Zabili jej marzenia i kazali dążyć do celu po spalonych mostach. Do tych działań nie miała serca. Od początku nie chciała od życia zbyt dużo, a cieszyć potrafiła się z małych rzeczy. Dla innych jej idee były nie zrozumiałe. Szeptali, mówili, a nie raz potrafili roześmiać się jej prosto w twarz. Milczała, bo tak trzeba było. W domowym zaciszu odkrywała siebie. Siadała na parapecie, a w rękach trzymała kubek chłodnej kawy. To był jej czas. Zamykała oczy i tańczyła na deskach wielkich teatrów. Bywało też, że w domowej bibliotece taty, zazdrościła wielkim pisarzom. Kochała życie, ale na swój własny sposób. Idole? Nie, nie miała, nie dla tego, że nie było w czym wybierać, po prostu wolała być sobą. Z okna spoglądała na przechodniów, penetrowała ich dusze oczyma. Czy wiedziała o czym myślą? Pewnie nie, choć starała się zrozumieć. Zgadywała dokąd idą. Oni wszyscy tworzyli jakąś niebanalną historię, tak uważała. Bywało, że w przygodach tamtych ludzi zatracała siebie i nie wiedziała czy dzisiaj minęło wczoraj czy przyjdzie jutro... Miłość? Owszem znała, lecz nie z autopsji. Do tego dnia...do tamtej chwili.
Dzień obudził się dla niej zbyt wcześnie. Dziesiąta rano, w ciągu wakacji była przecież środkiem nocy. "Poranek wstawać powinien co najmniej około południa" - pomyślała w duchu.
Pewnie właśnie dla tego przekręciła się na drugi bok i zasnęła.
- Lena! - dochodził za ściany donośny głos mamy, który postawił by na baczność cały pluton wojskowy.
- Lena! Wstaniesz ty wreszcie?! Ja wychodzę, zamknij drzwi.
"O nie, to na pewno nie sen, to już koszmar rzeczywistości." - wymamrotała dziewczyna, wyciągając lewą nogę z łóżka, "stop"- syknęła - "tylko nie lewą" - cofnęła małą stópkę, przetarła oczy, po czym postawiła prawą nogę na podłodze. "Dzisiaj czeka Cię udany dzień" - uśmiechnęła się do odbicia w lustrze.
W kuchni znalazła dwie kanapki z żółtym serem, herbata w przezroczystej szklance z uchem czekała na zalanie. I ten przeraźliwy dźwięk gwizdka. W radio puszczali te same piosenki co wczoraj "jutro pewnie też nic nowego nie usłyszę" - pomyślała. Nie ważne, była sama więc pozwoliła sobie na poranne tańce w piżamie. Stawała wtedy przed lustrem i naśladowała tancerki z teledysków. Żenada? Nie, raczej sposób na nudę, której w te wakacje zresztą nie brakowało. "A może by tak zadzwonić do Oliwki? -pomyślała i sięgnęła po telefon, potem tylko wystarczyło wykręcić numer i ...
- Słucham - odezwała się Oliwka
- Słucha, słucham czemu każdy tak drętwo zaczyna rozmowę? - zagadnęła.
- Cześć Lenka co tam?
- Wygrałam w toto lotka i dzwonie spytać czy wybierzesz się ze mną na Karaiby, co ty na to?
- Wow, tak to ja mogę zaczynać dzień, hehe. To kiedy wylatujemy?
- Dziś o 16 masz czas?-spytała.
- Mam, proponuje opalanie za moim domem, to prawie jak Karaiby , nie?
- Idealnie. To do zobaczenia.
- Czekam. Pa
Godziny upływały mozolnie. Chcąc przyspieszyć bieg wskazówek na tarczy zegara, Lena przeglądała ulubione czasopisma, przymierzała ubrania, zerkała też w telewizor.
"Wreszcie" - odetchnęła z ulgą o 15. Szybko wsunęła na siebie ulubione, trochę poszarpane dżinsy, zasznurowała trampki, grzebieniem rozczesała włosy i wybiegła. Upał był straszny. Każdy kolejny krok przychodził z coraz to większym wysiłkiem. Mimo to Lena nie zatrzymywała się. Idąc, mówiła sobie w duchu "dasz radę". "Dasz radę"- szepnęła. Nie chodziło już o pokonanie asfaltowej drogi...
Oliwka czekała z woda mineralną w ogródku. Leżał tam granatowy koc z dużym cętkowanym kotem i stały dwa trochę wypłowiałe leżaki.
- No nareszcie! - odezwała się Oliwia.
- Jej ale skwar! Jestem cała mokra. - Wymamrotała zdyszana Lena.
- I ty chciałaś jechać na Karaiby? Hehe
- Taa... cieszę się, że te 4 miliony złotych przeszły mi koło nosa.
- To co maraton opalania czas zacząć.
Maraton z racji tego, że skończył się pół godziny później okazał się słowem zbyt wielkim.
Skwar nie pozwolił zbyt długo wylegiwać się na zielonej trawce, to też dziewczyny przeniosły się do domu. Pokój Oliwki zupełnie nie pasował do swojej właścicielki. Błękitne ściany, białe meble, na parapecie kolorowe lalki Barbie - pamiątka z dzieciństwa. Dopełnieniem całości był brak drzwi. Nastrój? Spokój i monotonia bijąca z każdego konta. Nic więc dziwnego, że pełna wigoru Oliwia do pokoiku zaglądała zwykle późnym wieczorem. Wyjątkiem od reguły był dzień dzisiejszy.
- Dobrze, że chociaż tu trochę chłodniej - odetchnęła z ulgą Oliwia.
- To co robimy wieczorem, chyba nie spędzimy całego dnia w tych czterech ścianach.
- Właściwie to ja mam już plany na wieczór - odparła z zakłopotaniem - Wiesz kilka dni temu napisał do mnie na gadulcu, jakiś chłopiec, że niby spędza u nas wakacje, nie ma tu znajomych no i chciał by kogoś poznać.
- Tylko mi nie mów , że się z nim umówiłaś, przecież ty i faceci to totalna abstrakcja.
- No co ty nie umówiłam , ale dałam mu numer Gabi. Zaczęli się spotykać, a dzisiaj chciała mnie z nim zapoznać, żebym go oceniła, rozumiesz?
- W porządku, wiem o co chodzi, Gabryśka za mną nie przepada... To o której mają tu być?
- Około 18.00.
- No to musze się zbierać, bo ulotna jak kamfora to ja nie jestem.
- Lenka chyba się nie gniewasz? Przepraszam głupio wyszło.
- Nie przejmuj się. Jutro sobie odbijemy. To ja uciekam.
Droga powrotna nie była już tak uciążliwa z racji tego, że upał ustąpił. Ciepły , letni wiaterek poruszał cienkimi gałązkami rosnących przy chodniku drzew. "Ta jedna ulica i tych kilka domów to wasz cały świat, ale przynajmniej nie jesteście same... jest was tu kilka tak samo zielonych i dużych..." - pomyślała. "Ja mam nogi dla tego pójdę do babci, siądę na miedzy w ogrodzie i będę jadła truskawki, tak truskawki, które rosną na krzaczkach kępami..."
Urzeczywistnienie myśli nastąpiło godzinę potem. Dom babci swym położeniem przypominał schronienie pustelnika. Wokół roztaczały się jedynie pola i lasy. Idealny spokój - dla Leny miejsce magiczne. Uwielbiała spędzać czas w małym sadku w głębi podwórka, jego atmosfera pozwalała na rozhasanie wyobraźni, będącej jedyną perspektywą na spędzanie wolnego czasu. "A może by tak..."- szepnęła, urywając myśl.
Zbliżał się wieczór, to też pobyt u babci dobiegał końca. Dom Leny oddalony był od miejsca sielanki o dwie nazwy ulic i plac Balzarego- miejsce spotkań okolicznej młodzieży. Ten ostatni wydawał się Lenie o tej porze nie do przejścia, siedzący tam chłopcy wlepiali w nią swoje zaczerwienione z przepicia i zaszklone od dymu papierosowego oczy, mamrocząc coś pod nosem. "O co im właściwie chodzi?" - zastanowiła się przyspieszając kroku. Z ulga odetchnęła dopiero przekraczając próg mieszkania. Nie odzywając się do reszty domowników, pobiegła do swojego zacisza. Pomarańczowe ściany pokoju potrafiły wprawić w dobry nastrój nawet największego ponuraka. To też ku zdziwieniu rodziców Lena przebywała w nim tak często. Zwykle zaczytywała się jakimiś błahymi romansami bądź też studiowała wytrwale biografie znanych literatów, dzisiaj jednak siedziała z komórką w ręku, którą zresztą co chwile chowała pod poduszkę, chcąc w ten sposób powstrzymać się przed wysłaniem wiadomości. Jednak w mgnieniu oka telefon znów wylądował w dłoni...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
INES · dnia 17.01.2009 23:18 · Czytań: 831 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: