy daje temu wyraz – gwałtownie gestykuluje, jego usta dopasowują tempo otwierania i zamykania do ruchu rąk. Do nowego dociera przekaz, rozbiera się pospiesznie, przez chwilę staje nieruchomo. Starsi koledzy obcinają nagusa zaskoczonymi, a potem coraz bardziej zachłannymi spojrzeniami. Nie utrudnia im tego, wręcz ułatwia – wykręca powolny tour, łabędzie ręce płyną to tu, to tam, w końcu révérence i zbiera z podłogi ubranie.

Powietrze drży, choć patrzący wstrzymali oddech. Okno pokrywa delikatna mgiełka podniecenia. Facet wygląda jak Miss Universe wchodząca do basenu w filmie Młodość Sorrentino. Ta sama aura, choć ciało mężczyzny. Przyłapuję się na tym, że nie odwróciłem wzroku. To dziwne, ale nie dotknąłem jak zazwyczaj brzucha i boków. Zupełnie o tym zapomniałem, mając przed oczami żywy posąg Dawida.

Młodzieniec staje w oknie, patrzy w szarość, nie widzi mnie, moja spocona dłoń błądzi po rozporku piżamy. Niespodziewanie gra fujarka… może trąbka, w chwilę później dołączają do niej inne instrumenty. Nastrój pryska.

Zaczyna się próba orkiestry. Zasłaniam firankę. 11.21. 

Kot miauczy zniecierpliwiony, nachalnie ociera się o moje nogi, trzeba będzie otworzyć puszkę. 

Nie je kurczaka, ma po tym wysypkę. Ostatnia wyglądała paskudnie, musieliśmy wybrać się do weterynarza. Pozbyliśmy się jej dopiero po trzech tygodniach. Od tamtej pory kupuję wołowinę z warzywami, indyka w galarecie i delikatną cielęcinę. Objawy się nie powtórzyły.

Alfred je zdecydowanie za dużo. Oka się nie oszuka – ostatnio bardzo przytył, przy niskim wzroście nie wygląda to korzystnie. Dużo w tym mojej winy, ustępuję, gdy tylko zażąda jedzenia. Nie mam wyjścia, ten jego wzrok… Mimo, że mierzę prawie metr siedemdziesiąt, patrzy na mnie z wyższością.  

Natrętne miauczenie staje się coraz głośniejsze, jednak nie ulegam. Pozostaję pod wpływem wcześniejszego zauroczenia. Kołysząc biodrami, podchodzę do lustra, wciągam brzuch, wyciągam się jak struna. Znika „prawie” brakujące do metra siedemdziesiąt, powietrze z brzucha przepływa w górę, wypełniając klatkę piersiową, wałeczki na bokach wyraźnie się wchłaniają.

Nie jest źle, mógłbym spokojnie zagrać w teatrze. Dostałbym angaż, przebierałbym się tam, gdzie nowy, dałoby się mnie jeszcze jakoś wcisnąć na czwartego do jego pokoju. Zamyślony wpatruję się w lustro. Jeszcze chwila, a uwierzę we własne szczęście. 

11.30. Alfred gryzie mnie w nogę. 

11.31. Rana brzydko wygląda. Kombinuję, co z nią zrobić. 

11.33. Postanawiam iść na pogotowie. 

11.35. Nie pójdę. Alfred gryzie mnie w drugą nogę. Nie mogę stać. Siadam. 

11.36. Pomimo głębokich ran, nadal kontroluję ruch wskazówek zegarka. Miauczenie zmienia się we wściekły pomruk tygrysa. 

11.37. Zmienia się w ogłuszający ryk. 

11.38. Otacza mnie ze wszystkich stron. Drżą ściany, podłoga, żyrandol. 

11.39. Udziela mi się drżenie. Wpadam w rezonans. 

11.40. Czerwono-pomarańczowy, wściekle głodny potwór w czarne pasy wystrzeliwuje z mrocznego kąta przedpokoju.

***

11.45. Cześć, jestem Alfred. To mój pierwszy dzień w pracy. Jestem kontrolerem

ruchu…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Jacek Londyn · dnia 06.11.2020 09:42 · Czytań: 714 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Komentarze
Kazjuno dnia 07.11.2020 13:01 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dowcipny i dobry tekst.
Choć drobne rozczarowanie, nie dałeś mi szans, nawet ani centymetra, żeby wjechać z komentarzem zawierającym polityczny podtekst.
Może i dobrze, po co wkurzać Autora? Chciałem Mu rzucić łopatę z drugiego brzegu przepaści dzielącej Polaków i zachęcić do łopatologii, czyli prób jej zasypania.
Autor olał propozycję. Nawet się zdenerwowałem. Przez chwilę zrodziła się diabelska myśl, Czemu nie rzuciłem łopaty, może jakby oberwał, zacząłby się zastanawiać? Pomyślał, że może rozmowa z ciemnogrodem ma jakiś sens, a te krzyki wypier**lać, to przegięcie, nie mówiąc o zwilżaniu moczem kościołów...

Nigdy nie lubiłem kotów. Pies to co innego, prawdziwy przyjaciel człowieka. Dlatego kocham psy.
Zresztą jako dowód na ich heroizm zobacz ten filmik (nie przerażaj się, to kilkanaście sekund):
https://www.youtube.com/watch?v=pfoFvfYdFcs
Widzisz? Pies gotowy do ratowania życia dziecku.

Owszem, mokre psy nie za ładnie pachną, ale przecież w każdym domu jest suszarka do włosów. (Choć mi niepotrzebna, bo mam łysą pałę).

Pozdrawiam i gratuluję.
Jacek Londyn dnia 07.11.2020 18:17
"Bardzo dowcipny i dobry tekst". - Dziękuję z całego serca za dobre słowo. :)

"...nie dałeś mi szans, nawet ani centymetra, żeby wjechać z komentarzem zawierającym polityczny podtekst". - Ano nie dałem, drogi Kolego, bo da się żyć bez tego. I pisać. Jak? A tak:

Iga – Isia – GO Sports – bez politycznych KazPOPISów

Isia, Pisia, Iga, Bela,
świątek, piątek czy niedziela,
gdy się na kanapie lenisz,
uprawiają płatny… tenis,
tak jak ty warzywne grządki,
w poniedziałki, środy, wtorki.
W czwartki brudzą czyste rączki –
w trawie albo pyle mączki.
Gdy po myśli wszystko idzie,
już w sobotę kończą tydzień,
jedna kreczem,
druga smeczem
(bardziej cieszy dobry smecz,
po nim okrzyk: gem, set, mecz!).
Już po wszystkim Isia, Iga,
Pisia, Bela zgrabnie dyga,
i wyciąga dłoń po kasę,
bo to o nią przecież gra się.
Ty, kolejny pijąc browar,
kalkulator w kieszeń chowasz
i na palcach lewej ręki,
liczysz, jaki to panienki
duży kawał wytną z tortu,
po wygraną schodząc z kortu.
Trzy w rozumie, dwa w pamięci…
Nie licz! Czas swój biznes kręcić.

Teść ma jutro zacząć dojścia
szukać do pewnego gościa,
który dobrze zna innego,
ten zaś adres da tamtego,
co tego, co trzeba, zna,
a ten tego z WTA.
Dasz wpisowe. – To jest, chłopie,
Chopin za grę w US OPEN…
Poloneza dodasz jeszcze:
– To za mecz otwarcia. Z teściem!
Potem pójdzie już z kopyta…
Co obstawiać? Mnie nie pytaj.
Ja się nie znam na gonitwach,
konie to już inna sitwa,
lecz, jak chcesz, to dam ci dojście,
teść się może spotkać z gościem,
który dobrze zna innego,
tamten namiar da na tego,
który cię z kim trzeba pozna
i… kończę… Już wiesz, że można
pleść o niczym i o nikim,
bez tykania polityki? :)

pzdr
JL
Kazjuno dnia 07.11.2020 18:49 Ocena: Bardzo dobre
Poczucia humoru Ci nie brakuje,
choć ciekawe co nam Biden knuje.
Ukatrupić polski faszyzm.
by doszczętnie zniszczyć rasizm.
"Esesmana" Kaczyńskiego
wraz z Orbanem wrzuci do łajna psiego.
Co to będzie, co to będzie?
Polityka wrzeszczy wszędzie.
Wejdą Niemcy i antifa
Psy szczekają, kocur prycha.
Źle się dzieje na tym świecie
Bozia milczy, a co diabeł? To już wiecie.
Uczy dzieci masturbacji
Tęczowi krzyczą: nie bez racji!
Co to będzie, co to będzie?
Polityka jest i będzie.

Pozdr. :)

K
Jacek Londyn dnia 07.11.2020 19:44
Ja nie zajmuję się polityką, najważniejsze dla mnie są: miłość, literatura i ekonomia.
Ta ostatnia, patrząc na giełdowe akcje, mówi:

Fort Trump - gówno wart.

A teraz zostaw mnie na własnym podwórku, chciałbym dać się porwać rzece kolejnych komentarzy.:) Bóg z Tobą, bracie.

America Great Again= Joe Biden
Kazjuno dnia 08.11.2020 12:43 Ocena: Bardzo dobre
A tak swoją drogą - wypadałoby Szanowny Kolego po piórze - wrzucić parę szufli do przepaści dzielącej Polaków, żeby ją zasypywać.
(Sam Biden złożył deklarację pojednania w odniesieniu do rodaków - pokazał jaką ma klasę).
Choćby złożyć rewizytę i napisać parę słów pod tekstem cudzego autorstwa. Przynajmniej ja trzymam się takiej zasady i rewanżuję się każdemu, kto zostawi ślad pod moim tekstem.
Mnie uczono kindersztuby, gorzej z wychowaniem bolszewickim. Wedle takowego inaczej myślącym należy się pogarda, choćby przez ich olewanie. A najlepiej to powiedzieć wprost: "wypierdalaj".

Pozdrawiam i miłej niedzieli...
Jacek Londyn dnia 08.11.2020 14:28
Kto dołki kopał, niech je zasypuje. :)

Miłej niedzieli
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty