Świniobicie - Tetos
Proza » Obyczajowe » Świniobicie
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

 

Świniobicie - Paweł Gąsiorek

 

 

 

 


ROZDZIAŁ I

 

 


-No i po co nam ta świnia?
-Jest wiele korzyści z posiadania wspólnej świni, zacznę od tego...
-Skończ!
-Ale ja chcę rozwiać twoje obawy, pozwól mi chociaż wyjaśnić, po pierwsze wspólna świnia scementuje nasz związek i przygotuje cię do macierzyństwa...
-Nie chcę tego słuchać! Wszyscy minie ostrzegali, wszyscy mówili że jesteś nienormalny.
-Posłuchaj mnie bo to ważne, chcę mieć z tobą dziecko, a nawet dwoje dzieci, ale uważam że na obecnym etapie nie jesteś na to gotowa i zanim się zgodzę na wspólne dziecko to pierwsze powinnaś wytrenować troskę na świni...
-Świnia, a dziecko to zupełnie co innego! Mam obawy, przysięgnij że zażywasz leki,codziennie zażywasz, tak jak kazał psychiatra...
-Oczywiście, ale nie musiałbym tego robić gdyby otaczali mnie mądrzy ludzie którzy mnie rozumieją...
-To powiedz mi geniuszu co z tą świnią później zrobimy?
-Gdy okaże się że świnia spełniła swoją rolę pójdzie pod nóż.
-To jedynie ma sens...ale pozwolisz mi dać trochę mięsa rodzinie?
-Nie widzę żadnego problemu.
-Może to nawet nie taki głupi pomysł, ale z tego co mówiłeś to ty nigdy nie miałeś żadnego zwierzaka, ani psa, ani kota, nic i nic nie wiesz o zwierzętach, nie zdajesz sobie sprawy że to wymaga pracy i to głownie dla ciebie będzie to praca...
-Podzielimy się obowiązkami.
-Od razu mówię że nie wezmę do ręki wideł, ale być może to nie taki głupi pomysł żebyś się nauczył pracować fizycznie i to by był dla ciebie głownie sprawdzian. Choć z drugiej strony nie mam z tobą planów na długie lata. Poznałam cię i tak zostało, choć nie wiem czy to się nie zmieni...
-Ja zaś od razu mówię że świnię kupimy za wspólne pieniądze i reszta inwestycji też wspólna. Mariola, weź pod uwagę też że to się może opłacać. I to jest jeśli chodzi o twoje proste i typowo kobiece myślenie najważniejszy powód do posiadania wspólnej świni. Trochę wspólnej pracy i będzie dużo pożytku. Może nawet rozwiniemy hodowlę i kupimy następne świnki.
-Edek, ale ty nie masz zielonego pojęcia o hodowli świń, jak zamierzasz to przeskoczyć ?
-W dzisiejszych czasach każdą informację można znaleźć w internecie...
-Najlepiej będzie jeśli pogadasz z kimś kto się na tym zna, przynajmniej ja tak myślę.
-Czyli ogólnie nie masz nic przeciwko?
-Rób co chcesz.

Co ona tam wie, przeczytam książkę o hodowli świń i będę wiedział wszystko, choć... tylko czy on nie ma trochę racji?tylko żeby mnie nie przerosło. Jak zwykle zasiała we mnie wątpliwość, ale musiałem to z nią omówić, zgodziła się, ale mi ubyło entuzjazmu. Od dawien dawna wszyscy wokół torpedowali moje plany. Mógłbym teraz być milionerem gdyby nie zniszczyli setek moich świetnych pomysłów. Na świniach można się dorobić, notabene mogłem od tego zacząć rozmowę, a gdy już dorobię się na świniach to otworzy mi drogę do realizacji kolejnego pomysłu, będą pieniądze na start. Teraz jeszcze za wcześnie na rozmyślanie o kolejnym pomyśle.
Niech się pierwsze uda z jedną świnią. Cholera! To może potrwać; jedna świnia, później trzy,
później sześć...Nie, nie zajmować sobie tym głowy. Trzeba powrócić do początku; do ochoty na
tradycyjne świniobicie! Kaszanka, golonka i mnóstwo alkoholu. Orgia pijaństwa i obżarstwa to główny cel, ale oczywiście Mariola nie mogła go poznać. Nie zgodziłaby się. Powiedzmy trzydniowe świniobicie. Tylko czy warto tyle starań dla trzech dni? W zasadzie można imprezować i bez świni, mięso można kupić. Znowu źle myślę! przecież to nie odda tego wszystkiego; smaku swojskiego mięsa, atmosfery, kręcenia kichy, zapachów. Lepiej motywować się
pięknem dziecięcych wspomnień niż wątpliwym interesem finansowym. Pieniądze które mogę zarabiać w przyszłości na świniach to rzecz niepewna,a świniobicie jest wręcz nieuniknione kiedy się kupi świnie. Chyba że jakaś choroba dopadnie świnie, ale po co sobie zaprzątać głowę czarnymi scenariuszami? Równie dobrze ja sam mogę umrzeć nim świnia dojrzeje do świniobicia. Wszystko może się wydarzyć. Nie ma sensu też mieć obawy że sobie nie poradzę.
Świnia zwierzę jak człowiek tylko ma znacznie mniejsze potrzeby by żyć. Dziadek miał świnię
w dodatku dwa barany i kury to dlaczego ja mam sobie nie poradzić z jedną świnią?Mniejsze potrzeby niż człowiek?To też chyba nieprawda; człowiek by przeżył w warunkach jakie ma świnia, lecz było by to bardzo niekomfortowe,męczące i wpłynęło by to bardzo na jego psychikę. A to nie przetrzymywali ludzi w dawnych czasach w takim chlewie, na słomie, o chlebie i wodzie, może nawet przykutych do ścian, zbójów , rabusiów i innych przestępców? Ile taka świnia potrzebuje by żyć i nawet się nie męczyć swoją egzystencją? Chlew wyścielony słomą, wodę i paszę, czy nawet jakieś odpadki z kuchni. Dziadek sobie radził to ja też sobie poradzę. Przypomnieć sobie dawne czasy. Chlewik gdzie żyła przed laty świnia już jest. Widły mam. Co jeszcze? Potrzebne jest koryto, słoma i to tyle potrzebnych rzeczy! Jakie to wszystko zrobiło się proste. To tysiące razy łatwiejsze niż posiadanie dziecka. Może rzeczywiście coś jest w tym przygotowaniu do posiadania dziecka co palnąłem Marioli.
Z tym że małe dziecko wymaga głównie troski i opieki matki, a świnia będzie leżeć głównie na
moich barkach. Trzeba jednak jeszcze jedno wziąć po uwagę, że prawdopodobnie taka świnia bez niczyjej pomocy poradziłaby sobie sama w lesie, jak dzik jej przodek. Pójdę rozejrzeć się po
chlewiku. Widły stoją, rękojeść wygiętą naznaczona pracą, miejsca jaśniejsze wytarte od spracowanych dłoni dziadka. Tyle lat minęło kiedy ostatni raz je ktoś używał. Dziadek był bardzo pracowity i nie miał fajnego życia. Jego młodość przypadła na czas II wojny światowej
został wywieziony na przymusowe roboty do III Rzeszy. Do ostatnich dni pracował w gospodarstwie na długo przed śmiercią miał problemy psychiczne które się nasilały. Kiedyś dom tętnił życiem, teraz zamieszkują go dwie osoby, ja i Mariola. Mam problemy z psychiką,
ale ona też ma, może mniejsze, lecz nie jest całkiem normalna. Dużo ludzi ma problemy psychiczne, z roku na rok ich przybywa. Ogół ludzki jest coraz bardziej "normalny" i dąży by
być jeszcze bardziej "normalnym" zrozumiałe że "nienormalnych" przybywa. Normalny człowiek
dostosowuję się do wszystkich możliwych norm, przestrzega wszystkich praw ludzkich i tych od Boga. Nie buntuje się, ledwo może wyrazić swoje zdanie, lecz rzadko je ma. Oczywiście w krajach rozwiniętych są akceptowane odmienności upodobań seksualnych w innych mniejszości się buntują bo nie są należycie akceptowane. Jednak świat dąży do eliminacji kontrkultury i subkultury. Bunty rodzą się na kanwie pojedynczych zdarzeń czy niezadowolenia ekonomicznego.
Zainteresowanie polityką rośnie, ludzie mają swoich ulubionych i znienawidzonych polityków,
swoją ulubioną prawice, coraz rzadziej lewice. Ogólnie interesów chorych psychicznie nie reprezentuje nikt. Nie są w stanie się zorganizować, każdy z nich ma swój prywatny świat i wzajemnie się słabo dogadują. Tragiczne jest dla nich w skutkach przestępstwo, gdy je popełnią
najczęściej są izolowani dłużej niż przewiduje kodeks karny dla "normalnych".Można z nimi zrobić prawie wszystko. Ściany chlewika trzeba wybielić wapnem i wynieść składowane tu graty. Na oko to tu by mogły żyć z trzy świnie, a może nawet cztery. Będzie miała wspaniałe warunki, ja jej to zapewnię...

-Edek! Edek! Edek!
-Co chcesz ?
-Musisz tu przyjść
-Co znowu ?
-Zgadzam się
-Cieszę się
-Ale na miniaturkę
-Jaką miniaturkę?!
-No świnkę miniaturkę, jest co prawdą trochę droższa ale...
-Czyś ty zwariowała ?!
-Pokaże ci, w internecie znalazłam, kochane są.. zobacz
-Absolutnie wykluczone, z takiego czegoś nie ma żadnego pożytku
-Wiesz że taką świnkę miniaturkę można tresować, one są inteligentniejsze od psa...
-Zwykła też można tresować
-Ale ona reaguję na swoje imię
-Zwykła też reaguje
-Skąd wiesz ?
-Jestem o tym przekonany
-No dobra niech ci będzie, ale ja ją spróbuje wytresować
-A rób co chcesz

Co za idiotka, będę inwestował pieniądze w świnie miniaturkę jak mamy tyle wydatków. Mam trochę oszczędności, pieniędzy po mamie, ale kurczą się w zastraszającym tempie.
Cholera! Co będzie dalej? Co będzie jak pieniądze się skończą? Przydałaby się jakaś praca i
to możliwie szybko. Mariola też nie pracuje, ale ma rentę i jeszcze po ojcu. A ja mam parę złotych zasiłku, nie wygląda to dobrze, na początek zacznę od czegoś lekkiego dla rozgrzewki
przed pracą fizyczną i tu właśnie hodowla świni się świetnie do tego celu nadaje. Boję się myśleć o przyszłości, lepiej nie myśleć, jakoś to będzie...Musi jakoś być!Rodzina i dziecko i stała praca to się chyba nie uda nigdy. Zresztą ono by chyba odziedziczyło po nas nienormalność i skazywać je na to co ja przeżywam każdego dnia to.. nieludzkie. Jakoś sobie radzimy we dwójkę, czasami lepiej, czasami gorzej. To fakt Mariola dobrze zajmuje się domem; gotuje, sprząta, resztę czasu spędza w internecie. Nie wiem jak radziłbym sobie bez niej. Oboje jesteśmy dziecinni i naiwni w wielu kwestiach, ona w jednych,ja w innych, tak że uzupełniamy się w rozsądku. Może nawet jest tego świadoma, czasami straszy że odejdzie, ale oboje wiemy że tego nie zrobi. Zresztą oboje już jesteśmy niemłodzi, ja mam 40 lat, a ona 37.
Jednak z medycznego punktu widzenia jest zdrowsza, w szpitalu psychiatrycznym była dwa razy i to wystarczyło by przyznali jej rentę, ja byłem hospitalizowany ponad 10 razy. Ona łyka jeden lek, a ja dwa rodzaje. Oboje mamy tę samą chorobę; schizofrenię paranoidalną. Najgorszą
opcją było by dla mnie umieszczenie mnie w domu pomocy społecznej, już wolałbym śmierć, śmierć w domu w śnie jak mama, w wieku powiedzmy 60 lat no może 65 lat. Tak bym chciał, umrzeć w domu. Nie wierzę w Boga, ani w życie pozagrobowe, ani w teorie spiskowe robię to dla zdrowia psychicznego. Mariola wierzy w te wszystkie rzeczy o Bogu i niebie i w spiski.
Jedyne czego jestem pewien to to że po śmierci będzie to samo co przed narodzinami czyli nic. Długo medytowałem nad tą myślą i powoli odkrywałem że to naprawdę dobra perspektywa.
Nie byłem świadom tego co działo się przed moimi narodzinami, wojen , obozów śmierci, klęsk , głodu, tyfusu i dżumy. Nie wierzę że po mojej śmierci ziemię czeka wspaniały los, że nie będzie katastrof, wojen, zarazy i głodu. Nie chce tego doświadczyć ani o tym wiedzieć. Jestem zadowolony z perspektywy niebytu po śmierci. Nie wierzę w reinkarnację; zwierzęcy splot dzikich popędów nie zawiera tego co definiuje mnie jako mnie. Będąc powiedzmy dżdżownicą byłbym tym samym co teraz mój mały palec, niby mój ale tak naprawdę to nie to czym jestem. Lepiej już o tym nie myśleć. Ważne jest cieszyć się i zatracić się jak np. na świniobiciu. To jest chwila do której warto dążyć, choćbym nawet miał godzinami przerzucać gnój widłami w smrodzie. Zresztą to oderwie mnie od uciążliwych myśli choć na chwilę. Mariola troszczy się o mnie, żąda bym przyjmował leki i trzeba to docenić. Co ja bym zrobił bez moich leków na normalność? tabletek normalności. Kiedyś ludzie radzili sobie bez tego, korzystali tylko z ziół, ale w dawnych czasach ludzie chyba mniej chorowali przynajmniej psychicznie. Średnia życia była mniejsza, ale nie powiedziałbym że byli mniej szczęśliwi. Nie rozmawiam z Mariolą o jej chorobie, niekiedy ją strofuję w kwestii jej wierzeń, a zwłaszcza teorie spiskowe, ale nie staram się u niej nic zmieniać, widocznie jej to nie szkodzi, a jeśli tak, to dlaczego nakłaniać do swoich poglądów. Moja choroba to urojenia, właściwie tylko urojenia. Walczę z nimi, ale nie mogę się ich pozbyć. Kuszący jest świat urojony w którym odgrywa się jakąś ważną rolę, w której jest się kimś. Znacznie łatwiej uwierzyć że jest się kimś niż że jest się nikim. Łatwiej też uwierzyć że ma się nadludzkie moce niż w swoją ułomność. Przyjemniej jest mieć nierealne marzenia i dążyć do ich realizacji
niż cierpieć niemoc i zwątpienie we własne siły. Jęśli chodzi o świniobicie nie ma w tym nic nierealnego i poprzeczka nie jest wysoko. Na pewno sobie poradzę z hodowlą świni.
-Edek, a króliki?
-Co znowu fajnego wymyśliłaś?
-No żeby zamiast świni hodować króliki
-Dlaczego króliki?
-Bo co ja powiem koleżankom; że mój nienormalny facet zamierza hodować świnie? To jest obciachowe, bardzo obciachowe. Już lepiej by było hodować króliki, mniejszy wstyd.
-To dobrze że przynajmniej ty jesteś normalna, ty i twoje koleżanki, wszyscy bardzo normalni
jedynym nienormalnym na tej ziemi jestem ja, tak?!To mi chcesz powiedzieć?
-Nie aż tak, koleżanka mi powiedziała że każdy ma jakieś problemy z psychiką jeden mniejsze, a drugi większe. I w naszej sytuacji, gdy ja mam mniejsze to ty mając większe powinieneś słuchać moich rad.
-W tym wypadku to ty masz duży problem z psychiką. Nie musisz nikomu mówić o naszej świni.
-Ale ciężko mi będzie żyć z tym sekretem, ja im mówię o wszystkim i robi mi się wtedy jakoś lżej.
-To o świni im nie powiesz, bo to będzie głównie mój ciężar. Zainwestujemy razem, ale jakby co to świnia jest moja, trochę będziesz się nią zajmować i tyle.
-Ale mamie powiem, może się ucieszy że zamierzasz zająć się czymś konkretnym, wiele razy mi mówiła żebym zagoniła cię do pracy.
-Rób co chcesz, ale króliki wykluczone.
-Dlaczego od razu odrzucasz mój pomysł?
-Po pierwsze nie mamy klatek, po drugie ciężko by mi bylo na duszy hodować króliki na rzeź.
Ty pewnie też nie chcesz śmierci naszych królików gdybyśmy je mieli?
-A świnię łatwiej zabić?
-Tak właśnie uważam że będziemy mieli lżejsze sumienie gdy nasza świnia umrze niż gdyby to miały być króliki.
-No skoro będzie nam lżej ze świnią to niech będzie świnia.

Jeśli chodzi o zabijanie to najgorszy jest pierwszy raz, a później jakoś już idzie bez bólu. Wystarczy wmówić różnice między tym kim jestem, a tym stworzeniem które mam zabić i po kłopocie, tak zginęło miliony ludzi właśnie zgodnie z tym mechanizmem. Ci "lepsi" zabijali tych "gorszych" by pozbyć się zła i oczywiście pozbyć się inności w której zauważali wiele wad. Mordercy zawsze górą. Odkrywali zasadniczą różnicę rasową, wyznaniową , narodową, kulturową...Zawsze będą ci lepsi i ci gorsi. Nie zauważam żeby ludzki świat dążył do jedności; jedni burzą granice, ale inni ją budują. Nie jestem wielkim patriotą, nie zachwyca mnie wspólna historia; wojny jakie toczyli nasi przodkowie, cierpienia zaborów, zdobyta niepodległość, ma to swój urok, ale nie widzę w tym dla siebie jakichś większych korzyści,
mam jakieś umiarkowane poczucie jedności z narodem bez fanatyzmów które w tym względzie często zauważam. Trudno pozbyć się czegoś co jest wpajane od dziecka jak patriotyzm czy religia. Każda grupa ma swojego rodaka, jedni szczególnie maja Mickiewicza inni Kopernika jeszcze inni Piłsudskiego. Ja też mam kilku rodaków i to mi wystarczy. Jeśli chodzi o szlachtowanie świni pierwszy raz mam za sobą. Pamiętam jak przed wielu laty było w domu świniobicie, odbywało się dobudowanej do domu stodole, wygonili mnie stamtąd dziadek z ojcem. Było jednak okienko w ścianie domu z którego wszystko wtedy widziałem. Masarz uderzył świnię w łeb obuchem, a później poderżnął jej gardło nożem. Pamiętam że zawiodłem się wtedy, myślałem że to będzie coś bardzo okropnego tylko dla dorosłych skoro mnie wyganiają. Wszystko trwało kilka minut i po wszystkim, później mogłem się z boku przyglądać jak masarz robi swoje. Mam swoją wrażliwość; na jedno jestem nadwrażliwy na inne mam znieczulice. Szczególnie jestem wrażliwy na widok psa przy budzie na łańcuchu, boli mnie ten widok. Gdy byłem mały rodzicie zabraniali mi posiadania zwierząt. Później mogłem mieć, ale już nie chciałem, wolę widok zwierzęcia na wolności. Nie lubię też ogrodów zoologicznych. Ogólnie jestem za wolnością ludzi i zwierząt. Nie przepadam że za widokiem ukrzyżowanego Jezusa, bo pozbawiając go całej religijnej otoczki jest to obraz wielkiego cierpienia. Świnia hodowlana jest przez tysiące lat przygotowana do życia w chlewie, co innego ze zwierzętami w zoo czy nawet psem na łańcuchu. Wystarczy sobie uzmysłowić że świnia ma jakieś wspólne cechy z człowiekiem, ale są to właśnie te cechy najgorsze. Obraźliwe jest nazwać kogoś świnią właśnie ze względu posiadania cech tego zwierzęcia tak więc jej śmierć nie będzie dla mnie bolesna.

-Edek, dzwoniłam do mamy i ona powiedziała że dobrze, ale niech to będą kury,bo z takiej kury codziennie masz jajko. Mając kilka kur moglibyśmy codziennie jeść na śniadanie jajecznice, w dodatku gdybyśmy mieli więcej kur moglibyśmy zarobić na jajkach i powiedziała jeszcze że kura jest łatwiejsza do hodowli. Zawsze też można kurę zabić i zrobić z niej rosół.

-Nie chce o tym słyszeć, myślałem że podjęliśmy ostateczną decyzję że będzie to świnia.
-Edek, mama chce dla ciebie dobrze, boi się że sobie nie poradzisz, więc co? Kury?
-Mariola, mówię ci po raz ostatni; żadnych miniaturek, żadnych królików i żadnych kur tylko zwykła świnia hodowlana.
-No dobra, tylko pamiętaj na przyszłość że ja chciałam dobrze, żebyś mi później nie narzekał że sobie nie radzisz.
-Czy ja kiedykolwiek narzekałem na coś?
-Ha ha ha od kiedy cię znam to narzekasz, wszystko ci się nie podoba, wszystko jest nie tak, wszystko jest nie po twojej myśli, wszytko byś zrobił lepiej. To cały ty! Potrafisz tylko narzekać.
-To prawda że dużo rzeczy mi się nie podoba, a zwłaszcza twoje pomysły co do wspólnego zwierzęcia. Ustalmy raz na zawsze że będzie to świnia!
-Rób co chcesz tylko pamiętaj że to twój wybór i że ja chciałam inaczej ale się nie zgodziłeś.
To sobie zapamiętaj bo ja ci przypomnę tę rozmowę!
-Nie, to ja tobie przypomnę gdy będziemy jedli kaszankę z grila czy szaszłyki czy szynkę że gdybym cię posłuchał zamiast tego jedlibyśmy jajecznicę.
-Tobie Edek się zawsze wydaje że jesteś najmądrzejszy i nikogo nie słuchasz, zwłaszcza jak ci ktoś dobrze radzi.
-Mam swoje zdanie o wielu rzeczach i tyle, nie powielam obiegowych opinii,tylko mam swoje.
-Dam ci przykład jak twoja świętej pamięci mama prosiła żebyś nie ćpał to ty robiłeś swoje i później z tego zachorowałeś i teraz narzekasz na chorobę na swoje własne życzenie, druga rzecz że odstawiałeś leki i na własne życzenie zawsze po tym lądowałeś w szpitalu.
-Owszem, to prawda, ale ja właśnie chciałem mieć schizofrenię, ciekawiła mnie i przynajmniej dane mi było przeżyć szaleństwo. Niestety prawdą jest też że nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo to jest uciążliwe.
-To powinieneś się teraz cieszyć że spełniło się twoje marzenie że zaspokoiłeś swoją ciekawość. Gratuluję. Edek, wiesz, jesteś idiotą.

Interesowała mnie schizofrenia zanim na nią zachorowałem, jednak interesowała mnie tak jak interesuje życie Indian, ciekawi ale nie chce się od razu dołączyć do ich plemienia. Szamanizm i odmienne stany świadomości to mnie też kiedyś interesowało, teraz jednak staram się być normalny pod względem stanu świadomości. Zawsze miałem nietypowe zainteresowania. Urojenia to nic fajnego, nie wpadam w nie nagle, ale powoli mnie wciągają jak bagno, coraz głębiej aż człowiek już nie może się
sam wydostać i trafia do szpitala. Oczywiście gdyby wszyscy chorzy mieli świadomość swojej choroby mogliby się sami wyleczyć w domu przyjmując regularnie leki i można by zlikwidować większość szpitali psychiatrycznych. Z moimi urojeniami jest tak że po odstawieniu leków w pewnym momencie odnajduję tą lepszą rzeczywistość, toczę w
niej wojny telepatyczne z wrogami, pojawiają się wątki kosmiczne, nie czuję się wtedy dobrze, ale rola jaką zajmuje w tym świecie i wielka nagroda która mnie czeka gdy tylko skończy się walka sprawia że akceptuję tę nieprawdę, a nawet bardzo się cieszę się że uczestniczę w tym szaleństwie. Oczywiście zdrowienie wiąże się z lekką depresją i wielkim zawodem typu; a jednak to wszystko nieprawda. Znamiennym jest że kiedy jestem w chorobie wszystkie zdarzenia na ziemi o których czytam i o których słyszę bezpośrednio wiążą się z moją osobą. To takie ekscytujące że mam takie znaczenie że nawet kiedy jest ok. szukam trochę związków typu; to może jednak ma związek z tym o czym rozmawiałem wczoraj z X. Ogólnie fantastycznie jest być bohaterem szkoda że mi się to zdarza wyłącznie w urojeniach. Oddaliłem się od ludzi przez chorobę, nie mam przyjaciół i bliższych znajomych. Długo zastanawiałem się
jak realizować swoje stadne potrzeby wynikające z bycia człowiekiem, zwierzęciem stadnym. Próbowałem trochę w internecie zintegrować się
z jakąś grupą i być miłym i być koleżeńskim, ale nic konkretnego z tego nie wynikło poza kilkoma przemyśleniami. Tak więc jedyny kontakt
z drugim człowiekiem to dla mnie Mariola. Było tak że przez pewien czas internet służył mi do wylewania swojego niezadowolenia na przeróżnych czatach, później zmieniłem strategie nastawiając się na innych, koleżeńskość i bycie miłym mimo że nie wierzyli w moją metamorfozę to odnalazłem nic porozumienia z niektórymi osobami, okazało się to lepszą drogą niż wylewanie żalu i nienawiści w pustkę bez żadnego zrozumienia u innych. Gdy w życiu podejmuje się różne drogi zachowania czy myślenia można dojść do wniosku że całe życie jest jedną długą drogą i nie ma idealnej drogi, każda ma dziury i ostre zakręty. Nigdy nie podążałem autostradą do nieba,drogi nagrody po śmierci za obranie tego, a nie innego stylu postępowania i myślenia, modłów i podobnych niedorzeczności. Szukam dla siebie takiej drogi z której bym
miał korzyść teraz za życia i która zgadzała by się z moją naturą, moim wewnętrznym ja, w której bym się odnalazł i jednocześnie zatracił.
-Chciałam panu przyszłemu świniarzowi oświadczyć że mama powiedziała że nie będzie katastrofy jeśli się nie uda z tą świnią, powiedziała też że będzie się modlić żeby ci się udało wyhodować tę świnię. I ja też się będę modlić żebyś kiedyś odzyskał rozum.
-To miłe, ale nic to nie da ponieważ wszystko zależy od moich zdolności planowania i gruntownego przemyślenia tematu jakim jest teraz dla mnie hodowla świni.
-Wszystko dlatego że nie wierzysz w Boga, ale pamiętaj że Bóg cię kocha.
-A ty kochasz Boga?
-Przecież wiesz że kocham Boga.
-A kogo bardziej Boga czy mnie?
-Oczywiście że Boga.
-A to dziwne.
-Co w tym dziwnego ?
-Bo ludzie kochający bardziej Boga niż bliźniego zwykle są podli, często zbliżając się do Boga oddalają się od drugiego człowieka i potrafią nawet zabijać ludzi w imię miłości do Boga.
-Myślałam że wyjaśniliśmy sobie że skończysz filozofowanie w zasięgu mojego słuchu, oczywiście tak jak ustaliliśmy
możesz sobie filozofować, ale tak żebym tego nie słyszała.
-O ile dobrze pamiętam ustaliliśmy też że nie będziesz mnie nawracać.
-Z tego wynika że jesteś opętany skoro przeszkadza ci modlitwa w twojej intencji.
-Być może jestem opętany i chcę nadal być opętany.
-Myliłam się, przede wszystkim jesteś idiotą.

Mariole poznałem kilka lat wstecz, początek znajomości był dziwny jeśli chodzi o komunikację, oboje próbowaliśmy oczarować się nawzajem swoją osobą. Przypuszczałem że najlepszą moją cechą jest skłonność do filozofowania, przemyśleń, wyciągania trafnych wniosków. Słuchając mnie z grzeczności potakiwała, ale zupełnie nie rozumiała o
czym ja mówię. Kiedy skończyłem swój wywód ona prezentowała swoje proste myśli zwykle o Bogu, okraszając to wyświechtanymi frazesami z Nowego Testamentu. Doprowadziło mnie to do przemyśleń że gdyby wyjąć z tej księgi Boga to
byłby to zbiór bardzo prostych myśli, kierowanie się nimi w budowani relacji międzyludzkich jest korzystne z psychologicznego punktu widzenia. Wiele z nich można by psychologicznie uzasadnić jako dobre wzorce egzystencji
w stadzie. Genialnym było wplątać Boga w tą prostą filozofię, zapewniło jej to popularność i przetrwanie. Może się
też zrodzić z tych wszystkich świętych pism patologia, a zachodzi ona wtedy gdy ktoś kocha Boga bardziej niż bliźniego. Chętnie bym zapytał Jezusa gdybym żył w tamtych czasach kogo bardziej kocha; bliźniego czy Boga. Każda prosta odpowiedz na to pytanie wyprowadziłaby go na manowce. Ogólnie wygląda to tak że jedni jak Mariola ślepo wierzą i są szczęśliwi, drudzy nie wierzą i mają satysfakcję w poddawaniu Boga pod wątpliwość i znajdowaniu błędów
trzeci najszczęśliwsi i najmądrzejsi nie myślą o Bogu zupełnie; jest lub go nie ma, nie interesuje ich to mają ważniejsze sprawy na głowie. To może powrócę do ważnej dla mnie sprawy jaką jest świniobicie. Pierwsze stworzę obraz
tego co chcę osiągnąć. Celem byłoby siedzenie, w dodatku nie sam, przy dużym stole konsumuję golonkę i zapijam dobrze schłodzonym piwem. Unosi się zapach gotowanego mięsa, masarz popija wódkę ze szklanki i ostrzy nóż. Nie muszę
nic robić, Mariola się trochę krząta jak to kobieta. Alkoholu jest tak dużo w lodówce że nie mam absolutnie żadnych obaw żę zabraknie, z jedzeniem jest tak samo. Absolutnie się nie upijam, ale cały czas jestem na średnim rauszu. Stukam się z innym biesiadnikiem kuflem. Nie, to nie możliwe ten akurat nie żyje. Nie, ten też nie żyje. To może Darek? Gdzie ja go znajdę? Może wrócił z zagranicy? Nie, to raczej wątpliwe. Marcin? Marcin jest zbyt normalny. No nie mam kogo umieścić przy biesiadnym stole. Jedni znormalniei i nie pasują do mojego stołu, inni wyjechali za granicę. Najgorsze jest że tylu nie żyje, Mariola by powiedziała że na własne życzenie i ja mam podobne zdanie; ćpali bez żadnego umiaru, bez przerw, najciężej uzależniające makowe przetwory i doprowadziło ich to do śmierci. Ale w zasadzie ja nie byłem dużo lepszy, otarłem się dwa czy trzy razy o śmierć. Przyganiam zatem jak kocioł garnkowi.
Nie wrócę już do tej bolesnej,lecz momentami bardzo przyjemnej drogi. Wszystkie dragi są mi znane, przebyłem drogę od okazyjnego palenia haszu przez całą masę psychodelików do totalnej destrukcji uzależnienia od heroiny. Też bym prawdopodobnie już nie żył gdyby nie dopadła mnie po raz pierwszy ostra psychoza. Wszystkie dragi przestały działać
męczyłem się potwornie i trafiłem na sześć tygodni do szpitala psychiatrycznego. Ta tragedia zapoczątkowała mój rozwój, zacząłem szukać w książkach wyjaśnień tego co mi się przydarzyło. Znajdowałem ukojenie w filozofii, szukałem lekarstwa w psychologii. Delektowałem się obrazami z kart różnorakich powieści. W końcu pogodziłem się z brutalną prawdą że już nigdy nie będzie tak jak było zanim zachorowałem. Są lekarstwa które redukują objawy choroby, ale niestety mają niepożądane działania uboczne, jednak dużo większy jest zysk z ich przyjmowania.
-Edek, myślałam trochę o tobie.
-To miło z twojej strony.
-I wiesz do jakich dochodzę wniosków?
-Nie mam pojęcia.
-Myślę sobie że coś jest w tym opętaniu o którym mówiłam wcześniej.
-Jakim opętaniu?
-No chodzi o ciebie, nie jest to takie opętanie jak z horroru ale coś w tym jest. Możesz być psychopatą albo socjopatą nie znam się na tym, ale kiedy się mówi o kimś że jest psychopatą czy socjopatą to on właśnie przypomina mi ciebie.
-Skąd takie wnioski?
-Po twoim zachowaniu gdy dzieje się coś złego dla społeczeństwa.
-A dokładnie to po twoim uśmieszku gdy dowiedziałeś się o katastrofie smoleńskiej. Ja już myślałam że zaczyna się choroba, ale tobie po dwóch dniach zniknął uśmieszek i zacząłeś narzekać że ciągle tylko o tym w tv.
-Po prostu miałem dobry humor i tyle, w dodatku nikt nie zmusi mnie do smutku, żadna żałoba narodowa, mam prawo się nawet śmiać. Dodam że nie znałem tych ludzi którzy zginęli to na jakiej podstawie mam odczuwać jakikolwiek smutek?
-No dobra, a jak wyjaśnisz to że gdy wybuchnęła pandemia to byłeś wręcz podniecony, godzinami siedziałeś w necie. A ja cię obserwowałam pierwsze straszyłeś, a później nauczałeś ich jak jakiś guru.
-Nie zrozumiesz tego, ale powiem że myślałem że nadarzyła się okazja aby przebić się do ludzi ze swoimi myślami i przemyśleniami.
-Te twoje myśli są dwa wieki do tyłu, zerkałam do tych twoich książek,mało z tego rozumiem, ale te twoje filozofowanie jest podobne. Nie możesz zając się czymś na czasie? Teraz jest bardzo popularny rozwój osobisty.
-Nie wiem czy wiesz, ale niecałe dwa wieki temu pewien filozof wymyślił komunizm i jest on do dziś obowiązującym ustrojem w wielu krajach.
-Ha ha ha a ty jak nazwiesz swój ustrój? Proponuję debilizm ha ha ha.
-Jak możesz się śmiać z czegoś czego zupełnie nie rozumiesz?
-Bardzo łatwo, zawsze lepiej się śmiać niż narzekać.
-Czy ja aż tak bardzo narzekam?
-Oj bardzo,ale wiem dlaczego, rozmawiałam o tym z koleżanką i ona powiedziała że prawdopodobnie to przez te wszystkie prochy. Żyłeś jak w raju, w błogości i nic cię nie interesowało co się dzieje w okół ciebie, teraz wytrzeźwiałeś i jesteś bardzo niezadowolony. Ona studiuje psychologię to się chyba zna, co?
-Niewykluczone że coś w tym jest.
-zawsze byłeś uparty nic do ciebie nie dociera poza tym co urodziło się w twojej chorej głowie. Mógłbyś choć raz przyznać mi całkowitą rację.
-Nie mogę się zgadzać z czymś co nie jest do końca udowodnioną przeze mnie prawdą.
-Gdybyś wszystko zaakceptował takim jakim jest byłbyś szczęśliwszy, tak powiedziała koleżanka bo długo jej o tobie opowiadałam.
-Nie zamierzam się sugerować słowami twojej koleżanki, zresztą akceptacja nie jest dla mnie twórcza.
-A po drugie to bujasz w obłokach i nie wiadomo czy z tej świni cokolwiek będzie czy to nie zostanie kolejnym twoim niezrealizowanym marzeniem.
-Nie chce podchodzić do hodowli zwierzęcia będąc nieprzygotowanym, wszystko muszę gruntownie przemyśleć i zaplanować.
-Wszystko ci kiedyś przypomnę i tedy ja trochę ponarzekam.
-Dobra, to powiedz konkretnie na co narzekam.
-Na to że jest coraz większa drożyzna, a pieniędzy ubywa, na polityków, na księży, na coraz większe niszczenie środowiska itd.
-Przyznaję ci zupełną rację są to rzeczy na które warto narzekać.
-Ale ja nie powiedziałam że warto.
-To się rozumie samo przez się.
-To jest zrozumiałe kiedyś jest się starym dziadkiem, a ty masz dopiero 40 lat! Widocznie postarzałeś się przez te twoje stare książki.

Może rzeczywiście za bardzo odlatuje do przemyśleń o sprawach oderwanych od rzeczywistości. Myślę że na to też pomogła by świnia, bo gdyby w przyszłości mieć gospodarstwo i czuć jedność z naturą i może nawet uprawa jakichś roślin, warzyw, może nawet tytoniu; samowystarczalność, niezależność, zwierzę, ziemia, natura. To jest to co mogło by mi pomóc zejść na ziemię. Życie uporządkowane zgodne z naturalnym cyklem pór roku, wegetacji roślin, sianie, zbieranie plonów , w zimie zwierzę pod nóż, kto wie może nawet produkcja bimbru? Bimber może nie jest warty zachodu bo wódka nie jest specjalnie droga i nie pije się jej codziennie , ale tytoń to myślę że warto, wykańczają mnie finansowo tymi cenami
wyrobów tytoniowych. Nie zamierzam rzucać palenia, sprawia mi to przyjemność i akceptuję że nie jest to elementem zdrowego stylu życia, krótko mówiąc; szkodzi. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę mimo to chce kontynuować nałóg palenia. No i oczywiście kury, kury to podstawa, ale ja nie zacznę od kur, zacznę od świni. Według mnie jedna świnia nie jest wypływaniem od razu na głęboką wodę. To ma sens, gospodarstwo w przyszłości, ale małymi kroczkami, nie wszystko od razu. Może za kilka lat będę przywiązanym do ziemi beztroskim gospodarzem. No może kilka bardzo "życiowych problemów"
jak powiększyć chlew? Czy; kiedy wreszcie spadnie deszcz?Wkroczyłem w wiek średni czas poważnie myśleć o życiu, zwłaszcza o tym co dalej. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Jednak tylko czas pokaże czy dam radę w zderzeniu z tematem jaką jest hodowla świni,nie jestem w stanie zmierzyć swoich sił w związku z nim. Może trochę w kierunku normalności, nie że od razu integracją z wsią i rolnikami, ale na zasadzie zerwania z bezczynnością, nieróbstwem, bujaniem w obłokach. Może dostrzegę w końcu plusy mieszkania na wsi, od zawsze nie po drodze mi było z tą moją wsią z tymi ludźmi, nieprzyjemnie uderzała mnie ich prostota, uważałem się za kogoś lepszego i przeklinałem że urodziłem się i muszę mieszkać na wsi. Często jest tak że ludzie żyją w mieście, tam osiągają sukcesy, a później lądują na wsi, odpoczywając od miejskiego życia. Oczywiście lepiej by było dla mnie gdybym od dziecka wychowywał się w środowisku miejskim o znacznie wyższej kulturze,a teraz przybył na wieś w tym właśnie wieku lat 40stu.Tak właśnie myślę że byłoby to lepsze. Mój dom w którym mieszkam z Mariolą jest dosyć duży, aż za duży jak na dwie osoby. Nie wiem czy kiedykolwiek będę członkiem swojej rodziny, z tego co czytałem skoro z Mariolą oboje jesteśmy chorzy to dziecko jest szansa prawie pół na pół że nie odziedziczy po nas choroby. To dużo, za dużo. Zresztą nie wiem po co mi to, może kiedy ma się dzieci to łatwiej umierać, ale z drugiej strony ma to znaczenie takie jak każda inna rzecz pozostawiona na ziemi, po śmierci już nie będzie to miało dla mnie żadnego znaczenia, bo mnie nie ma. Gdybym był całkiem udany to myślałbym całkiem inaczej i dążyłbym do pozostawienia genów na ziemi, a tak to jestem nieudaną próbą natury,nie rozmnożyłem się, moje geny są skazane na wymarcie.
-Edek, oświadczam ci że nie zamierzam cię dłużej okłamywać.
-O co konkretnie chodzi?
-O to że chodzę do kościoła czasami, nie mówiłam ci o tym bo myślałam że będziesz mnie krytykował,a wiesz że nie lubię
się kłócić.
-A ja już myślałem że chodzi o coś poważniejszego.
-Czyli nie masz nic przeciwko?
-A broń Boże, chodź sobie co mi do tego?
-Czyżbyś nagle zmienił zdanie na temat kościoła?
-Ja szanuje kościół katolicki jak organizację,wroga powinno się szanować, początki katolicyzmu giną w mrokach dziejów, ale będzie miał niecałe dwa tysiące lat, w każdym razie grubo ponad tysiąc pięćset lat, ma własne państwo. Za wszelką cenę walczy o przetrwanie dlatego kuma się z każdą władzą, no może wyłączając komunistów. Na polskich ziemiach przetrwał dziesiątki lat komunizmu, był niszczony ale ciężko było go wytępić jak karalucha i nie udało się to, bo odrodził się w całej krasie po upadku komunizmu, a teraz ten karaluch tak się rozprzestrzenił na tych ziemiach że już żadna siła go nie wytępi.
-Bardzo piękna mowa, skojarzyłeś mi się teraz z Hitlerem. Ty nie jesteś zły, tylko zawsze idziesz pod prąd i to jest
właśnie twoja głupota.
-A ja myślę ze właśnie tacy jak ja tworzą historię, nie podoba im się zastany porządek i starają się to w jakiś sposób zmienić. To że nie zawsze się im to udaje to inna sprawa.
-Szanuję twoje zdanie i nie będę odbierać ci marzeń że uda ci się zmienić na lepsze życie milionom ludzi, bo właśnie uważam że o tym marzysz. I na tym zakończmy bo nie mam zamiaru zgodnie z ustaleniami wysłuchiwać twoich filozoficznych przemyśleń.
-To może porozmawiajmy o twoim zainteresowaniu teoriami spiskowymi, nie jeden raz widziałem że czytasz te bzdury i uważam że to jest właśnie najgłupsza rzecz pod słońcem czytać takie głupstwa.
-Owszem czytam z ciekawości i rozmawiam o tym z koleżankami, a nie z tobą, to dlaczego cię to martwi?
-Bo to głupie i tyle, w dodatku pokarm dla urojeń jak zresztą religia.
-Może dla ciebie, ale to miłe że chcesz mojego zdrowia. Powinieneś jednak przejmować się sobą bo ja sobie znacznie lepiej radzę. Na tym zakończmy bo nasza rozmowa powoli zamienia się w kłótnię,a wiesz że nie lubię się wykłócać.

Czytałem gdzieś że lekarze psychiatrzy są grupą zawodową w której najczęściej zdarzają się samobójstwa. Rozumiem ich, mogą się załamać z wielu powodów. Ciekawi mnie czym się kierowali w wyborze tego, a nie innego kierunku. Praca zdaje się łatwa; ogranicza się do zlecania leków w odpowiedzi na konkretne objawy chorobowe które przejawia pacjent, w dodatku "czysta", praktycznie; bez krwi, bez zaglądania do gardła czy innych miejsc, bez obmacywania chorych narządów, rzadko kiedy kogoś osłuchują stetoskopem. Dla wielu wymarzona, w dodatku kiedy kogoś interesują tajemnice chorób psychicznych. W pracy raczej zadawanie pytań niż udzielanie odpowiedzi. Oczywiście dysponują serią odpowiedzi raczej wymijających niż konkretnych, prawda bywa brutalna zwłaszcza dla psychicznie chorego. Na początku może być fajnie, ale
po pewnym czasie zdają sobie sprawę że zostali otoczeni przez bandę idiotów którzy zachowują się jak przedszkole rozdartych ADHDodowców, te wszystkie krzyki i lamenty, agresja której podłożem są urojone krzywdy,w dodatku gdyby im pozwolić "wyszliby człowiekowi na głowę", gdy tylko pojawia się lekarz na oddziale zamkniętym pojawia się grupa interesantów z prośbami, pytaniami czy zgłaszającymi jakieś wyolbrzymione problemy. Dlatego po jakimś czasie ich strategią jest maksymalny dystans i jak najrzadszy kontakt z pacjentem. Niektórzy nawet przejawiają surowość i u niektórych pacjentów budzą strach i to jest według mnie najlepsze wyjście by zyskać respekt i posłuszeństwo.
W dodatku świadomość że pracują w kraju gdzie na każdym kroku czyha urojenie, które jest akceptowane i uważane za prawdę w dodatku najważniejszą dla człowieka prawdę. Zmartwychwstania i inne cuda,objawienia, proroctwa, cudowne uzdrowienia za sprawą wstawiennictwa świętego, moc modlitwy, opętania i egzorcyzmy i itd. Nikt nie powie otwarcie że wiara w to wszystko nie jest korzystne dla chorego psychicznie. Kolejnym niekorzystnym spostrzeżeniem jest bezsens tak
długiej i wymagającej tyle pracy z ich strony edukacji. Trochę psychologi i znajomość kilkudziesięciu rodzajów leków
to by mogło im wystarczyć. Czytałem kiedyś również że ktoś się podszył pod psychiatrę i znalazł pracę w szpitalu psychiatrycznym, zdemaskowany został przypadkowo po wielu latach pracy w zawodzie psychiatra. Do psychiatry chodzę, z psychologiem też kiedyś pracowałem. Nie ma sensu mówić o hodowli świni bo wiem jak by to wyglądało. Powiedział bym; panie doktorze chcę hodować świnię, a on na to;świnię..?! A tak świnię, rozumiem. O wiele dłuższa byłaby rozmowa z psychologiem; dlaczego akurat świnia? Czy już miałem kiedyś jakieś zwierzęta? Jak widzę przyszłość tej świni? Jak długo zamierzam ją hodować?Czy mam dla niej odpowiednie warunki? Co na to moi bliscy? Czy mam odpowiednie przygotowanie? Czy uważam że sobie poradzę? Itd. Znając metody pracy psychologa z powodzeniem mogę poradzić sobie bez niego zadając sobie te pytania i sam na nie odpowiedzieć. Wracając do psychiatrów to lepiej im chyba pracować w poradni, zadaje pytanie po czym pisze, pisze i pisze,kolejne pytanie i pisze, pisze i pisze, kilka pytań a na końcu wypisuje receptę. Oczywiście cześć wiedzy się przydaje do opisywania, tworzą historię choroby, piszą wypisy ze szpitala, tu trzeba przyznać że jakąś wiedzę muszą posiadać, ale nie musi być ona zbyt duża. Sam próbowałem pomagać chorym psychicznie słowem, Marioli głownie oraz przypadkowo napotkanym osobom, zawsze spotykał mnie zawód i odstąpiłem
od tego.
-Edek, jesteś mi potrzebny.
-To miłe z twojej strony.
-Nie mów tak,bo nie wiesz o co mi chodzi.
-A o co chodzi?
-Musze kupić słuchawki,nie wiem jakie, a ty się znasz na tym.
-Ale przecież masz słuchawki.
-Popsuły się, coś przerywa w jednej słuchawce.
-To może wystarczy naprawić, mogę sam spróbować naprawić.
-Chcę nowe.
-Ale po co wydawać niepotrzebnie pieniądze skoro te co masz są całkiem dobre i wystarczy naprawić.
-Chce nowe i już. Kupuje za swoje pieniądze i nie powinno cie obchodzić. Zobacz te modele.
-W zasadzie twoja sprawa.
-Moja sprawa i twoja wina.
-Dlaczego moja wina ja nie dotykałem twoich słuchawek.
-Chodzi o to że gdybyś słuchaj normalnej muzyki jak ja, moglibyśmy się złożyć na sprzęt z kolumnami, a nie umawiać się
że każdy słucha swoje muzyki na słuchawkach.
-Dlaczego twoja muzyka ma być normalniejsza od mojej.
-Bo większość słucha popu, ta muzyka jest najbardziej popularna i nawet sama nazwa wskazuje. Normalni ludzie słuchają popu.
-O gustach nie powinno się dyskutować.
-Ale ja uważam że to czego słuchasz ten cały blues jest jakiś mroczno smutny, nie mówiąc już o tym twoim jazzie gdybym
ja tego musiała słuchać to zwariowała bym od tego.
-Musisz zrozumieć że akurat taka muzyka porusza struny mojej duszy, może w tej materii jaką jest muzyka jestem bardziej skomplikowany do ciebie.
-Ale powiem ci że myślę że jest szansa dla ciebie bo gdybyś słuchał satanistycznego metalu to byłbyś zgubiony. Ale gdybyś powiedzmy kilka przez kilka godzin słuchał tego co ja słucham to niektóre kawałki mogły by ci się spodobać.
-A ja myślę że i odwrotnie gdybyś ty przez kilka godzin słuchała tego co ja słucham to niektóre kawałki mogłyby ci się spodobać.
-Być może, ale to ty w tym względzie powinieneś pierwszy zrobić krok.
-Zostawmy ten temat i dajmy sobie wolność gustów muzycznych. Te słuchawki wydają się być najlepsze, ale warto by jeszcze poczytać opinię użytkowników którzy je kupili.
-Zdaje się na twoją opinię, może kolor nie do końca mi odpowiada ale kupuje je.

Czy ona zawsze musi mi przerywać kiedy dochodzę do tak ważnego tematu filozoficznego jakim jest ogólnie samobójstwo.
Psychiatrów już przemyślałem,a co do reszty to trzeba się zastanowić. Akt samobójczy jest odebraniem sobie możliwości bycia jeszcze kiedykolwiek szczęśliwym. Co do samego szczęścia to jest ono celem życia. Na pewno warto być szczęśliwym.
Zdarza się że samobójstwo jest nieprzemyślanym krokiem kiedy człowiek znalazł się w czarnej dziurze smutku i rozpaczy.
I może nawet nie widzieć możliwości zmiany tego stanu, są specjaliści i leki na depresję kiedy ona jest przyczyną , ale najważniejsze jest mieć świadomość że nic nie trwa wiecznie i nawet kiedy teraz jest beznadziejnie to wystarczy robić na początku nawet małe kroki żeby to zmienić. Oczywiście nic nie przychodzi od razu, ale po czasie można dojść do stanu
w którym nachodzi człowieka refleksja; o jak dobrze że wtedy, a wtedy nie popełniłem samobójstwa. Jak to mówią ; karta nie świnia i o północy się zmienia, co można odnieść do życia; że los może się odmienić. I tak zwykle bywa, ale
trzeba trochę chcieć i mieć siłę do zmian. A kiedy się nie potrafi samemu to szukać pomocy specjalistów. Gdyby jednak całkowicie wykluczyć możliwość bycia kiedykolwiek szczęśliwym to samobójstwo czy eutanazja jest dobrym rozwiązaniem.
Z pewnością są przypadki kiedy można wykluczyć bycie kiedykolwiek szczęśliwym, wszystkie metody zawiodły, nawet narkotyki, brak innych dróg, człowiek jest nieszczęśliwy i chce umrzeć, to dlaczego mu tego zabraniać?Jednak przed podjęciem takiej decyzji trzeba spróbować wszystkich możliwych metod aby ulepszyć życie w kierunku bycia szczęśliwym czy to pacjenta czy to kogoś kto kieruje się własnym zdaniem i nie ufa specjalistom. Może nawet ktoś wierzy w to że być
może byłby kiedyś jeszcze szczęśliwym ale dotarcie do tego punktu swojego życia będzie wymagało dużego i długiego cierpienia. Ale to też ma plusy bo można być dumnym z siebie że się przetrwało takie męki i opowiadać każdemu jakie to
ja przetrwałem biedy. Gdy byłem młody żyło jeszcze pokolenie czasów II wojny światowej i nasłuchałem się jak to było za Niemca i co ja wtedy przeżyłem. Odczuwa się wtedy satysfakcję z siebie z tego że się to przetrwało. Jeszcze inni, tych jest więcej, przeżyli komunę. Obiektywnie nacierpieli się mniej, ale też niech mają swoje historie. Teraz ludzie są słabi bo wydarzy im się jakaś większa przykrość i dla nich to koniec świata. Chociaż ludzie od zawsze popełniają samobójstwa z powodu nieszczęśliwej miłości, większą głupotą jest dla mnie tylko popełnianie samobójstwa na wzór swojego idola lidera zespołu X. A jest to przypadek częsty i rodziły się dylematy jak to zakomunikować w mediach. To prawda nie
jestem romantykiem, nie czytam ani nie pisze wierszy, nigdy ich nie lubiłem zwłaszcza ich omawiania na lekcjach w szkole. Oczywiście dla niektórych mają swój urok, jednak dla mnie najczęściej są zbyt patetyczne i smutne. Nie miało dla żadnego pożytku przymusowe uczenie się na pamięć wierszy w szkole, nauczyłem się, wydeklamowałem i starałem się zapomnieć. Teraz wiem że się udało zapomnieć nie pamiętam żadnego, tylko trochę inwokację, tego cholerstwa trudno się
pozbyć. A dajmy na to wykraczający poza moje zrozumienie przypadek fali samobójstw po publikacji Wertera wśród czytelników. Przeczytałem powieść o nieszczęśliwej miłości i popełniam samobójstwo jak główny bohater. Zatem gratuluję
podjęcia definitywnego rozwiązania jaką jest śmierć pod wpływem lektury. Myślę że to działo się w konkretnej epoce i ludzie wtedy myśleli tak, a nie inaczej, bo innej odpowiedzi nie znajduję. Lepiej o tym nie myśleć romantyzm odrywa od rzeczywistości. Dobrze że w hodowli świni jest zerowy wskaźnik romantyzmu. Prosta zwierzęcość bez wzniosłych uczuć. To nawet mogłoby być terapeutyczne dla takich właśnie "zabujanych" nieszczęśliwie.
-Edek, o czym tym razem tak intensywnie myślisz? Chociaż raz mi zdradź.
-Mariola, nie zrozumiesz już o tym rozmawialiśmy setki razy.
-Siedzisz sztywno, wpatrujesz się w jeden punkt i w dodatku żyłka ci pulsuje na skroni. Każdy kto cie zna chciałby wiedzieć o czym ty tak myślisz.
-Zdradzę że o istotnych dla mnie zagadnieniach.
-Powiedz o czym konkretnie, ale tak żebym zrozumiała.
-O samobójstwie Mariola.
-Na miłość boską, czyś ty zwariował ? Chcesz popełnić samobójstwo?
-Nie w takim sensie jak myślisz.
-A jakim innym sensie można myśleć o samobójstwie?
-Na przykład dlaczego ludzie je popełniają.
-A po co ci to wiedzieć i po co myśleć o tym?
-Bo to jest bardzo ważna kwestia filozoficzna.
-Powiem ci jedno, co mi raz ktoś kiedyś powiedział; im mniej myślisz tym jesteś szczęśliwszy.
-No właśnie; szczęście. Jak myślisz Mariola czy będziemy jeszcze kiedyś szczęśliwi ?
-Ja jestem szczęśliwa, a ty jak nie jesteś szczęśliwy to zamiast myśleć o tym i się męczyć to powiedz o tym lekarzowi.
-Jestem trochę szczęśliwy, ale chciałbym być jeszcze szczęśliwszy, to może zapytam ; czy będziemy jeszcze kiedyś szczęśliwsi niż teraz?
-To zależy głównie od ciebie, gdybyś mnie słuchał byłbyś na pewno szczęśliwszy. I nie myśl tyle nad takimi tematami tylko planuj hodowlę tej twojej świni.
-Naszej świni.
-No dobra; naszej świni.
-Na obecnym etapie pośrednio szukam korzyści z posiadania świni.
-Myśl o czym chcesz tylko nie chcę słyszeć że myślisz o samobójstwie.
-Zrozum że muszę się poruszać na różnych obszarach,aby znaleźć jak najwięcej korzyści z posiadania świni.
Im więcej znajdę korzyści tym będę bardziej zmotywowany, sama wiesz że wymagam ciągłej motywacji i nie jest to mój
wymysł tylko magister psycholog tak stwierdził, sama czytałaś, gdzieś to miałem w papierach i ci pokazywałem, pamiętasz ?
-Coś mi się przypomina, coś takiego czytałam i myślę że to właśnie ja odgrywam ważną rolę jeśli chodzi o motywację
bo motywuję cię do zamian na lepsze i to jest ważniejsze niż świnia. Świnia nie potrafi mówić i nie przemówi ci do rozsądku.
-Mariola, my się teraz całkowicie nie rozumiemy.
-Ja to już dawno zauważyłam.

Niezrozumienie jest powszechne. Moja babka nie rozumiała dziadka, dziadek nie rozumiał babki, a mimo to byli ze sobą długie lata. Ciągle się kłócili ze sobą, nie zamierzam nigdy powielać tego błędu. Niezrozumienie jest akceptowalne, za to kłótni nie akceptuje. Dziadków kochałem najbardziej, może niedostatecznie ich szanowałem i tego już nie naprawie.
Starość często idzie w parze z mądrością, ale nie zawsze, często idzie też w parze z dobrocią. Człowiek żyje,żyje,żyje,
w pewnym momencie ma ogromne doświadczenie, ma swoją opinie na różne tematy ,wiele przeżył, dochodzi do wniosku że warto być dobrym,
kochającym itd. i w niedługim czasie po odkryciu tych prawd umiera. To trochę bez sensu. Wszystko zaczęło się sypać w rodzinie od śmierci dziadka i też sypać w moim życiu. Dziadek umierał, a ja byłem pierwszy raz w psychiatryku. Na pewno
nie bolało go nic psychiczne gdyż zatracił kontakt z rzeczywistością. Gdy tak myślę to wydaje mi się że jestem chodzącym nieporozumieniem. Czy to mój dziadek, czy to ojciec, wybrali niewłaściwe partnerki. Wszystkie kobiety w rodzinie od strony matki gardłowały, mam na myśli że używały krzyku, podniesionego głosu i nawet fałszywego płaczu.
Mądrość każe uczyć się od starszych, ale też nie powielać ich błędów, bo gdybym zauważył że moja partnerka zaczyna krzyczeć czy się wydzierać lub wymuszać coś na mnie płaczem, pożegnał bym ją niezwłocznie. Dziadkowie zaszczepili we mnie zainteresowanie wielkimi postaciami. Niekoniecznie określanych jak te pozytywne postacie w historii, ale wielkości
nie można im odebrać. Jeden dziadek mimo iż pracował niewolniczo u bauera nie przestawał fascynować się Hitlerem, drugi
zaś uważał że Stalin w każdym względzie przewyższał Hitlera. Gdy byłem dzieckiem spotykali się i siadali na ławce i toczyli spory; Hitler zrobił to i to, ale Stalin z kolej zrobił tak i tak, Hitler z kolei zrobił taki ruch, Stalin zrobił podobnie ale lepiej. Do dzisiaj nie potrafię opowiedzieć się za żadną z tych stron. Gdy tylko wchodzę w skrzydło
komunizmu wypowiadam związane z tym myśli w bardzo Hitlerowskiej retoryce. Wybór jednej z tych stron wiąże się z całkowitym zanegowaniem drugiej w każdym względzie. Nie podoba mi się że na świecie jest tyle kontrastujących ze sobą systemów czy dróg myślenia. Podążając jedną tracisz szacunek u drugich i trudno później wybrać drogę tych drugich i nią podążać bo zarzucają że byłeś w tych pierwszych. Można się nawrócić, ale ludzie coraz mniej wierzą że ktoś może się zmienić. Przyjęła się metoda wyszukiwania Bolków w życiorysach. Moim zdaniem niepokalany życiorys świadczy o małym doświadczeniu i ogólnie małej znajomości życia, często niewiedzy i głupocie. To że ktoś mówi że coś jest złe i drugi w to ślepo wierzy, odbiera mu wszystkie "ale" związane z zakosztowaniem tego zła. Odebrałoby mi elastyczność gdybym od dziecka był wychowany w jednej wierze, w jednym konkretnym myśleniu, skazane mi było trzymać się jednej ideologii.
Odebrało by mi to też znajdowanie błędów drogi którą aktualnie podążam.
-Edek, nie czujesz się dziwnie że tak opustoszało przez tego wirusa, ta cała kwarantanna i strach?
-Nie przeszkadza mi to.
-No tak bo ty nie masz kolegów, a ja mam koleżanki i nawet nie mogę ich odwiedzić.
-To jak już siedzimy w domu to pogadajmy o czymś.
-O czym?
-No nie wiem, może powiesz o czym teraz rozmyślasz.
-O dziadkach.
-Niech zgadnę; martwisz się o starszych lub chciałbyś iść na cmentarz, bo nie wolno, a jednym wolno i ta cała afera z tym związana skłoniła cię żeby mim zakazu iść to by pasowało do ciebie.
-Ani jedno ani drugie. Wiesz że unikam cmentarzy i pogrzebów, na matki pogrzeb poszedłem bo bym sobie później zarzucał że nie byłem. Ale na pogrzebach dziadków nie byłem.
-Na pewno im teraz przykro że nie byłeś.
-Szczerze w to wątpię, zresztą ja ich nigdy nie pożegnałem dalej toczą gdzieś głęboko w mojej głowie swoje spory. Jakby walczyli o duszę swojego pierwszego wnuka.
-Dziadkowie toczą spory w twojej głowie? To ciekawe, a powiedz mi czy zażywasz leki?
-Oczywiście że zażywam, to mi już weszło w krew czyli stało się nawykiem.
-Tylko cię ostrzegam żebyś znowu nie uznał że już jesteś zdrowy i odstawił.
-Bez obaw, wyrosłem z tego błędu.
-Ale jest mały postęp, nie myślisz już o śmierci tylko o dziadkach to jest oddalenie jakby od śmierci małe ale zawsze.
Najlepiej gdybyś zmienił myślenie o 180 stopni.
Dlaczego mam jej nie posłuchać 180 stopni od śmierci ze starości to mi wygląda na śmierć przed narodzinami.
Każdy temat jest warty przemyślenia dlaczego mam nie przemyśleć aborcji?
Nie jestem kobietą i nie powinno mnie to zajmować ale dlaczego nie mieć zdania?Kiedy jestem za aborcją?
Według mnie są są pewne granice za którymi upośledzenie stanowi że nie jest to człowiek ale stworzenie w dodatku cierpiące. Stawał bym na głowie żeby usunąć , nie chciałbym nigdy nie słyszeć słów; dziecko urodziło się zdrowe.
Nie chciałbym dźwigać krzyża którym jest upośledzone potomstwo. Są różne domy opieki dla takich stworzeń i jest to dla mnie dobre rozwiązanie,gdyby całkowicie zabronili aborcji, ale rozmawiałem z jedną kobietą i powiedziała że źle by się czuła z tym że gdzieś tam żyje jej upośledzone dziecko i może być źle traktowane. To nie są pobudki eugeniczne, ale humanitarne. Może to ostre słowa, lecz Świnia hodowlana osiąga poziom intelektu zdrowego trzylatka,
a takie stworzenie może nigdy nie osiągnąć takiego poziomu. A sam jego widok razi odczucia estetyczne. Akceptowalne jest dla mnie upośledzenie fizyczne, to zwykłe nie czyni z kogoś stworzenia, ale jestem przeciwnikiem upośledzenia
umysłowego w znacznym stopniu które zwykle idzie w parze z upośledzeniem fizycznym. Nie wchodzi w granice człowieka stworzenie w pewnym wieku, powiedzmy 12 lat, nie umie mówić, czytać i pisać czyli pozostaje na poziomie zwierzęcia.
Gdyby ktoś wiedział że urodzi mu
się takie dziecko to nigdy by go nie robił, a jeśli mimo to chciałby być ojcem takiego stworzenia to istotnie mija się
z człowieczeństwem. Dlatego usuniecie go w życiu płodowym jest jak najbardziej z nim zgodne. Gdy zaś wszystko wskazuje że urodzi się zdrowe to w takim wypadku jestem sceptyczny jeśli chodzi o aborcję, nie można przewidzieć jaką role odegra w społeczeństwie, jaka będzie jego przydatność dla ogółu, jest bardzo wiele niewiadomych, oczywiście może się zdarzyć że po narodzeniu taki mały człowiek zostanie zabity z reki matki, i tedy jest to porażka ojca, matki i instytucji opieki społecznej, dziadków, babć , wujków i cioć. Dopuszczam też aborcję gdy jest zagrożone życie matki oraz płód jest wynikiem gwałtu. Zasadniczo też nie odbiegam od odwiecznych praw natury świata zwierząt, gdzie upośledzony osobnik ginie bardzo szybko po narodzinach, o ile jego wada nie jest uwarunkowana ewolucyjnie. Jest to kwestia o tyle dla mnie ciekawa bo nie spotkałem się z żadnym filozofem który wypowiadałby się w tej kwestii.
-Edek,Myślisz o rodzicach ?
-Czasami myślę, dlaczego pytasz?
-Bo tak pomyślałam że myślałeś o dziadkach to jakbyś mnie słuchał to byś myślał o rodzicach, a później o nas i cały czas o nas i żeby ci tak zostało.
-Mogę się zastosować do twoich rad i pomyśleć o rodzicach.
-Aha i jeszcze chce ci powiedzieć że rozmawiałam z koleżanką o tym twoim zamyśleniu; że się wyłączasz, siedzisz lub stoisz jak słup soli, patrzysz w jeden punkt lub w dal. I chce ci powiedzieć że jesteś usprawiedliwiony bo to objaw choroby,nazywa się to autyzm lub nawet katatonia, nawet ona sama nie jest w stanie powiedzieć, a mówiłam jej o tobie dużo.
-Rozumiem, i dążysz żebym myślał o tym co ty sobie życzysz żebym myślał.
-To prawda ale dla twojego dobra, chodzi mi żebyś się nie zatruwał myśleniem o śmierci i innych przykrych tematach.
-Doceniam to.
Jeśli chodzi o rodziców to chyba nie byli na mnie gotowi wtedy gdy się urodziłem 40 lat temu. Matka wtedy miała lat 18nascie, a ojciec 20dzieścia.Byłi bardzo młodzi i prawdopodobnie nic nie wiedzieli o wychowaniu dzieci. Czasami się
zastanawiam czy nie byłoby lepiej gdybym wychowywał się w rodzinie zastępczej. Gdzieś tak do 18nastego roku życia panicznie
bałem się ojca, był dosyć surowy i często mnie karał. Ten strach był podsycany, straszyli mnie ojcem słowami; poczekaj jak się ojciec dowie to zobaczysz. Matkę kochałem bardzo bo na wiele mi pozwalała. Dlatego gdy ojciec rozpoczął pracę w agencji ochrony i nie było go najczęściej w sobotnie noce, upijałem się ze starszymi kolegami na dyskotekach, miałem wtedy 14nascie czy 15nascie lat. Piłem tak dużo że zwykle wymiotowałem przed dyskoteką, raz czy dwa stoczyłem bójkę po pijaku. Można powiedzieć że ojciec był zbyt surowy, a matka zbyt liberalna w stosunku do moich poczynań. Jeśli chodzi o dzieciństwo to sam nie wiem czy dobrze czy źle go wspominam. Gdy pomyśle o dziadkach to dobrze, gdy zaś przypomnę sobie rozdartą babkę czy lejącego mnie ojca to wtedy źle wspominam. Tak więc były te lepsze i gorsze chwile. Trzeba powiedzieć że rodzice wychowali mnie tak jak umieli. Matka zawsze wyrzucała ojcu się mną nie interesował coś w tym jest ale trzeba zaznaczyć że moimi przewinieniami interesował się bardzo. Mieli co do mnie nadzieję, bo w podstawówce uczyłem się dobrze. Mam też siostrę ona uczyła się gorzej w szkole podstawowej przynajmniej do szóstej klasy. Ale dziwnym zrządzeniem to ona wyszła na ludzi, a mi się to nie udało. Siostra jest sześć lat młodsza. Szkołę podstawową wspominam źle jako pozbawione ciepła i ponure miejsce. Przynajmniej u schyłku lat 80tych. Po upadku komunizmu dużo się zmieniło w szkole. Pamiętam jak pewnego dnia przed lekcjami pani kazała nam wstać, odczułem konsternacje, ona spuściła głowę i rozpoczęła pierwsze słowa modlitwy, nie pamiętam nawet jakiej, chyba nie pamiętam już z pamięci żadnej modlitwy, nie chce sprawdzać bo chcę się pozbyć z głowy tego cholerstwa. Nie wracanie do pewnych rzeczy powoduje że o nich zapominamy, teraz trochę wróciłem, ale nie cisnęły mi się na głowę żadne modlitwy. Gdzieś tak w siódmej klasie szkoły podstawowej znienawidziłem nauczycielki i rzecz jasna moje zachowanie się pogorszyło. Konsekwentnie przez całą moją dalszą edukację nienawidziłem nauczycielek. I dalej konsekwentnie twierdzę że rola kobiet w edukacji powinna kończyć się na szóstej klasie. Nienawiść do nauczycielek przerodziła się w sytuację kiedy przestały do mnie docierać ich słowa.
Według mnie nauczyciel powinien mieć coś z filozofa, a właśnie dziedzina jaką jest filozofia nie obfituje w kobiety, właściwie nie ma żadnej kobiety filozofa, no może Safona, czytałem kiedyś coś o niej ale nie pamiętam już co. Nie przeczę że nie ma mądrych kobiet, bo są, ale są według mnie dziedziny zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn.
Bardzo mnie cieszy że jest dziedzina otwarta, jak każda, dla kobiet w której ich nie ma nie dlatego że nie mogą, ale dlatego że nie potrafią, i to właśnie stanowi o świętości filozofii że nie została skalana kobiecym myśleniem.
Zresztą kobieta została w dodatku całkiem niedawno obnażona przez tych wszystkich uwodzicieli, mistrzów podrywu.
Ich odkrycia są mi znane, bez zbędnej fascynacji i nie czuje też potrzeby powielania ich odkryć. Jeśli miałbym być do bólu szczerym musiałbym powiedzieć że poniżające jest dla filozofa rozprawianie o kobietach, ogólnie kobiety nie są warte zachodu rozmyślania o nich. Moje słowa nie wynikają z męskiego szowinizmu tylko z odwagi i szczerości. Kobieta to materiał dla artysty daje natchnienie poecie, ale nie jest obiektem dla myśliciela.
Świnia może mi dać ukojenie jako stworzenie co do którego nie sposób mieć jakiekolwiek przemyślenia, chyba że jakieś przyrodnicze prawidła czy coś w tym stylu, nie jestem nawet w stanie przewidzieć. Może mnie istotnie odciążyć w tym względzie, ale nie musi. Może pozwolić mi dostrzec coś pośrednio, to też niewykluczone.
-I co? myślisz o rodzicach?
-O rodzicach i o szkole.
-No proszę,a nas pominąłeś.
-Tak wyszło ale nie zrobiłem tego specjalnie.
-Mogłam się tego spodziewać po tobie. Jesteś niereformowalny.
-Mariola najlepiej będzie kiedy będę myślał o czym chce.
-Rób jak uważasz ale mi jest przykro że nas pominąłeś.
-Przyjdzie czas to pomyśle o nas.
-Oby szybko bo się nudzę, a ja mam też przemyślenia o nas, tylko takie, i moglibyśmy się podzielić przemyśleniami.
-Kiedy będę chciał wymienić przemyślenia o naszym związku to ci to zakomunikuje, Ok.?
-No dobra. To może powiesz jakie masz zdanie na temat tego całego LGBT ?
-Zdanie mam takie że my wyjdziemy na ulicę w garniturach.
-Jakie garnitury? Jakie ulice? Kto to my?
-My czyli psychicznie chorzy.
-Ha ha ha ja też będę musiała wyjść w garniturze?
-Nie znam się na damskiej modzie , może w jakiejś garsonce czy żakiecie.
-Czyli masz problem do LGBT że nie chodzą w garniturach?
-Chodzi o to że wychodząc na ulice w kieckach podkreślają różnice, a nie podobieństwa. Myślę że aby zostać zaakceptowanym przez społeczeństwo w pierwszej kolejności należy uwidocznić mu podobieństwa, a nie inność.
-Masz racje te marsze równości trochę rażą w oczy, ale ja nic do nich nie mam.
-Mnie mało interesuję jakie kto ma preferencje seksualne, o ile nie angażuje w te sprawy nieletnich.
-A jakie masz zdanie o adopcji przez nich dzieci?
-Jestem za ponieważ, nie znamy implikacji takiego układu na psychikę dziecka i nie mamy jasnych przesłanek że to
jest dobre lub złe. Pierwsze powinni pozwolić żeby kiedy to okaże się zgubne w skutkach tego zabronić. Nie można z góry przesądzać.
-Powiedz to prostszymi słowami, co masz konkretnie na myśli.
-Chodzi o to że nie wiemy co wyrośnie z takiego dziecka wychowanego w rodzinie LGBT.
-Ale przecież są już ludzie którzy się wychowali w takiej rodzinie.
-Mało o tym słyszałem, może jakieś jednostkowe przypadki,a mi bardziej chodzi o ogólne wnioski na dużej grupie przebadanych.
-Ale to by było na mój rozum coś jak eksperyment i to w dodatku na dzieciach.
-Trochę przesadzone, ale oni nie będą zabierać tych dzieci rodzicom z rodzin, ale będą je zabierać z nieciekawych miejsc jak np. domy dziecka.
-W sumie masz rację pod pewnymi względami ich los na pewno by się poprawił.
-To kiedy wychodzimy na ulicę? Ha ha
-Kiedyś może się to stanie,niestety jesteśmy dużo mniejszą mniejszością niż LGBT i mamy problem się zorganizować, ale może kiedyś...
-I o co będziemy walczyć?
-O poszanowanie i zmianę prawa detencyjnego.
-Ty na tej detencji byleś zanim się poznaliśmy ponad 10 lat temu i dalej cię to gryzie?
-Gryzie mnie to że problemem zajmowali się reporterzy i jest mnóstwo przypadków przetrzymywania na oddziałach sądowych
dziesiątki lat za byle głupstwo, było dużo o tym w mediach i sprawa pozostała bez echa i nagle jest pandemia i krzyczą; troszczmy się o słabszych. O nas się nie zatroszczyli to dlaczego ja mam się troszczyć?
-Przecież mówiłeś że ta cała detencja dała ci jakby nowe życie, że ci pomogła. To o co ci chodzi?
-To nie ma znaczenia, akurat mi pomogła, ale jest wielu którym zaszkodziła i wielu jest internowanych i cierpi izolację. Zresztą przepisy mówią że nie wolno przetrzymywać w szpitalu sądowym dłużej niż przewiduje KK, kary wiezienia
za dane przestępstwo i nie jest to respektowane, prawo jest łamane i nikogo to nie interesuje.
-Skoro tak twierdzisz, ja nie wiem bo w życiu nie popełniłam przestępstwa i nie popełnię to nie interesuje mnie to zbytnio.

Bywało że zagubiłem się i nie mogłem znaleźć żadnej drogi, żadnego wyjścia. Takie przypadki się zdarzają zwłaszcza kiedy ktoś ma chorą psychikę. Prawda jest taka że aby wybrnąć musiałem rozpętać w domu burzę, prosto mówiąc zadymę.
Moja matką chyba nie znosiła samotność, eufemistycznie mówiąc aby nie mówić źle o zamarłej. Kiedy ojciec się wyprowadził przygruchała sobie faceta który eufemistycznie mówiąc nie był dobrym człowiekiem. W napływie szału oboje oberwali, nawet nie szczególnie mocno, jakieś siniaki i tyle. Właściwie to cieszyłem się że trafiłem do aresztu bo w domu miałem piekło. Nie spodziewałem się że będzie mnie to kosztowało aż 4 lata zamknięcia. Sąd zdecydował o przymusowym leczeniu psychiatrycznym na oddziale sądowym jako środek zabezpieczający. Szpital był dla mnie gorszy od aresztu. Nie ważne gdzie się siedzi, ale ważne z kim się siedzi. Tak że w szpitalu miałem nieciekawe towarzystwo, gdy już gdzieś z kimś przebywam to staram się nawiązać jakąś łączność, jakieś porozumienie, wspólne poglądy itp.
Tam to miałem utrudnione, oni byli nieprzewidywalni, ich działania niezrozumiałe, nie było wiadomo co chcą osiągnąć i w głupi sposób walczyli o wolność. Wygląda to tak że na detencji nie rzadziej niż pół roku pacjent jest badany przez biegłych pod kątem tego czy już może opuścić szpital, czy nie zagraża społeczeństwu. Zwykle takie badanie jest przeprowadzane po 5ciu miesiącach i trzech tygodniach czyli nie rzadziej niż 6miesięcy.I właśnie walka o wolność polegała na powoływaniu komisji niezależnych, najmowanie coraz to innych obrońców. Przy czym lekarzom którzy prowadzą ich leczenie i wydają pierwszą, zwykle najważniejsza opinię do sądu na ich temat, zgłaszali coraz to nowe problemy psychiczne, lub ich między sobą obrażali nawet mieli jakąś świadomość że to może dojść do ich uszu jakie obelgi na ich temat wypowiadają. Ja zaś jako że mam swój rozum postępowałem odwrotnie niż oni. Nie podobało mi się że byle głupek obraża lekarzy, przewyższających go pod każdym względem co najmniej trzykrotnie i toczyłem z nimi spory które zawsze wygrywałem. Miałem świadomość że lekarze i magister psycholog mogą się dowiedzieć o mojej wspaniałej postawie.
I prawdopodobnie się dowiedzieli, na ponad 50 pacjentów zgodnie z wolą lekarzy w ciągu dwóch lat na wolność wyszły trzy osoby, ja byłem czwarty i w dodatku siedziałem dużo krócej od tych trzech. Dużo skierowali do DPS-u jednego uwolnił sąd najwyższy innego uratowała opinia biegłych niezależnych. Opinia była tak dobra że adwokat był zaskoczony, mówił że nie słyszał wcześniej z ust tych lekarzy tak pochlebnych słów. Powiedział nawet że powinienem napisać książkę o tym jak mi się to udało osiągnąć. Zawsze przygotowany do poniedziałkowych zajęć, kilka informacji ze świata, tu unikałem polityki gdyż nie znałem poglądów magistra. Na zajęcia indywidualne z magistrem zawsze z tematem
do omówienia, problem już miałem wcześniej rozwiązany, bo na tym polegała praca aby przyjść na rozmowę z problemem, magister nakieruje i ja sam rozwiąże problem. Gdy po 4latach wróciłem na wolność, wszystko było już inne i lepsze. Mama miała już innego faceta, wyremontowała mi mieszkanie i zmieniła się mentalnie. A ja wyniosłem z rozmów z magistrem kilka wskazówek co do budowania relacji, konieczności przyjmowania leków nawet gdy pozornie wszystko wydaje się ok. z psychiką i jak radzić sobie w ciężkich chwilach. Później tylko raz jeszcze byłem w szpitalu psychiatrycznym i skończyła się konieczność hospitalizacji. Było nawet tak że odstawiłem leki i miałem urojenia, ale wyleczyłem się sam, ponieważ zacząłem je regularnie przyjmować, trwało to trochę, dwa miesiące chyba, ale wyzdrowiałem i choroba minęła.
-Edek obejrzymy razem jakiś film? Strasznie się nudzę.
-Przecież już to przerabialiśmy że mamy w tym względzie różne gusta.
-Tak, bo ty jesteś jakiś staroświecki i oglądasz te twoje klasyki z lat 50tych 60tych i 70tych.
-Bo teraz powstają filmy komercyjne, takie dla wszystkich, założeniem jest aby spodobały się jak najszerszej grupie widzów. Tak żeby każdy miał dla siebie kawałeczek tortu. A ja lubię większe kawałki dla siebie i nie zamierzam czekać cierpliwie na swoją porcję, a zdarza się też że nie ma w tych nowych filmach dla mnie zupełnie nic.
-Ale ja nie lubię sama oglądać to mógłbyś chociaż mi towarzyszyć jak oglądam, a nie jak zwykle gdy oglądam przypomina ci się że musisz zrobić coś ważnego i mnie zostawiasz.
-To nie takie proste, gdy ty oglądasz te swoje komedie romantyczne, jestem zażenowany i poddaję pod wątpliwość nasz związek.
-Przestajesz mnie lubić bo oglądam komedie romantyczne ?
-Nie aż tak, ale dostrzegam wtedy między nami ogromną przepaść i niech ona sobie będzie,ale ja jednocześnie nie lubię jej dostrzegać.
-Faktycznie się różnimy, ale dzięki naszym zasadom które wymyśliliśmy razem nasze życie jest znośne.
-Nie zapominaj że pomysłodawcą zasad byłem ja, ale niech ci będzie że wymyśliliśmy razem, bo to nie ma znaczenia, żadnego znaczenia.
-No masz rację, ty wymyśliłeś, ale miałeś wybór, równie dobrze mogłeś się upodobnić do mnie i podzielać moje zainteresowania, gusty i wszystko inne.
-Równie dobrze mogłaś to zrobić ty, równie dobrze to ty mogłaś się do mnie we wszystkim upodobnić.
-No tak, masz rację, ale pamiętaj jedno; to ja w tym związku jestem bardziej normalna. I upodobniając się do mnie we wszystkim stał byś się bardziej normalny.
-To jest kwestia dyskusyjna, może masz rację że jesteś bardziej normalna, ale ja za to jestem mądrzejszy i upodobniając się do mnie automatycznie stała byś się bardziej mądra.
-Wiesz co najlepiej jak będziemy mieli swoje zasady i będzie tak ja było do tej pory.
-I nawet nie pamiętasz że nasze zasady nazwałem ; regułami współżycia.
-Zawsze zapominam tą nazwę, dla mnie to po prostu zasady i tyle.
-Masz rację nazewnictwo jest nie ważne liczy się treść. Treść którą zawsze ci muszę przypominać. Reguły współżycia właściwie respektuje ja, za każdym razem muszę przypominać ci o wszystkim i na nowo mówić o podstawie tej a nie innej reguły. Akurat w tym względzie ustaliliśmy że każdy ogląda to co lubi i nie namawia do wspólnego oglądania. Nawet ja daje się czasami namówić na złamanie reguł, a później tego żałuję i muszę się zręcznie wycofać. A tobie się wydaje wtedy że reguły współżycia już nie obowiązują. Nawet ja chciałbym niekiedy zrezygnować z nich ale kiedy to robię i ich nie respektuje szybko odczuwam ich słuszność. Tak więc nie mówmy już o wspólnym oglądaniu filmów.
-Wstyd mi przed koleżankami że jesteśmy już tyle lat razem i nie byliśmy ani razu w kinie.
-No to im powiedz że byliśmy, co za problem?
-Pamiętam jedną zasadę ; nie kłamiemy
-W niej chodziło o to że się nie okłamujemy się nawzajem.
-A dla mnie to oznacza że jak nie kłamiemy to nie okłamujemy nikogo.
-To bardzo szlachetne, ale jednocześnie głupie.
-Dlaczego głupie?
-Bo jeśli chodzi o nasze dobro to lepiej będzie jak twoje koleżanki będą myślały że jesteśmy "normalną" parą i byliśmy
w kinie.
-Dlaczego tak myślisz?
-Myślę że gotowe są nakłaść ci do głowy różnych głupot w związku z tym że nie chodzimy do kina.
-One takie nie są.
-Ja myślę że są.
-Ja z kolei myślę że obracałeś się wśród złych ludzi tych twoich koleżków od narkotyków i stwierdziłeś na ich podstawie że wszyscy ludzie są źli.
-To całkiem nie głupie, sama to wymyśliłaś czy koleżanka tak powiedziała?
-To jest moje prywatne zdanie, myśl co chcesz, nie rozmawiałam na razie o tym z koleżankami.
-Robisz postępy.

Na chwilę obecną nie mam przyjaciół. To prawda że w pewnym okresie życia obracałem się wśród ludzi bez zasad moralnych,
może kiedyś je mieli, ale narkotyki je pożarły. Omawiałem kiedyś ten temat z magistrem. Było to tak że wymyśliłem sobie problem. Mianowicie że jestem załamany tym że jestem chory psychicznie i nic nie mam z życia, jestem niepełnosprawny i sięgam z tego powodu po narkotyki i nawet nie doszedłem do rozwiązania problemu mianowicie że przez narkotyki jestem jeszcze bardziej chory i niepełnosprawny i cieszenia z tego co mam. Kiedy on zaproponował mi uczęszczanie na spotkania stowarzyszenia trzeźwościowego które odbywały się w budynku na terenie kompleksu szpitalnego. Przy czym jeszcze zaznaczył że ta chęć uczęszczania na spotkania stowarzyszenia musi wyjść ode mnie. Odpowiedziałem że bardzo chętnie, ale to jest dla alkoholików, a ja nie jestem alkoholikiem. Magister powiedział że mechanizmy uzależnienia są podobne i jak będę chciał uczęszczać to żeby zapytać kierownika o zgodę. Kierownik się zgodził i uczęszczałem na spotkania alkoholików, gdzie słuchałem ich opowieści o piciu. Ile oni to nie przepili, ile lat pili itp. Nienawidziłem tych spotkań i zacząłem czuć urazę do magistra. Po pierwszej wizycie na spotkaniu stowarzyszenia rzuciła mi się w oczy istotna różnica miedzy alkoholizmem, a narkomanią. Mianowicie że w przypadku narkotyków nie ma przyjaźni i w tym środowisku takich ludzi bardziej trzeba się obawiać żeby drugi cię nie okradł lub nie oszukał. A ten pan na spotkaniu opowiadał jak z kolegami pili,a później nawet odprowadzali go do domu. Magister się zamyślił jak miał w zwyczaju i po jakimś czasie odparł że to są fałszywe przyjaźnie że każdy tylko patrzy czy drugi mu postawi alkohol. W przypadku narkotyków nie jest do pomyślenia żeby ktoś komuś stawiał narkotyk. Czy nawet nazwał kogoś kolegą, to by było w bardzo złym tonie okropne faux pas. I tak po każdym spotkaniu rozmawiałem z magistrem o różnicach. Moja przygoda z narkotykami skończyła się po pierwszej hospitalizacji, ale na krótko przed tym całym zajściem i 4letnią niewolą wpadłem na plan odurzania się substancjami wziewnymi, nie można tego nazwać narkotyzowanie, pewne podobieństwa są, ale to było po prostu desperackie odurzanie się .Nie wiem czy lekarze i magister wiedzieli o tym, nie wiedziałem ile wiedzą i wpadłem
na bardzo głupi pomysł powiedzenia im całej prawdy o moim narkotyzowaniu i odurzaniu. To było bardzo głupie ponieważ sąd kiedy mnie wypuszczał zobligował mnie do uczęszczania na terapie i chodziłem na terapie indywidualną przez jakiś czas, sprawę zdawałem dzielnicowemu gdy co jakiś czas mnie odwiedzał. Tyle lat niewoli i jeszcze takie komplikacje po wyjściu. Gdym był zdrowy wyszedłbym na wolność po maksymalnie dwóch latach beż żadnych dalszych warunków. To wszystko spowodowało że poczułem się skrzywdzony, oraz poczułem lekką nienawiść do kraju w którym żyję, do ludzi którzy go zamieszkują i do wymiaru sprawiedliwości. Jest to normalna kolej rzeczy że pojawiają się takie odczucia kiedy zostanie
potraktowany niesprawiedliwie. Mam pewne przesłanki że za czasów Stalina zostałbym potraktowany pobłażliwiej. Zwłaszcza gdybym wykazał taką, a nie inna postawę, do czego byłbym zdolny gdyby od tego zależało moje szeroko pojęte dobro czyli wolność. Wniosek jest taki że ten kraj nie pobłaża wariatom. Dlatego go znienawidziłem, zwłaszcza hipokryzji w stylu troski o słabszych, ale tylko tych "normalnych" słabszych. Kierownik powiedział że jestem elastyczny i to prawda że potrafię się dopasować do konkretnych realiów, gdybym urodził się powiedzmy 30lat wstecz kto wie czy nie byłbym teraz przeklinanym zdrajcom, ale nie było by w tym nic z zdrady, ale po prostu działanie na swoją korzyść. Mało pamiętam z czasów przed upadkiem komunizmu, pamiętam tylko że cenny był spryt, kto był sprytny i potrafił się dostosować temu się
dobrze powodziło. I taka sytuacja jest zgodna z moim wewnętrznym ja, z pewnością bym się wtedy odnalazł, gdybym nie miał uzasadnionego przeczucia że koniec komuny jest bliski, bo wtedy zadziałałbym zupełnie inaczej, po prostu stanąłbym po drugiej stronie. Naturalnym jest że cały czas zachodzą zmiany i ci którzy dostosowali się do danej rzeczywistości danego czasu i im się dobrze powodziło, mieli jakąś władzę to przez władzę która przyjdzie po nich zostaną osądzeni. I nikt nie nazwie ich elastycznymi tylko zdrajcami. Taki "zdrajca" marzy o jednym; żeby powróciły dawne czasy, ale to się może nigdy nie zdarzyć, to tylko nierealne marzenia, ale kto wie...
-Rozmyślasz o przyjaźni?
-Też
-O! Brawo ja! chociaż raz udało mi się zgadnąć.
-A o czym jeszcze?
-O zdradzie, Gdybyś mi nie przerwała doszedłbym do wniosku że zdrada nie istnieje, istnieje tylko działanie dla swojego dobra.
-Ale przecież jak ktoś zdradzi żonę i on go później wyrzuci z domu to nie działa dla swojego dobra.
-Miałem na myśli inną zdradę. Lepiej tego nie roztrząsać. Ale też można by powiedzieć że ktoś zdradził bo chwilowo było mu lepiej z kochanką niż z żoną, a konsekwencje tego że żona się dowiedziała czego on się nie spodziewał to już inna para kaloszy.
-Powiedz prawdę; zdradziłeś mnie kiedyś?
-A z kim by mi było lepiej niż z tobą ? Ha ha ha
-To wcale nie jest śmieszne.
-Nie ufasz mi?
-Ufam, ale dobrze mieć świadomość że ty raczej nie masz możliwości być z kimś innym. Ha ha ha
-A nie jesteś zazdrosna kiedy w internecie piszę z jakąś kobietą.
-Trochę tak, ale wiem że na rozmowie się skończy, że nie ma szans żeby z tego coś wyszło. A ty jesteś o mnie zazdrosny?
-Raczej nie ponieważ twoja moralność nie dopuszczają takiego postępku jak zdrada.
-Ja myślę że powinieneś być trochę zazdrosny, bo w życiu wszystko jest możliwe.
-No to jak powinienem to trochę będę.

Nie zdradziłbym Marioli, to by było obrzydliwe, zresztą gdyby wyszło na jaw to nie wyobrażam sobie patrzeć jak cierpi z mojego powodu. Jesteśmy już ze sobą tyle lat, dużo nas dzieli,ale jakoś się dogadujemy. Poznaliśmy się w szpitalu, to był ostatni raz kiedy któreś z nas w nim było. Byłem dużo razy w szpitalu i doszedłem do wniosku że schizofreniczki nie są zbyt urodziwe. Kiedy ją zobaczyłem uznałem że stanowi w tym względzie wyjątek. W dodatku była szczupła,po neuroleptykach zwykle się tyje i tu też wyjątek. Kiedy ją usłyszałem uznałem że to może być to. Ma śliczny głos i trochę rozmawialiśmy o tym, kiedy dowiedziałem się że nigdy się nie wydziera na nikogo nigdy nie krzyczy. Zrozumiałem że to jest to. Od dziecka byłem w atakowany krzykiem przez babkę i matkę, z zresztą nie tylko ja, ale też dziadek i ojciec. Dużo się tego nasłuchałem. W myśl nie powielania błędów uznałem że warto się poznać jeszcze lepiej. I tak sobie rozmawialiśmy o pogodzie, o jedzeniu, o lekarzach i o różnych przyziemnych tematach. Szpital opuściłem pierwszy i po kilku dniach przyjechałem ją tam odwiedzić, niedługo później ona opuściła szpital i spotkaliśmy się w kawiarni. Później kolejne randki i tak się stało że znalazła się w moim domu. Poznała moją matkę, polubiły się nawet, choć nie chciałem aby tak się stało. Zdarzyło się nawet że miała pretensję że źle traktuje mamę. Nie chciałem jej tłumaczyć że matką jest osobą która w najmniej oczekiwanym momencie robi coś bardzo idiotycznego. I nie chcę z tego powodu się wstydzić przed nią.
Zresztą chyba większość kobiet robi idiotyczne rzeczy w najmniej oczekiwanym momencie, ale trzeba przyjąć że jest pewna granica za którą czuje się zażenowanie z powodu bycia synem, mężem czy ojcem takiej osoby. Mariola jest pogodną, wesołą i sympatyczną osobą, może nie grzeszy mądrością, ale dla mnie to zaleta. Za nic nie chciałbym być z pseudo mądralą która cały czas kwestionuje nasz związek; że skoro obaj jesteśmy chorzy to może lepiej gdyby każde z nas było z kimś normalnym,że lepiej by było się rozstać bo tak mało nas łączy i tak bardzo się różnimy,nie pasujemy do siebie, nasz związek jest bez przyszłości i podobne mądrości "inteligentnych" kobiet. Gdyby Mariola miała takie opinię na nasz temat musiałbym uznać że lepiej się rozstać ponieważ nie takiej kobiety szukam. A może tak myśli? A ja nawet o tym nie wiem. Nigdy jej nie pytałem co o nas myśli.
-Mariola co myślisz o nas?
-Ha ha ha trochę cię rozgryzłam, rozmawialiśmy o zdradzie to ty musiałeś pomyśleć o od razu o czymś całkowicie odwrotnym czyli o miłości.
-Niech będzie że rozgryzłaś, faceci są przecież tacy prości.
-To ty to powiedziałeś.
-Czyli co myślisz o nas?
-Myślę zę bardzo się różnimy, ale to nic złego, ty jesteś taki, a ja inna, nie mamy za bardzo o czym rozmawiać, ale się nie nudzimy przynajmniej. Zresztą ja mam z kim rozmawiać bo mam koleżanki, ty rozmawiasz sam ze sobą w myślach i mi to nie przeszkadza.
-A to że obaj jesteśmy chorzy psychicznie?
-To nawet dobrze bo mamy podobne problemy i jesteśmy się w stanie zrozumieć.
-A o naszej przyszłości?
-Wszystko wskazuje że będzie się dalej układać tak jak się układa.
-Wymyśliłaś to na poczekaniu?
-Już dawno o tym myślałam na samym początku naszej znajomości, nigdy nie pytałeś wiec nie mówiłam co myślę.
-Ja myślę że przez tę pandemię możemy lepiej się poznać i ja właśnie odkrywam że szukałem kogoś kto myśli tak jak ty.
-To bardzo miłe. Pierwszy raz doceniłeś moje myślenie, jesteś w tym specjalistą więc trudno mi się nie zgodzić. Ha ha ha
-Nie chcę cię rozpieszczać, ale mogę jeszcze dodać że jesteś pogodna, wesoła i sympatyczna.
-No dzięki, ale już mi to kiedyś powiedziałeś.
-A czego nie powiedziałem w takim razie?
-Nie doceniłeś że nie stroję fochów i nie każe ci się niczego domyślać, kiedy coś mi się nie podoba to mówię o tym.
-Zgadzam się,niewątpliwie to też twoje zalety.

Nie rozmawiamy o seksie, tylko raz się zgodziliśmy że nie jest tak przyjemny jak dawniej zanim dopadła nas choroba.
Oczywiście uprawiamy w stylu godowym czyli w pewnym okresie często powiedzmy trzy czy pięć razy dziennie, a są okresy że raz w tygodniu. Anhedonia; czyli obniżona zdolność odczuwania przyjemności to jeden z najgorszych skutków naszej choroby.
Wyjścia są dwa, albo zrezygnować z przyjemności, albo zwielokrotnić ją, czyli po po prostu jakość zastąpić ilością. Nigdy w życiu nie zapytałem kobiety czy mogę ją pocałować, o seks też nie pytałem nigdy po prostu "brałem"
zdarzyło się raz czy dwa że kobieta nie chciała i protestowała, raz nawet usłyszałem słowa; bo zacznę krzyczeć, wtedy należy odpuścić, koniecznie trzeba wiedzieć kiedy odpuścić. Mariola nigdy nie miała żadnych oporów, gdy tylko znaleźliśmy się razem i sami wewnątrz budynku od razu uprawialiśmy seks. W tym względzie zawsze działam spontanicznie.
Nie wiem czy jestem dobrym kochankiem, nie interesuje mnie odpowiedz na to pytanie, może kiedyś by mnie interesowała, nawet nie sprawia mi przyjemności słyszeć że mam dużego penisa, a przed wielu lat stwierdziłem że z ust kobiety nie może wyjść większy komplement. Tak więc biorę Mariolę kiedy mam ochotę, a ona też mnie chyba potrafi zachęcić niewerbalnie kiedy ma ochotę na seks. Zanim poznałem Mariolę liczyłem nawet ile kobiet udało mi się przelecieć. Na dzień dzisiejszy wiem jedynie że Mariola była ostatnia. Nie pytałem jej nigdy ilu ona miała facetów, a ona mnie nie pytała ile miałem kobiet. Jest między nami pewna przyzwoitość. Jeśli chodzi o miłość to może jest tak jak powtarzał magister że chorzy odczuwają uczucia, ale nie potrafią ich nazwać. A może jest tak że mniej odczuwają uczuć? Sam nie wiem,
pamiętam że z pewnością raz w życiu byłem zakochany w dodatku nieszczęśliwie miałem wtedy 14lat.Jeśli chodzi o mnie i Mariolę to było to trochę inne niż ta pierwsza miłość. Gdyby była inna, nie miała tych wszystkich zalet to z pewnością
mądrość kazała by mi się w porę odkochać aby później nie cierpieć z jej powodu. A stało się tak że krok po korku odkrywałem zalety Marioli i inwestowałem w nią coraz większe uczucie. Na chwile obecną jestem do niej bardzo przywiązany i myślę że ona tez jest do mnie przywiązana. Zżyliśmy się przez te wszystkie lata, bardzo bym cierpiał gdybyśmy się rozstali. Wracając do seksu do najlepiej chyba być przeciętnym w tym względzie. Tylko co by to miało konkretnie oznaczać? Nie jest przeciętne uprawiać seks godowo wiosną częściej, jesienią rzadziej czy w zimie częściej, a latem rzadziej. Ale gdyby zliczyć średnią to myślę że przeciętne jest gdyby wyszło raz dziennie. W dodatku nie przywiązywać do niego większej wagi, ale uznać że jest ważny. Przede wszystkim przeciętność to jeden partner.
-Edek masz coś ochotę?
-Tak, chętnie bym zjadł lody.
-eee lody, rzeczywiście mało romantyczne.
-O co ci chodzi?
-Nic, nic, niech będą lody.
-Tylko kto zajdzie do sklepu?
-Możemy iść razem.
-Gdzie?
-co gdzie? do sklepu po prostu.
-No dobra to ubieraj się.
-Jestem gotowy, jeszcze maseczka i już, chodźmy.
-Zobacz jak pusto wszędzie.
-Rzeczywiście ciekawy widok.
-Ciekawy ?
-A jak to można nazwać?
-No nie wiem , mnie to przeraża, ten widok.
-To nie potrwa długo, będą musieli w końcu znieść te obostrzenia.
-Ale ma to swoje plusy że siedzimy w cały czas razem w domu.
-Jakie twoim zdaniem są plusy?
-No może takie że więcej rozmawiamy.
-Nudzisz się i chcesz porozmawiać.
-Masz coś przeciwko?
-Nie, zaczęło mi się to nawet podobać że więcej rozmawiamy. Wcześniej też rozmawialiśmy, ale teraz się jakby poznajemy w głębszych warstwach.
-A na obiad co byś chciał zejść.
-To co ty, dawno mnie nie pytałaś co bym zjadł na obiad.
-Nie pytałam bo sam powiedziałeś że chcesz abym według swojego uznania przygotowywała posiłki.
-Głównie dlatego żebyś nie musiała spełniać moich zachcianek.
-A nie pomyślałeś że bardzo by było mi przyjemnie spełnić twoje zachcianki.
-Nie pomyślałem o tym.
-A o czym myślałeś ostatnio?
-Nie pamiętam już.
-To jaką masz zachciankę?
-Powiedzmy kurczak z frytkami.
-Ok. zrobię kurczaka z frytkami. Gotowany czy pieczony?
-Lżejszy będzie gotowany, niech będzie gotowany.
-Ok. Jaki smak?
-Zwykłe śmietankowe.
-To ja też śmietankowe.
Bardzo lubię słodycze, a z potraw to gust mam przeciętny. Nie jestem zwolennikiem częstego objadania się, jednak świniobicie to co innego. Gotów jestem pościć kilka dni zanim spożyję moją świnię na suto zakrapianym alkoholem tradycyjnym świniobiciu. Co innego uczta,a co innego bezprzykładne objadanie się kebabami czy pizzą. Ach żeby jeszcze mieć towarzystwo do dyskusji to by była uczta Edwarda. Nie cierpię programów kulinarnych, choć może są przydatne by uczyć się z nich gotować. Nie rozumiem co jest ciekawego w oglądaniu jak ktoś coś gotuje, co innego by było gdyby ktoś miał przygotowane wszystkie składniki i gotował równolegle lub by ktoś sobie nagrał program, zgromadził składniki i później według takiego poradnika przyrządzał potrawę, to całkiem prawdopodobne że ktoś tak postępuje, ale ile jest takich osób?Większość się przygląda i to jest idiotyczne dla mnie. Jak i rozmowy na temat jedzenia. Dobrym pomysłem by było uwiecznić świniobicie audiowizualnie, może z pominięciem samego aktu zabijania świni.
Dla mnie osobiście oglądanie jak ktoś je jest ciekawsze od oglądania jak ktoś gotuje. A co do rozmów o jedzeniu to myślę że gdyby zwierzęta potrafiły mówić to rozmawiałyby głównie o żarciu i seksie, a co mądrzejsze o rządach samca alfa. Jest coś prymitywnego w takich rozmowach. Na co dzień jestem zwolennikiem lekkiego posiłku,ale mam czasami ochotę najeść się tłusto i niezdrowo. Trzeba powiedzieć że gdy żołądek pusty, lub po lekkiej przekąsce lepiej się myśli.
I gdzieś czytałem że to jest główny powód medytujących do wegetarianizmu, dlatego właśnie że po warzywie czy owocu lepiej się myśli niż po zjedzeniu np.schabowego.
-Mariola,przyjdź do mnie.
-Edek, nie śpisz jak zwykle?
-chodź, chodź...prześpimy się razem.
-Ha ha ha...Nie tak ostro bo mi potargasz ubranie
-Tak właśnie przeczułam że tak zrobisz.
-Przeczułaś?
-Nieważne Edek, trochę cię rozgryzłam i tyle.
-To teraz ja cię rozgryzę....


********************************************************************************************************************************

ROZDZIAŁ II


-Edek, powinniśmy dziękować Bogu że nie słyszymy tych całych głosów.
-Jakich głosów?
-No tych co biorą się z choroby, a dokładnie powstają w głowie.
-Masz na myśli halucynacje słuchowe?
-Tak to się chyba nazywa fachowo.
-Masz rację, to straszne.
-Ja kiedyś miałam głosy, ale przez krótki czas.
-Ja też miałem kiedyś, też krótko.
-Edek, myślę że nie jest z nami tak źle, powinniśmy starać się żyć jak najbardziej normalnie.
-To mądre słowa.
-No to co z tą świnią? Miejmy wreszcie to gospodarstwo.
-Widzisz teraz jest twoja kwestia, musisz pogadać z twoją mamą bo potrzebujemy słomy.
-A skąd moja mama ma wziąć słomę?
-Obmyśliłem to tak że twoja mama zna kilka osób w naszej wsi i niech ich zapyta kto ma słomę na sprzedaż.
-Hmmm....Edek a ty nie możesz pochodzić i popytać?
-Gdzie mam pochodzić jak ja nikogo nie znam?
-Mieszkasz tu 40 lat i nikogo nie znasz?
-Powiedzmy że znam z widzenia, ale nie znam imion, nie wiem poza tym kto może mieć słomę. A nie będę chodzić od drzwi do drzwi i pytać o słomę.
-No dobra pogadam z mamą. A ile tej słomy potrzebujemy?
-Nie wiem jak się mierzy słomę.
-To co mam powiedzieć że ile tej słomy?
-Powiedz że dla świni do chlewu.
-No wiem że dla świni do chlewu, ale ile?
-Najlepiej jak powiesz jak najwięcej, słoma nie jest droga,a przyda się w przyszłym gospodarstwie.
-Dobra pogadam,a ty zajmij się uprzątnięciem chlewu.

Ile się nazbierało tych gratów, to jest wszystko wynikiem myślenia że to się jeszcze może przydać. Trzeba myśleć realnie, zaczynamy coś nowego i tych wszystkich gratów trzeba się pozbyć. Nie, to akurat może się naprawdę przydać, ale to krzesło się nie przyda,a to jest antyk może kiedyś ktoś na tym zarobi. Powiedzmy że połowę przeniosę do piwnicy, a drugą połowę wyniosę przed dom i śmieciarze to zabiorą. Gdy tak na to wszystko patrzę to widzę w tym kawał historii i dawne czasy. Dużo tu moich nieudanych pomysłów jak ten fotel, wyremontowałem go w swoim czasie,ale też przerobiłem w celu uzyskania jak najbardziej komfortowej pozycji,niestety krótko go używałem wskutek przeróbek drewno popękało. No cóż. Kawał historii, widać że to wszystko graty, a patrząc w lustro nie odczuwam że sam stałem się gratem, ale to fakt.
Stary 40letni ramol, coraz więcej siwych włosów, głównie pojawiające się coraz częściej siwe włosy uświadamiają mi że się starzeje, łysina też coraz większa. Codziennie patrzę w lustro i myślę; jest ok. nie zauważam że wszystkich postępujących zmian. Ale one są, może z dnia na dzień nie są wychwytywane, ale to fakt niezaprzeczalny, prawda biologiczna; starzenie się. A ten worek?O! radio, rozkręcone i nigdy nie złożone z powrotem. Moje dzieło, sam też jestem jak to radio;nie sprawny, rozbity na części,nie nadający się już do naprawy. Znając budowę tego radia, mając schemat można by go jeszcze złożyć, naprawić. Wiem trochę o psychice, o mechanizmach, o swojej chorobie wiem dużo,można powiedzieć że znam schemat, ale nie mam żadnych szans poskładać się w całość, nawet największy specjalista nie wyleczy
mojej choroby na tyle żebym nie musiał zażywać tej chemii żeby być w miarę normalnym. Trudno mi się pogodzić z nieuleczalnością. Lekarze nigdy nie mieli dobrych rokowań co do mojej choroby. Dawniej zadawano sobie pytanie; czy schizofrenia to choroba osobowości czy mózgu. W dzisiejszych czasach już wiemy że mózgu, najnowsze teorie na to wskazują. Najlepiej gdyby było to opętanie, nie najgorzej; choroba osobowości, ale choroba mózgu zabiera nadzieję.
A jak olali wariatów. Jak zrezygnowali z poszukiwania nowych coraz lepszych leków. O poszukiwaniach leków na raka się słyszy, co jakiś czas pojawia się jakiś cudowny specyfik na raka, a na schizofrenię nic. Może nawet gdyby znaleźli lek na schizofrenię to mało kto by się cieszył,głównie zainteresowani, i po prostu olali, bo wiedzą że mało kto doceni. Kto wie? A te sznurki? Hamak! Ojciec wymyślił; zaplótł ileś tam węzłów i porzucił, później ja zaplotłem trochę i porzuciłem. Ten niedokończony hamak zostawię, może ktoś kiedyś dokończy. Ale widać że ojciec lepiej zaplatał. Widoczne jest że końcówka coraz gorsza. Daje to do myślenia że z pokolenia na pokolenie tracimy pewne zdolności,ale za to inne zdolności mamy lepsze. Ojciec z pewnością w pewnych rzeczach był lepszy, a ja w czym lepszy do niego?W graniu na gitarze?! Bez sensu.
-Już skończyłeś?
-Nie, przyszedłem tylko po piwo.
-Piwo o tej porze? W dodatku w poniedziałek? Piwo zawsze pijesz w piątek, tak ustaliśmy w naszym regulaminie.
-Muszę zrobić wyjątek. Tylko jedno, maksymalnie dwa.
-Już widzę jak ty wypijasz dwa piwa i na tym kończysz.
-Są tylko dwa w lodówce i na tym się skończy.
-Ja ci powiem co będzie dalej, wypijesz je i pójdziesz do sklepu po następne.
-Nie wiem jeszcze czy tak zrobię, ale to wynoszenie gratów to ciężka praca. I jak skończę to niewykluczone że wypije więcej piw, z racji tego że po prostu się należy za ciężką prace...
-Nie przesadzaj, bo jak widzę że tak podchodzisz do pracy to ciemno to widzę.
-Dobra zabieram te piwa i idę się dalej męczyć.

Gdzieś połowa za mną, teraz się napiję piwa na poprawę nastroju i pracuje dalej. Z prac najbardziej nie lubię znoszenia węgla do piwnicy. Tak ustaliśmy że Mariola zamawia, przywożą, wysypują za domem, a ja później znoszę na raty tę tonę trzy albo cztery dni. Są plusy że żyje w tych czasach, dawniej chorych psychicznie; eksterminowano jako niegodnych życia, sterylizowano lub poddawano lobotomii. To dobrze że nie spotkało mnie nic z tych rzeczy. Nie wiem czy powinienem się cieszyć,czy raczej się smucić że takie zdarzenia miały w ogóle miejsce. To trochę jakby się cieszyć że nie żyje się w czasach prześladowań. Trzeba by wpierw zadać sobie pytanie; za co te prześladowania? Czy jestem kimś złym, robiącym coś złego?No to za co? Może nieprzydatność dla społeczeństwa?Coś w tym jest bo gdyby policzyć ile państwo wydało na moją edukację, na moje leczenie, w dodatku płaci mi zasiłek pomijając że jego wysokość powinna zawstydzać państwo, to trzeba by uznać że czynie stratę. Ale z kolei uznając że nie jest to działanie celowe tylko wynik choroby w dodatku uznając że całe moje otoczenie, środowisko, przyczyniło się do powstania choroby, że tyle osób popełniało w stosunku
do mnie błędy, trzeba uznać że nie można mnie winić. Dopiero gdy zachorowałem dowiedziałem się że narkotyki przyczyniły się do mojej choroby. Nikt mi nie powiedział wcześniej że narkotyki u pewnych osób mogą prowadzić do chorób psychicznych. Ja się nie bałem o uzależnienie bo wiedziałem że mogę sobie z nim poradzić, nie bałem się o samobójstwo,
ale o tym że mogę zachorować psychicznie nie byłem poinformowany. To na jakiej podstawie można mnie winić?
A kto wie, może jeszcze przydam się społeczeństwu odnajdę jakieś talenty u siebie, zrobię coś pożytecznego, kto wie? Wszystko jest możliwe. Może społeczeństwo mnie przekreśliło, ale ja się sam nigdy nie przekreślę. Może się odnajdę w czymś? Jestem uparty i się nie poddaje, mam niekiedy nierealne marzenia. I nie sugeruję się słowami psychologa o moim myśleniu życzeniowym, że moje plany i zamiary są nierealne. Mam to gdzieś będę miał różne pomysły i próbował sił w różnych dziedzinach. Niech się nie uda , nie załamię się. Tego mi nie powiedział ten idiota magister żeby się nie załamywać kiedy się nie uda, powiedział żeby robić łatwe rzeczy, najłatwiejsze, ten bydlak na siłę wmówił mi ułomność..Dobra! dokończę jutro, trzeba do sklepu po piwo.
-Prawie skończyłem!
-Dlaczego "prawie"?
-Bo zostało jeszcze kilka większych gratów, np. stara maszyna do szycia i musisz mi pomóc.
-No to chodźmy.
-Zostawmy to na jutro.
-A teraz co będziesz robił?
-Odwodniłem się i w dodatku zdenerwowałem dlatego idę po piwo.
-Można się było spodziewać że coś takiego się stanie.
-Kupić ci coś?
-Mi też kup dwa piwa bo jestem załamana tobą.
-Nie chcę się dalej denerwować, ale to też przez ciebie.
-Co przeze mnie?
-Bo kiedy mam jakiś plan to wszyscy mi wmawiają że sobie nie poradzę, nikt we mnie nie wierzy i tyle.
-I piwo jest rozwiązaniem tego problemu?
-Nie jest rozwiązaniem, ale pomaga chociaż samemu w siebie uwierzyć.
-No tak, to możliwe, ale na chwilę, jutro będziesz miał kaca i jeszcze bardziej w siebie zwątpisz.
-Jeszcze powiedz że jestem nieprzydatny i niepotrzebny.
-Wcalę tak nie twierdzę.
-Nie załamuj mnie już lepiej, dosyć mam na dzisiaj.

Wyjątkowo się napiję w poniedziałek, choć to dobry dzień na piwo jak każdy inny. Dobrze że chociaż alkohol nie jest zbyt
drogi, kupię jeszcze dwie paczki papierosów, co zrobię lubię palić, a przy piwie zwłaszcza. Kupię 12 piw, dwa Marioli,a ja spokojnie wypije 10.Przyjmuje leki i właściwie nie powinienem pić alkoholu, ale to leki najnowszej generacji i słabo reagują z alkoholem. Nie było by źle mieć w apteczce jakieś leki na uspokojenie czy nasenne, choć lepiej nie, dałem słowo Marioli że już nie będę brał takich prochów, lekarz by mi przepisał, ale lepiej nie. Zawsze się nakręcam, zawsze mi mało, spróbuje piwa i już mam ochotę na coś jeszcze. To złe, sam lekarz mówił że jak nie trzeba to lepiej nie brać takich leków,dają ukojenie, ale tak jak mówił to trucizny w małych dawkach, chyba wszystkie leki to trucizny w małych dawkach. To już lepiej ten alkohol, nie za często, powiedzmy raz w tygodniu maksymalnie dwa razy. Przygoda by się źle skończyła, powiedzmy na początek kilka relanium, później coś mocniejszego i do tego coś przeciwbólowego jakiś opioid i bym popłynął. Tak by się skończyło jestem tego pewien. Mariola ma takie leki, ma coś na sen i coś na uspokojenie, ale schowane przede mną i to dobrze że schowała. Stało się to tak że początkowo były na widoku i ja jakby nigdy nic zabrałem kilka tabletek, chyba sześć i jakby nigdy nic zażyłem wszystkie, nie,nie sześć chyba siedem bo takie leki się bierze nieparzyście tak kiedyś słyszałem od kogoś, nieważne już. Od razu zauważyła że brakuje i chciała wezwać pogotowie bo myślała że umrę od tego, bała się o moje życie, myślała że położę się spać i już
się nigdy nie obudzę. Myślała że chciałem się nimi otruć. Ja byłem całkiem uspokojony i nie martwiłem się tym że ona się
martwi,ale na drugi dzień było mi przykro i głupio, oczywiście ten jeden raz nie spowodował powrotu do nałogu, zresztą coś pamiętam z tych wszystkich marnych książek o uzależnieniach że mogą być nawroty i wpadki, nawrót to po porostu powrót do regularnego picia czy ćpania, a wpadka to wpadka czy jednorazowe wypicie czy zażycie czegoś. Tak więc po tej wpadce Mariola bardzo dobrze schowała prochy. Szukałem ich nie raz, nie tak gruntownie, tylko zerkałem czy tam akurat ich nie ma, a może tam? Jakby z nudów, nie znalazłem, ale jestem ciekawy gdzie mogą być. Zresztą lepiej nie. Lepiej do tego nie wracać. Poza tym dałem słowo, a to więcej niż złamanie reguły, znacznie więcej. Można by pomyśleć że mam Mariolę, jestem na swój sposób szczęśliwy, mam gdzie mieszkać, mam co jeść to po co mi to?Ale z drugiej strony mając ćpanie, nie potrzebowałbym Marioli, domu, wystarczy ćpnie i kilka bułek,byłbym chwilowo szczęśliwszy ale byłyby też momenty przykrego czekana,załatwiania,kombinowania,przestępstwa itd. Ta druga strona to droga do zatracenia, do straszliwej biedy, często śmierci. Tak wiec stając przed dylematem Mariola czy ćpanie wybieram Mariole. Mam sumienie i swoją zasadę że nie krzywdzę osób które na to nie zasługują. Co innego rodzice, mogli mówić, mogli prosić,mogli się martwić, nie docierało to do mnie, bo uważałem że mają to na co zasłużyli, winie ich za mnóstwo błędów które zauważyłem po latach. Może jednak jest coś w czym jestem lepszy od swojego ojca. Może jestem mądrzejszy, może nie wziąłbym takiej kobiety za żonę jaką była moja matka,może bardziej interesowałbym się swoim dzieckiem, może bym go lepiej wychował. To całkiem możliwe. Ojciec się wyprowadził kiedy matka jeszcze żyła, nic mi nie wiadomo o jego śmierci czyli prawdopodobnie żyje. Nie mam potrzeby się z nim widzieć, czy choćby potrzeby na rozmowę telefoniczną. Mam swoje życie. To że ojciec i matka nie pili dużo alkoholu nie oznacza że rodzina nie była patologiczna. Co prawda ojciec zaczął pic,ale dosyć późno, trochę później niż ja zacząłem ćpać.

-Edek, ile kupiłeś?
-10sięć a tobie dwa.
-Wypijesz aż 8siem?
-Wypije dziesięć.
-Przecież dwa dla mnie miały być.
-Kupiłem sobie 10sieć a tobie dwa czyli 12nascie.
-Aż dwanaście kupiłeś, czyś ty zwariował?!
-Najwyżej zostanie na inną okazję.
-Jaką okazję?! ty się zamierzasz po prostu upić bez okazji i to w dodatku nie w piątek. Dlaczego Edek?
-Tak tylko wyjątkowo.
-No oczywiście że wyjątkowo bo ostatni raz się zgadzam byś się upił bez okazji i nie w piątek jak już zaakceptowałam, ale nie było to lekkie dla mnie, uwierz mi. Ciężko mi było się zgodzić że w piątek wypijasz te swoje osiem piw, A dzisiaj dwa już wypiłeś kupiłeś 10 to daje 12, powinnam chyba co najmniej cztery ci zabrać i schować. Powiedz mi co się stało? Ta praca cię tak wkurzyła że musiałeś się napić, a jak już wypiłeś dwa to jak zwykle poczułeś chętkę na następne?
-Inne rzeczy mnie wkurzyły.
-Jakie inne rzeczy? Ja cie wkurzyłam?
-Absolutnie nie ty.
-To co lub kto?
-Teraz to już nie ważne,ale długo by wyliczać.
-Edek, zgadzam się ostatni raz żebyś się upijał niezgodnie z naszymi ustaleniami.
-Ale kto tu mówi o upiciu?
-Osiem piw mogę jeszcze zaakceptować bo cię obserwowałam i wiem że po ośmiu nie jesteś bardzo pijany, ale po dwunastu będziesz.
-A kto mówi że wypije wszystkie?
-Dobrze cię znam i wiem że gdybym schowała te cztery czy nawet dwa to będziesz mnie tak długo męczył żebym ci je oddała, że będę miała tego dosyć i ci oddam, już tak było nie raz. I w ogóle powinniśmy więcej rozmawiać.
-Nie truj już bo mi zniszczysz całą atmosferę do tego piwa. Masz napij się.
-Straciłam ochotę i to ty mi zniszczyłeś atmosferę dlatego że kupiłeś tak dużo tego piwa.
-Daj już temu spokój, nie roztrząsajmy tego. Napijmy się.
-No dobra, ale pamiętaj, ostatni raz się na to zgadzam.
-To miałem cię oszukać i schować kilka i powiedzieć że kupiłem mniej?
-Gdybym się dowiedziała że tak zarobiłeś to byśmy się pogniewali, bardzo pogniewali.
-Masz napij się i już przestań.
-No dobra, ale pamiętaj co powiedziałam.

Dla zachowania pokoju w domu,nie będę już łamał regulaminu. Żadnych wojen domowych, oczywiście nie da się ich całkiem
uniknąć, przyznam że zdarzają się gdzieś raz na rok. Jestem przeciwnikiem każdej wojny;tej w domu, tej na Ukrainie i tej na bliskim wschodzie. Mocarstwa dążą do powiększenia swojego terenu czy strefy wpływów i głównie dlatego wybuchają wojny. Wiadomo że ukraińscy bandyci muszą przegrać,a terroryści zdechnąć jak psy. Stać na straży wartości, chronić kulturę przed zagrożeniem i odebrać wrogowi człowieczeństwo. Społeczeństwo danego kraju powinno w pełni popierać jego działania militarne. Dlatego musi ruszyć cała machina kształtowania opinii. Żeby już nigdy nie było protestów jak przeciwko wojnie w Wietnamie. Te czasy minęły bezpowrotnie, i nikt nie pozwoli żeby powróciły. Zresztą w dzisiejszych czasach ludzie interesują się bardziej sobą i nikogo nie interesują wojny o ile nie są zbyt blisko. Wojna o ropę, były takie plotki, dużo ludzi wiedziało dlaczego jest wojna, ale jakoś specjalnie im to nie przeszkadzało. Nie doprowadziło to do jakichś większych protestów. Świadomość że dzieje się coś złego nie musi prowadzić aż do tego żeby się temu czynnie przeciwstawić, wystarczy po prostu wiedzieć i nie zgadzać się, bo po co skoro mnie to nie dotyczy? Cierpienie zwierząt w klatkach, kosmetyki testowane na zwierzętach, wymieranie gatunków, to łapie za serce. Całkiem słuszna wojna dużo, dużo mniej. Oczywiście zwierzaki są słodkie, zwłaszcza te młode i nie powinny cierpieć, ale uważam że cierpienie człowieka jest ważniejsze, może nie lepsze, ale na pewno ważniejsze...
-Edek, puszczam na głośnikach muzykę.
-A puszczaj.
-I jak?
-Może być.
-Ha ha ha może być? Skąd taka zmiana?
-Myślałem o czymś ważnym przy czym kto jakiej słucha muzyki nie ma znaczenia, bo wszyscy jesteśmy ludźmi i jak chcesz posłuchać swojej muzyki to sobie słuchaj nie przejmuje się tym bo są ważniejsze rzeczy...
-Dobra, dobra to ja mam plan ja puszczam jeden kawałek, a ty drugi i tak za zmianę będziemy puszczać raz ty raz ja.
-To całkiem fajny pomysł.
-Edek, ja widzę że ty masz kiepski dzień dzisiaj, ale alkohol jak już wspomniałam nie jest rozwiązaniem.
-Chyba masz rację.
-Edek ja mam pomysł, teraz ja puszczam kawałek, a ty ze mną zatańczysz.
-Mariola tylko nie to.
-No dalej Edek, wszystkie smutki ci przejdą jak zatańczysz.
-Dobrze, ale tylko jeden taniec.
-Edek, nie bądz taki, ja już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tańczyliśmy.
-Niech będzie zatem tańczmy.
-Edek, jak to się wszystko skończy zabierasz mnie na tańce czy tego chcesz czy nie, obiecaj mi.
-Uważam że takie decyzje powinno się podejmować na trzeźwo.
-Tańczysz słabo, ale nie najgorzej, to dlaczego masz opory?
-Jesteśmy już razem i to jest powód.
-Edek, nie rozumiem o co ci chodzi.
-Chodzi o to że nie ma już potrzeby aby którekolwiek z nas miało powód szukać nowego partnera. Chyba nie jest ci źle ze mną?
-Nie chodzi się na dyskotekę czy dansing tylko żeby znaleźć partnera,ale żeby potańczyć, poza tym źle mi że nigdzie nie wychodzimy.
-Mariola, w takiej miejsca się chodzi kogoś poznać i często tylko dla przygodnego seksu i obiecuję ci że gdzieś się wybierzemy, jednak nie koniecznie na tańce.
-Ale ja bym chciała tańczyć i przetańczyć z tobą całą noc..
-Mariola ilekroć wypijesz więcej niż jedno piwo stajesz się nieprzyjemna.
-O co ci chodzi piję dopiero trzecie.
-Jakie trzecie? kupiłem ci dwa.
-Ale się na ciebie wkurzyłam i wypiłam jedno więcej, ha ha ha
-Dobrze zrobiłaś jak mi zabraknie to pójdę na stacje benzynową i sobie dokupię.
-Żartowałam Edek, chciałam tylko zobaczyć twoją reackję, ha ha ha...
-Mariola jestem zdania że kobiety nie powinny w ogóle pic alkoholu.

Nie wyobrażam sobie iść na dyskotekę z Mariolą, w dodatku niech trochę wypije i tragedia gotowa. Chodziłem na dyskoteki, właśnie żeby kogoś poznać i uprawiać z nim seks. Takie głównie miałem założenie, w dodatku napić się alkoholu. Najbardziej z dyskotek nie lubiłem tańca, tańczyłem tylko wolne kawałki i gdy był trzeci wolny kawałek z rzędu wtedy obściskiwałem i całowałem partnerkę i najczęściej bardzo szybko po tym opuszczaliśmy razem lokal.
Nie pamiętam żebym kiedykolwiek tańczył na trzeźwo, muszę się zawsze wyluzować, a i tak jestem trochę sztywny.
Nawet mogę się zgodzić że niektórzy wyrażają siebie w tańcu, czy mają inne cele tańca ode mnie, ale ja
pozostaje na swoim stanowisku że taniec jest środkiem do osiągnięcia zbliżenia w cielesnym znaczeniu.
Zawsze tak było że umawialiśmy się z kolegami, kupowaliśmy wódkę, piliśmy ją i we trójkę czy czwórkę, a nawet więcej,
wchodziliśmy na dyskotekę i zwykle opuszczaliśmy ją pojedynczo każdy z ze swoją nowo poznaną partnerką. Na dyskotece piliśmy dalej, a w przerwach tańczyliśmy. Częstym przypadkiem było też że ktoś przesadził z alkoholem i wychodził sam lub został wyniesiony. Piękne to były czasy, czasy młodości. Wspominając przykro że to nie wróci. Nawet miło wspominam
bójki lub gdy przesadziłem z alkoholem i siedziałem na murku przed dyskoteką, wymiotowałem i widziałem podwójnie, cały obraz wirował. Wiek 14-18 lat to był najlepszy okres mojego życia. Później zaczęło się wszystko sypać w gruz, a wcześniej nie było zbyt fajnie.
-Edek, jeszcze jeden taniec,
-To będzie już piąty.
-Ha ha ha ty to liczysz?
-Daj pauzę muszę coś sprawdzić
-Co sprawdzić? ha ha ha
-Wygląda na to że rzeczywiście wypiłaś dwa piwa, tylko co robią te dwie puste butelki z innego piwa w kuchni?
-Ha ha ha miałam schowane, leżały już chyba trzy miesiące nie było okazji, i postanowiłam je dzisiaj z tobą wypić.
-Właściwie nie mam nic przeciwko.
-Ha ha ha ale się cieszysz że nie zabrałam twoich bo gdybym to zrobiła nie było by ci do śmiechu. ha ha ha
-Mogło by mi zabraknąć.
-Zabraknąć do czego?ha ha ha
-hmmm... do osiągnięcia pełnej satysfakcji.
-O jak ładnie nazwałeś upicie się jak zwierzę. Ha ha ha
-12 piw to za mało dla mnie by się upić, nawet się nie będę zataczał, zobaczysz..
-Może się nie będziesz zataczał, ale mało będziesz pamiętał, na przykład to ze obiecałeś mnie gdzieś zabrać.
-Będę pamiętał doskonale że gdy tylko zluzują obostrzenia to wyjdziemy gdzieś razem.
-Mam tylko nadzieje że nie do lasu. Ha ha ha
-Las to dobre miejsce i niegłupi pomysł.
-Edek, ja ci to mówię już z góry bo nie chce do lasu, wyjdźmy gdzieś w miejsce gdzie są inni ludzie.
-Mariola, OK. coś się wymyśli pójdziemy gdzie chcesz tylko nie na tańce.
-Jutro to obgadamy bo teraz kładę się spać bo chyba za dużo wypiłam.
-To dobry pomysł mi też się wydaje że za dużo wypiłaś.

Wreszcie położyła się, nie cierpię rozmawiać z pijanymi kobietami. Zawsze mi rujnują atmosferę picia piwa. Trochę mnie
zdenerwowała, ale nie przesadziła na szczęście. Ma pretensję że nie wychodzimy razem i co zrobić? Trzeba ją gdzieś zabrać, bo mi nie da spokoju. Mam jeszcze trochę czasu żeby coś wymyślić, chce wyjść ze mną do ludzi to wyjdzie. Dyskoteka odpada, koncert byłby lepszy. Tylko nie wiem kiedy zaczną znowu organizować i nie wiem czy będzie jej to odpowiadało. Nie, koncert nie, koncerty są dla takich jak ja, tych którzy kochają muzykę nie dla tańca tylko dla jej przeżywania. Na koncercie też można się pobujać czy jakieś pogo, ale to by się jej nie spodobało. Ale w zasadzie są też koncerty wykonawców popowych. Nigdy nie byłem na takim to nie wiem jak taki koncert wygląda. Może nawet się tańczy jak na dyskotece. Musi się jej spodobać, bo gdy się jej nie spodoba to nic nie powie,żeby mi nie robić przykrości, ale będzie smutać. Nie będę egoistą, pójdę z nią tam gdzie mi się nie będzie podobać, żeby widzieć na jej twarzy radość. Bywa że trzeba się poświęcić dla kobiety. Szkoda że nie koncert bo jak sobie wspominam te koncerty i festiwale na których byłem. W takich miejscach spotykają się podobni ludzie jeśli chodzi o gusty muzyczne. Na koncercie można podejść do każdego i zamienić kilka słów jak ze starym przyjacielem. Koncerty łączą ludzi, czuje się tą więź. W dodatku ta energia,
niekiedy aż się jest zmuszonym choćby podskakiwać. Puszcze sobie jakiś koncert na głośnikach nie mogę głośno bo obudzę Mariolę, ale chociaż trochę poczuje klimat. Te pierwsze festiwale w moim życiu, jabole, marihuana i LSD, hipisi, metalowcy i punki. Najbardziej hardcorowi byli punki, pili wino z denaturatem, spali w śmietnikach i nosili na głowach irokezy. Wymarło to bezpowrotnie, już nie ma hardcorowców. Na takie festiwale przyjeżdżali też ludzie z ruchu Hare Kryszna, była jakaś egzotyka. Nie byli by sobą hierarchowie kościoła katolickiego gdyby nie wepchali tam swoich z Przystankiem Jezus. Później stworzyli swój festiwal w Lednicy. Młodzież coraz mniej się buntuje, przestała pić jabole,
i tak umiera rock and roll. Młodzież została ugrzeczniona, mają różne gadgety do komunikacji, media społecznościowe, konsole i gierki,nie muszą iść do wojska jak nie chcą. Starzy wykonawcy zaczęli politykować i kilku nawet dostało się do sejmu, a niektórzy po obniżeniu im podatków stali się zwolennikami rządu.
-Edek, wstawaj czas popracować.
-Za wcześnie mnie budzisz.
-Bo jak zwykle wypijesz dwie kawy, wypalisz pięć papierosów to będzie 13nasta.
-Ale tam mało zostało do roboty.
-Tak, ale mam dobre wieści.
-Dobre wieści?Rozbił się samolot z całym rządem na pokładzie?
-Nie żartuj tak, mama załatwiła słomę. Masz pół godziny na poranny rytuał i do roboty, a później po słomę.
-Skąd ta słoma?
-Od dalszej sąsiadki.
-Nie wiem czy znam.
-Będziesz wiedział, od pani Elżbiety, od naszej ulicy pierwsza w prawo i trzeci dom po lewej. To nawet ja wiem gdzie mieszka pani Elżbieta choć nie mieszkam tu całe życie.
-Dobra, ciesze się, wstaw wodę na kawę. Umyję się, napiję i mogę pracować.
-Nie chcesz zjeść śniadania?
-Wiesz że nie jem śniadań,a pierwszy posiłek gdzieś o 14nastej.
-Nie będziesz głodny?
-Nie będę.

Chciałbym obudzić się pewnego dnia i stwierdzić;jaki ten świat jest piękny, dziękuje wam rodzice że daliście mi życie,czuję się wspaniale i czeka mnie dzisiaj tyle radości. To raczej nie możliwe, może kiedyś były takie ranki,chyba w pierwszy dzień wakacji. Zdaje sobie sprawę że gorzknieje i nie wiem jak to zmienić i czy da się to zmienić. Potrzebuje
odmiany, muszę coś zmienić w swoim życiu. Tylko co i jak? Może rzeczywiście trzeba gdzieś wychodzić do ludzi, ja tego
specjalnie nie potrzebuję, ale Mariola się męczy siedzeniem w domu, zwłaszcza teraz gdy jest ta pandemia. Nie można się
tak całkowicie wyizolować, ja rozumiem być pustelnikiem, ale do tego trzeba mieć predyspozycje i nawet pustelnik ma jakieś towarzystwo czasami. Mogę powiedzieć że Mariola mi wystarczy, ale ja nie wystarczam Marioli, ma też koleżanki ale chce też ze mną gdzieś się wybrać i to nie do lasu. Niektóre kobiety lubią las, ciszę i spokój, ale ona taka nie jest. Ona jest wesoła i lubi towarzystwo, a ja jestem zgorzkniały i nie lubię być wśród ludzi, jestem raczej typem samotnika. Nawet supermarket mnie męczy, gdy jest za dużo ludzi. Jakby to było fajnie odpocząć po pracy, najlepszy odpoczynek jest właśnie po pracy, takie nicnierobienie na dłuższą metę jest nudne. Zobaczymy może to gospodarstwo, zwierzęta, warzywa czy inne rośliny...
-Edek, zbieraj się ja już jestem gotowa, idziemy.
-Dobra, za 5 minut.
-Pośpiesz się bo nie mam zamiaru na ciebie czekać. I mam kolejną dobrą wiadomość mają za tydzień pozwolić na zgromadzenia do 150 osób. I mam również nadzieję że myślisz już powoli gdzie pójdziemy razem, bo już się nie mogę doczekać.
-Ok, chodźmy.
-To wszystko przed dom dla śmieciarzy?
-Wszystko do piwnicy.
-A po co ci ten stary piec? I ta stara maszyna do szycia?
-Piec na złom, jak się uzbiera żelastwa to wywieziemy na złom, a maszyna to antyk.
-Edek, ja bym to wszystko wywaliła. Ale rób jak uważasz.
-Mariola złap z tej strony i idziemy z tym do piwnicy.
-No dobra.

Dziadek nic nie wyrzucał przynajmniej ja nie pamiętam aby cokolwiek wyrzucił. Totalnie zagracił piwnicę. Później ja
robiłem porządek i wyrzucałem graty bo potrzebowałem miejsca na jakiś mój pomysł. Zainstalowałem oświetlenie, zrobiłem instalację elektryczną; puszki i gniazda. Mimo że pomysł nie wypalił to została instalacja i oświetlenie. Dużo czasu spędziłem w piwnicy, początkowo o ile dobrze pamiętam to nawet chciałem zamieszkać w piwnicy z dala od rodziców, bo ciągle coś ode mnie chcieli, nie mogłem głośno słuchać muzyki, czy grać głośno na gitarze elektrycznej. Dużo rzeczy mi zabraniali i powiedziałem dosyć; zrobię sobie pokój w piwnicy. Teraz ja robię graciarnię, bo nie lubię wyrzucać tak jak dziadek.

-Skończone, dziękuję że mi pomogłaś.
-Nie ma sprawy Edek.
-To idę po tę słomę, tylko jak ja ją przywiozę?
-Coś wymyślisz, jakiś wózek weźmiesz od pani Eli i przywieziesz.
-Masz rację, coś się wymyśli.
-Zobacz jak to teraz fajnie wygląda, trzeba tylko pomalować ściany czy coś.
-To się bieli wapnem, dziadek tak robił, zdezynfekuje się i będzie jaśniej, jeszcze trzeba umyć okno.
-Ja mogę umyć okno, lubię myć okna tylko potrzebuję drabinę bo nie dostane albo chociaż krzesło może wystarczy.
-Pierwsze wybielę, a później zajmiesz się oknem.
-To idę do tej Eli.
-Idź, idź.

Zawsze kiedy idę coś załatwić całą drogę myślę co mam powiedzieć, tak już mam chyba od zawsze, choć może kiedyś byłem
bardziej spontaniczny. Powiem ; pani Zosia powiedział że ma pani słomę na sprzedaż i tyle. Nie to nie wszystko, trzeba jeszcze pożyczyć wózek. Sprawdzę jeszcze raz czy zabrałem pieniądze, tak jest portfel w plecaku. Gdziekolwiek idę zabieram plecak, tym razem mam w nim też wodę mineralną, bo na pewno będzie z tą słomą trochę roboty. Ciekawe ile mnie będzie kosztować ta słoma. No cóż, pierwsze wydatki, oznacza to że już nie mogę się wycofać. To ten dom, jestem pewien.
Psa nie widać ani nie słychać, to dobrze. Na bramie nie ma dzwonka to wchodzę. O jest dzwonek...
-Co się stało ?
-Dzień dobry,Pani Zosia powiedziała że ma pani słomę na sprzedaż.
-Dobry,tyś jest tyn od Zygmunta?
-Tak mój dziadek nazywał się Zygmunt.
-A ka mosz traktor?
-Ja myślałem że pożyczę od pani wózek i przewiozę na wózku.
-A ka to byś obracoł dwa dni. Choć pokoże ci.
-Dużo tego, nie wiem czy potrzebuję aż tyle.
-Jo Zośce mówiła że chce dać całe.
-Ja myślałem że to jest w takich kostkach co wylatują z kombajnu.
-Jo godała że luzem.
-Dobrze, biorę.
-A traktor?
-Właśnie potrzebuję jakoś to przewieź, choćby wóz z koniem.
-Tera już nima koni, wszyscy majom traktor.
-To kto tu ma blisko traktor?
-Na przeciwko, Józek mo traktor, nawet widać że stoi przed chałpom.
-To zapytam i zaraz wracam.

Zaczyna się komplikować nie dosyć że tego jest za dużo to jeszcze traktor. Teraz już nie mam wyjścia idę do tego Józka.
Nawet dzwonek na bramie...

-Dzień dobry, czy pan Józek?
-Ja, a co się stało?
-Chciałem przewieź słomę. Pan ma traktor to myślałem że mógłby pan przywieźć.
-No ja, a wolno?
-A czemu nie wolno?
-Bo je wirus.
-Chyba wolno, zresztą to bliziutko.
-Tyś jest od Zygmunta?
-Tak mój dziadek nazywał się Zygmunt.
-To poczekoj ino się ubiere.
-Poczekam.
-To jo podstwie przyczepe, a ty se naładujesz, jak naładujesz to przidz po mnie.
-Dobrze.

To teraz się zacznie praca, ciekawe ile mi to zajmie, na pewno z dwie godziny albo nawet trzy.
Zobaczymy. Widły stoją to rzucam na przyczepę. Słoma nie jest ciężka, ale jest jej dużo. Ale się wpakowałem. Trzeba się przyzwyczajać do pracy i nawet się nie napiję piwa po robocie, nawet nie podejmuje tego tematu, bo byłaby kłótnia.
Nosze i noszę, a tego słabo ubywa. Skąd ten Józek wie że jestem wnukiem Zygmunta? Ja go trochę kojarzę, wiem że mieszka w tym domu, nawet wiem że ma traktor bo widziałem nie raz że nim jechał. Starszych się lepiej zna niż młodych. Z młodszych ode mnie powiedzmy 5 lat to kojarzę tylko kilku, takie znajomości gdzieś tam z picia piwa czy czegoś podobnego. Zresztą nie wiem czy bym rozpoznał ich dzisiaj, nawet nie wiem jak się nazywają, jednego pamiętam Sebastian, drugi Janusz, i tyle reszty nie znam. To ciekawe skąd Józek mnie zna?Ani razu nie piłem z nim piwa,a co więcej już dłuższy czas unikam ludzi zwłaszcza tych którzy blisko mieszkają. Najlepiej bym się czuł gdyby mnie nikt nie znał. Ludzie plotkują zwłaszcza na wsi, jestem pewien że o mnie też. Różne były powody, czy to policja zabierała na izbę wytrzeźwień, czy to pogotowie zabierało do szpitala w asyście policji,dwa razy byłem aresztowany, raz na detencji, co jeszcze?Z 15 lat temu po herze jak zombie, blady i słaniający się na nogach, to się zdarzało, a ile razy pijany. Dużo mnie obciąża i mogły być plotki, na pewno były, ale czy nadal są?Obawiam się że ludzie mogą pamiętać te plotki,ale jakieś dziesięć lat temu umarłem dla świata. Jeszcze przed śmiercią matki się trochę ustatkowałem i tak się prostowałem po trochu. Chciałbym umrzeć jak moja matka, bezdech senny, nie męczyła się w ogóle. Do tego lepiej nie wracać, przykra sprawa jak umiera matka, ale zwykle czeka to każdego z wyjątkiem gdy ktoś umiera wcześniej niż matka. Wtedy była już Mariola w moim życiu i pomagała mi w ciężkich chwilach. Pogrzeb i całą resztę załatwiała siostra ze szwagrem. Tak wiec, pogrzeb, stypa i jeszcze trochę przykrych wspomnień i wyrzutów przez jakiś rok. Nie da się tego już zmienić że nie byłem dobrym synem. Jednak w samą porę się opamiętałem. Wracając do plotek, to może są jakieś że zmądrzałem, przestałem ćpać i pić, żyje sobie po cichutku i nikomu nie wadzę. To bardzo ciekawi co się o tobie mówi, dlatego najbardziej komfortowo by było sprzedać dom i się wyprowadzić. Gdzieś gdzie mnie nikt nie zna. Zacząć od nowa z czystą kartą. Ale taka przeprowadzką to za duży problem dla mojej chorej głowy. Najłatwiej by było do miasta, na jakieś osiedle, mieszkanko dwa pokoje z kuchnią by wystarczyło. Wszędzie blisko, mniej zmartwień, nikt nie zna. Może kiedyś. Kiedy?
Przecież mam już 40 lat to kiedy?Za 10 lat?To głupi pomysł jednak by przejmować się tym co ludzie gadają i dlatego się
przeprowadzać. Lepiej pozostać na miejscu do śmierci, i przede wszystkim umrzeć przed Mariolą. Tak się powinno stać, tryb życia, narkotyki, papierosy, alkohol itd. w dodatku starszy o 3 lata. Poczułem ulgę na myśl że umrę przed Mariolą. Trochę ubyło tej słomy, napiję się wody. Na oko gdzieś ubyło połowę, jeszcze raz tyle, i drugi raz mi ulżyło. To nie tak dużo. Zadzwonię do Marioli niech szykuje obiad.
-Mariola, szykuj obiad, będę za godzinę.
-Co tak długo? Martwiłam się i dzwoniłam do ciebie, dlaczego nie odebrałeś?
-Rzeczywiście jest połączenie nieodebrane. Tak się stało że nie usłyszałem, plecak leżał daleko i dlatego.
-Co się stało, dlaczego jeszcze nie przywiozłeś tej słomy?
-Powstały komplikacje.
-Jakie komplikacje?
-Okazało się że tego jest bardzo dużo w dodatku trzeba wziąć całość, potrzebny był traktor z przyczepą i teraz ładuje na przyczepę. Zajmie mi to jakąś godzinę.
-No to dobrze, ale nie wiem czy wiesz że musimy to wszystko schować do stodoły bo ma być w nocy deszcz, a jak deszcz zmoczy tę słomę to ona zgnije.
-Cholera, nie pomyślałem o tym. Pomożesz?
-No raczej, mówiłam że nie wezmę wideł do reki, ale nie mam wyjścia.
-To dobrze, zajmie nam to gdzieś godzinę.

Lecimy dalej z ładowaniem. Ciekawe czy będzie z tego jakaś plota? Edek, chce hodować świnie, tylko tyle mogą wiedzieć.
Jak tak pomyśle ile sobie w życiu narobiłem wstydu, to aż się chce pod ziemię zapaść. Kiedy człowiek jest pijany to najczęściej zdaje sobie z tego sprawę. Kiedy się ćpa opiaty czy podobne w działaniu prochy to jest tak że się jest naćpanym i z daleka widać, a tobie wydaje się że jest wszystko Ok. nie raz się zdarzyło słyszeć; powiedz czegoś się nażarł? I nie wiedziałem na jakiej podstawie takie pytanie. Idę ze starymi kumplami na piwo, dawno ich nie widziałem,
a akurat mam coś na sen w kieszeni i zjadam kilka tabsów w toalecie, i jakby nigdy nic siedzę i piję, kolejne piwo, rozmowa się toczy aż naglę słyszę; Edek czegoś się nażarł?Albo sobie idę naćpany i spotykam na przykład wujka, niby Ok. ale po czasie jest obawa w jakim stanie byłem? Czy poznał że naćpany? Czy nie poznał?Twarz blada, powieki się zamykają, wszystko swędzi i drapiesz się jak małpa, w dodatku jesteś chamski dla wszystkich, po chodzie nawet widać, chodzi się na bardziej ugiętych nogach, albo stoi się w pozycji narciarskiej na ugiętych nogach i się zasypia na stojąco. Tego ostatniego doświadczyłem tylko raz w życiu i tyle wystarczy. Nie jestem dumny z tych głupstw które robiłem w życiu. Mam to już za sobą, a mówi się nie żałuj tego co zrobiłeś ale tego czego nie zrobiłeś. Czego nie zrobiłem?
Nie skończyłem szkoły, po szkole podstawowej poszedłem do technikum, egzaminy zdałem na 4 i 2.Z języka polskiego 4 ,
z matematyki 2 czyli mierny i zaliczyłem, dostałem się do technikum, nawet teraz nie pamiętam jaki kierunek. Po zdaniu egzaminów cieszyłem się bardzo, wakacje były udane, jednak gdy zasiadłem w szkolnej ławie szybko do mnie dotarło że profesorowie, a zwłaszcza profesorki mówią jakby byli z obcej planety, nic, a nic nie mogłem zrozumieć o co im chodzi.
Nie wiem czy inni rozumieli, ale też chyba nie bardzo bo gdzieś jedna trzecia klasy zaczęła regularnie wagarować. Nie wiem nawet dlaczego kazali się tak tytułować per. panie profesorze czy pani profesor, żaden z nich nie miał tytułu profesora, żaden z całej szkoły, ja mówiłem per pan i per pani. Wracając do wagarów to złożyło się tak że było trzech sponsorów, trzech kolegów miało zamożnych rodziców. I albo z jednym albo z drugim albo trzecim chodziłem na wagary.
To były czasy kiedy do Polski trafiały nowinki z zachodu i taką nowinką był peep show, do dziś pamiętam te pokazy obserwowane zza szyby, zwłaszcza te najbardziej podniecające które działy się zawsze za pomocą magicznego otworku w szybie z napisem "premia", gdy tylko pojawiła się po drugiej strony szyby premia powiedzmy banknot 50zł, stawało się gorąco im więcej premii tym bardziej podniecający był pokaz. Pewnego razu z tym najbardziej zamożnym wybraliśmy się na wagary, dołączyli do nas starsi koledzy i poszliśmy na peep show, szybko doszedłem z nimi do porozumienia że agencja towarzyska to lepsze rozwiązanie, niestety ten mój rówieśnik stwierdził że musi wracać do szkoły, "pożyczył" nam pieniądze i pojechaliśmy do agencji. Jak na agencje godzina była wczesna jakoś po 10tej a przed 11nastą.Wszędzie było zamknięte ze względu na wczesną porę, zawsze się okazywało że panie śpią, taksówkarz mówił ;szkoda bo tu są najmłodsze, lub szkoda bo tu są najładniejsze, lub szkoda bo tu są najbardziej doświadczone i tak dotarliśmy do agencji gdzie nie były ani młode, ani ładne ,jeśli chodzi o doświadczenie to można dyskutować. Jako że byłem najmłodszy wybierałem ostatni, właściwie nie miałem wyboru została jedna, ta najstarsza z nich wszystkich. Wziąłem ją, ale czułem lekki żal, i teraz myślę że dobrze zrobiłem bo na pewno była najbardziej doświadczona i nie pamiętam czy to był mój pierwszy raz czy drugi raz, jeśli pierwszy raz to lepszy niż ten drugi bezpłatny, a jeśli drugi to przyćmił w pamięci ten pierwszy. Bardzo mi się to pierwsze i ostatnie korzystanie z usług prostytutki wryło w pamięć. Pamiętam wszystko jakby to było dzisiaj. Ostanie widły i już, wszytko!Teraz pójdę zapłacić.
-Panie Elżbieto to ile się należy za słomę?
-Stówkę.
-Proszę bardzo.

Teraz po Józka i jedziemy ze słomą.

-Panie Józku, załadowane , możemy jechać.
-Dobra, już ta idę.
-Pan wie gdzie mieszkam to ja już idę będę czekał za domem, tam jest wjazd za dom i tam proszę wjechać.
-Dobre, wjadę za dom.

Po drodze zadzwonię do Marioli.

-Mariola, już skończyłem, Józek zaraz wysypie słomę za domem.
-No to super już tam idę.
-Zjem obiad i razem się weźmiemy za znoszenie.
-Ok, to już ci nałożę prawie ostygnie nim dojdziesz.

-To ile się należy panie Józku?
-stówkę.
-Proszę bardzo.

Drogo to wyszło, wszyscy stówkę jakby nie było innej kwoty. To pierwszy wydatek, a ile tego jeszcze będzie, za 200zł można by kupić dużo mięsa, coś mi się zaczyna nie podobać. A jak się okaże że nie warta skórka za wyprawkę? Co wtedy?
Trudno, stało się.

-Smakuje obiad?
-Owszem, bardzo dobry.
-Ile zapłaciłeś?
-W sumie 200zł.
-Aż tyle?!
-Za słomę 100zł i za dowóz drugie 100zł.
-Za słomę to rozumiem, ale i tak mogłeś się targować. Za dowóz to w ogóle miałeś nie pytać ile się należy tylko dać 5 dych i tyle.
-Zwykle się targuję jak kogoś choć trochę znam.
-Dobrze że Józek nie powiedział 200zł bo też byś dał.
-Mariola przestań już, mogłaś iść ze mną i sama się dogadywać co do ceny.
-Gdybym wiedziała to bym poszła, ale rzeczywiście masz rację nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się, ale już będę wiedziała żeby ci pomagać dogadywać się co do ceny gdy będziesz robił interesy z sąsiadami.
-Ja sam sobie poradzę, nie spodziewałem się tak dużej kwoty, byłem zmęczony tym ładowaniem i przystałem na tyle ile sobie zażyczyli. Chciałem jak najszybciej mieć to za sobą i nie targowałem się.
-Wybaczam, ale drugi raz nie szastaj tak pieniędzmi, bo na mnie narzekasz że za dużo wydaje, a postępujesz jakbyś w ogóle nie liczył się z pieniędzmi.
-Chodzi tez o to że nie orientuje się w cenach takich artykułów jak słoma, czy ceny usług traktorzysty.
-Edek, mieszkasz na wsi całe życie to powinieneś mieć jakieś rozeznanie.
-Mariola, jestem gotowy możemy iść chować słomę do stodoły.
-Ok, chodźmy.


-Zobacz ile tego jest.
-Edek, nie potrzebujemy aż tyle.
-Wiem o tym ale musiałem wziąć całość.
-I co my z tym zrobimy?
-Poupychamy gdzie się da.
-Nie mamy wyjścia.


Po nie skończeniu pierwszej klasy technikum, zacząłem pierwszą klasę liceum zawodowego. Liceum było łatwiejsze, bardziej docierało do mnie o czym mówią ci wszyscy "profesorowie".Był to czas kiedy pojawiły się nowinki, marihuana, LSD i amfetamina. Wcześniej Polacy głównie ćpali polską heroinę, każdy wiedział że to gówno i nie tykał, nie myślał nawet o tym by spróbować bo to oznaczało samobójstwo. Pomyślałem że warto by spróbować tych nowych i na pewno nie zabójczych substancji. Słyszałem wcześniej o grzybach halucynogennych, ale jakoś mi nie pasowało próbować jakichś dziwnych grzybów. Chciałem spróbować coś z tych nowości, najlepiej LSD. Dowiedziałem się o miejscu gdzie takie coś jak LSD można
kupić, ale zwlekałem, nie wiedziałem jak do tego podejść. Aż pewnego dnia wypiłem w samotności dwa czy trzy piwa, czułem się beznadziejnie i pomyślałem sobie że to dobry czas udać się do tego lokalu gdzie można kupić LSD.
Gdy wszedłem ogłuszyła mnie muzyka, rozejrzałem się i zauważyłem że jeden typ stoi sam w przejściu do toalety.
I trafiłem bo akurat miał, trochę droga to była impreza bo całe 250 000 na stare pieniądze, a na nowe 25zł, wtedy to nie było dla mnie tanio za coś co powinno działać podobnie jak alkohol tylko może trochę mocniej czy coś, sam nie wiedziałem jak to działa. I kupiłem małą tekturkę zawiniętą w folie aluminiową, wiedziałem że daje się to pod język i tak zrobiłem. Wychodzę na zewnątrz z tym dilerem i on się pyta; co zrobiłeś z drugą połową? Ja myślałem że ten maleńki
kwadracik to porcja dla jednej osoby i mówię; dałem całość pod język. On się trochę zdziwił i mówi; to cię nieźle potrzepie. Nie miałem pojęcia o co chodzi, ale nie bałem się niczego. Pytam go więc co dalej bo trzymam pod językiem już 10minut, a on;pogryź i połknij. To co się działo że mną później było czymś najbardziej niesamowitym w całym dotychczasowym życiu. Po trzech godzinach zdałem sobie sprawę że zupełnie nie wiem jak długo to działa. Po kolejnych dwóch chciałem żeby to się już skończyło. Jakoś dotrwałem do rana i udałem się jak zwykle do szkoły, w głowie pobrzmiewały mi echa halucynacji, ale było się czym pochwalić. Ci którzy nie przeżyli takiego doświadczenia byli sceptyczni, nie dało się przedstawić tych doznań słowami to trzeba odczuć aby zrozumieć, znaleźli się jednak ci którzy przeżyli coś podobnego i ci którzy by bardzo chcieli przeżyć. I tak jakoś stało się że raz w tygodniu w piątek zarzucałem coś lub przynajmniej paliłem marihuanę. Alkohol stał się dla mnie używką ludzi prymitywnych, gdy widziało się kogoś po alkoholu, a było się na LSD to ów kojarzył się z jakimś zezwierzęceniem z czymś prymitywnym. Pierwszą klasę liceum zawodowego skończyłem, nawet drugą skończyłem, w trzeciej nadal rozumiałem o czym mówi pani profesor, ale
już mnie to nie interesowało. Na koniec roku groziła mi jedynka z matematyki i polskiego. Gdybym się otwarcie nie zbuntował to bym zdał. Na zaliczenie polskiego miałem przygotować się z "Chłopów" Reymonta, nie mogło być gorzej, książka o niesłychanie prymitywnych ludziach ze wsi,z takimi właśnie co dzień mam do czynienia, zezwierzęconymi, prymitywnymi. Myślałem że może tej pani profesor się to podoba bo na wsi była raz w życiu i lubi folklor i innym też się to podoba bo nawet za coś takiego przyznali nagrodę nobla, ale mi się ta książka nie podoba wcale, a wcale. Gdyby przynajmniej pozwolili mi pisemnie wyrazić krytykę to może bym zdał, ale ustnie? Tak więc poszedłem do szkoły wieczorowej...

-Ruszaj się Edek ruszaj, a nie stoisz i podpierasz się widłami.
-A co ja jestem zwierzę robocze?Chłop od słomy?
-To mam to sama wnieść?!
-Nie no pomogę ci, ale wiedz że ja się już napracowałem z tą słomą dzisiaj.
-No wiem, ale zobacz jak mało zostało. Damy radę!

Akurat wtedy gdy chodziłem do szkoły omawiane tam tematy w ogóle mnie nie interesowały. Ci wszyscy profesorowie nie potrafili mnie zainteresować. Może z wyjątkiem przedmiotu; budowa maszyn, tam uczyliśmy się jak działa silnik elektryczny czy transformator i podobne urządzenia. To było nawet ciekawe, i jest to jedyna wiedza jaką wyniosłem ze szkoły średniej. Zwykle siedziałem na lekcji i rozmyślałem sobie o czymś nie słuchałem nic, a nic. Mariola skończyła szkołę zawodową, miała dobre wyniki i poszła do liceum wieczorowego, też go skończyła choć do matury nie przystąpiła. Mariola nie jest głupia, bo gdyby tak było nie bylibyśmy razem. Ma swoje zalety i trochę wad, jak każdy, ale zalet jest więcej.

-Edek, zobacz; koniec!
-Tak, ale trzeba jeszcze pozamiatać żeby to jakoś wyglądało.
-No wiadomo, to może razem pozamiatamy?
-Nie mam wyjścia.

Gdy już się zacznie wspominać to trudno się z tego wyrwać. Dla kogoś inteligentnego książka by wystarczyła, gdyby zawrzeć w niej to o czym mówi lub powinien mówić nauczyciel na dany temat, w profesjonalny sposób omówione zagadnienie czy problem i sprawa załatwiona, po co słuchać wywodu starszej pani?Oczywiście że system obecności żywego podmiotu nauczycielskiego sprawia że można mieć pytania kiedy się czegoś nie rozumie, ale nie pamiętam żeby ktoś miał pytania,
ja na pewno nie miałem ani razu. Ale co to za przemyślenie? Ta myśl jest oczywista. Jak coś kogoś naprawdę interesuje
to ponad to że rozumie zagadnienie od strony przekazu eksperta na dany temat to jeszcze ma swoje własne przemyślenia.
Swoje prywatne interpretacje, a nawet krytyki, czy nawet dostrzeżenie problemu autora. Zwłaszcza popularne jest dostrzeganie istotnych zaburzeń w myśleniu autora, czy jego motywów, skrytych pragnień i innych, przez psychoanalityków. Czasami to daleko idzie; analizowanie relacji w rodzinie autora, jaki wpływ wywarła na autora matka, czy rywalizował z rodzeństwem. Owszem interesujące, ale dla fanatyków jego twórczości. Gdy byłem młody, to jak większość młodych, interesowała mnie muzyka często jest tak że ktoś jest głupi, ale bardzo pięknie śpiewa, nie śpiewa tego co sam wymyślił, ale to co dla niego napisał tekściarz i zostaje taki idolem. Czasami nawet śpiew jest słaby, ale dobry tekst i też jest dobre. Mało się mówi o twórcach słów piosenek, o śpiewakach dużo. Są też tacy którzy sami piszą i sami śpiewają. Czasami się mówi; ma mądre teksty, lecz mądre teksty najczęściej doceniają starsi słuchacze. Nawet nie koniecznie trzeba znać język w którym śpiewa idol żeby zostać jego fanem. Jeśli chodzi o mój śpiew to śpiewam koszmarnie, nie mam nawet chyba słuchu muzycznego. Grałem kiedyś na gitarze, ale średnio, coś tam potrafię zagrać i tyle, śpiewać nie potrafię. Tak więc idolem raczej nie zostanę, zresztą za późno na to. Nigdy nie napisałem ani jednego wiersza, a tym bardziej słów piosenki.
-Edek, to kiedy będziesz bielił chlew?
-Muszę zajechać po wapno.
-Gdzie?
-Do składu budowlanego.
-Ciekawe czy tą swoją Skodę odpalisz, bo nie pamiętam kiedy ostatnio gdzieś nią jechałeś.
-O Skodę się nie martw została dobrze zakonserwowana i na pewno odpali, bo nie wiem czy wiesz, ale co jakiś czas ją odpalam i trochę na sucho sobie pracuje silnik.
-To ja wiem, ale nie wiem czy ona jeździ.
-Na pewno jeździ.
-To kiedy pojedziesz?
-Jeszcze nie wiem.
-Edek, nie odkładaj jak zwykle tylko po prostu powiedz; jutro.
-Niech będzie jutro.
-To ja cię obudzę wcześniej, o której mam cie obudzić?
-Powiedzmy o 11nastej.
-No na pewno nie o 11nastej najpóźniej o 9tej.
-To niech będzie o 9tej.
-Dobrze ci radzę połóż się wcześniej spać.
-Niech będzie.

Jeśli chodzi o idoli to najwięcej groupies miał i ma Chrystus. Nie wiem czy słowo groupies można zastosować w stosunku do zakonnic, ale nic innego mi nie pasuje. Niektóre są przydatne do jakichś brudnych robót z upośledzonymi czy coś w tym stylu, ale większość to zupełnie nieprzydatne społeczeństwu istoty. Taka nigdy nie dowie się że jej życie było bez sensu podobnie jak samobójca który w pełni dokonał czynu nigdy nie pożałuje swojej decyzji. Może nawet jakieś skłonności masochistyczne sprawiają że życie w zakonie się podoba, kto wie?Umartwienie, długa modlitwa, wstawanie o świcie, niskie temperatury,czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Ja jednak nie widzę szczęścia w cierpieniu, raczej staram się unikać cierpienia. To nawet mądre żeby człowiek głupi i ciemny cierpiał i miał za to obietnicę życia po śmierci, niech ma, ale niech cierpi np. ciężką pracą lub ogólnie czymś co jest pożyteczne dla drugiego człowieka. Ja nie jestem przeciwny obietnicy zbawienia dla niewolnika, ale zawsze jestem przeciwny bezsensownemu cierpieniu czy stwarzaniu cierpienia samoumartwieniem, z wyjątkiem może praktyk seksualnych gdzie cierpienie daje rozkosz. Seksualne spełnienie przez ból jest sensowne, zimna cela zakonna i modlitwa; nie, praca w bólu; sensowne. Sensowniejsze by było obiecywać niebo za ciężką pracę na ziemi.
Gdyby powiedzieć że św.Piotr sprawdza czy ręce są spracowane i poranione od pracy i jak są to wpuszcza do nieba.
I tylko ciężką pracą można osiągnąć zbawienie. To bym stwierdził; bardzo mądra religia i nic bym nie miał przeciwko i wielu niewierzących by też nie miało nic przeciwko.
A w takim wypadku tych wszystkich darmozjadów, utrzymanków ciemnego ludu, jestem przeciwny. Zwłaszcza boli mnie życie wieczne. Żyj cichutko i skromnie zgodnie ze słowem Bożym, a będziesz żył po śmierci i w dodatku to życie na ziemi nie ma większego znaczenia liczy się to co będzie po tym jak umrzesz. Nigdy przenigdy nie uwierzę w taką obietnicę. Nie wierzę w cuda i łamanie praw natury, fizyki, chemii, biologii. Ja uznaję że Nowy Testament otworzył umysł na fantastykę i nic więcej. Czuje jednak pewien niedosyt brakuje mi w nim podróży w czasie i teleportacji. Na zakończenie Jezus mógł powiedzieć; przenoszę się teraz w czasie i pojawię się w tym samym miejscu za tysiąc czy dwa tysiące lat. I to rozumiem, ale tak nie zrobił. Albo choćby teleportacja, znika i pojawia się w innym miejscu.
-Mariola, mam pomysł.
-Edek, już się boję.
-Chciałbym uwolnić się od świąt.
-Jak to; uwolnić się od świąt?
-Po prostu nie obchodzić,mam dosyć tradycji.
-A ja mam dosyć twoich pomysłów. Co ci się nie podoba w świętach?
-Nie podoba mi się to że jako niewierzący muszę ulegać tradycji i udawać, a najbardziej nienawidzę dzielenia się opłatkiem, i wymyślać co komu życzę.
-Edek, czy ty nigdy nie możesz się dostosować? Święta to piękny zwyczaj, ta atmosfera i w ogóle.
-A gdyby tak nasze święta prywatne? Umówimy się kiedy obchodzimy i takie święta bez powodu.
-A ja myślę że tobie obżarstwo i pijaństwo od dłuższego czasu chodzi po głowie i stąd ta cała hodowla świni żeby się nażreć i napić na świniobiciu. Ale nie rozumiesz że święta to coś więcej niż obżarstwo i pijaństwo.
-Mariola, no dobra, ale dlaczego musimy wszystko robić jak inni?
-Edek, a dlaczego musimy wszystko robić inaczej?
-Mariola, moja teoria jest taka że to co nas otaczało to całe środowisko przyczyniło się do naszej choroby i należałoby wszystko gruntownie przebudować.
-Edek, uważasz że święta przyczyniły się do naszej choroby?
-Może nie same święta, ale religia i wiara mogły się przyczynić. Zwłaszcza Jezus ze swoimi cudami mógł wpłynąć na myślenie i udowadniając że wszystko jest możliwe otworzył jakby drogę w naszych głowach do różnych urojeń. Bo co innego fantastyka to się wie że to jest zmyślone, ale ludzie wierzą w cuda jakie robił Jezus.
-Ja ci powiem jedno; mi wiara daję siłę i nadzieję i nigdy z niej nie zrezygnuję, a ty rób jak uważasz i myśl co chcesz. I wiedz jedno; nigdy nie zabierzesz mi wiary.
-Mariola i vice versa, rób i myśl co chcesz, ale ja myślę że to jest złe i dla zdrowia powinno się to wykorzenić z głowy raz na zawsze.
-Mamy różne zdania i niech tak pozostanie, każdy myśli to co myśli i tyle, nie rozmawiajmy już o tym bo to nie ma sensu.
-Mariola, masz rację, ale to wskazuje że jesteś niereformowalna.
-Edek, ty też jesteś niereformowalny.

Przystosuj się albo giń. Moje otoczenie od zawsze pozostawiało wiele do życzenia. Można by "gdybać" że gdybym urodził się w innym kraju innej rodzinie może w innej kulturze czy tradycji w innych czasach to niewykluczone że nie wpadłbym w psychiczne tarapaty. Kiedyś nie miałem wyboru, ale teraz mogę trochę zadecydować o swoim otoczeniu. Można by poszerzyć grono osób z którymi mam jakiekolwiek relacje do dwóch , trzech czy więcej, ale nie wiem czy warto. Trochę się odizolowałem, jedna bliska osoba to trochę mało. Znam ze starych czasów kilka osób, zadecydowałem że nigdy pierwszy nie mówię "cześć" czy " dzień dobry" ale gdy ktoś mówi pierwszy to mu odpowiem. Lokalna społeczność to dla mnie nie mniej nie więcej; chamy i wieśniaki. Może trochę się zmieniło przez te wszystkie lata,ale nie chcę sprawdzać. Czasami mam myśli że jestem sam na ziemi, że nikt oprócz mnie nie istnieje, że to tylko bezwolne roboty mnie otaczają, że wszystko, cały świat, został stworzony abym na nim cierpiał. I tu charakterystyczne jest że na początku życia nawet nie było tak źle, ale z czasem zaczęło być coraz gorzej i gorzej i cały czas jest jakby coraz gorzej. Trzeba powiedzieć że to mój błąd bo zamiast się izolować powinienem znaleźć takie środowisko które będzie mi odpowiadać. Poddałem się jednak już dawno temu. Żyje sobie sam dla siebie, no może trochę dla Marioli. Uciekłem i nie wrócę. Jednak uważam że stanowczo za mało jest ludzi którzy poświęcają swoje życie dla innych. Ja się nie zamierzam poświęcać dla nikogo, ale nie przeszkadzało by mi gdyby inni to robili, zresztą na pewno jakaś satysfakcja z tego jest. Nie ma już świętych w naszych czasach. Poświęcić życie żeby pomagać innym za to też powinna obiecana nagroda w przyszłym życiu. Wtedy to ma sens. Tyle tysiącleci ludzkości i tak słabo się ludzie zmieniają na lepsze, może nawet w ogóle się nie zmieniają na lepsze, może nawet na gorsze. Nie zdziwiło by mnie gdyby człowiek okazał się być najbardziej nieszczęśliwym stworzeniem na ziemi. Niektórzy poświęcają swoje najczęściej wtedy krótkie życie na łagodzenie cierpienia alkoholem lub narkotykami. Gdyby postawić na szczęście jednostki to należy by umożliwić dostęp do wszystkich substancji umożliwiających łagodzenie cierpienia, ale stawia się na dobro ogółu,bo taki człowiek jest wtedy nieprzydatny społecznie, rodzą się patologie i dla dobra ogółu pozabraniali tego i owego nie dając nic w zamian. Mogliby ostrzegać jak na paczce papierosów, ale udostępnić wszystko co choć na chwilę zabija ból istnienia. Każdy ma prawo wybrać, ja z pewnością miałbym większy wybór i zrezygnowałbym z substancji które przyczyniają się do problemów psychicznych z kręgu psychoz. Gdyby jeszcze wyeliminować ze świata moce nadprzyrodzone i wpływy demonów i opętania to by był wielki sukces nauki. Uświadomienie społeczne że takie, a takie objawy jak np. rozmowa z Bogiem czy poczucie bycia opętanym to objaw choroby psychicznej. Zwłaszcza żelaznym dowodem, na istnienie opętania, w rękach kościoła jest mówienie przez opętanego obcymi językami których nie zna oraz głosem jak z horroru. Raz tylko słyszałem jak nagrali głos jak z horroru i nie widziałem w tym nic nadprzyrodzonego, modlitwy nie pomogły, w skutek braku pomocy psychiatrycznej opętana zmarła.
-Edek, ja jestem zdania że te twoje rozmyślania to jest po prostu jałowe filozofowanie, tak to się chyba nazywa, bo z tego nic nie wynika, żadna teza czy twierdzenie czy jak to się tam nazywa.
-Mariola, czasami coś wynika jakaś puenta czy morał jakiś, czy niegłupia konkluzja.
-Edek ja ci dam radę rozmyślaj o Bogu to jest w sam raz bo i nie trudne, dużo ludzi rozmyśla o Bogu, ksiądz rozmyśla, starzy ludzie rozmyślają. A ty zawsze musisz w drugim kierunku.
-Mariola muszę ci powiedzieć że rozmyślam o Bogu, Bóg mnie istotnie denerwuje i rozmyślam o tym że Boga nie ma, chyba stąd bierze się moje rozmyślanie głównie. Zresztą
najwięksi filozofowie rozprawiali się często z Bogiem, prawdopodobnie też ich denerwował .Nie mieli żadnych naukowych hipotez powstania świata, a mówili że Bóg nie żyje, Boga nie ma i inne.
-To się chyba pośpieszyli, bo w dzisiejszych czasach mimo że są teorię powstania świata dużo ludzi wierzy w Boga. A mi chodziło żebyś rozmyślał np. o mądrości Boga.
-Chodzi o to że nikt ostatecznie nie zabił tej zmory jaką jest Bóg, wołali; nie żyje, a on się ukrył, trochę czasu minęło i znowu rządził światem.
-No sam widzisz że Bóg jest nieśmiertelny.
-Mariola, wystarczy że spojrzę w lustro i widzę że człowiek jest wyjątkowo brzydką i podłą istotą i z pewnością nie został stworzony na podobieństwo żadnej doskonałej istoty.
-Edek, nie przesadzaj nie jest aż tak źle.
-Jest źle, bo z perspektywy człowieka, człowiek wygląda nawet ładnie, ale gdyby porzucić ten ogląd i spojrzeć z innej perspektywy to wygląda odrażająco.
-Nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi.
-Najprostszy sposób żeby to wytłumaczyć to by to było coś jakby nasz wygląd w oczach ufoludka. Czyli jak nas widzą przybysze z innych planet, moim zdaniem tak jak my widzimy np. koczkodany.
-Daj spokój Edek, jak pokazują czasami jak oni niby wyglądają to ja się boję i nie wydaję mi się żeby byli ładni, raczej przeciwnie.
-Dla mnie wyglądają o wiele ładniej i tak jakoś bardziej cywilizowanie.
-Tu się Edek nigdy nie zgodzimy.
To w co wierzę, pomimo dosyć skąpych dowodów, to to że w kosmosie jest wiele zamieszkałych planet i te inteligentniejsze istoty mogą nas odwiedzać. Nie przekonują mnie katastrofy na ziemi ich pojazdów bo to przeczy ich niezaprzeczalnie wyższej inteligencji, maksymalnie raz się mogło zdarzyć, twierdzę nawet że raz na powiedzmy kilka tysięcy lotów. Dla mnie to wielka nadzieja że skoro ktoś może przebyć drogę na naszą planetę to my też kiedyś będziemy mogli podróżować w drugą stronę lub na inne planety. Typowo ludzka głupota płodzi utwory literackie czy filmowe o inwazji wrogo nastawionych przybyszów z innych planet i w dodatku my z nimi walczymy i wygrywamy. Bo skoro jakaś cywilizacja wyprzedza nas o co najmniej moim zdaniem kilka tysięcy lat w każdym względzie to gdyby chciała nas zniszczyć nigdy byśmy się nawet o tym nie dowiedzieli, po prostu nastąpił by jakiś wielki wybuch i zniknęlibyśmy niespodziewanie. Jako że nie jestem zwolennikiem życia po śmierci to przypuszczam że nawet nie byłoby czasu zastanowić się co to było przed śmiercią ani z zrozumiałych powodów po śmierci. Aż strach myśleć czy im nie przychodzi do głowy że ludzie w jakiś sposób swoim istnieniem obrażają kosmos w dodatku się męczą i są niebywale głupi dlatego z powodów kosmiczno eugenicznych powinni zostać zlikwidowani, bo ja na ich miejscu chyba bym tak pomyślał. Z drugiej strony jednak nie zabija się robaka kiedy nie czyni większej szkody i też nie ingeruje się w jego życie. Może nawet jesteśmy stworzeniami śmiesznymi czy ciekawymi i dlatego mogą starać się utrzymywać nas przy życiu, z głównym naciskiem abyśmy się wszyscy nie pozabijali nawzajem co stało się realne wraz z powstaniem bomby atomowej. Logicznie rzecz biorąc powinno być jakieś prawo kosmiczne istot myślących które mówi że stosunek materii ożywionej w stosunku do nieożywionej powinien być wzrostowy z zachowaniem jak największej różnorodności gatunków i dlatego powinniśmy żyć. Miejsca do zamieszkania jest w kosmosie z pewnością wystarczająco dużo, może kiedyś nauczymy się pokonywać większe odległości, nie ma co skazywać ludzkości na wieczne wymarcie. Może kiedyś będą jakieś publiczne spotkania trzeciego stopnia, ale przybysze musieliby przełamać się w związku z zażenowaniem wynikającym z widoku cieszącego się, lub płaczącego w tej podniosłej chwili człowieka. Dawno przestałem marzyć o spotkaniu z jakimkolwiek interesującym człowiekiem, czy to artystą czy to celebrytą czy inną sławą,jednak nie opuszczają mnie marzenia o spotkaniu i jakimś kontakcie z formą inteligentnego życia spoza naszej planety. Zwłaszcza ciekawi mnie ich poczucie humoru, bo uważam że poczucie humoru jest ściśle powiązane z inteligencją, gdyby to był jakiś bardzo czarny humor to też chciałbym się pośmiać razem z nimi.
Kto wie czy nie ingerują w jakieś cuda religijne, objawienia i podobne dlatego by pośmiać się z ludzkiej interpretacji
takowych zjawisk. Mnie to śmieszy to dlaczego nie miało by to być śmieszne dla jakichś kosmicznych dowcipnisiów. Interpretacje które zakładają interwencje w dane zjawisko jakich pozaziemskich cywilizacji są ciekawe, ale nie są śmieszne, dlatego wszyscy lubiący się pośmiać z ludzi powinni robić tak, aby interpretacje zakładały interwencje Boga,Maryi,Jezusa, i wszystkich świętych kanonizowanych czy to Szatana, demonów i różnych duchów i zjaw. Wtedy wszystko nabiera sensu i prawdopodobnie takich niewytłumaczalnych zjawisk będzie ubywać gdy interpretacja ich nie będzie śmieszna. Być może ludzkie wierzenia nadają pewnego charakteru ludzkości, ale moim zdaniem jest to zgubne
z racji tego że pogodzenie się ze wieczną nieodwracalną śmiercią nie oznacza że można czynić "zło", ale oznacza
starania, aby życie było coraz lepsze, udoskonalanie życia, wyeliminowanie przestępczości, patologii, chorób, cierpienia, bólu. Dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie, dążenie do perfekcji, niszczenie niedoskonałości, ciągłe burzenie i budowanie lepszego, coraz lepszego. Trochę jest zauważalne że tak się właśnie dzieje cały czas, ale w niektórych dziedzinach jest zastój. Gdy jest zastój powinno się eksperymentować i starać się toczyć bieg o jeszcze lepsze, a nie pozostawać przy tym co jest. Powinna trwać ciągła ewolucja warunków życia. Każdy ma potrzeby i te potrzeby powinny być w jak najlepszy sposób zaspakajane, co oczywiście nie oznacza czegoś uniwersalnego które powinno spodobać się największej możliwej liczbie ludzi, tylko oznacza jak największą różnorodność. Duży wybór oznacza znalezienie czegoś co odpowiada najbardziej. Wracając do tej ewolucji to nowinki nie powalają, nic poszło tak jak miało, dlatego wolę "stare" filmy, muzykę z lat 60tych, książki sprzed stu lat albo i więcej.

-Edek, przypominam ci że jutro musisz wcześniej wstać bo przed tobą wyzwanie bielenia chlewu, najlepiej gdybyś sprawdził w internecie jak to się robi.
-Wystarczyło mi zerknąć na 10 min i dowiedziałem się tego co już wiedziałem wcześniej.
-Czyli?
-Skoro nie dysponujemy specjalistyczną aparaturą do bielenia to wystarczy wapno, woda i duży pędzel, wcześniej trzeba trochę oczyścić ścianę z różnych zanieczyszczeń.
-No to skoro już wiesz co i jak to jutro z rana jedz do sklepu po wapno.
-Mam nadzieje że nie będę musiał długo szukać i znajdę go w pierwszym lepszym sklepie budowlanym.
-Edek, a cena?
-25kg wapna około 20zł i pędzel też nie więcej.
-No to nie wychodzi zbyt drogo. Edek, ja już idę spać, a ty nie siedź zbyt długo bo jutro rano pobudka.
-Ok.
Ktoś kiedyś wymyślił wielkie dobrodziejstwo; bibliotekę publiczną, wiele lat później ktoś wymyślił dobrodziejstwo o niesamowitych możliwościach i nazwał internet. Oczywiście jak na razie internet nie zastąpi biblioteki, a biblioteka internetu. Różne są cele korzystania z internetu i długo by wymieniać, w pewnym aspekcie jest jak sałatka warzywna w której znajdziesz wszystko, ale żeby się nasycić i najeść w pełni idziesz do biblioteki lub księgarni i znajdujesz dogłębną wiedzę na dany temat lub możesz czytać w całości autora którego myśl znalazłeś gdzieś w internecie. Tak sobie myślę że
kończy się era tradycyjnej gazety. Portale codziennie oferują mnóstwo informacji, niektóre pozwalają na komentarze, i to wystarcza przeciętnemu Kowalskiemu. Interaktywność pozwala się wypowiedzieć, komunikować szerokiej rzeszy różnych anonimowych osób, wyrosły z tego takie zjawiska jak hejt czy trollowanie. Gdyby hejtujący miał rację po swojej stronie
i argumenty w dodatku nie przesadzał z wulgaryzmami to można by to zaakceptować za taki przykład można by podać hejtowanie księży pedofilów, hejtowanie telewizji publicznej za propagandę,itp. jest wiele zła do słusznego hejtowania. Co do trollowania to nie padłem nigdy ofiarą trola, nikt mnie nigdy nie sprowokował, w każdym razie nie mogę sobie przypomnieć. Jeśli nie prowadzę z kimś rozmowy przypuśćmy na czacie, kiedy np. piszę pod artykułem komentarz to wtedy lubię prowokować, uważam że prowokacja intelektualna jest lepsza niż hejt czy trollowanie. Najbardziej lubię udawać księdza i cała sztuka polega na tym by czytelnik myślał że ma do czynienia z prawdziwym księdzem który jest pomylony, bo podnieca go Pippi Langstrumpf, przyznaje że kościół czyni więcej szkody niż pożytku, ale ludzie powinni wierzyć, przeklina pandemię bo ludzi w kościele mało, a on ma wydatki, zazdrości i podziwia Rydzyka i też po cichu inwestuje pieniądze itd.itp. Nie używam, no może za idealnie, staram się nie używać wulgaryzmów. Często spotykam komentarze antysemickie, homofobiczne i nasycone wulgaryzmami nie znoszę tego. Wracając do tych moich przebieranek za księdza to może kiedyś będzie taka moda, to nie koniecznie musi być ksiądz, może to być głupi policjant jak ktoś ich nie lubi. Też ważną kwestią w internecie jest piractwo, dajmy na to film w kilka dni po premierze jest możliwy do bezpłatnego ściągnięcia, czy nowa płyta jakiegoś zespołu to jestem temu przeciwny, ale po jakimś czasie powiedzmy rok czy dwa lata kiedy ten co chciał obejrzeć poszedł do kina lub kupił dvd, ten co chciał posłuchać kupił płytę, ten którego interesowała książka kupił ją wtedy powinno być bezpłatnie ogólnodostępne. Ciekawe jest to że idąc do biblioteki można wypożyczyć książkę której nie można rozpowszechniać w internecie. Albo w wypożyczalni DVD możesz wypożyczyć film za grosze którego nie można rozpowszechniać. Powinno być tak; stworzyłem jakieś dzieło; film, muzyka, literatura czy gra lub coś innego i zarobiłem już na tym wystarczająco, to co powinno się pomyśleć?; tworzę następne dzieło, a poprzednie niech będzie już darmowe. Kiedyś miałem taką utopijną myśl że artyści powinni być opłacani z podatków, a ich dzieła wycenione przez rzeczoznawców własnością wspólną, to by było ciekawe; darmowe kina, najnowsze filmy w bezpłatnej tv, darmowe płyty, gry za darmo,książki za zero złotych. To naiwna,ale ciekawa koncepcja. Teraz może o czymś chyba najgorszym czyli różnego rodzaju wirusach, trojanach , robalach, o dziesiątkach odmian. Dlaczego niektórzy ludzie mając wiedzę i umiejętności tworzą szkodliwe oprogramowanie zamiast przydatnego oprogramowania? Co im da że zniszczą czyjeś dane czy włamią się do czyjegoś komputera. Gdyby ktoś chciał poznać zawartość mojego twardego dysku to ja bym mu ją z przyjemnością udostępnił pod warunkiem że nie uszkodzi mi danych. Wykreowali obraz hakera geniusza komputerowego i wielu próbuje sił w hakerstwie. Rozumiem włamania do komputerów rządowych lub takich gdzie są jakieś tajne informacje które powinny ujrzeć światło dzienne. Ale rozpowszechnianie wirusów które niszczą dane na dysku to przykład bezsensownego zła i powinno być karane wysoką grzywną.Tyle jest różnych programów i aplikacji które są niedopracowane, mają błędy, zawieszają się, ciągle trzeba aktualizować i nie ma takiego który pomyśli zrobię choćby program pocztowy który dopracuje do perfekcji, będzie niezawodny, łatwy w obsłudze, ładny wygląd po porostu idealny i może nawet na nim zarobię, to wielu zamiast tego woli bawić się w hakowanie i wirusy. Zresztą nie znam się za bardzo na komputerach i informatyce ale myślę że mam rację. Czas iść spać jutro bielenie ścian.
-Edek! Edek! pobudka!
-Która jest godzina?
-Ósma!
-Mariola, to jeszcze godzinkę, daj mi jeszcze pospać.
-Edek wstawaj!Żadnej godzinki!
-Mariola to chociaż piętnaście minut, zrób mi kawę i mnie obudź.
-Edek wyprzedziłam cię; kawa już zrobiona i stygnie, wstawaj!
-No jeśli tak to wstaje.
-Edek nie jest z ciebie "ranny ptaszek".
-Wypije kawę i drugą kawę, wypale kilka papierosów przy tym, potem odpalam skodę i w drogę do sklepu budowlanego. Coś czuje że będzie pracowity dzień. A ty Mariola przygotuj jakąś starą niepotrzebną miotłę bo trzeba omieść ściany z pajęczyn i innych brudów.
-Dobra Edek poszukam takiej starej miotły.
-Albo nawet możesz sama trochę omieść ściany chlewu zanim wróce ze sklepu.
-Nie ma szans Edek, mam na dziś zaplanowane inne zajęcia, mam cały dom na głowie, a ty chcesz żebym cię wyręczała w twojej pracy, podjąłeś się bielenia to zrób to sam od początku do końca.
-Chciałem tylko żeby było szybciej.
-Edek, nigdzie się nie spieszy, powolutku i małymi kroczkami jak ty lubisz mówić.
-Tak, dziś zrobimy kolejny krok.
-Tych kroków trochę będzie i wiesz Edek ja trochę wątpię że uda się z tą świnią.
-Mariola, mnie też nachodzą chwile zwątpienia, ale jak na razie koszty nie są zbyt duże więc nie ryzykujemy wiele.
-Tak Edek, na chwilę obecną, ale wydatków będzie coraz więcej, a ja najbardziej się boję że nasza świnia zdechnie, zachoruje na jakąś świńską chorobę czy wirus i padnie.
-Nie załamuj mnie, jeśli tak się stanie to kupimy drugą świnie.
-A jak ta choroba zostanie w chlewie i następna świnia też się zarazi i zdechnie?
-Mariola, nie miej od rana takich czarnych myśli, ja wiem że to co mówisz jest możliwe, ale to odbiera ochotę do pracy, niszczy marzenia, załamuje, trzeba być myśli że się uda.
-Edek, trzeba być świadom takich zagrożeń żeby nie było kiedy się nie uda totalnego załamania.
-Mariola i to ma sens, nie przywiązujmy do tego aż tak wielkiej wagi, róbmy to jakby na boku, jak się uda to się uda jak się nie uda to się nie uda.
-Edek, koleżanka która się zna na psychologii powiedziała mi że my chorzy na schizofrenię często próbujemy robić rzeczy które są dla nas za trudne, mamy marzenia niemożliwe do spełnienia, bo po porostu sobie nie poradzimy i dlatego cię uczulam że może się nie udać.
-Mariola, ja o tym doskonale wiem i też mnie to gryzie, początkowo byłem pełen optymizmu, ale z czasem jak sobie to wszystko wyobrazić, tą całą hodowlę, to ubywa mi nieco tego optymizmu. Ale pomyśl tak jak już wspomniałem najwyżej stracimy parę stów i trochę wysiłku pójdzie na marne. Mariola zaczęliśmy i już jakiekolwiek wątpliwości by nas nachodziły nie poddawajmy się taką zasadę wspólnie ustalmy.
-Dobrze Edek, do odważnych świat należy.
-Mariola to ja jadę po to wapno.

Dużo racji ma Mariola, te wszystkie marzenia, obrazy świniobicia i biesiady to jest na krawędzi zdrowia,a może już wkroczyłem w chorobę w tym konkretnym aspekcie. Już trochę rozważałem marzenia, wiele nieudanych przedsięwzięć, niszczenie moich pomysłów przez innych. Tylko trzeba zróżnicować plany, pomysły , marzenia człowieka zdrowego który nie ma jeszcze zdiagnozowanej schizofrenii, a marzenia, plany i pomysły schizofrenika. Nie raz w marzeniach odbierałem nagrody za różne moje osiągnięcia w różnych dziedzinach; najlepszy bloger, wspaniały debiut literacki, nowy portal internetowy przyciągnął miliony czytelników, nagroda za najlepszą grę komputerową itp. Czasami coś skrobnąłem jakiś artykuł lub inny twór piśmienniczy i przyjęte to było bez entuzjazmu, myślałem wtedy; ludzie mnie nie podziwiają bo nie dostrzegają mojego geniuszu, nie znają się na dobrym pisaniu, nawet kiedy próbowałem śmieszyć też nie bawiło to wszystkich. Dużo moich marzeń jest nierealnych, dużo moich planów jest nierealnych. Nie wiem czy dobrze zrobiłem tworząc w głowie ten obraz świniobicia czy może lepiej ot tak; hodujmy świnię i już, a co dalej to się zobaczy.
Gdzieś się zetknąłem z jakimś trenerem rozwoju osobistego który poleca stworzyć w głowie obraz tego co się chce osiągnąć i dążyć, aby obraz zrealizować. I ja to stosuje, ale to jest dawanie marzeń,najczęściej nierealnych marzeń i dawanie przyjemności wizualizowania spełnienia swojego marzenia. Można by powiedzieć że nie samym chlebem człowiek żyje ale też marzeniami. Ludzie sobie marzą i są szczęśliwi, minie trochę czasu, marzenie wyblaknie pojawi się inne marzenie. Nie ma nic złego aby ludzie mieli marzenia, ale nierealne marzenia schizofrenika mają to złego że jego wiara jest mocna, psychika krucha i o załamanie przy niepowodzeniu łatwo. Dlatego nie będę się już podniecał ceremonią świniobicia, a po prostu hodował świnię. Marzenie będzie, ale jego waga będzie mniejsza, uważam że to rozsądne. Ile ja się nasłuchałem o marzeniach pacjentów szpitala psychiatrycznego;jak tylko wyjdę od razu zakładam firmę, jak tylko mnie stad wypuszczą buduje portal internetowy,po wypisie uczę się programować i tworzę grę,a jeden nawet chciał zostać wirtuozem skrzypiec
nie znając nawet nut. Jeden podszedł profesjonalnie zgodnie z poradą trenera rozwoju osobistego; pierwsze kilka dni wyobrażał sobie swojego wymarzonego mercedesa, później wyobrażał sobie przez kilka dni że w nim siedzi, a następnie kilka dni że go prowadzi. Miałem 15nascie lat i kupiłem gitarę, uczyłem się akordów i coś tam trochę grałem, moim marzeniem było grać w zespole i raz zagrałem z zespołem jedną próbę,miałem to kontynuować ale nie spodobała mi się ta próba zbytnio. Odłożyłem gitarę. Gdy zachorowałem nie marzyłem już o grze w zwykłym zespole, ale o tworzeniu świetnych utworów i by zagrać razem na jednej scenie z Claptonem albo Santaną. Gdy już w marzeniach osiągałem tę wielką sławę oczywiście stawałem się bardzo bogaty, rozmyślałem gdzie zbuduje swój wymarzony dom ile będzie miał pokoi ile łazienek jak duży będzie basen. Kiedyś "wyjechałem" z jakimś marzeniem nierealnym psychologowi, dotyczyło to tego czym się zajmę po opuszczeniu szpitala i on mi dopiero wytłumaczył że to się fachowo nazywa "myślenie życzeniowe".Tak więc z marzeniami to jest różnie. Nie mogę powiedzieć; nie warto mieć marzeń, nie mogę też stanowczo powiedzieć; warto mieć marzenia, mogę stanowczo powiedzieć; warto mieć dużo pieniędzy, aby realizować marzenia. Mogę też stanowczo powiedzieć; nie warto mieć kosztownych marzeń gdy nie ma się grosza przy duszy. Był czas że żyłem nierealnymi marzeniami w zasadzie
nic w tym złego być marzycielem, ale przynajmniej dla mnie lepiej filozofować, rozmyślać o różnych kwestiach, krytykować. Wyobraziłem sobie to świniobicie i jestem świadom że nigdy nie jest tak jak sobie wymarzymy, tak idealnie bo w czasie świniobicia np. rozboli mnie głowa, jedzenie nie będzie tak smakowite jak myślałem, Mariola stworzy jakieś problemy, nie pojawią się wszyscy zaproszeni goście, jeden się upije i się będzie "spinał" i wiele...wiele innych nieprzewidzianych sytuacji. Trzeba sobie zdać sprawę że nigdy nie jest dokładnie tak jak sobie wymarzymy.

-Dzień dobry.
-Dobry, w czym pomóc?
-Szukam wapna do bielenia chlewu.
-Mamy. Ile pan tego potrzebuje?
-Nie wiem, chce wybielić jeden chlew.
-Jaki duży ten chlew?
-No tak ze cztery na cztery metry.
-A jak wysoki?
-Ze trzy metry.
-Ile warstw?
-A ile się warstw nakłada?
-Można raz, można dwa, a nawet więcej, ale dwa razy pomalować wystarczy.
-To ile tego potrzebuje?
-Weź sobie pan 12kg.
-To wezmę 12kg.
-Już przynoszę.
-Ile płace?
-52zł.
-Aha, jeszcze pędzel.
-Taki duży do bielenia?
-Tak.
-To będzie razem 71zł
-Dziękuje, do widzenia.
-Do widzenia, zapraszam ponownie.

Ani drogo, ani tanio, koszty na chwilę obecną 271zł , tragedii nie ma. Chciałbym kiedyś dożyć chwili kiedy powiedzmy 1000zł będzie dla mnie małą kwotą i będzie mnie stać na wydanie tyle raz w tygodniu w restauracji gdzie będę regularnie zabierał Mariolę dajmy na to w każdą sobotę. Ale to też musiałbym mieć luksusowy samochód odpowiedni strój i wiele innych luksusowych rzeczy, a przede wszystkim dom czyli tak zwany anturaż do dużych wydatków w restauracji. Albo jeszcze lepiej, być tak bogatym by przeznaczać rocznie miliony na pomoc potrzebującym. To niby też marzenie, ale inne niż te marzenia które analizowałem wcześniej czyli takie marzenia które pochłaniają i wydają się zupełnie realne. Jakie to jest niesprawiedliwe że 1% ludzi ma tyle bogactwa co pozostałe 99% mieszkańców ziemi. Słusznym wydaje się zniesienie nierówności, komunizm jako ustrój państwowy się nie udał, ale idea piękna. Kiedy się powie słowo "komunizm" to u większości ludzi niewyedukowanych kojarzy się z biedą, cenzurą, inwigilacją, milicją, zomo, ormo, prześladowaniami,donosicielstwem, kartkami żywnościowymi itp. tak więc komunizm źle się kojarzy. A niewielu słyszało np. o komunizmie chrześcijańskim czy komunach hipisowskich.
Wracając; jak to się stało że 1% ludzkości ma tyle bogactwa. Część odziedziczyła fortunę,cześć wpadła na jakiś genialny pomysł na którym się wzbogaciła,część ma talent artystyczny,część ma talent do pomnażania pieniędzy, cześć...dalsza część nieważna, bo co mnie interesuje? Ci co wpadli na genialny pomysł!Od zawsze marzyłem wpaść na genialny pomysł i zbić fortunę. Tak sobie myślałem...myślałem i myślałem;co mogło by być nowego coś co zainteresuje ludzi i będą gotowi płacić. Nic mi nie przychodziło do głowy, wszystko już jest, jaki by tu mieć nowy pomysł?Pierwsze wpadłem na kiosk internetowy czyli portal gdzie można kupić gazetę w formie elektronicznej. Trochę się orientowałem, radzili mi zorientowani w temacie bym skontaktował się z wydawcami i zaproponował sprzedaż w formie cyfrowej, zresztą wpisałem w przeglądarkę i takie coś już było, kiepsko to wyglądało mógłbym zrobić lepsze, ale finalnie olałem. Były inne pomysły, zapisywałem je, ale patrząc z perspektywy tych kilku lat kiedy przez kilka miesięcy zapisywałem pomysły ten z kioskiem internetowym był najmądrzejszy i miał największe szanse. Wielu pragnie wpaść na genialny pomysł i dorobić się majątku nie tylko ja. Mógłby poradzić trener rozwoju osobistego jak zarobić milion mianowicie przez trzy miesiące zapisuj każdy pomysł na biznes jaki ci wpadnie do głowy, po tych trzech miesiącach zrób przesiew i zostaw powiedzmy dziesięć które wydają ci się najlepsze, sprawdzając uprzednio czy ktoś już nie wpadł na taki pomysł jak ty. Pierwsze realizuj te które wymagają najmniejszego wkładu finansowego i na które cię stać, a na resztę szukaj inwestorów. Porada z dużym ryzykiem, dużo by straciło, ale niektórym by się udało i pesymistycznie licząc jeden na tysiąc milion by zarobił po jakimś czasie. Zastanowię się jeszcze nad ludźmi z talentem, ciekawe ilu utalentowanych ludzi się zmarnowało swoje możliwości bo ich talent nie został odkryty. Są dziedziny jak sport gdzie talent jest łatwo wychwytywany już w szkole podstawowej z innymi talentami jest różnie i to właśnie szkoła powinna być miejscem gdzie szuka się talentów, może być tak że w szkole podstawowej miałem z muzyki dobre stopnie, mam słuch muzyczny, lubię słuchać muzyki ale nigdy nie grałem na żadnym instrumencie prócz dzwonków na muzyce w szkole podstawowej, poszedłem do technikum i zostałem geodetom, a mógłby teraz startować w konkursie Szopenowskim, lub nikt nie wychwycił talentu aktorskiego i dziewczyna pracuje w biurze. Miałem dobre oceny z wypracowań z języka polskiego, nie przykładałem się w szkole do nauki, ale raz nauczycielka powiedziała mi że mam ciekawe przemyślenia zignorowałem to, to było dobre, ale informacja dosyć skąpa, mogła mnie wciągnąć w filozofię lub choćby literaturę.

-Mariola jestem.
-Kupiłeś wszystko?
-Tak.
-Ile kosztowało?
-W sumie 71zł.
-To nie tak tanio jak myślałam. Wapno jest takie drogie?Mówiłeś że 25kg kosztuje dwie dychy.
-Wziąłem takie jakie mi polecił. Wapno 52zł 12kg i jeszcze pędzel 19zł.
-To zabieraj się do roboty.
-Czekaj niech trochę odsapnę.
-Mariola, myślisz że mam jakiś talent?
-Edek, gdybyś ty miał talent to malowałbyś teraz obraz, a nie chlew.
-Mariola, ale na przykład talent do filozofowania.
-Edek, ja trochę pofilozofowałam o twoim filozofowaniu i mam kilka pytań.
-Zamieniam się w słuch.
-Czy w szkole podstawowej uczą filozofii?
-Nie, ale wiem do czego zmierzasz. Zapytasz czy w szkole średniej uczą filozofii, tak?
-Tak, w szkole średniej uczą filozofii?
-Nie i wiem o co ci chodzi.
-To dobrze że wiesz że chodzi o to że filozofia jest do niczego nieprzydatna.
-To jak jest nieprzydatna to po co studia kierunku filozofia?
-Po to że studiują to ci którzy nie dostali się na inne kierunki,a ci co chcieli studiować filozofię po studiach zostają profesorami i uczą filozofii innych na uczelni. Jakiś czas temu rozmawialiśmy o tym z koleżanką i takiego wniosku doszliśmy.
-Wiesz Mariola może i masz rację i może nawet tych moich przemyśleń nie można nawet nazwać filozofowaniem.
-Edek, chyba masz gorszy dzień skoro tak mówisz.
-Trochę mnie podłamało to że my chorzy na schizofrenię mamy nierealne marzenia i z tą naszą świnią może być podobnie.
-Edek, nie załamuj się hodowla świni to nie aż takie wielkie wyzwanie. Zresztą jak już zaczęliśmy to nie ma odwrotu. Uda się albo się nie uda strata będzie niewielka, też mnie to trapiło i to jest rozwiązanie. Co cię jeszcze trapi?
-Mariola marzyłaś kiedyś by być sławna i bogata?
-Edek, ha ha ha każdy o tym marzy.
-A robiłaś coś żeby to urzeczywistnić?
-Stare dzieje, nigdy ci tego nie mówiłam, ale zapisywałam się na kursy aktorskie, warsztaty teatralne, do agencji modelek w dodatku odchudzałam się przesadnie, a później trafiłam do szpitala psychiatrycznego.
-Mariola, a ja ciągle chce wpaść na genialny pomysł który uczyni mnie bogatym.
-Edek Edek w twoim wypadku wpaść na genialny pomysł to już prędzej byś w totka wygrał.
-Chyba masz rację.
-Edek, chcesz mi jeszcze o czymś powiedzieć?
-Mariola przypomniałem sobie o swoich marzeniach, jak dorabiam się bogactwa na różnych poronionych pomysłach jak buduje w marzeniach dom z basenem i mnóstwem pokoi jak gram na gitarze z Claptonem i Santaną i czuje się jakby upokorzony przez to że tak myślałem i widzę swoją chorobę teraz właśnie jak na dłoni.
-Edek, a ja miałam zostać przyszłą królową Anglii, miałam dostać Oskara w przyszłości i być najlepiej zarabiającą modelką i nie załamuje się tylko się z tego śmieję. Zresztą już ci chyba opowiadałam o tych moich jazdach, z tego trzeba się śmiać, a nie rozpaczać.
-Ja nie potrafię się z tego śmiać bo to moja osobista tragedia. To ułomność i to tak jakby się śmiać że nie ma się jednej nogi. Ha ha ha odjęli mi nogę bo miałem gangrenę, to najśmieszniejsze co mnie spotkało ha ha ha; to właśnie coś
w tym stylu.
-Edek, było i minęło, bierzesz leki i jest ok. Po co to rozpamiętywać?Spotkało nas nieszczęście choroby psychicznej i trzeba z tym żyć.
-Przyznaje ci rację i zabieram się za bielenie chlewu.

Najpierw omiotę ściany, potem rozrobię wapno z wodą, przyniosę drabinę i do dzieła. Czasami rozmowa z Mariolą pomaga, nie ma co rozpamiętywać tych wszystkich debilnych poczynań i myśli spowodowanych chorobą. Zdarza się że ktoś robi coś głupiego pod wpływem alkoholu i albo to wesoło wspomina, nawet śmieje się z tego sam lub nawet z kolegami, albo tak jak ja ma kaca moralnego i cierpi, teraz raczej już nie mam wyrzutów że zrobiłem coś głupiego pod wpływem alkoholu,ale kiedyś w młodości mnie męczyły żenujące wybryki po pijaku. Nie dość że miałem kaca fizycznego to też psychicznego, psychiczny trwał nawet trzy dni. Nie zapomnę jak na szkolnej dyskotece w podstawówce po wypiciu po jednym jabolu z kolegą tańczyłem jakiś dziwny taniec, kolega nie tańczył, ale coś się dziwnie zachowywał i przyłapali go że jest pod wpływem, o dziwo obyło się bez konsekwencji. Ten mój taniec mam dalej w głowie, trudno to w ogóle nazwać tańcem to co ja robiłem, nawet pogo tego by nie można nazwać. Krótki czas po tej dyskotece nauczyciel matematyki coś tam skwitował że naoglądają się koncertów gdzie naćpani rozrabiający gówniarze mają odlot i wyczyniają szaleńcze tańce. Nie mówił tego wprost do mnie, ale wiedziałem że chodzi o mnie. Albo gdy do szkoły w czasie ferii przyjechała młodzież z Zielonej Góry bodajże i pewnego dnia zorganizowali dyskotekę, trochę miejscowych wpuścili, ale mi się nie udało dostać i wyłem jak pies przed wejściem, krzyczałem, wygrażałem. Takich zdarzeń było wiele i zawsze był po nich kac moralny. Z chorobą jest podobnie bywa kac moralny, ale bardziej patrze na siebie z politowaniem;o ja biedny idiota. Ciekawe to jest zagadnienie że jedni wstydzą się wybryków pod wpływem alkoholu, inni się nie wstydzą , a jeszcze inni są nawet z tego dumni i ich to bawi. Interesuję się trochę psychologią, przeczytałem kilka pism z tej dziedziny, ale nie zetknąłem się z tym zagadnieniem. Przychodzi mi na myśl że jeśli ktoś się nadmiernie kontroluje,być może był w dzieciństwie karany za różne wybryki to kiedy straci kontrolę pod wpływem alkoholu to później ma poczucie winy połączone ze wstydem, oczywiście mogę się mylić, ale wydaje mi się to bliskie prawdy. Czego nie cierpię, jak znajomi bywalcy psychiatryka z uśmieszkiem na ustach pytają co narozrabiałem i mają nadzieje usłyszeć coś śmiesznego. Nie śmieszą mnie czyny popełnione w chorobie psychicznej choć by były obiektywnie śmieszne. Bo wiem że ten kto popełniał ten czyn cierpiał, co innego gdy czuję się świetnie i robię komuś kawał który gdybym miał problemy z psychiką kwalifikowałby mnie do szpitala psychiatrycznego, co innego też kiedy robię jakąś złośliwość która jest śmieszna pod wpływem wzburzenia emocjonalnego.
Trudno zrozumieć i opisać na czym polega to cierpienie chorego psychicznie. Najprościej to powiedzieć że się męczy,a wręcz przechodzi torturę. Szuka dowodów na prawdziwość swoich urojeń, interpretuje różne fakty jako dowód na prawdę swojego urojonego świata, chce by powiedziano o nim głośno i nie owijając w bawełnę w mediach i przechodzi różne inne tortury, albo np. ktoś zrobi coś śmiesznego kwalifikującego do szpitala bo mu kazały głosy, takie coś mnie nie śmieszy. Nie śmieszy mnie bo gdzieś na dnie głupiego czy śmiesznego czynu szaleńca jest ból. Bardzo mnie zdziwiło gdy przeczytałem u Nietzschego słowa współczucia dla Don Kichota, Don Kichot prawie wszystkich śmieszy, ale gdyby dogłębnie przemyśleć należałoby mu współczuć, tak jak zrobił to Nietzsche.
-Mariola!
-Już idę.
-Zobacz sufit gotowy.
-No bardzo ładnie Edek, bielusieńkie jak śnieg.
-Teraz pomaluje ściany, na koniec podłogę, a później druga warstwa.
-Myślisz że starczy tego wapna?
-Powinno wystarczyć.
-To pracuj sobie, a ja idę, bo też mam zajęcie.

Będąc na drabinie przyszła mi myśl; jak postały stworzenia latające? Wszyscy zachwycają się człowiekiem; zwierzęciem które osiągnęło samoświadomość, potrafiło stworzyć narzędzia, stworzyło wspaniały system komunikacji, ale to tylko kwestia mózgu, za to stworzenia latające; miliony lat rozwoju w kierunku uniesienia się w powietrze, z pewnością początkowo niskie loty później coraz wyżej i poszybowały orły. Moim zdaniem trudniejsze dla natury, gdyby oczywiście była czymś osobowym i wykonywała jakąś prace, było stworzenie stworzeń latających niż stworzenie mózgu jakim dysponuje człowiek. Gdyby latanie było łatwe wystarczyłoby przyczepić do rąk skrzydła i człowiek poruszając nimi unosiłby się w powietrzu. Żaden zmysł człowieka nie jest jakiś szczególny zwykle ludzkie zmysły są gorsze od zwierzęcych. Wracając do mózgu ,ten mózg zaczął tworzyć wspaniałe historie o swoim stworzeniu przez wielką , wszechmocną, idealną, dobrą, istotę
ale pojawił się problem ponieważ uświadomił sobie że nie jest dobrze i dlaczego stwórca nie stworzył tak, aby było wieczne szczęście i nie było cierpienia i bólu ani głodu, ani choroby? Jedni mówią; tak już było w raju, ale człowiek zgrzeszył i został ukarany i wygnany dlatego jest jak jest,inni są zdania że główną winę za zaistniały stan ponosi Szatan, kiedyś ulubiony anioł Boga który się zbuntował i nakłania ludzi do zła i zsyła choroby, jeszcze inni obwiniają złych Bógów którzy zsyłają nieszczęścia, są tacy dla których winę za zło ponoszą demony, najmądrzejsi chyba orzekli życie to jedno wielkie cierpienie i najlepiej się już nigdy nie urodzić, bo niestety zakładają że człowiek się odradza może nawet odrodzić się jako zwierzę. Ale jest też optymistycznie; żyjcie zgodnie z wolą Pana nie grzesząc, modląc się, kochając się czy tam zabijając niewiernych, a traficie do krainy gdzie jest dobrze. Biorąc pod uwagę Krainę Wiecznych Łowów czy Walhallę to ten powszechny mit pośmiertnej krainy gdzie jest "dobrze" świadczy że mózg ma jakiś błąd. U mnie prawdopodobnie wskutek choroby cześć mózgu odpowiadająca za takie rozumowanie uległa uszkodzeniu. Dodając całą masę chorób psychicznych to nie ma się co zachwycać ludzkim mózgiem,mówią jaki jest fascynująco skomplikowany jaki wspaniały, może to i prawda, ale dlaczego ziemia nie jest krainą gdzie już teraz jest "dobrze" a nie dopiero po śmierci? Dlaczego mózg nie doprowadził do powszechnego szczęścia wszystkich ludzi na ziemi? Może i jest lepiej z roku na rok, ale coraz więcej ludzi choruje psychicznie. Żeby na ziemi było dobrze musiałaby być jakaś jednomyślność co do kluczowych kwestii. Udało się osiągnąć jednomyślność, Bóg jest jeden, ale znaczenie powszechnej akceptacji tego stwierdzenia jest żadne. Gdyby zapytać; czy chciałbyś by Polska zmieniła nazwę na Koczkodania i miała flagę koloru pomarańczowo niebieskiego, a godłem było pawie pióro korzyścią tego byłoby że stałaby się najbogatszym krajem na ziemi i żyło by się niesłychanie dobrze, to podejrzewam że przeważająca większość by tego nie chciała. Bo byli bohaterowie którzy oddali życie za Polskę ginąc z rąk tych co walczyli za swój kraj. Inni ginęli za przekonania narodowe z rąk tych co mieli za zadanie je wykorzenić. Więź z narodem, tożsamość narodowa, wspólna historia, romantyzm walki o odrodzenie ojczyzny, urokliwe, ale bezsensowne. Gdyby Polska nigdy się nie odrodziła,a na jej terenie był większy dobrobyt niż jest obecnie to logicznie myśląc trzeba by było powiedzieć; źle się stało. Wracając do jednomyślności trzeba by uznać że ludzie są równi, niezależnie od rasy, koloru skóry, wyznania, narodowości,płci, orientacji seksualnej. I to nie jest wcale nowa myśl, ale niestety nie od zaakceptowania dla wszystkich. Jednak powolutku świat dąży do jedności chociażby na przykładzie Unii Europejskiej. Gdyby tak każdy na świecie znał język angielski, gdyby nie było granic. Ale ci uchodźcy albo czarni albo muzułmanie, to nie pasuje większości wiele lepszy jest emigrant z Ukrainy, multikulturowość bardzo nie pasuje zwłaszcza tym co krzewią kulturę chrześcijańską. Nie ma jednomyślności że wojna to zło, nawet nie wszyscy potępiają obozy koncentracyjne. Obozy koncentracyjne nie były polskie, oburzający błąd zajadle krytykowany, ale znając antysemicką mentalność polaków mogłyby zaistnieć okoliczności w których Polacy stworzyliby obozy koncentracyjne dla żydów takie jakie stworzyli Niemcy. W USA była segregacja, czarni byli obywatelami drugiej kategorii, ale walczyli z rasizmem i wywalczyli stało się tak że rasizm został prawie wyeliminowany, a bycie rasistą jest w bardzo złym tonie.
Doszło nawet do tego że czarnoskóry Barack Obama został prezydentem. A w Polsce gdyby tak wyciekła informacja że prezydent ma żydowskie korzenie to trudno nawet wyobrazić sobie implikacje takiego zdarzenia, może nawet ludzie wyszliby na ulicę. Zresztą żeby kogoś prominentnego zdyskredytować w opinii publicznej wystarczy przypisać mu żydowskie korzenie.
Niemcy chcą odzyskać ziemie zachodnie które do nich należały, a teraz są na terenie Polski. Polak myśli eee tam nic nie odzyskają i kropka koniec tematu. Polacy chcą reperacji wojennych od Niemiec. Polak myśli, i tak nic dostaniemy i koniec tematu. Ale kiedy Żydzi chcą odzyskać swoje majątki w Polsce utracone w czasie wojny to oburza, to niesłychana podłość, rzecz nie do pomyślenia, wyjdziemy na ulice, spalimy kukłę żyda, i nie pozwolimy, aby dostali choćby jeden grosz. Rządzący nie zgadzają się żeby Polacy byli antysemitami bo było mnóstwo Polaków którzy ukrywali Żydów w czasie wojny nie przyznają otwarcie że sto razy więcej było takich którzy ich wydawali w ręce Niemców za litr wódki, trochę kiełbasy, cukier kilka marek czy inną nagrodę. Byli co ukrywali, bo się opłacało, Żyd dużo płacił. Jednego pytali czy ukrywał, on odparł że ukrywał, ale musiał trzech zabić bo przestali płacić. Bezinteresowna pomoc Żydom w czasie Holocaustu niesiona przez Polków była czymś niesłychanie rzadkim, trwają poszukiwania takich bohaterów z miernym jednak skutkiem. Chciało by się znaleźć takich, kręcić o nich filmy i pokazać światu. I powiedzieć przez to, my nie jesteśmy antysemitami my Żydów ratowaliśmy. Nasze dzieciaki uwielbiają dowcipy o Żydach w obozach koncentracyjnych, ale to tylko dzieci, dorośli się z tego nie śmieją. Zdawać by się mogło że odbiegłem od tematu wspaniałego ludzkiego mózgu, ale właśnie nie, bo rodzi się pytanie jak tak wspaniały ludzki mózg wmyślił zabijanie innych ludzi na masową skalę w specjalnie do tego zaprojektowanych miejscach czy przerabianie ich na mydło? I to niemiecki mózg, mózg kraju filozofów i ludzi niesłychanie schludnych i kulturalnych. Chrześcijański mózg sobie z tym radzi, mieli na rękach krew Chrystusa i krwią zapłacili. Ale jakie procesy zachodziły w mózgu Trumana który cieszył się z udanej eksplozji dwóch bomb atomowych w dwóch japońskich miastach? Każdy powie że Hiroszima i Nagasaki,a eksterminacja w obozach zagłady to dwie całkiem odmienne rzeczy. Ja natomiast widzę dużo podobieństw na przykład w okropny sposób giną cywile zwłaszcza kobiety i dzieci. W obu przypadkach wielu zginęło bardzo szybko i w obu przypadkach ginęli powoli w skutek głodu w obozach i w skutek poparzeń i napromieniowania w wyniku zrzucenia bomb atomowych. Wina żydowskiego dziesięciolatka i japońskiego dziesięciolatka który zginął była taka sama czyli żadna. Można przeczytać w internecie że to nic wielkiego te dwie bomby atomowe zrzucone na Hiroszimę i Nagasaki że były bardziej krwawe naloty na przykład na Tokio czy Drezno.
Niemcy mogą powiedzieć radzieckie gułagi były gorsze od naszych obozów. Ale jeśli chodzi o broń atomową to można powiedzieć że nie tylko Stalin pomyślał, to jest to musimy, to mieć jak USA to ma. Wszyscy chcieli mieć i dużo państw ma jest tego tyle że można by zmieść z powierzchni ziemi całą ludzkość.
-Mariola!
-No już idę. Poczekaj minutę.
-Zobacz, położyłem pierwszą warstwę.
-No brawo, wygląda świetnie, tylko uważaj żebyś mi tego wapna nie wniósł do domu. Zdejmuj buty i chodź na obiad bo czekam z nim aż skończysz.
-A co na obiad?
-Zupa ogórkowa i fasolka po bretońsku.
-Już mi ślinka cieknie, a długo trzeba czekać aż wystygnie?
-Jest prawie w sam raz no może kilka minut trzeba poczekać, aż trochę wystygnie zupa.
-Bo wiesz że nie lubię jak jest za gorące ha ha ha
-Wiem wiem wszyscy faceci narzekają że zupa za słona,a ty że za gorąca, ale na twoje szczęście ani raz mi za to nie przyłożyłeś ha ha ha
-Czemu na moje szczęście,a nie na twoje szczęście?
-Bo ty byś tego bardzo pożałował bardziej niż ja tych kilku siniaków i podejrzewam że gdzieś tam na dnie twojej mądrej główki jest ta świadomość.
-Nie jestem zwolennikiem bicia kobiet z tak błahych powodów ha ha ha
-Co ja słyszę? ha ha ha To co musiałabym przeskrobać żeby dostać lanie?
-Na pewno coś znacznie gorszego.
-Czyli co konkretnie?
-Konkretnie to nie wiem,ale powiem ci że za przemoc w stosunku do kobiet w tym przemoc domową można bardzo łatwo trafić za kratki.
-No jak ktoś bije kobietę to słuszne jest że ląduje za kratami.
-Nie zawsze Mariola, ja jestem oazą spokoju, ale poznałem kobiety które doprowadzają do szału tak żeby chciało się je uderzyć i trudno się opanować.
-No ja nie zamierzam bronić wszystkich kobiet i powiem że tak jak są źli faceci tak i są złe kobiety ale tych złych kobiet jest znacznie mniej niż złych facetów,ale... ale bez względu na to że kobieta jest zła nie powinno się jej bić.
-Masz rację, ale są faceci co mają żony z tymi żonami dzieci, ona zaczyna mieć jakieś jazdy, pretensje, krzyczy po facecie, on zaczyna z tego powodu pić, awantura po pijaku, przyjeżdża policja i zakłada niebieską kartę, on coraz więcej pije ona coraz częściej wpada w szał w końcu ląduje w areszcie z artykułem 207. dotyczącym znęcania się.
-No ale jak ją pobił to niech idzie za kratki.
-Wcale nie musi jej pobić, nie jest potrzebna żadna obdukcja lekarska, wystarczy że zezna że ją dusił, lub coś innego.
-No to jak ją dusił...
-Wcale tego nie musiał zrobić, lub po pijaku złapał za szyję tak zezna i idzie siedzieć, przynajmniej na kilka miesięcy. Nawet za to że wszczyna awantury po pijaku i niszczy sprzęt domowy idzie do aresztu. I to jest problem według mnie na który na razie nie widzę rozwiązania.
-A co ona się ma wyprowadzić z dzieckiem z domu, bo jej mąż pije i robi awantury? To już lepiej niech on się wyprowadzi do więzienia.
-Już wiem Mariola.
-Co wiesz?
-Poradnia małżeńska.
-No i ?
-Powinno być tak że zanim jednoznacznie orzeknie się że ktoś jest winny takiej, a nie innej sytuacji w domu to powinno się skierować do specjalnej poradni małżeńskiej i jeśli się okaże że on rzeczywiście pije i wszczyna awantury to kierować na przymusowy odwyk, a jeśli ona ponosi większą winę to ją kierować do jakiegoś psychologa. Takie rozwiązanie że się kogoś zamyka do aresztu powinno być ostatecznością. Zresztą założenie tej niebieskiej karty powinno odbywać się za pośrednictwem sądu który po rozpoznaniu kieruję oboje małżonków czy konkubinat na przymusową wizytę u specjalisty od porad małżeńskich. I to wtedy gdyby była taka procedura to powiem, państwo chroni rodzinę.
-To mądre Edek, może kiedyś tak będzie w Polsce.
-I co jeszcze mam do powiedzenia, powinno się chronić dzieci przed przemocą rodziców, jak ojciec bije dziecko to powinien być specjalny numer pod który dzwoni i zgłasza sprawę i co więcej powinien on być do tego zachęcany w imię akcji społecznej. I taki rodzić powinien mieć decyzją sądu przymusowe spotkania z psychologiem lub innym specjalistą powiedzmy raz w tygodniu.
-Niegłupie Edek, niegłupie.
-Mariola i nawet inne przestępstwa, zamiast prac społecznych wizyty u specjalisty, osiemnastolatek napadnie staruszkę i wyrwie jej torebkę, dozór policyjny i rok pracy z psychologiem powiedzmy godzina w tygodniu,a jeśli się nie wywiąże to oczywiście ostateczność czyli wiezienie.
-I o tym myślałeś gdy bieliłeś chlew?
-Nie o tym.
-To o czym? Może pogadamy o czymś ciekawym.
-Myślałem o rasizmie,antysemityzmie,holokauście, bombie atomowej...
-Znowu masz Edek czarne myśli, ale koleżanka mi powiedziała że takie czarne myśli mogą dołować, ale mogą być też konstruktywne na przykład by nie być rasistą, antysemitą, potępiać holokaust i broń atomową by to wszystko potępiać i strać się być dobrym człowiekiem.
-Tak Mariola, ale to są gorzkie myśli.
-Edek to miej słodkie o mnie ha ha ha
-Obiad był pyszny, dziękuje, daj całusa i kładę drugą warstwę bo jest ciepło i już chyba wyschła pierwsza.

Konstruktywne czarne myśli i być dobrym człowiekiem. Ma to sens gdy się nie jest zbyt popularnym dobrym człowiekiem, gdybyś się szeroko nie głosi dobra i nie mówi co jest złe. Jezus, ukrzyżowany. Tak, mam go za dobrego człowieka z naciskiem na słowo człowiek, nie można go winić że uczynili z niego syna Bożego niepokalanie poczętego, cudotwórce, uzdrowiciela, mesjasza i przydali mu tyle fantastyki, też mógł mieć sam o sobie trochę fantastyczne zdanie, ale jest to wybaczalne. Guru, ale dobry, prawy guru, nie nauczał by mieć korzyści finansowe, seksualne żadnego zabijania, żadnych samobójstw. Można mieć zastrzeżenia do tych duchów świętych, trójc świętych, walki z szatanem który mu obiecywał złote góry, ale takie wymysły to zbójeckie prawo każdego guru i nie można na jego podstawie powiedzieć że jest zły. Można próbować rozliczyć ile po jego śmierci jego wpływ przyniósł dobra i ile zła, na pewno przyniósł wiele zła Żydom ponoć nienawidzą go bardziej niż Hitlera. Ale na tej podstawie też nie można powiedzieć że był złym człowiekiem. Można powiedzieć że był dobry i został zabity. Jeszcze wcześniej żył Sokrates o którym też nie można powiedzieć że był złym człowiekiem, nie był jakimś guru czy nawet nie głosił nauk publicznie, był takim dziwnym nauczycielem, rozmawiał z ludźmi i uświadamiał ich że tkwią w błędzie. Ojciec duchowy prawie wszystkich szkół filozoficznych starożytności, nie pozostawił po sobie pism ale pozostało jego "wiem że nic nie wiem". Skazany na śmierć. Mahatma Gandhi,człowiek dobry, wyrzekający się przemocy autorytet moralny, zastrzelony. Martin Luther King bez wątpienia dobry człowiek, walczył o równouprawnienie czarnych, o prawa obywatelskie, o zniesienie dyskryminacji rasowej, zastrzelony. John Lennon, ikona pacyfizmu, zastrzelony. Nie wiem dużo o Johnie F. Kennedy ale dobrze o nim mówią, zastrzelony. Tak łatwo było zabić tych wszystkich dobrych ludzi, niektórzy z nich nawet mogli tchórzliwe uciec lub kajać się i prosić o życie,ale nie zrobili tego, innych dosięgnęła zabójcza kula. A taki Hitler, jeden z najgorszych jeśli nie najgorszy człowiek na ziemi przeżył ponad 40 prób zamachu. Tak jakby nad Hitlerem czuwała opatrzność. Nie lepszy od niego Stalin starannie się zabezpieczał przed zamachem, bał się śmierci, były plany zamachów, ale nim zamachy miały dojść do skutku Stalin i jego ludzie już o nich wiedzieli i skutecznie je niweczyli. Hitler kochał Niemcy i miał dużo szczęścia, ale Stalin kochał życie i najważniejszą rzeczą w Związku Radzieckim było życie Stalina. Warto się przyjrzeć śmierci innych znanych person, dziesiątki muzyków z "klubu 27" zmarłych w wieku dwudziestu siedmiu lat. Tak sobie myślę że to ma sens. Wszystko co najlepsze już ofiarowali ludziom i być może ich dalsze muzykowanie zburzyło by ich wcześniejsze dokonania, znając styl ich życia mogliby upaść nisko i nawet stać się pośmiewiskiem. Choć jestem wrogiem religii, to nie głupie by było wierzyć że każdy człowiek pozostawia po sobie na ziemi jakieś dzieło, nie musi być ono koniecznie widoczne okiem człowieka, i gdy ukończy dzieło umiera. Można by polemizować że ktoś umiera w młodym wieku i prawie nic nie pozostawia, ale można by powiedzieć że wspomnienia o nim są dziełem w głowie drugiego człowieka. Można
by powiedzieć że przecież ludzie mogą umierać masowo w jednym czasie nawet w jednym miejscu, ale to też jest dziełem samym w sobie. Obraz nie musi przedstawiać pięknych widoków żeby być dziełem sztuki. Też może być że potomek jest dziełem i sam też tworzy swoje dzieło. Być może dokonam jakiegoś swojego dzieła i Bóg mnie zabierze do siebie. Teraz to już trochę śmieszne. Jednak nie do końca, gdyby Bóg oczekiwał wiary w niego, szacunku i tego by ludzie go kochali byłby albo narcyzem, albo Bogiem na wzór ziemskiego rodzica. A mądry rodzić chce by jego dzieci kochały się bardziej między sobą niż jego, rodzica. Głupi to ojciec który poróżnił dzieci i Kain zabił Abla. Mądry ojciec chciałby by Kain kochał Abla bardziej niż jego i Abel kochał bardziej Kaina niż jego. Nie znam ani jednego Boga który by przekazał że miłość bliźniego jest ważniejsza niż miłość jaką darzymy Jego.
"Kochaj bliźniego jak siebie samego" jest trochę chybione, bo gdy człowiek kocha siebie to przede wszystkim dba o swoje dobro, nie poświęca się dla innych, zależy mu na sobie i żeby pokochać bliźniego musiałby przestać tak bardzo kochać siebie,ogólnie jak kochasz siebie to nie kochasz bliźniego,a gdy kocha bliźniego to najczęściej nie zależy mu na sobie, poświęca się i było wielu uznanych za świętych którzy bardziej kochali bliźniego niż siebie. A co gdy nie kochasz siebie i nie kochasz bliźniego? Spróbuje sobie wyobrazić. Nienawidzę siebie za to... za to... i za to... nienawidzę bliźnich bo są tacy,a tacy. Gdyby udało ci się zmienić najpierw siebie, odnalazłbyś jakąś drogę, myśli ,prawdy , jakieś sposoby by stać się akceptowalnym przez samego siebie, a później, to już znacznie trudniejsze, drogę myślenia,prawdy, sposoby dla bliźnich by oni poczuli się lepsi i szczęśliwsi to stałbyś się wielkim nauczycielem czy przywódcą duchowym. A gdyby jeszcze okazało się że twoje nauki nie są przekazane przez Boga, że nie zawsze byłeś dobrym człowiekiem i odkryłeś że czynienie zła jest błędem bo odbiera radość i szczęście,że nienawiść to trucizna, że ludzie są równi, każdy człowiek ma jakiś swój mały talencik czy umiejętność, jeden jest inteligentny, ale nie potrafi postawić choćby najprostszej ściany ceglanej już nie mówiąc o położeniu kafelków drugi za to jest mniej inteligentny, ale potrafi to robić doskonale i oni są sobie równi i jednocześnie różni. Że nie ma gorszych i lepszych ras czy narodowości bo każda ma swoje zalety i wady. Być może czarnoskórzy nie są lepszymi myślicielami od Niemców, ale znaczniej lepiej czują rytm i lepiej wykonują uduchowioną muzykę jak soul,jazz , blues...Kobiety słabo filozofują, ale mają wiele innych zalet. Że Bóg jest niepotrzebny by być dobrym człowiekiem,w dodatku wiara może być szkodliwa, bo zamiast udać się do psychiatry chorzy psychicznie o wąskiej wiedzy szukają egzorcysty, że życie po śmierci nie jest ważniejsze od życia doczesnego,a prawdopodobnie nie ma żadnego życia po życiu i to nie jest żadna tragedia, chodzi o to by to życie doczesne było udane, ale nie kosztem innych. Że jest wiele lepszych sposobów spędzenia czasu niż modlitwa. Poczucie że rozmawia się z Bogiem często świadczy o chorobie lub zaburzeniach psychicznych. Że grzech odpuścić może jedynie ofiara grzechu,a nie żaden ksiądz. Można się nawrócić na Boga, pozostając tym samym złym człowiekiem, może ciut lepszym, ale dalej mieć te same błędne poglądy na temat "czarnuchów" "żydków" "pedałów" i innych gorszych ludzi, można też nawrócić się na miłość bliźniego w tym tolerancję bez Boga. Natura sprawiła że ktoś urodził się homoseksualny, transseksualny czy ma inny rodzaj odmienności, nie jest to żaden powód do potępiania że ktoś urodził się inny. Zwłaszcza mówienie że obraża Boga swoimi praktykami seksualnymi to przydaje jeszcze na głupocie temu ich Bogu, nie mojemu,skoro go to obraża. Były czasy gdy za stosunki homoseksualne karano śmiercią były czasy gdy palono na stosach czarownice. Świat idzie do przodu, ale nie w każdym jego zakątku. Za takie coś idzie się do piekła i to też daje do myślenia. Nie ma religii w której nie ma obietnicy życia po śmierci. To jest jedno z fundamentalnych pytań religijnych, co będzie po śmierci. Żaden mesjasz, prorok, guru, nauczyciel duchowy czy inny wszechwiedzący nie mógł i nie może pozwolić sobie na niewiedzę w tym ważnym temacie. Nie pojawił się taki który by powiedział wierzę w Boga, ale nie wiem co będzie po śmierci i jestem pewien że nikt nie może odpowiedzieć na to pytanie, straciłby autorytet,a po drugie ta pycha, ja wiem co będzie po śmierci. W dodatku wizja bytu pośmiertnego zakłada nagrodę za życie zgodne z daną religią, czy wyznaniem lub nawet zgodne z naukami jakiejś sekty i karę grzech lub złą karmę. Ja Edek nie wierzę w Boga, ale wiem co będzie po śmierci otóż po śmierci będzie to co przed narodzinami czyli nic. Pośmiertna perspektywa tego "nic" które było przed naszymi urodzinami nie jest kusząca, ale dajmy przykład, niespodziewanie wsiadasz do autobusu pełnego ludzi i cały czas walczysz, aby zająć miejsce siedzące, starasz się przesiadać z siedzenia na siedzenie bo nie wszystkie są wygodne, w końcu siadasz na wygodnym siedzeniu, ale okazuje się że obok spoconego pana ze sporą nadwagą który w dodatku niemile pachnie, cały czas walczysz żeby było ci jak najwygodniej są nawet fotele bardzo wygodne, ale z samego tyłu pojazdu w dodatku okno jest uchylone i musisz wdychać spaliny, jest dużo przepisów dla podróżnych których złamanie oznacza że będą musieli stać uczepieni poręczy przez jakiś czas lub nawet do końca jazdy. Nikt nie wie dokąd jedzie autobus, a za oknami nic nie widać. Drzwi autobusu są otwarte, i co jakiś czas ktoś tego nie wytrzymuje i wyskakuje, ale większość tego nie robi nie dlatego że jazda jest przyjemna bo jest okropna, ale dlatego że nie wiadomo co jest za drzwiami tego autobusu. I tak wygląda życie, nic fajnego, ale mało kto z własnej woli wyskakuje z tego autobusu, bo nie wiadomo co jest na zewnątrz. Ja twierdzę że nie ma nic, pustka, otchłań, ciemność, ale spokój, cisza, nie ma już reguł, nie ma już walki o lepsze miejsce,ulga która jest ale się jej nie odczuwa i spokój który jest, ale też się go nie już nie czuje.
Dla pragnących życia po życiu jest niewielka nadzieja, zakładając że wszechświat jest bardzo młody i jego istnienie potrwa jeszcze powiedzmy jeszcze miliard razy tyle czasu co trwa lub jeszcze dłużej to być może nauka znajdzie sposób żeby na przykład w jakimś powiązanym z naszym wymiarem innym wymiarem miedzy którymi zachodzi wymiana informacji i można w nim poruszać się w czasie "wyciągnąć" informację która pozwoli na odtworzenie danego osobnika z przeszłości z zachowaniem całości wspomnień i typowych dla niego zachowań i myślenia. Po prostu umierasz i budzisz się w jakimś supernowoczesnym świecie. To by było coś podobnego gdyby ludzie odtworzyli neandertalczyka.

-Mariola ! Mariola ! Mariola !
-Co? Co? Co?
-Skończone!
-No, całkiem elegancko będzie miała świnka.
-Teraz praca dla ciebie jak całkiem wyschnie, umyć okno.
-No wiem Edek, spisałeś się na medal i mam dla ciebie niespodziankę.
-O! To bardzo miłe z Twojej strony, co to za niespodzianka?
-Dwa zimne piwa takie jakie lubisz, prosto z lodówki. Ale uprzedzam że tylko dwa i na tym koniec żebyś nie kombinował. ha ha ha
-Dobrze że nie jedno bo bym się obraził ha ha ha
-Ja też kupiłam sobie dwa dla siebie, bo jest wyjątkowo ciepło, a czasami wieczorkiem można się napić i pogadać.
-Piwo oczywiście kraftowe?
-Tak, ale nie porter ani ris ani barley wine.
-O, jaka znawczyni się z ciebie zrobiła ha ha ha
-Nasłuchałam się tego trochę tych twoich zachwytów nad tymi kraftami.
-Zadowolony jestem z naszego sklepu, niby wiejski sklep, a spory wybór piw kraftowych.
-Ha ha ha Edek, ona tam już stoją na moje oko dobry rok i nikt tego nie kupuje, jesteś chyba jedynym piwnym smakoszem na całą wieś.
-Mariola, portery,ris'y i barley wine stoją długo bo sprawdzałem i to bardzo dobrze bo takie piwo im starsze tym lepsze. A te IPA APA ALE ktoś jeszcze kupuje oprócz mnie.
-To zapewne jakiś drugi dziwak który daje za piwo 6zł jak za tą cenę może mieć dwa zwykłe też dobre, ha ha ha
-Nie znasz się Mariola
-No, nie znam się bo bardziej wolę wino od piwa jak większość kobiet.
-Ja mogę powiedzieć że lubię każdy alkohol z klasą, może nie najwyższą klasą,nawet średnią, ale nie ten który konsumują najubożsi amatorzy trunków. Zwykle cena sugeruje z jakim alkoholem ma się do czynienia.
-Edek to nie jest żadna klasa tylko alkohol który dobrze smakuje,a nie jakiś jabol z siarką w plastykowej butelce. Ja też mogę powiedzieć że nie napiłabym się wina za 5zł.
-Po pierwsze większość win nawet tych drogich zawiera siarkę,a po drugie, smak swoją drogą, a działanie swoją drogą.
Mam na myśli że po tanim alkoholu czujesz się fatalnie, odurzenie jest takie jakby uderzyć się pięścią w tył głowy.
To odurzenie tanim alkoholem jest jakby "brudne" dlatego kiedy coś piję staram się określić ukute przeze mnie określenie "czystość fazy".
-Co za znawca ha ha ha ja wiem tyle że po tanim alkoholu na drugi dzień rzygam, dwa czy trzy razy zdarzyło mi się napić taniego alkoholu.
-Właśnie, prawdziwy znawca określa jakość alkoholu, nie po smaku, ale po działaniu.
-Edek, prawdziwy znawca pije dla smaku, po prostu mu smakuje i zna się na smaku,a nie pije żeby się upić, tak upić żeby czuć się jak najlepiej odurzonym.
-I ja to uważam za głupi snobizm, alkohol pije się dla jego działania,a nie smaku. Tak jak pokrzywa parzy tak alkohol nie jest smaczny.
-Ale może ktoś lubi lekki i zarazem przeszywający dotyk pokrzywy który po czasie wywołuje lekkie swędzenie.
-Pięknie powiedziane Mariola, nawet pokusiłbym się o hipotezę że to właśnie wynik alkoholu który daje "czystą fazę" ha ha ha Powiedzmy że zgodzę się że pasjonatom sprawia przyjemność odkrywanie jakiejś tam nuty smakowej w takim, a takim roczniku wina.
-Zapędziłeś się w kozi róg Edek, mówisz że alkohol ci nie smakuje, a kupujesz te swoje niby smaczniejsze piwa.
-Mariola jak już mam pić coś niesmacznego to wolę aby było mniej niesmaczne, po drugie smak, cena, jakość odurzenia jeśli chodzi o piwo najczęściej idzie w parze.
-No nie wiem Edek kiedyś wypiłam razem z tobą trzy portery nie takie tanie i na drugi dzień nie czułam się najlepiej głowa mnie bolała jak diabli.
-Jeśli chodzi o mocne piwa, to wchodzi kolejny czynnik jakim jest ekonomia. I zgodzę się że te "ciężkie" piwa mogą wywoływać ból głowy następnego dnia, ale stosunek cena, jakość i ilość procentów często jest dobrym wyborem gdy portfel jest akurat mniej zasobny,a ma się ochotę na sutą alkoholową rozkosz.
-Powiedz prosto, upić się ha ha ha
-Powiedzmy ha ha ha
-A co Edek powiesz o piwie bezalkoholowym?Które piję się dla smaku.
-To powiem że dobre dla dzieci, kobiet w ciąży i kierowcy w towarzystwie pijących tradycyjne piwo. W innym wypadku bezsens, ale na świecie mnóstwo jest bezsensów.
-Edek to na mój rozum wychodzi że dobra czysta wódka powinna najczyściej odurzać.
-Niekoniecznie, dla mnie ma zbyt duży potencjał pobudzający. Nie znalazłem lepszego słowa niż czyste odurzenie, ale jeśli chodzi o tą jakość znaczenie ma też działanie kojąco uspokajające.
-Edek a nie jest tak że to zależy od dnia?
-Co masz na myśli?
-Że jednego dnia możesz się upić i czuć fajnie, a innego upić i czuć źle.
-Nie wiem Mariola, ja każdego dnia jeśli bym pił dobry alkohol czułbym się dobrze. Ogólnie w tej rozmowie dążę do tego że pomijane jest działanie alkoholu kosztem jego smaku. Nikt nie podjął się, przynajmniej nie słyszałem o czymś takim , aby klasyfikować alkohol pod względem konsekwencji psychologicznych jakie powoduje, czyli najprościej ,działania.
-Dobra Edek, koniec rozmowy na temat alkoholu.
-Tak, masz rację alkohol to częsta przyczyna ludzkich dramatów życiowych i nie warto zbyt wiele rozwodzić się bo jakby nie było byli tacy co poszli przez alkohol na dno.
-Edek i przez narkotyki też powiedz bez rozwodzenia się nad tematem bo sam dobrze powinieneś wiedzieć jakie to zło. Narkotyki i alkohol w takiej kolejności, bo musisz wiedzieć że można wpaść z deszczu pod rynnę. To że się czasem napijesz to nic złego, ale ja się boję żebyś nie pił za dużo, ani za często żebyś po prostu nie popadł w alkoholizm.
-I narkotyki, niech ci będzie.
-Edek, będę się modlić żeby Bóg miał cię w swojej opiece żebyś nigdy nie powrócił do narkotyków ani nie został alkoholikiem. Bo wygląda mi na to z rozmowy że ty pijesz wyłącznie aby się upić, coś poczuć,tobie wyłącznie chodzi o działanie alkoholu,a nie tak dla towarzystwa czy dla smaku.
-Nie chce cie martwić Mariola, ale raczej Bóg nikogo nie ma pod opieką.
-Dlaczego tak sądzisz Edek?
-Sądzę dlatego że na Hitlera było ponad czterdzieści nieudanych zamachów,gdyby choć jeden się udał z pewnością ucierpiało by mniej ludzi na świecie, ale za to zamachy na ludzi ludzi słynący z dobroci, mądrości, ludzi zmieniający świat udawały się za pierwszym razem lub byli skazywani na śmierć. Więc nie można mówić o żadnej boskiej opatrzności która sprzyjała by dobru ludzi.
-Edek, ale zapomniałeś o nieudanym zamachu na Jana Pawła II.
-A co ten Jan Paweł II takiego zrobił ?
-Edek, nie wiesz? Walczył z komuną.
-Z prezerwatywami też walczył.
-Edek on się przyczynił do tego że Polska jest teraz wolnym krajem.
-A w jaki sposób się przyczynił? to że był polakiem i zagrzewał do walki z komuną? Popierał Solidarność?I co jeszcze zrobił ?
-Edek, to ty jesteś ponoć mądrzejszy to powinieneś wiedzieć.
-Tyle wiem co powiedziałem i nie uważam go za jakoś szczególnie wybitnego człowieka.
-Ostatnio czytałam że to najwybitniejszy Polak.
-Nie dla mnie Mariola,a napisali według kogo to najwybitniejszy Polak?
-Nie pamiętam już.
-No widzisz. Chodźmy już spać bo wstałem dzisiaj wcześnie i robię się senny.
-Tak, chodźmy spać, bo jutro trzeba wstać. Ty się wyśpisz się bo rano mnie nie ma, jadę do mamy,a później jak wrócę to trzeba się zastanowić co dalej z naszymi planami.

Słońce zagląda przez okno, to dobrze,ale odwrócę głowę w drugą stronę i pośpię jeszcze, jak się uda. Poleżę i porozmyślam, a jak sen zmorzy to będzie dobrze. Dopiero kilka minut po dziesiątej, jak dla mnie godzina jest wczesna.
Nie jeden by pomyślał,ja to wstaję o piątej i tyram od szóstej, a taki śpi do południa cały dzień nic nie robi, takiemu to dobrze, też bym tak chciał i zwykle zaczynają sie lenie, nieroby i inne...Nie dostrzega i nie docenia taki że od rana jest wśród ludzi, często kolegów czy koleżanek z którymi może pogadać, że ma satysfakcje że coś dobrze robi,że jest przydatny i potrzebny, że dostaje wynagrodzenie za pracę, że jest w grupie osób pracujących i na pytanie czym się zajmujesz może z dumą odpowiedzieć to i to, nawet może być że dzięki pracy jego życie ma sens. Czasami okoliczności sprawiają że traci pracę i nawet mając jakieś tam zabezpieczenie finansowe nie zazdrości już tym co śpią do południa i nic nie robią. Byli tacy "przyjaciele" mamy którzy gonili mnie do pracy i pracowałem nawet u jednego, to był koszmar. Imali się różnych sposobów by zachęcić mnie do pracy od uświadomienia że jestem pasożytem do mówienia po dobroci że trzeba pracować bo tak siedząc sam wśród czterech ścian można zwariować. Coś w tym jest że samotność i brak zajęcia prowadzi do szaleństwa,no może nie od razu takiego wielkiego szaleństwa tylko lekko odbija. Można sobie podśpiewywać, rozmawiać ze sobą, śmiać się z wyimaginowanych wymyślonych sytuacji, ja przeżyłem coś takiego tylko teraz trudno mi powiedzieć czy winę za to ponosiła choroba psychiczna czy samotność i bezczynność czy może jedno i drugie. Jednak najgorsze chwile samotności i najgorsze poranki miałem kiedy byłem uzależniony wstawałem wtedy dosyć wcześnie i robiłem to co zwykle, kawa, papieros, zajrzeć do internetu, coś poczytać, ale z minuty na minutę pojawiało się coraz większe znudzenie. Kiedy wstałem z łóżka w pierwszych chwilach wiodąca myśl była taka że dzisiaj absolutnie nic. Ale to narastające znudzenie tym wszystkim, znudzenie życiem, codziennie to samo, ten internet już mi nic nie zaoferuje interesującego,ileż można słuchać tej muzyki, z filmów to nie widzę już dla siebie nic ciekawego, posprzątać mieszkanie to dopiero głupie i męczące,zresztą każde zajęcie jest głupie. I płynie czas bardzo wolno minuta po minucie, beznadziejność wokół jest coraz większa. Swoje ułomności rosną w głowie jak na drożdżach, przyszłości nie ma żadnej. W pewnej chwili pojawia się myśl, "raz się żyje"lub "a co mi zależy" lub "tylko dziś, a jutro to już na pewno nie" lub inna podobna myśl. I wtedy to już diabeł ma cię na smyczy, zaczyna się myślenie, co? za co? jak? kiedy? od kogo? Nastrój się poprawia, sił przybywa i następuje proces myślowy zwany "kombinowaniem".
W zależności od sytuacji trwa on różnie długo, niekiedy pojawia się plan A w przypadku nie powodzenia planu A plan B w przypadku niepowodzenia planu B plan C... i tak to wygląda. Nie tylko tak to wygląda gdy wokół nie ma ludzi,ale w samotności jest najgorzej. Ludzie mogą być przy tobie i nawet mogą chcieć ci pomóc, ale to wygląda tak że oni ciebie widzą bardzo dobrze, mogą widzieć twoje cierpienie, mogą przypuszczać jak podle się czujesz, mają jakieś wyobrażenie o twoim bólu. Tak, oni widzą cię bardzo dobrze, ale ty ich nie widzisz, nie słyszysz i nie czujesz. Mogę powiedzieć że statystycznie jeśli chodzi o ćpanie to żyłem bardzo długo ćpając, teraz nie ćpam, dużo w tym zasługi choroby psychicznej na tyle ciężkiej że na długi czas pozbawiła mnie możliwości funkcjonowania jak narkoman, czyli kombinowania, szukania... i tak dalej. Walczyłem z nałogiem w ten sposób że robiłem przerwy , myślałem sobie zaćpam jutro to mocniej poczuję taką ilość jaką miałbym zaćpać dzisiaj, to może najmocniej bym poczuł ,i najwłaściwiej byłoby zaćpać, trzeciego dnia. Poza tym nie ćpałem dużych dawek tylko żeby poczuć, może nie słabo poczuć, ale tak średnio poczuć. Gdy już nie miałem siły tak żyć kładłem się do łózka i cierpiałem kilka dni, ale wracałem, poczułem się lepiej i już kombinowałem i załatwiałem. Koniec końców żyję, ale statystycznie schizofrenia też skraca życie, głównie z powodu samobójstw. Jeśli chodzi o dostrzeganie innych to pracuje nad tym do dziś. Dostrzegać troskę innych, słuchać dobrych rad, mieć zaufanie choćby do jednej osoby. Staram się szczególnie dostrzegać Mariolę. Nie być samotnym wśród ludzi o to chodzi. Mniej samotny i lepiej się czułem będąc w areszcie niż w tych znienawidzonych szpitalach. Jak zawsze powtarzam nie ważne gdzie siedzisz, ale z kim siedzisz. W areszcie miałem lepsze towarzystwo, nie takie jak pokazują na filmach czyli wytatuowanych bandytów, można było pogadać z kimś, pośmiać się, a w szpitalu było tak że już się wydawało że spoko kolega gdy nagle wychodził z niego jakiś idiota, robił coś głupiego lub zachowywał się głupio, był nielogiczny, miał głupie poczucie humoru i odcinałem się od takiego. Tak odcinałem się od wszystkich podczas każdego pobytu w szpitalu poza Kubą który miał dużo wad ale też był dobrym człowiekiem i to zamaskowało te wszystkie jego wady.
Jak ktoś kiedyś powiedział, kto nie lubi wad ten nie lubi ludzi. Ja ludzkie wady szybko zauważam i szybko odsuwam się od ludzi o ile nie mają jakiejś zalety która przeważy szalę na stronę tego że warci są by ich kochać czy w ogóle znać.
Ale samotność ma też swoje zalety, samotność sprzyja rozmyślaniom, medytacji, kontemplacji,rozważaniom... Pustelnie, Aśramy, miejsca odosobnienia mają sens wtedy kiedy eremita, mogący nawet wyrzec się mowy nie wyrzeka się pisma, lub gdy jak fikcyjny Zaratustra po jakimś tam czasie opuszcza pustelnie i głosi swoje nauki ustnie. Gdyby wszyscy pustelnicy zapisywali swoje przemyślenia jakiż wspaniały by to był sad dla duszy taki zbiór owego. I gdyby jeszcze ich dusze były wolne,a nie skradzione przez Boga. Można by powiedzieć że trudno się filozofuje w samotności bo nie ma nikogo kto daną myśl mógłby obalić, wykazać błędność i zmusić myśliciela do rewizji danej myśli, ale mając pewną wprawę można samemu wysuwać kontr argumenty wobec swojej myśli i mieć świadomość co może zostać powiedziane przeciwko twojemu słowu.
**********************************************************************************************************************
Rozdział 3

-No pięknie, godzina trzynasta, a Edek się wyleguje w łóżeczku.
-Tak jakoś nie miałem ochoty wstawać, myślałem o samotności i jakoś tak się stało że mi się przysnęło.
-O samotności powiadasz? Nie było mnie kilka godzin, a ty już poczułeś się samotny?
-Trochę tak, zdecydowanie wolę kiedy jesteś w domu.
-Edek, musimy pogadać bo mam dobre wieści, ale zanim je wyjawię muszę ci zadać pytanie, skąd weźmiemy małą świnkę?
-Kupimy Mariola.
-Ja wiem że kupimy, ale gdzie i od kogo ? Bo owszem włożyłeś trochę pracy w chlewik, ale ani razu nie rozmawialiśmy na temat tego skąd weźmiemy prosię i nie wiem jak ty sobie to wyobrażasz chlewik gotowy, a gdzie prosię?
-Bo widzisz Mariola, po kolei, właśnie dzisiaj chciałem poruszyć ten temat, już dobre dwa tygodnie temu orientowałem się gdzie można możliwie blisko kupić prosię i ile kosztuje.
-To dlaczego nie poruszyłeś tego tematu ze mną wcześniej? Ja się nie martwiłam za bardzo bo jakiś czas temu mama mi powiedziała że nie powinno być problemu z zakupem prosiaka. Ale ty Edek powinieneś ze swojej strony zrobić ten krok i poinformować mnie, jako że jesteś facetem i nosisz spodnie w tym związku, co nie zawsze jest zgodne z prawdą, że masz na oku w okolicy prosiaka którego można kupić.
-Przecież mówię że miałem poruszyć ten temat dzisiaj.
-Edek, ty miałeś poruszyć ten temat na samym początku nawet zanim kupiliśmy słomę. Mama się pyta czy Edek już znalazł prosiaka na sprzedaż,a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć żebyś nie wyszedł na głupka.
-I co odpowiedziałaś?
-Że jeszcze nic nie mówiłeś, ale na pewno jesteś dobrze zorientowany w temacie.
-I co ona na to ?
-Powiedziała że jakbyś nie znalazł to ma znajomą która ma znajomego co ma prosię na sprzedaż.
-Podejrzewam że to mają być te dobre wieści.
-Tak, to są te dobre wieści.
-A są jakieś złe wieści?
-Tak, są złe wieści, takie są złe wieści że jesteś nie zaangażowany należycie i nieodpowiedzialny.
-Przecież się orientowałem.
-Edek, ty powinieneś obdzwonić wszystkich sprzedawców, zorientować się co i jak, umówić się że przyjedziesz konkretnego dnia po odbiór prosiaka, a wiesz chociaż jakiej płci są te prosiaki?
-Rzeczywiście masz trochę racji.
-Edek ja do końca myślałam że ty zrobiłeś to o czym mówię i chcesz mi zrobić niespodziankę w stylu, wsiadaj do auta jedziemy po prosiaka. Miałeś być wielkim hodowcą,a gdzie masz tę książkę o hodowli świń z której miałeś się wszystkiego dowiedzieć?
-Uznałem że książka jest niepotrzebna, bo nie każdy który ma psa ma książkę o hodowli psów.
-A ja myślę Edek że tobie przeszło?
-Co masz przez to na myśli?
-Mam przez to na myśli że wpadłeś na kolejny wspaniały plan, na początku byłeś tym wielce podniecony, a teraz ci przeszło i masz to już gdzieś.
-Mariola to zbyt daleko idące wnioski. Przecież pracowałem przy słomie i wybieliłem chlew.
-Przy słomie to pracowaliśmy razem, no może ty trochę więcej, ale nie zapominaj dzięki komu mamy tę słomę. A poza tym chce się dowiedzieć od ciebie z czego będzie jadła ta świnia?
-Z byle czego, dziadek miał koryto, halbijka tak to się nazywało i z tego jadła, a wodę piła z garnka.
-A ty gdzie masz te halbijki i garnki?
-Mariola, chce cię uświadomić że świnia to zwierzę i może na początek jeść ze starej miski i pic ze starego garnka, a zawsze można kupić jej jakiś specjalny pojemnik na paszę jak ci na tym tak zależy.
-Edek ty tylko, dziadek to, dziadek tamto,a nie pomyślałeś żeby przy zakupie pogadać z hodowcą na ten temat?
-To dobry pomysł Mariola.
-Edek, ty bujasz w obłokach, myślisz o różnych rzeczach czy problemach,a o tym co jest teraz najważniejsze nie myślisz wcale i uważasz że nie ma co myśleć bo jakoś to będzie, Edek wróć do rzeczywistości i zacznij myśleć o prosiaku konkretnie w szczegółach jak sobie wyobrażasz jego hodowlę.
-To na początek powiem, dzwoń do mamy i umów się na odbiór prosiaka pamiętaj że wchodzi w grę tylko świnia samica.
I powiedz jej że ja mam na oku kilku sprzedawców, ale jestem zdania że najlepiej kupić po znajomości. A ja w tym czasie wymoszczę chlew słomą i przygotuję jakieś pojemniki na żarcie i wodę dla prosiaka.
-Kolejny raz zawodzisz Edek.
-Dlaczego?
-Jakie żarcie?! Czym zmierzasz karmić naszą świnię?
-Z lekcji biologii wiem że świnia jest wszystkożerna, a dziadek karmił odpadkami z kuchni. W dodatku najlepiej będzie dowiedzieć się bezpośrednio od hodowcy.
-Ostatnie słowa są sensowne, ale skończ już z tym dziadkiem.
-Dlaczego?
-Dlatego Edek że dziadek hodował świnię trzydzieści lat temu i od tego czasu wiele się zmieniło.
-Co się mogło zmienić?
-To się mogło zmienić Edek że ludzie zaczęli przywiązywać wagę do tego aby zwierzęta żyły w dobrych warunkach, były należycie odżywiane, żeby nikt się nad nimi nie znęcał i po prostu żeby nie cierpiały.
-Dawno już tego nie zrobiłaś.
-Czego nie zrobiłam?
-Uświadomiłaś mi istotny problem na który nie zwróciłem uwagi. Mam na myśli to że można by kierować się mglistymi wspomnieniami o hodowli świni przez dziadka, ale wtedy to zwierzę może cierpieć i ja nawet mogę nie być świadom że ono cierpi, może zachorować, a ja mogę nawet nie wiedzieć że jest chore. Że na pewno się szczepi świnie, bo już mi się gdzieś obiło o uszy.
-No i jak zamierzasz sobie poradzić z tym problemem?
-Zamierzam dowiedzieć się ile się da z internetu i zrobić listę pytań które zadam sprzedawcy doświadczonemu hodowcy.
-Wreszcie zacząłeś sensownie myśleć. To zabieraj się do pracy w chlewie, a później zrób to o czym powiedziałeś czyli dowiedz się wszystkiego na temat hodowli świń. Aha i zrób sobie coś do zjedzenia bo obiad będzie późno.
-A ty?
-Ja jestem rozczarowana, zdenerwowana i zmęczona. Pierwsze trochę odpocznę,a później postaram się odreagować i zrelaksować. Pierwsze zadzwonię do mammy i ustalę co i jak z prosiakiem i pogadamy późnym wieczorem.
-To ja ze swojej strony nie będę do wieczora pokazywał ci się na oczy i chcę cię przeprosić.
-Za co chcesz mnie przeprosić?
-Za wszystko.
-Raczej za "nic" za to że nic nie zrobiłeś,nie zrobiłeś tego co powinieneś zrobić i czego oczekiwałam.
-To ja lepiej oddalę się do swoich zajęć, gdybyś czegoś potrzebowała to mnie zawołaj.
-O! to coś nowego, bo zwykle to ty czegoś potrzebujesz i mnie wołasz.
-Mariola oddalam się i już nic nie mówię.

Mama Marioli musiała dać jej do myślenia na mój temat, ale jedynym winnym jestem ja sam. Trochę przeczytałem o świniach, ale nie w sensie hodowli, sprawdziłem czy można kupić i okazało się że są do sprzedania i nawet blisko i tyle zrobiłem. To stanowczo za mało, miałem uzupełnić wiedzę,ale odkładałem. Na prawdę myślałem że dzisiaj porozmawiam z Mariolą o zakupie prosiaka. I słusznie, gdyby mi zależało to wiedziałbym czym karmić, miałbym już kupione pasze, pojemniki na żarcie i wodę i przede wszystkim byłbym już po telefonicznej rozmowie z każdym hodowcą w okolicy powiedzmy dwadzieścia kilometrów. Przypuszczałem że mama Marioli będzie wiedziała że ktoś ma na sprzedaż lub jakąś inną informację powiedzmy czym się kierować przy zakupie. Stało się tak jak myślał wygodny Edek, ale nieprzyjemna rozmowa dała mu do myślenia, nie stało by się nic złego gdybym też na własną rękę szukał sprzedawcy. Nie stało by się nic złego gdybym miał wiedzę o hodowli. Ale wygodny Edek oczekuje że wszyscy wszystko zrobią za niego. Najlepiej dla wygodnego Edka by było gdyby to Mariola się zainteresowała tematem i zdobyła wiedzę o hodowli, a wygodny Edek by rozmyślał o niebieskich migdałach. Tyle razy mi powtarzała świętej pamięci mama że zginę bez niej i zginąłbym gdyby nie Mariola teraz zginąłbym bez Marioli. Zginąłbym? Mogło by nie być tak dobrze. Mogło by być coś znacznie gorszego, Dom Pomocy Społecznej dla chorych psychicznie. Nie ma mowy że miałbym tam kolegów czy przyjaciół byłbym sam jak zwykle w podobnych miejscach, ale nie byłbym smutny tylko uśmiechnięty z wyobrażonych śmiesznych sytuacji w mojej chorej głowie, może gdyby mi nie zależało już na niczym śmiałbym się otwarcie i głośno, myśleliby, temu to dobrze, ale śmiech chorobliwy, śmiech wynikający z choroby jest gorszy od smutku. Śmiech to zdrowie mówią i tak jest, ale nie zawsze. Może być śmiech z filmu komediowego i to jest zdrowy śmiech , może być śmiech wywołany narkotykami i on jest może nie zawsze zdrowy, ale przyjemny. Ale śmiech w samotności wywołany jakimiś wyobrażeniami lub pod wpływem wewnętrznych głosów jest chorym śmiechem, skłamałbym gdybym powiedział że nie jest wcale przyjemny, bo jest trochę przyjemny, ale procesy psychiczne które go wywołują odbierają mu radosność. To jak seks po dziesięciu piwach trochę jest przyjemnie, ale alkohol odbiera dużo rozkoszy. Tak więc bardzo się cieszyłem gdy przestałem się śmiać chorobliwie. Można powiedzieć że diagnoza schizofrenia to wyrok i można bo tak się najczęściej dzieje że trafia się co jakiś czas do więzienia zwanego szpitalem psychiatrycznym, ale Dom Pomocy Społecznej to najczęściej dożywocie. Byli ludzie wielkiej mądrości którzy zachorowali na schizofrenię i to był ich koniec, byli wielcy artyści którzy zachorowali na schizofrenię i to był ich koniec, byli wielcy artyści którzy zaczęli ćpać i to często był ich koniec, może się zdarzyć rzadko że to był ich początek, odkryli nową drogę, lub zyskała na tym ich twórczość. Choroba psychiczna i początek?
Ktoś zachorował na schizofrenię i stał się wielkim artystą lub myślicielem o tym nie słyszałem, nie zdarzyło się w historii ludzkości, przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. Jak już wspomniałem złudzenie swojej wielkości u schizofrenika są wywołane chorobą i niekiedy próbuje on swych sił w sztuce mając się za wielkiego artystę, efekt jest najczęściej mizerny, krytyka go nie zniechęca, wmawia sobie na różne sposoby że jest wielki, być może uznanie zdobędzie po śmierci, być może krytyk się nie zna. Spotkałem się z taką sytuacją schizofrenika poety, naprawdę marnego poety, wierszy napisał tysiące twierdził że co najmniej kilkadziesiąt podobnych do wierszy Szymborskiej i zanosił je psychologom i psychiatrom. Interesowała mnie ich opinia na temat jego wierszy, powiedzieli że nie wiedzą co o nich sądzić, ale uznali że są dobre. Przyznaje że postąpili rozsądnie, niech sobie piszę co w tym złego. Jako krytyk powiem że nie były by takie całkiem do kitu gdyby choć trochę przybliżały stany jego duszy, gdyby było w nich "czuć" schizofrenię. Istnieje też druga szkoła, która sprowadza "wielkich" na ziemię nazywa się, poznaj swoje ograniczenia spowodowane chorobą i poznaj objaw zwany "myśleniem życzeniowym" pisanie wierszy to za wysoko postawiona poprzeczka. Uważam że oba podejścia są dobre,a najlepsze podejście byłoby ich połączeniem czyli piszesz średnio, ale mógłbyś pisać lepiej gdybyś czytał wiersze, a nie głównie je pisał, twoja choroba cię ogranicza, ale gdybyś przeczytał tysiące tomików poezji to z dużym prawdopodobieństwem napisałbyś kilka dobrych wierszy. Łatwo się do kogoś upodobnić i tworzyć podobnie, dużo trudniej stworzyć swój własny niepowtarzalny styl i formę. Narkotyki ciekawią niektórych i nawet biorą je z ciekawości lub czytają opisy tak zwanych tripów. Przy odrobinie odpowiednich znajomości można zdobyć narkotyk i tajemnica się przed nami odkrywa. Schizofrenia równie ciekawi, ale przed dziewięćdziesięcioma dziewięcioma procentami populacji pozostanie ona na zawsze tajemnicą. Z tego jednego procenta jedna tysięczna procenta potrafi ją w jakiś sposób obnażyć, zrozumiale obnażyć, każdy może powiedzieć mam takie, a takie objawy, specjaliści mają wiedzę, znają wszystkie objawy i umieją posługiwać się substancjami leczniczymi, lecz jak to ujął jeden pacjent psychiatryczny to jak mechanicy samochodowi jeden naprawi lepiej, a drugi gorzej. Posługując się tą analogią można by powiedzieć że dla nich nie ma znaczenia uszkodzona część samochodu którą i tak trzeba wymienić,może ich interesować jak doszło do wypadku, ale nie musi. Laik widzi tylko że samochód nie jeździ, lub jeździ, ale tak jakby kierowca był pijany lub naćpany. Pokaż mnie, jaka ze mnie wariatka, jaka jestem dziwna, piękna i brzydka zarazem, jaka jestem głupia, a niekiedy bardzo mądra, jaka jestem wielka będąc bardzo małą, jak koronuje królów i królowe jednocześnie ich poniżając, pokaż moje królestwo gdzie jesteś władcą lub prześladowanym, powiedz jak szepcze do ucha rozkazy lub przyjacielskie słowa,pokaż tą moją krainę gdzie wszyscy znają twoje myśli lub ty znasz myśli innych, a wtedy zniknę z twojego życia na zawsze. Piękna to legenda, moja legenda w którą wierzę. Ale zanim postawisz sobie tą wysoką poprzeczkę zapoznaj się jak malują,myślą, opisują , opowiadają ci którzy są w tym dobrzy. Dużo czytałem, teraz trochę mniej, jakieś pojęcie mam i spróbuję kiedyś po trochu malować schizofrenię nawet pisząc nie o niej ona będzie widoczna, będzie się pokazywać wtedy kiedy będzie chciała, będzie na chwilę wyglądać zza słów by ponownie się schować.

-I co Mariola?
-I co Edek?
-Ja zapytałem pierwszy?
-Niech ci będzie, sprawa wygląda tak że jutro o piętnastej jedziemy po prosiaka do Mesznej adres mam zanotowany.
-To bardzo się cieszę.
-Teraz twoja kolej.
-Myślałem kilka minut i stwierdziłem że być może popełniłem niewielkie zaniedbanie, ale wystarczyło kilka minut żeby stwierdzić że zupełnie nie masz racji.
-W czym nie mam racji?
-Po pierwsze w tym że świniom po trzydziestu latach żyje się lepiej, Mariola psy! Psom, no może też kotom żyje się lepiej, ale zwierzętom hodowanym dla mięsa żyje się może nawet gorzej.
-Skąd takie wnioski Edek?
-Widać gołym okiem te wszystkie kości zabawki, te wszystkie smaczne karmy, te wszystkie potępiające drastyczne przypadki zaniedbywania psów w schroniskach, i to wielkie oburzenie z powodu konsumpcji psów w Chinach.
-A po drugie?
-Po drugie to świnia dziadka była szczęśliwsza, oczywiście jakieś wymogi sanitarne są zachowane w zakładach hodowlanych, ale te wszystkie tuczące karmy, sterydy, antybiotyki, szczepionki...A po trzecie nie będę z siebie robił głupka pytając chłopa który zajmuje się hodowlą świń, świniarza po prostu w czym świnia ma spożywać pokarm, bo mnie wyśmieje i odpowie że najlepiej w talerzu. I w związku z tym zamierzam hodować świnię po swojemu.
-No może masz trochę racji Edek,ale dlaczego mi tego nie powiedziałeś od razu. Mogłeś się chwilę zastanowić i mi odparować.
-Dlatego Mariola że nie walczy się z najlepszym przyjacielem kiedy akurat rozmyśla się o samotności.
-No ale Edek nie odpowiedziałeś konkretnie na zasadnicze pytanie, czym zamierzasz karmić świnię?
-Odpadki z kuchni, gotowane obierzyny z ziemniaków, może czasami kupię jakiegoś suchego chleba w piekarni. Nie wykluczone że raz na jakiś czas kupię jakąś paszę, otręby czy nawet zboża, zresztą zapytam świniarza , czym to się najlepiej howie.
-Czyli ja też będę zaangażowana w karmienie na przykład przez gotowanie obierzyn z ziemniaków?
-Mariola oboje będziemy zaangażowani i szybko dowiemy się co naszej świni smakuje,a co nie smakuje. Zresztą nie rozumiem dlaczego karmienie świni ma być mniej satysfakcjonujące niż karmienie psa czy kota jak to pokazują w reklamach.
-Jest trochę różnicy bo pies to czworonożny przyjaciel, a kot chadza własnymi ścieżkami trochę jak ty Edek. A co można powiedzieć o świni?
-Ja widziałem nie raz programy o świniach które ludzie mają zamiast psa czy kota, nie pamiętam dokładnie, ale świnie
też można nawet w mieszkaniu mieć jako czworonożnego przyjaciela.
-Chyba świnki morskie Edek, lub specjalnie przeznaczone do tego rasy świń. Ja też gdzieś już o tym słyszałam i stwierdziłam że ci co mają takie świnie w mieszkaniach robią to dla szpanu żeby jakoś się wyróżnić .
-Tobie chyba przeszło Mariola.
-Co mi przeszło?
-Bo z tego co pamiętam to jak dowiedziałaś się jakie świnie są inteligentne to chciałaś mieć domową miniaturkę, a jak nie to choćby wytresować taką zwykłą hodowlaną.
-Przede wszystkim chciałam mieć króliki i może miałam jakieś plany wobec świnki, ale jak zobaczyłam twoje słabnące zainteresowanie to też mi trochę przeszło, Edek co ty myślisz że ja do wszystkiego mam być sama? A ty będziesz leżał i rozmyślał?
-Bo widzisz Mariola trochę się różnimy ty byś chciała od razu ,jak najszybciej, najlepiej jutro mieć prosiaka. Kuć żelazo póki gorące, i to nie jest złe. Ale jest też inne podejście, robić z rozmysłem, nie spieszyć się, małymi kroczkami, powoli dążyć do celu.
-Tak Edek, te twoje powolne dążenie do celu jest tak wolne że prędzej byś dostał sklerozy i zapomniał o tej świni niż ją rzeczywiście kupił. I trzeba cię poganiać ciągle, bo ty byś wszystko odkładał w nieskończoność.
-A nie może być tak że kierownictwo nad całą operacją przekazuje tobie,a ja będę robił co mam robić ewentualnie miał jakieś wskazówki czy rady?
-Tak może tak być, ale nigdy nie nazywaj swojego lenistwa i wysługiwaniem się innymi równouprawnieniem kobiet. Bo już trochę cie znam Edek, i długo już próbuje cię zrozumieć z różnym skutkiem,a teraz właśnie pomyślałam że twoja myśl dąży w tym kierunku.
-Wcale nie muszę tego tak nazywać chcę ci po prostu dać satysfakcję kierowniczej roli w naszym przedsięwzięciu na chwilę obecną , gdyż zauważam twoją frustrację i skoro chcesz nadać sprawie szybszy bieg to kieruj.
-Niech będzie to jako kierownik pytam czy wymościłeś chlew słomą ?
-Tak.
-A czy przygotowałeś samochód do przewozu prosiaka?
-Jeszcze nie.
-To zrób to niezwłocznie.

Najrozsądniej dać Marioli trochę mocy kierowniczej, tylko czy ją to zadowoli? Pragnieniem każdego człowieka jest mieć jakąś moc, w każdej dziedzinie życia można mieć moc czyli po prostu być w czymś dobrym, ekspertem, znawcą czy kimkolwiek innym który ma tą moc że jest w czymś lepszy od innych, że ma jakąś umiejętność która go wyróżnia. Każdy dąży by osiągnąć moc. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre jest że ludzie dążą do posiadania jakiejś wielkości kiedy nie robią tego kosztem innych. Jest w tym też pułapka mianowicie kiedy już osiągnęliśmy jakąś moc i przypuśćmy że jesteśmy w czymś bardzo dobrzy, stajemy się autorytetem to często poszerzamy tą moc w obszary o których nie mamy pojęcia wydaje nam się że wiemy wszystko o wszystkim. Posiadamy moc wszechwiedzy i wydajemy sądy które niekiedy są śmieszne,ale większość je zaakceptuje przez moc autorytetu. Lub popełniamy błąd i trudno nam się do niego przyznać, albo popełniamy błąd i go nie zauważamy. Mamy tak wielką moc że snujemy swoje wizje przyszłości, zwykle się nie sprawdza, niekiedy coś się sprawdzi i wywołuje to euforię, ale kiedy ktoś wysnuje pewną ilość przepowiedni to przy odpowiednio dużej ilości coś musi się sprawdzić. Nic tak nie wywyższa jak słowa "ja to już dawno przewidziałem". Tylko co będzie dalej?Przepraszamy wielki że cię nie posłuchaliśmy, ale błagamy zdradź nam dalsze przepowiednie. Albo moc czynienia cudów to zwykle towarzyszy mocy duchowej w sensie religijnym. Mój kontakt z Bogiem, bóstwem czy diabłem czy nieżyjącym świętym lub czymś innym podobnym jest tak bliski że mam moc czynienia cudów. Widział czy nie widział liczy się czy gotów jest potwierdzić gdy nie ma świadków nie ma cudów. Oczywiście nie przeczę że są zjawiska jeszcze nie wyjaśnione. Ale gdy w zjawisko nadprzyrodzone zamieszana jest na przykład Matka Boska to dla mnie zjawisko jest wyjaśnione. W szpitalach psychiatrycznych prawie każdy ma moc, wyimaginowaną oczywiście, ale moc. Nie jestem Janem Kowalskim tylko jakąś postacią która dysponuje konkretną mocą. Wiele ode mnie zależy na tym świecie. Wszyscy oczywiście zdają sobie z tego sprawę, ale nie mówią o tym wprost, jestem w szpitalu psychiatrycznym bo tego wymaga moja misja lub po prostu dobrzy ludzie chcieli żebym trochę odpoczął. Nazwa "szpital psychiatryczny" nie uświadamia pacjenta, gdy na budynku widnieje slogan "poznaj samego siebie" to zakłada pewną idę która uświadamia ludzi którzy się w nim znajdują,
nawet podłe "praca czyni wolnym" też w pewien sposób uświadamia co do celu jaki staje przed tam osadzonym, ale "szpital psychiatryczny" ? To nic nie mówi, gdybym miał moc sprawczą to na bramie każdego psychiatryka widniało by hasło " tu kończą się marzenia" nie urojenia, ale właśnie marzenia, w psychiatryku nikt nie ma urojeń ale to wszystko może być marzeniem, takim marzeniem w które za bardzo uwierzyłem, nie dane mi było posiąść moc w rzeczywistości to sobie ją wymarzyłem. Nie jestem nikim wyjątkowym,tylko zwykłym człowiekiem ze zbyt bujną wyobraźnią. Nad tymi wszystkimi mocami pacjentów psychiatrycznych jest jedna ukryta moc z której często nie zdają sobie sprawy, nawet posiadają ją pseudo zdrowi jest nią telepatia. Na obecnym poziomie rozwoju człowieka nauka mówi że nie ma dowodów żeby była możliwa. Zdrowiej jest modlić się głośno jak najgłośniej i wyraźnie i w grupie, niż w myślach czy po cichu. Głośny werbalny kontakt z Bogiem z góry zakłada że gdzieś tam jest w jakiejś odległości bliżej nie określonej, jest stary więc słuch może mieć przytępiony, ale słyszy i to nie oznacza telepatii. Kiedy jednak rozmawiamy z Bogiem w myślach i gdy on jeszcze nam odpowiada to już choroba, to już moc telepatii, lub zagnieździł się w głowie, ale to głównie demony tak robią lub złe duchy. Zagnieżdżenie się w głowie jest chyba gorsze od telepatii. Kontakt telepatyczny może zostać szybko zerwany w wyniku działania leków. Ale intruz który się zagnieździł i już wiadomo że nie dzieli nas żadna odległość i cały czas coś mówi do nas i rozmawiamy z nim, to dobrze wtedy gdy jest przyjaźnie nastawiony. Najgorsze chyba, bardzo rzadkie na szczęście to gdy przejmie kontrole nad głosem i zachowaniem. Takiego intruza w ramach placówki innej niż służba zdrowia wypędza się właśnie mocą, moc przeciwko mocy, mocą przyjaźnie nastawionej do ludzi postaci wypędza się moc nieprzyjazną. Są amulety chroniące przed złymi mocami, lecz pragnienie posiadania takiego przedmiotu świadczy o kroku postawionym na terenie mocy z krainy marzeń. Zawsze byli i będą świadkowie cudów i dobrych i złych mocy. Ale do walki z tym stanęły terminatory czyli urządzenia rejestrujące audiowizualnie i to skutecznie eliminuje złe moce terminator nie zarejestrował przypadku , gdyby tak się stało jakaż radość by była dla ludzi wiary w moce z krainy marzeń i jednocześnie cios dla niedowiarków. Wypędzał demony mocą księcia demonów, tak mówili. Kto zaś wypędzi demony mocą zdrowego rozsądku?

-Mariola, wszystko zrobiłem tak jak kazałaś.
-Ja się bardzo cieszę Edek i to nie jest głupi pomysł żebym ja przejęła kierownictwo,ale tak już jest od dawna i zastanów się nad sobą, nie widzisz że jesteś przez to facetem "specjalnej troski".Normalny sam wie co ma zrobić i robi bez szemrania, tyle jest w domu do zrobienia, a ty palcem nie kiwniesz dopiero trzeba ci kazać coś zrobić.
-Zgadzam się, ale co w tym złego? I nie jestem "specjalnej troski" tylko po prostu mało pracowitym.
-Ale dlaczego Edek?Mógłbyś też dać coś z siebie sam od siebie.
-Nie zawsze tak było Mariola, choroba zabrała mi wolę i siłę fizyczną i zacząłem ignorować nieład w okół.
-To ma sens Edek, ale nie rozumiem jak choroba mogła zabrać ci siłę fizyczną?
-Nie tak dosłownie, chodzi o to że są rzeczy do zrobienia które wydają mi się ponad moje siły fizyczne czy psychiczne. Po prostu prace wydają mi się ponad moje siły, choć takie nie są. Ale nie zawsze bo zdarza się że robię coś od sam od siebie.
-Bardzo rzadko się zdarza Edek żebyś robił coś bez mojego rozkazu.
-Ja wiem Mariola, ale wiedz że ja starałem się to zmienić i nawet mówiłem o tym kiedyś psychologowi, ale tą niemoc trudno nawet opisać.
-Edek, a czy przypadkiem ta "niemoc" nie nazywa się fachowo "lenistwo" ?
-Nie wykluczam że jest w tym szczypta lenistwa.
-Ja tak pomyślałam bo jak ci coś każę zrobić to nie marudzisz że nie dasz rady tylko to robisz.
-Bo jestem zmuszony i robię, nie zastanawiam się czy dam radę czy nie dam rady.
-Poczekaj na chwilę Edek, muszę na pięć minutek zniknąć,a później dokończymy rozmowę....
-Mariola, poczekam.
-Edek jestem, dokończmy rozmowę, chciałam ci powiedzieć że to może być prawda co mówisz i twoim problemem może być zbyt mała wiara w siebie i swoje siły.
-Rozmawiałaś z koleżanką na mój temat?
-To Edek nie ma znaczenia czy rozmawiałam z koleżanką na twój temat znaczenie ma twoja niewiedza o tym że żadna kobieta nie chce mieć leniwego faceta.
-Przecież powiedziałem że w tym może być troszkę lenistwa,ale nie jest to takie prawdziwe lenistwo.
-No i ja ci wierzę, ale dla kogoś kto się nie zna wygląda to na lenistwo i dlatego że ci wierzę rozmawiałam z koleżanką na ten temat.
-Doceniam twoją troskę i to że starasz się mnie zmienić na lepsze, zresztą ja sam tego chcę.
-A sam nie próbowałeś się zmienić na własną rękę?
-Z tego co wiem od psychologa o sobie to to że wymagam ciągłej motywacji, ale nie zawsze można się samemu motywować.
-Edek, nadszedł czas aby porozmawiać i strać się to zmienić.
-Rozumiem cię doskonale, nie mogłaś po prostu tego dłużej tolerować.
-Tak, właśnie o to chodzi.
-Ja ze swojej strony będę z tym walczył, obiecuję.
-To dobrze Edek, wiedz jedno, nikt ci nie każe budować piramid tylko chodzi o to żebyś wykonywał to co powinieneś bez mojego wkurzania się i nakazywania abyś to zrobił. Nikt nie wymaga od ciebie nadludzkiej siły tylko prostych czynności i zauważania tego na przykład że trzeba pomalować kuchnie, naprawić lub wymienić zamek w drzwiach i wiele innych rzeczy które ignorujesz.
-Mariola, posprzątam piwnicę, a później zastanowię się co trzeba zrobić.
-Pamiętaj że jutro o piętnastej jedziemy po prosiaka i żeby się nie okazało na przykład że nie masz paliwa.

Kiedyś mieli siłę, wolę, moc w sobie i zostawili ślady tego w różnych miejscach ziemi. Piramidy, zastanawiające i rodzące pytania o cel, sens i sposób stworzenia takiej budowli, rodzą się różne teorie na ten temat. Ruiny Puma Punku, bardzo ciekawe jak Indianie mieszkający w tych terenach stworzyli taką budowlę która wymagała zaawansowanych narzędzi i obliczeń i po co to zostało zbudowane. Te wszystkie olbrzymie posagi, megalityczne budowle. Człowiek czuł swoją siłę i potęgę, zadał sobie wielki trud. Starożytny Rzym też nie był mały, czuć w nim potęgę. Wprowadzali powoli piękno i zdobnictwo, coraz piękniejsze,coraz więcej ozdobników. I też w pewnych okolicznościach, dla jakiejś inteligentnej istoty która pojawiła by się na ziemi po zagładzie ludzkości ciekawym by było kto i po co na wsi zabitej dechami zbudował kościół. I to w każdej wsi, gdyby nie znał pojęcia kultu byłoby to dla niego wielką zagadką. Nadal buduje się wielkie budowle, ale zasady są inne, stawia się na prostotę i funkcjonalność bez zbędnych udziwnień,prosty geometryczny kształt. Ale ogólnie zostało stwierdzone, małe jest piękne. Minimalizm i prostota. Może być i musi być skomplikowane, ale łatwe w obsłudze. Wszystko pomniejszyć, komputer kwantowy, ale żeby tworzyć coraz mniejsze trzeba wiedzieć co jest absolutnie najmniejsze. Teoria absolutnie najmniejszego to teoria strun. Fizyka mikroświata, fizyka kwantowa wymyka się jednak tradycyjnemu ludzkiemu rozumowaniu, dziwne rzeczy się tam dzieją, dziwne prawa, dziwne zasady. Nikt nie może powiedzieć, doskonale to wszystko rozumiem, to nic dziwnego, to w zasadzie bardzo proste i dla mnie logiczne. Wszechświat jest ogromny, nikt nie wie jak duży, czy skończony czy nieskończony, dotarliśmy na księżyc, ale dalej to już pojawia się problem. Rozsądnie zatem lepiej jest zająć się na początek małymi rzeczami, aby poznać duże. Tradycyjna fizyka pozwoliła nam dotrzeć jedynie na księżyc. Pojawiła się nadzieja, fizyka kwantowa, powstały akceleratory i niekiedy strach ludzi którzy boją się że coś pójdzie nie tak i powstanie czarna dziura. Wieszczą koniec świata, zagładę ludzkości, zginiemy tu wszyscy na ziemi. Ja jednak pozostaje optymistą, wierzę że człowiek gdzieś tam w głębi wie co ma robić i w jakim kierunku podążać. Jak nie w tę stronę to w drugą stronę, ale zawsze ostrożnie. Oczywiście są pewne zagrożenia które mogą spowodować zagładę, ale jest też pewien punkt w czasie trwania ludzkiej populacji który może zaistnieć powiedzmy za kilkadziesiąt tysięcy lat kiedy padną słowa, teraz już nic nam nie grozi my ludzie jesteśmy bezpieczni. I gdyby tak się stało co nie jest pewne byłby to drugi po narodzinach najważniejszy punkt w życiu człowieka.
Poradzi sobie czy sobie nie poradzi?Dinozaury sobie nie poradziły, Neandertalczyk sobie nie poradził i nikt z tego powodu nie płacze i gdy my sobie nie poradzimy nikt nie będzie za nami płakał. Cenna może być jedynie informacja, co się stało, dlaczego wymarliśmy,jaki błąd popełniliśmy. Nie uważam abyśmy byli pierwsi, ostatni i jedyni dlatego zakładam że informacja o przyczynach zagłady ludzkości może być dla kogoś cenna. Ale jak już wspomniałem jestem optymistą i wierzę że nam się uda. Niepokoi mnie religia, bo owszem można stworzyć pewne zasady które regulują życie w grupie, można się umówić to jest dobre,a to jest złe i słusznie i nawet kiedyś można było stosować metodę kija lub marchewki po śmierci aby ludzie się dostosowali. Ale w obecnych czasach wiara w perspektywy życia po śmierci, sądu i nagrody,albo kary, narodzin jako kot w przypadku niewłaściwego prowadzenia się, czy innego nieba czy ogrodu rozkoszy
dla jednych mogą być optymistyczną nadzieją ale dla mnie to bardzo ponury, pesymistyczny, żart świadczący o zastoju czy wstecznictwie,ukrytej myśli, nie ma dla nas ludzi nadziei wszyscy umrzemy i pójdziemy do nieba albo do piekła, to jest nasza przyszłość, apokalipsa. Nie rozumiem jakie motywy kierują człowiekiem który typuje datę końca świata, jakich korzyści się spodziewa?Że zostanie prezydentem w niebie?Rozumiem że można to zrobić dla żartu żeby postraszyć większą ilość ludzi wtedy jest to głupie, ale może byś satysfakcjonujące. Nowy Testament zawiera barwny opis apokalipsy, śmierci ludzkości. I nie mogę zrozumieć czy to ma wywołać dreszczyk emocji? Czy jakiś inny zabieg artystyczny? To jakby lekarz opisywał choremu na nowotwór szczegółowo jak będzie wyglądała jego śmierć, opis postępujących przerzutów, jakie organy zaatakuje rak, kiedy wypadną włosy, a kiedy zęby, kiedy wreszcie zajmie płuca, jak ciężko będzie wtedy oddychać. Dobrze że to bzdura, bo gdyby ktoś naprawdę wiedział jak zakończy się ludzkość i że jest to nieuniknione to ja wolałbym tego nie wiedzieć.

-Mariola, jestem gotowy.
-Ale jest dopiero trzynasta.
-Tak,ale ja komunikuje ci że jestem już gotowy do wyjazdu.
-To zrób coś pożytecznego,a wyjeżdżamy za godzinę albo nawet półtorej godziny.
-Podaj mi dokładny adres zapoznam się z lokalizacją na mapie.
-Meszna ulica Polna 273.
-To ja sprawdzę gdzie to dokładnie.
-I...?
-I co ?
-I umyje wannę po kąpieli czego nie zrobiłem, a należałoby.
-Faktyczni,dobrze że mi powiedziałaś bo całkiem wyleciało mi z głowy.
-A ja się też powoli przygotuję.
-Mariola, jak będziesz gotowa to ja czekam w aucie.
-Dobrze.
-Nareszcie, w samą porę, ale się wyperfumowałaś.
-Ty nie gorzej ha ha ha
-Można uznać że to ważna chwila, długo czekaliśmy na ten moment.
-Ja czekałam i gdyby nie ja ta chwila by nie nastąpiła, albo nastąpiłaby za pół roku znając twoje podejście. I życzę sobie jak już wcześniej mówiłam żebyśmy wybrali się gdzieś razem tylko w inne miejsce.
-Wiem Mariola, ale to wciąż może być niebezpieczne przez tego cholernego wirusa.
-Nie nazywaj czegoś "cholernym" skoro jest ci cholernie na rękę.
-Trochę masz rację że wychodzenie z domu nie jest dla mnie przyjemne.
-Czasami jest.
-Kiedy na przykład?
-Wtedy kiedy udajesz się kupić alkohol. I wiedz że raz czy dwa przyłapałam cię jak wymykasz się w nocy po piwo. Udałam że śpię bo nie chce być w tym związku policjantką.
-Ja myślę że kiedy pojawi się ten nasz zwierzak to trochę uspokoją się twoje emocje. Nie najlepiej wyglądają ostatnio nasze relacje i ja to rozumiem wiem że nie jestem idealny, można mieć o niektóre rzeczy pretensje, staram się spełnić twoje oczekiwania wobec mnie i po prostu dążę żeby nam się układało.
-Dobrze że chociaż tyle wiesz.
-Jesteśmy na miejscu.
-Dzień dobry, ja w sprawie zakupu prosiaka.
-Dzień dobry, Franek do ciebie.
-A to wy po prosie?
-Tak, zgadza się.
-To idymy do obory.
-Proszę pana chcielibyśmy samiczkę.
-To tu som trzy niech se pani wybiere.
-Mariola, nie wybieraj tak długo, bierzmy pierwszą lepszą.
-A dej pan spokój niech se pani wybiere, wszystki zdrowe.
-Edek, bierzemy tą.
-Dej pan worek i pomoge panu zanieś do bagażnika.
-Ja ją przewiozę na tylnym siedzeniu i zaniosę sam na rękach. Ile się należy ?
-Trzy stówki.
-A czym to się howie ?
-A co pan nigdy nimioł świni?
-Tak się składa że nie, to moja pierwsza, dziadek kiedyś miał, ale byłem wtedy dzieckiem i mało pamiętam.
-A skążeś pan jest?
-Z Rybarzowic.
-Jak długo pan ta mieszko?
-Od urodzenia.
-To pan je ze wsi i nie wie jak się świnie howie ?
-Trochę tam wiem.
-Dom panu pół worka paszy na początek,ale że to pije wode to pan wie? ha ha ha
-Wiem mniej więcej.
-Jakby pan czego nie wiedzioł to idź pan do sonsiada to panu powie, jo nimom czasu.
-To dziękuje i do widzenia.
-Do widzenia.
-No teraz Edek mogę powiedzieć że dopiąłeś swego, mamy świnkę.
-Tak Mariola, ale pojawia się nowe zadanie?
-Co masz na myśli?
-Trzeba dowiedzieć się prostymi wiejskimi słowami jak się hoduje świnię i jako że nie mam już na wsi żadnych znajomych, z sąsiadami nie rozmawiam. To nie byłoby głupie gdybyś ty... może jakąś koleżankę o to zapytała.
-Edek tyś chyba do reszty zdurniał ha ha ha Mam pytać koleżanki jak się hoduje świnię? ha ha ha Edek, w pewnym sensie ja to robię cały czas ha ha ha
-Mariola po pierwsze to nie było śmieszne, a po drugie podejrzewam że któraś z twoich koleżanek zasiała ci w głowie jakieś zgubne feministyczne idee. Obym się mylił, ale gdybyś stała się taka przemądrzała i co za tym idzie zaczęła kwestionować sens naszego związku, to zawsze miej tą świadomość że kolejny związek z kimś innym może być tylko gorszy.
-Nie myślałam o tym jeszcze, bo widzę że się starasz zmienić na lepsze,ale Edek nie uważaj się za księcia z bajki, najlepszego faceta na ziemi, bo to nieprawda.
-Może nie jestem najlepszym facetem na ziemi, ale mam swoją mądrość i powinnaś to docenić.
-Mądrość to nie wszystko Edek.
-Ale ta mądrość mówi mi że kiedy kobieta chce być zbyt mądra to ubywa jej na dobroci.
-Ja to rozumiem Edek że lepiej jest mieć dobrą niewolnicę niż złą niewolnicę.
-Mariola może masz dużo domowych zajęć czy obowiązków, ale mnie nie wiń o to że taka jest rola kobiety od wieków, jest system patriarchalny, nie ja to wymyśliłem i nie jest moim zadaniem to zmieniać.
-Dobra Edek, przyznam ci rację, ale ja się wywiązuje ze swej roli, a ty nie.
-O co ci konkretnie teraz chodzi?
-O to że twoją rolą jest pracować.
-Przyznaje ci rację że nie jest moją mocną stroną pracować fizycznie, ale wykonuje pewne intelektualne zajęcie które pozostawię w tajemnicy.
-Ja doskonale wiem Edek że ty sobie notujesz swoje przemyślenia i notuj sobie nie wtykam w to nosa, ale co ty byś zrobił gdybym ci powiedziała, nie przygotowałam obiadu, nie zrobiłam zakupów, bo jestem zajęta pisaniem pamiętnika.
-Pamiętniki nie mają takiej wartości jak moje "rozmyślania".
-A skąd wiesz jaką mają wartość twoje "rozmyślania"? Ja tego przez przyzwoitość nie czytałam, ale jestem pewna że każdy normalny człowiek przyznałby mi rację gdybym powiedziała że lepiej gdybyś zajął się zwykła fizyczną pracą i nawet potwierdziłby to psychiatra czy psycholog.
-Mariola, daj mi trochę czasu, jeśli okaże się że moje "Rozmyślania" są do kitu to nawet znajdę sobie zarobkową prace fizyczną.
-Edek,"nawet" ?!
-Być może podcinasz orłu skrzydła, zastanów się i daj mi czas.
-Ile mam ci dać czasu Edek?
-Powiedzmy rok.
-Aż rok?! Edek załamujesz mnie.
-Wyjmę prosiątko, zaniosę do chlewika i porobię coś na twoich oczach, być może ten widok cię uspokoi choć na chwilę.

Wszytko wróci do normy, będzie się cieszyć z prosiątka, trochę ją znam i jestem pewien że odkryje w tym radość. Jeszcze trochę tkwi w twych swoich pretensjach,ale trudno oczekiwać że wpadnie od razu w euforię, bo nabyliśmy prosię. Pojawił się w domu nowy lokator, głupio by było cieszyć się z prosiaka jak z dziecka, ale jakaś namiastka powinna być. Jeśli chodzi o wychowywanie dziecka to moja wiedza jest minimalna, ale intuicja i trochę mądrości by wystarczyło. Tak już jest że rodzice czy dziadkowie lub inni członkowie rodziny wraz z pojawieniem się potomka gdzieś w głębi czują swój koniec, przemijanie, narodziny,śmierć, narodziny,śmierć czyli naturalną kolej rzeczy. Wraz z tym może pojawić się potrzeba przekazania czegoś ponadczasowego, jakiejś idei, wartości,prawdy. I może zdarzyć się że potomek wychowany w danej tradycji, idei,wartości, prawdzie uzna to i przekazuje dalej. Ale może też być że dostrzeże w tych wartościach kłamstwo. Ktoś wychowany w "prawdzie" 2+2=5 może dostrzec w tym fałsz i stać się dobrym matematykiem twierdzącym że 2+2=4 i rozwijać się rozwiązywać trudne zadania matematyczne, stając się coraz lepszym matematykiem. Rozwiązywać nierozwiązane zadania, tworzyć i rozwiązywać trudne nawet z pozoru nierozwiązywalne problemy, może stać się w dziedzinie matematyki geniuszem,ale to 2+2=5 będzie gdzieś głęboko w nim tkwiło i go prześladowało i może nawet doprowadzić go do szaleństwa w którym uzna "prawdę" że 2+2=5 zostanie mu to zapomniane jako objaw szaleństwa, ale jego dokonania będą się liczyć. Przeczytam ci bajkę na dobranoc to jest "prawda" o życiu i ludziach. I możesz całe życie twierdzić że ludzie są dobrzy że świat jest wspaniały, że dobro zawsze zwycięża. Ale możesz też stwierdzić że ludzie myślą tylko jednym, są źli i zło często wygrywa, znajdziesz tego przykłady i dowody stworzysz nowe teorię o człowieku, ale ta bajka gdzieś tam będzie i przyjdzie czas że uznasz że w życiu najpiękniejsze są bajki, że bajki mówią prawdę o człowieku. Byłem wychowany w różnych rodzajach bzdur i "prawd" skutecznie z tym walczyłem i walczę nadal,ale to nadal gdzieś tam we mnie tkwi, mam tego świadomość. Kilku prawd się trzymam z czasów dzieciństwa. Ojciec nie wpajał mi żadnych bzdur i "prawd", ale kiedy nabroiłem mówił, przyznaj się "lepsza jest najgorsza prawda niż kłamstwo" i to uznaje za prawdę, drugą prawdę znam ze szkoły brzmi ona "jak najwięcej, ale krótko". Te dwie prawdy składają się w coś w rodzaju przesłuchania, w czasach dzieciństwa starsi koledzy bawili się w przesłuchanie milicyjne, chyba byłem zbyt mały bo nie wciągnęli mnie do tej zabawy. Przesłuchanie tak,ale nigdy spowiedź, w spowiedzi widać fałsz i odwrócenie ról bo za kratkami siedzi ksiądz ,a nie często przestępca,zresztą ksiądz też jest często przestępcą z powodu zatajania przestępstwa jak i innych powodów. Był czas że nawet te dwie swoje prawdy poddawałem pod wątpliwość,ale obroniły się. Staram się doświadczalnie weryfikować każdą prawdę, lub chociaż weryfikować operując w myślach. Nie wierzę nawet autorytetom i specjalistom bo zauważam że niekiedy mówią mądre słowa, ale w tym i w tym nie mają racji, może to nawet nie wynikać z ich błędu, ale z błędu "prawd" które im tam kiedyś wpojono i je zaakceptowali. Niektóre "prawdy" są pożyteczne żeby ludzie byli lepsi, żeby lepiej im się żyło w społeczeństwie, i z innych powodów które mają na celu wspólne dobro, ale te potrzebne "prawdy" zmieniają się wraz z problemami jakie ma ludzkość, przynajmniej tak powinno być. Naturalnym jest że każda kultura,rasa,religia, dąży do tego aby to akurat ona zdominowała świat, dąży do supremacji. Nie twierdzę że nie pragnę skrycie, aby ludzie o poglądach podobnych do moich zdominowali świat, to jest naturalne i mam tego świadomość, ale kto wie jakby się to skończyło gdyby tak się stało. Dlatego nie "puszczają mi nerwy" w walce o prawdę, niektóre myśli śmieszą inne zasmucają. Nie wiem gdzie jest moja ziemia, gdzie jest mój teren na którym mógłbym sobie pozwolić na ostre słowa. Wiem tylko tyle że żyje na terenie kościoła katolickiego i to ich teren i to im puszczają nerwy na ambonach, na dużo można sobie pozwolić na swoim terenie. Nikogo już nie dziwi że wkraczają w rejony polityki i biznesu. Powoli nic już nie dziwi w ich wykonaniu. Nie atakujmy ich bo będziemy winni ich śmierci gdy zapiją się na śmierć. Dzieci ich uwodzą, mogli by powiedzieć że dobierają się z dziećmi w pary bo mają podobny poziom wrażliwości i dobra, to by też przeszło. Niektórzy mają jeden rodzaj uczuć, uczucia religijne i nie wolno obrażać, nie wiem czy można się śmiać. Jezus nic nie mówi o władzy tylko powiedział, oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie, unikał tematu bo czuł że to może przynieść kłopoty. A gdyby tak powiedział przed prokuratorem że on chciał się podzielić władzą co twoje to twoje co moje to moje? Nie zajął politycznego stanowiska, gdzie te protesty? Czemu nie protestowali przed wiezieniem jego zwolennicy tylko chcieli, aby zwolnić Barabasza? Przy ukrzyżowaniu też zero reakcji tłumu. Czyżby mniej znaczył wtedy niż kiedyś Wałęsa? Pochodził z nacji semickiej według mnie mającej skłonności do tworzenia legend i tak powolutku krok po kroczku kilka zbieżnych wersji wydarzeń jedne akceptowalne inne odrzucone, okazało się tak ja też go znałem i mam też swoją wersje. Od domu do domu z kraju do kraju wędrówka i opowieści o cudownych wydarzeniach, mamy dla was dobrą nowinę. Nie można ot tak przestać i rozejść się do swoich domów kiedy tyle lat się biegało z Jezusem. To nie mogło się tak zakończyć trzeba było kontynuować działalność. Są zaginione lata w życiorysie Jezusa, teorii jest dużo, nie pochwalił się uczniom gdzie był i co robił nim się zmienił i został kaznodzieją. Pytanie czy był taki całe życie jak jest opisywany czy był kimś całkowicie innym i się po prostu zmienił w pewnym momencie. Można by się pokusić o porównanie do Jeana Valejana z powieści Nędznicy gdyby przeżył przemianę, nie wiem jakie w owym czasie życia Jezusa były środki karne za czyny zabronione, ale jest to całkiem niewykluczone że jakieś karne odosobnienie czy inną formę dane mu było poznać. Człowiek który całe życie jest dobry najczęściej jest głupi, a taki który wiele przeżył i dokonuje się w nim przemiana najczęściej posiada pewną mądrość niekiedy dużą mądrość ja nigdy nie posądziłbym Jezusa o głupotę. Dużo jego słów mogłoby być polem do polemiki z nim dla mnie, ale z racji tego że nie jest to możliwe z racji śmierci Jezusa w dodatku tak dawno temu rzadko którąś jego myśl poddam krytyce. Nie mogę dużo powiedzieć na jego temat bo nie wiem jak odpowiada na pytania, w jaki sposób, jak argumentuje. Dialog dużo mówi o myślicielu, wywód i aforyzm też. Nic nie można dobrego powiedzieć o Nowym Testamencie. Jakieś to mgliste bez ostrości, czasami pojawia się jakaś myśl, banalna myśl jak kawałek mięsa w rozgotowanym makaronie.

-Marysia, Marysia, Marysia!
-Mariola kogo wołasz?
-Marysie.
-Jaką Marysię?
-No prosiątko się tak nazywa.
-Ja ją nazwałem Muriela.
-A ja pomyślałam już dawno temu że nazwiemy ją Marysia.
-Źle się stało że nie uzgodniliśmy tego razem,ale jako pomysłodawca to ja powinienem mieć pierwsze i ostatnie słowo na temat Murieli.
-No dobra niech będzie Muriela też bardzo ładne takie egzotyczne nawet.
-Ciesze się że się zgodziłaś widać że powoli opuszczają cię złe nastroje.
-Zobacz jak pije wodę, co za śliczne zwierzątko.
-A ty Edek mnie nie denerwuj już i przynieś tę pasze z bagażnika.
-Już się robi, idę.
-Muriela, Muriela, Muriela!
-Masz Murielo jedz.
-Edek, a co oznacza imię Muriela?
-A co ma oznaczać? Nic nie oznacza, tyle samo co Azor po prostu imię.
-Moje imię oznacza że jestem szlachetna, łagodna, prawowita i pracowita i to się zgadza, przynajmniej wszyscy tak mówią że jotka w jotkę się zgadza.
-Nie wierzę w takie bzdury i bardziej skłaniałbym się do twierdzenia że owszem jesteś taka, ale to efekt mojego wpływu na twoją osobę.
-A co moje oznacza?
-Że jesteś zbyt pewny siebie i chadzasz własnymi ścieżkami. Reszta się nie zgadza.
-Bo to bzdura jak już mówiłem.
-O! Chrumknęła, jak fajnie ha ha ha
-Fajnie by było gdyby chrumkała z radości na widok twoich obiadów które jej przygotujesz. Ja się nie znam w ogóle na gotowaniu Mariola sama wiesz, jutro zajadę nawet kupić jej trochę paszy tak na wszelki wypadek.
-Dobrze by było Edek, żebyś unikał słowa "nawet" w swoich wypowiedziach jak nie chcesz mnie zdenerwować.
-Zobacz jaki ma fajny ogonek.
-No, a jakie śmieszne uszy ha ha ha
-Trzeba przyznać Mariola że dobrnęliśmy do pewnego etapu realizacji naszego, a właściwie tak szczerze mówiąc mojego świetnego pomysłu, wiedz Mariola że akurat wiem co oznacza moje imię i jest też tam cecha "pomysłowy".
-No tak Edek, ale beze mnie i mojej mamy ten pomysł by się nie udał.
-To się zgadza, ale całą brudną robotę odwaliłem ja, wynoszenie gratów z chlewu, noszenie słomy, bielenie, moszczenie...
-Bo od tego jesteś Edek i owszem tak,ale to i tak stanowczo za mało.
-Ty sobie to wyobrażasz Edek w ten sposób że pewnego pięknego dnia się budzisz i mówisz, Mariola kup świnię i wracasz do zapisków swoich rozmyślań.
-Chciałem tylko żebyś troszkę doceniła mój fizyczny wkład. I nawet gdyby było tak jak ty mówisz że w przeczuciu chudych lat nakazuję ci kupić świnię to jako szlachetna,łagodna, prawowita i pracowita powinnaś to zrobić i nawet powiedzieć innym żeby też tak zrobili bo gdyby nastąpiły chude lata twoja duma ze swojego faceta byłaby wielka.
-Edek, powiedz mi tylko czy zażywasz leki i nawet dlaczego chcesz mnie zdenerwować?
-Mariola troszkę wpadłem w koleiny proroków żeby przydać mistyki pojawieniu się Murieli.
-Edek, nic z tego nie rozumiem i odpowiedz prosto na pytanie bo mam obawy.
-Nie miej obaw kobieto przyjmuje leki regularnie i nie jest moim celem zepsuć ci zabawy tylko podkreślić doniosłość chwili i górnym słowem zniwelować w twojej głowie być może już wyższościowe myślenie o sobie jako kobiecie wobec mnie męża.
-Edek po pierwsze nie jesteśmy po ślubie,a po drugie w swój kręty sposób nie próbuj mi tłumaczyć że twoja rola się skończyła i teraz ja sama dalej mam się zajmować Murielą, owszem nie jesteś takim całkowitym nieudacznikiem bo Muriela jest w tym chlewie,ale jak przejrzałam na oczy i zobaczyłam ile ja robię, a ile ty robisz to trudno mi nie czuć wyższości.
-Mariola, jak się umówiliśmy rok i się okaże, jeśli nie trafiłem w czas ze swoimi rozmyślaniami to schowam do szuflady i będę robił co innego.
-Edek, po pierwsze już niecały rok i nie chodzi o to że powiesz "nie trafiłem w czas" tylko że to od początku do końca był poroniony pomysł z tymi rozmyślaniami i że miałam rację. Bo ja ci już mówię że trafiłeś w czas przeszły.
-Tylko żeby dla twojej zguby nie okazały się ponadczasowe, tylko na czasie, ale w obu przypadkach to ty przyznasz mi rację.
-Edek, przyznam ci rację, ja ci tego życzę żeby tobie udało się coś z tym zrobić, żebyś to wydał, żeby to okazało się dobre. Ale szanse Edek, szanse są tak małe że łatwiej mi sobie wyobrazić że wygrywasz w totka lub odnajdujesz bursztynową komnatę.
-A to przypadkiem koleżanki nie zabrały ci marzeń? Zazdrość i te sprawy, ma taka faceta analfabetę i nadaje się tylko na budowę,a twój pisze i w dodatku rozmyślania.
-Właśnie nie Edek, one mi dają nadzieję, mówią że jest taka subkultura, nazywają się hipsterzy ich to może zainteresować. I ja sprawdzałam jak oni wyglądają i nawet kiedy gdzieś idę to wyglądam hipstera żeby sobie wyobrazić jak on czyta twoje rozmyślania,ale nie potrafię Edek, wybacz nie potrafię.
-To może wyobraź sobie Paryską kafejkę, zgrabny stolik stoi na nim filiżanka kawy,a obok leży pięknie oprawiony tomik moich rozmyślań...
-A przy nim siedzi starszy pan w meloniku z wąsikiem jak Herkules Poirot w ustach ma fajkę i zabiera się za czytanie, to wyobrażalne, ale akcja dzieje się sto lat temu.
-Jeszcze zobaczysz i uwierzysz, uwierzysz we mnie w mój potencjał.
-Chciałabym tego Edek.

"Nowy wspaniały świat" Huxleya, nie do końca udany, niektórzy boją się przyszłości i roją katastrofy, dzieci z próbówek z alkoholem żeby były samcem ypsylon sigma inne alfa z próbówki bez alkoholu. Edek, nie takie mam wizje. Zastanówmy się na imionami i związkami z psychologią i genetyką. W obecnym czasie imiona najczęściej mają związek z religią, po jakimś świętym, apostole czy innym "wielkim" człowiekiem. Moje wizje to "nazwy" jakby imiona i nazwiska, ale mające związek o czym mam małe pojęcie, czyli genetyką,a ta genetyka jest ściśle powiązana z psychologią i somatyką. Gdyby poznać wszystkie ludzkie geny całe DNA i ustalić zależności z cechami psychologicznymi i fizycznymi konkretnych genów, to można by się nazywać przykładowo Si1Tx2MS3Al8bm3R15 gdyby ustalić konkretne nazewnictwo konkretnych genów to imię rzeczywiście mogłoby sugerować pewne cechy widać dalej można by dalej opisywać konkretnego człowieka jego cechy psychologiczne i fizyczne na przykład 12wkl7Pr3Wks18 mocna strona a w 35y8txj9 błąd 29opitm3rks mutacja co sugeruje predyspozycje 38it7ex73 słaba strona 29tr9im6kt9 i tak dalej i tak dalej można by całościowo szczegółowo opisać konkretnego człowieka w formie broszury czy nawet książki opasłej jego wszystkie wady i zalety. Można by wtedy dowiedzieć się o sobie dużo, ale wiedza może mieć też konkretne zastosowanie bo można by to wrzucić do komputera SYCAMORE co mi już w nazwie dało do myślenia S jak helisa Y jak kielich C jak brzuch i AMOR jak amor, przy odpowiednim programie takie urządzenie potrafiłoby znaleźć, posiadając potężną bazę, jakąś ilość idealnych dla nas partnerek i partnerów i taki SYCAMORE komputer matrymonialny byłoby urządzeniem które potrafiłoby wyleczyć ludzkość z wielu chorób. I jestem przekonany że taka idealna pod względem genetycznym dla mnie partnerka wzbudziłaby miłość tylko nie wiem czy od "pierwszego wejrzenia" czy dopiero po jakimś krótszym czy dłuższym zapoznaniu jest to dla mnie bardzo interesujące. Dla niektórych byłby to problem, tych co mają gorsze geny dla innych radość, tych którzy mają lepsze geny. Początkowo byłoby to przedmiotem protestów tak przypuszczam,ale z czasem kondycja ludzkości zaczęłaby się stopniowo poprawiać z pokolenia na pokolenie. Ludzie kombinują ze zwierzętami na przykład z psami,a nie pomyśleli o sobie. Tak widzę eugenikę, słowo wyklęte przez większość,ale w mojej wizji lekarstwo na wiele chorób. Widza o sobie też dużo daje, jakie są moje mocne i słabe strony, w tym jestem dobry w tym jestem gorszy. Według mnie korzystniejsze by to było niż opieranie się na słowach wróżki, tarocisty czy innego podpowiadacza. Z pewnością cała operacja wiązałaby się z ogromnymi kosztami, dużym nakładem pracy naukowców, początkowymi trudnościami, ale myślę że gra warta świeczki. Samo dostosowanie się do takiego systemu mogłoby być dla niektórych trudne,ale człowiek powinien sobie pomóc. Nie wszystkie choroby zniknęłyby od razu to wymagałoby czasu, ale byłoby coraz lepiej najpierw jedna choroba zniknęła całkowicie, później następna i tak dalej i tak dalej. I znowu punkt ważny punkt w czasie życia człowieka, pod względem psychofizycznym jesteśmy niemal idealni. Oczywiście nigdy nie mogłoby to oznaczać że jednakowi pod każdym względem.
Jakąś tam wiedzę i urządzenia posiadamy i naukowcy powinni powoli zastanawiać się jak taki pomysł zrealizować.
To wymagałoby współpracy uczonych z różnych dziedzin. Widać gołym okiem że ludzie się poszukują nawzajem ja mam takie a takie cechy i szukam kogoś o takich a takich cechach i to jest rozsądne i temu warto dopomóc techniką. Człowiek mógłby się nauczyć sterować swoim rozwojem. Wyznaczać potrzebny kierunek rozwoju, odnajdywać cechy i właściwości które są przydatne i te które niczemu nie służą. Jeden powie że włosy, paznokcie i zęby to kwintesencja piękna człowieka, a ja twierdzę że te elementy powoli tracą swoją użyteczność, a nawet już straciły. Ewolucja nie wyeliminuje cech zwierzęcych kiedy uznaje się je za piękne. To co u zwierząt najważniejsze i umożliwiające im przeżycie to zmysły, które rozwinęły się u nich do tego stopnia że przewyższają człowieka. Uważam zatem że to co człowiek powinien mieć ze zwierzęcia to nie włosy, paznokcie i zęby ale wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Druga moda którą poddam krytyce to siłownia, wysiłek nie jest przyjemny, ale jest korzystny dla zdrowia i samopoczucia w tym się zgodzę. Jednak gloryfikacja siły fizycznej z punktu widzenia rozwoju człowieka jest bezsensowna i jest wstecznictwem. Tak patrząc na to wszystko to rodzi się we mnie pytanie czy ja jestem coraz mądrzejszy czy ludzie są coraz bardziej głupi. Wielu myślicieli zauważyło że Polacy są narodem ludzi sprytnych i uważam to za piękną cechę,ale zauważam ten spryt młodych pokoleniach zanika. Cieszę się że urodziłem się w czasach w których spryt się liczył i był podziwiany, żeby godnie żyć trzeba było mieć sporą dozę sprytu. Nie było dla Polaków lepszego trenera rozwoju osobistego niż komunizm. Co z tego że niby żyje się lepiej skoro cechy narodowe upadają. To tak jakby Żydzi zaczęli roztrwaniać majątki. I trzeba się umówić że nastały złe czasy jeśli chodzi o cechy narodowe które są jego intelektualnym pięknem i ich rozwój. Cygan może założyć portal piracki i to byłby jego duchowy rozwój, nie widzę, być może nie zauważam żeby warunki były sprzyjające rozwojowi sprytu u Polaków. Sprytnie jest być miłośnikiem ojczyzny jednocześnie walcząc o zniesienie granic i gdy to się stanie opuścić ukochaną ojczyznę. Może ten kto był sprytny uciekł jak najdalej?Ja ojczyznę kocham umiarkowanie i jednocześnie nigdzie się nie wybieram. Można tu na miejscu w ojczyźnie zostać na przykład oszustem i to jest jakaś forma sprytu. Ale mówić prawdę, będąc w ojczyźnie, jednocześnie będąc sprytnym to wymaga już sprytu zahaczającego o mądrość. Sprytu poruszającego się
na obszarach mądrości. A mogłem zostać księdzem i powoli odkrywać prawdę, zauważyć w całej okazałości tą chrześcijańską bajkę, mieć pieniądze i robić co mi się podoba, wybaczać wszystkim ich winy i mieć wybaczone swoje. Przełamać mój wstyd noszenia sutanny mając świadomość że prostytutki będę nocą przyjmował w szlafroku. I ludzie by mówili, jadą z agencji towarzyskiej na plebanię to nie żaden pedofil i ludzie by się cieszyli że mają normalnego, porządnego księdza. Gdyby nie ta dziecinna buntownicza myśl, że nie można być prawdziwym facetem nosząc suknię jaką jest sutanna. Patrzącym prosto w oczy kobietom które przyjmują komunię, tak długo że ze wstydu spuszczają głowę. I ta myśl że nie można być księdzem alfa niekiedy rodzi przywódców różnych sekt.

-Edek, kolacja!
-Zjem za jakieś pół godziny.
-Ale ja chcę zjeść teraz razem z tobą bo jestem głodna.
-Mariola, muszę dokończyć rozmyślanie zanim siądę do stołu.
-Edek, dlaczego mi to robisz?
-Mariola, dobrze wiesz że nigdy nie piszę z pełnym żołądkiem.
-No wiem i właśnie pytam "dlaczego".
-Bo twoja wspaniała kolacja to nagroda za rozmyślanie.
-Edek, ale tak nie jest,a nawet powinno być odwrotnie.
-Czyli jak?
-Za twoje rozmyślania i brak pracy nie powinieneś dostać kolacji.
-Mariola, skoro ty już masz takie myśli to sądzę że nie dosyć że uwierzyłaś w pewne zgubne kobiece idee to na dodatek w sposób daleko odbiegający od humanizmu chcesz mnie ukarać. To już lepiej mnie uderz.
-Edek, ty nie przesadzaj tylko siadaj do stołu.
-Idź kobieto i daj Murieli wody, a wtedy zasiądę do wieczerzy.
-Muriela ???
-Widzisz, nie dość żem nie syty to jeszcze myślę o innych.
-Edek, Muriela wszystko ma.
-Ale przykro mi że muszę ci podpowiadać że nasza rodzina się powiększyła.
-Dobra, dobra jedz nie marudź.
-Już zjadłem.
-A reszta?
-To dla Murieli, na pamiątkę pierwszej wspólnej wieczerzy.
-Ale ona ma co żreć.
-To tylko tak symbolicznie.
-Ty Edek, ostatnio mówisz i zachowujesz się dziwnie.
-Mariola, owszem ale to ty zaczęłaś.
-O co ci znowu chodzi?
-O to że stworzyłaś problem,konkretnie że za mało pracuję fizycznie i mimo że ustaliliśmy że za rok się rozstrzygnie czy to dobrze czy źle że wykonuje inną pracę to brniesz w to dalej.
-Bo jak coś kogoś boli to nie można powiedzieć że za rok minie ból i koniec kropka.
-Mariola, sama się przyznałaś że chodzisz do kościoła i ten twój ksiądz przed którym klękasz wykonuje jakąś pracę fizyczną czy nawet intelektualną?
-Oczywiście że jako kapłan odprawia mszę, udziela ślubów,chrzci,spowiada i ma wiele innych zajęć.
-Mariola, miej świadomość że ja pracuję więcej i ciężej od niego, a ty nie klękasz przede mną,a wręcz przeciwnie starasz się okazać swoją wyższość.
-Edek gdybyś ty rozprawiał o Bogu, o Jezusie, o Bożej miłości i byś o tym pisał pięknymi słowami to byłoby to akceptowalne i nawet mogła bym podziwiać i się chwalić innym.
-Mariola, często rozprawiam o tych rzeczach, może nie umiem pięknymi słowami,ale gdybyś była spostrzegawcza zauważyłabyś że staram się i próbuje być górnolotny.
-Ty rozprawiasz w takim sensie że raz nawet miałam koszmar w którym piszesz swoje rozmyślania,a za tobą stoi czerwony rogaty diabeł i ci podpowiada.
-Mariola, dlaczego nazywasz to "koszmarem"? Czuję że trochę czytałaś i w twojej głowie wytworzył się obraz natchnienia
mojej osoby przez jakąś mityczną postać, to dla mnie dobry znak ze strony pierwszego czytelnika.
-Edek, jest problem, powiedziałam koleżankom że piszesz i one poradziły mi żebym poczytała i tak zrobiłam,a one zapytały o czym to jest, ja powiedziałam że fajne ale trochę dziwne i one chcą też poczytać. Gdybym ja im to wysłała to to samo jakbym powiedziała że jesteś ciężko chory.
-Wiedziałem że coś cię gryzie tylko nie wiedziałem co, ale widzę wyjście napisz coś sama i im wyślij, wtedy przekonasz się na własnej skórze jak ciężką wykonuję pracę.
-Edek, ty chcesz mi dodać kolejną pracę?
-Mariola, w wolnych chwilach sobie siądź do swojego lapka i pisz po trochu.
-Edek, załamujesz mnie, ale co mam pisać?
-Mariola o naszej miłości, na pewno coś dobrego o kobietach,same dobre rzeczy o mnie, o tym że połączyło nas przeznaczenie...
-Edek ty chcesz zrobić ze mnie największą kłamczynię świata.
-Mariola jest pewna istotna różnica między bajkopisarstwem, a kłamstwem.
-Edek jaka różnica?
-Mariola, po prostu stwórz fantastyczny idealny związek i jak one uwierzą i ty uwierzysz mocno w tą bajkę to ona jakby stanie się prawdą.
-Edek, ale ja nie potrafię kłamać. Mogę coś ukrywać lub troszkę minąć się z prawdą, ale nie potrafię tak im skłamać w żywe oczy.
-To im zaznacz że to nie do końca prawda.
-Ale ja im powiedziałam że to ma tytuł "rozmyślania", a ja nie potrafię dobrze rozmyślać.
-Mówiłaś że rozmyślasz o nas.
-Edek, to był żart.
-Mam pomysł, skopiuj z jakiegoś Harlequina albo innej książki, a resztę dopisz własnymi słowami. Byle co napisz czy skopiuj tylko żeby było pozytywnie i powiedz że tytuł brzmi "Rozmyślania o nas"
-A inny pomysł?
-Możesz też znaleźć w necie jakąś książkę Immanuela Kanta i z jej środka metodą wytnij, wklej skopiować i powiedzieć że to ma tytuł "trudne rozmyślania", nic z tego nie zrozumieją, zapomną i skończy się temat moich rozmyślań.
-Jeszcze inny pomysł?
-Powiedz że pokłóciliśmy się i skasowałem żeby zając się czymś innym.
-To ostatnie ma sens, nie mogłeś tak od razu?
-Może mogłem może nie mogłem. Chodzi o to żebyś poczuła że pisanie to nie łatwa rzecz, a zwłaszcza pisanie rozmyślań.

Kromka chleba na przywitanie. Chleb, coś co budzi szacunek, irracjonalny szacunek, tak więc ile mogłem tyle dałem Murieli. I nawet zadbałem o wodę którą od jakiegoś czasu też się szanuje. Wina jej nie dam, wino się bardziej oszczędza niż wodę, ale być może że przyjdzie czas,a uraczę ją alkoholem. I można powiedzieć kromka chleba to mało, ale takie "pajdy" jakie dają w kościele tego nic nie przebije. Oczywiście można poczuć uniesienie dostając okruszek placka zbożowego który, nie oszukujmy się i nazwijmy po imieniu,w magicznych okolicznościach został zamieniony w ciało Boga.
Są różne rodzaje magii, te złe , voodoo, czarna magia, ale nikt nie mówi o magii katolickiej, a jak już to jest to ta dobra i właściwa magia. Można powiedzieć że z elementami alchemii jeśli chodzi o cudowne przemiany. Ale nie można zabrać ot tak magii chleba, Boga i życia po śmierci nie dając w zamian nic. Zrodziła się myśl że Szatan daje więcej, zaczęli paktować, seks zamiast cudownego chleba i nawet wyminęli piekło słusznie twierdząc że żyjemy tu i teraz nie doprecyzowując przyszłości po śmierci. Był taki co zabrał Boga i obiecał nadczłowieka, ale nie doprecyzował konkretnie swojej wizji jak to ma konkretnie wyglądać, o co mu dokładnie chodzi i każdy interpretuje jak mu się podoba, jak najbliżej siebie. Ale byli w tej dziedzinie ludzie którzy dali w zamian dużo na przykład, równość, braterstwo,walkę z wyzyskiem,wspólne dobra i to był komunizm. Marks i Engels prawdopodobnie mieli świadomość że trzeba coś dać w zamian. Bo nawet sam Jezus mówił że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogacz dostanie się do nieba. Ale trzeba umieć odróżnić zazdrość od idei komunizmu. Sensownej idei komunizmu która niestety nie została zrealizowana właściwie i stąd jej można powiedzieć połowiczny sukces. To prawda unikam pisania rozmyślań będąc najedzonym, organizm musi poczuć ideę; jak wymyślisz coś mądrego dostaniesz kromkę chleba. Narzuciłem sobie surowe klasztorne zasady i uważam że to lepsze niż dawanie sobie prezentów za byle co. Ale może być też inna możliwość; pisać rozmyślania będąc czymś odurzonym i wtedy nie chodzi tylko o zmiany percepcji z tym związane, ale też żeby użyć środka zapewniającego ciągłość temu stanowi psychiki pod którego jesteśmy akurat władaniem. Różne odmienne stany psychiki i całą ich różnorodność można wyrazić i pokazać jedynie w z góry ustalonym schemacie formy i prostej fabuły. Forma uniemożliwia chaos, a prosta fabuła gwarantuje ciągłość dzieła. Chaos zamknięty w formie jest bardziej zrozumiały, bezpieczny i piękny. Jeśli chodzi o zaburzenia toku myślenia to chciałbym zaznaczyć że chadzanie kocimi ścieżkami nierzadko może być pasjonujące. Wtrącając niejako jeszcze, wszystko posiadające założenia fabularne powinno mieć punkt kulminacyjny. Rzecz oczywista że korzystniej jest kiedy nie jest on tym czego widz się spodziewa. Przewidywalność z racji umieszczenia widza w roli proroka odbiera istotną moc twórcy i niszczy dzieło. Tym co nieprzewidywalne w mszy katolickiej to kazanie, wszystko inne jest ograne miliony razy. Niektórzy znają schemat doskonale kiedy klękać, kiedy wstać i różne znaki, a ja zawsze kiedy byłem robiłem to co robią inni. Nie musiałem chodzić, ale koledzy musieli i właśnie tym co pytali ich rodzice żeby sprawdzić czy byli to to o czym było kazanie. Pamiętam jak dziś kiedy z kolegami chodziłem na kościelną majówkę, zawsze starałem się zająć miejsce siedzące by mieć na widoku pewną panią z małym dzieckiem, pamiętam że miała ogromne piersi i przez większość czasu się w nie wpatrywałem,a po drugiej stronie u wejścia do zakrystii stał zegar. Patrzyłem na jej cycki i na zegar na cycki i na zegar, następował punkt kulminacyjny czyli komunia i cieszyłem się że to już koniec jednocześnie żałując że utracę widok tych wspaniałych piersi. Teraz po latach zdaję sobie sprawę jak wielkie musiała mieć sutki, bo dziecko było niemowlęciem i ile straciłem z powodu takiej, a nie
innej orientacji owych mszy, z pewnością miałbym więcej gdyby magia była tą z tych czarnych. Dywagując na temat orientacji i kościoła narzuca się myśl że jeśli chodzi o stosunki są zasadniczo trzy drogi waginalna, analna i oralna. Aktualny punkt w czasie narzuca minimalizm i funkcjonalność dużo zatem podjęło kopulację analną, ale ja jestem miłośnikiem piękna i ornamentu waginy, niektórzy mówią o wulgarności organu o dużej łechtaczce i falbankach czyli wargach sromowych, dla mnie im jest wulgarniejszy, im ma więcej i większe upiększenia tym bardziej mi się podoba. W tym kierunku mijam się z duchem czasu, i nawet pójdę dalej twierdząc że kwestie narządowego piękna lub brzydoty rzutują na gusta i ogólne poczucie piękna. Co ma być duże powinno być duże,ale jednocześnie ciasne dlatego kocham małe i ciasne pomieszczenia,cele i pustelnie, i najlepiej sam może to zazdrość. Wagina, tabernakulum miłości,piękno doskonałe, czasami jednak na filmie widać sztuczne metalowe zdobnictwo. Taki kolczyk to jak tabernakulum pomazane sprajem, epoka żelaza Kalijuga, upadek niewinności. Nigdy bym nie pozwolił Marioli na tatuaż czy kolczyk w innym miejscu niż ucho. Dla mnie piękny tatuaż to brzydki tatuaż, robiony samodzielnie,w mało widocznym miejscu, mający jakieś znaczenie i nawet mam taki. Nie powiem że się nie chlastałem w młodości, ale tak troszkę też mało widocznie. Chlastanie dobitnie świadczy o problemach psychicznych, jakieś tam małe miałem, bo sznyty są ledwo widoczne. Pamiętam zaniepokojenie rodziców i dziadków tym że się pochlastałem, od razu mogli mieć przypuszczenia że ze mnie nic dobrego nie wyrośnie. To były błędy młodości, teraz wiem że zadawanie sobie bólu musi wiązać się z jakąś większą korzyścią. Raczej unikam bólu, choć wszystko co mnie otacza boli mnie psychicznie, więc nieuniknione jest cierpienie psychiczne.
Można się znieczulić i iść po kościele na piwo, ale po co jak można nie chodzić do kościoła. Jako że obowiązkowe msze święte odbywają się w niedzielę dużo jest skacowanych po sobocie i jeszcze przymnożyć cierpienia,a po kościele na piwo, ma to jakiś sens,ale po co przymnażać cierpienia?Kiedy się czegoś chce to sprawia to przyjemność, wypróżnić się jest przyjemnie w każdym sensie. Meandrując w wyobraźni dochodzę do wniosku jak bardzo przyjemnym by było dla mnie wypróżnić się w kościele. Tam się chodzi skromnie podjeść,a gdyby tak solidnie się wypróżnić?I jedzenie jest przyjemne i wypróżnianie jest przyjemne. Zwykło się jeść wspólnie,ale nie miałem okazji się wspólnie wypróżnić. Widać jak gdyby człowiek od zarania dążył aby wypróżniać się w ukryciu i samotności. Może dlatego że gówno jest brzydkie dla każdego zmysłu, takie są obiektywne opinie że gówno jest brzydkie,ale są niekiedy, bardzo rzadko, odwrotne opinie i to jest zaburzenie, a nie subiektywny gust cz takie, a nie inne poczucie piękna. Pamiętam jak będąc w szpitalu ktoś regularnie w toalecie podcierał się palcem i wycierał ten palec o podłogi i ściany. Każdy miał swojego podejrzanego, i były dyskusje na temat tego kto jest tym gagatkiem. Ja ze swojej strony tłumaczyłem że to zawsze lepsze niż gdyby miał komuś ukraść papier toaletowy. Była polemika że mniejszym złem jest ukraść papier toaletowy. Ale ja tłumaczyłem że czyn jakim jest kradzież jest ogólnie potępiany,a taki incydent nie był przez nikogo otarcie potępiony więc pod względem moralnym czyn jest prawidłowy. Nie pisze w dekalogu nie wycieraj dupy palcem, a palca o ścianę. A wyraźnie stoi, nie kradnij.

-Edek, musimy poważnie porozmawiać.
-Co się stało?
-Stała się rzecz bardzo zła.
-To mów o co chodzi.
-Chodzi o to że ja monitoruje przyjmowanie przez ciebie leków i od pewnego czasu przyjmujesz połowę zaleconej dawki.
-I co z tego.
-To z tego że jest zauważalna zmiana w twoim postępowaniu i myśleniu w związku ze zmniejszeniem dawki leków i powiedz mi dlaczego tak robisz?
-Mariola, chodzi o to że chcę balansować między zdrowiem,a chorobą.
-Edek, w jakim celu?
-Dla moich rozmyślań.
-Edek jeśli ty uważasz że twoje rozmyślania będą lepsze gdy będziesz bardziej chory, to tkwisz w dużym błędzie i ja zawsze uważałam cię za mądrego człowieka, ale teraz mam wątpliwości.
-Chce po prostu zagrać schizofrenię.
-Jak ty chcesz zagrać schizofrenię to lepiej się pakuj do szpitala psychiatrycznego i tam dograsz ostatnie akty w zeszycie długopisem.
-Mariola, zaufaj mi ja wiem co robię.
-Edek, właśnie nie wiesz co robisz i oświadczam ci że będziesz zażywał leki przy mnie w ilości takiej jak zalecił lekarz.
-Ale "rozmyślania" ucierpią.
-Edek, odwrotnie, będą lepsze.
-Skąd ta pewność?
-Stąd że nikt nie napisał żadnego dzieła w psychiatryku.
-Może masz rację, ale jeśli chodzi o więzienie to powstało tam kilka dobrych dzieł.
-Edek, znasz różnicę między szpitalem, a wiezieniem, sam mi nie raz o tym mówiłeś.
-Niby tak, ale w zasadzie i szpital to więzienie i zakład karny to wiezienie.
-Trochę jest w tym racji, ale miej na uwadze dobro "rozmyślań" i świadomość że możesz je jednym posunięciem przekreślić. Tak ci to wytłumaczę, bo z tobą trzeba jak z dzieckiem.
-Mariola, tak masz rację pora wrócić do siebie, ale wiedz że za dużo leków też zniszczy dzieło.
-Edek, Tyle leków ile brałeś wcześniej kiedy byłeś normalniejszy. Chodzi o dwa leki bo sam wiesz że powinieneś brać trzy rodzaje i to by było najlepsze, ale orientowałam się i te dwa rodzaje wystarczą.
-Mariola, dobrze, wystarczy tego szaleństwa.
-Dobrze że się ze mną zgadzasz. I mało tego gdy wyjdziesz z tego psychiatryka to skasujesz te chorobowe rozmyślania i zaczniesz pisać coś innego. Bo opowiadałeś mi kiedyś że tak właśnie robiłeś.
-Masz rację,ale mogłaś mi to uświadomić wcześniej.
-Edek, ty to powinieneś sam wiedzieć i nie robić z siebie myśliciela artysty kosztem zdrowia psychicznego.
-Mariola, skoro to już tak widać to może zareagowałaś w samą porę.
-Edek,lepiej by było gdybym nie musiała w ogóle reagować. Edek, nie pierwszy i pewnie nie ostatni muszę cię ratować z opresji jeśli chodzi o przyjmowanie przez ciebie leków.
-Mariola, taki już jestem,czasami eksperymentuje z ilością leków.
-Doskonale o tym wiem Edek i za każdym razem masz inny powód nie brania leków.
-Mariola, ale sama wiesz że leki to też skutki uboczne.
-Tak Edek, mają skutki uboczne do których można się przyzwyczaić,a do choroby ciężko jest przywyknąć.
-Mariola masz rację i nawet w pewnym momencie mógłbym przerwać pisanie lub całkowicie odlecieć.
-Edek, najzdrowszy byłeś gdy bardziej zależało ci na świni niż na tych twoich "rozmyślaniach".
-To jest dyskusyjne Mariola; czy powinno mi bardziej zależeć na Murieli niż na rozmyślaniach.
-Edek, umówmy się że najlepiej by było gdyby najbardziej zależało ci na zdrowiu psychicznym.
-A myślisz Mariola że mi nie zależy? Bardzo mi zależy, staram się ją zrozumieć i wiem więcej o niej niż ty.
-To nie ma znaczenia ile wiesz o schizofrenii skoro nie zażywasz leków. Owszem ja czytałam twoją pracę naukową na temat schizofrenii i bardzo była mądra,ale ty stwierdziłeś że nie ma w niej nic nowatorskiego że to tylko powielenie tego czego dowiedziałeś się z książek i rozpocząłeś te swoje "Rozmyślania" o wszystkim nawet o przyszłości.
-Mariola masz rację, w samą porę. Myślę że "Rozmyślania" jeszcze nie ucierpiały.
-No widzisz Edek, to teraz dla dobra "Rozmyślań" trzeba zażywać leki.
-Mariola, a jak myślisz czy trochę myśli z pogranicza zdrowia nie zaszkodzi mojemu dziełu?
-Edek, nie wiem bo ty od dłuższego czasu byłeś na tym pograniczu,a ostatnio to już choroba.
-A po czym to widać Mariola że choroba?
-Na przykład po tym że się uśmiechasz bez powodu,a jak wydaje ci się że nikt nie widzi po prostu się śmiejesz bez powodu.
-Nie Mariola, powód jest zawsze, ale ten powód to moje bogate życie wewnętrzne. Śmieje się z tego co sobie pomyśle czy z zabawnej sytuacji którą wymyśle.
-Brawo Edek, ale musimy się umówić że to życie wewnętrzne trzeba trochę osłabić by nie wzięło góry nad rzeczywistością.
-Brawo Mariola, piękne słowa, sama wymyśliłaś czy koleżanka ci pomogła?
-Sama.
-Ja cie Mariola nie doceniałem.
-No widzisz Edek, to dzisiaj zażywamy pełną dawkę leków.

Ta kobieta dużo widzi,aż za dużo, ale też tym razem moja głupota że zmniejszyłem dawkę. Najgorsze jest to że trzeba czekać, leki na schizofrenię czyli neuroleptyki nie działają magicznie od razu, trzeba czekać aż zaczną działać, powoli dojdę do siebie. Nie wiem ile to potrwa,ale trzeba dojść do jakiejś ogłady psychicznej. Pierwszy raz poczułem na własnej skórze najgorsze działanie neuroleptyków przy pierwszej hospitalizacji. To było coś najbardziej bolesnego i poniżającego wyglądało to tak że powykręcało mi członki, mięśnie zesztywniały i towarzyszył temu ogromny ból. Dzieje się tak że w początkowym okresie hospitalizacji ładują w ciebie naprawdę masę tego gówna. Jest na to lekarstwo, które należałoby podać niezwłocznie choć i tak trzeba czekać aż zacznie działać,ale najgorsze jest to że nikt się nie spieszy i trzeba się o to lekarstwo bardzo starać. Nie jest to częste że tak wykręca, ale lekarze wiedzą że nie jest to śmiertelne i po prostu nie przywiązują do tego znaczenia. Zdarzało się że leżałem powykręcany w dyżurce aż łaskawie przyjdzie lekarz i zleci, personelowi nie wolno choć wiedzą doskonale co się dzieje i jak się to leczy. Mogę powiedzieć że przeżyłem prawdziwą torturę i to było właśnie to. Poczułem na własnej skórze że neuroleptyki to nic dobrego. Różnie to bywało z ich przyjmowaniem. Sprawa wygląda tak że się nie polepsza tylko pogarsza dziesięć lat temu wystarczyłaby połowa tej dawki którą biorę teraz, czyli połowa z połowy tego co zalecił lekarz, jedna czwarta,a teraz od dziś trzeba naprawdę sporo łyknąć. Ciągle próbuje zmniejszać i ciągle się pojawiają objawy, dobrze że zmniejszyć, a nie odstawić całkowicie bo wtedy pozostaje tylko szpital, w dodatku coś by mi mogło się uroić na temat Marioli i mógłbym zrobić jakieś głupstwo. W skutek nieznajomości znaczenia czynu z powodu choroby nie zostałbym skazany na wiezienie tylko szpital co jest dla mnie gorsze. Jeśli chodzi o takie czyny w chorobie to w grę wchodzi niby nieznajomość dobra i zła, a najczęściej jest tak że czyny są jakby rycerskie czy wiedzminowskie walczymy ze złem z potworami z demonami i innym złem, chcemy dobra ludzkości, jesteśmy bohaterami. Szkoda tylko że w urojonym świecie, choć czytałem że schizofrenicy są bohaterscy nawet w prawdziwych wojnach. Gdy coś nam się wyda złe to z tym walczymy nie ważne czy zło jest realne czy urojone. Trudne pytanie brzmi co zrobić z człowiekiem który zabił własną matkę bo wydawało mu się że jest królem demonów? Moim zdaniem winę ponoszą demony, konkretnie to że istnieje takie coś jak demon w ludzkiej świadomości. Można też kogoś zabić bo tak kazał Bóg i jest książka zwana Biblią w której jest historia jak Bóg chce sprawdzić wiarę Abrahama rozkazując zabić mu swojego syna. I gdyby komuś Bóg tak kazał zrobić i zabiłby swojego syna to należałoby zabronić czytać Biblię i spalić ją na stosie,a nie karać tego człowieka. Ja rozumiem organizację przestępczą jak mafia w której sprawdza się kandydata każąc mu kogoś zabić, ale jeśli tak postępuje Bóg to mam duże zastrzeżenia i nie chcę być w mafii wierzących. Szatan domaga się ofiar i dobrze jeśli to jest kot, a nie dziecko, nie można nazwać kogoś zdrowym psychicznie kiedy składa ofiary Szatanowi. Szatan jest bezpośrednią konsekwencją istnienia Boga. Nie było możliwe stwierdzić że wszystko jest dziełem Boga i jego wolą ze względu na potężną ilość zła i trzeba było postać Szatana wprowadzić w życie duchowe. Szczytem głupoty jest personifikowanie zła i składanie temu ofiar. Ogólnie ofiara to zło, nawet ofiara z siebie za ludzkie grzechy to zło. Najlepsza jest idea że za zło płaci się już za życia, bo często tak jest i wystarczy się dobrze przyjrzeć. Jeden zły uczynek prowadzi do innego też złego uczynku i tak się toczy, można długo żyć będąc złym człowiekiem,ale kiedyś następuje kara, karą może też być potomstwo, karą może być potępienie innych, karę możemy poczuć będąc starym, karę możemy też poczuć niezwłocznie z rąk wymiaru sprawiedliwości wszystko zależy jakie zło popełniliśmy. Nie wiadomo czy śmierć jest karą, nie wiadomo czy długie życie nie jest karą. Można samemu się winić i to jest najgorsza kara. Ale kiedy postępuje się właściwie to nie powinniśmy się winić kiedy doznamy nieszczęścia, wtedy wina jest po drugiej stronie. W życiu zostałem dostatecznie pokarany, uważam nawet że za bardzo. A może to wszytko jest tylko nauczką?Żebym pojął pewne rzeczy. Można powiedzieć że jeśli zrobiłem coś złego to winę ponoszę ja ale też rodzice, dziadkowie,babki, ciotki ogólnie cała rodzina, ogólnie winę za to ponoszą ich rodziny czyli pradziadkowie prababki i tak dalej z kolei ich zło wynikało z jeszcze dalszych w czasie pokoleń. Dodatkowym czynnikiem jest szersze otoczenie czyli środowisko, środowisko też niekiedy jest przyczyną zła. Idealny człowiek nie dość że musiałby być "dobrej krwi" to jeszcze musiałby wychowywać się w kosmosie w jakiejś lepszej cywilizacji.
Ja rozumiem że ktoś ma filozofię życia i naucza i różne rzeczy mówi fantastyczne i dla mnie to zawsze będzie fantastyka. Jeden podstawowy brak u każdego; u Jezusa, u Mahometa, u Buddy i u innych, prawda nieznana. Gdyby zależało im na popularności wystarczy kilka słów prawdy o czymś czego ludzkość jeszcze nie wie. Wystarczyłoby gdyby Jezus lub inny guru powiedział; ziemia jest okrągła ,obraca się wokół własnej osi i wokół słońca i jest trzecią planeta od słońca. Można sobie wyobrazić jaką te słowa zapewniłyby mu w przyszłości popularność. Okazałoby się że to prawda i wszystko inne uznalibyśmy na słowo że też jest prawdą. Ja bym wierzył i prawdopodobnie w dzisiejszych czasach panowałaby jedna religia. Może i byliby wyznawcy zła,ale większość wyznawałaby daną właściwą czyli dobrą filozofię życia. Trochę nieznanej totalnej prawdy to by dało dużo gdyby Bóg za pośrednictwem ducha świętego przekazał Jezusowi. Nawet w dzisiejszych czasach anioł mógłby przekazać tablice choćby z papieru z teoriami,wzorami,prawdami z różnych dziedzin nauki plus filozofia życia i takie coś świadczyłoby o istnieniu istoty uznawanej przez wielu za fantastyczną która chce dobra ludzkości. Gdyby się stało tak że idę sobie nocą po piwo i widzę nad sobą latający talerz w pewnym momencie wypadają z niego książki,ja je zbieram i przynoszę do domu okazuje się że zawierają one to o czym pisałem wcześniej wzory,teorie,prawdy i jedną książkę o filozofii życia to ja bym wiedział co z tym fantem zrobić. Jak to odpowiednio rozpowszechnić by nie utajnili tego wszystkiego. To piękne nierealne marzenie. Może też być tak że do wszystkiego musimy dojść sami. Swoją drogą te nauki naukowe ale ta wisienka; filozofia życia potwierdzona prawdami naukowymi. Jedna ogólnoświatowa filozofia życia, tu napisane jest jak mamy żyć by być szczęśliwi, a w dodatku wzory chemiczne leków na większość chorób. Może w obecnym czasie broni masowej zagłady nie jesteśmy gotowi na coś takiego, może zostałoby to źle wykorzystane. Każdy kraj ma jakąś broń i do kogoś mierzy, wszyscy celujemy do siebie z broni jednocześnie,a gdyby tak wszyscy odłożyli jednocześnie broń? Od największej broni do coraz mniejszej. Dobrze że strzela się mało,a broń głównie służy zastraszeniu. Pierwsze co człowiek stworzył to broń, ale gdzieś w tym samym czasie dostrzegł piękno kwiatów. Oby tylko nie stworzył kiedyś pięknej broni, wielkiego złotego pistoletu.

-Mariola, widzę że kupiłaś aż trzy książki poświęcone tresurze psów.
-Nie było nic o tresurze świń i wzięłam o psach.
-To dobrze że się wciągnęłaś w opiekę nad Murielą i nawet tresurę.
-Nie miałam wyjścia,ale widzę że z tobą już lepiej i możesz też się zaangażować.
-W moim życiu jest tylko jedna wielka świnia którą zamierzam tresować.
-Kogo masz na myśli?
-Schizofrenię.
-A to dobrze, bo się wystraszyłam że chodzi o mnie i że kompletnie ci odbiło.
-Ja podejrzewam że masz jakieś obawy że mogę być niebezpieczny gdybym odstawił leki.
-Oczywiście Edek, na kilku twoich wypisach ze szpitala pisze że w chwili przyjęcia agresywny.
-Z tą świnią schizofrenią wszystko jest możliwe.
-Edek, ja pobieżnie czytam twoje "Rozmyślania" i widzę że ty masz poważny problem z Bogiem i religią. Dlaczego Edek?
-Czuje się oszukany niemal zdradzony od dziecka wychowany w kłamstwie.
-Przecież nie chodziłeś do kościoła.
-Nie chodziłem,ale w pewnych okresach wierzyłem w Boga, a zwłaszcza w diabelskie moce które mnie opętały i gdybym żył w prawdzie to poszedłbym do psychologa lub psychiatry i być może dało by się to na tym etapie powstrzymać.
-"Zwłaszcza w diabelskie moce" to chyba wierzyłeś i czciłeś Szatana, a nie Boga.
-Jedno jest ściśle powiązane z drugim.
-Edek,ale jest mnóstwo zdrowych, wierzących i szczęśliwych ludzi. Bóg nie zawsze oznacza chorobę.
-A oznacza zdrowie skoro po latach niewiary nawróciłem się i modliłem o wyleczenie, ale moja cierpliwość w związku z brakiem efektów się wyczerpała i jeszcze bardziej stałem się niewierzący i znienawidziłem Boga.
-Edek, wytłumacz mi skoro nie wierzysz w Boga to jak możesz nienawidzić coś co wydaje ci się że nie istnieje?
-Tak samo jak można nienawidzić krasnoludków.
-No niby można nienawidzić krasnoludków,ale to głupie.
-Mądrzejsze niż wiara w krasnoludki.
-Poradziłam się koleżanki i mam pewną poradę że najlepiej dla ciebie zostać agnostykiem czyli tak wierzyć i nie wierzyć.
-Mariola, ja chciałem zostać agnostykiem, ale głupota Boga jest nieakceptowalna i nie daje żadnych podstaw by wierzyć.
-To po co myślisz o głupocie zamiast o mądrości Boga.
-Bo nie ma czegoś takiego jak mądrość Boga.
-Edek, jest na pewno, ale ty jej nie zauważasz.
-Daj mi przykład?
-Może Bóg sprawił że się poznaliśmy i jesteśmy razem, może to nie jest dla mnie idealne i mądre być z tobą, ale dla ciebie to dar niebios.
-Trudno mi powiedzieć jak potoczyły by się sprawy gdyby cie nie było w moim życiu, ale Mariola nie możesz tak myśleć o sobie że jesteś moim darem z niebios.
-Dlaczego?
-Bo może się okazać że to ja jestem twoim darem z niebios.
-To wykluczone Edek, nie wiem co by się musiało stać żebym tak pomyślała. Może gdybyś wygrał parę milionów w totka,ale to niemożliwe.
-Niemożliwe bo nie gram,ale gdybym grał jakieś szanse by były.
-Zresztą Edek, nawet gdybyś wygrał w tego totka to to jeszcze nie gwarantuje mojego szczęścia z tobą.
-Ja myślę Mariola, że to mogło by się stać też gdybym odniósł sukces literacki z moimi "Rozmyślaniami".
-Edek, zastanów się kto to będzie czytał.
-Ja nie mówię o Polsce bo być może nie będę tu poczytny, ale to może być Francja, Holandia, Włochy, Szwecja...
-Edek, nie rozpędzaj się ja myślę że hmmm... Edek, nie przychodzi mi na myśl żaden kraj.
-Mariola nie znasz świata i ludzi.
-Za to ty Edek znasz bo jedyna twoja zagraniczna podróż to Czechy, upiłeś się tam tak że nic nie pamiętasz i twierdzisz że jesteś światowcem.
-Niekoniecznie poruszałem się przestrzeni fizycznie,ale w swoim czasie bywałem na zagranicznych czatach.
-Oczywiście Edek,podejrzewam jednak że ta twoja wiedza opierająca się na tym co przetłumaczył translator jest nikła,ale ta podróż którą miałam okazję obserwować śmieszy mnie do dziś.
-Mariola ja czuje pismo nosem, mi wystarczy translator, intuicja i kilka słówek żeby wiedzieć, o, tu jest kultura tu jest cywilizacja.
-To zazdroszczę Edek, bo ja żeby to odczuć musiałam jechać aż do Paryża,a tobie wystarczył internet.
-W dodatku Mariola, jeśli chodzi o pismo to moje oczytanie, te wszystkie książki, te pożywki dla moich myśli...
-Edek ja też mam jakąś wiedzę i widzę że jako tak oczytany człowiek twój styl w "Rozmyślaniach" nie jest jakoś szczególnie piękny.
-Prawda Mariola, nie znam się na stylu, mam prosty czytelny styl,ale myśl, myślowo stoję wysoko.
-Edek, myślowo stoisz dziwnie.
-I właśnie Mariola, ta dziwność to całe piękno.
-To pisz te swoje piękne dziwne "Rozmyślania" ale pamiętaj że zegar tyka i ja odliczam dni. Bo umowa umową.
-Tak Mariola, a ja nauczę się obsługiwać aparat w telefonie żeby uwiecznić twoje zdziwienie kiedy moje rozmyślania osiągną sukces.

Piękny styl ma sens, ale za dużo narzuca. Można wszystko pisać w pięknym stylu, byłoby to jednak męczące, lepiej czasami tylko jedno piękne zdanie, taki diamencik wśród szarego aksamitu. Nie przywiązuję wagi do ortografii skoro maszyna czyli komputer może skorygować błędy. Zastanawianie się nad pisownią odrywa od toku myślenia, to tylko przeszkadza. Nie cierpię gdy ortografia mnie dorywa od zapisania jakiejś myśli. Trzeba powiedzieć że zostałem wychowany w zasadach ortograficznych i gdy tylko zauważę to od razu mam zdanie o autorze. Gdyby się zastanowić to głupie i są różne dysleksje i dysgrafie dla mnie uzasadniony bunt logiczny psychiki, bo kiedy sens jest zachowany to nie ma znaczenia jakie "u" czy "ch" lub inna zasada pisowni. Znałem człowieka który przyjął sobie zasadę pisania wszystkiego przez samo "h" i przez "ó" zamknięte. Czytałem to co pisał i gdyby to był pojedynczy jeden błąd ortograficzny to bym miał o nim zdanie że ciemniak, ale reguła którą przyjął, w dodatku własna reguła, kazała mi mieć o nim nieokreślone zdanie. Mimo to że jego pisma były niskich lotów i te jego "o co hodzi?" i ulica "Montelupih" były rażące, to jednak nie mi to oceniać. Myślę jednak że gdyby się umówić co do ortografii celem uproszczenia do tego stopnia żeby sens był zachowany, to nie byłoby to głupie. Dla tych co lubią się wywyższać i poprawiać byłoby to tragiczne,ale dla prostego umysłu byłoby to dobre, dla tych co stawiają najwyżej sens wypowiedzi nowatorskie i tyle, ani dobre ani złe.
Jeśli chodzi o wiersze, formy rymowane,to nie przepadam, ale nie twierdzę że nie mogą być piękne dla kogoś. Jednak forma rymowana to duży ciężar i żeby jeszcze zamknąć w tym jakiś sens to ponad moje siły, już mniej wysiłku wymaga wiersz piękny i bezsensowny. Nienawidziłem grupowego głowienia się w szkole; co autor wiersza miał na myśli. Twierdzę że dużo lepiej gdyby autor wiersza napisał o co mu chodzi w sposób prosty i nie rymowany. Można tworzyć piękne rymowane historie,ale do tego trzeba umieć dobrze poruszać się w kajdanach i z kulą u nogi. Malować wierszem obrazy to kwestia wyobraźni. Nie próbowałem, lecz nie wykluczone że jakieś Picassowskie wiersze rymowane mógłbym stworzyć,ale zanim by podjął to musiałbym przeczytać tysiące wierszy. Picassowski biały wiersz to już by było wykonalne i niewykluczone że kiedyś spróbuje na tym polu coś skrobnąć. Na chwilę obecną chciałbym się poruszać na obszarze rozbudowanego aforyzmu. Aforyzm choć jest prosty i nawet może być łatwy do zbudowania to jego trudność polega na ilości, jeden aforyzm to łatwizna, dwa też, ale książka z aforyzmami wymaga pewnej wiedzy życiowej, poruszania się na polach różnych nauk, dużej ilości przemyśleń. Aforyzm może być banalny i często taki jest by ilościowo się rozszerzyć. Kilkoma aforyzmami dysponuje,ale za mało tego na książkę jeden niebanalny; "dzikość jest tam gdzie człowiekowi niepotrzebne".Odnosząc to do planów Marioli co do tresury Murieli uznać trzeba że stała się jej w jakiś sposób potrzebna, jeśli chodzi o ludzi to zwykle jest droga, dom dziecka, poprawczak, wiezienie. Aż strach myśleć gdyby Mariola odeszła, a ja stałbym się niepotrzebny,chaszcze zarosłyby ogród, po jakimś czasie dzika przyroda wdarłaby się do domu, a ja stary i nikomu niepotrzebny żywiłbym się korzonkami, wszystkie media odcięte, może nawet ja sam bym zdziczał do reszty. Mariola ma potrzebę wszystko kontrolować z tą tresurą to trochę głupie,ale dobrze że kontroluje, niech kontroluje, niech wszystko kontroluje. Ja chcę kontrolować jedno; chorobę. Obawy co do mojej chorobowej agresji słuszne, choć nie jestem z natury agresywny i nigdy nie widziała mnie agresywnego to w chorobie wytwarza się u mnie poczucie bycia w jakiś sposób atakowany i każde słowo Marioli mógłbym zinterpretować jako atak na mnie, ośmieszenie lub chęć "zniszczenia" nawet mogłaby chcieć mnie otruć lub zabić w inny sposób, mogłaby współpracować z jakimiś urojonymi wrogami. Takie urojenia rodzą agresję nawet u najbardziej spokojnego człowieka. Ale nawet urojenia mają swój sens i w związku z takimi, a nie innymi przemyśleniami Mariola musiałaby współpracować z egzorcystami lub innymi ludźmi kościoła. Nie oznacza to koniecznie że w chorobie nagle stałem się opętany i wierzę w demony które mną owładnęły i chce by we mnie pozostały, lecz że wytworzyła się tak idiotyczna sytuacja że ktoś chce odegnać jakieś nieistniejące demony, dodatkowo uczestniczy we wszystkim Mariola i to właśnie mogłoby wywołać agresję. Nie ma bezsensownych urojeń, tak jak nie ma bezsensownych snów. Trudno przewidzieć sny i urojenia jest to na granicy niemożliwego, lecz można je próbować wytłumaczyć, sny po przebudzeniu,a urojenia gdy się skończą. Można wiedzieć jakie są rodzaje urojeń i dokładnie je opisać, ale to nic nie daje bo w chorobie bym stwierdził że owszem są takie urojenia, lecz to co mi się przytrafiło to nie ma z tym nic wspólnego to dzieje się naprawdę. Opisałem urojenia mam kontrolę nad swoim umysłem to teraz czas zapanować nad umysłami innych i mam urojenie o telepatycznej kontroli nad światem, trudno przewidzieć, ale sens to ma. Chciałbym tabletki, jednej tabletki która dałaby mi pełną i dozgonną świadomość że porozumiewanie się między ludźmi odbywa się tylko i wyłącznie za pomocą słowa i pisma, istnieją formy niewerbalne jak język ciała, ale na tym koniec. Pojawia się myśl że istnieją w kosmosie istoty które porozumiewają się telepatycznie i może one ze mną...Nie! Bo nie mam mózgu przystosowanego do takiej formy komunikacji. I nawet z Bogiem telepatycznie się nie da. Zresztą po co to komu, jak są telefony, jak jest internet. Piękny to widok z marzeń jak egipski kapłan o ogromnej głowie kontaktuje się z Syriuszem, jednak niemożliwe wtedy jak i teraz. To może w przyszłości będzie możliwe?Po co jak od czasu telegrafu ludzkość zafiksowała się na innych formach przekazywania informacji. Telekineza, to też nie ma sensu jak można zwyczajnie tradycyjnie przenieść przedmiot lub wykrzywić łyżkę. Tylko wtedy telepatia miałaby sens gdyby informacja była wymieniana z prędkością przekraczającą prędkość światła. Została postawiona granica, prędkość światła, biorąc pod uwagę kosmiczne odległości najczęściej lat świetlnych jedni popadają w pesymizm drudzy kombinują jak to przeskoczyć. Światło porusza się na pewnej fizycznej drodze, być może istnieje droga na skróty. Najczęściej myśl wędruje w kierunku odnalezienia drzwi do wymiaru w którym istnieją inne reguły i drugich drzwi które prowadzą z powrotem do naszego wymiaru i tym sposobem wyprzedzenia światła. Gdyby istniały inne wymiary to z pewnością byłoby w nich możliwe to co niemożliwe w naszym wymiarze i niemożliwe to co możliwe w naszym wymiarze. Pesymizmem napawa mnie również myśl że żyjemy jakby w domku na prerii czy nawet pustyni i wiemy już że w najbliższej odległości nie ma drugie domku, wyglądamy przez lornetkę, szukamy na falach radiowych i nic. Niby widziano pojazdy,ale to nic pewnego i pytają prezydentów czy to prawda z tym UFO. Tyle mogą powiedzieć że nie wiadomo czy UFO istnieje ale jak już to ufoludki nie są wrogo nastawione, nie ma zagrożenia. W związku z odległościami rodzi się pytanie o napędy pojazdów, jak to możliwe skoro są takie duże odległości,a może oni są z innego wymiaru gdzie tętni życie i tylko my ludzie jesteśmy w czarnej dupie, na jakieś koszmarnej wsi wszechświata czy wiejskiego wymiaru. Są wzory z których się wylicza że powinno być gdzieś indziej w tym wymiarze życie tak ale to tylko "powinno". Raczej jestem zdania że warunki nie sprzyjają i z mojego wzoru wychodzi że skoro warunki nie sprzyjają,miejsce jest ogromne i pustawe, nie można nazwać ziemi oazą na pustyni w której panują idealne warunki z powodu chorób, głodu, klęsk żywiołowych i innych, ludzie nie są dobrzy dla siebie, toczą się wojny. To wychodzi że nie ma znaczenia czy tam gdzieś jest czy nie ma życia, bo prawdopodobnie jesteśmy nielubiani, brzydcy i źli pod każdym względem. Formą życia nie nadającą się do zawarcia znajomości z jakąkolwiek inną myślącą formą życia. Wskazuje na to fakt że zanim pojawił się wzór na szansę istnienia życia podobnego do naszego we wszechświecie pojawiły się barwne wizje walki z tym życiem. Innymi słowy nie przyjdzie do ciebie sąsiad w gościnę jak wie że ty chcesz się z nim bić i myślisz że on chce cię zabić. Pomyśli tylko że jesteś idiotą i lepiej gdybyś nie myślał nawet że masz sąsiada.

-Edek, sprawdziłam twoje wydatki i najlepiej by było gdybyś rzucił palenie.
-Mariola, lepiej interesuj się Murielą, a nie moimi wydatkami.
-Zamieniasz pieniądze w chmurę szkodliwego dymu i nie mogę być bierna.
-Oby był szkodliwy na tyle by mnie szybko zabrać z tego świata, bo nie mogę już znieść twoich narzekań. Mówiłaś że to ja narzekam,a teraz ty od dłuższego czasu narzekasz.
-Mam powody Edek, mam powody.
-Jakie powody?
-Chcę cię nakierować na właściwe myślenie, żebyś się zmienił i zaczął myśleć i działać jak normalny człowiek.
-Normalni ludzie też palą papierosy.
-Ostatnio Edek coraz mniej ludzi pali, ale ty nawet nie pomyślałeś żeby rzucić.
-Sprawia mi to przyjemność, lepiej mi się rozmyśla przy papierosie i nie zamierzam nigdy być i robić wszystkiego jak wszyscy.
-To jest zauważalne Edek i to trzeba zmienić.
-Mariola, ty byś chciała żeby wszyscy byli jednakowi i działali jak roboty, to złe i niemożliwe.
-Edek, zauważ że jak większość coś robi to to jest dobre, większość nie może się mylić.
-Mariola, zarówno większość się może mylić jak i mniejszość się może mylić.
-Dobra Edek, to już zostawmy te pieniądze, ale pomyśl o swoim zdrowiu, przecież ty palisz niekiedy ponad trzydzieści papierosów dziennie.
-Bardziej się martwię o moje zdrowie psychiczne, bo gdybym był zdrowy i miał fajne życie to nawet mógłbym rzucić palenie i zdrowo się odżywiać, ale moja sytuacja jest tragiczna.
-Edek, nie tragizuj, wszyscy mówią że z naszą chorobą można normalnie żyć, trzeba tylko stosować się do zaleceń lekarskich.
-Mariola, to największe kłamstwo jakie słyszałem.
-Edek, mi się udało żyje całkiem normalnie.
-Tylko sobie to wmawiasz, a prawda jest zgoła inna.
-To jaka jest ta prawda?
-Prawda jest taka że już od bardzo dawna może nawet od urodzenia nie można nam przypisać słowa "normalny" czy "normalna" nie rozumiem jak nienormalny człowiek może normalnie żyć.
-Może Edek, trzeba tylko chcieć i brać przykład z innych.
-Szczerze mówiąc to ja nie przeczę że chory psychicznie człowiek ma przebłysk normalności i zdrowego rozsądku, ale wtedy dostrzega swoje położenie i popełnia samobójstwo.
-Edek mam kilka znajomych chorych psychicznie i oni nie dość że myślą normalnie bo łykają leki to jeszcze nawet przez myśl im nie przejdzie żeby się zabić.
-A ja Mariola nawet nie chcę wiedzieć ile osób chorych psychicznie które przez lata dane mi było poznać popełniło samobójstwo, z żadnym nie utrzymuje kontaktu, ale statystykom nie uciekniesz jak stoi że statystycznie tyle i tyle to tyle i tyle skutecznie targnęło się na własne życie.
-Edek, to są jakieś teorie wyssane z palca, schizofrenia to choroba jak każda inna.
-Tak, na drugim miejscu, trochę lepsza od nowotworu złośliwego.
-Może kiedyś Edek teraz są nowoczesne leki i żyje się nam coraz lepiej.
-Tak Mariola, nowoczesne leki sprzed dwudziestu lat.
-A jak z twoimi rozmyślaniami Edek?
-Nachodzi mnie złowroga myśl że są nic nie warte.
-Bo widzisz Edek popadłeś w skrajność zmniejszyłeś dawkę leku i wydawało ci się w chorobie że tworzysz wielkie dzieło, a teraz wskutek leczenia dodarło do ciebie że tak nie jest, że niekoniecznie twoje "Rozmyślania" są wielkim epokowym dziełem.
-Może tak jest i kiedy było dla mnie lepiej? Co mam zrobić?
-Najlepiej Edek co mi już dawno powiedziała koleżanka to gdybyś pisał te rozmyślania tak na boku i nie przywiązywał do nich większej wagi, uda się to się uda, nie uda się to się nie uda. Po prostu nie robić ze swoich rozmyślań sensu i celu życia.
-Mariola, ale to jedyne co mam.
-Nie rozumiem.
-Jedyne czego nie zabrała mi choroba to tego że potrafię rozmyślać na różne tematy i jeszcze nie zabrała mi tego że potrafię się śmiać.
-No widzisz Edek, nie wszystko stracone.
-Ale to bardzo mało Mariola, choroba zabrała mi siły do tego by pracować jak każdy inny dorosły człowiek w tym kraju, żyć normalnie i cieszyć się z życia, bo ja potrafię się śmiać, ale trudno mi się cieszyć nie jestem szczęśliwy i nie wiem czy kiedykolwiek będę szczęśliwy.
-To że jesteś akurat teraz nieszczęśliwy nie oznacza że nigdy nie będziesz, na pewno będą w życiu chwile w których będziesz szczęśliwy, szczęście nie trwa wiecznie, szczęście to tylko chwile czy jakoś podobnie jak jeden śpiewał.

Wyroby tytoniowe systematycznie drożeją. Pojawiła się szara strefa wyrobów tytoniowych bez akcyzy, to normalna konsekwencja drożyzny, ale wysokie kary i skuteczna walka z tą strefa sprawiły że "lewy" tytoń to dziś zjawisko marginalne. Były czasy komuny wtedy gdy coś drożało ludzie wychodzili na ulicę. A teraz jest polityka, drogie bo niezdrowe. Gdyby mięso miało zdrożeć to wystarczy zafoliować i dać ostrzeżenie powiedzmy naklejka ze spoconym grubasem i dużymi literami;"Jedzenie mięsa prowadzi do otyłości" lub otłuszczone serce i dużymi literami "Jedzenie mięsa jest przyczyną zawałów i innych chorób serca".Osobiście wolę żeby wszystko podrożało z wyjątkiem wyrobów tytoniowych, kawy i alkoholu. Widziałem wiele różnych filmików o KOR, rozmowach z opozycją i innych filmików z czasów komuny i charakterystyczne że każdy opozycjonista palił jeden papieros za drugim, wszyscy palili jak smoki,a teraz kogo byłoby stać tak palić jeden papieros za drugim? Chcieli najeść się do syta i najedli na przykładzie Macieja Kuronia ,ale gdyby powiedzieli wtedy o szkodliwości mięsa to teraz mogliby powiedzieć; masz co chciałeś. Naukowcy powiązali długowieczność ze skromnym odżywianiem i jest moda na zdrowe odżywianie, na wega, tylko ta moda jest kilkadziesiąt lat za późno. Będąc w szpitalu psychiatrycznym wielu pacjentów się obżerało i nawet tam w pewnym momencie pojawiła się refleksja że kiedyś trzeba będzie się odchudzić, bo nigdy nie widzieli starego grubasa. Wracając do drożyzny wyrobów tytoniowych to oczywiście trzeba było za tą drożyznę dać coś w zamian i pojawił się e-papieros. Dla mnie to jak kawa zbożowa z niewielką zawartością kofeiny. Ale jest modne i ludzie palą, bo niby taniej wychodzi. W czasach kiedy alkohol był na kartki ludzie więcej pili, teraz pije się umiarkowanie raczej drogie alkohole, a tych lamusów spod sklepu tych grubo ubranych miłośników alkoholu leczy się mocą Boga którego syn zamienił wodę w wino. Spotkania i maratony modlitewne dla pijących, podajmy sobie dłonie , pomódlmy się, zapalmy świeczkę i ofiarujmy się Bogu. Według mnie sprawa wygląda tak; kto się ma uzależnić od alkoholu ten się uzależni, tak samo jest z innymi substancjami. Ja sam chciałem być uzależniony od alkoholu, bo łatwiej zdobyć, bo bardziej tolerowane, ale jakoś nie podoba mi się zbytnio działanie alkoholu i wolę dragi. Sprawa wygląda podobnie; kto się ma uzależnić od narkotyków ten się uzależni.
Jeśli chodzi o mnie to najbardziej lubię legalnie nabyte w aptece substancje odurzające, choć może nie mają takiej mocy jak narkotyki z ulicy to mają dużo plusów; można je nabyć legalnie, są czyste bez żadnych szkodliwych domieszek, mają zawsze taką samą moc, nie ma sytuacji że trzeba czekać czy że nie ma, bo jest wiele aptek i jak nie w tej to w innej.
Jedynym dla mnie minusem jest że trzeba receptę od lekarza i nie można do lekarza chodzić po nie częściej niż co dwa tygodnie. A też są różni lekarze niektórzy przepisują bez problemu inni mają ciężką rękę. Jeśli chodzi o szpital to tam proszenie nic nie da, ale mam swój sposób żeby tam wyłudzić jakiś dobry rozluźniający lek. Tym sposobem jest głodówka, ludzie znają głód, mają poczucie że głodówka to ciężka sprawa, ja stosunkowo bez problemu mogę obejść się kilka dni bez jedzenia. Jest tak że nie jem jeden dzień i nic następny i nic ale trzeci to już lekarze albo straszą karmieniem przez rurkę albo po prostu ordynują jakąś benzodiazepinę i nawet jak straszą to i tak coś się dostanie i następuje wtedy koniec głodówki. Zawszę mówię że jestem nerwowy, mam lęki i nie mam apetytu. Ta metoda zawsze skutkuje. Gdyby ci uzależnieni nie byli takimi mazgajami którzy szukają winnych i chcą skończyć z uzależnieniem świat wyglądałby inaczej.
Wystarczy gdyby uznali że owszem są nałogowcami, ale zamierzają nałóg kontynuować pomimo szkodliwości dla zdrowia i innych szkodliwych skutków swojego nałogu,oraz domagać się od państwa aby umożliwiło im kontynuację swojej drogi narkomana czy lekomana. Jedyne co złego mogę powiedzieć to to że pewne substancje mogły wywołać u mnie chorobę psychiczną, ale gdybym znał objawy tej choroby z pewnością przy początkowych symptomach odstawiłbym to i sięgnął po inne substancje, sam się zastanawiam czy naprawdę to tylko nie wmawianie, bo być może i nawet przy przyzwoitym abstynenckim życiu choroba by się pojawiła. Choroba psychiczna wiele mi zabrała i teraz wiem co jest takiego u mnie czego mi nikt ani nic nie zabierze. Brakuje na rynku książek w których zawarta jest wiedza życiowa. Można pisać "Zbrodnie i karę" ale można też krótko powiedzieć ; gdy masz słabą psychikę nie czyń nikomu krzywdy bo tego nie udźwigniesz, sumienie będzie cię męczyć i nawet możesz się sam przyznać i chcieć dla siebie kary. Zdecydowana większość ma jednak psychikę na tyle mocną i mają na tyle sprytu że zwłok nigdy nie odnajdą,a on będzie żył jak gdyby nie zrobił nic złego. Gryzące sumienie to nie dramat najgorsze jest kiedy policja wie że jesteś sprawcą i cię poszukuje. Można by napisać książkę "Zbrodnia i strach" o tym co czuje poszukiwany morderca który nie ma wyrzutów sumienia,ale zżera go strach. Trzeba być cholernie twardym aby długo ukrywać się przed policją szczególnie kiedy na sumieniu ma się zabójstwo. Częste są przestępstwa przygraniczne lub na terenie innego kraju bo jest ta świadomość że się przekroczy granicę i będzie się bezpiecznym, ze nikt nie znajdzie i może kiedyś tak było ,ale teraz znajdą cię wszędzie, może prawie wszędzie. Moja mądrość życiowa mówi że popełniając przestępstwo określone artykułem kodeksu karnego najczęściej nawet gdy nawet nas nie złapią zbliżamy się do więzienia. Nie jest tak z każdym artykułem, ale z większością. A gdy już trafisz za kraty to często trafisz tam i drugi raz, nawet trzeci czy więcej razy. Wiezienie może cię nauczyć że lepiej nie zjeść mielonego, a mieć co zapalić z kolei lepiej nie zjeść rano zupy mlecznej,a napić się kawy. Przede wszystkim jednak to że bieda nie dzieli, bieda łączy ludzi. Najczęściej wspominam ludzi z którymi wspólnie biedowałem bez kawy i papierosa o innych rzeczach nie wspominając. Tak więc sens ma też wspólne poszczenie bo to też łączy ludzi. Nie zamierzam jednak pościć ani trochę, mam co mam i tyle, jak palę tak będę palił narzekając na ceny.

-Mariola, musimy porozmawiać.
-O co chodzi Edek?
-Chodzi o to że niekoniecznie oddaliłem się od rzeczywistości z powodu troszkę mniejszej dawki leków.
-Nie troszkę mniejszej, ale o połowę mniejszej. Jakie są według ciebie inne powody?
-Takie Mariola że przycisnęłaś mnie do muru z tą pracą tak bardzo że uciekłem rejony marzeń i oderwałem się od realnego świata.
-Tak sobie to tłumacz Edek, że to wszystko moja wina.
-Niekoniecznie wszystko, ale po części się przyczyniłaś.
-Tylko dlaczego Edek gdy zacząłeś zażywać leki w takiej dawce w jakiej zalecił lekarz powróciłeś do normalności?
-Mariola chodzi o zapalnik, bo być może gdyby nie twoje narzekanie na moją bezczynność to mógłbym funkcjonować na tej o połowę mniejszej dawce.
-Edek, prawda jest taka że brałeś za mało leków i nie próbuj zwalać na mnie winy i szukać jakichś urojonych zapalników.
-Mariola, ja rozumiem,ale zauważ że wystarczyło raz zwrócić mi uwagę i ja bym zrozumiał,a nie ciągnąć tego i mielić tak długo tego tematu.
-Edek, ty mi chcesz dać do zrozumienia że nie można narzekać na twoje nieróbstwo bo ty popadasz wtedy w chorobę.
-Mariola, chodzi o gderanie, powiedz raz i koniec tematu, a nie spychaj mnie tym swoim narzekaniem na mnie w otchłań.
-Edek, dobrze już nie będę, ale pamiętaj o naszej umowie, zostało ci około jedenaście i pół miesiąca.
-Tego też mi już nie musisz przypominać, wiem, była umowa, jestem świadom upływu czasu, ale nie lubię nacisków i przypominania o terminach.
-Dobra Edek, to pamiętaj tylko tyle że ja pamiętam.
-Mariola, a widziałaś ile nazwoziłem Murieli różnych wiktuałów? Bo i suchy chleb i pasza i trochę zboża, nawet trochę nadpsutych jabłek.
-Zauważyłam Edek i pochwalam.
-Cieszę się że nie dodałaś że to stanowczo za mało z mojej strony.
-Edek, dobra, rób tyle na ile masz sił, ale pamiętaj też o mnie i miej na uwadze jaką ja wykonuje pracę i niech cię chociaż sumienie ruszy i zmotywuje do działania.
-Staram się pracować więcej nawet trochę zaniedbałem "Rozmyślania".
-Edek, to bardzo dobrze że zaniedbałeś "Rozmyślania" kosztem zadbania o dom, to bardzo słuszne Edek i oby tak dalej.
-Mariola, ale ty musisz na bieżąco doceniać żeby mnie to motywowało.
-Edek, czasami doceniam, ale nie myśl że będę na okrągło wszystko doceniać nawet to że umyłeś zęby.
-Ja się nie domagam, tylko chcę ci wskazać jak postępować ze mną.
-Edek, to ja ci wskazuje jak postępować ze mną i to jest trzy "P" praca, praca i jeszcze raz praca.
-Mariola, mieliśmy już do tego nie wracać.
-Ja ci tylko mówię jak masz o mnie dbać i oszczędzić mi nerwów.
-Mariola ja się staram.
-Staraj się Edek, staraj.

Mariola musiała zetknąć się z jakimś piszącym w psychiatryku. Była dwa razy, ale to częste że w psychiatryku ktoś pisze i dlatego ma zdanie że to wynik choroby te moje "Rozmyślania".Ja sam to często robiłem , ale wtedy gdy byliśmy razem to jestem pewien że wtedy nie pisałem. Żal mi siebie gdy sobie przypomnę że pierwsze zakupy będąc w domu wariatów to długopis i zeszyt. Pisałem farmazony,a później je niszczyłem gdy troszkę się podleczyłem. Wartość i przywiązywanie wagi ma ogromne znaczenie jeśli chodzi o pisarstwo psychiatryczne. Lekarze stażyści pytali właśnie; do czego mi potrzebne to pisanie, co z tym później zrobię i takie podobne pytania. Kiedy ktoś pisze to dla niego to ważna rzecz, stara się swoje płody w pierwszej kolejności dobrze schować i tym samym zabezpieczyć przed utratą. Nawet będąc w domu i pisząc swoje te swoje "Rozmyślania" staram się mieć kopie zapasowe, kilka kopii żeby zabezpieczyć przed nieprzewidzianymi okolicznościami. Różnie może być, jakiś wirus albo awaria. Dlatego dobrze też mieć kopię na pendrivie. To akurat jest chorobowe mam tego świadomość,ale Mariola o tym nie wie. Na pewno widziała w szpitalu piszącego i nawet może mieć negatywnie zabarwione wspomnienia kiedy widzi mnie jak klikam swój utwór. W dodatku przeczytała, wydało jej się dziwne i pierwsza myśl która przyszła jej na myśl to "choroba". Może mieć trochę racji, ja oceniam według siebie i mi się wydaje dobre, ale kto inny może mieć inne zdanie, na przykład że to wszystko, te "Rozmyślania", to wynik choroby i w pewnym sensie tak jest. Jednak biorąc pod uwagę że przygotowałem się merytorycznie dużo czytając i dużo rozmyślając i mam oryginalne zdanie na różne tematy, to trzeba przyznać że jakąś tam wartość to może mieć choćby jako ciekawostka. Ludzi może ciekawić co myślą ludzie chorzy na schizofrenię,jak wygląda ich świat. Może być opisane w książce medycznej w monografii na ten temat,ale to co innego kiedy opisuje człowiek chory własnymi słowami swoje spostrzeżenia na temat choroby którą jest schizofrenia. Jeśli ktoś by wyśmiewał moje "Rozmyślania" jeśli by go drażniły, denerwowały to może świadczyć że jakąś cząstkę szaleństwa nosi w sobie. Często poruszam denerwujące mnie problemy, najczęściej w walce o swoje zdrowie i noszę w sobie cząstkę tego co krytykuje. W mojej rodzinie z jednej i drugiej strony wariaci byli najczęstszym obiektem wyśmiania i krytyki być może dla uważnego obserwatora byłby to znak że noszą w sobie pewną dozę szaleństwa. Inną rzeczą jest obojętność czy współczucie choremu psychicznie,ale inne reakcje świadczą o jakimś problemie. Też co innego jest to że moje myślenie może śmieszyć,a co innego kiedy się ktoś wyśmiewa. Jak to mówią nie śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku...Tak, mogę powiedzieć że miałem wypadek. Przed wypadkiem owszem byłem mocno nienormalny, ale mogłem dobrze funkcjonować. Nie zachorowałem błyskawicznie z dnia na dzień, tylko staczałem się powolutku, do czegoś co mogę przyrównać tylko do śmierci choć nawet czegoś gorszego, bo bardziej bolesnego psychicznie. Miałem o sobie wysokie mniemanie, roiłem swoją sławę, ale doszło do tego że zaczęli się ze mnie wyśmiewać w telewizji i w radiu. Nie oficjalnie tylko za pomocą ukrytych znaczeń, wszystko co mnie otaczało nabrało głębszego znaczenia i każdy najdrobniejszy szczegół dotyczył przykrych dla mnie osobiście spraw. To oczywiście było sprawą subiektywnej interpretacji, ale świnie były podłożone wszędzie, papierek po cukierku leżący na ulicy miał swoje znaczenie mówiące o takiej a takiej przykrej sprawie z mojego życia, ten papierek po cukierku jednocześnie się ze mnie śmiał. Nie pamiętam czy przypadkiem nie przewróciłem się na jego widok. Pamiętam to przerażające rozebranie psychiki do naga i rozłożeniu na elementy,oraz tych elementów zabieranie przez przypadkowe osoby w stylu ja biorę to , a ja z kolei biorę to. Później nastąpiło urojenie wojny, nie takie rzadkie urojenie, strach i rozbiór Polski. To akurat było lato i mapki z rejonami gdzie jest susza wskazywały jak został podzielony kraj. Wkroczyłem w krainę koszmaru, gdy zamknąłem oczy pojawiła się postać uśmiechniętego jegomościa w białej koszuli i białej marynarce, który nawet się przedstawił i zaczął wszystko komentować jednocześnie się ze mnie naśmiewając. Pojawił się w moim życiu na jakiś czas, ale nigdy całkiem nie zniknął, trochę się nim stałem, można powiedzieć że przeszedłem na jego stronę. Teraz wiem że już by nic nie skomentował i nie wyśmiał mnie przy moim jednoczesnym smutku i przerażeniu, bo śmialibyśmy się razem. Niekiedy mam sny w których wsiadam do jego białej limuzyny i rozmawiamy. Gdybym nigdy nie przywiązywał do niczego powagi to to co mnie kiedyś spotkało nie byłoby takie przerażające. Jeśli chodzi o powagę to mam jej coraz mniej, staram się walczyć z powagą. Tak więc przeszedłem na stronę śmiechu, kpiny, szyderstwa,drwiny i nie żałuje, zrobiłem to
jakby instynktownie dopiero niedawno zdałem sobie z tego sprawę, uważam że to zdrowsze niż powaga. Być może jest możliwy też odwrotny przypadek gdy ktoś jest komediantem, popada w chorobę i halucynuje poważnego jegomościa w czarnych szatach. Nie wykluczam niczego to bardzo dziwna choroba i jeszcze dokładnie nie poznana. Myślę że lepiej mieć halucynacje słuchowe czy wzrokowe i się śmiać niż płakać lub się bać i panikować. Plus tej wojny którą przeżyłem i tych rozbiorów jest taki że gdyby zaistniała wojna w prawdziwym świecie to jestem na nią psychicznie przygotowany. Skoro tylu ludzi wpadło w panikę z powodu wirusa to co by było gdyby wybuchła prawdziwa wojna? Może każdy jest wnukiem lub synem II wojny światowej i gdzieś tam głęboko doskonale wie co się czuje kiedy wybucha wojna, szaleniec nie cieszy się z wybuchu wojny kiedy wie że może ona dla niego oznaczać śmierć. Zdrowy człowiek może chcieć wojny, gdy wie że coś na tym zyska, gdy chce walczyć za ojczyznę lub nawet zginąć na wojnie za ojczyznę, ale czy on aby na pewno jest zdrowy?Nie ma dla mnie stawki większej niż życie i racjonalnie myśląc gdyby wybuchła wojna to do czasu wyłonienia się pewnego zwycięzcy pozostałbym w ukryciu, po wyłonieniu się pewnego zwycięzcy bez wahania przeszedłbym na jego stronę lub nawet nie musiałbym przechodzić tylko pozostać na swojej stronie swojej ojczyzny. Zmartwieniem jest jednak broń, gdyż ktoś może użyć takiej broni która by dosięgnęła mojej kryjówki.

**********************************************************************************************************************
ROZDZIAŁ 4

-Edek, przybywa ci zajęć.
-A co trzeba zrobić ?
-Trzeba czasami wyprowadzić Murielę.
-Jak to wyprowadzić Murielę ?
-Bo wiesz Edek jak ją wytresowałam i załatwia się na zewnątrz domu.
-To nieprawdopodobne, tylko mam nadzieje że nie załatwia się w tym samym miejscu.
-W tym samym, w rogu ogrodu za domem, tam gdzie nikt nie chodzi.
-To ciekawy pomysł, a czego ją jeszcze nauczyłaś?
-Chodź do chlewu to ci pokażę.
-Jestem bardzo ciekawy.
-Muriela, podaj łapę.
-To niesamowite Mariola.
-Muriela, daj głos.
-Jestem pod wrażeniem.
-Muriela, kot.
-O proszę, ociera się jak kot.
-Nawet nie zauważyłem twojej częstej nieobecności, a ty w tym czasie...
-A ja w tym czasie tresowałam Murielę , jesteś pierwszą osobą która się o tym dowiaduje.
-Mariola, czy to nie za dużo? Wiesz że nie musiałaś tego robić.
-Edek, sprawia mi to przyjemność i jest czymś w rodzaju rozrywki.
-To bardzo dobrze Mariola, nie mam nic przeciwko żebyś kontynuowała tresurę.
-Edek, ja wiem że to trochę głupie, ale postanowiłam żebyśmy pobłażali sobie swoje wariactwa.
-Mariola, ja właściwie cały czas to miałem na myśli żeby taką właśnie nową regułę współżycia wprowadzić.
-Tak,tak, Edek, ty byś się nigdy nie przyznał do wariactwa według ciebie wszystko co robisz jest normalne.
-Mariola, bo widzisz skoro ciężko mi idzie praca fizyczna to próbuje innej pracy tego mojego pisarstwa które cię tak wkurza. Normalne jest zatem że chce coś robić.
-Edek, mam trochę inne zdanie,ale zaakceptowałam to twoje wariactwo jakim jest pisanie "Rozmyślań"
-Bardzo się cieszę że doszłaś w końcu do słusznych spostrzeżeń i akceptujesz to moje wariactwo.
-Tak Edek,w zasadzie nie miałam wyjścia.
-Słusznie, jak czegoś nie możesz zmienić to to zaakceptuj.
-Szkoda Edek że ty wszystkiego nie akceptujesz bo byś wtedy nie pisał.
-Mariola, niewykluczone że kiedyś wpłynę na poglądy kilku może nawet kilkudziesięciu ludzi.
-Edek, ale to byś nie mógł się przyznać że jesteś chory psychicznie.
-Mariola to być może wpłynę na pogląd o ludziach chorych na schizofrenię.
-To mądre Edek, ale jak chcesz tego dokonać?
-Mariola, po prostu pokazując siebie, swoje dziwne myślenie, opisując różne objawy choroby i co ja o nich jako chory sądzę.
-Edek, to mogłeś mi od razu powiedzieć, bo to nie takie głupie.
-Skoro ty wybrałaś drogę atakowania mnie to nie miałem możliwości wytłumaczyć sensu i celu moich "Rozmyślań", Mariola, zapamiętaj sobie raz na zawsze że ze mną trzeba na spokojnie.
-Edek, ja nie zawsze potrafię "na spokojnie".
-Mariola, to popracuj nad tym.
-Nie wiem Edek jak? Bo i tak jest bardzo spokojnie, czasami mówię ostre i nawet może bolesne dla ciebie słowa, ale nie
podnoszę głosu.
-Ja na przykład zawsze zastanawiam się zanim coś powiem i może powinnaś też się zastanowić zanim powiesz coś przykrego pod moim adresem.
-Dobrze Edek, trochę się zastanawiałam i mam pytanie, jak widzisz przyszłość swoich "Rozmyślań"?
-Mariola, mam jeszcze trochę czasu na pisanie jak się umówiliśmy, skończę, poprawię i będę szukał wydawcy.
-Edek ja się orientowałam i owszem wszystko można wydać, ale to kosztuje Edek.
-Ja to wiem Mariola dlatego będę się starał jak najkorzystniej wydać na początek ebook.
-Ebook to nie taki głupi pomysł, to mi mówi że myślisz logicznie i nie chcesz od razu wydać "Rozmyślań" w grubej skórzanej oprawie.
-Mariola, ty mnie chyba nie znasz.
-Co masz na myśli?
-Mam na myśli to że potrafię kombinować i jak skończę to już coś wymyślę żeby to wydać i jak tu się nie uda to spróbuje gdzie indziej, jak nie taka metoda to inna metoda.
-A jak myślisz Edek, czy łatwiej będzie napisać czy wydać?
-Mariola zwróć uwagę ile tego już mam, ile różnych rozmyślań na różne tematy. Mariola, ja też się wahałem, ale kiedy osiągnąłem pewien etap to stwierdziłem że teraz to już z górki.
-No tak Edek nie jest tego mało, ja myślałam że jak zwykle porzucisz po jakimś czasie.
-Tak Mariola porzuciłbym gdybym się pogubił,ale ja mam w głowie plan. Ty nie myśl tymi kategoriami że jestem chory coraz bardziej bo piszę i piszę, a zwykle było tak że po dwóch tygodniach kasowałem i cię wkurza że tak długo piszę.
-Tak było Edek, ale skoro mówisz że masz plan. Widziałam książkę taki poradnik jak napisać książkę może by ci się przydała?
-Absolutnie by mi się nie przydała, te moje "Rozmyślania" mają być oryginalne i chce sam iść swoją kocią ścieżką.
-To dlaczego wcześniej napisałeś coś i po jakimś czasie albo przestawałeś pisać, albo nawet kasowałeś?
-Mariola, to były jakby próby przed tym co robię teraz, dlatego musisz przyznać że mam pewną wprawę.
-Edek to ma sens, bo jak się do czegoś uparcie dąży to się często udaje.
-Mariola to dla mnie jak napad na bank, dużo razy się nie udaje, ale zyskuje się zawsze pewną wiedzę. Tym razem jestem mocno przekonany że się uda,ale masz rację, wydać swoje"Rozmyślania" to też może być trudne jak wydostanie się z tego banku z wszystkimi łupami.
-Edek, zaczynam w ciebie wierzyć że ci się uda, no może nie w kategoriach wielkiego sukcesu, ale jakaś grupa ludzi przeczyta. Przyznaje, chciałam cię odwieść od pisania wszelkimi możliwymi sposobami, ale teraz mnie zaskoczyłeś tym że masz plan i już nie będę się wtrącać w to co robisz.
-Mariola, naprawdę długo czekałem na te słowa.

Otwartość to dla mnie szalenie ważna, właściwa i cenna cecha. Ma to związek z komunikacją, aby komunikować się otwarcie, żadnych zdechłych ryb w prezencie jak to robią w mafii. Pamiętam jak dziś kiedy jechałem na rowerze będać w chorobie i zauważyłem leżący na drodze kawałek wstążki z wieńca pogrzebowego. Był to dla mnie jasny komunikat że ktoś chce mnie zabić. Już lepiej żeby ktoś wymazał na ścianie sprayem "Edek zabijemy cie" niż zobaczyć w chorobie taką wstążkę. Gdzieś to tkwi w ludziach żeby jakoś "pić do innych", nie mówiąc otwarcie przekazywać zrozumiały komunikat.
To jest dla mnie przekleństwo że odbieram takie wiadomości z przypadkowych rzeczy, rozmów ,sytuacji które mnie spotykają. Sygnały które ktoś zadając sobie wiele trudu stara mi się przekazać, jasne dla mnie komunikaty ośmieszające mnie lub nawet groźby. Zawsze wtedy pytam siebie samego; po co ktoś zadaje sobie tyle trudu? Czy jestem aż tak ważną osobą żeby ktoś tracił tyle czasu aby w zaplanowany sposób mi dokuczać? Czy wreszcie, co ja komu zrobiłem że ktoś chce mnie zabić? Czasami pomaga, problem w tym że nawet gdy już pozornie wyzdrowiałem, gdy już miną prawie wszystkie objawy
to gdzieś tam leży sobie jakiś kapsel z butelki piwa jako mały komunikacik. Trwa to kilka chwil nim otrzeźwieję i powiem sobie; to bzdura, żadne celowe działanie. Kto wymyślił "czarną polewkę" ? Dlaczego taka akurat wiadomość w formie kulinarnej zamiast prostych słów odmowy? Jak to się tak podoba to może posługujmy się systemem niewerbalnych znaków zamiast mowy. Właściwie robimy to cały czas, poznanie mowy ciała to cenna umiejętność i jak wiesz co oznacza konkretne ułożenie rąk czy nóg to nawet możesz to stosować aby coś zakomunikować. Człowiek mówi od wielu lat jest tyle języków i to już się znudziło? Dużo krócej posługuje się pismem czy to też zaczyna się nudzić?Uważam że lepsze proste nie, bo nie, zamiast dostać czarną polewkę i jeszcze musieć ją zjeść jeśli, ktoś nie rozumie mówiąc to krzyżuje ramiona na piersiach. Jedyne na co sobie czasami pozwalam to lekki domysł, mianowicie nie mówię i nie piszę wszystkiego, pozostawiam małe pole słuchaczowi czy czytelnikowi. Pisałem kiedyś nie pozostawiając nic w domyśle i zostałem skrytykowany, tak więc troszeczkę i rzadko pozostawiam. Czego nie cierpię to dłużyzny, oczywiście dzięki nim często czyta się opasłe tomiska,ale większą sztuką jest dla mnie pisać bez dłużyzn. Można mielić jeden temat czy jedną myśl w nieskończoność, często czytam i uświadamiam sobie w pewnym momencie że nie wiem już o co chodzi, zgubiłem się gdzieś i wracam nawet stronę wstecz by dowiedzieć się o czym on zaczął myśleć czy co opisuje. Ktoś może powiedzieć, co sam zresztą zauważam, że zdarza mi się przeskakiwać od myśli o czymś do myśli o czymś zupełnie innym czy wręcz tego przeciwności w ramach jednego rozmyślania. Może to źle,ale uważam że lepiej zmieniać temat niż przynudzać. Wracając do komunikacji to pozwalam sobie stwierdzić że w świecie urojeń, przynajmniej u mnie największy problem to problem komunikacyjny. Telepatia czy to ukryte komunikaty to główne znamiona tego mojego świata urojeń. Czytałem o badaczach schizofrenii którzy przyjmowali różne substancje jak na przykład LSD by choć trochę się przybliżyć do tego świata omamów i urojeń, do tego co jest moich chlebem powszednim i dużo by dali by choć jeden dzień być w mojej skórze. To godne podziwu. Ja zaś żeby pokazać ten mój świat schizofrenika musiałem stać się trochę badaczem, lekarzem, filozofem oraz posiąść jakąś umiejętność wyrażenia tego co czuję, co myślę jak i musiałem znaleźć swoją formę i styl. Uważam że to nie głupie być grubasem i mówić innym o zdrowej żywności, co jest zdrowe, a co prowadzi do otyłości. Grubasem który widzi wszystkie szkodliwe produkty, które od których przybiera się na wadze. Nienawidziłem kiedy lekarze pytali mnie o objawy mojej choroby, oraz żebym podał przykład, nie lubię być zmuszonym mówić o swojej ułomności i podawać przykłady tego co mi się przydarzyło, tego niewłaściwego myślenia. Twierdził magister że mówiąc o tym, o swoich objawach zyskujemy dystans. Nie wiem czy to prawda,ale sytuacja w której zostałem postawiony w przypadku kiedy muszę się zwierzać obcym osobom jest wielce krępująca dla mnie. Wymyślałem sobie jakieś historie i mówiłem to co chciałem. Co innego napisać, to mi przychodzi łatwiej i nie jest krępujące. Dalej twierdzę że to jest mówienie o swojej ułomności,ale nie przeczę że to może być dla kogoś ciekawe i to mnie motywuje. Oddalam się jednocześnie coraz bardziej od diagnozy że przyczyną są narkotyki, uznaje to jako jedną z przyczyn nie wiem jeszcze czy główną przyczynę. Owszem grubas jest otyły, bo lubił słodycze,ale też objadał się smalcem,często jadł hamburgery. Może z rozmysłem te narkotyki, żeby grubas potępił sam siebie i słodycze,nigdy więcej ich nie jadł,żeby stał się wrogiem słodyczy. Gdyby mnie ktoś obserwował od dziecka, gdybym prowadził dziennik od najmłodszych lat i zapisywał w nim co myślę i czuję, zapisywał te najskrytsze myśli,gdyby ktoś znał dobrze moją rodzinę, wtedy na pewno ten badacz orzekłby że moja choroba jest wynikiem splotu konkretnych niesprzyjających mojemu zdrowiu psychicznemu czynników. Spoglądając okiem lekarza trzeba by stwierdzić że w mojej rodzinie nikt nie był normalny, tak całkowicie normalny. Zresztą trudno znaleźć kogoś całkowicie normalnego na tym świecie i w tych czasach. Może żyje gdzieś ukryty w lesie w samotności jakiś całkowicie normalny człowiek. Gdybym miał szukać normalnego człowieka szukałbym go w lesie, w jakichś trudno dostępnych miejscach, może w dżungli. Normalnego człowieka zniszczyłoby otoczenie, środowisko, społeczeństwo. Tak by go długo kusili,namawiali, czy zmuszali aż uległby jakiejś chorobie. Z biegiem czasu rodzą się nowe uzależnienia, hazard już jest przestarzały, są uzależnieni od gier,od telefonu i facebooka i inni holicy, nawet pracoholicy. Uzależnienie jest ucieczką,ale też oparciem, jest świadomość że taka konkretna rzecz czy czynność wprawi mnie w konkretny nastrój. Ta świadomość że jest takie "coś" co da mi ulgę,sprawi że poczuje się lepiej, stanowi jakieś oparcie. Zwykle w sprawach uzależnień pomaga były uzależniony, czasami jakiś ukierunkowany psycholog. Opinie są takie że problem jest wtedy gdy takie uzależnienie prowadzi do zaniedbywania ważnych spraw, gdy uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Wiem na swoim przykładzie że są substancje po których funkcjonuje lepiej, po których pęka jakaś psychiczna bariera i mam siłę do pracy. Ogranicza mnie trudność w zdobyciu takiej substancji, która zabiera mi perspektywy dłuższego jej używania i daje koszmar jej nie używania gdy już się ją stosuje powiedzmy miesiąc. Drugą przyczyną że nie stosuje jest tolerancja, wiem że zwiększałbym dawki. Trzecią najważniejszą jest że "widać" to znaczy że zauważalne są moje odbiegające od stanu trzeźwości ruchy i zachowania. Gdy jestem pod wpływem alkoholu mam pragnienie jeszcze trochę wypić,a gdy jestem pod wpływem jakiejś substancji która daje mi ukojenie zawsze myślę, co zrobić żeby ten stan trwał wiecznie, do końca życia. Jakiś plan dzięki któremu będę mógł stosować tę akurat tabletkę najlepiej do końca, żeby już nigdy nie czuć przykrych uczuć, żeby zawsze być lekko odurzony. Wmawiała mi matka zawsze pamiętaj jak cierpiałeś z powodu brania, jakie bóle przechodziłeś gdy odstawiłeś i muszę powiedzieć że nie pamiętam tego bólu, pamiętam za to przyjemność, pamiętam te piękne chwile. Gdy tylko przypomnę sobie jedną z tych pięknych chwil od razu mam na coś ochotę. Lekarze nie potrafili powiedzieć która substancja wywołała chorobę, w ich opinii to dlatego że brałem różne substancje naprzemiennie i w tym może być dużo prawdy, ale nie musi. Zwykle wygląda to tak że bierze się jeden rodzaj narkotyku, lub przechodzi się drogę od jednego do drugiego nie wracając wstecz. Dalej jednak nie wiadomo, ale jak sobie przypomnę te moje próby wyjścia z nałogu opiatowego poprzez halucynogeny to pamiętam że wtedy jakieś zaburzenia się pojawiły. Dużo się wtedy mówiło i mówi się nadal o cudownych magicznych ziołach które pomagają pozbyć się nałogu. Nie miałem wtedy możliwości zdobycia tych ziół i próbowałem za pomocą grzybów halucynogennych osiągnąć ten efekt i owszem to mogło być zabójcze dla psychiki. Doszukiwałem się przyczyn też w tym że brałem substancje mocno uzależniające i jak poczułem że jestem mocno uzależniony odstawiałem je, trochę pocierpiałem i od nowa ta sama droga, chodziło mi o to by nie być bardzo uzależnionym i od dużych dawek, mogło mi to uratować życie, ale lepiej by było odstawić wtedy raz na zawsze. Ogólnie skłoniły mnie do takiego myślenia stany jakie przeżywałem po odstawieniu, szczególnie dziwne koszmarne sny i jakaś taka obojętność. Teraz żyje w takim właśnie dziwnym koszmarnym śnie i obojętność też mi towarzyszy zwłaszcza taka obojętność która przejawia się tym że mnie nic nie cieszy. Zdarzają się fascynacje jak wizja świniobicie,ale wraz z czasem blakną w mojej świadomości. Szczęście jest wtedy gdy się już nic więcej nie potrzebuje do szczęścia ponad to co się już ma.

-Mariola, ja chętnie wyjdę z Murielą tylko boję się że ucieknie.
-Edek, zapomniałam ci powiedzieć i szkoda że sam nie zauważyłeś że na stole w stodole leży smycz.
-Niestety nie zauważyłem. To chodź pokaż mi co i jak.
-Dobra Edek.
-Mariola, nie wiedziałem że aż tak można wytresować zwykłą hodowlaną świnię.
-Zobacz Edek, tak się zakłada smycz, bardzo proste i łatwe do zapamiętania.
-Mariola, byłoby przydatne nauczyć Muriele żeby na komendę leżała bez ruchu, bo sobie myślę żeby wymienić jej w najbliższym czasie słomę i dobrze by było gdyby mi w tym nie przeszkadzała.
-A pomyślałeś Edek co zrobisz z obornikiem?
-Pomyślałem Mariola, jest miejsce za domem taki betonowy jakby basen i tam dziadek dawał obornik,a później używał go do nawożenia.
-Wiem Edek,ale co dalej?
-Jak się nazbiera to nawet można sprzedać nie mówiąc już o tym że z "pocałowaniem ręki" każdy rolnik weźmie za darmo.
-Tak Edek, ale znowu to wymaga pomocy mojej mamy.
-Mariola, ja mogę dać ogłoszenie na tablicy przy domu ludowym,ale najlepiej zrobić komuś prezent. Twoja mama zna ludzi i na pewno jakiś jej znajomy się ucieszy z darmowego obornika.
-Zapytam Edek, jest dużo czasu,ale dobrze ustalić wszystko wcześniej.
- Mariola,ale jeszcze nie pytaj mamy, bo być może przyda się mi ten obornik.
-Niby do czego Edek?
-Kto wie czy nie posadzę sobie tytoniu.
-Edek ty już lepiej nie wymyślaj, w dodatku nie wiem czy wolno tak sobie posadzić tytoń.
-Mariola, ja się nie będę nikogo pytał o zgodę.
-Edek to cały ty, jeszcze powiedz że będziesz handlował tym swoim tytoniem.
-Tego nie powiedziałem.
-Edek, dobrze że masz mnie bo już byś dawno siedział gdzieś przez niektóre swoje pomysły.
-Jakie na przykład?
-Na przykład twoje plany pędzenia bimbru.
-Sam zrezygnowałem z bimbru, ale nie dlatego że to zabronione, tylko dlatego że wódka nie jest zbyt droga i nie pije się jej codziennie,ale jeśli chodzi o tytoń i jego cenę to całkiem słuszne wydaje się posadzić sobie i palić swój.
-Edek i jeszcze powiedz że przekonasz do swoich racji sędziego.
-Mariola, sędzia nie pojawił się w moich marzeniach,ale jestem pewien że nic poważnego by mi nie groziło ze strony wymiaru sprawiedliwości.
-Tak Edek, tylko jakieś marne dwa lata w jakimś psychiatryku na oddziale sądowym.
-Jak już to bym się spodziewał umorzenia.
-Edek znając ciebie to ty byś posadził tytoń, zaczął byś nim handlować, później byś posadził marihuanę i tak byś w to brnął aż do momentu w którym byś wpadł w ręce wymiaru sprawiedliwości i tego by ci na pewno nie umorzyli.
-Być może masz jakiś dar przewidywania, ale gdy moje "Rozmyślania" okażą się do bani to ja nie widzę przyszłości.
-To już sobie tak na boku kombinuj gdzie znaleźć pracę.
-Ja myślałem o pracy która wiąże się z moimi mocnymi stronami,a jak wiesz praca fizyczna nie jest moją mocną stroną.
-Edek, ja myślę że twoją najmocniejszą stroną jest unikanie pracy.
-Mariola dosyć, mieliśmy już nie poruszać tego tematu, ale swoją drogą zastanów się dlaczego tak jest że najbardziej dochodowe przedsięwzięcia są nielegalne?
-Bo są nielegalne i uczciwi ludzie się nie zajmują nielegalnymi rzeczami i zapomnij że zgodzę się na coś nielegalnego.
-Mariola, mam przykre myśli.
-Jakie Edek?
-Mariola, że są ode mnie dużo lepsi pisarze i ciężko mi będzie odnieść jakikolwiek sukces.
-Edek, ja to wiedziałam od początku i tylko czekałam aż sam do tego dojdziesz, bo nie chciałam cię dołować.
-Mariola,ale jest pewna rzecz w której ich przewyższam, tylko nie wiem czy to nie jest za mało.
-Jaka to rzecz Edek?
-Mariola doświadczenie życiowe,różne przeżycia, areszt, psychiatryki, schizofrenia, uzależnienie. Takiego Sołżenicyna czy Szałamowa czyta się i będzie czytać.
-No to wykorzystaj to w swoich "Rozmyślaniach" bo rzeczywiście stwierdzam że jeśli chodzi o przykre przeżycia to masz duże doświadczenie, ale te przykre przeżycia nie były spowodowane twoją mądrością, a wręcz przeciwnie i miej -tego świadomość.
-Mariola, nie zrozumiesz tego, ale jakiś magnes mnie przyciągał aby doświadczyć tego lub owego, leciałem jak ćma do świecy.
-Masz rację nie rozumiem tego.
-Wiedziałem Mariola, dobra, wychodzę z Murielą, smycz odłożę na stół w stodole.

Piękna wizja jest w głowach ludzi którzy nie doświadczyli psychiatryka, ten pokoik bez klamek, wygłuszony i cały wyłożony czymś miękkim. Widziałem takie coś na filmach, ale w rzeczywistości nigdy, choć byłem w wielu psychiatrykach.
Problem jakim jest agresja w stosunku do innych czy autoagresja lub próba samobójcza jest rozwiązywany w sposób znacznie prostszy i bardziej prozaiczny. Takim środkiem w wypadku niebezpiecznego zachowania jest unieruchomienie w specjalnych pasach. Tu technika poszła do przodu, nie ma już skórzanych pasów z klamrą, ale solidne szerokie i grube parciane pasy z zapięciem magnetycznym. Nie ma żadnych szans uwolnienia się i żeby inny pacjent uwolnił, Houdini by się nie uwolnił. Składają się z trzech części, na klatkę piersiową, w pasie z jednoczesnym unieruchomieniem rąk, i na nogi z ich unieruchomieniem. Pierwszy raz zetknąłem się z pasami na Izbie Wytrzeźwień, nie pamiętam jak dawno temu, ale pamiętam że to były pasy prymitywne ze zwykłym zapięciem, dosyć wąskie dwuczęściowe. Gdy pierwszy raz zostałem zapięty, zrodziła się we mnie myśl aby się ich "nauczyć" i potrafić wytrzymać w nich bardzo długo. W tym okresie życia Izby Wytrzeźwień zdarzały się często, a ja za każdym razem lądowałem w pasach, nawet starałem się o pasy, gdy mnie już mieli zwolnić robiłem się agresywny. Wytrzymywałem bez problemu kilka godzin, umiejętność cenna, potrafiłem poza Izbą Wytrzeźwień kilka godzin leżeć bez ruchu i brnąłem w to, aby posiąść umiejętność długiego leżenia bez ruchu. Jakiś czas później zacząłem bywać w szpitalach psychiatrycznych tam pasy to codzienność, ale czas przetrzymywania już o wiele dłuższy niż na izbie wytrzeźwień,ale bez problemu wytrzymywałem dobę. Aż do pewnego razu, otóż pojawiłem się pierwszy raz na oddziale szpitala dosyć daleko oddalonego od mojego domu,ale jego zła sława była mi znana. Byłem grzeczny i spokojny, nie trafiłem od razu w pasy, ale jakoś z jednym pacjentem wpadliśmy na pomysł aby spróbować się wypisać na własne żądanie. Rozmawiałem z lekarzem, poważnie wyglądającym jegomościem, który odmówił i nakazał położyć się do łóżka. Pomyślałem że owszem tylko zapale jeszcze w palarni papierosa, ledwo odpaliłem, a zjawili się sanitariusze i oświadczyli że idę w pasy. Co powiedzieli to zrobili, nie miałem obaw, przypuszczałem że rano mnie zwolnią, co tam jedna noc. Rano już tylko czekałem na obchód lekarski i na zwolnienie. Pojawiła się na sali ordynatorka, wytłumaczyłem się że nic złego nie zrobiłem, ona odparła że porozmawiamy później. Czekałem, czekałem i nic, dalej w pasach. Następnego dnia na obchodzie byłem już niespokojny i oczekiwałem rozmowy i zwolnienia z pasów. Nie stało się to czego oczekiwałem. Czwartego dnia pasów byłem już złamany, namówiłem innego pacjenta, aby z maszynki do golenia wyjął żyletkę i dał mi do rąk. Te pasy unieruchamiały ręce obok siebie na brzuchu. Jak prosiłem tak zrobił, dużo wysiłku wymagało abym się pociął dosyć mocno, podciąć żył nie dałem rady, ale krew broczyła obficie. Po jakimś czasie kazałem zawołać pielęgniarkę. Przybiegła jedna, później jeszcze dwie, obandażowały, przyszła ordynatorka i pojechałem do zszycia. Całą drogę myślałem, udało się , koniec męczarni. Po wszystkim w drodze powrotnej byłem bardzo zadowolony, bardzo słaby, ale zadowolony. Gdy wróciłem na oddział okazało się że z powrotem idę w pasy, a łóżko postawiono pod dyżurką personelu. Nie wiem jak to się stało, ale po jakimś czasie straciłem świadomość, wiem że majaczyłem, bo każdy popada w sen po kilku dniach pasów, nieustanny sen i majaki, wołałem kolegów, coś mówiłem, rozmawiałem, tyle tylko wiem od pacjentów. W pasach spędziłem coś około ośmiu dni, jak później starałem się ustalić. Okazało się że jeśli chodzi o ten konkretny oddział to wcale nie tak długo. Ja jednak zostałem złamany i zacząłem panicznie bać się pasów. Pamiętam że ocknąłem się gdy mnie zwalniali, kazali uważać i polecili pacjentom aby mnie asekurowali gdy będę robił pierwsze kroki. Zrobiłem dwa kroki i musieli mnie podtrzymać bo bym się przewrócił, pielęgniarka się śmiała i powiedziała, a nie mówiłam ha ha ha... i tak krok po kroku próbowałem chodzić, nie trwało to długo nim znowu wszystko wróciło do normy, ale ja zostałem raz na zawsze złamany jeśli chodzi o pasy. Pamiętam że w tym szpitalu na tym konkretnym oddziale byłem najdłużej z wszystkich szpitali wolnościowych, bo tylko na podsądnym byłem dłużej. Leczenie trwało dokładnie trzy miesiące i dwadzieścia dni. Gdyby takie pokoje "bez klamek" istniały to ja bym chętnie w takim posiedział z ciekawości i może nawet wolałbym niż zwykła szpitalna sala z innymi pacjentami, ale takiego czegoś nie ma w Polsce. Są za to "pasy", wydaje mi się że to i tak lepsze niż stać bez ruchu na apelu w obozie koncentracyjnym, ale nie doświadczyłem to mogę tylko przypuszczać że "pasy" są lepsze. Przypuszczam też że "pasy" są w wielu szpitalach nadużywane, są karą lub sposobem na uniknięcie problemów jakie stwarza pacjent, choć to ostatnie już chyba nie ma sensu, bo wiem że ktoś mądry wprowadził przepis że pacjenta unieruchomionego trzeba doglądać co jakiś czas, nie wiem czy 15 czy 30 minut. Pamiętam, skarżyły się pielęgniarki na ten głupi przepis. Z pielęgniarkami to różnie bywa są takie które dobrze wypełniają swoją rolę i też takie które uwłaczają temu zawodowi. Jeśli chodzi o lecznictwo psychiatryczne to przypuszczam że starają się o stanowisko pielęgniarki osoby które nie lubią się przemęczać. Pamiętam taką której szczególnie nie lubiłem, nie tylko ja zresztą, kiedyś zbierała ubrania do pralni, każdy miał swój numer wypisany na odzieży w celu późniejszego sortowania i ten numer jej podawał i ona zapisywała co oddaje do pralni. Sposób w jaki ona pytała o ten numer budził u mnie skojarzenia jak gdyby to pytanie było żadne w niemieckim obozie zagłady. W tym pytaniu była pogarda, w tym pytaniu był rozkaz, w tym pytaniu była groźba, w tym pytaniu było poniżenie czyli to wszystko co powinno wychodzić z ust obozowej SSmanki w stosunku do więźnia. Najgorzej wspominam pielęgniarki z tej zapadłej dziury gdzie byłem długo leczony sądownie, zwłaszcza pielęgniarki które pochodziły ze wsi. Z resztą nawet jak była z tego małego miasteczka to udawała wielkomiejską światową damę. Jedna tłumaczyła że oddział jest sądowy i ona jest funkcjonariuszką. Niektórzy mówili do nich per siostro, nie lubiły tego,ale lubiły tłumaczyć jakie to jest staroświeckie, zwłaszcza te "światowe damy" nie cierpiały żeby do nich "siostro".

-Edek jakie zło cię przyciąga na chwilę obecną?
-Nic mnie nie przyciąga, piwa bym się napił.
-A więc alkohol, dzisiaj nie piątek, a zatem absolutne "nie" z mojej strony.
-Ale wreszcie się ładna pogoda zrobiła i tak pomyślałem że można by się napić w ten ciepły letni wieczór.
-Oczywiście że można się napić, ale nie alkoholu.
-To zrób mi mocną herbatę.
-Herbata to już lepiej.
-Ja myślę Mariola że do uzależnień trzeba mieć predyspozycję, ja wiem na przykład że od alkoholu bym się nie uzależnił.
-Tak ci się tylko wydaje Edek, gdybyś pił codziennie to byś się szybko uzależnił.
-Nie dałbym rady pić codziennie, alkohol jest dobry raz od czasu, a nie dzień w dzień.
-To dobrze że się zgadzamy,ale co byś nie mówił to dzisiaj wykluczone.
-Mariola, takie najgorsze zło mnie nie przyciąga.
-A co jest najgorszym złem według ciebie?
-Zabójstwo i samobójstwo.
-Zgadzam się że to największe zło.
-Często się słyszy o tym uczuciu jakie towarzyszy zabójstwu, że ktoś kogoś zabił i wie jakie to uczucie. Ja tak myślałem i na samą myśl poczułem strach, ten strach że się wyda kto zabił, że znajdą zwłoki, strach ukrywania się...
-Edek, mnie przeleciał strach że ty w ogóle myślisz o takich rzeczach.
-Mariola, poznałem kiedyś kilku morderców i jedne co czuje to ciesze się że nie jestem na ich miejscu, bo oni nadal odbywają karę czy przebywają w psychiatryku sądowym.
-Szkoda że tylko kara cię boli, bo chodzi też o sumienie, powinieneś też myśleć o wyrzutach sumienia po takim czynie.
-Gdybym zabił jakiegoś złego człowieka to wątpię czy miałbym wyrzuty sumienia.
-Nie ty jesteś Edek od karania złych ludzi, od tego są sądy, prokuratury i więzienia.
-Mariola nie każdy zły człowiek to przestępca.
-A jacy są źli ludzie nie przestępcy?
-A bo ja wiem, jeden facet mojej mamy był zły, ale nie był przestępcą.
-I miałeś ochotę go zabić.
-Mariola wielką ochotę miałem by go zamordować.
-A co on ci takiego zrobił?
-Gnębił mnie jak tylko potrafił i gdy dowiedziałem się że umiera w szpitalu na zapalenie płuc to się cieszyłem, ale okazało się że przeżył i byłem zawiedziony.
-Edek nie powinieneś nikomu życzyć śmierci.
-Dlaczego?
-Bo tak się nie robi i już.
-Dobrze Mariola że odciągasz mnie od złych rzeczy. Masz jakiś swój dobry rozumek i jakoś się równoważy z moim czasami może złym rozumem.
-Ja ci dam "rozumek" ha ha ha Ja jestem wielkim mózgiem tego domu, wszystko na mojej głowie, nie wiem Edek jak ty byś sobie poradził beze mnie.
-Jakoś bym sobie poradził, trudno mi powiedzieć jak, ale jestem pewien że to by wymagało takich umiejętności jak robienie sobie jedzenia,robienie zakupów, płacenie rachunków i inne, nie wiem czy to by była dla mnie mała czy duża trudność.
-Edek tobie większość czynności sprawia trudność.
-Nie myślmy zatem o tym Mariola, cieszmy się pięknym zachodem słońca.
-No rzeczywiście piękny zachód.

Nie jestem za karą śmierci, uważam jednak że mordercy powinni być długo izolowani co się też i dzieje. Miałem okazję przebywać w jednej celi z mordercą który miał dwadzieścia pięć lat i dostał wyrok dwadzieścia pięć lat bezwzględnego wiezienia. Początkowo była to kara piętnaście lat pozbawienia wolności i on się cieszył, przyjechał z rozprawy zadowolony, oczywiście od razu go wzięli na rozmowę z psycholożką i przyszedł jeszcze bardziej zadowolony. Zbrodnia ze szczególnym okrucieństwem, rodzina ofiary wniosła zażalenie, minister sprawiedliwości się wstawił i sąd wyższej instancji karę podniósł do dwudziestu pięciu lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Tak sroga kara oznacza bezpowrotnie zniszczone życie, powinien żałować, ale czy żałuje? Na pewno już żałuje, a jak jeszcze nie żałuje to pożałuje swojego czynu ma całe dwadzieścia pięć lat żeby pożałować. Kilku z poznanych mi morderców mówiło że to był wypadek, że nie chcieli, ale był też i taki który otwarcie twierdził że wiedział że kogoś zabije, ale nie przypuszczał że akurat tę osobę. Jednemu mordercy którego poznałem w psychiatryku dokuczali rodzice i zabił ich siekierą gdy spali, mówił że w ogóle się nie bronili, często dziwi morderców gdy ofiara się nie broni. Nie znam przepisów, ale chyba każdy morderca musi przejść obserwację psychiatryczną. Gdy się okaże że jest chory psychicznie trafia do szpitala psychiatrycznego na oddział sądowy, ale nie tak pięknie mu się upiekło, gdyż drogę rozpoczyna od ROPS-u, Regionalnego Ośrodka Psychiatrii Sądowej w zależności od lekarzy po jakimś czasie może przejść na odział psychiatrii sądowej o wzmocnionym zabezpieczeniu i dopiero stamtąd na oddział o podstawowym stopniu zabezpieczenia. To długa droga i ten ostatni odcinek podstawowe zabezpieczenie w cale nie musi być taki fajny, można wyjść z grupą na spacer i są inne przywileje, ale tam gdzie byłem ten ostatni stopień był gorszy od tego na który trafiłem wcześniej czyli oddziału o wzmocnionym stopniu zabezpieczenia. Jednemu się upiekło,ale popełnił przestępstwo małego kalibru, trafił do szpitala psychiatrycznego na oddział sądowy, gdzie okazało się że jest zdrowy. Nie przyjmował żadnych leków tylko po prostu siedział jak w więzieniu, swoje musiał odsiedzieć pierwsza opinia i go zwolnili, osiem miesięcy w sumie to wszystko trwało. Ja byłem chory i musiałem odsiedzieć swoje dwa lata, tam każdy chory startował od dwóch lat, tak jakby już na wstępie wiedzieli ile ma odsiedzieć, co zrobił i ile przy wzorowym zachowaniu, gdy są komplikacje to oczywiście dłużej. W dodatku nie tak łatwo jak w więzieniu,gdzie ma się wyrok i siedzi się w najgorszym wypadku całość, tam trzeba się było starać o zwolnienie. Chodziłem po korytarzu, wpatrywałem się w podłogę i myślałem tylko, kiedy to się skończy? Rankiem z lubością zamykali sale żeby pacjenci nie leżeli, salowy mył podłogę korytarza, wydzierał się na cały oddział gdy ktoś nadepnął na mokre miejsce. Mył długo z przerwami, kiedy trwały niby zajęcia, każdy robił co chciał tylko nie wolno było chodzić po korytarzu gdzie salowy myje podłogę. Terapeutki albo coś robiły, jakieś prace ręczne z kilkoma pacjentami lub oglądały telewizję. Dobrze było zając krzesło, lub fotel w innym wypadku trzeba było stać lub chodzić. Ta niechętnie otwierana co dwie godziny na kilka minut palarnia i wypowiedziane stanowczym tonem, wychodzimy, zamykam. Jednej terapeutce która już trąciła zapachem starości przeszkadzał dym, musieli założyć w palarni większy wentylator, kiedyś otwierali palarnie co godzinę, ale ta sama podstarzała terapeutka stwierdziła że co dwie godziny palarnia powinna być otwarta i tak się stało. Zdarzało się że ktoś dostał zgodę na wyjście do miasta z terapeutką, bardzo rzadko ktoś dostał, ale gdy się ktoś dostał zgodę to wychodziła z nim najczęściej ta starsza terapeutka, przy stoisku czy przy ladzie zawsze gestem informowała sprzedawcę czy sprzedawczynię że jest z wariatem, sprzedawcy się uśmiechali na ten gest, a wariat oglądał towar. Na zebraniu społeczności pacjent mógł się wypowiedzieć, mieć wolny wniosek, ale też wypowiadał się personel i wtedy dochodziło do jakichś zmian, zawsze na gorsze dla pacjentów, nie pamiętam ani jednej zmiany na lepsze. Był taki jeden salowy małego wzrostu który się wydzierał na pacjentów od samego rana do końca zmiany, gdy tylko się obudziłem za piętnaście siódma jego już było słychać, ktoś coś rozlał, lub domagał się czegoś zawsze było nieprzyjemne darcie pyska. Mało tego, pacjenci pełnili funkcje na przykład co tydzień alfabetycznie po nazwisku ktoś zostawał przewodniczącym i taki przewodniczący po prostu wyręczał personel i terapeutki, prowadził gimnastykę poranną, zmywał stoły po posiłkach, budził, zwoływał na zajęcie, posiłki i leki, nosił wózek z lekami i wykonywał kilka innych czynności. Byłem kilka razy przewodniczącym i nienawidziłem tego. Psycholog na każdym zebraniu społeczności chwalił przewodniczącego jaką pokazał wielką energię,że nie spodziewał się tego i zastanawia się żeby jeszcze dodać jakąś czynność do obowiązków przewodniczącego. A jak personel przyłapał że ktoś leży w łóżku podczas zajęć to ów miał spore kłopoty, personel był wrogiem leżenia w łóżku. Sale były myte i najczęściej zamykane, korytarz był myty i nie wolno było po nim chodzić, salowy narzekał że nie jest tak jak kiedyś że sale były zamykane o ósmej i otwierane po obiedzie, było tak kiedyś, ale mnie ominęła ta chyba jedyna zmiana na lepsze. Gdy się znalazłem na oddziale o podstawowym stopniu zabezpieczenia istniał już kilka lat, na oddziale wzmocnionym wiedzieli że akurat ten odział na który miałem przejść jest najgorszą z wszystkich opcji, sprzeczali się że niby jest jakiś jeden odział w Polsce gorszy inni mówili że u kierownika X. jest najgorzej w kraju jeśli chodzi o podstawowy stopień zabezpieczenia. Ja mówiłem że skoro na "wzmocnionym" byłem tylko pół roku to na "podstawie" też mi się uda po pół roku, mówili że co najmniej dwa lata i okazało się że byłem tam dwa lata i kilka dni. Tak jak mówili, nie spodziewałem się że aż tak długo. Cieszyłem się że magister kazał mi jako jednym z nielicznych chodzić na indywidualne zajęcia przygotowujące do opuszczenia szpitala,ale te indywidualne zajęcia,raz w tygodniu około godziny trwały ponad rok. Większość którzy opuszczali ten oddział była przenoszona do DPS-u kilku do ZOL-u, w ciągu dwóch lat na wolność wyszły dwie czy trzy osoby ja byłem trzeci lub czwarty, już dokładnie nie pamiętam, ale fakt że spośród pięćdziesięciu pacjentów w ciągu dwóch lat wyszło trzech czy czterech na wolność, to trochę powinno być niepokojące dla jakiegoś nadzoru takich placówek. Ale kto tam się przejmuje wariatami? W psychiatryku nie powiedzą do ciebie "proszę pana" ani salowy, ani pielęgniarka i nie przeszkadzaj im gdy rozmawiają i piją kawę na dyżurce. Lekarz może mówić do ciebie per"pan" żeby zachować pozory, psycholog też może mówić, ale dla innych jesteś nikim, takie byle co, wariat, nienormalny człowiek. Każdy wie, każde dziecko wie, że wariatowi nie należy się szacunek, z wariata należy się śmiać.
Bywa i tak że schizofrenik przed zachorowaniem miał tęgi umysł i skończył medycynę, ale gdy zachoruję na schizofrenię lekarz to w środowisku lekarskim jest skończony, nie słyszałem o schizofreniku psychiatrze, ale kto wie być może gdzieś żyje taki psychiatra. Żyje nie oznacza jeszcze że jest czynnym lekarzem, może być na rencie. Lekarz narkoman też się słyszy że się okazało,ale myślę że schizofrenik jest w gorszym położeniu.

-Halo, dzień dobry.
-Dzień dobry, słucham?
-Proszę pana chciałem zorientować się w cenie wynajęcie domku letniskowego na tydzień.
-Dopiero się zwolnią za dwa tygodnie. Na ile osób?
-A są jakieś posezonowe obniżki?
-Nie mam posezonowych obniżek.
-To będzie nas troje, ale tylko dwa łóżka.
-Jak to dwa łóżka, a trzecia osoba?
-To świnia wyśpi się byle gdzie, koc jej położę i będzie na nim spała.
-Halo...Halo..Halooo Proszę pana ja jeszcze raz bo coś przerwało.
-Proszę pana jak pan chce jakieś robić jakieś trójkąty i nazywa pan człowieka świnia, to ja panu nie wynajmę, ja nie głosowałem na PiS ale mam jakąś przyzwoitość.
-Ale proszę pana to prawdziwa świnia.
-Tak z ciekawości zapytam dlaczego pan tak otwarcie mówi na kogoś "świnia"?
-Ale to zwierzę na czterech nogach, taka wytresowana świnia do hodowli, coś jak pies,a nawet mądrzejsza.
-A jak samopas czy na smyczy? Bo to ciekawe pierwszy raz mam przypadek że ktoś chce przyjechać ze świnią.
-Na smyczy tak jak pies.
-A jak się załatwia?
-Tak jak psa się wyprowadza, wszystko jak pies.
-Ale na pewno nie taka czysta jak pies.
-Moja kobieta się nią zajmuje, kąpie, myje, zwierzę jest bardzo zadbane.
-A nie zrobisz mi pan chlewu z domku?
-W żadnym wypadku.
-Bo wiem pan że za wszystkie szkody pan zapłaci?
-Jestem tego świadom nie będzie żadnych szkód.
-To proponuje mały domek dwuosobowy. Kuchnia, łazienka, mały salon i sypialnia z dwoma łóżkami.
-A ile to będzie kosztować? Za świnie pan policzy?
-Jak się świnia wabi?
-Muriela.
-Bardzo ładne imię, pierwszy raz słyszę, reaguje na to swoje imię?
-Oczywiście że reaguje jak pies, tak jak mówiłem wszystko jak pies.
-Zgodzę się z ciekawości, chciałbym zobaczyć tą Muriele wytresowaną jak pies, zresztą lubię zwierzęta, mam nawet kota.
Jeśli chodzi o dopłatę to za Muriele dopłata będzie niewielka bo 50zł.
-Za cały tydzień.
-Tak za cały tydzień.
-A za nas dwojga mnie i kobietę.
-Sekunda..560 za tydzień to w sumie wyniesie 610zł na tydzień.
-To nie tak mało.
-Proszę pana w tej opłacie jest opłata za wszystkie media, prąd, woda, dostęp do internetu przez wi-fi, w domku jest telewizor...
-Dobra, zgadzam się, rezerwuję wynajęcie na tydzień za dwa tygodnie.
-To w poniedziałek za dwa tygodnie niech pan przyjedzie, jestem na terenie domków od ósmej do południa.
-Ok. to będę w poniedziałek rano. Do widzenia.
-Do widzenia.

Mariola się ucieszy, domek nad jeziorem na tydzień. Będzie mogła iść na plaże. Ostatnimi laty jesienie są piękne to może w tym roku też pogoda dopisze. Zawsze też można do ludzi,są budki z piwem i fast foodem, są też lepsze lokale.
Rowery wodne, kajaki, na pewno początkiem jesieni też można wynająć. Lato już się kończy i trzeba powiedzieć że nie było rewelacji, a poza tym wiosna była fatalna. Jezioro dobre, ale gdyby domek w górach to by było świetnie, ja uwielbiam góry, Mariola chce do ludzi to niech ma to jezioro. Nad jeziorem więcej atrakcji niż w górach, więcej ludzi, ale to też zależy od pogody, oby tylko dopisała. Pamiętam zamierzchłe czasy gdy byłem nastolatkiem, brało się rower i z kolegami jechało się nad jezioro. Nie wiem jakie teraz panują mody, ale wtedy liczyło się mieć wszystko od Levis'a i rower Scott. Z kolegów nikt nie miał Scott'a , ale jeździli nim co zamożniejsi wałem nadbrzeżnym i byli podziwiani z plaży. Jeśli chodzi o Levis'y to nawet ja miałem, spodnie i kurtkę, gdy ktoś kupił coś od Levis'a to wieczorem jechał w tym nad jezioro, nie jeździło się w upalny dzień w spodniach i kurtce nad jezioro dlatego jeździło się w tych ciuchach wieczorem. Pamiętam że mieliśmy lornetkę i obserwowaliśmy dziewczyny które też pojawiały się wieczorem na plaży, gdy były jakieś fajne to podbijaliśmy do nich w tych Levis'ach. Gdybym pozostał przy tym jeziorze i wiejskiej dyskotece to może nie skończył bym tak jak skończyłem. Stało się tak, a nie inaczej, z powodu urody dziewcząt z tej wiejskiej dyskoteki. Nie mogłem liczyć na te ładne, bo wszystkie były zajęte, chodziłem krótko z taką średnio ładną, ale nie pasowało mi to, już nawet nie chodzi o to że była puszczalska. Wszystkie które miałem były średnie, podrywałem i wychodziłem z dyskoteki na seks w jej domu, lub ustronnym miejscu. Zresztą na co miałem liczyć z moją urodą co najwyżej siedem na dziesięć,a wtedy miałem jeszcze pryszcze i rzadko chodziłem do fryzjera tak więc moja uroda wtedy to jakieś sześć na dziesięć. W późniejszym czasie wiele razy próbowałem zapuścić włosy, ale zawsze nadchodził czas w którym ojciec zabierał mnie do fryzjera. Kiedyś długie włosy u faceta się podobały, ale teraz to chyba obciach. Gdy się słuchało metalu to obowiązkowo należało nosić długie włosy, hippisi też nosili długie włosy. Gdy już chodziłem do szkoły w mieście to uczestniczyłem w nocnym życiu miasta, ale tylko do dwudziestej drugiej bo o dwudziestej drugiej trzydzieści odjeżdżał ostatni autobus do mojej wsi. Pieszo z miasta do domu mam jakieś trzy godziny drogi i często się zdarzało że chodziłem piechotą, bo nie chciało mi się czekać na pierwszy poranny autobus. Nie wiem dlaczego PKS nie wpadł na pomysł kursów nocnych, MZK ma kursy nocne choć trasę tego kursu lekko przejść pieszo, na pewno lżej niż trasę na wieś. Pociągi też nie kursowały, były jakieś pośpieszne, ale nie zatrzymywały się w najbliższej mi stacji w sąsiedniej wsi. Skazali mnie rodzice na życie na wsi i wiejskie rozrywki. Punktem lokalnej rozrywki był "Bar pod rybą" piło się tam dużo, niektórzy spędzali tam całe dni i noce, po niektórych przyjeżdżały żony z taczkami, ładowały spitych do nieprzytomności mężów na taczki i zawoziły do domu. Nigdy nie chciałem żyć w takim środowisku, ale nie miałem wyjścia. Ciężko też o kolegów szukających innych rozrywek niż wiejska dyskoteka, ale miałem jednego przyjaciela można powiedzieć z którym razem imprezowałem i nie raz szliśmy w nocy piechotą z miasta na wieś. Poróżniliśmy się, on za ostro poszedł w narkotyki i odebrał sobie życie. Reszta znajomych zaczęła się jakby oddalać, znaleźli sobie dziewczyny, ustatkowywali się, a ja dalej ćpałem i piłem. Znalazłem dziewczynę, ale było już za późno bo zaczęło mi odbijać, miała dużo znajomych na wsi i ostrzegali ją przede mną, niektórzy twierdzili że ja to już nie ten którym kiedyś byłem. Ostatecznie wyjechała do pracy za granicę, a ja z nią zerwałem, bo nie chciałem o niej myśleć. Towarzyszyła mi na samym początku choroby, gdy działo się źle, ale jeszcze sytuacja nie wymagała hospitalizacji. Wypadek miałem kilka lat później, wypadek to znaczy kiedy coś pękło, rozleciało się, poskładało nie tak jak trzeba i towarzyszyły temu "głosy" i halucynacje wzrokowe. Ten początek choroby wyglądał jak przemiana. To była zima, zaczęło się od problemów ze snem, nie wiedziałem z jakiego powodu, myślałem że dlatego mam problemy ze snem, bo odstawiłem narkotyki. Całą noc leżałem, gdy słońce zaświtało kładłem się spać i wstawałem gdy zachodziło. Po woli zaczęły pojawiać się paranoiczne myśli, uroiłem sobie że jestem atakowany przez niebezpieczną sektę ufologiczną,a we wszystko jest też zamieszana moja rodzina. Powoli zacząłem widzieć otoczenie w bardziej nasyconych barwach, zwłaszcza kolor niebieski był wręcz nachalny, coraz bardziej rzucał mi się w oczy każdy niebieski przedmiot. Doszło do tego że pozakrywałem różnymi szmatami i prześcieradłami wszystko co miałem koloru niebieskiego w domu. Matka, ojciec i siostra wystraszyli się mojego zachowania. Oskarżyłem ich że są w sekcie i próbują mnie wciągnąć, matka z politowaniem powiedziała żebym nie mówił tego dziewczynie, bo ją stracę. Nie mówiłem jej zatem prawie nic, ale ten klimat grozy narastał. Grzebałem w kontaktach rodziców, przeszukiwałem wizytówki w ich portfelach, numery telefonów,zapiski, im dłużej to robiłem tym byłem bardziej przekonany że to sekta. W końcu nie wytrzymaliśmy i ja i oni, zawieźli mnie do psychiatry. Opowiedziałem psychiatrze wszystko, przepisał leki, jego diagnoza na piśmie brzmiała, psychoza? Tak właśnie psychoza ze znakiem zapytania. Napisałem oświadczenie że rezygnuję z hospitalizacji i wróciłem do domu. Dostałem jakieś leki uspokajające i nasenne i powoli wszystko wracało do normy, takiej normy w której dało się funkcjonować, ale chore myślenie nie minęło całkiem, świat był piękny, kolory troszkę może zbladły, ale i tak były żywsze niż kiedyś. To był czas w mojej chorobie kiedy przed rozpadem osobowość "pęczniała", czytałem w jakiejś już może przestarzałej że właśnie przed rozpadem osobowość chorego często jakby pęcznieje. Nastała piękna wiosna, ja miałem dużo siły, zrobiłem w domu siłownię i regularnie ćwiczyłem, kondycja się poprawiła, siadałem na rower i potrafiłem wjechać na górę gdyż były ku temu warunki,a wysokość ponad 1200m.n.p.m, lekko przebiegałem kilka kilometrów. Przede wszystkim moje zdanie o sobie się zmieniło, teraz już miałem się za kogoś wyjątkowego, według mnie to że byłem z tą wiejską dziewczyną to był dla mnie mezalians. Strzygłem równiutko maszynką włosy na jeden centymetr i przyglądałem się w lustrze jaki jestem ładny, coraz bardziej się sobie podobałem. Kupiłem sobie nowe modne ubrania i miałem się za zajebistego faceta. Jednak nie było odzewu ze strony różnych pięknych kobiet, bo chętnie bym zostawił tę wieśniaczkę. Z żadnej strony nie było odzewu, koledzy też jakoś nie dostrzegali mojej wielkości, jeden powiedział nawet że mam się za "pępek świata". Wszystko było w porządku,ale były chwile że działo się coś dziwnego, czas jakby zwalniał i pojawiała się taka smuga światła za przedmiotami, nie czystego światła, ale jakby brudnego, jasnego z dużą ilością czarnych punktów. Były chwile że ktoś mnie śledził, a ja uciekałem na rowerze. Zresztą byłem przekonany że wszyscy mnie obgadują. Spowolnienie pojawiało się coraz częściej i trwało coraz dłużej. Nie było już żadnej poświaty tylko kilka godzin tego "zamulenia". Gdy dziewczyna wyjechała wróciłem do ćpania, narkomani widzieli i nie kryli się z tym że mają mnie za oszołoma, owszem byłem oszołomiony, miałem dużo energii,ale przychodził czas osłabienia i winiłem rozwodniony towar. Przed "wypadkiem" kiedy osobowość uległa rozpadowi miałem chyba dwa tygodnie zamulenia, popsułem komputer nie potrafiłem go już poskładać i do niczego się w tym czasie nie nadawałem. "Wypadek" spowodował trwałą utratę kolorów, wszystko stało się szare, znalazłem się w pogorzelisku, nie miałem już zupełnie sił i widziałem tylko szary kurz unoszący się w powietrzu. Ta szarość tak mnie przeraża że już po "wypadku" gdy choroba wracała usilnie wmawiałem sobie że ja też wracam do sekty i mocnej widzę kolory. Dużo bym dał by wrócić do czasu "napęczniałej" osobowości kiedy choroba się rozwijała do punktu kulminacyjnego którym był rozpad tejże osobowości. Przemiana i pierwsze objawy choroby mimo patologii wspominam mile. Myślę że wtedy w moim mózgu też zachodziły przemiany, a osobowość dotykały lekkie pęknięcia, powolutku się rozlatywało, pytanie, dlaczego to musiało się rozpaść? Nie mogło zostać "napęczniałe" ? Było tak pięknie, jak pod wpływem narkotyku i to dobrego narkotyku. Dlaczego jest psychoza maniakalno-depresyjna i po wspaniałej, jak mi opisywali chorzy, manii następuje depresja? Dlaczego musi się w głowie zepsuć do końca, do przeciwieństwa? Dlaczego mózg nie wytrzymuje pięknego kolorowego świata?

-Mariola.
-Tak Edek?
-Mam dla ciebie dużą niespodziankę.
-Co to za niespodzianka?
-Bardzo się ucieszysz.
-Tak?
-Chodzi o twoje pragnienie by się gdzieś wyrwać do ludzi. Mam zamiar je zaspokoić.
-Jak? No mówże wreszcie Edek?
-Jedziemy nad Jezioro na tydzień domek już zarezerwowany.
-Kiedy Edek?
-Za niecałe dwa tygodnie.
-Bardzo się cieszę. To super pomysł.
-Mariola, teraz twoja kolej żeby wszystko przygotować.
-No dobra Edek, tylko jest jedno "ale".
-Jakie "ale"?
-Ale co zrobimy z Murielą?
-Jak to co, zabieramy ze sobą.
-Edek tobie całkiem rozum odjęło.
-Załatwiłem z właścicielem, jest zgoda, Muriela jedzie z nami.
-Jak ty sobie to wyobrażasz Edek? Będziemy spacerować po plaży ze świnią na smyczy?
-Ja mogę wyprowadzać Muriele jak się wstydzisz, a gdy będziemy chcieli spacerować po plaży to zamkniemy ją w domku.
-No nie wiem Edek, będą nas mieli za wariatów inni wczasowicze.
-Już od razu wariatów, po prostu będziemy sprawiać wrażenie ekscentryków.
-Ty Edek jesteś ekscentrykiem i nie musisz udawać, ale ja to co innego, nie jestem ekscentryczna i nigdy nie będę.
-Ja Mariola chętnie pospaceruję z Murielą gdy będziemy nad jeziorem, ciebie nikt z nią nie musi widzieć.
-Ale sąsiedzi Edek.
-Kto by się tam przejmował sąsiadami.
-Ja się przejmuję.
-Jak zobaczą jakie sztuczki potrafi Muriela to będą mieli ubaw, to będzie dla nich atrakcje Mariola i nawet mogą chcieć dokarmiać Murielę.
-No nie wiem Edek.
-Mariola przecież ta nasza świnka to jak piesek, tak samo inteligentna o ile nie bardziej i też potrafi to co potrafią domowe psy.
-Edek, ale to świnia z wyglądu się bardzo różni od psa.
-Mariola, a wnętrze? Większość kobiet powtarza że liczy się wnętrze, a nie wygląd.
-Tak, tak, Edek, Ale to zupełnie co innego. Trochę będzie obciach, ale mimo to się cieszę z wyjazdu.
-Żaden obciach. Co innego gdyby Muriela nie była wychowana i na przykład cały czas kwiczała, albo załatwiała się gdzie popadnie,ale to porządna wytresowana świnia, zwierzak domowy.
-Nie przekonasz mnie do końca i będzie głupio jak ktoś zobaczy cię z Murielą na spacerze, a później zobaczy jak spacerujesz ze mną. A jak będą wytykać palcami?
-Mariola wyolbrzymiasz, nikt nie będzie wytykał palcami, sądzę że Muruiela wzbudzi zainteresowanie.
-Obyś się nie mylił Edek, obyś się nie mylił, a teraz zapytam czy jak zwykle masz jakieś zadanie dla mojej mamy?
-Nie Mariola, wszystko załatwiłem sam, zarezerwowałem i przekonałem właściciela żeby się zgodził na zakwaterowanie Murieli.
-Edek, cieszę się i już wszystko planuje.
-Szczególnie zwróć uwagę na karmienie Murieli, ja tam się obejdę bez jedzenia cały dzień, ale zwierzę to zwierzę i chodzi o to żeby tam niczego niestosownego nie zjadła czy pogryzła.
-Edek, ty też pomyśl i zrób większe zakupy paszy.
-Oczywiście Mariola ja ze swojej strony zadbam, zresztą to jezioro jest niecałe dziesięć kilometrów od domu i zawsze można podjechać w razie potrzeby coś zabrać z domu, a do Żywca bliziutko i ja już znalazłem sklep z paszami w Żywcu.
-No to brawo Edek, czyli ja mam się zająć naszym wyżywieniem, a o Murielę ty zadbasz?
-Mniej więcej.
-Dlaczego mniej więcej.
-Ja zadbam żeby było dla niej żarcie,a ty ją nakarmisz, wsypiesz jej paszy czy jak będą jakieś odpadki z naszego jedzenia.
-Dobra Edek, w końcu cały czas to robię czyli nic nowego.
-Cały czas to robisz i masz wprawę, a ja oczywiście zwiozę paszy, ale jeśli chodzi o karmienie to ty jesteś lepsza, bo ja bardzo rzadko to robię, zresztą jak widzę że ma dużo w korycie to nie ma sensu dosypywać paszy, a prawie zawsze ma dużo.
-Masz jeszcze jakieś ważne informacje organizacyjne?
-Tylko tyle że Muriela powinna być czysta, wykąpana i pachnąca.
-Pachnąca? ha ha ha
-Chodzi o to żeby nie śmierdziała.
-Zobaczę co się da zrobić.
-Właściwie to każde zwierzę śmierdzi, człowiek też śmierdzi, ale preparaty są, aby zabić ten smród.
-Nie spotkałam się Edek z szamponem dla świń.
-Mariola, czasu jest dużo to się zorientuj.
-W czym się mam zorientować.
-W kosmetykach dla Murieli. Jest internet, są sklepy internetowe i zawsze można znaleźć poradę jaki szampon będzie odpowiedni.
-A nie mogę jak zwykle umyć ja ciepłą wodą?
-Możesz Mariola, ale ja chce żeby to była świnia z klasą, wytresowana i pachnąca.
-No jak chcesz to mogę się zorientować.
-To tyle Mariola, wszystko już mamy ustalone, wyjazd w poniedziałek o godzinie ósmej za trzynaście dni.
-Dobrze Edek.
-Aha jeszcze jedno mi się nasunęło, gdy już wykąpiesz Murielę, zabierz ją na jakiś czas do mieszkania, aby się zorientować czy ona aby nie niszczy mebli i sprzętu, a gdyby tak się działo to oducz ją tego. Krótko mówiąc, przygotuj ją do spotkania z innym otoczeniem niż chlew.
-Nie ma sprawy, już kiedyś o tym myślałam, ale w końcu doszłam do wniosku że to głupota.
-W zaistniałej sytuacji to żadna głupota. Tak więc wszystko mamy ustalone.
-Ok. Edek. Cieszę się że wreszcie pomyślałeś o tym abyśmy wreszcie spędzili czas poza domem.
-Pomyślałem i zadziałałem.
-Niech ci będzie pomyślałeś i zadziałałeś.

Właściciel domków nie pomyślał o smrodzie, dobrze że ja pomyślałem, bo gdyby na miejscu wyczuł że Muriela śmierdzi to pewnie musiałaby przebywać poza domkiem. Ale co tam, chce zarobić, to musi zgadzać się czasami na takie różne nietypowe rzeczy. W sezonie letnim mógłby wybrzydzać, ale jesień się zbliża, ludzi coraz mniej. Dziwne jest że ludzie wydzielają smród i muszą się kąpać i perfumować. W dodatku zaskakuje mnie że narządy rodne nie pachną, natura powinna sprawić że genitalia wydzielają najpiękniejszy dla człowieka zapach i może tak nawet jest, ale na poziomie nieświadomym. Psy prawdopodobnie czują piękno takiego zapachu lub element niepokojący jeśli chodzi o zapach innego samca, ale ludzie świadomie czują tylko smród. Niektórym mężczyznom może nawet wydawać się że kobiety nie śmierdzą i tkwią w wielkim błędzie. Raz zaznałem bliskości z kobietą która śmierdziała zasuszonym potem, poczułem go tak mocno że później przez jakiś czas czułem go wyraźnie w miejscach gdzie przebywają kobiety. Tak więc wszyscy śmierdzimy i mężczyźni i kobiety. Jedna z najbardziej przykrych uwag to usłyszeć że się śmierdzi, ciekawe jest że często schizofrenicy bardzo się boją takiej uwagi, boją się też tego że śmierdzą i wszyscy w około to czują przez grzeczność nie zwracają na to uwagi, ale mimo wszystko są zniesmaczeni. Gdy paliłem marihuanę będąc już hospitalizowanym schizofrenikiem zawsze miałem tę obawę że śmierdzę. Jeszcze wcześniej, chyba pierwszym niepokojącym symptomem choroby psychicznej było to że ubrania brzydko pachniały świeżo po wypraniu. Później poszedłem na spotkanie grupowe agentów ubezpieczeniowych, a byłem na amfie i wydawało mi się że śmierdzę, że buty za bardzo napastowane i zasmrodziłem całą sale pastą do butów, musiałem wyjść przed końcem spotkania, bo tak mi było w związku z tym nieprzyjemnie. Bardzo dobrą metodą jest, aby pozbyć się kogoś z grupy, to dać mu do zrozumienia że śmierdzi. Sposób nie jest zbyt subtelny i często słyszałem jak mówili komuś że śmierdzi, a on na to, że nic nie czuje, to oni, że własnego smrodu się nie czuje.
Jednostka zostawała wyalienowana i najczęściej opuszczała grupę. Najłatwiej rozpoznać że ktoś się za wysoko zmierzył po tym że często przeszkadzają mu brzydkie zapachy. Jeśli chodzi o mnie to brzydkie zapachy prawie w ogóle mi nie przeszkadzają. Gdy byłem w tym najgorszym szpitalu na oddziale sądowym to często się zdarzało że obiad śmierdział, powąchałem i czuje dziwny zapach, skosztowałem i okazało się jadalne co wydało się jeszcze dziwniejsze, narzekali na zebraniu społeczności że jedzenie śmierdzi i mówiła oddziałowa że wie że śmierdzi, ale nic nie może na to poradzić. Tylko gdy było widać, po otwarciu jogurtu czy kefiru, pleśń to wtedy już można było zwrócić, wydająca posiłki salowa lub pielęgniarka mówiła, o nie, to do zwrotu, wszyscy oddają, bo też wszystkie były spleśniałe. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek śmierdział mi dym z papierosa, gdy jeszcze nie paliłem też mi nie śmierdział. Nigdy benzyna mi nie śmierdziała, a pamiętam kiedy byłem w tak koszmarnym stanie i położeniu i odurzałem się oparami benzyny wszystkim w około zwłaszcza mamie bardzo nie podobał się ten zapach, wstyd przynosiłem gdy poczuła go, a akurat byliśmy razem w sklepie. Ilu jest ludzi tyle jest zapachów, każdy ma swój zapach, ciało każdego pachnie inaczej. Nigdy nie słyszałem słów, jestem do ciebie wrogo nastawiony z powodu twojego smrodu, lub, nie lubię cię bo śmierdzi ci z ust, a tak właśnie chyba jest że zapach ma ogromne znaczenie. Przechodząc obok menela nastawiam nos czy jego smród jest wyczuwalny na odległość powiedzmy dwa metry, często jest wyczuwalny, zwłaszcza w lecie, to chyba dlatego że zwykle dosyć grubo się ubierają. Zresztą u nich częste są przypadki że upiją się tak mocno że nie kontrolują cewki moczowej, zdarzają się przypadki że ktoś dużo pije, jest w ciągu i się zesra w gacie, ale takie przypadki to margines. Jak wspomniałem urojone przeczucie wydzielania przykrych zapachów to częsty przypadek u schizofreników, uczucie że smród wylatuje z wszystkich otworów, smród nie zniknie nawet po kąpieli, bo śmierdzą buty czy kapcie, nikt mnie nie lubi bo śmierdzę. Z powodu mojego smrodu wszyscy wokół chodzą jakby byli obrażeni, nikt nie powie otwarcie, ale ja wiem że to z powodu tego że śmierdzę. Smrodem można nasiąknąć przebywając w śmierdzącym pomieszczeniu, takim śmierdzącym miejscem był u mnie na wsi "Bar pod rybą" pewnego razu przesiedziałem tam kilka godzin i w tym samym ubraniu poszedłem do szkoły, jeden się za wysoko zmierzył, wyczuł smród i mówił wszystkim że śmierdzę śmiejąc się, nic mu nie zrobiłem choć mogłem, a kiedyś się wpraszał do mojego domu na obiad, dostał to co chciał, ale nie pokazał wdzięczności. Ani nie śmierdzieć, ani nie pachnieć, tak zwyczajnie jak wielu. Muriela z pewnością zna mój zapach, świnie mają dobry węch ponoć nawet lepszy od psa, potrafią znaleźć pod ziemią trufle, mało tego grzyba w Polsce to nawet nie myślę o grzybobraniu z Murielą. Ale na żołędzie możemy się wybrać, ciekawe czy Muriela gustuje w żołędziach jak dzik. Jak już jestem przy zapachach jeśli chodzi o to pracę śmieciarz czy szambiarz to nieciekawe zawody, ale oni się przyzwyczajają do smrodu, po jakimś czasie przestaje im śmierdzieć. Zauważyłem że moje nozdrza pod wpływem alkoholu stają się czulsze i czasami gdy wypiję czuję zapach swojego domu, taki specyficzny, ani nie ładny, ani nie brzydki. Chyba każdy dom, gdy nie jest obwieszony odświeżaczami powietrza, ma swój specyficzny zapach, jakby przesiąknął zapachami lokatorów. Melina, smród meliny, uderzający już przy wejściu, nie raz byłem na melinie i zawsze śmierdziało, nie aż tak żeby nie dało się wejść, ale niemiły zapach był mocno odczuwalny. Gdy człowiek się boi wydziela nieprzyjemny zapach to fakt że tchórz śmierdzi, długotrwały strach równa się długotrwały smród. Nie rozpoznałem nigdy zapachu strachu, gdyż nie wiedziałem jak dana osoba pachniała gdy się nie bała, ale chciałbym kiedyś rozpoznać zapach prawdziwego strachu, tylko nie u Marioli, u kogoś kto nie jest mi bliski. Człowiek cały jest śmierdzący od stóp do ust i żyje w śmierdzącym padole.

-Edek, a ty masz w ogóle kąpielówki?
-Jakieś tam mam Mariola, ale raczej nie będę wchodził do wody głębiej niż po kolana.
-A jak będzie powiedzmy ponad dwadzieścia stopni, a woda będzie miała szesnaście, to dlaczego nie?
-Mariola po prostu, raz że wyrosłem, a dwa to to że nie chcę przeziębić tyłka lub jąder.
-Edek, wyrosłeś z pływania? Nie chcesz przeziębić jąder? ha ha ha
-Tak wyrosłem Mariola i nie słyszałaś nigdy o przeziębianiu tyłka i jąder?
-Tyłka tak, ale jąder nie.
-Ja gdzieś czytałem że ktoś przeziębił jądra i się żalił, a tyłka nigdy nie przeziębiłem, bo mi całe dzieciństwo powtarzali żebym nie siedział na zimnym betonie, bo dostane "wilka".
- I nie ciekawi cię Edek jak to jest dostać "wilka" do tyłka? ha ha ha
-Akurat to mnie nie ciekawi, wystarczy że nasłuchałem się opowieści jak to wygląda,a raczej jak boli taki "wilk".
-Edek powinieneś ubezpieczyć tyłek i genitalia. ha ha ha
-Jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie,ale nie aż tak. Kiedyś kolega, kiedy byłem w podstawówce, opowiadał straszną historię jak jemu kuzynowi wciągnęło jądro, wystraszyłem się i później cały czas sprawdzałem czy mam dwa w mosznie.
-Ha ha ha. Wciągnęło jądro powiadasz, tego jeszcze nie słyszałam.
-Po prostu jest takie zaburzenie, które charakteryzuje się tym że jądra z moszny cofają się do ciała i nagle macasz, a tu jedno jądro. To musi być przykre przeżycie.
-A pamiętasz jak mi opowiadałeś, gdy byłeś po kilku piwach, jak powiększałeś penisa? ha ha ha
-Z ciekawości robiłem ćwiczenia na powiększenie penisa, a i też obiecywali poprawę sprawności seksualnej. Chciałem się przekonać czy to prawda, bo jeśli chodzi o wielkość penisa, to jest to temat gdzie jest dużo bajek.
-Jakie więc jest twoje zdanie? Czy to prawda z tym powiększaniem za pomocą ćwiczeń? ha ha ha
-Moje zdanie jest takie że owszem jakieś powiększenie długości i grubości o jeden centymetr można osiągnąć po jakimś miesiącu ćwiczeń, ale jeśli chodzi o sprawność seksualną to u mnie jest to kwestia głowy.
-Kwestia głowy?
-Tak Mariola, to w głowie się rodzi podniecenie, a sprawność według mnie to kwestia częstego podniecenia.
-Masz rację,chciałbyś więc być często podniecony?
-A bo ja wiem, wystarczy mi tyle podniecenia ile mam, zresztą w moim wieku już przestaje się przywiązywać wagę do seksu.
-Edek, nie rób z siebie starego dziadka, masz dopiero czterdzieści lat.
-Mariola, lepszy stary dziadek niż erotoman gawędziarz.
-Edek, jedno nie wyklucza drugiego i często jest stary dziadek erotoman gawędziarz.
-Może i tak, ale lepiej być średnim, ani za mało pragnień, ani za dużo.
-Z tym się zgodzę, ale nie do końca, bo przecież kiedy ma się jednego partnera, a w dodatku seks nie szkodzi zdrowiu to dlaczego nie uprawiać go często?
-Dla umiaru, we wszystkim trzeba mieć umiar, nie raz mi się zdarzyło słyszeć o rozwodzie z powodu nie zaspokajania żony przez męża, choć seks uprawiali codziennie, ale ona chciała kilka razy dziennie i kto ponosi winę w takiej sytuacji?
-Chyba nikt Edek, po prostu się źle dobrali. A według ciebie kiedy rozwód jest z powodu oziębłości żony to kto ponosi winę?
-Winę ponosi przywiązywanie zbyt dużej wagi do seksu.
-Czyli według ciebie seks nie ma znaczenia?
-Oczywiście że ma, ale nie ma największego znaczenia.
-To co według ciebie ma największe znaczenie?
-Myślę że przywiązanie, dobre "dogadywanie" się, to że kiedy nie ma tej drugiej połówki to jedna połówka cierpi. Kiedy bym teraz umarł,a ty byś z tego powodu była pogrążona w długiej i głębokiej żałobie po mnie to by oznaczało że nasz związek był udany.
-Ale nie masz zamiaru jeszcze umierać?
-Jeszcze chcę trochę pożyć, umrę jak dostaniesz alzheimera. ha ha ha
-To nie było śmieszne Edek, nie myślmy o śmierci, cieszmy się życiem.
-Masz rację, cieszmy się życiem póki możemy.

Drugim najbardziej przerażającym słowem po słowie śmierć jest słowo kastracja, przynajmniej dla większości mężczyzn.
Mam przykre przeżycie z tym związane. Kiedy moja osobowość się rozleciała i popadłem w halucynacje wzrokowe i słuchowe, któregoś dnia zanim trafiłem do szpitala, próbowałem się onanizować z marnym skutkiem. Towarzyszyły temu głosy w głowie, że zostałem wykastrowany, że jestem tłustym eunuchem, że moja płeć się zmieniła i teraz jestem kobietą i temu podobne przykre komentarze. Nie wiedziałem że jestem chory i wszystko zwalałem na inne osoby, tak więc była to kara i mająca mnie poniżyć operacja bezdotykowa przeprowadzona przez pana X. z telewizji, któremu się naraziłem. Później pomyślałem że chce ze mną uprawiać seks i chce bym zmienił płeć. Różne mi przychodziły myśli. Zauważyłem że mam wgłębienie u nasady penisa i nie wiedziałem czy to na skutek operacji czy było ono zawsze, tylko nie zwracałem na nie uwagi. Ilekroć popadałem w chorobę wtedy zawsze było coś nie tak z moją męskością. Było też tak że akurat kiedy byłem w chorobie zrobiły mi się hemoroidy, czułem mrowienie i tłumaczyłem to tym że za pomocą specjalnego sprzętu elektronicznego pan x. się do mnie dobiera. Ten sprzęt był tajną bronią mającą na celu odbierać męstwo żołnierzom. To było dla mnie zbyt wstydliwe żeby mówić o tym kiedykolwiek i komukolwiek. Mogę się założyć że Mariola miałaby ze mnie ubaw gdyby się o tym dowiedziała, dlatego nigdy jej o tym nie mówiłem. Temat dobry dla psychoanalityka, a nie na rozmowę z lekarzem psychiatrą czy psychologiem, zresztą to i tak zbyt wstydliwe, chyba żeby psychoanalityk sam zasugerował czy aby przypadkiem nie miałem takiego, a takiego, konkretnego objawu choroby. Często szczypie się po penisie,ale staram się to robić tak aby nikt nie widział, odruchowo, lecz gdy nikt nie widzi. Może boję się o członka i sprawdzam czy jest na miejscu, a być może w taki sposób wyprowadzam się ze swoistego odrętwienia które mi często towarzyszy, być może szczypię się by sprawdzić czy to jawa czy sen. To już nie ten orgazm co kiedyś, gdy jeszcze osobowość była w całości, ale seks uprawiam jak już kiedyś wspomniałem w stylu godowym, w pewnych okresach częściej w innych rzadziej. Być może nawet czucie w narządzie mam słabsze, nie pamiętam jak było kiedyś, bo wtedy nie miałem potrzeby nic sprawdzać. Nie chciałbym być wykastrowany choćby oznaczało to że będę miał najpiękniejszy głos na świecie.
Nie ma dla mnie nic gorszego niż być tłustym kastratem i jakaś część psychiki wie o tym i mnie tym straszyła. Gdy sen jest zbyt koszmarny to człowiek się budzi, są pewne granice, ale gdy się śni na jawie w chorobie to nie ma granic i pojawia się wszystko co straszne. Świat jest pełen dziwactw i są tacy którzy chcą sobie odjąć organy, bo twierdzą że są kobietami zaklętymi w ciele mężczyzny. Raz miałem sposobność poznać transwestytę i nawet przebywać z nim w jednej celi i być wtedy tam jedynym powiernikiem tej tajemnicy, bo poznałem go wcześniej w szpitalu psychiatrycznym, gdzie nie krył się ze swoją orientacją. Nie powiedziałem nikomu w areszcie, on musiał się komuś się przyznać, bo wyczułem że cała służba więzienna, od klawiszów po wysokie kierownictwo, wie o tym. Ja go nie zdradziłem, nikomu nie powiedziałem. Miałem okazję go obserwować i nie mogę powiedzieć, tak, to jest kobieta w ciele mężczyzny, bo jeśli chodzi o psychikę to przebijał kobietę, po prostu nie poznałem nigdy tak dobrze ułożonej i stabilnej emocjonalnie kobiety. Można się z nim było ze wszystkim dogadać, budowy był drobnej i dosyć niski i raczej do walki nie był skory, sytuacja wymagała też żeby był pokorny, ale on był prawie idealny. Nie jestem amatorem aż tak dziwnych zachowań bym się z kimś wiązał wiedząc że zmienił płeć, ale z pewnością są amatorzy właśnie takich kobiet w ciele mężczyzny, które przeszły lub nie przeszły operacji zmiany płci. Ten transwestyta miał ciężki zarzut zabójstwa i dowiedziałem się gdy zmieniłem cele, po powrocie z aresztu z oddziałem psychiatrycznym,od jego kolegi, który był niesłusznie oskarżany o współudział, że sprawa wyglądała inaczej niż wypadek o którym ciągle mówił. Była domówka, był alkohol i narkotyki, jeden z biesiadników powiedział temu trasnowi że nigdy nie będzie prawdziwą kobietą, on wpadł w szał, rozbił butelkę i tulipana wbił mu w szyję, uszkodził tętnice i ów po tygodniu zmarł. Co miał z kobiety to chyba taką naiwność że czegokolwiek dokona, że przekona do swoich racji, wytłumaczy się, po prostu naiwna wiara w siłę rozmowy przy tak beznadziejnym przypadku. Ale tam większość miała taką naiwność, może nie tak mocną jak on, ale miała. Jeśli chodzi o zarzut zabójstwa to on dawał sobie najkrótszą odsiadkę, bo tylko dwa lata psychiatryka. Ja mu tłumaczyłem że dwa lata w psychiatryku to będę siedział ja za dwa siniaki,a on posiedzi minimum dziesięć,ale on twierdził że kiedy opowie im o swoich planach życiowych to go zwolnią po dwóch latach. Był i drugi optymista, za napad rabunkowy i zabójstwo dawał sobie łącznie z aresztem cztery lata. Sąd weryfikuje takie marzenia i wyrok jest znacznie wyższy, wtedy nogi uginają się pod wpływem wrażenia usłyszenia dużej liczby lat kary pozbawienia wolności. W gazecie pisze że grozi dożywocie,a on daje sobie cztery lata, nie wiem czy chciałbym być takim optymistą, bo jak on usłyszał że nie cztery, a dwadzieścia pięć lat to musiał się załamać. Kiedyś czytałem o jakimś kraju trzeciego czy czwartego świata gdzie za przestępstwa nie wsadza się do wiezienia tylko amputuje części ciała i było zdjęcie jak za napad odcięto prawą rękę i lewą nogę, zdjęcie było przerażające i bałbym się odwiedzić ten kraj. Amputacja to chyba trzecie najgorsze słowo zaraz po kastracji. Choć może nawet wolałbym amputacje lewej nogi, niż ten popsuty mózg, na nogę jest proteza, a na mózg jeszcze nie ma protezy. Dałbym sobie wszczepić jakiś implant do mózgu żeby tylko pozbyć się tej świni schizofrenii. Lobotomia,przecięcie połączeń w mózgu, tyle dla nas zrobili ludzie nauki, wszczepianie czipów będzie pewnie za tysiąc lat, albo i nie. Nawet nikt nigdy nie zapytał czy oddam mózg do badań po śmierci, choćby do trenowania wszczepiania implantów, oddałbym, z innych organów nie było by dla nikogo pożytku, ale mózg myślę że przydać by się mógł. Gdyby na schizofrenię chorowało powiedzmy piętnaście procent ludzi to być może ten najlepszy lek, lepszy od tych co już są by był, ale jeden procent, w dodatku raczej miernych ludzi, to dla tych wszystkich naukowców nie ma większego sensu.

-Edek, nad jeziorem kiedyś były organizowane skoki na bungiee, skoczyłbyś Edek na bungiee?
-Mariola,nie, nie skoczyłbym.
-Dlaczego Edek? Wszystko cię ciekawi, to dlaczego nie chcesz poczuć adrenaliny wywołanej takim skokiem?
-Mariola, ani skoki ze spadochronem, ani skoki na bungiee, ani skoki w bok i inne skoki są poza moim zainteresowaniem. A ty byś skoczyła na bungiee?
-Może i bym skoczyła, ale ty byś musiał skoczyć pierwszy.
-Mariola, stoję na stanowisku że lepiej się przyglądać takim skokom z bezpiecznej odległości. Zresztą mam lęk wysokości przez moją schizofrenię.
-Masz lęk wysokości? Nigdy nie mówiłeś.
-To teraz mówię.
-Ale dlaczego przez schizofrenię?Czy aby nie przesadzasz z tym, że wszystko przez schizofrenię?
-Po prostu gdy porobiło mi się z głową miałem przykre uczucie spadania z dużej wysokości i od tego czasu mam lęk wysokości.
-Ja tego nie miałam, ale to całkiem możliwe, bo wiem że objawów tej naszej schizofrenii jest mnóstwo.
-Mariola nie idź za modą na adrenalinę, bo to jest głupie.
-Dlaczego głupie?
-Dlatego że żyć trzeba tak, aby było możliwie najbardziej spokojnie, bez adrenalinowych atrakcji.
-Edek,a nie nudzi cię ten spokój?
-Jestem człowiekiem który przeżył wiele różnych sytuacji, z nie jednego pieca jadłem chleb, jak mówią, adrenalina jest mi nie obca, ale teraz chce na starość spokojnie żyć, jak najbardziej spokojnie i przemyśleć wszystko to co przeżyłem.
-Ale Edek miej mnie też na uwadze, nie jestem jeszcze stara i chce przeżywać różne atrakcje, a tobie się marzy dom spokojnej starości.
-Ja ci Mariola nie zabraniam niczego i jak chcesz to możesz skakać na bungiee, nawet ze spadochronem, a ja będę patrzył i będę czuł strach czy nic ci się nie stanie.
-Powinno być odwrotnie Edek, że ja patrzę i się o ciebie boję.
-Może i masz rację. Nad jeziorem na pewno będzie wiele atrakcji i się wyszalejesz na długi czas, przynajmniej ja bym chciał, aby tak było, a co więcej będę do tego dążył.
-To miło z twojej strony że chcesz mi zapewnić rozrywkę, bo wiesz Edek trochę mi nudno w tym domu.
-A zwierzak?
-Jaki zwierzak?
-Muriela, czy dzięki niej jest mniej nudno?
-A bo ja wiem, trochę więcej zajęć, trochę frajdy z tresowania i może nawet jest trochę mniej nudno.
-Nie wiem Mariola, jak się nudzisz to może poszukaj sobie jakiegoś zajęcia.
-Zajęć jest wystarczająco, chodzi o co innego.
-To o co chodzi?
-Coś jakby znudzenie samotnością.
-Ale przecież masz mnie, masz koleżanki, to ci nie wystarcza?
-Widzisz Edek, nie wystarcza. Często jest tak że jest para i ta para spotyka się z inną parą, kobiety rozmawiają ze sobą i faceci też rozmawiają ze sobą. Takie coś byłoby fajne.
-Wiem Mariola o co ci chodzi,ja nie znam żadnych par,ale jak masz ochotę zaprosić jakąś parę do domu to ja nie mam nic przeciwko.
-To dobrze że nie masz nic przeciwko, bo niewykluczone że kiedyś zaproszę koleżankę z jej facetem.
-Tylko żeby nie był abstynentem, bo na takich spotkaniach faceci piją.
-Tobie tylko to picie w głowie.
-Tradycyjnie jest tak że się pije, nie żyjemy w kulturze islamu i utarło się że pijemy na takich spotkaniach.
-Skąd wiesz Edek? Przecież nie spotkaliśmy się z inną parą, a wątpię żebyś ty u boku jakieś dawnej dziewczyny spotkał się z inną parą.
-Wiem bo rodzice spotykali się zwłaszcza w soboty z inną parą i pamiętam że zawsze pili.
-Edek, to było pewnie z trzydzieści lat temu, teraz już się tyle nie pije co wtedy.
-Młodzież może nie piej dużo, ale starsi ludzie jak ja, piją i pić będą.
-Edek młodzież to chyba woli narkotyki takie jak marihuana, ale rozumiem, lepiej sobie czasami wypij niż jakbyś miał znowu wpadać w szpony narkotyków.
-Takie spotkanie to może być fajna sprawa, gdy moi rodzice się potykali z inną parą to ja bawiłem się z dziećmi tej pary i uwielbiałem jak ojciec był pijany.
-Dlaczego uwielbiałeś jak ojciec był pijany?
-Bo wtedy był dla mnie lepszy, gdy był trzeźwy nie traktował mnie dobrze, ale jak wypił wylatywała mu z głowy agresja,
zwłaszcza ta agresja w stosunku do mnie.
-To dziwne Edek, bo zwykle jest odwrotnie.
-U mnie było tak jak mówię, ojciec pijany Edek bezpieczny.
-Ja ci współczuję Edek, ale popatrz na to z drugiej strony, na pewno wiele razy ci się należało lanie. Popatrz na świadectwo z ósmej klasy podstawówki, zachowanie naganne.
-Ja myślę że to owoc wychowania i bicia mnie, gdybym nie był bity przez ojca zachowanie mogłoby być wzorowe, po prostu się buntowałem w ten sposób.
-Edek, ty zawsze wszystko tłumaczysz sobie na swoją korzyść, Edek niewiniątko, skrzywdzony przez wszystkich w okół.
-Mariola jestem wrażliwy i łatwo mnie skrzywdzić, w dodatku jak widzę że ktoś popełnił lub popełnia błędy to mówię o tym.
-Edek każdy popełnia błędy, nikt nie jest idealny.
-Starajmy się więc Mariolu popełniać jak najmniej błędów.

Wiele razy w życiu czułem adrenalinę, rzadko starałem się ją wywołać. Opowiadał mi jeden morderca poznany w areszcie, że gdy zabił i był poszukiwany to miał tyle adrenaliny że wypił sam pół litra wódki i w ogóle jej nie poczuł. Adrenalina i alkohol to kiepskie połączenie, na adrenalinę najlepszy jest lek uspokajający. Jak już wspomniałem moja psychika wie czego się boję i w snach lubi coś z repertuaru strasznych sytuacji podsunąć. Pamiętam że jest taka jedna z najgorszych sytuacji ta właśnie która daje mnóstwo adrenaliny jak mówił poznany morderca, zabić kogoś i być poszukiwany przez policję i śniłem ten koszmar w różnych scenariuszach przez dosyć długi czas. Pamiętam jeden sen mianowicie zamurowałem trupa w suficie, bo wiedziałem że zawsze szukają pod podłogą i przychodzi do mnie dzielnicowy,wchodzi do pokoju, a z sufitu spada ludzka czaszka, oczywiście to było zbyt drastyczne i się obudziłem. Chowałem trupy w studniach, a że zawsze w tych snach byli na moim tropie, to widziałem jak policja świeci latarkami do tej studni gdzie był trup. Zakopałem też kilka trupów w najdalszym zakątku ogrodu i patrzę, jedzie koparka,a za nią
radiowóz właśnie w to miejsce gdzie były zakopane trupy. Zdarza się że przeklinam w śnie i mówili mi śmiejąc się że słyszą co noc cichutkie kuuurwwwaaaaa, oczywiście wtedy kiedy nie chrapię, bo moje chrapanie często burzy sen innych. Zawsze zasypiam pierwszy i od razu chrapię, wtedy inni nie mogą zasnąć, budzili mnie i mówili połóż się na boku, bo strasznie chrapiesz. Marioli to chyba nie przeszkadza, albo przeszkadza, ale wie że to nie moja wina i nie robi z tym nic, anie razu nie mówiła żebym kupił klips na nos przeciwko chrapaniu, a reklamę musiała widzieć. Czytałem kiedyś w pewnej gazecie przepis jak zjeść człowieka, wtedy była prawdziwa wolność prasy, teraz już chyba by tego nie wydrukowali i pisało wyraźnie że należy zabić szybko, aby adrenalina nie popsuła smaku mięsa. Były czasy, gdy byłem dzieckiem,były to czasy biedy dla niektórych i pamiętam szeroko opisywaną zbrodnie, która miała miejsce w Polsce mianowicie zabili i zjedli człowieka, nie zdążyli zjeść całego bo ich złapali, rozpisywali się szeroko o tych kanibalach, nie pamiętam dobrze, ale kanibali było chyba trzech i nawet wśród nich kobieta, idę o zakład że nie zrobili tego profesjonalnie i adrenalina zepsuła smak mięsa. Okropność jeść ludzkie mięso nasączone strachem ofiary. W ogóle kanibalizm to okropieństwo, szczególnie głupi byli ci polscy kanibale, przecież w ostateczności mogli coś upolować jakieś zwierzę czy nawet psa. Jednak zważywszy głupotę biednych ludzi to widzę jakiś wyższy porządek kiedy głupi człowiek jest biedny i jakąś niesprawiedliwość kiedy mądry człowiek jest biedny. Najczęściej tak jest że biedny i głupi i mądry bogaty, a ja co? Nie głupi i nie bogaty bo chory. Nafaszerowany chemią, tymi wszystkimi lekami na schizofrenię, otępiały z choroby i otępiały z leków. Otępiały za wcześnie, dawna nazwa schizofrenii, dementia praecox,
otępienie wczesne, wycofanie się do swojego wnętrza. Dobrze że mam się gdzie wycofać, że nie jestem wewnątrz pusty, coś tam mam, dzięki temu powstają te moje "Rozmyślania". Robotnicy robią, robią tam gdzie najlepiej płacą, jadą w daleki świat do pracy, bo dobrze płacą. Nie jestem głupi to powinienem się utrzymać z myślenia, utrzymać się z zapisywania swoich rozmyślań, które ludzie będą czytać, najlepiej z ciekawością, ale czy się uda to jedynie czas pokaże. Wracając do adrenaliny to miałem krótki okres w życiu zmęczenia codziennością, zmęczenia brakiem satysfakcji i wpadłem na plan jak dostać zastrzyk adrenaliny i w dodatku być podniecony. Plan był prosty idę do jakiegoś sklepu gdzie jest prasa i kradnę świerszczyk czyli pornograficzne pismo dla dorosłych. Kradzież daje zastrzyk adrenaliny i jest podniecenie na widok nagich pań. Ze sklepu wychodziłem trzęsący się i ze świerszczykiem pod bluzą. Złodziej profesjonalista nie powinien czuć adrenaliny, złodziej amator czuje. Nie wyrządziłem nikomu większych strat zatem nie potępiam się za te drobne kradzieże. Potrzebowałem adrenaliny i podniecenia, teraz to już zbyteczne, ale wtedy dawało to dużo satysfakcji. Ten strach że zostanę złapany i ta ulga gdy wychodziłem ze sklepu. Pomysł na adrenalinę może się to wydać nieco dziwny, ale ja właśnie produkuje często dziwne pomysły. Pacjent pobudzony, zatopienie w wewnętrznym świecie nie oznacza braku pobudzenia, często zatapiałem się w tym swoim wnętrzu i chadzałem od ściany do ściany, śmiejąc się z wytworów swojej fantazji. Objawy mojej choroby dzieli się na dwie grupy, pozytywne i negatywne, nazwa pozytywne jest myląca, nie ma nic pozytywnego chodzi o objawy wytwórcze, a negatywne to ubytkowe. Te negatywne to różne "braki", szczególnie odczuwam "braki" w odczuwaniu satysfakcji i przyjemności. Ze schizofrenią nie można wygrać, bo gdyby choć jeden procent wygrał za pomocą jakiejś terapii to jestem tak uparty że prawdopodobnie byłbym w tym jednym procencie. Schizofrenikiem w czasie przeszłym można być po śmierci, jak to mówią, ziemia wyciągnie, ziemia wyciągnie każdą chorobę. Wielcy psychoanalitycy dali mi nadzieję, twierdzili że można wyleczyć,ale zostanie fuga. Ponoć nie można samemu się psychoanalizować, potrzebna jest ktoś drugi w osobie psychoanalityka. Nigdy nie byłem u psychoanalityka, ale przypuszczam że trochę można samemu, można samemu się trochę podleczyć, trochę się zrozumieć, mieć trochę teorii na swój temat ogólnie zrobić sobie autoanalizę. Próbowałem tego, próbuje cały czas, ale to coś daje? Trudno powiedzieć. Gdybym odstawił leki to do miesiąca jestem w szpitalu psychiatrycznym, to bolesna prawda. Nie ma dla mnie terapii która zastąpiłaby leki. "Remisja" dla mnie to brzmi jak słowo "nadzieja", remisja pełna jest wtedy gdy wszystkie objawy choroby zanikają, lub remisja częściowa, gdy część objawów zanika. Nigdy nie miałem pełnej remisji i jestem prawie pewien że miał nie będę. Są dni kiedy czuje się lepiej i są dni kiedy czuje się gorzej i tak ma chyba każdy nie tylko schizofrenik, ale mówiąc sobie lepszego dnia, stało się coś dziwnego czuje się lepiej prawdopodobnie demon mnie opuścił, tylko kto mnie egzorcyzmował? To świadczy że nie ma remisji, samopoczucie owszem lepsze, ale myślenie skrzywione. To że ktoś był dużo razy w psychiatryku niekoniecznie świadczy o ignorancji co do swojej choroby i związanego z tym przerwania przyjmowania leków, może też świadczyć o walce z chorobą, o walce która jest skazana na porażkę. U mnie nawet do tego doszło że wymyśliłem zestaw specjalnych ćwiczeń na schizofrenię,po czym wmówiłem sobie poprawę po tych ćwiczeniach i odstawiłem leki. Walczyłem i zawsze przegrywałem. Teraz też trochę walczę, walczę o właściwy obraz schizofrenika. Niewiele jest dostępnej literatury napisanej przez schizofreników, jest nawet pozycja której autorka twierdzi że wyzdrowiała, że miała schizofrenię, ale już nie ma. Moim zdaniem to szkodliwe dla schizofrenika dawać mu taką nadzieję na wyzdrowienie, poczytaj jak mi się udało, nie mam już schizofrenii, to błąd, bo zawsze będzie miała, to tylko remisja i choroba może w każdej chwili powrócić, nie wykluczam przypadku jednego na milion takiej właśnie pełnej remisji i zdobycia zdolności do napisania książki, ale nie byłbym taki pewien że ktoś "był".

-Mariola, co ta świnia robi w mieszkaniu ?!
-Edek, przecież sam mówiłeś że trzeba sprawdzić czy nie gryzie mebli.
-Zgadza się. Przepraszam. Gryzie meble?
-Nic nie gryzie, nauczyłam ją nowych sztuczek.
-Chętnie zobaczę.
-To przynieś jabłko ze stołu kuchennego i spróbuj ją nakarmić.
-Wącha, ale nie rusza.
-Teraz zobacz. Muriela bierz!
-Je na komendę, bardzo przydatna sztuczka.
-Patrz teraz. Muriela smakowało ???
-Ha ha ha, kiwa głową, oczom nie wierzę. Ty masz Mariola dobrą rękę do hodowli świń.
-Zawsze marzyłam o koniu, miałam psa, ale pragnęłam konia. Teraz jak widzę jakie to inteligentne zwierze ta nasza świnka to chwalę cię za pomysł.
-Widzisz Mariola, ja mam dobre pomysły, tylko ciężko cię czasami do nich przekonać.
-Edek, a co powiesz żeby została w domu dłużej? Spać będzie w chlewie, ale niech sobie pochodzi po mieszkaniu w dzień.
-Wiesz Mariola, nie mam nic przeciwko, jest tylko jedno "ale".
-Ale co Edek ?
-Nie wyczuwam od niej zapachu, ani miłego, ani przykrego.
-Myślę Edek, że nie spodobało by się jej gdyby pachniała miło dla ludzkiego nosa. Tobie też Edek nie spodobało by się gdybyś pachniał miło dla świńskiego czy psiego nosa.
-Mariola, masz rację, rzadko się to zdarza, ale masz rację. Dobra z ciebie opiekunka tego naszego zwierzaka.
-Edek, chciała bym zostać ekspertką jeśli chodzi o hodowle świń.
-To trochę wysoko postawiona poprzeczka, ale nie widzę w tym nic złego, poradzę ci żebyś gromadziła informację o świniach, czytała fachowe prace na ten temat, zwłaszcza też musisz zapoznać się z życiem dzika w dziczy można powiedzieć przodka świni hodowlanej.
-No tak Edek, od podstaw, od dzika, cenna rada.
-Powinnaś wiedzieć kiedy stała się zwierzęciem hodowlanym w jakim rejonie świata się to stało.
-A jak myślisz Edek, czy taki lekarz dajmy na to internista zna historię człowieka? Chodzi to czy wie jak człowiek ewoluował? Czy wie coś o małpach?
-Moim zdaniem powinien znać temat ewolucji człowieka i trochę wiedzy o małpie też powinien mieć. Ale od kiedy ty wierzysz w ewolucje? Ja zawsze myślałem że katolicy sprzeciwiają się teorii ewolucji i twierdzą że człowieka stworzył Bóg.
-Edek, może tak kiedyś było, ale papież Franciszek ogłosił że teoria ewolucji nie jest sprzeczna z naukami kościoła katolickiego, bo stwórca wszelkiego życia i tak musiał być i jest cały czas to znaczy istnieje od zawsze i będzie istniał zawsze.
-Ja się Mariola nie wtrącam w twoją wiarę w stwórcę, ale ja myślę za na samym początku było "nic".
-Jakie "nic" Edek?
-Po prostu "nic" ani czasu, ani przestrzeni, ani materii.
-Trudno mi sobie wyobrazić to "nic" Edek.
-Nie da się wyobrazić "nic" tylko logicznie przyjąć że takie coś jak "nic" całkowite zero kiedyś istniało, choć słowo istniało nie pasuje za bardzo, po prostu było "nic".
-Edek jak coś może powstać z "nic" ? Musiał być stwórca.
-Mariola, trudne pytanie, "nic" właściwie nie istniało ani sekundę bo nie było czasu, nie było przestrzeni aż się zrodziło "coś" z "nic". Może są jakieś niepoznane jeszcze prawa "nicości" które mówią że po "nic" powstaje "coś" tak jak po zimie przychodzi wiosna. Może nawet było "nic" powstało "coś" to "coś" umarło bo zwierało błędy które uniemożliwiały trwanie i znowu było "nic" powstało nowe lepsze "coś" i tak dalej, aż do doskonałego "coś".
-Trudne, ale mniej więcej rozumiem. To jest twoja teoria czy przeczytałeś gdzieś?
-Moja.
-Jakie będą według tej teorii dalsze losy wszechświata?
-Zamieni się znowu w "nic", a później powstanie nowe "coś" trudno powiedzieć czy lepsze czy gorsze, ale kiedy powstanie doskonałe "coś" to już nigdy nie będzie "nic".
-A teraz nie jest doskonale?
-Oczywiście że nie jest, wszystko umiera, rozpada się, przemija, nie ma nic trwałego to jak może wiecznie trwać?
-Masz rację świat nie jest doskonały.

Wiele bym dał by wiedzieć wszystko o swoich przodkach powiedzmy do dwóch tysięcy lat wstecz. Mam tylko jakieś stare fotografie pradziadka i tyle, mało wiem, ale nie jestem jedyny który mało wie, niektórzy robią badania swojego DNA żeby dowiedzieć się więcej o swoim pochodzeniu. Nie zostawili moi przodkowie żadnych o sobie informacji dla mnie ich potomka. Będąc dzieckiem rysowałem drzewo genealogiczne i pytałem dziadków o ich dziadków, kilka imion i nazwisk to wszystko co wiedzieli. Nie wiem czy był ktoś wybitny, taki przodek warty zapamiętania, przodek który coś osiągnął czy tylko byli tacy których lepiej wyrzucić z pamięci. Czasami nachodzi mnie myśl że skumulowały się we mnie najgorsze wady moich przodków, dziwaków i wariatów. Nie wiem nic o schizofrenii w rodzinie, nigdy nie słyszałem o tym że ktoś był chory psychicznie, odchyłki były widoczne gołym okiem, nie wiem nawet dlaczego na starość "odbiło" dziadkowi od strony matki, stało się to w jego późnym wieku więc o takiej typowej schizofrenii nie ma mowy. Gdyby miłość była doskonała zakochiwalibyśmy się tylko w takich osobach z którymi będziemy mieli zdrowe potomstwo. Jest sensowne że przeciwieństwa się przyciągają, gdybyśmy się zakochiwali w osobach które są naszym przeciwieństwem to może nie nagromadziło by się w potomstwie tyle tych samych cech przodków. Silna normalna osobowość nie do ruszenia, zero podatności w kierunku chorób osobowości, takiej partnerki bym szukał gdybym zechciał mieć dzieci, tak tylko teoretycznie, z Mariola mi dobrze i nie zamierzam tego zmieniać. Byłem skierowany do psychologa gdy miałem trzynaście czy czternaście lat i nie rozumiem dlaczego po tych wszystkich testach nie było żadnej informacji dla mnie, ani rodziców, że mam jakieś problemy z osobowością, nie wiem, może że jestem podatny na psychozę lub jakaś inna cenna informacja w kwestii możliwości zachorowania na chorobę psychiczną. Wysłany zostałem w kwestii wydolności wychowawczej, ale te wszystkie plamy na papierze które interpretowałem, te wszystkie testy, to musiało coś powiedzieć o mnie, coś musiało być niepokojącego.
Byłem i nic z tego nie wynikło. Miałem jakieś dziesięć czy jedenaście lat gdy poczułem jakieś takie dziwne uczucie ześlizgnięcia się jakby w krainę marzeń z jednoczesnym wewnętrznym zapytaniem, który świat jest lepszy? Krótkie zdarzenie, jakby zaproszenie do krainy marzeń, które z czasem zamienią się w urojenia. Przez większość mojego dzieciństwa żyłem z rodzicami, a później jeszcze siostrą w jednym pokoju, mało było tam światła, rano było go więcej, bo było tylko jedno okno od strony wschodu. Raz mi jedna dziewczyna powiedziała że gdybyśmy mieli dziecko i ono by mieszkało w tym pokoju to z pewnością by zachorowało psychicznie. Ja myślę że to niewykluczone, zwłaszcza gdyby było wrażliwe. Nie pamiętam wrażliwych członków rodziny, raczej byli niewrażliwi, ja sam nie jestem do końca wrażliwy, są tylko kwestie w których jestem przewrażliwiony. Najbardziej bezduszna była babka od strony matki, przeszkadzało jej szczekanie okolicznych psów i dawało im kiełbasę naszpikowaną gwoździami, wydzierała się na dziadka, a gdy się nie wydzierała to narzekała. Rodzice wychowali mnie tak jak umieli, co do ich wrażliwości to trzeba by ją określić jako poniżej przeciętnej. Niektóre narkotyki stępiają wrażliwość, ale gdy przestaje się je brać człowiek staje się bardzo wrażliwy, nadwrażliwy można powiedzieć, sprzyja to rozmaitej twórczości. Człowiek który nie doświadczyłby nigdy cierpienia nie byłby w stanie go zrozumieć, wszyscy cierpią mniej lub więcej wraz z opuszczeniem brzucha matki. Dobrze jest mieć kogoś kogo można oskarżyć o swoje cierpienie, ten z kolei oskarżony lubi twierdzić że cierpi się ze swojej własnej winy. Podobało mi się dzieło pod tytułem "Kultura jako źródło cierpień" czemu nie iść na całość i oskarżyć o cierpienie kulturę? Dla mnie ma to sens, bo wiem że kultura w której żyję na pewno mnie nie uszczęśliwiła. Zadaje sobie pytanie czy lepiej nie mieć zębów czy lepiej mieć choćby miały czasami boleć. Fatalny ból zęba nie mający nic wspólnego z zagrożeniem dla organizmu które ból sygnalizuje. Zęby mogłyby wcale nie boleć, lub boleć dziesięć razy mniej i nic by się nie stało. Jeden niegłupi znajomy mówił, lepiej mieć protezę jak ja niż jakby miały boleć zęby, trzeba się tylko do niej przyzwyczaić. Jak boli gdy się uderzyć w mały palec u nogi, po co ten ból? Głowa może boleć, mózg nie boli, tylko widać efekty jego defektu. Epilepsja nie boli, tylko jest widocznym efektem burzy z piorunami w mózgu. Różne ludzkie wady, ułomności i choroby każą mi twierdzić że stwórca gdyby istniał nie byłby Niemcem starej daty, człowiekowi nie można nawet przykleić etykiety z napisem "Zdiełano w CCCP".O pojedynczym człowieku można powiedzieć wiele dobrego, żyło nawet na ziemi kilku dobrych ludzi i niektórzy próbują im dorównać, ale nie są w stanie, porostu nie potrafią choćby i chcieli. O pojedynczym człowieku można powiedzieć wiele dobrego, całościowo o ludziach nie można powiedzieć nic dobrego.

-Edek, kiedy patrzę na twój niezdrowy tryb życia, to mi ciebie żal. Mógłbyś wyjść z Murielą do zagajnika i trochę się przy okazji rozruszać.
-Mógłbym, ale nie będzie wstydu?
-Od kiedy ty się czegokolwiek wstydzisz Edek? Nad jeziorem nie będzie wstyd?
-Mariola, sąsiedzi obgadują to wieś, a nad jeziorem nikt nas nie zna.
-U nas pewnie też nikt cię już nie zna tak jak ty nikogo nie znasz. Idź, idź, Edek, sprawdzisz czy Murieli smakują żołędzie.
-A będzie mnie słuchać jak powiem, Muriela bierz?
-Na pewno posłucha, swojego pana by nie posłuchała.
-Raczej ona ma panią, ja mało z nią przebywam.
-Edek, to najwyższy czas nadrobić zaległości.
-Dobra Mariola, byleby tylko nie napotkać dzika.
-Edek, dobrze wiesz że w pobliżu nie ma dzików i nie szukaj głupich wymówek tylko zapinaj jej smycz i idź.
-Pójdę za piętnaście minut,ale wolałbym iść jak się ściemni żeby nikt nie widział.
-Edek, zagajnik jest pięćdziesiąt metrów od domu kto cię zobaczy? A nawet jeśli to nic wielkiego.
-Ale ty też będziesz z nią wychodzić, żeby nie było że tylko ja.
-Edek, ty pójdziesz pierwszy, Muriela potrzebuje ruchu, a ty potrzebujesz go jeszcze bardziej. Edek, ja chce dla ciebie dobrze, całymi dniami siedzisz przed komputerem i piszesz te swoje "Rozmyślania", palisz jednego papierosa za drugim i pijesz kawę za kawą.
-Mariola, tak wygląda tryb życia pisarza.
-Edek, nie rób z siebie takiego wielkiego pisarza, dotlenisz mózg to dopiero będzie się dobrze pisać.
-Być może, przekonam się na własnej skórze.
-Edek, zauważ jeszcze że masz nadwagę i powinieneś coś z tym zrobić.
-Fakt że mam niewielką nadwagę, jakieś dziesięć kilogramów, ale to z powodu leków po których się tyje i posiłków które przygotowujesz.
-Edek, a ruch? Ja myślę że przyczyną jest brak ruchu.
-Mariola, to dlaczego w wiezieniach nie siedzą spaślaki? Oni też mają brak ruchu.
-Przecież wychodzą na spacery czy nie?
-Kto chce ten wychodzi, to trwa zaledwie godzinę, ja nie wychodziłem bo wolałem czytać pod celą. Takie chodzenie w kółko to niewielka atrakcja.
-I ile ważyłeś w tym areszcie?
-A bo ja pamiętam? Chyba tyle co teraz.
-Edek, kiedy się poznaliśmy ważyłeś dużo mniej, tak na oko jakieś piętnaście kilogramów mniej.
-Możliwe, zatem musisz skromniejsze posiłki serwować.
-Edek, ty często w nocy podjadasz, wstajesz otwierasz lodówke i podjadasz.
-Zgadza się Mariola, gdy jestem najedzony to lepiej mi się śpi, zdarza się że w nocy się budzę i czuję lekki głód, ale za dni apetyt mam średni.
-Edek, to bardzo niezdrowo, bo najważniejsze jest śniadanie, a kolacja powinna być skromna, ty robisz odwrotnie.
-Mariola,jem tyle ile jem,myślę że tyle ile potrzebuje organizm.
-Ja rozumiem Edek, gdybyś ty chodził na siłownię i uprawiał kulturystykę to mógłbyś ważyć te sto kilogramów, ale Edek tobie się tłuszcz odkłada, a nie rosną mięśnie.
-Mariola,nie zaciągniesz mnie na siłownię.
-Nie musi być siłownia, mógłbyś pobiegać.
-Najwyżej rower, Mariola najwyżej rower.
-No to chociaż ten rower. Kiedy ostatnio jeździłeś na rowerze?
-Jakieś dwa tygodnie temu.
-To mógłbyś siąść na rower i sobie rozmyślać jadąc, a w domu te rozmyślanie zapisać. Tylko ostrożnie, żeby cię jakieś auto nie potrąciło.
-To może od jutra, spróbuję, bo nie wykluczam że to dobry pomysł. Zresztą cokolwiek robię to rozmyślam,to czemu nie spróbować rozmyślać jadąc rowerem.
-Edek, ty wszystko ignorujesz i to jest problem, bo trzeba ci mówić jak dziecku. Nie zauważyłeś że przybywa ci kilogramów? Nie zauważyłeś że rośnie ci brzuch?
-Owszem zauważyłem, ale nic z tym nie zrobiłem, bo jestem pochłonięty pracą na swoją książką.
-To się nazywa hierarchia wartości, tak mi powiedziała koleżanka, i u ciebie jest tak że na samym szycie tej hierarchii jest książka, na samym dole zdrowie, a powinno być odwrotnie.
-To pewnie przez chorobę.
-Edek, żadnych wymówek i usprawiedliwień, od jutra zaczynasz jeździć na rowerze, co najmniej godzinę dziennie roweru.
-Skoro to tak ważne, to nie mam wyjścia.
-Dobrze powiedziałeś, nie masz wyjścia.

Zdrowie ma być najważniejsze, filozofowanie najmniej ważne. Primum vivere, deinde philosophari. Najpierw żyć, potem filozofować. Tak powinno być, jednak czytałem jak jeden więzień obozu koncentracyjnego odwrócił sentencję i pierwsze filozofował, a potem żył, co ułatwiło mu przetrwanie. Marioli bardziej niż mi zależy na moim zdrowiu. Niektórzy nie dbają o zdrowie, i trudno oczekiwać, to tak jakby oczekiwać od Kurta Cobaina że nie będzie ćpał i pił. Zwłaszcza artyści mają to do siebie że lubią alkohol i narkotyki, nie zawsze odstawienie tych rzeczy wpływa pozytywnie na ich twórczość. Może to nie przypadek ten klub śmierci 27, może gdzieś w głębi duszy tych młodych artystów, nawet nieświadomie tkwi motyw żeby dołączyć do niego i ich zachowanie w tym wieku staje się ryzykowne. Ja myślę o jednym umrzeć przed Mariolą i żeby się układało iść czasami na ustępstwa. Nie chce mięć u boku grubasa, to ja muszę trochę się poruszać. Druga rzecz że po tych neuroleptykach, lekach na schizofrenię, się tyje, na każdej ulotce pisze. Mariola bierze tego gówna mało i też dba o swoje zdrowie, o właściwą wagę. Ja biorę więcej leków i jestem bardziej narażony na otyłość. Takie zaniedbania jeśli chodzi o swoje zdrowie w tym właściwą wagę to też efekt tych "braków", objawów negatywnych schizofrenii, brak dbałości o siebie. Prawdopodobnie gdyby nie Mariola dbałbym o siebie znacznie mniej niż teraz. Można powiedzieć że myję się dla niej, kąpie się dla niej, perfumuję się dla niej, jej obecność zmusza mnie do elementarnych zasad higieny. Prawdopodobnie odejście Marioli spowodowałoby koniec dbania o siebie, nie dlatego że jestem z natury brudasem, ale dlatego że właśnie objawy negatywne schizofrenii wywołują też brak dbałości o siebie. Wywołują jakąś taką niechęć, nie widać powodów, nie chce się dbać o siebie. Normalnym zdrowym ludziom dbanie o siebie daje satysfakcję, u dużej ilości schizofreników nie ma tej satysfakcji, dbają o siebie przez wzgląd na innych. To gorzej niż być punkowcem, bo on może, ale nie chce, a ja bym chciał być zadbany, ale jakoś nie mogę, jest jakaś niemoc jak z pracą
jakaś psychologiczna bariera. Gdy poznałem Mariolę, stwierdziłem, zaczynam nowe życie i owszem dało mi to jakiegoś "kopa" przez jakiś czas motywowała mnie ona do różnych zachowań, ale z czasem to słabło i znowu się przestało chcieć.
Z biegiem czasu znowu stałem się trochę samotnikiem, niby jest Mariola, ale mimo to jestem trochę samotny i wiem że zawsze już będę trochę samotny. Trochę ukryty przed innymi w swoim wnętrzu. Schizofrenia napada jak zbój, dużo zabiera, ale też trochę zostawia. Znam takich schizofreników którzy pracują i dbają o siebie, nawet próbują zakładać rodziny, ale trudno im sklecić logiczne zdanie. Mi zostawiła logiczne myślenie i pióro, może po to bym ją trochę opisał, lubię tak myśleć. Schizofrenia to zbój, raczej nic nie daje, napadła na moją głowę i w związku z tym zacząłem dbać o głowę, w sensie zainteresowania tym co mnie zaatakowało, a przy okazji i innymi tematami. Nie można powiedzieć zatem że mi coś dała, po prostu zmusiła mnie bym się nią zainteresował. Mam sporo cierpliwości,nie dała mi jej ale, sam ją w sobie wypracowałem, potrafię czytać, potrafię długo czytać, potrafię też długo pisać. Czytałem wszystko i próbowałem pisać, początki były kiepskie,pewien krytyk uświadomił mi że najtrudniej jest pisać prosto, że zdania są za długie, że brak ciekawych myśli i to ostanie mnie zastanowiło, zdałem sobie sprawę że czytając nie zachwycam się opisami i obrazami, ale szukam jakiejś myśli, wyławiam myśli autora i sam też potrafię mieć ciekawe myśli. W obrazach, w opisywaniu jestem słaby, ale nie wszyscy tego szukają w książkach. Moja choroba na pewno zmieniła w jakiś sensie mój sposób myślenia, ale ja też trochę go zmieniłem, staram się przyglądać wszystkiemu z wielu stron, z wielu punktów widzenia, dostrzegłem że rzadko można nazwać coś absolutnym złem lub absolutnym dobrem. Okrążając daną rzecz, osobę czy temat można dostrzec o wiele więcej, okrążając czyli przyglądając się z każdej strony. Często jest że ktoś coś przeżył i wydaje opinię, ja nie ufam temu do końca, lubię sam przeżyć i powiedzieć no tak, ale...Nie lubię być i nie jestem też niczego do końca pewien i często mówię i piszę może...Lub chyba...Lubie przypuszczać, ale nie mieć do końca pewności, bo może ktoś spojrzał z jeszcze innego punktu widzenia i ma swoje ale...Staram się dobrze poznać swoją chorobę i lubię czytać o czymś co znam na własnej skórze, nie mogę powiedzieć wiele o depresji, trudno mi nawet współczuć osobom z depresją, może i miałem chwilową depresję, ale to za mało, aby mieć swoje zdanie. Trudno mi zrozumieć samobójstwo spowodowane depresją, chyba łatwo mi twierdzić o odbieraniu sobie szansy na szczęście, jak osoba z depresją może w ogóle, w swoim stanie, nie widzieć żadnej szansy na szczęście. Wracając do grabieży przez schizofrenię, trudno się pogodzić ze stratą tego lub owego, najgorzej gdy się myśli że ktoś inny zabrał, jakaś konkretna osoba w świecie rzeczywistym i po namyślę przypuszczam że jedyne co może ten zbój schizofrenia dać to są urojenia, ale czy to dary czy rany? Trudno to opisać, ale żeby wykonać jakąś czynność potrzebna jest jakaś wola, energia psychiczna, ciężko to nazwać, może "zapał" i nawet jak jest siła fizyczna i nie ma tego "zapału" to owszem na siłę można coś zrobić i jeszcze ten brak satysfakcji z tego co się zrobiło, to sprawia że raz od czasu mógłbym coś zrobić, ale nie codziennie, mogę nawet iść na siłownię, ale bez "zapału" i satysfakcji z rosnących mięśni z własnej woli na siłownie pójdę raz, no może dwa razy i koniec przygody z muskułami. Nie było by alpinizmu bez satysfakcji ze zdobycia szczytu i ja owszem może i wyszedłbym na jakiś niewielki szczyt, ale gdybym nie odczuł satysfakcji co jest u mnie pewne, uznać bym musiał że to było bez sensu.
Staram się robić to co lubię i to co potrafię i to co daję mi lekką satysfakcję taką rzeczą jest pisanie, nie wiem czy jestem w tym dobry, może chociaż średni, nie potrzeba do tego fizycznej siły, to praca umysłowa, tylko do takiej się nadaje. Żaden psycholog nie przywróci mi siły, nie ma wskazówek, nie ma książek które uczą jak żyć ze schizofrenią.

-Edek, czy ty zawsze musisz pozostawiać za sobą bałagan? Jesteś jak tajfun, gdzie się pojawisz robisz bałagan, a ja to muszę później sprzątać.
-Mariola, to jest artystyczny nieład.
-Nazywaj to jak chcesz Edek, ale mi się to nie podoba i postaraj się nie robić wokół siebie bałaganu.
-Mariola, a gdy patrzysz w gwiazdy to widzisz bałagan?
-Edek, nie widzę bałaganu, ale piękny chaos.
-To patrz na moje twórcze pobojowiska, jak na piękny chaos.
-To wykluczone Edek, jesteśmy już długo ze sobą, a ty masz cechy starego kawalera w dodatku starego leniwego kawalera i już cię uprzedzam żebyś nie zwalał na chorobę jak zwykle.
-Mariola, niebo gwiaździste we mnie, niebo gwiaździste wokół mnie, a moralność pozostawiam posłusznym.
-Edek syfiarz jesteś i tyle, żadnymi pięknymi słowami nie zmienisz mojego zdania.
-Mariola ja doceniam twoją pracę, masz przy mnie sporo do roboty, ale to świetny trening jeśli chodzi o radzenie sobie z chorobą.
-Edek, bo cię trzasnę! Od dzisiaj ty będziesz trenował porządek wokół siebie i ja tego dopilnuje.
-A co Mariola ci konkretnie tak bardzo przeszkadza? Pomyślimy jak to zmienić.
-Edek po pierwsze, cały dom jest w tytoniu odkąd zacząłeś sam skręcać papierosy. Po drugie pełno popiołu wokół popielniczki tak jakbyś nie potrafił trafić i strzepnąć papierosa do niej. Po trzecie to zostawiasz szklanki po kawie gdzie się da tak jakbyś nie mógł zanieść do zlewu. Po czwarte to ty chyba nie wiesz jeszcze gdzie jest kubeł na śmieci. Po piąte...
-Mariola wystarczy, zwróciłaś mi uwagę i postaram się skorygować wytknięte błędy.
-Edek, za każdym razem mówisz to samo, przez jakiś czas się trochę starasz, ale później znowu powracasz do czynienia wokół siebie syfu. Miej litość nade mną, ja to muszę wszystko sprzątać.
-Mariola nie wjeżdżaj mi na sumienie, postaram się zapamiętać żeby wokół było poprawnie.
-Najlepiej by było Edek, żebyś ty choć raz posprzątał cały dom i zobaczył jaka to jest ciężka praca.
-Mariola jesteś świetną gospodynią domową, wywiązujesz się znakomicie, ale troszkę jesteś jakby unowocześniona i za bardzo narzekasz na swoje obowiązki. Nikt nie mówi że jesteś niewolnicą, ale jesteś młoda i silna, chciałbym więc żebyś czuła satysfakcję ze swej roli gospodyni domowej, satysfakcje z tego że zamieniasz bałagan w porządek.
-Edek zanim cię trzasnę wystawie ci rachunek za sprzątanie. Jak jesteś taki mądry to powiedz dlaczego coraz więcej zamożniejszych rodzin wynajmuje sprzątaczki? Dlaczego tej brudnej roboty podejmują się często kobiety przybywające z biedniejszych krajów które chcą za wszelką cenę zarobić?
-Mariola, takie są czasy, zresztą jak ktoś wykonuje jakieś prace umysłowe, jak ja, to ma niechęć do sprzątania i woli tą pracę zlecić komuś żeby nie marnować czasu, a samemu robić to w czym jest lepszy. Skoro uważasz że masz jakieś zdolności to ja chętnie będę sprzątał, a ty w tym czasie na przykład pisz kryminał. Masz uzdolnienia w jakimś kierunku?
-Edek nie próbuj mnie przekabacić. Moje uzdolnienia to moja sprawa i jeszcze powiedz że skoro nie jestem artystką to marsz do garów i do sprzątania.
-Tego nie chce powiedzieć, tylko miej świadomość że sprzątanie to błahostka, a moja praca jest bardziej męcząca, pisanie wbrew pozorom to trudne i męczące zajęcie. Łatwo napisać kilka zdań, ale kilkadziesiąt? Kilkaset?
-Edek proszę bardzo, przestań się męczyć, znajdź sobie mniej męczącą pracę o gwarantowanych profitach to ja też się będę cieszyć razem z tobą że skończyła się twoja gehenna.
-Mariola chodzi o to że ja chcę wypowiedzieć swoje zdanie. Skończy się zastanawianie, co ja myślę, o czym ja myślę. Proszę, oto moja opinia o otaczającym mnie świecie, czarno na białym. Proszę, oto moje "Rozmyślania".
-Edek, a pomyślałeś że ludzi może średnio interesować twoja opinia, bo co innego gdyby "Rozmyślania" napisał na przykład Einstein, to co innego, nawet ja bym była zainteresowana co on myśli o otaczającym go świecie.
-Mariola, ja akurat czytałem opinię i wyobrażenia o świecie pióra Einsteina.
-I co Edek, ciekawe? Bo ja bym chętnie poczytała Einsteina.
-Trudno mi się wypowiedzieć Mariola, przeczytałem kilka stron i odłożyłem.
-Czemu odłożyłeś?
-Bo mnie nie zaciekawiło, ale nie wypowiadam się, bo komuś się może podobać.
-Edek, to może mi by się spodobało?
-Wątpię, ale jak chcesz zacząć przygodę z czytaniem to na początek proponuję coś łatwiejszego.
-Chętnie bym zaczęła przygodę z czytaniem gdyby nie ty.
-A co ja mam do tego? Ja cię nawet zachęcam do czytania.
-Edek, dlatego że mam dużo pracy, zwłaszcza przez ciebie, gdybyś nie był bałaganiarzem to miałabym znacznie więcej czasu.
-Mariola, nie zwalaj wszystkiego na mnie, ja myślę że gdybyś zrezygnowała z kontaktów z koleżankami to wtedy miałabyś więcej czasu, ale lepiej miej te swoje koleżanki, wystarczy że ja w tym związku mam pojęcie o literaturze.
-Edek, to mamy ustalone że zadbasz o porządek wokół siebie?
-Tak Mariola, obiecuję że będę się starał, aby nie przysparzać ci pracy.

Chaos może zamienić się w porządek. Jedna na ileś trylionów, lub więcej, kombinacja znaków alfabetu może zamienić się w kilka logicznych zdań. Idąc tym tropem ilość książek które mogą powstać jest skończona, biorąc pod uwagę skończoną ilość kombinacji. To naprawdę ogromne liczby kombinacji znaków, gdyby chcieć by ułożyły się w ciąg powiedzmy stu sensownych zdań. Więcej sensownych zdań to więcej kombinacji, ale nie można powiedzieć że ilość książek które mogą powstać jest nieskończona gdyby założyć pewną objętość książki. Tak samo jest z muzyką, ilość kombinacji nut też jest skończona i może powstać skończona ilość melodii. Oczywiście to trudne do wyobrażenia, biorąc pod uwagę ogromną ilość kombinacji która może zaistnieć powiedzmy w toto lotku ilość kombinacji liter by ułożyły się w czytelną książkę powiedzmy o powiedzmy stu stronach to ilość kombinacji toto lotka do którejś tam potęgi, ale liczba nie jest nieskończona. Chyba podobnie jest z życiem, pierwsze formy życia powstały kilka miliardów lat temu, tak długi czas pozwala na wiele kombinacji różnych czynników, które złożyły się przypadkiem,w którejś tam trylionowej do jakiejś tam potęgi kombinacji w formę życia, to tak jakby ułożyło się z chaosu liter kilka sensownych zdań. Te sensowne zdania zaczęły się zwielokrotniać, dopisywane były kolejne kombinacje, tworzyły się dalsze zdania redagowane przez środowisko i tak powstała książka która nazywa się człowiek. Dualny w budowie który z drugim organizmem też dualnym w budowie produkuje kolejny organizm. Daleko mu do ideału, w przygodzie jest wiele wybryków natury i może pojawi się taki sensowny wybryk natury który po osiągnięciu powiedzmy dwudziestu lat przestanie się fizycznie starzeć, może się taki już urodził, skoro są tacy którzy urodzili się z progerią czyli przedwczesnym starzeniem, dlaczego miał się nie urodzić taki czy taka która się nie starzeje po osiągnięciu pewnego wieku? Może się ukrywa, może zabili, może utajnili, nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale wydaje mi się całkiem możliwe że jeśli się jeszcze nie urodził lub nie urodziła to może kiedyś...Lub niech chociaż żyje powiedzmy te trzysta lat. Nie wiadomo jednak czy to by nie było przekleństwem żyć tak długo, zależałoby to od psychiki takiego osobnika. Gdyby jemu czy jej spieprzyć dzieciństwo i dorastanie to tym samym spieprzone zostałoby te kilkaset lat życia. Często dobry szczęśliwy umiera przedwcześnie, rodzi się pytanie dlaczego? Zły często żyje długo, złego diabli nie biorą, jak to mówią, dlaczego? Najczęściej mówią, bo Bóg tak chciał, ta śmierć ma sens, niestety rozumie go tylko Bóg. Szczęśliwy chciałby pożyć jeszcze długo, nieszczęśliwy chciałby już umrzeć. Człowiek po dwustu latach życia, mógłby stwierdzić, życie nie ma sensu, chcę iść na wojnę i tam zginąć. Zastanowiłem się i doszedłem do wniosku że nie ma dla mnie znaczenia czy po mojej śmierci świat będzie istniał czy nie będzie istniał. Ubezpieczenie na wypadek śmierci mnie nie interesuje, nie zostawię testamentu. Wielu pragnie coś po sobie zostawić, wielu pragnie mieć piękny grób, mi na tym nie zależy. Większość nie wie kiedy umrze, niektórzy chorzy wiedzą ile im mniej więcej zostało, większość twierdzi lepiej nie wiedzieć kiedy się umrze. Znałem jednego, mówi zostało mi pół roku, "idę po bandzie" ćpam ile się da, czasami mdleję, ale nie jest źle, żył jeszcze trzy miesiące. Ja bym z pewnością postąpił podobnie. Zdarzają się i tacy którzy mimo że ich boli i wiedzą że wkrótce umrą chcą śmierć przywitać na trzeźwo i nie chcą żadnej morfiny. Ja się śmierci obawiam, mimo że życie mi się nie podoba, nie chciałbym umierać na trzeźwo, na zgodę bym jej dopomógł czymś co oddech osłabia, tak na zgodę pomógłbym jej odebrać mi ostatnie tchnienie. Wiem że wrócę tam skąd przyszedłem, tam skąd przyszło życie, wrócę do kupy śmierdzącego gluta i kilku twardych kości. Z moim ciałem zróbcie co chcecie, gdyby się dało to sprzedam, a jak nie to oddam za darmo, niech na mnie studenci medycyny próbują swych skalpeli. Cmentarz to dla mnie miejsce zbyt poważne, zbyt patetyczne, powaga i patos to moi wrogowie. Śmierć to poważna rzecz, najpoważniejsze zdarzenie w życiu to śmierć, trudno śmierci odebrać powagę. Rzadko się zdarza że ktoś umiera ze śmiechu, ale takie przypadki są znane medycynie. Zdarzało mi się że zakręciło mi się w głowie gdy się mocno i długo śmiałem, taka śmierć to dla mnie cudowna śmierć. Stypa to najgorsza impreza, bo nie wypada się śmiać. Gdy jedno umiera, drugie płacze, zostaje pustka, te spoiwo które łączy, ta cała miłość i przywiązanie pozostaje, a ciebie wciąż brakuje. Powiadał jeden, Bóg jest miłością, nie cierpiał widać nigdy z miłości, lub może chciał cierpieć z miłości, cierpieć z miłości do ludzi, cierpieć za ludzi. Wielu twierdzi że za ludzkie grzechy cierpiał, co by było gdyby ominął go krzyż? Nie było by nieba co Bóg zbudował w nim dla nas mieszkania?
Nie byłoby milionów krzyży które zdobią świat. Ozdoba to przykra, nie jest mi miły ten widok.

-Edek, ty się pakuj bo nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj jest niedziela i jutro wyjeżdżamy.
-Wiem Mariola, spakowanie zajmie mi nie więcej niż kwadrans.
-Tylko pamiętaj Edek, żebyś zabrał wszystko co potrzebujesz.
-Mariola, rozmawiasz ze mną jak z dzieckiem, wiem co mam zabrać, a z resztą zawsze można zajechać do domu bo to kilka kilometrów. Muszę jeszcze zadzwonić do właściciela czy są na stanie leżaki.
-Ja zabieram swój leżak z domu, bo nawet jak tam są to mogą być jakieś graty.
-To w takim razie ja też zabiorę z domu swój leżak i nie będę dzwonił i się pytał.
-Pamiętaj Edek, że na tylnym siedzeniu podróżuje Muriela i nie dasz tam żadnego bagażu.
-Właśnie, wygląda na to że będę musiał zrobić dwa kursy.
-Edek pamiętaj też żeby zatankować, żeby się później nie okazało że nie masz paliwa.
-Tak Mariola, jeśli chodzi o tankowanie to zawieszam zasadę picia tylko w piątek na czas wczasów.
-Edek, nie ty wymyśliłeś tą zasadę tylko ja i tylko mi wolno ją zawiesić.
-Mariola, czyli jesteśmy umówieni na okres wczasów zasada zwieszona?
-Edek, zawieszam zasadę picia alkoholu tylko w piątek na okres wczasów i ustalam nową zasadę która brzmi, zasada o spożywaniu alkoholu tylko w piątki może być zawieszona tylko raz w roku i na okres nie dłuższy niż tydzień.
-Czyli chcesz na kolejne wczasy jechać dokładnie za rok?
-Edek ty nie rozumiesz, może być zawieszona raz w roku kalendarzowym.
-Mariola jestem trochę zamyślony, czyli to oznacza że wykorzystam zawieszenie na rok 2020?
-Tak Edek.
-Mariola, a jeśli chodzi o święta Bożonarodzeniowe, które obchodzę razem z tobą i właściwie tylko ze względu na ciebie, to też należałaby się krótka dyspensa.
-Edek, na razie jest wrzesień, do świąt daleko, będziemy się zastanawiać w grudniu.
-Zasady współżycia to ważna rzecz, dzięki nim unikamy kłótni, choć masz jak każda kobieta niekiedy skłonność do kłótni wprowadzając mnie tym samym do złego nastroju, a nawet w chorobę.
-Edek, ty mi już nie przypominaj żebym ja nie musiała ci przypomnieć ile ci zostało czasu do podjęcia pracy.
-Mariola, ja cały czas pracuję, a ty od razu skazujesz na fiasko moją prace intelektualno literacką, bo może się okazać że się uda i będę pisał dalej.
-Edek, ja ci tego życzę z całego serca, ale nie chce ci życzyć żeby udało ci się za drugim razem, bo za pierwszym się nie udało, zamykając za sobą drzwi tego domu.
-Nie Mariola, aż taki uparty nie jestem, gdy się nie uda za pierwszym razem drugiego razu nie będzie. Ale dobrze że mam nad sobą bat który nakazuje mi pisać dobrze, tak dobrze aby odnieść sukces.
-A nad jeziorem będziesz pisał?
-Oczywiście, zabieram w tym celu starego laptopa.
-Czyli będziesz pił alkohol i pisał? Powodzenia.
-Mariola, wiesz przecież że piję piwo zawsze wieczorem po osiemnastej.
-To się chwali Edek, że nie zamierzasz być pijany od rana do wieczora. Ale mógłbyś zrobić sobie przerwę i poleżeć na plaży.
-Mariola, mogę zmniejszyć normę o połowę.
-To ty masz Edek nawet normę.
-Nie taką ścisłą co do słowa,ale wiem mniej więcej ile mam napisać każdego dnia.
-To dobrze Edek, bo gdybyś chciał napisać drugą książkę jak z pierwszą się uda to mniej więcej wiesz ile ci to zajmie czasu.
-Z drugą książką może być różnie, z jednego punktu widzenia mam coraz większą wprawę, a z drugiego nie wiem czy będę miał wystarczająco dużo przemyśleń, boję się że kiedyś się wyprztykam z przemyśleniami.
-Edek, przemyślenia można mieć na temat aktualnych zdarzeń, zresztą możesz zrobić sobie przerwę miedzy książkami i mózgownica ci się napełni nowymi przemyśleniami.
-Obyś miała rację. To dobrze że dajesz mi jakieś szansę, dziękuję i idę się pakować.

Jesień to dla mnie piękna pora roku. Jest w niej nostalgia i oddalenie, dźwięki dobiegają jakby z oddali, mieni się stonowanymi kolorami, a drzewa płaczą liściem. Gdy jestem jesienią w górach lubię słyszeć z oddali warkot piły tnącej drzewo na kawałki, nie wiem czy martwić się wycinaniem drzew skoro kontrolują to specjaliści. Na wsi na rosłych drzewach często dębach wiszą kapliczki, bolesny i żenujący to dla mnie widok. Jesienna rzeczywistość to dobry czas aby się zakochać. Wiem jednak że rzeczywistość nie jest taka jak ją widzimy. Widzimy rzeczywistość przez pryzmat naszych uczuć, to my wkładamy w nią uczucia. W pierwszym epizodzie psychozy schizofrenicznej, na krótko przed znalezieniem się w szpitalu widziałem jak wygląda rzeczywistość gdy jest odarta z uczuć. Całymi dniami widziałem wokół siebie zimy stalowy świt. Szary kurz wirujący w świetle uchylonych drzwi mrocznego pokoju. Światło nie jest ani trochę żółte,jest jak światło gwiazd i księżyca, a w okół zimna kosmiczna pustka. Nikomu nie życzę, zobaczyć zimną, odartą z uczuć rzeczywistość będąc zamknięty w próżniowym pojemniku z szarego szkła. Tak to właśnie wygląda, jak gdyby założyć szare okulary, być w próżni czuciowej, nie czuć ciepła. Rozgrzany ogniem kominek widzieć jako marmurowy pomnik na nagrobku.
Koszmarnie jest być zaczarowanym przez królową śniegu, a raczej króla lodu, tego pana z moich halucynacji. Dzień dobry nazywam się Ice, po angielsku lód. Ten przeklęty prześmiewca w szpitalnych snach każe sobie dziękować że wyciągnął mnie z mojej wsi. Jesteś co prawda w szpitalu, ale w mieście hahaha. To płynięcie na krze przez arktyczne morze nazywa się otępienie uczuciowe, nie znaczy to że ktoś nie może kochać, ale że całe ciepło otoczenia wygasło, to ciepło które cały czas widzimy nie zdjąć sobie z tego sprawy. Te żółcie i czerwienie, te przytulności, miękkie, puchate i mechate widoki znikają,a pojawiają się stale, zimne stale o brzasku. Zdrowy człowiek nie dostrzega wokół uczuć, nie dostrzega że jego rzeczywistość, jego otoczenie zawiera w sobie uczucia które on jej daje. Ja widziałem tą rzeczywistość bez uczuć, rzeczywistość zbudowaną z małych brudno lśniących sześcianów stali. Nikomu nie spodobałoby się żyć w prosektorium zanurzonym w zimnym świetle, nikomu nie spodobałby się blask skalpela. Chodziłem długim korytarzem ślusarni gdzieś w Murmańsku, gdy pierwsze srebrne promienie świtu zaglądają przez brudne od pyłu szyby, w dodatku czułem się jakby ktoś umieścił mnie w ogromnym szarym słoiku. Poczułem co znaczy słowo próżnia. Nigdy nie miałem ulubionego koloru, po latach stwierdziłem że jest to żółć, a nawet złoty. Pokochałem lampy z czerwonym abażurem. Lubię wpatrywać się w buzujący w piecu ogień. Są jednak momenty gdy rozgrzany piec jest zimny, na krótkie chwile powracam do krainy lodu. Zamknę obraz zimy wiadrem kurzu w którym taplają się poskręcane wióry stali. Mało wiem o uczuciach, zresztą miałem mało uczuć zanim zachorowałem, ale wiem że miałem, bardzo rzadko też rozmawiam o uczuciach. Co nie znaczy że uważam je za coś mało ważnego, uważam że są bardzo ważne. Wagę uczuć dostrzega się gdy się je straci, gdy zostaję się uczuciowym daltonistą.
W schizofrenii na głowę spada wiele nieszczęść często nagle. U mnie przed długi czas chwilowo pojawiały się objawy i znikały, żyłem całkiem dobrze, ale wszystko runęło nagle, w ciągu paru chwil. Pojawił się pan Ice i zapoczątkował tym samym halucynacje wzrokowe, nie w sensie że widziałem realnie rzeczy które nie istnieją mając otwarte oczy, ale gdy zamykałem oczy widziałem odzianego w biel pan Ice. W późniejszym czasie gdy zamknąłem oczy wyświetlał mi się jakby serial, film fabularny w odcinkach. Serial opowiadał o życiu pewnego złotnika i jego rodziny, nie był ciekawy ale dziwny. Fałszował złote monety, naprawiał złote łańcuszki, jego syn nosił na piersi wielkiego złotego orła na grubym złotym łańcuchu. Nie pamiętam dobrze tego serialu, ale to było jak w śnie, wszystko tam było szarawe, tylko złoto zachowało swoją barwę i lśniło na tle szarości. Serial wyświetlany był przez cały czas, gdy tylko zamknąłem oczy. Na krótkie chwile otwierałem oczy i patrzyłem w sufit, w rogu sufitu pojawił się grzyb, szarawy nalot z dnia na dzień się powiększał i leżałem tak nie wiem jak długo. Prawie nie spałem, od czasu do czasu traciłem jaky przytomność i wybudzałem się po jakimś czasie, budziło mnie przerażające uczucie turlania się w dół po chodach. Zegar mi szwankował, niekiedy wydawało mi się obudziłem się wcześniej niż straciłem przytomność. Zebrałem ostatek sił i wybrałem się kupić wódkę bo myślałem że mi pomoże, długo szedłem do sklepu, często zamykałem oczy, by nie widzieć odnoszących się do mnie komunikatów przez różne przedmioty które leżały przy drodze, nawet te najmniejsze przydrożne śmieci miały paraliżującą moc złowieszczego komunikatu. Nie pamiętam dobrze, ale przewróciłem się kilka razy w drodze powrotnej. Gdy dotarłem do domu i otworzyłem wódkę, okazało się że nie potrafię jej pić. Nie dałem rady w ciągu godziny wypić ani sto mililitrów.
Pół litra wypiłem po jakiejś dobie, nie dało się szybciej. Próbowałem się ratować na wszelkie sposoby, ale nic nie pomagało. Próbowałem się nawet zabić i zjadłem dwa listki czyli czterdzieści tabletek relanium, straciłem przytomność na krótko bo obudziła mnie policja na klatce jakiegoś bloku. Nie czułem narkotyków, ani amfetaminy, ani heroiny. Brałem heroinę w dużych ilościach i czułem lekkie uderzenie nie dłużej niż kwadrans, a po tym wszystko wracało do sobie właściwego przykrego stanu. Pierwszy w życiu pobyt w psychiatryku trwał sześć tygodni, rokowania nie były dobre i sprawdziło się, było wiele nawrotów choroby, głównie z winy tego że odstawiałem leki. Trudno się pogodzić nawet po wielu latach od pierwszego pobytu w szpitalu że to co dawno temu zostało zabrane przez chorobę już nie wróci. Trudno pogodzić się z tak wielką stratą. Co prawda nie ma już wokół uczuciowej zimy, pan Ice rzadko powraca w snach, ale nie idzie ku dobremu, jest tak jak jest, jest średnio. Łudzę się że może kiedyś będę jeszcze szczęśliwszy niż teraz, teraz kiedy nie jestem nieszczęśliwy, ani nie jestem za bardzo szczęśliwy.

**********************************************************************************************************************************
Rozdz. 5

-Edek, pomóż mi wpakować Muriele do auta.
-Zobacz wyrywa się, nie chce wsiadać, pewnie ma przykre wspomnienia.
-Edek i co zrobimy?
-Ja już o tym pomyślałem wcześniej że może być problem i zbiłem z desek specjalny podest po którym wejdzie do auta.
-Brawo Edek, to dawaj go.
-Już kładę na progu i Muriela bardzo łatwo po nim wejdzie.
-Edek, on się zaparła, dalej nie chce wchodzić i w dodatku się trzęsie ze strachu.
-Mam i plan B na taki wypadek, ale musisz dać jedną tabletkę uspokajającą.
-W życiu ci nie dam tabletki Edek, chcesz spowodować wypadek?
-Nie dla mnie Mariola, rozkruszymy, rozpuścimy w piwie i damy Murieli, jakie masz tabletki na uspokojenie?
-Edek, mam lorafen, ale powiedz mi dlaczego w piwie?
-Bo benzodiazepiny nie rozpuszczają się w wodzie tylko w alkoholu, piwo co prawda ma mało alkoholu, ale myślę że na jedną tabletkę go wystarczy.
-Dobra Edek, muszę przegrzebać torebkę, zaraz dam jedną. Proszę.
-To ja idę ją rozkruszyć. Przygotuj poidło.
-Oby się udało Edek.
-Teraz wrzucamy proszek do poidła, wlewamy pół butelki piwa, dodajemy troszkę wody i mieszamy. Gotowe. Podaj jej.
-Muriela pij!
-Na szczęście ruszyła ryjkiem ten napój, gdyby nie chciała pić to problem byłby duży.
-Edek i co robimy dalej?
-Stawiamy ją przed podestem, wsiadamy do auta i czekamy aż sama wsiądzie.
-A jak nie wsiądzie?
-Nie wiem Mariola, na zachętę puszczę muzykę.
-Za ile to zacznie działać?
-A bo ja wiem, u człowieka zadziałałoby za jakieś pół godziny, a u świni to nie mam pojęcia.
-Edek, mogę w tym czasie dopić to piwo.
-Pij na zdrowie.
-Długo jeszcze Edek?
-A bo ja wiem, szkoda że wypiłaś to piwo.
-Dlaczego?
-Bo wpadłem na plan i muszę otworzyć następne.
-Co to za plan?
-Wleje piwo do miseczki i postawie na na końcu tylniego siedzenia, jak Muriela poczuję ochotę to wsiądze żeby się jeszcze napić.
-To działaj.
-Gotowe, czekamy dalej.
-A skąd będzie wiedziała że tam jest piwo w miseczce?
-Po węchu wyczuje że tam jest.
-No zobaczymy.
-Proszę, już wchodzi nieśmiało na podest. Zawołaj ją swoim głosem.
-Murielaaaa, Murielaaaa, Murielaaa...
-Wsiadła i piję piwo, ja wysiądę i zamknę drzwi. Poczekamy aż wypije i ruszamy w drogę.
-A podestu nie bierzemy.
-Bierzemy, wsunę go pomiędzy przednie, a tylne siedzenia.
-Już wypiła, ruszamy.
-Edek, ty niekiedy masz dobre pomysły, ja bym nigdy nie wpadła żeby ją tak sprytnie zwabić.
-Cieszmy się że się udało, zobacz, nawet usiadła i czeka co się będzie dalej działo.
-Edek, jak myślisz, jest silnie odurzona?
-Silnie nie, jedno piwo i jedna, z pewnością nie cała tabletka, waży jakieś pięćdziesiąt kilogramów..Hmm.. to tak jakbyś ty wypiła półtorej piwa i zjadła jedną tabletkę, byłabyś odurzona?
-No raczej Edek, ale nie mocno, zresztą trudno powiedzieć, bo nie zdarzyło mi się mieszać tych tabletek z alkoholem.
-Jest godzina dziewiąta, a my już wjeżdżamy na Żywiecką, będziemy na miejscu za jakieś piętnaście minut. Czyli prawie
zgodnie z planem, chciałem o ósmej trzydzieści być na miejscu, czyli poślizg czterdzieści pięć minut, zatem niewielki.

Jeżeli chodzi o podróże to wolę te bliskie. Byłem za granicą, ale blisko, najbliżej mam Czechy i Słowację i byłem w tych krajach. Nie byłem nigdy na zachodzie, ani na wschodzie,ale może kiedyś się wybiorę, ale tylko turystycznie, praca za granicą mnie nie interesuje. Gdy byłem młody jeździłem z kolegami na różne festiwale, mój pierwszy festiwal odbył się w Szczecinie, a więc daleko od domu. Był to drugi Przystanek Woodstock, później jeździłem na te Woodstocki co roku, ale do czasu. Zaczęły się problemy z narkotykami, kolegów ubywało i skończyło się podróżowanie po Polsce. Miło wspominam te festiwale, gdy się kończyły, pole namiotowe pustoszało i następowała taka typowo jesienna nostalgia choć lato było w pełni. Zawsze lepiej podróżować w grupie, źle jest podróżować samemu. Pamiętam że raz podróżowałem z grupą, ale w drodze powrotnej się rozdzieliliśmy, ja z kolegą kupiliśmy bilety, a reszta wolała przejechać prawie całą Polskę, nie pamiętam dokładnie, ale kilkaset kilometrów, bez biletu. Patent mieli taki, gdy pociąg zatrzymywał się na stacji wszyscy wysiadali, patrzyli z którego wagonu wysiada konduktor i wszyscy ponownie wsiadali do wagonu wcześniejszego niż ten z którego wysiadł konduktor czyli tam gdzie sprawdził już bilety. Sam często w późniejszych latach wykorzystywałem ten patent, patent wsiadania do wagonu w którym bilety są już sprawdzone. Trochę trudno grupą przejechać na tym patencie Polskę, ale udawało im się długo aż ich przydybali i wyrzucili z pociągu bo twierdzili że nie mają dokumentów. Wsiadali do następnego pociągu i dalej w drogę, ich podróż była nieco dłuższa niż moja z biletem, ale udało im się dojechać do stacji Bielsko-Biała główna , tej stacji kolejowej, którą zawsze, gdy jechałem z daleka, wypatrywałem z tęsknotą. Zawsze musiałem się jeszcze dostać na tę moją wiochę, ale to już był mały problem, o ile pora nie była zbyt późna. Wracając do konduktora to pierwsze miejsce które zawsze sprawdza to kabina WC, bo tam zawsze podróżują bez biletu ci którzy nie znają żadnej sztuczki, aby uniknąć spotkania z konduktorem. Byli i tacy którzy podróżowali pod fotelami w kolejowym przedziale, ale ta sztuczka jest zarezerwowana jedynie dla osób o odpowiedniej posturze, niskich i bardzo szczupłych. Na dworcach głównych czy centralnych dużych miast były kiedyś "bajzle", "bajzel" to miejsce gdzie handluje się polską heroiną. Teraz każdy ma telefon i nie ma już takich miejsc, gdzie w czasach dużej popularności polskiej heroiny były nawet dyżury i o określonej godzinach pojawiał się ktoś z "towarem". Były nawet miasta w których były dwa "bajzle" i gdy na jednym była "posucha" szło się na drugi. Gdy w Bielsku-Białej była posucha niektórzy czekali
w boleściach, a inni jechali do Katowic gdzie "bajzel" był właśnie na dworcu PKP. Gdy w Katowicach była posucha jechali do Warszawy. Kiedyś byłem z rodzicami nad morzem, brałem jakieś prochy, ale był to czas mojego najintensywniejszego ćpania i mieszanka środków uspakajających i przeciwbólowych nie wystarczała. Pojechałem sam do Gdańska i bardzo szybko znalazłem na dworcu głównym bajzel, ci ludzie rzucali się w oczy, zapytałem jednej dziewczyny i trochę się oburzyła, powiedziała że towar jest, ale skąd wiedziałem kogo zapytać? Czy ma na czole napisane że ćpa? Nie zdawała sobie chyba sprawy że tacy ludzie się rzucają w oczy, te półprzymknięte senne oczy, te lekko ugięte nogi, te wypryski na twarzy, ten ubiór. To wszystko się składa na obraz osoby która ćpa, z czego często nie zdaje sobie ona sprawy, wystarczy być średnim obserwatorem żeby rozpoznać narkomankę czy narkomana. PKS czy MZK to banalni przewoźnicy, ale kolej PKP ma w sobie coś kultowego, przynajmniej miała, teraz te nowoczesne pociągi owszem są i szybsze, ale kiedyś można było zapalić papierosa w pociągu, czy to w oknie na korytarzu, czy w miejscu na początku lub końcu wagonu, gdzie są drzwi i trochę przestrzeni gdzie można stać, a nawet usiąść na podłodze gdy nie ma miejsc siedzących. Gdy jechałem kilka lat temu takim nowoczesnym pociągiem, zapytałem konduktora gdzie można zapalić papierosa, odparł że w tym pociągu nigdzie nie można zapalić. Dlatego ubolewam nad tą unowocześnioną koleją, wolałem te stare kultowe pociągi. Pamiętam też scenę kiedy jechałem pociągiem na jakiś festiwal, zatłoczonym, rozwrzeszczanym, pociągiem, na stacji, nie tej docelowej, ale
jakiejś na trasie biegu w miejscu nieistotnym, ustawił się na peronie szpaler policji z tarczami, pałami i w kaskach,
poleciało na nich mnóstwo butelek wśród dzikich okrzyków pasażerów pociągu udających się na festiwal. Na festiwalu też było ciekawie, pewnego dnia rozeszła się plotka że w jednej z budek z piwem mają dawać piwo za darmo o godzinie dwudziestej, tysięczny tłum ruszył na budkę, było słychać trzaski i niespodziewanie zgasło światło oświetlające jej wnętrze, trwało to jakiś czas, aż nagle padł okrzyk policja!!! policja!!! i tłum zaczął dziki odwrót, nie wiem ilu zostało stratowanych, ale widziałem zrównane z ziemią namioty które stały na drodze cofającego się tłumu. Na tym moim pierwszym festiwalu w Szczecinie jeśli chodzi o dostępność narkotyków był tak jak nigdy później, dilerzy stali wzdłuż drogi co kilka metrów na długości około kilometra, można było kupić prawie wszystko, w dodatku byli dilerzy wędrujący którzy pukali do drzwi namiotów i pytali czy czegoś nie potrzeba. Później zaczęły się akcję "zażywasz przegrywasz", "stop przemocy, stop narkotykom" w dodatku festiwale organizowane były w małych miastach, alkohol lał się strumieniami, ale z narkotykami było ciężej. Cała subkultura narkomańska na przestrzeni lat upadała, teraz widok słaniającego się na nogach narkomana jest wyjątkowo rzadki, z mojego towarzystwa większość nie żyje, ci co przeżyli siedzą w więzieniach i tylko nielicznych raz na kilka lat widuje na ulicy. Nie uczestniczyłem w braniu dopalaczy, może chyba niesłusznie uważałem że to nie może być dobre, bo nie uzależnia, gdyby uzależniało to by zabronili. Prawdopodobnie uzależniało, ale nie tak mocno jak stary dobry "towar". Nie długo istniały te sklepy z dopalaczami, zabronili, dopisali setki substancji na listę substancji których produkcja i handel jest prawnie zabroniony. Ponoć można kupić przez internet, ale nie jestem zainteresowany, nie chcę sprawiać tym przykrości Marioli.

-Tu są klucze, drugi domek na prawo.
-Dziękuje panie Romku idę otworzyć i będę nosił bagaże, później ureguluje należność.
-Nie spieszy się panie Edku, chętnie zobaczyłbym co tak wasza świnka Muriela potrafi.
-Mariola pokaż panu Romkowi.
-Oczywiście, niech pan zobaczy panie Romku czego ją nauczyłam.
-Ludzieee...Ludzieee...Ludzieee....
-Co się dzieje panie Romku? Biją kogoś?
-Ludzie świnia cyrkowa!!! Patrzcie! Pani Mariolu pani pokaże.
-Muriela głos!
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Muriela podaj łapę!
-Jak psiak.
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Muriela kot!
-Ociera się o nogę i mruczy, jak kot, niesamowite.
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-A teraz najlepsze, kładę przed nią jabłko, Muriela bierz!
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Muriela smakowało?
-Potakuje, ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Pani Majolu, a mogę tes dać Mujeli jabko.
-Oczywiście chłopczyku.
-Stasio możesz przynieść z domu jabłko
-Pani Mariolu, a może zjeść więcej owoców?
-Tak, może, dzisiaj jeszcze jej nie karmiłam.
-Aniu, chcesz nakarmić świnkę?
-Chcę mamusiu.
-To przynieś z domu jabłko.
-Rysio ty też przynieś dla odmiany banana.
-Może banana pani Mariolu?
-Oczywiście.
-Muriela bies!
-Muriela smakowało ?
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Ha ha ha
-Pani Majolu, a ona nie gryzie?
-Stasio, ona tylko gryzie to co jej dam do jedzenia, dziecka nie ugryzie.
-Pani Majolu, a mosna sie z niom bawić?
-Oczywiście, pod moim okiem i jak wam rodzicie pozwolą.
-Mogę mamusia pobawić się ze świnką Mujelom?
-Ja też chce mamusiu.
-A ja mogę mamusiu?
-Pani Mariolu, a nie będzie kłopot z tą zabawą?
-W żadnym wypadku, niech dzieci przyjdą za jakąś godzinę, rozstawie leżak na placyku przed domkami, będę mieć wszystko na oku, a dzieci niech się bawią.
-Dzieci, jak wyjdę z leżakiem na placyk to przyjdźcie się bawić.
-Dziękujemy pani Mariolu.

Z cyrku to lubię tylko klowna. Nie podobają mi się sztuczki zwierząt cyrkowych, bo wiem że to wszystko, cały ten cyrk, okupiony jest ich cierpieniem. Za iluzjonistami też nie przepadam, wolę zobaczyć jakąś trenowaną lata, a nawet dziesiątki lat, umiejętność bez iluzji, w wykonaniu na przykład mnicha z klasztoru Shaolin. Szkoda że wędrowne teatry nie są popularne w Polsce, może gdzieś na świecie podróżują trupy teatralne, sam bym dołączył do takiej trupy gdybym nie miał pomysłu na życie. Komedia wystawiona przez wędrowny teatr, dla mnie osobiście, bije na głowę najlepszy nawet cyrk. Pamiętam w latach szkolnych uczestniczyłem w różnych przedstawieniach, z musu, nie byłem wtedy zainteresowany inscenizacjami, ale musieli uczestniczyć wszyscy, cała klasa. Chyba bym się nie nadawał na aktora, z racji tego że mam tremę przed wystąpieniami publicznymi, napisać komedię dla wędrownego teatru? Kto wie może bym i potrafił, taką trwającą godzinę komedię, to tyle co napisać komedię którą się czyta godzinę. Nie próbowałem swych sił w sztukach dedykowanych deskom teatru, wędrownego teatru, kilka postaci i kilka rekwizytów, skromnie i oszczędnie. Pamiętam że kiedyś w telewizji, poniedziałki były poświęcone teatrowi, wtedy wolałem filmy sensacyjne, a teraz mój gust się znacznie zmienił i dużo bardziej wolę dobrą sztukę od filmu akcji. Gdy miałem kilkanaście lat w życiu Polków pojawił się magnetowid, pamiętam ten cały szał, wyrastające jak grzyby po deszczu wypożyczalnie kaset video, tworzenie pirackich kopii, wymienianie się filmami. Nie wiem dlaczego gustowałem w filach karate i filmach z tym rosłym zabijaką Schwarzeneggerem, większość kolegów wolała Sylwestra Stalone i ja też lubiłem z nim filmy, ale bardziej ceniłem Arnolda. Cicho skradający się i tajemniczy wojownicy Ninja, rozpalali umysły nastolatków. Trenowanie sztuk walki cieszyło się ogromnym powodzeniem, siłownia był mniej popularna, za to teraz jest odwrotnie. Pamiętam wiele było filmów w obrocie o wojnie w Wietnamie, nie wiem skąd taka popularność tej wojny, dużo ciekawsza była II Wojna Światowa, jeśli wojnę można nazwać "ciekawą", ale Wietnam królował. Jakość filmów pirackich, którejś tam kopii z kopii była tragiczna, ale ludzie oglądali. W sąsiedniej wsi było kino i często chodziłem na filmy sensacyjne, karate i o wojnie w Wietnamie. Często projekcje nie odbywały się na dużym ekranie, ale telewizorze ustawionym przed tym wielkim ekranem, dziś to wydaje się śmieszne, zwłaszcza że telewizor na którym za pomocą magnetowidu odtwarzane były filmy miał 21 cali, ale ludzie przychodzi chętnie, zwłaszcza dlatego że wtedy odtwarzane były najnowsze nowości. Raz sobie przychodzę pod kino,
poszedłem na ślepo bo zawsze "grali" "dobre" filmy, ale patrzę a tu towarzystwo jakieś dziwne, większość kobiet i dziewczyn, nie ma młodych, kilka starszych facetów, jednak widzę jednego znajomego i pytam co "grają"? On mówi "Dirty Dancing" świetny film, tańczą, czasami się pocałują i dalej próbuje mnie namówić. Finalnie zrezygnowałem z tego filmu i poszedłem do domu, to był jedyny raz kiedy "grali" "kiepski" film. Dużą popularnością cieszyły się wśród kobiet melodramaty, nie pamiętam bym kiedykolwiek oglądnął na wideo cały melodramat, gdy tylko to słyszeliśmy, ja i koledzy, czuliśmy ogromny niesmak. Miałem trzynaście czy czternaście lat i najbardziej lubiłem filmy od lat osiemnastu, pisało w programie kina od lat osiemnastu, ale wpuszczali wszystkich. W telewizji był program "W starym kinie" niecierpiałem go, a teraz chętnie bym obejrzał, czy "Perły z lamusa" też zawsze przełączałem kanał, a teraz obejrzałbym z przyjemnością.
Młodość rządzi się swoimi prawami, z biegiem czasu gusta się zmieniają, dzisiejsza telewizja mieściłaby się w moim guście z wieku lat piętnastu czy nawet mniej, a ta telewizja która była w latach dziewięćdziesiątych zaspokoiłaby mój gust teraźniejszy, być może jednak nasycenie religią programów telewizji publicznej trochę by mi przeszkadzało, ale teraz rani mnie to jak oścień. Z religią zawsze byłem i raczej będę na bakier, raz nawet gdy miałem jakieś dziesięć lat
ksiądz uderzył mnie otwartą ręką w twarz. Podczas modlitwy kopnąłem kolegę, ten skrzywiony katecheta wyprowadził mnie z salki katechetycznej i dał w twarz jak dorosłemu, bić dziesięcioletnie dziecko otwartą ręką w twarz! Musiał być skrzywiony, kto wie czy wszystkich dzieci nie traktował jak dorosłych. W szkole podstawowej kary cielesne były na porządku dziennym, z lubością wykręcali uszy i bili po tyłku drewnianym wskaźnikiem. Najmocniej bili na WF-ie, nauczycielka która okazała się być alkoholiczką, co zostało odkryte wiele lat później, biła rzemykową skakanką lub tenisówkiem, po tyłku. Zdarzyło się że jeden kolega coś przeskrobał, kazała wypiąć mu tyłek, całej klasie kazała ustawić się w kolejce, każdy ściągał tenisówka i bił go w tyłek. Gdy ktoś mocniej uderzył, aż głośno trzasnęło, był przez nią chwalony. Szkoła liczyła około czterystu uczniów, był w gronie jeden Mulat i jeden Żyd. Mulat był bardziej bity, nazywano go "murzynem", młodsi mu dokuczali, starsi go bili. Ten Mulat nie był dobrze traktowany też przez nauczycieli i nauczycielki, napisał w tej sprawie nawet list do jakiejś gazety. Żyd potrafił się zasymilować, ale też mu trochę dokuczali co poniektórzy. Miałem szczęście bo byłem pierwszym rocznikiem, tych nowych czasów, który nie musiał chodzić do szkoły w sobotę, pamiętam smutny widok, tego troszkę starszego "murzyna", który w sobotę maszeruje do szkoły. Ze starych czasów pamiętam akademię z okazji rewolucji październikowej i sztandary z Leninem. Pamiętam nawet pasowanie na ucznia. Wspominam to jako zimny i ponury czas, te lekcje muzyki w pierwszej klasie, gdy jesienną porą obserwowałem wysokie topole za oknem z których wiatr zrywał liście. Najlepszy czas szkoły, nastał dla mnie gdy pozwolono chodzić bez szkolnych mundurków. Nauczyciele pytali co o tym sądzimy, czy podoba nam się że nie musimy już chodzić w mundurkach? Mi się podobało że nie muszę już chodzić w tym przeklętym smutnym granatowym stylonie z białym kołnierzykiem. Po zrzuceniu mundurka szkolnego, nastąpił u mnie okres zainteresowań, pornografią, militariami, białą bronią, w szkole obmacywałem dziewczyny, po szkole zakładałem mundur moro,a u mojego boku wisiał nóż. Mundur moro szybko zrzuciłem, ale zainteresowanie nożami pozostało, w ósmej klasie z lubością przykładaliśmy z kolegami noże do szyi młodszych kolegów w szkolnej toalecie. Pojawił się alkohol, nadal obmacywałem dziewczyny, ale też żyletki cięły moją skórę na rękach, naturalną koleją pojawiło się zainteresowanie narkotykami, zwłaszcza pożądałem halucynacji, po czasie okazało się że raczej kiedy są halucynacje to nie występuje to jak samodzielny objaw, ale towarzyszy temu specyficzne bardzo dziwne samopoczucie. Halucynacje były i owszem ale tylko wtedy gdy zamknąłem oczy, raz tylko miałem takie prawdziwe halucynacje kiedy widziałem coś czego nie ma, spotkałem kolegów usiadłem obok nich na ławce, chwile rozmawialiśmy po czym okazało się że ławka jest pusta i siedzę na niej sam. Nie wywołałem ich narkotykami, ale dużą dawką popularnego leku który jest do nabycia w każdej aptece bez recepty. Wracając do szkoły i czasu buntu, to w ósmej klasie tworzyliśmy, ja i trzech moich kolegów, grupę najgorszych uczniów w szkole, najgorszych jeśli chodzi o zachowanie. Ta grupa już dawno pomniejszyła się o jedną osobę, pozostałych dwóch nie widziałem ponad dziesięć lat, choć mam ochotę spotkać któregoś z nich razem powspominać, najlepiej jeszcze pijąc alkohol.

-Edek, Muriela polubiła dzieci, już bym nawet nie musiała doglądać tej zabawy, ale weźmy leżaki i chodźmy poleżeć przed domkiem.
-Pogoda ładna, to dlaczego nie, wezmę tylko piwo z lodówki.
-Edek, piwo miało być po osiemnastej, tak mówiłeś.
-Mówiłem ale zmieniłem zdanie, mam pić wodę?
-Edek, nie wiem czy zauważyłeś, ale w lodówce jest też cola, ja piję colę.
-Nie chce coli, bo to niezdrowe, tyle w tym cukru, a wiesz że ja miewam "wysoki cukier".
-Edek, te twoje tłumaczenia wychodzą mi już bokiem, pij co chcesz w końcu jesteśmy na wczasach.
-Ja z Mujelom sukam, kogo znajdę piejsego to ten suka później.
-Bawcie się dzieci, tylko nie wychodźcie poza teren, za ogrodzeniem się nie bawimy.
-Dobze pani Majolu.
-Edek, pamiętasz zabawy z dzieciństwa?
-Coś tam pamiętam.
-Ja pamiętam dobrze, w co się bawiłeś z kolegami?
-Pamiętam resorkowce i pistolety, ale w co się konkretnie bawiłem trudno sobie przypomnieć. Pamiętam dobrze jesienną szarość, jesień średniowiecza, wykopki, naga ziemia i kupki dymiących badyli.
-Ja Edek mam kolorowe obrazy dzieciństwa.
-A ja więcej czarno białych.
-Masz jakieś kolorowe Edek ?
-Muszę pomyśleć. Pamiętam żniwa, złociła się słoma, a ja dostałem, ni stąd, ni zowąd, kamieniem w łeb od dalszej kuzynki, trzeba było jechać szyć do szpitala. Mam do dziś bliznę na czole.
-Nigdy nie rozmawialiśmy o twoich bliznach, to znaczy ja chciałam, ale ty zawsze zmieniałeś temat.
-Możemy, zobacz, ta na nodze to od rożna, piekliśmy z kolegami kiełbasę na rożnie. Było to w pierwszym dniu wakacji, skończyłem szóstą klasę, kupiliśmy po jednej Sangrii na głowę i jakoś nieopatrznie się poparzyłem, nie bolało w ogóle ale blizna jest.
-A co rodzice na to pijaństwo w tak młodym wieku?
-Nie dowiedzieli się bo spaliśmy w namiocie, narzygałem przed wejściem, dziadek posprzątał i jak ojciec później przyszedł to w ogóle nie pokapował że piliśmy.
-To było twoje pierwsze picie alkoholu?
-Raczej nie, kiedyś ojca nie było na noc w domu i wypiłem dwa piwa i ćwiartkę wódki z kolegą, nawaliłem się tym ciężko,
pierwszy raz mi obraz skakał na boki.
-A co na to mama?
-Mama tolerowała różne takie wybryki.
-A ta blizna na ręce?
-To jak wchodziłem na płot i zahaczyłem o drut, a z drugiej strony to sam się pociąłem żyletką, na lekcji muzyki w ósmej klasie.
-Tak bardzo nie lubiłeś lekcji muzyki?
-Chodzi o to że na tej lekcji była okazja.
-A która blizna jest najstarsza?
-Ten "x" między oczami, to jak grałem z ojcem w piłkę i przewróciłem się na murek, nie pamiętam tego.
-A ta tu na lewej ręce?
-To na imprezie domowej rzucaliśmy nożami i kolega mnie trafił w rękę, byłem pijany, krew się lała i zatamowałem krwotok rozgrzanym do czerwoności nożem, tak jak pokazują czasami na filmach.
-Edek, smarujesz maścią te łokcie?
-Jak sobie pomyślę to smaruje, ale rzadko myślę o łuszczycy, cieszę się jednak że jest u mnie łagodna i właściwie od bardzo dawna tylko na łokciach się robią ogniska, pewnie temu że sucha skóra. Na łokciach też powinny być blizny.
-Od czego miałyby być te blizny na łokciach?
-Od tego że kiedy zaczęło mi się coś dziać ze skórą na łokciach, nie wiedziałem że to łuszczyca, myślałem że jakiś inny syf i też przypalałem skórę rozgrzanym nożem.
-Mogłeś pokremować, a nie wszytko nożem.
-Już taki jestem hardkorowiec.
-Pani Majolu, a Mujela mose tjopić nosem jak pies.
-Na pewno potrafi Stasiu, ale jeszcze jej tego nie uczyłam, możecie spróbować ją nauczyć tropić.
-Supej, ucymy Mujele tjopić.

Kiedyś niedaleko mojego domu, jakiś kilometr może ciut więcej, był ogromny śmietnik i cegielnia. Wydobywali celine na cegły, a powstałą dziurę zasypywali śmieciami, które zwozili z różnych miejsc, nawet z obrzeży miasta i pobliskiego miasteczka turystycznego. Gdy byłem dzieckiem chodziłem tam z dziadkiem i znosiliśmy do domu różne graty, czemu ojciec był bardzo przeciwny i zawsze zabierał i wyrzucał to co przyniosłem ze śmietnika. Dobrze pamiętam pierwsze lanie kablem , wtedy właśnie poszedłem z dziadkiem na śmietnik, rodzice wybierali się do znajomych,a ja opóźniłem ich wyjście z domu. Będą troszkę starszym na śmietnik chodziłem z kolegami, różne rzeczy tam można było znaleźć jak na przykład drewnianą nogę, to znaczy protezę nogi, pewnie niepotrzebną już bo właściciel nie żył. Była moda na kolekcjonowanie puszek po piwie i napojach, szukało się ich na śmietniku. Kiedyś znaleziono tam skarb, słoik pełen złota i innych kosztowności, ale znalazców było dwóch, pokłócili się, milicja się dowiedziała i odebrali im, podobno tylko część tego skarbu. Kiedyś też zbieracze złomu, poszli o zakład, jeden twierdził że potrafi wypić z butelki duszkiem pół litra spirytusu, zakład wygrał, ale niestety nie przeżył. Ciekawość ciągnie dziecko czy nastolatka w takie miejsce jak śmietnik, teraz jednak jestem w stanie zrozumieć niechęć ojca do moich tam wizyt. Ojciec i tak nic nie zmienił, ciekawość ciągła mnie na śmietnik, bez jego wiedzy i zgody. Pamiętam że o wszystko musiałem pytać czy wolno, czy mogę iść tam czy tam, żeby zawsze wiedzieli gdzie jestem. Nienawidziłem pytać o zgodę rodziców, jeszcze bardziej nienawidziłem odmowy. Rodzice interesowali się mną w głupi sposób. Miałem też dużo obowiązków. Matka krzyczała, ojciec bił, czasami bił bez słowa. Rodziców się nie wybiera, ale gdybym mógł wybrać wolałbym innych, nawet teraz jestem zdania że lepiej by było być adoptowanym dla mnie niż mieć tych rodziców z czasów dzieciństwa. Mają to co chcieli, tyle mogę powiedzieć, ale ja wolałbym nie być dla nich karą za ich błędy, ale być normalny, wychowany w normalnej rodzinie. Gdy miałem ileś tam lat kolega powiedział że lepiej mieć starych rodziców, był trzecim synem pewnego niemłodego już małżeństwa, to że miał rację pojąłem jakiś czas później. Nie byli gotowi na mnie, lepiej by mi było urodzić się dziesięć lat później, ale kto wie o ile lepiej. Źle dla mnie było mieszkać w domu jednorodzinnym, gdybym mieszkał w bloku to ojciec z pewnością bałby się że sąsiedzi usłyszą moje krzyki, dobrze jest jak sąsiedzi słyszą co się wyprawia w mieszkaniu obok i nad czy pod. Myślę że właśnie w takich jednorodzinnych domach często rozgrywają się dramaty o których nie wiedzą sąsiedzi, bo mieszkają za daleko i nie słyszą. Nie kocham, nie kochałem i nie będę kochał rodziców, nie zamierzam ich czcić żywych czy martwych. Moim zdaniem powinny być instytucje które ingerują w wychowanie, zwłaszcza gdy matka rodzi dziecko mając lat osiemnaście czy mniej. Nie powinno się pozwalać na wychowywanie po swojemu ludziom bez wyobraźni. Nie wiem co chciał osiągnąć głupi ojczulek bijąc mnie, na pewno nie to co sobie wyobrażał, a może nawet nic sobie nie wyobrażał. Zwłaszcza kiedy ktoś trenuje całymi dniami na siłowni i przyjmuje sterydy to nie powinien on zakładać rodziny i nie powinien mieć dzieci. Mój ojciec brał sterydy w latach kiedy były one całkowitą nowością i nie były tak popularne jak teraz, myślę że ich przyjmowanie pozostawia ślad w psychice, skłonność do agresji i podobne patologie. Śmieszne, ale też niepokojące jest gdy widzi się kogoś kto zbudował potężne ciało, siłownią i sterydami, a ma kontrastującą z tym ciałem małą głowę. Zawsze gdy widzę takiego człowieka nachodzi mnie myśl, czy taki mały mózg może kontrolować tak dużą siłę mięśni? Obawiam się głupich i silnych ludzi, zwłaszcza pod wpływem alkoholu mogą być oni niebezpieczni dla postronnych osób. Silna, głupia i pijana osoba jest publicznym zagrożeniem. Nie tylko ja mam chyba takie obawy, bo słyszałem że w niektórych zakładach karnych siłownia więzienna jest dostępna tylko dla osadzonych którzy chodzą do więziennej szkoły. Może w przyszłości tych wszystkich silnych i niebezpiecznych rozbójników nie będą zamykać tylko podawać im substancję trwale odbierającą siłę fizyczną. Odebranie sił fizycznych sprawiłoby że nie trzeba by się już obawiać tych niebezpiecznych kryminalistów, co prawda nie do końca bo mogliby się zbroić w noże, pałki czy inną broń, ale i tak byliby mniej niebezpieczni niż teraz.

-Halo, Edek gdzie jesteś?
-Jak to gdzie Mariola?! Na plaży jestem.
-Ale w którym miejscu?
-Zaraz obok tych metalowych schodów którymi się schodzi z wału na plażę.
-Jak długo będziesz?
-A bo ja wiem.
-To ja tam przyjdę za jakąś godzinę, może półtorej godziny, będziesz?
-Dobra, poczekam.
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
-Dzień dobry,Proszę pana, a ta świnka to taki zwierzak domowy czy na mięso?
-Jedno i drugie.
-Aha, rozumiem. Można się przysiąść?
-Oczywiście.
-Trapez jestem.
-Edi.
-Ja Kwadrat.
-Edi.
-Mamy takie nietypowe pytanie, bo pomyśleliśmy że możesz się Edi orientować.
-To słucham Trapez.
-Edi, jesteśmy z Łodzi, właściwie okolic Łodzi. Wracamy z Czech, byliśmy się tam zaopatrzyć w kwas. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Podbeskidzie, bo mamy informacje że tu dużo halucypów można nazbierać. Orientujesz się w temacie?
-Orientuję się, a wiec tak, halucypów było dużo, ale kilkanaście lat temu. Klimat się ociepla, jesień jest coraz cieplejsza i to nie sprzyja grzybom zwłaszcza grzybom halucynogennym. Kiedyś zbierałem po dziesięć tysięcy w sezon, ale jak byłem ostatnio na rekonesans to zebrałem trzy grzybki.
-Czyli są, a raczej były,a gdzie można się wybrać w okolicy?
-Najbliżej Szczyrk, ostatni przystanek na Salmopolu, tam jest trasa narciarska z góry Golgoty i na tej trasie rosną, najwięcej jest na samej górze, a jeszcze więcej było na pastwiskach, od szczytu Golgoty na północny zachód w dół, tam stoi taki słup energetyczny na pastwisku i tam szukać w okolicach tego słupa.
-Edi, możesz narysować mapkę?
-Mogę, dajcie kartkę i coś do pisania.
-Kwadrat, daj długopis i kartkę.
-Już się robi, tylko znajdę w plecaku.
-Teraz ja mam pytanie?
-Dajesz Edi.
-Jakie macie kwasy?
-Nie wiemy, nie mamy całego obrazka, ważne że LDS i działa, bo już sprawdzaliśmy. Wrzucałeś kiedyś Edi?
-Dziesiątki razy, pierwszy raz jakieś ćwierć wieku temu.
-To bardzo dawno, ćwierć wieku to ja miałem roczek,a Kwadrat się urodził ćwierć wieku temu.
-Ile razy wrzucałeś?
-Nie pamiętam już, ale dziesiątki razy.
-Może masz ochotę Edi? Trochę tego mamy i możemy poczęstować.
-Dzięki chłopaki, ale nie wolno mi.
-Jak to nie wolno Edi?!
-Odbiło mi i lekarze twierdzą że z narkotyków.
-Jak to odbiło?
-Zwariowałem Trapez, mam schizofrenię.
-Z kwasów?
-A kto tam wie z czego, brałem dużo i latami.
-To rzeczywiście nie warto ryzykować.
-Edi, a jakby tak śwince, jak ona się nazywa?
-Co śwince? Nazywa się Muriela.
-Dać śwince kwasa i nakręcić filmik telefonem.
-Dobry pomysł Kwadrat, co ty na to Edi?
-Pomysł nie głupi, ale jak się będzie zwierzę męczyć?
-Edi, przecież mówiłeś że też na mięso to co ci zależy. Nie ma nic gorszego od śmierci dla Murieli.
-Sam jestem ciekaw jak Muriela się zachowa, może nawet być śmiesznie.
-Czyli zgadzasz się Edi?
-Niech pomyśle, dobra, zgadzam się.
-To jak jej go podamy i ile?
-Hmmm... Tam leży plastikowa miseczka po jakiejś zupie, rozpuścimy w wodzie i damy jej w tej miseczce.
-W czym rozpuścimy?
-Wrzucimy tekturę do wody, tu mam nawet małą półlitrową wodę mineralną.
-Edi, ale ile ona potrzebuje?
-A bo ja wiem, dajmy jej na początek ponad połowę.
-Kwadrat, wyciąg tę połówkę kwasa, odpakuj jeden i wrzućmy półtorej kwasa do tej wody. Damy jej zero siedem, a jak nie podziała to damy jej więcej.
-Co ty na to Edi?
-Wasze kwasy, ja jestem tylko ciekawy co się stanie.
-Zrobione.
-Niech się pomoczy tektura z dziesięć minut.
-Wypłucze miskę w jeziorze.
-Edi, a jak się dostać stąd do tego Salmopolu?
-Lubicie chodzić pieszo?
-Raczej nie.
-To jedzcie do Bielska, i stamtąd PKS-em do Szczyrku. Jest krótsza droga, moglibyście zajechać do Wilkowic, z buta do Bystrej i z Bystrej autobusem do Szczyrku, ale jak nie znacie okolicy to lepiej, żeby się nie pogubić, jechać z Bielska.
-Częstuj Murielę, już się rozpuściło.
-To wleję jej połowę butelki na początek. Muriela pij!
-Ha ha ha, wypiła, ale się będzie działo.
-Ha ha ha
-Tylko jak przyjdzie Mariola, moja kobieta, to ani słowa, ewentualnie jakby co, to dałem jej trochę piwa, gdyby Muriela robiła coś dziwnego.
-A alko ci wolno Edi?
-Nic mi nie wolno Trapez, ale czasami piję, co by to było za życie? Tyle mam że się napiję piwa.
-Ile dzisiaj poszło piw Edi?
-Jakieś pięć, gdybym był trzeźwy to pewnie bym się nie zgodził na eksperyment z Murielą. Mam jeszcze trzy przy sobie, to napijmy się po jednym.
-Ok. Edi, następne ja stawiam.
-Od dawna nie miałem kompanów do picia, czasami Mariola mi towarzysz. Ale głównie pije sam.
-Widzisz Edi, przydaliśmy się do towarzystwa. Kwadrat pij szybko, bo zaraz pójdziesz do sklepu po piwo.
-Czemu ja i czemu aż do sklepu, stoi budka pięćdziesiąt metrów stąd.
-Zawsze chodzi najmłodszy. Idź do sklepu, bo raz że tanio , a dwa że w tej budce pewnie szczyny.
-Cieszę się że lubicie dobre piwo, ja też jestem zdania że lepiej do sklepu, w budce się kupuje w ostateczności.
-To jakie piwo pijemy?
-Co polecisz Edi? Mają coś dobrego w tym sklepie?
-Najbardziej się kalkuluje Barley wine z Komesu, bo smaczne, treściwe i mocne.
-Barley wine? Ile to ma procent?
-Dwanaście procent.
-Wow, jeszcze nie piłem piwa dwunastoprocentowego, a ile kosztuje?
-Osiem złotych z groszami.
-Rzeczywiście się opłaca, jak jeszcze smaczne to rewelacja.
-Ruszaj się Kwadrat! Wiesz co masz kupić?
-Wiem. Idę.
-Minęło już ponad pół godziny,a Muriela nic, przespaceruję się z nią kilkanaście metrów i zobaczę czy wszystko u niej gra.
-Idzie posłuszna, wygląda na to Edi że jeszcze jej nie "weszło".
-Nie wiedziałem Trapez że jeszcze ktoś zarzuca kwasy, tylko się słyszy o pigułach, o amfie, ciągle wymyślają nowe nazwy
na amfetaminę. Dawno nie słyszałem o starym poczciwym kwasie. LSD już dawno wyszło z mody.
-Ciężko kupić Edi, ale są ludzie jak my z kwadratem którzy szukają i znajdują, nie ważne że za granicą, ale do Czech i tak bliżej niż do Holandii.
-Też Trapez dlatego że w Polsce rosną grzyby, w działaniu nie ma aż takiej dużej różnicy między LSD, a psylocybiną. Oczywiście LSD dłużej działa, ale też nie wszystkim jest to na rękę.
-Mam nadzieje Edi, że znajdziemy chociaż po sto grzybów z Kwadratem. O wilku mowa, idzie Kwadrat z piwami.
-Zimniuteńkie z lodówki.
-Zobaczcie rocznik 2019 kwiecień, czyli prawie półtora roku leżakowane, to piwo im starsze tym lepsze.
-Rzeczywiście w smaku wyśmienite, dużo smaczniejsze niż wino za dychę.
-Kwadrat jak stoimy z czasem? Kiedy Muriela zarzuciła?
-Będzie pięćdziesiąt piec minut.
-Dziwne,Muriela stoi przed jeziorem i wpatruje się w dal. Przespaceruje się z nią. Muriela chodź! Nie idzie, zaparła się. Muriela! Dlaczego nie słuchasz!?
-Kwadrat nagrywaj!
-Tak nagrywaj żeby mnie nie było widać na filmiku.
-Dobra Edi.
-Mogą być kłopoty.
-Nic się złego nie stanie Edi. Chodźmy razem na piwo.
-Dobra, chodźmy do budki, przepłuczemy usta lekkim piwem.
-Kwadrat stań w kolejce.
-Czemu zawsze ja?
-Już mówiłem, jesteś najmłodszy.
-Tu masz Kwadrat pieniądze. Kup lane z beczki. O kurwa Mariola dzwoni. Halo...
-Edek, co to ma znaczyć?! Gdzie jesteś?! Co się stało z Murielą?!
-Zaraz przyjdę. Jak to co się stało z Murielą? Nie ma jej na plaży?
-Jest, ale nie chce słuchać. Co to ma znaczyć Edek?!
-Przyjdę i wszystko wyjaśnię.
-Trzymaj Edi piwo. Idziemy.
-Edek, o widzę że nie jesteś sam. Co to ma znaczyć Edek?!
-Edi, nie ma butelki.
-Jak to nie ma butelki?! Mariola, tutaj leżało butelka z wodą, co z nią zrobiłaś?
-To akurat jest najmniej ważne. Edek nie zmieniaj tematu! Co to ma znaczyć ?!
-Mariola to jest najważniejsze. Co się stało z butelką z wodą mineralną.
-Dobra Edek, wypiłam i wrzuciłem do kosza. To nie jest butelka zwrotna, ale jak ją potrzebujesz to jest w tym koszu.
-O kurwa!
-Edek ty się wyrażaj i odpowiadaj na moje pytania!
-Mariola, jakby ci to powiedzieć. Ojciec święty Jan Paweł II mówił, nie lękajcie się i to są mądre słowa. Może nawet nie potrzebne, bo bierzesz leki i LSD może nie zadziałać.
-Czego mam się nie lękać?! Jakie LSD ?! Co ty bredzisz Edek ?! Jesteś pijany?!
-Jestem trochę pijany, ale chcę ci powiedzieć że ty i Muriela zażyliście LSD.
-Jakie LSD?! Edek opilcu ja nic nie brałam!
-Brałaś bo było rozpuszczone w wodzie którą wypiłaś. Mariola nie lękaj się...
-Ludzie!!! Edek mnie otruł!!!
-Mariola opanuj się i nie rób scen!
-Edek, kupiłeś to biedne zwierze, aby go zabić, ale ja do tego nie dopuszczę, więc nie myśl że możesz robić z nim co ci się podoba!!! W dodatku próbowałeś mnie otruć, dobrze że żyję i ci się nie udało!!!
-Aaahaaa! Czyli nie będzie świniobicia?
-Po moim trupie Edek! Myślę jednak że jak jeszcze nie umarłam to LSD mnie już nie zabije.
-Mariola, za jakieś około pół godziny, mogą się z tobą dziać dziwne rzeczy, ale to nic pewnego bo bierzesz leki które przeciwdziałają takim stanom.
-To miło z twojej strony że mnie informujesz!!! Czyli też będę stała jak słup i wpatrywała się w jezioro?!
-Mariola nie wiem co się stanie. Na pewno nie umrzesz.
-Nie umrę! hura nie umrę! jeszcze powiedz że to będzie dla mnie atrakcja! Dlaczego jesteś Edek taki głupi?!
-Tak jakoś Mariola, byłem ciekawy co się stanie w dodatku byłem wypity i zgodziłem się na filmik do internetu z Murielą pod wpływem LSD.
-Edek ty jesteś skończonym idiotą i masz zero odpowiedzialności.
-Mariola, ty zawsze coś ugrasz dla siebie prawie za każdym razem kiedy popełnię jakiś błąd, tym razem ugrałaś bardzo dużo bo życie Murieli, a poza tym gdy LSD podziała to może to być ciekawe doświadczenie dla ciebie.
-Edek, ty mi nie mydl oczu, bo to się może skończyć tak że zabiorę Murielę i wrócę do mamy.
-Mariola nie przesadzaj, uspokój się i ciesz się że nie będzie świniobicia i wiedz że ja mam duże zmartwienie z tego powodu.
-Szkoda że nie masz zmartwienia że przypadkowo, a właściwie z twojej winy zażyłam narkotyk.
-Mam zmartwienie, ale nie mam obaw, bo wiem że nic ci nie grozi.
-Edek, tylko ewentualnie trafię do psychiatryka, tak ?!
-Nie biorę pod uwagę takiej ewentualności.
-Czyli co mi konkretnie grozi ?
-Chyba nic wielkiego, może coś ciekawego.
-Edek, ja mam gdzieś takie atrakcje i ciekawostki.
-Mariola idziemy z chłopakami do sklepu, ty się sobie posiedź chwilę i się wycisz i uspokój.
-Edek, ja cię kiedyś zabiję!
-Udało ci się Mariola, ocaliłaś Murielę, kupię ci piwo i chipsy.
-Zniknij mi już z oczu Edek.
-Chyba jej przejdzie, co Edi?
-Przejdzie jej, ale jak stoimy z czasem? Kiedy przypuszczalnie zażyła?
-Kwadrat zmierz jej czas.
-To będzie jakieś od czterdziestu do czterdziestu pięciu minut.
-Plan jest taki, musimy wrócić za dwadzieścia minut, będzie już pod wpływem i zobaczymy czy zadziałało. Mam obawy bo ona tych leków bierze na prawdę mało.
-Jakie piwo kupujemy?
-Jakieś lekkie, jasne z małą ilością alkoholu.
-Edek, wróciłeś bardzo szybko, jechałeś motorem? Jak zmieściliście się we trójkę na motor?
-Mariola, poznaj moich kompanów, to jest Trapez, a to jest Kwadrat.
-Dzień dobry pani Mariolu.
-Dzień dobry.
-Witajcie chłopcy.
-Mariola jak się czujesz?
-Dobrze Edek, ale zauważam problematyczne niuanse twojej urody.
-Aha.
-Leki nie pomogły Edi.
-Edi może nie będzie źle.
-Edek, panują tu karkołomne atlantyckie niewygody, nie zamierzam tu dłużej piracić.
-Mariola zaraz pójdziemy do domku, tylko Muriela trochę wróci do siebie.
-Muriela została raniona butelkowym widelcem Neptuna, zaraz podzielę los tej płaczącej wierzby.
-Mam pewien plan, zdejmę z Murieli smycz i usiądę przed nią w pozycji kwiatu lotosu, a teraz, Muriela smaruj do domu!
-Ale jaja, ruszyła i maszeruje.
-Skąd wiedziałeś Edi co zrobić?
-Nie wiedziałem, nie przypuszczałem że się uda za pierwszym razem.
-Idźmy przecz do tego ludzkiego kurnika niech prowadzi nas nalepka!
-Idziemy! Muriela prowadzi.
-Bardzo dobrze, kieruje się na domki. Mariola co u ciebie?
-Edek, wszyscy żyjemy w telewizorze i teraz ktoś podkręcił kolorystykę.
-Aha, to nie tak źle.
-Zatrzymała się, trzeba otworzyć drzwi do domku. Muriela smaruj dalej. Bardzo dobrze, kieruje się do sypialni.
-Witamy w kurniku na kurzej nóżce o lichym meblu z bogatym obiciem.
-Edi, on wdrapuje się na łózko. Dobrze że nagrywam bo nikt by nie uwierzył.
-Pięknie, leży na łóżku i zamknęła oczy. Mariola ty też się na chwilę połóż i odpocznij.
-Jestem skłonna twierdzić że podróż trwała trzy dni, Edek,tylko nie urządzaj zaściankowych brewerii.
-Mariola, poleż chwilkę, z pół godziny, a później zobaczymy co dalej.
-Życie pełne jest Bengalskich urozmaiceń teraz widzę całe bogactwo trzykrotki.
-Nie poleży długo w łóżku, plan mam taki że ktoś z was musi iść po piwo do sklepu.
-Kwadrat zajdzie.
-Dlaczego zawsze ja?
-Już ci tłumaczyłem dlaczego.
-Dobra to ile tych piw?
-Mam stówę i myślę ze do rana wypijemy po dziesięć.
-Kwadrat policzyłeś? Trzydzieści piw, uniesiesz?
-Postaram się, wyładuje z plecaka rzeczy i część piw do plecaka, a reszta do torby.
-Trzymaj stówę, jak zabraknie to musicie dołożyć ze swoich.
-Nie ma sprawy, a jakie te piwa?
-Smaczne i lekkie, te które piliśmy ostatnio.
-Ok. to się zbieram.
-Mariola nie prześpi tej nocy i trzeba czuwać.
-Edi, dotrzymamy ci towarzystwa, tak myślę że z dwanaście godzin ją będzie "trzymać".
-Ja myślę że może nawet dłużej, wyśpię się jak jej zejdzie.
-Edi, będziemy pić całą noc i to powinno cię cieszyć.
-Trapez, ale gdy Mariola przyjdzie do nas to musimy zachować maksymalną kulturę,bo wiem jak wygląda dla skwaszonego pijany człowiek.
-To się rozumie Edi, jak tylko przyjdzie Kwadrat to go poinstruuję. O wilku mowa.
-Ale się natachałem, jest trzydzieści, ale większość ciepła, w lodówce było tylko kilka.
-Dawaj wstawię do lodówki.
-Świat pełen jest ponętnych wzorków, gdy konsumuje się trzykrotkę.
-Co tam Mariola? Znudziło ci się leżenie?
-Edek nie być taki hop, bo w twoim myśleniu dużo jest swoistego ciapciarapcia i jak nie chcesz zostać dziwolągiem każdej mojej inwektywy to usuń natychmiast każdziutkie mięso, nawet mięsko, z lodówki. Doszłam do wniosku że nie można bezkarnie spoglądać na kiełbasy.
-Dobra Mariola, będzie więcej miejsca na piwo.
-W tych wszystkich butelkach widoczny jest twój skrajny materializm jeśli chodzi o napój zwany piwem.
-Może się pani napije pani Mariolu?
-Kolego pozostawmy nasze relacje na stopie pandemicznej.
-Mariola musimy wyjść we trojkę z domku na jakieś pół minuty, poczekaj. Idziemy.
-Edi o co chodzi?
-Tu kładę mięso, jak ktoś będzie głodny to wychodzi z domku i sobie podjada.
-Dobry pomysł Edi.
-Mariola jak już chcesz być z nami to ustalmy jedno, nie kieruj się pozorami patrząc na pijących piwo ludzi.
-Edek, ty bezrobotny siepaczu bezwzględnego dobra nie sytuuj się w moim pozoranctwie.
-Mariola, najlepiej będzie jak się położysz, ubierzesz słuchawki i włączysz muzykę.
-Dlaczego to jest najlepsze kanibalu z niskiej półki?
-Bo teledyski Mariola, zamkniesz oczy i zobaczysz różne wizualizacje czyli obrazy które twój mózg stworzył do tej muzyki której aktualnie słuchasz.
-Edek nie pozbędziesz się mnie lekko z tego bankietu.
-Mariola, ja tylko mówię co jest fajne, wiem bo się na tym znam.
-Edek, dostatecznie już jesteś watażką i nie musisz mi mówić co mam robić.
-Czuję że to wszystko skończy się dla mnie wegetarianizmem. Wiedziałem że wcześniej czy później zrobię coś głupiego i Mariola wykorzysta to by ocalić Murielę.
-Masz racje Edek, jesteś gargamelem każdej świętej krowy i muszę cię wzbogacić o dietetykę warzywną.
-Edi, warzywa nie są złe, dajmy na to barszczyk, albo inne wegetariańskie potrawy z wigilii świąt Bożego Narodzenia.
-Barszczyk jest dobry, ale przecież nie będę jadł co dzień barszczyku z uszkami.
-Edi, a kotlety sojowe lubisz?Bo ja nie lubię za bardzo, ale wiem że dużo ludzi lubi.
-Lubie soje Kwadrat, soja może być, dużo białka i ciekawy smak.
-Edi, a grochóweczka wegetariańska, najesz się do syta i w dodatku smaczne.
-Tak Trapez, właśnie sobie uświadamiam że Mariola będzie musiała nauczyć się gotować jarskie potrawy i ja będę chciał jeść na obiad codziennie co innego.
-Edek, pozbieraj za mnie jutro okruszki moich marzeń, bo idę się położyć.
-Dobry pomysł Mariola, lepiej nie słuchaj teraz o kuchennych pracach nad warzywem, jutro się okaże czy będę jadł mieso czy nie będę.
-Niestety Edek wyrzuć sobie z głowy, ja już chyba od miesiąca nie tykam krwistego cierpienia zwierząt i ty też nie będziesz tego jadł. To jest kara za spektakularne uzmysłowienie mnie co do pewnych rzeczy i ja też ci uzmysławiam w odpowiedzi że skończyły się potrawy mordercze na zwierzętach.
-Mariola to nawet dobrze, lepiej mi się będzie myślało gdy zjem coś jarskiego zamiast mięsa. Zyskają na tym moje "Rozmyślania".
-Edek idę stąd, bo nie chcę międlić genezy naszych nieprzyjemności jaką jest twoje bezrobocie.
-Idź Mariola, to dobry pomysł.
-Jakie rozmyślania Edi?
-Trapez piszę książkę która zawiera moje rozmyślania.
-Ile już masz tej książki?
-Będzie z trzysta stron Kwadrat.
-Edi,Ja bym w życiu nie napisał trzysta stron, ile ci to zajęło?
-Trapez zajęło mi to kilka miesięcy.
-Szacunek Edi, duży wyczyn i też dobrze że będziesz się odżywiał lekko, bo gdy człowiek nażarty to nie myśli zbyt dużo.
-Otóż to Trapez, Otóż to. A nawet najlepiej się piszę będąc głodnym, ja najczęściej piszę na czczo, dopiero gdy skończę pisanie jem obiad, śniadań w ogóle nie jem.
-Edi, nawet taka piosenka jest Kazika w której śpiewa "najbardziej wiarygodny jest artysta głodny".
-To prawda, ja jednak nie mam się za artystę, tylko za myśliciela, ale to też chyba można zastosować że najlepszy jest głodny myśliciel. Teraz jednak wyjdźmy razem zakąsić.
-Ok, idziemy.
-Dobrze że nie piję wódki bo czym bym zagryzał po kielichu?
-Śledziem Edi.
-To jest myśl Trapez, ale jeszcze nie wiem czy Mariola zaakceptuje jedzenie ryb.
-Ryba raczej nie cierpi Edi, Mariola się powinna zgodzić.
-Kwadrat to się okaże jutro.
-Edi, albo jaja, Mariola na pewno się zgodzi na jaja, a z jaj można zrobić dziesiątki potraw, jajecznica, sadzone, omlet i temu podobne.
-Tak Trapez, na jaja się musi zgodzić. Właściwie to dobrze się stało, źle bym się czuł gdybym zabił Murielę, zresztą Mariola by nie pozwoliła, może nie od samego początku było wiadomo że przeżyje, ale Mariola po jakimś miesiącu już była pewna że nie pozwoli. Stało się tak jak się stało świniobicia nie będzie, świniobicie odeszło i zabrało mięso ze stołu.
-Edi, teraz masz swoje świniobicie, jest piwo, jest mięso, jest impreza. Może trochę skromniej, ale piwa do rana wystarczy, a jak zabraknie to kilometr jest na stację benzynową i tam jest całodobowy sklep i tam tez jest piwo.
-I znowu ja pójdę?
-Powiedziałem "jak zabraknie" Kwadrat.
-Chłopaki, pijmy powoli żeby się nie upić, ale niewykluczone że zabraknie, te stacje paliw z całodobowym sklepem to świetna sprawa. Kiedyś były tylko meliny z wódką, a teraz możesz w nocy, nawet nad ranem, spokojnie wybrać się na piwo.
-A jeszcze lepiej Edi, uwarzyć sobie piwo samemu i mieć w piwniczce kilkadziesiąt butelek piwa.
-Trapez i jeszcze w razie czego kilka butelek bimbru.
-Wątpię by Mariola się zgodziła, na warzenie piwa w domu,a co dopiero na pędzenie bimbru.
-Edi, musi iść na ustępstwa z racji tego że pozbawiała cię świniobicia.
-Trapez wiem że mam jakąś tam kartę przetargową w związku z tym, ale nie wiem jeszcze jak mocna jest to karta.
-Edek, jest niezły show, ale halo jest tak mocne że pozbawia mnie zaśnięcia.
-Mariola, dopiero dochodzi północ, poleż jeszcze może się uda zasnąć.
-Edek jestem już zapoznana z kosmosem, ale czas się żegnać ze światem błyskotek i kiedy to się skończy Edek?
-Mariola nie chcę cię oszukiwać, jest gdzieś w połowie.
-Jezus Maria Edek,to dopiero połowa?
-Tak Mariola, ale będzie z godziny na godzinę słabnąć.
-Ja nie czuje Edek osłabienia tego całego rozedrgania, a wolała bym już spać.
-Jeszcze kilka godzin i będzie po wszystkim Mariola.
-Edek, nie zażywam dzisiaj leków,bo boję się że mi się zrobi taki bulion w brzuchu.
-Jak jednego dnia nie zażyjesz to nic się nie stanie,ale trudniej będzie zasnąć.
-Edek, wole nie spać niż gdyby miał się wytworzyć jakiś koktajl z tego wszystkiego.
-Ja nie będę spał Mariola, głównie dlatego że muszę cię pilnować, a po drugie robię świniobicie.
-Edek, nie wypowiadaj tego słowa!
-Mariola bez obaw tak na niby, nic nie zrobię Murieli, to zamiast tego co miało być, a nie będzie.
-Rozumiem Edek, baw się dobrze, idę jeszcze posłuchać muzyki w łóżku, bo sytuacja jest niecodzienna.
-Jeden jest plus że się nie wścieka, nie widziałem żeby na kwasie ktoś się wściekał to chyba niemożliwe.
-Raczej tak Edi. Możliwość wściekania się wróci jej za kilka dni, jak przestanie rozkminiać te dziwności które ją spotkały.
-Trzy czwarte kwasa, to dużo jak na pierwszy raz, liczę że możliwość snu pojawi się rankiem, tak około ósmej, o świcie będzie już mniejszy odlot, ale sen jeszcze nie będzie możliwy.
-Ciesz się Edi że nie masz jakiś gości innych niż my, bo dajmy na to gdyby pojawiła się teściowa to byłbyś w niezłych opałach.
-Trapez, jest północ i nikt się już nie pojawi, ale w razie czego zasłonię okna i zamknę drzwi na klucz.
-Edi, minus dla Marioli jest jedynie taki że lepiej jak jest więcej osób skwaszonych, bo samemu na kwasie jest kiepsko, nie ma z kim pogadać, pośmiać się...
-Tak Kwadrat, ja tylko raz byłem sam na kwasie, to był mój pierwszy raz i w dodatku wrzuciłem całego.
-Edi, ktoś puka do drzwi.
-Cisza, udajemy że śpimy.
-Edi,ale nie w drzwi wejściowe tylko sypialni.
-Rzeczywiście, całe szczęście to tylko Muriela. Chodź Muriela dam ci trochę piwa.
-Edi, co się jej dzieje z jej głową? Rusza góra, dół, chyba ma jakąś świńską padaczkę.
-Ha ha ha, potakuje, smakowało jej. Muriela, ale mnie wystraszyłaś. Masz piwko, napij się.
-Edi, gdybyś ją zabił to byś bardzo źle uczynił. Taki inteligentny zwierzak, mądrzejszy od psa. Myślę Edi, że nawet by cię straszyła w snach gdybyś ją zjadł.
-Jeśli chodzi o jedzenie mięsa to miałem ambiwalentny stosunek,ale teraz powoli skłaniam się ku słuszności wegetarianizmu.
-Co to znaczy ambiwalentny Edi.
-Kwadrat, ambiwalentny, to znaczy jakby że byłem za, a nawet przeciw.
-A czemu byłeś "za"
-Kwadrat, bo sam nic nie zmienię, nawet ja i Mariola nie jesteśmy w stanie wpłynąć na całościową konsumpcje mięsa, nie będzie przez nas mniej zabijanych zwierząt.
-Ale Edi, to tak samo jak z wyborami, jeden głos czy dwa pozornie nic nie znaczą, ale dołączając do klubu wega trochę zmniejszasz popyt na mięso.
-Edi, zastanów się ile już zjadłeś świń? Policz ile przez całe życie zjadłeś mięsa, nie powiem dokładnie, ale na pewno kilka świn zjadłeś przez całe życie.
-Wy też się zastanówcie chłopaki.
-Nie wiem jak Kwadrat, ale ja przez jakiś czas nie tknę szynki.
-A ja nie tknę parówek.
-Kwadrat łatwo nie tknąć parówek, parówki nie są smaczne.
-Edi, ale hot dog jest smaczny. A ja lubiłem hot dogi.
-Edi, ograniczymy mięso, przyrzekamy, ale wiesz jak to jest być w drodze, mięsem się najesz i długo jesteś syty.
-Na przykład Hindusi nie jedzą krów,ale jeśli chodzi o zwierzęta, to jakoś bardziej mi leży na sercu świnia niż krowa.
Zresztą świnia ma podobne organy do ludzkich, a jeśli chodzi o inteligencje to krowę przewyższa kilka razy.
-Mi Edi najmniej na sercu leży kurczak.
-A mi ryba, bo ryba to taka pół roślina.
-Zauważyłem chłopaki, że ludzie wierzący mocno wyizolowują się ze świata zwierząt i łatwo im jeść mięso zwierząt. Zabijać je i czynić sobie ziemię poddaną.
-Ja jestem Edi, człowiekiem małej wiary, dobrze by było gdyby Bóg istniał, ale trochę w to wątpię, przez całe moje życie nie dał mi ani razu powodu by w niego wierzyć.
-A ja Edi, wierzę tylko w zjawiska paranormalne.
-Kwadrat doświadczyłeś kiedyś zjawiska paranormalnego?
-Nie doświadczyłem Edi, ale dużo oglądałem filmów na ten temat i sądzę że istnieją takie zjawiska.
-Ale Kwadrat ze tym nie musi stać Bóg czy Szatan.
-Wiem Edi, ale ktoś za tym stoi i ja wierzę niego.
-Kwadrat, to mogą być zjawiska opierające się na niepoznanych jeszcze zasadach fizyki, kiedyś mogą wyjaśnić te wszystkie twoje zjawiska paranormalne.
-Trapez, a może istnieją inne wymiary i te zjawiska to przenikanie się wymiarów. I kto wie czy po śmierci nie idziemy do takiego właśnie innego wymiaru.
-Kwadrat, jest to możliwe, ale szanse są bardzo małe, dobrze gdyby tak było, a może nie dobrze. Mam ambiwalentny stosunek.
-To zależy Edi, czy to byłoby niebo czy piekło.
-Tak Kwadrat, a jak ja bym chciał będąc w niebie mieć u boku Murielę to jest to możliwe?
-Trudno powiedzieć Edi, gdyby zwierzęta szły bo nieba to Bóg by chyba zabronił ich zabijania i jedzenia. Tak że myślę że nie możliwe.
-To to by nie było dla mnie niebo, gdyby nie było tam Murieli Kwadrat.
-Edi, a jak myślisz zwierzęta mają dusze ?
-Myślę Trapez, że te zwierzęta które śnią mają duszę.
-Co masz na myśli mówiąc "śnią"?
-Mam na myśli Trapez, zwierzęta które mają sny tak jak ludzie.
-Zwierzęta mają sny?
-Oczywiście Kwadrat.
-Tego nie wiedziałem.
-Zobaczę co z Mariolą. Ha ha ha, Mariola czemu podsłuchujesz pod drzwiami.
-Oglądałam teledyski z głowy, nagle otwieram oczy i nie ma Murieli. Myślałam że pijany Edek vel. Edi urządził teksańską
masakrę i piecze zwierzątko na grillu. Ale widzę że Muriela cała,a czy zdrowa to nie wiem.
-Bez obaw Mariola, powiedz lepiej jak się czujesz.
-Edek mam na myśli żeby to się skończyło, trochę ubyło, ale nie widzę żeby był tego koniec.
-Mariola jest godzina czwarta nad ranem i teraz będzie tylko ubywać.
-No ja myślę Edek że nastąpi niebawem tego kres i położę się spać, a jak się obudzę będzie już po staremu.
-Mariola chyba przyznasz że to był wypadek i niedopatrzenie że wypiłaś tę wodę z LSD.
-Edek, nie będę cię winić choć to głównie twoja wina.
-Ale przyznasz Mariola że nic złego się nie stało.
-Edek, nie stało się nic złego, ale też nic dobrego. Tak mi było pisane i tak się stało, choć mogłeś też zażyć jak ja i razem byśmy się bawili, a tak samej to smutno.
-Mariola, musiałem pilnować wszystkiego, bo co innego gdybyśmy byli w domu, a co innego nad jeziorem.
-Edek ja myślę że ty się chciałeś napić i w dodatku mnie wygoniłeś.
-Mariola oszczędziłem ci przykrego widoku.
-Jedyne co mogę powiedzieć to to że dobry pomysł z tymi teledyskami.
-Na pewno lepsze niż widok pijanych facetów.
-Edek, ale ja się teraz chętnie napije piwa.
-Jak uważasz Mariola, zaraz przyniosę ci z lodówki.
-Edek kiedy będę spać?
-Sądzę że najpóźniej zaśniesz o ósmej rano.
-To mi nic nie mówi, bo są chwile w których czas mija szybko i chwile gdy się wlecze.
-Ja rozumiem Mariola, najprościej to powiem że jeszcze jedna trzecia została.
-Jedna trzecia to nie jest mało,ale też nie dużo, zwłaszcza że działanie trzykrotki słabnie.
-Nazwałaś LSD trzykrotka?
-Tak jakoś od trzech liter.
-Rozumiem. Napij się spokojnie piwa, do rana już blisko i popłynie jak z bicza strzelił.
-Edek, W smaku wody nic nie wyczułam, to ile ja tego wypiłam?
-Około trzy czwarte jednej tekturki.
-Jakiej tekturki?
-Takiego małego nasączonego papierka.
-Ha ha ha Pokaż jeszcze raz jakiego małego.
-O takiego.
-Ha ha ha, to ile to w sumie jest?
-Jakieś kilka kropel.
-Kropel? Niemożliwe.
-Tak Mariola, to wyjątkowo mocna substancja.
-Edek nie wiem czy zrobiłabym to drugi raz, ale stało się, jestem bogatsza o te doświadczenie.
-Też się udało dzięki temu świniobicie bez świniobicia.
-A jaka w tym moja rola.
-Taka jest twoja rola Mariola że nie miałaś roli, zostałaś przypadkowo spacyfikowana i nie miałaś w związku z tym zdania, a sama przyznasz że już prawie krzyczałaś wczoraj.
-Co to znaczy spacyfikowana Edi ?
-To znaczy jakby uspokojona Kwadrat.
-Edek, bo mogłeś zabić tym LSD Murielę, skąd wiesz co ona czuje?
-Mariola smakowało jej, bo sama przyszła i potakiwała że smakowało.
-Jak jej kazałeś Edek, to potakiwała.
-Nie kazałem jej, sama z siebie potakiwała.
-Tak było, jesteśmy z Kwadratem świadkami.
-Edek, a kto ją nauczył tak dziarsko maszerować?
-Pewnie się nauczyła od dzieci.
-Ach, dzieci, powiedziałam żeby przyszli rano bawić się z Murielą.
-Ja mogę dopilnować, a ty Mariola w tym czasie spokojnie śpij.
-Edi, ja też może sobie kupię na starość świnię domową, zaskakuje mnie to zwierzę, szkoda tylko że je więcej od psa.
-Trapez, ale jest wszystkożerna, od biedy to ją nawet nakarmisz żołędziami. Zje jabłko i inne owoce, warzywo zje, tak że nie mamy praktycznie odpadów kuchennych, bo wszystko zjada Muriela.
-Wspaniały czworonożny przyjaciel i ja też może kiedyś kupię, choćby po to aby strzegła domu. Edi, a ona potrafi chrumkać czy kwiczeć? Bo nie słyszałem żeby cokolwiek nawet mruczała.
-Słuchaj Kwadrat, Muriela daj głos!
-Teraz tak, jakby naprzemiennie chrumkała i kwiczała, bardzo mądre zwierzę, na pewno by się dało nauczyć żeby kwiczała jak ktoś się zbliża, co Edi?
-Myślę że można by ją było tego nauczyć Kwadrat.
-Edi, a co ona jeszcze potrafi?
-Potrafi kota, patrzcie, Muriela kot!
-Ha ha ha
-Ha ha ha ociera się o nogę i mruczy jak kot.
-Jak już jesteśmy przy kotach, to ja już wolę tę Murielę, jakaś taka większa bliskość niż między człowiekiem, a kotem.
-Szkoda Edi że nie ma futra jak kot. Kot ma tylko tę przewagę że ma miłe w dotyku futro.
-Tak Kwadrat, myślę że była by wtedy podobna do Alfa z tego serialu z dawnych lat, coś jakby Alf na czworakach.
-Edek, wytłumacz się trochę z tego głupstwa które zrobiłeś, poznałam cię Edek trochę i jestem z tobą, ale to co zrobiłeś było nieobliczalne. Teraz mam obawy że znowu wywiniesz jakieś kosmiczne głupstwo.
-Tak Mariola, należą się wyjaśnienia, plan był taki że kiedy Muriela będzie wyczyniać cyrki po LSD ty ją zabierzesz i wyjaśni się sprawa świniobicia, to znaczy wyjaśni się to że go nie będzie, ja będę miał żal o to i całą noc będę pił
z Trapezem i Kwadratem, później oświadczę że odbyło się świniobicie bez świniobicia. Wilk syty i owca cała. Ale stało się przypadkiem jeszcze korzystniej, to znaczy że będziemy się bawić wszyscy razem w domku, aż do rana. Myślałem że nie mam farta, a okazuje się że fortuna mi sprzyja.
-Jestem w stanie zrozumieć, ale co by się stało gdyby tę wodę wypił na przykład Stasio?
-A gdyby Stasio wypił wódkę? Równie dobrze w butelce mogła być wódka.
-Edek, gdyby tam była wódka to by zrobił łyk i wypluł.
-Mariola, ja myślę że winę ponosi ten który wypił, nie wiedziałem że tak się stanie, ale gdyby tam była jakaś śmiertelnie trująca substancja to z pewnością bym bardziej zadbał o bezpieczeństwo.
-Pani Mariolu lepiej się umówić że to był czysty przypadek że się pani napiła i po prostu zamknąć sprawę raz na zawsze, zresztą Edi złożył wyjaśnienia i wynika z tego że chciał tylko uregulować sprawę świniobicia i dostać coś w zamian jak nie będzie tegoż świniobicia.
-Bardzo mądre słowa Trapez, co ty na to Mariola?
-Edek, do końca życia nie zapomnę tych dziwności które mnie spotkały i trudno mi będzie zapomnieć przyczynę.
-Mariola, przyczyna to przypadek, zrządzenie losu, nawet nie pech.
-Edek, na chwilę obecną nie potrafię powiedzieć czy to było dobre czy złe doświadczenie, powiem tylko tyle że to było, to znaczy jeszcze trochę jest, bardzo dziwne doświadczenie, nie czułam się rewelacyjnie czego spodziewałam się po narkotyku, ale też nie czułam się źle, tylko prosto mówiąc czułam się i jeszcze trochę czuje, dziwnie.
-Mariola, każdy zyskał na tym co się stało, a ty nie dość że ocaliłaś Murielę to jeszcze spotkało cię bardzo dziwne przeżycie.
-Edek, jeśli chodzi o Murielę to mogłam ją ocalić w inny sposób i ty musiałbyś się zgodzić, trudno też powiedzieć że zyskałam na tych dziwnościach.
-Mariola nie rozkminiajmy już kto zyskał, ważne że nikt nic nie stracił.
-Edi, a jak masz tę schizofrenię to czujesz się jak po dragach gdyby cię wzięło?
-Kwadrat, to jest raczej jak bad trip.
-Nigdy nie miałem bad tripa.
-Ja też Edi nie miałem, ale słyszałem o tym, wygląda na to że ta schizofrenia to nic przyjemnego.
-Chłopaki ja też nigdy po dragach nie miałem bad tripa, ale gdy zachorowałem to miałem bad tripa kilka miesięcy.
-I co było dalej?
-Trapez, zabrali mnie do szpitala i lekami wyciągnęli mnie z tego stanu,ale gdy wychodziłem ze szpitala nie miałem tripa tylko czułem się jakby mi ktoś zabrał duszę.
-Nieprzyjemna sprawa Edi, współczuje.
-I to Edi z dragów dostałeś tę schizofrenię?
-Tak twierdzą, ale mi trudno w to uwierzyć bo miliony ludzi ćpa i nie chorują na schizofrenię.
-Też mi się to wydaje podejrzane, bo gdyby tak było to my z Kwadratem też byśmy na pewno mieli.
-Edi, jak rozpoznać że się ma tę schizofrenię? Bo gdybym ja zachorował to pewnie bym sobie wkręcił że mi się coś zawiesiło.
-Bardzo bardzo mądre pytanie i słuszna uwaga Kwadrat. Gdybyś słyszał głosy na trzeźwo to idź do psychiatry, gdybyś po zamknięciu oczu widział różne rzeczy lub co gorsza mając otwarte oczy to idź do psychiatry, gdybyś sobie wkręcił że ktoś cię obserwuje lub śledzi, prześladuje to idź do psychiatry.
-Edi ja raz słyszałem głosy, ale wtedy naćpałem się wyjątkowo mocnym gównem i Kwadrat mówił że też słyszy, ciągle nam się wydawało że drugi coś mówi.
-Tak było Edi.
-To już nie ćpajcie takich wynalazków, bo jesteście w wieku kiedy możecie zachorować, ja zachorowałem będąc gdzieś w wieku Trapeza może rok starszy, całe szczęście że nie zauważam u was niczego niepokojącego.
-I to tak nagle cię dopadło Edi?
-Nie Kwadrat, wcześniej czułem się dobrze nawet za dobrze, a z objawów miałem tylko manię prześladowczą.
-Edi, raczej nie mamy nic podobnego, a dużo osób choruje?
-Trapez, statystycznie jeden na sto.
-Małe szanse Edi, ale nie wszyscy którzy chorują też ćpali?
-Oczywiście że nie wszyscy Trapez, jakiś mały procent.
-A tak "na oko" według ciebie to ile procent ćpało?
-Trapez gdzieś z dziesięć procent.
-To mało, raczej jesteśmy bezpieczni Kwadrat.
-Na moje oko nic wam nie grozi, bo już bym wyczuł u któregoś odchyły.
-Dobrze to słyszeć Edi.
-Ja bym nigdy nie chciał mieć bad tripa kilka miesięcy, cieszę się Edi że jesteśmy bezpieczni.
-Poradzę wam jeszcze, nie mieszajcie różnych dragów, bo mi napisali na wypisie że to wynika z naprzemiennego przyjmowania różnych narkotyków, zwłaszcza wam odradzam na przykład amfe i zioło razem czy naprzemiennie, już dawno lekarz minie przestrzegał przed tą kombinacją.
-My Edi, amfetaminę zarzucamy bardzo rzadko gdzieś raz w roku.
-To nie ma się czego obawiać.
-A te leki które bierzesz na schizofrenię to fajnie się chociaż po nich czujesz?
-Beznadziejnie Trapez.
-Czemu beznadziejnie? To w końcu psychotropy.
-To są najgorsze psychotropy Trapez tak zwane neuroleptyki. Z tego co czytałem to blokują adrenalinę, noradrenalinę, dopaminę i inne.
-A tak na chłopski rozum Edi?
-Zamulają Trapez, człowiek jakiś taki stępiony, otumaniony. W najgorszy najnieprzyjemniejszy sposób. Są owszem psychotropy po których czujesz się fajnie, ale nie przeciwdziałają psychozie, uzależniają i lekarze niechętnie je przepisują.
-A co to psychoza Edi?
-Kwadrat, psychoza to taki bad trip.
-Ale Edi, ja bym nie przypuścił że jesteś chory psychicznie, zachowujesz się całkiem normalnie.
-Trapez tylko dlatego że biorę leki, gdybym odstawił to do miesiąca jestem w szpitalu psychiatrycznym.
-Ale chyba też jest tak że można być mniej lub bardziej chorym. Ja znam takiego jednego Piotrka on ma schizofrenię cięższą od twojej, po nim widać od razu, chodzi jak jakiś zombie i za bardzo z nim nie pogadasz.
-Ja też znam tego Piotrka, to rzeczywiście ciężki przypadek, ciesz się Edi że nie jesteś tak mocno chory jak on.
-Oczywiście że można być w różnym stopniu chorym, Mariola na przykład przyjmuje dużo mniej leków niż ja, bo tylko dziesięć miligramów olanzapiny i wygląda na to że jest mniej chora ode mnie.
-Edek, pięć miligramów olanzapiny.
-Dlaczego tylko pięć.
-Dlatego Edek że byłam tylko dwa razy w szpitalu, od ostatniego razu minęło ponad pięć lat i lekarz zgodził się na pięć miligramów.
-To dlatego poczułaś to LSD, ja bym musiał chyba zarzucić z trzy tektury żeby coś poczuć.
-Nie miałem okazji poznać pani, pani Mariolu, gdy pani jest całkiem trzeźwa,ale też nie widać nic nienormalnego tylko zwyczajnie jak po kwasie.
-Wyobraź sobie Trapez że jestem normalniejsza od Edka na trzeźwo.
-To prawda Edi?
-Trudno mi powiedzieć, ale prawda jest taka że nie wiązałbym się z ciężko chorą osobą. Powiem że Mariola jest dosyć normalna i raczej mniej chora ode mnie.
-A ty ile bierzesz tych leków Edi.
-Olanzapiny biorę dwadzieścia miligram i dodatkowo risperidon dwa miligramy.
-Rzeczywiście więcej, ale też może być tak Edi, że te leki na takiego dużego chłopa jak ty, po prostu słabiej działają i musisz brać więcej, tak samo jak z alkoholem też pewnie musisz wypić więcej.
-Może tak być Trapez, niepokojące jest jednak to że kiedyś wystarczyło mi mniej leków.
-Edi, ciekawi mnie jak jest w psychiatryku, opowiedz Edi jak tam jest.
-Po prostu dom wariatów, krzyki, wrzaski, płacz,śmiech, pasy i kaftany, każdy się dziwnie zachowuje.
-Edi, a takie wygłuszone pokoje bez klamek?
-Nie ma żadnych pokoi bez klamek Trapez, tylko drzwi wyjściowe z oddziału są na klucz.
-Nie ma pokoi bez klamek? To czemu pokazują na filmach?
-Może są Kwadrat, ale na zachodzie. Nie chce już o tym mówić, bo mam złe wspomnienia, powiedzcie lepiej czy w Czechach nadal warzą dobre piwo.
-Piwo dobre, tylko trzeba by wypić dużo żeby poczuć, ale w sam raz na taką biesiadę, bo szybko się nim nie upijesz.
-Tak, te czeskie piwa to takie raczej lekkie, ale fajnie usiąść w knajpie i pić je od rana do wieczora.
-My byliśmy z Kwadratem tylko kilka dni, załatwiliśmy co trzeba i od razu wracaliśmy, nie byliśmy nawet w knajpie.
-Jak to nie byliśmy mądralo? A gdzie kupiliśmy dragi?
-Zgadza się Kwadrat że w knajpie, ale sam wiesz że nie wypiliśmy tam ani jednego piwa.
-Ale piwo ze sklepu piliśmy.
-Ze sklepu piliśmy, bo też i bezpieczniej, nie wpląta się człowiek w jakąś aferę, w tych knajpach to jest różnie, a zwłaszcza gdy jest się obcokrajowcem.
-W knajpie też drożyzna, wy chłopaki jesteście za młodzi żeby pamiętać, ale kiedyś głównie się piło w knajpach i mnie też było stać żeby nawet codziennie chodzić na piwo do lokalu.
-Racja Edi, tych czasów nie pamiętamy, ale byliśmy kilka razy w pubie.
-Ostatnio byliśmy w pubie na twoje urodziny Trapez.
-Tak Kwadrat, zmierzam do tego że do lokalu chodzimy okazyjnie.
-Zerknę jak wygląda sytuacja za oknem.
-I jak wygląda Edi?
-Robi się jasno, proponuję wyprawę na stacje benzynową po piwo.
-Kwadrat ma iść Edi?
-Pójdźmy wszyscy, razem z Murielą. Co ty na to Mariola?
-Edek nie zaszkodzi się przewietrzyć przed snem.
-To idziemy.
-Edek, Muriela nie chce dać założyć sobie smyczy.
-To pójdzie bez smyczy koło nogi.
-A jak wpadnie pod auto?
-Nigdzie nie wpadnie,bo to wyjątkowo mądre zwierzę.
-Bardzo fajne są w imprezach te wyjścia nad ranem po alkohol.
-Edi, to może się napijemy czeskiego piwa?
-To dobry pomysł Trapez, jak będzie czeskie to kupimy.
-Muriela grzecznie maszeruje poboczem, chyba wywalczy trwałe zwolnienie ze smyczy.
-Edi, jak ja bym miał taką świnie to bym zszył dwie torby, zarzucił jej na grzbiet tak żeby zwisały po bokach i by mi nosiła piwo ze sklepu.
-Chciałbyś objuczyć świnię Kwadrat?
-Tak Edi i nawet za przyniesienie tego bagażu dałbym jej jedno piwo, sama by się prosiła żeby iść do sklepu.
-Kwadrat ty masz jednak odchyły, może nie schizofrenię, ale po prostu kretyn jesteś, to pewnie dlatego że twoi rodzice są świadkami Jehowy.
-A ty już jesteś pijany Trapez, bo zawsze gdy się upijesz śmiejesz się z moich rodziców. Wiesz że nie podzielam ich wierzeń,a poza tym rodziców się nie wybiera.
-Trapez to plus dla Kwadrata, bo rodzice świadkowie Jehowy gwarantują dobre traktowanie.
-Ale Edi często jest że ich dzieci są kretynami, nawet nie mogą się bawić zabawkowymi pistoletami.
-Trapez trudno mi powiedzieć, miałem z nimi niewielką styczność.
-Trapez ja w przeciwieństwie do ciebie jestem dobrym człowiekiem,bo tak mnie wychowali rodzice. Trochę się pogubiłem i zdarza się że wrzucę jakiś drag, ale zamierzam się ustatkować, znaleźć dziewczynę i założyć rodzinę,a teraz mam jeszcze w planach mieć świnię.
-Kwadrat, czyli chcesz się po prostu wyszaleć jeszcze?
-Już cię widzę Kwadrat jak zakładasz rodzinę. Ha ha ha.
-Tak Edi chce jeszcze trochę smakować młodości. A ty się zastanów lepiej Trapez jakie ty masz plany na przyszłość.
-Kwadrat będzie co będzie, nie mam żadnych planów, kto wie może się kiedyś ustatkuje, albo nie dożyje tej chwili. Wszystko się może zdarzyć. Nie chciałbym tylko trafić do więzienia, dlatego staram się być ostrożny.
-Trapez, ja też bym nie chciał tam trafić, moi starzy by się załamali.
-Za przemyt z Czech to co najmniej trzy lata.
-Siedziałeś kiedyś Edi?
-Tak, ale krótko, jednak na tyle długo żeby wyrobić sobie zdanie na temat wiezienia.
-I jak tam jest Edi?
-Trapez, dla mnie lepiej niż w psychiatryku, nie ma się czego bać.
-Lepiej niż w psychiatryku? Czemu ?
-Kwadrat, gdyby było lepiej to wszyscy więźniowie by strugali wariata żeby dostać detencję, a nie wyrok wiezienia. Poza tym za drobne przestępstwo ja osobiście siedziałem na detencji i w areszcie dwa razy tyle ile bym siedział gdybym był zdrowy na umyśle.
-Nie strugają wariata powiadasz?
-Trapez, zdarza się że robią to ci którzy nie mają pojęcia czym jest detencja, ale stary kryminalista dobrze wie że nie warto robić z siebie psychicznie chorego.
-Edi, a co to jest ta detencja?
-To jest tak że zamiast do więzienia idziesz do psychiatryka na oddział sądowy.
-I w tym psychiatryku jest gorzej? Jak to możliwe?
-Musiałbyś przeżyć to co ja żeby wyciągnąć takie wnioski, długo by opowiadać Kwadrat.
-Edi, była nawet afera że jeden siedział trzydzieści lat za kradzież słoików z konfiturami. Trudno jednak sobie wyobrazić że jest gorzej niż w więzieniu, podaj jakiś przykład Edi.
-Trapez problem polega na tym że więźniowie walczą o lepsze warunki, a tam nikt o nic nie walczy, siedzą cicho jak mysz pod miotłą. Na pewno nie byłoby fajnie Trapez gdybyś musiał na przykład jeść śmierdzące jedzenie. Albo odebrana by była ci możliwość wyspać się do woli jak w wiezieniu.
-To nawet wyspać się nie można?
-Tak trapez bo z samego rana gimnastyka, później obrzydliwe śniadanie, później wyganiają na terapie i dobrze gdy chociaż zajmiesz miejsce siedzące.
-Rzeczywiście Edi, kiepsko to wygląda.
-Jest "Złoty bażant" !
-To bierzemy! Myślę że po cztery na głowę i jedno Murieli.
-Edek, ja nie wypiję czterech, najwyżej dwa.
-To bierzemy piętnaście!
-Edi, wystraszyłem się trochę jak powiedziałeś że za przemyt od trzech lat.
-Tak jest głupie prawo Trapez, ale miałbyś okoliczności łagodzące, na przykład że mała ilość, na przykład że nie miałeś wcześniej konfliktów z prawem.
-Ja myślę że najbezpieczniej to jechać do Czech, naćpać się na miejscu i wrócić pusty.
-Kwadrat, mogliśmy tak zrobić, ale obaj mieliśmy obawy i teraz łatwo ci mówić jak jesteś podpity.
-Trapez ja miałem mniejsze obawy, sam mówiłem żeby wrzucić z rana i się pokręcić po Pradze.
-Tak Kwadrat, ale zrzedła by ci mina gdybyś zapuścił się w jakąś niebezpieczną uliczkę gdzie grasują bandyci,a w dodatku byłbyś na kwasie.
-A przemyt jest bezpieczniejszy Trapez?
-Też jest niebezpieczny, ale trwoga trwa krócej Kwadrat.
-Nie sprzeczajcie się, bo jedno i drugie jest ryzykowne.
-No tak, ale teraz jesteśmy w pełni bezpieczni, nie mamy nic przy sobie, bo wszystko zostało w domku.
-Edi, a z grzybami nie ma przypału że policja ściga?
-Raczej nigdy nie było problemu Trapez, ale minęło wiele lat i wszystko mogło się zmienić. Jednak wątpię że policji ze Szczyrku chciałoby się ścigać grzybiarzy, gdy wejdziecie trochę w górę i nie będzie was widać z drogi to moim zdaniem będziecie bezpieczni.
-Edi,złapała cię kiedyś policja z narkotykami przy sobie?
-Nigdy Trapez.
-Nas też nigdy nie złapała, ale często się czyta o takich którzy mieli pecha i wpadli, a ile Edek jest za posiadanie?
-Nie wiem Trapez, chyba zależy od ilości, ale jak macie przy sobie powiedzmy dziesięć porcji i pierwszy raz wpadliście to pewnie zawiasy.
-Trapez, niepotrzebnie sobie wkręcać taką śrubę, ty masz chyba manie prześladowczą, pierwszy objaw schizofrenii.
-Kwadrat wolę wiedzieć co mi grozi żeby nie żyć w błogiej nieświadomości, tak jak ty i dopiero za kratami dojść do wniosku że popełniło się błąd.
-Mogłeś Trapez zapytać swojego starego, bo przecież siedział i to dwa razy. Ha ha ha
-Dobrze Kwadrat że nie jest świadkiem Jehowy jak twój.
-Chłopaki przestańcie się kłócić i wjeżdżać sobie wzajemnie na rodzinę.
-Trapez zaczął.
-Bo ty byś Kwadrat chciał zrobić konia z biednej świni i to ja jestem tym dobrym.
-Dosyć tego! Zgoda ma być.
-Zgoda Kwadrat.
-Zgoda Trapez.
-Zastanowiliście się gdzie rozbijecie namiot? Bo chyba nie zamierzacie po nieprzespanej nocy wybierać się na grzyby.
-Na plaży koło krzaków, taki mieliśmy plan. Można tam Edi?
-Raczej was nikt nie wygoni, do jutra rana nie powinno być problemów. A jak tu dotarliście?
-Pociągiem, mamy mapę i po prostu kupiliśmy bilet do stacji nad jeziorem. Z Cieszyna do Bielska z Bielska nad jezioro Żywieckie.
-Znacie rozkład jazdy pociągów do Bielska?
-Zapisaliśmy, w zaistniałych okolicznościach najbardziej pasuje nam ten pociąg o dziewiątej trzydzieści pięć dnia jutrzejszego.
-Widzę że jesteście przygotowani, to wam poradzę że na trzeciej stacji od tej z której wyruszycie, mianowicie stacji Wilkowice możecie wysiąść i udać się w lewą stronę, dotrzecie do centrum Bystrej i tam jest przystanek PKS z którego odjeżdżają autobusy do Szczyrku Salmopolu.
-To napisz nam instrukcję Edi i narysuj mapkę.
-Nie ma sprawy i pamiętajcie, tylko Szczyrk Salmopol was interesuje.
-Edek, jest już ósma, to może się położę, co?
-Mariola, rób jak uważasz,ale najlepiej wypij te swoje dwa piwa i wtedy się połóż.
-To jeszcze zostało jedno, Edek, ale przypilnujesz dzieci?
-Tak, a o której przyjdą?
-Nie wiem dokładnie, myślę że za jakieś dwie godziny.
-To my też się będziemy zmywać z Kwadratem za około dwie godziny, to znaczy, jak przyjdą dzieci.
-To dobranoc panowie,miło było was gościć.
-Dobranoc pani Mariolu.
-Dobranoc pani Mariolu.
-Edi, zapalisz z nami jointa?
-Zapale Trapez, ale zaciągnę się dwa, maksymalnie trzy, razy.
-Czemu tylko tyle Edi?
-Bo marihuana mocno na mnie działa i wystarczy mi troszkę żeby się upalić.
-Jak chcesz Edi, masz, odpalaj jointa.
-Nie paliłem wiele lat i już po pierwszym buchu czuję.
-Nie jest zbyt mocna, ale w działaniu bardzo rozluźniająca.
-Czuję Trapez, jeszcze jeden raz się zaciągnę i wystarczy. Na początku imprezy, tego świniobicia bez świniobicia, bym nie zapalił, ale teraz wydaje się to świetnym zwieńczeniem tego przyjęcia.
-Czemu byś nie zapalił na początku?
-Kwadrat, bo się istotnie gryzie marihuana z alkoholem. Nie lubię takiej fazy nie wiadomo co, albo jedno albo drugie. Teraz to mogę,ale już mi wystarczy jednego jak i drugiego. Oczywiście małymi łyczkami mogę sączyć piwo, powiedzmy jedno na godzinę. Dobrze że głowa mnie nie boli, muszę wytrwać jeszcze kilka godzin zanim się położę spać.
-Czemu kilka godzin?
-Gdzieś za godzinę przyjdą dzieci, będą się bawić z dwie godziny, później chyba obudzę Mariolę, zjem coś i pójdę spać.
-Lepiej nie budź Marioli, poczekaj aż sama wstanie.
-Najlepiej to też się połóż, daj Murieli jeść, zamknij ją w domku i idź spać. Nie czekaj na nic, dzieci pobawią się z dwie godziny, przyjdą za godzinę to daje trzy godziny, tyle jeszcze musisz wytrwać.
-To dobry pomysł Trapez, jak nie wyniknie żadna przeszkoda to tak zrobię. Przecież nie potrzeba wartownika, bo już jest po wszystkim.
-Tak, Edi moim zdaniem nie potrzeba niczego pilnować, owszem wcześniej była potrzeba nie zostawiać Marioli samej, ale teraz gdy śpi to już towarzystwo nie potrzebne i też Muriela po zabawie z dziećmi z pewnością chętnie się prześpi.
-Trochę niezdrowo zarywać nocki, gdy się ma schizofrenię. Życie jednak wymaga takich urozmaiceń jak zarwana nocka raz od czasu. Jeszcze będę przez te kilka godzin się alkoholizował, ale tylko dzisiaj od jutra pełna trzeźwość. Trochę przesadziłem z tym piwem.
-Edi, jak często pijesz alkohol?
-Trapez, poza wczasami raz w tygodniu w piątek i tylko piwo, żadnego wina, żadnej wódki.
-Edi, problem jest jak się pije codziennie, a zwłaszcza gdy się czuję potrzebę się napić.
-Trapez, masz rację, w sumie to nawet nie przepadam za alkoholem, ale pije go, bo nie mogę i nie chcę nic ćpać.
-Skoro tak, to nie ma obawy że się uzależnisz. My alkohol też pijemy okazyjnie, raz albo dwa razy w tygodniu. Wolimy inne specyfiki i też bierzemy te specyfiki, ale zawsze z umiarem.
-Umiar w tych sprawach to nic innego jak nie odurzać się codziennie, a zwłaszcza codziennie tym samym.
-Też tak twierdzę Edi, my z Kwadratem robimy sobie czasami przerwy.
-Ważne jest Trapez żeby nie czuć się fatalnie gdy się robi przerwę. Kiedyś ćpałem polską heroinę to wiem co to znaczy przerwa od tego i jak wygląda skręt.
-Edi, ćpałeś polską heroinę?
-Tak Trapez, nawet przez kilka lat.
-To jakim cudem przeżyłeś Edi? Jak udało ci się z tym skończyć?
-Trapez, gdy zachorowałem na schizofrenię i miałem psychozę, tego bad tripa, to skończyłem w szpitalu i byłem tam sześć tygodni, gdy wyszedłem nie myślałem już o grzaniu, z czasem utraciłem kontakty, znajomi powymierali, a ja przeżyłem.
-Miałeś cholerne szczęście Edi, to może nawet dobrze że zachorowałeś, bo choroba mogła ocalić ci życie.
-Tak chyba jest Trapez, ale często myślę że poradziłbym sobie z nałogiem bez konieczności zachorowania.
-Edi, musiałbyś iść do ośrodka na dwa lata żeby z tym skończyć, pamiętam z widzenia kilku ludzi którzy grzali i znikali powoli i już żadnego z nich nie widziałem od kilku lat.
-Trapez , a można kupić w Łodzi browna?
-Nie wiem Edi, bo nigdy nie szukałem.
-To nigdy nie szukaj, bo i tak za pierwszym razem nie jest fajnie.
-Nie jest fajnie po heroinie?
-Za pierwszym razem zwykle się rzyga i jest się mocno zamulonym, nic fajnego.
-To który raz jest już fajny Edi?
-Nie pamiętam dobrze, ale chyba czwarty jest już spoko,a później już coraz lepiej.
-Sam widzisz Edi, jakie to podstępne gówno.
-Edi, to po brałeś te trzy razy po których się czułeś kiepsko?
-Kwadrat, trudno powiedzieć, byłem młody i głupi, młodszy od was. Nie czułem się te trzy pierwsze razy zbyt fajnie, ale też nie można powiedzieć że kiepsko, ten stan najlepiej odda słowo średnio. Po niektórych substancjach czujesz się kiepsko, ale nie przeszkadza to niektórym je brać.
-Po czym czujesz się kiepsko? Chciałbym wiedzieć czego nie brać.
-Po halucynogenach takich jak bieluń i tych specyfikach z apteki w dużych ilościach.
-Nas korciło żeby tego spróbować, nie było okazji i dobrze że nie było skoro mówisz że czuje się po tym kiepsko.
-Owszem są mocne substancje halucynogenne i można widzieć różne rzeczy, ale czujesz się lepiej po kwasie czy po grzybach niż po tym.
-A jesteś za legalizacją narkotyków Edi?
-Jestem za legalizacją, uważam że dużo substancji powinno być dostępnych bo w dawnych czasach były kraje gdzie opium było legalne i to nie było tak że wszyscy się uzależnili, owszem uzależnił się jakiś procent, ale nie bardzo duży procent. A gdyby marihuana była zalegalizowana to uzależni się od niej ułamek procenta ludzi.
-A od opium gdyby było legalne to ile procent się uzależni?
-Trudno powiedzieć ile dokładnie procent,ale myślę że około pięciu procent społeczeństwa.
-A co z resztą?
-Kwadrat, reszta spróbuje raz czy dwa i się im nie spodoba, tak jak mi się nie spodobał alkohol, a mogą być tacy którym spodoba się alkohol,a nie spodoba się opium.
-Ja czuje że po czwartym razie wrzucenia opium bym się uzależnił, a opium jak się bierze?
-Kwadrat opium najczęściej się pali, ale można by i wypić jakiś wywar jak makiwara.
-Edi, co to makiwara?
-Kwadrat, taka zupa ze słomy makowej.
-I ta zupa kopie?
-A jakże Kwadrat.
-Edi,a powiedz czy żałujesz że kiedyś ćpałeś?
-Trapez, gdyby to było prawdą że zachorowałem przez narkotyki to bym żałował, gdyby przyczyna była inna to bym nie żałował, bez tej wiedzy to nie mam zdania.
-Edi, a z alkoholu można psychicznie zachorować?
-Można Kwadrat, nie na schizofrenie, tylko na delirium tremens.
-I jak się objawia te delirium tremens?
-To też taki bad trip, ale na szczęście nie wszyscy mogą na to zachorować, w dodatku niewielki procent umiera na delirium tremens. Nie raz widziałem alkoholików którzy tego dostali, wili się w pasach i bredzili jak w gorączce.
-W psychiatryku widziałeś?
-Tak w psychiatryku.
-Edi, a jest jakaś choroba w której są fajne tripy?
-Kwadrat, zdarzyło mi się słyszeć kiedy chorzy na chorobę afektywną dwubiegunową chwalili stan manii, ale ten trip to jest tylko stan jak po zażyciu amfetaminy czy kokainy.
-To szkoda Edi, że nie chorujemy na to.
-Nie do końca Kwadrat, bo po tej manii następuje depresja i tak na przemian mania i depresja.
-To jednak nie chce tego nigdy mieć.
-Kwadrat, tobie się marzy fajna choroba psychiczna?Ha ha ha
-Trapez, tak tylko pytam czy są jakieś fajne choroby.
-Może są jakieś rzadkie fajne choroby, ale sama nazwa choroba zdaje się wykluczać słowo fajna...Ale nie, jednak jest jedna choroba psychiczna którą doświadcza większość ludzi i uznawana jest za fajną.
-Co to za choroba Edi?
-Bardzo ciekawe, większość doświadcza? Nic mi nie przychodzi na myśl.
-Ta choroba to miłość, ten stan gdy się człowiek zakocha.
-Rzeczywiście. Ten stan jest dziwny, ale raczej bardziej dobry niż zły.
-Nie wpadłbym na to.
-W tym stanie mózg wytwarza jakieś hormony które działają odurzająco.
-Edi, a jest jakieś lekarstwo na miłość?
-Kwadrat, myślę że te neuroleptyki które biorę mogłyby uleczyć miłość.
-Edi, jak się nieszczęśliwie zakocham to przyjdę do ciebie po ten neuroleptyk.
-Więcej chyba nie ma fajnych chorób psychicznych, ale tą jedną jedyną miłość tak pięknie opiewają poeci.
-Ktoś puka do drzwi wejściowych.
-Pewnie dzieci.
-Dzień dobjy, jest pani Majola?
-Pani Mariola śpi, ale ja chętnie dopilnuje waszej zabawy z Murielą. Poczekajcie kilka minut na placyku przed domkami.
-Dobze pjose pana.
-Kwadrat, zbieramy się. Edi, wspaniałe świniobicie bez świniobicia. Będziemy w kontakcie telefonicznym.
-Edi, dziękujemy za wszystko.
-To powodzenia chłopaki, będziemy w kontakcie, gdybyście mieli problem z dotarciem do Szczyrku do dzwońcie śmiało.
-Na razie Edi.
-Narka Edi.
-Pjose pana, nacyliśmy Mujeli stucki, niech pan pacy. Mujela masejuj! Tak jak ja pokazuje.
-Ha ha ha, Muriela już pokazywała jak świetnie umie maszerować, zastanawialiśmy się kto jej nauczył takiej fajnej sztuczki.
-Pjose pana, tejaz bedziemy ją ucyć tjopić.
-Ha ha ha, uczcie, uczcie.

Szczęśliwie udało się doprowadzić plan do końca. Nie było wielkiego obżarstwa, ale uważam że to niekoniecznie potrzebne by dobrze się zabawić. Korzyścią też okazało się wejście w posiadanie bardzo inteligentnego zwierzaka domowego, w dodatku stosunkowo niewielkim kosztem. Jednym ze skutków okazało się też że nie będzie się w naszym domu spożywać mięsa. Czas pokaże, czy stało się dobrze, czy wegetarianizm okaże się koszmarem. Można by nazwać człowieka pięknym stworzeniem, gdyby czerpał energię ze światła, jak roślina, nie znam takich zwierząt które czerpałyby energie ze światła, ale nie wykluczam takiej możliwości. Jakby wspaniale było gdyby człowiekowi bardzo smakowała trawa, tak jak krowie czy innemu trawożernemu stworzeniu. To że człowiek jest skory do jedzenia mięsa i tym samym zabijania zwierzęta w celu pożarcia jak drapieżnik, jest kolejną z jego wielu wad. Formą życia która bezlitośnie zabija i zjada inne formy myślącego życia, tylko dlatego, aby zaspokoić gusta s
makowe, bo jak wiadomo nie jest to konieczne do przeżycia. Zbrodnia na innym człowieku jest bardzo surowo karana, ale gdy zabija się na wojnie w imię ojczyzny, lub gdy zabija się w imię Boga, jest to powód do największej pochwały i odznaczenia honorowego. Wspaniały stwórca w którego wierzą miliony, doskonale posegregował swoje dzieło, nawet jak głosi legenda o wieży Babel pomieszał ludziom języki, bo budowali wieżę która mu się nie spodobała, taki podział znacznie ułatwia zabijanie jednych przez drugich. Jako kraj Polska nie ma się szczególnie czym szczycić,jako na najbardziej katolicki kraj Europy z pewnością nawet Czesi patrzą na nas z zażenowaniem czy politowaniem. Wracając do konsumpcji mięsa to dobrze że dwie osoby czyli ja i Mariola dołączyły do grona wegetarian. Może kiedyś jedzenie mięsa służyło przetrwaniu temu nędznemu stworzeniu jakim jest człowiek, ale teraz czasy są inne i nie trzeba już zabijać zwierząt aby żyć. Ludzie są różni jednemu trudno by było zjeść kurczaka, a innemu nie trudno zjeść małpę. Są też tacy, na szczęście bardzo nieliczni, którzy z przyjemnością zjedliby człowieka. Można powiedzieć że jedzenie to nałóg każdego człowieka, każdy człowiek jest uzależniony od pokarmu. Łatwiej bywalcowi kościoła katolickiego zrozumieć i mieć empatię do człowieka ukrzyżowanego, ale nie mają możliwości przenieść tej empatii na zwierzęta. Może nawet czują się ludźmi, chcą być ludźmi, ale do pełni człowieczeństwa sporo im brakuje.
Ten cały Jezus który według wielu pomieszkuje teraz w niebie powinien spalić się ze wstydu widząc jak wielu jego kapłanów molestuje niewinne dzieci. Czemu ten ich wszechmogący Bóg na to pozwolił i pozwala? Trudno mi sobie wyobrazić buddystę pedofila. Dlaczego akurat w katolicyzmie jest tak dużo duchownych pedofilów? Może to nie ten Bóg, który jest prawdziwym Bogiem? Gdybym był osobą wierzącą zadałbym sobie te pytania. Kto wie czy niektórzy ludzie patrząc na zwierzęta nie odczuwają swojej wyższości względem nich? Czy się nie pysznią swoim człowieczeństwem na widok zwierzęcia? Czy nie uważają się za mądrzejszych i lepszych od zwierząt? I ta władza że mogą bezkarnie zabić swoje zwierzę i zjeść.
Ta cała czereda szanowanych wiejskich masarzy, te świniobicia zakrapiane alkoholem, teraz wiem że stało się dobrze że Muriela przeżyła. Chciałem uczestniczyć w takiej ceremonii świniobicia, ale poznając zwierzę jakim jest świnia doszedłem do wniosku że zabicie jej kłóci się istotnie z moimi imperatywami. Nie byłbym nawet w stanie ubić dzika, ani uczestniczyć w polowaniu. Obrońcy życia nic nie mówią o zwierzętach, tak jak gdyby zwierzęta nie były żywe, życie nie dotyczy tylko i wyłącznie człowieka, zwierzęta też żyją. Nie pamiętam żeby na lekcjach biologii było coś o świniach, a powinien być przedmiot dotyczący zwierząt, ciekawostki z ich życia, ich zdumiewające możliwości, gdzie mówi się że człowiek zasadniczo też jest zwierzęciem. Do dziś nie wiem dlaczego chodziłem na religię w szkole średniej, w szkole podstawowej chodzili wszyscy, był to jakby przedmiot obowiązkowy. Dobrze że większości tych bzdur nie pamiętam, a to co pamiętam poddaje krytyce. Byłem nawet bierzmowany i uczyłem się do tego sakramentu około stu różnych kościelnych reguł, wszyscy dostali specjalne książeczki, uczyli się na pamięć i zdawali przed księdzem, zapomniałem to stosunkowo szybko i
nie krytykuje merytorycznie, bo nie pamiętam. To że tak wielu ludzi wierzy w Boga nie jest żadnym dowodem że on istnieje, gdyby wierzył w Boga tylko jeden człowiek, moglibyśmy stwierdzić że ma on urojenia. Można jednak mieć wątpliwości co do Boga patrząc w dzisiejszych czasach na ludzi mocnej i niezachwianej wiary, na tych prymitywnych wiejskich parafian którzy uznają Boga jako niemal fizyczny pewnik. Są tak przekonani o istnieniu Boga że łatwiej by im było stwierdzić że inni ludzie nie istnieją naprawdę, ja jestem skłonny uwierzyć że inni naprawdę nie istnieją niż że Bóg istnieje. Nie wiem co ich tak mocno przekonało,bo ani prośby zanoszone modlitwą nie miały prawa być spełnione pewniej niż bez niej, bo nikt o zdrowych zmysłach nie doświadczył widzenia Jezusa czy innej osoby z panteonu świętych.
Tak więc nie mieli prawa doświadczyć czegokolwiek co by świadczyło o istnieniu Boga. Bolesne jest jednak że nie wierzą w obrzydliwe grzechy ich kapłanów, a nawet gdy ich parafialny ksiądz zrobi coś haniebnego to uważają że należy mu wybaczyć jakby automatycznie z racji pełnionej przez niego funkcji, jest to głupie i jednocześnie szkodliwe. Są też tacy którzy na każdym kroku widzą dowód na istnienie Boga, to dlatego że daje satysfakcje gdy coś w co wierzymy okazuje się prawdziwe, ale to jest tylko złudzenie, interpretują oni zjawiska na korzyść swojego urojenia, podobnie dzieje się w psychozie schizofrenicznej. Słyszałem że bardzo jest miły Bogu każdy nawrócony grzesznik, to dlaczego przez czterdzieści lat życia nie dał mi on żadnego dowodu? Właściwie nikomu nie dał dowodu, było kilka cudów, ale w dawnych czasach, kiedy nie było możliwości ich zarejestrowania, w dzisiejszych czasach raczej cudów nie ma. Nauka jest bezlitosna dla cudów, dużo wyjaśnia i nie ma w niej miejsca dla Boga. Gdyby wszyscy ludzie zaczęli mocno wierzyć w jego istnienie to nic nie zmienia, gdyby wszyscy zaczęli tracić wiarę to też nic nie zmienia jeśli chodzi o Boga. Każe on po prostu w siebie wierzyć, po co mu to? Nad tym nikt się nie zastanawia. Nie dam Bogu satysfakcji wierząc w niego, nie postarał się on mnie przekonać, ubywa mu w mojej głowie szans na swoje istnienie, już jest gdzieś w jednej setnej procenta i cały czas traci szanse swojego istnienia. Skoro jemu nie zależy żeby mnie przekonać co do swojego istnienia to dlaczego mi ma na nim zależeć? Taka porażka Boga w mojej głowie co do swojego istnienia, jak on może z tym żyć?
W dodatku te jego szkaradzieństwo jakim jest człowiek i jak można go chwalić?Nawet ocena mierny jest w tym wypadku zawyżona. Gdybym skrzętnie policzył dowody "za" i "przeciwko" tej postaci jaką jest Bóg, to jestem pewien że tych "przeciwko" byłoby więcej, znacznie więcej. Normalną rzeczą jest poszukiwanie dowodów na prawdziwość urojenia i są nawet książki w wiejskich bibliotekach które zawierają konkretną ilość dowodów na istnienie Boga, takie nawet mają tytuły ".... dowodów na istnienie Boga". Gdyby mi się chciało zgłębiać teologię i świat wiary to znalazł bym konkretną znacznie większą ilość dowodów na nieistnienie Boga. Zacząć by trzeba od tego że milszy Bogu powinien być ateista niż fanatyk, wynika to z tego że ateista nie zabija nikogo w imię ateizmu, ale fanatyzm prowadzący do zbrodni się zdarza, już coraz rzadziej, ale kiedyś był to częsta przyczyna zbrodni, minął już czas krwawych krucjat, ale samo to że miały miejsce stawia Boga w niekorzystnym świetle. Są Bogowie którym miły jest ubój rytualny, widać satysfakcjonuje ich cierpienie zwierząt, jak zatem takiego Boga odróżnić od Szatana? Religia bez Boga jaką jest buddyzm, kładzie nacisk na cierpienie wszystkich żyjących istot i stawia ona na nie przysparzanie cierpień żywym istotom. Ta religia bez Boga jest według mnie najmądrzejszą religią, bo w tych religiach z Bogiem objawia się głupota i znieczulica, niekiedy fanatyzm prowadzący do zbrodni. Zbliża się chłodny czas, niektóre zwierzęta zapadną w sen inne będą szukały pokarmu, ciężki to chyba dla nich okres. Zieleń brązowieje, zeschnięte trawy przykryje śnieg lub skuje szron. Wiele ptaków odleci do cieplejszych miejsc, ale nie wszystkie, pojawią się wrony kontrastujące z bielą śniegu, a ich krakanie przeszyje chłodne przestrzenie. Mam w ogrodzie karmnik i nie omieszkam dokarmiać ptaki, w zagajniku zadbam o paśnik wrzucając tam niekiedy trochę suchej trawy, by pomóc tym nieborakom w ciężki dla nich czas. Jest wiele miejsc gdzie człowiek może przenocować zimną noc, zwierzęta muszą sobie radzić same. Przyroda bezlitośnie eliminuje słabe osobniki w świecie zwierząt, ludzka cywilizacja ma tą, chyba jedyną, zaletę że niektórzy pomagają słabszym. Są też tacy którzy dużo mówią o pomaganiu sami nic nie robiąc w tym kierunku. Sam przedzierzgnąłbym się w żebraka, przemierzającego wsie i miasta, by dowiedzieć się kto najwięcej daje? Kto najwięcej pomaga? Zdarzają się i tacy którzy piszą książki o swoim życiu z naciskiem na to jak bardzo pomogli innym. Wracając do przyrody, to takim dniem, który ostatecznie kończy przyjazne aury jest pierwszy listopada, dzień zmarłych, dobrze się składa gdyż okresowa śmierć roślinności przypomina nam ogólnie o śmierci i kresu nas wszystkich, o śmierci naszych bliskich i tych dalszych. Promyk słońca nie jest już tak wesoły, niż wtedy, gdy igrał wśród zieleni. Gdy tysiące płomyków tworzy łunę nad cmentarzem, zastanawiam się czy płomyk z mojego grobu dołączy do tej smutnej igraszki, śmierci nikt nie uniknie, ale czy ktoś będzie o nas pamiętał gdy nasze kości spoczną tym w niewesołym i poważnym miejscu?

KONIEC

 

POSŁOWIE

A więc dobrnąłeś/aś do końca książki.Gratuluję! Książka jest darmowa i mogłeś/aś cieszyć się nią za darmo. Oczekuje że przekażesz tą darmową książkę kolejnym dwóm, trzem, lub nawet większej grupie odbiorców. Czujny umysł i bystre oko może wychwycić jakoweś błędy stylistyczne lub inne, wynika to z tego że książka nigdy nie była redagowana, bo po prostu mnie na to nie stać.Co możesz zrobić dla Edka i Marioli oraz Murieli? Możesz dać im drugie życie w kolejnej książce, która też będzie darmowa. Zależy to wyłącznie od Ciebie. Edek, Mariola i Muriela drzemią w moim piórze, by ich ożywić i dostać kolejną darmową książke dokonaj dowolnej wpłaty na organizowanej przeze mnie zbiórce pod adresem: https://pomagam.pl/literatura Życie już takie jest że praca wymaga kołacza. Może się nawet tak stać przy Waszej dobrej woli że "Świniobicie" ukaże się na papierze, że "Świnobicie" zostanie profesjonalnie zredagowane. Tobie czytelniku zostawiam ocenę i wycenę książki według własnego widzimisie. Skoro uważasz że książka jest nic nie warta, nie musisz wspomagać autora, jeśli sądzisz że umiliła Ci czas spędzony na jej lekturze - możesz wpłacić dowolną kwotę. Dzieło nie jest komercyjne, ale nawet autorzy niekomercyjnych dzieł muszą z czegoś żyć. Cały mozół jest po mojej stronie by napisać drugą książke, już nawet wiem jaki będzie tytuł, mianowicie; "Edek warzy piwo". Dalsze losy bohaterów "Świniobicia" mogą ukazać się stosunkowo szybko, bo po około trzech miesiącach od ukazania się tego darmowego e-booka. Wszystko zależy od Ciebie czytelniku. Wpłacając na moją zbiórkę stajesz się poniekąd moim pracodawcą i możesz mieć uwagi dotyczące "Świniobicia" czy sugestie na temat kolejnej książki, gdybyś widział w otaczającym świecie coś co Cię denerwuję lub niepokoii i chcesz abym się tym zajął lub masz do mnie inną sprawę, zostawiam adres mojej prywatnej skrzynki; grovscell@gmail.com Pisz śmiało, odpowiem na każdy mail. Wiele osób może się zastanawiać dlaczego wybrałem taki model publikowania, wiele osób może mieć przypuszczenia że książka okazała się "do bani" i nikt jest nie chce wydać. Otóż nie! Pisząc "Świniobicie" myslałem że z wydaniem nie będzie żadnego problemu, gdy skończyłem pisać i poczyniłem starania, aby wydać, okazało się że istnieją dwa rodzaje wydawnictw mianowicie; tradycyjne i self-publishing. Zajmijmy się pierwszym, wydawnictwo tradycyjne nie pobiera opłaty za wydanie książki, ale po pierwsze stawia ono na znanych autorów, po drugie miesiącami trzeba czekać na przeczytanie propozycji wydawniczej i zatwierdzenie do druku czy formy e-book, po trzecie prowizja z egzemplarza książki jest wysokości kilku procent. Drugi rodzaj wydawnictw to self-publishing ten model wydawniczy opiera się na próżności autora, autor płaci wydawnictwu za korektę, za redakcję, za wydrukowanie, dystrybucję i inne. Absurdalnym wydało mi się gdy jedno z tych wydawnictw oświadczyło mi otwarcie że większość debiutów nie zarabia na siebie i muszę liczyć się z tym że poniosę większy koszt wydania niż zysku ze sprzedaży. Jako że cenię sobie czas, jako że nie jestem próżny i w dodatku nie stać mnie na wysokie koszy wydania postanowiłem udostępnić ją darmowo w stanie "surowym". Jak powiedziałem wyżej może się okazać że "Świniobicie" wzbudzi zainteresowanie i zbiorę kwotę potrzebną na jej wydanie w formie papierowej, czy e-booka profesjonalnie zredagowanego.
Wspomniałem też że z racji tego że nad książką nie pracował korektor, ani redaktor, można wychwycić błędy, liczę że spojrzycie na to pobłażliwym okiem. Zastanawiam się czy z racji tego że książka nie jest z gatunku literatury pięknej można czepiać się błędów, przecież sens jest zachowany. Edek powinien to przemyśleć w drugiej książce:) Teraz może coś o autorze. Dużo piszę o chorobie psychicznej, konkretnie o schizofrenii, można się zastanawiać, czy to naprawdę tak wygląda? Czy to nie wyssane z palca bajki? Otóż nie! Moim nieszczęściem jest to że cierpię na tę chorobę. Starałem się też ją wiernie oddać, dużo o niej czytałem i szukałem tego co nie zostało o niej jeszcze powiedziane. Chciałem też zabrać czytelnika do swojego świata. Jak się można domyślić, nie jestem ekscentrycznym milionerem chorującym na schizofrenię. Żyję bardzo skromnie. Praca pisarza mi odpowiada, z racji swojej choroby pole manewru jeśli chodzi o pracę jest mocno zawężone. To powinno skłonić do spojrzenia na ewentualne błędy jeszcze pobłażliwszym okiem. Inne doświadczenia które opisuję też są mi znane. Tak więc nie piszę o tym czego nie znam, o czym nie mam pojęcia. To co przeżyłem, to co zaobserwowałem, wiernie opisałem. Oczywiście Edek i Mariola oraz Muriela są postaciami fikcyjnymi, ale sadze że ta historia mogłaby się wydarzyć.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Tetos · dnia 12.11.2020 15:04 · Czytań: 1208 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Marek Adam Grabowski dnia 16.11.2020 16:35
Oj, jak na Internet jest to bardzo długie. Rządziłbym podzielić na kilka części.

Pozdrawiam!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty