Ze starych dziejów Wałbrzycha - konfrontacja Alka Koryckiego z przyszłym sex-agentem - Kazjuno
Proza » Przygodowe » Ze starych dziejów Wałbrzycha - konfrontacja Alka Koryckiego z przyszłym sex-agentem
A A A
Od autora: Wracam ponownie do przerwanej opowieści zarówno o deprawowaniu się braci Koryckich oraz ich koledze Jarku Menowskim, który w przyszłości ma awansować na sex-agenta peerelowskiego wywiadu.
Mam wątpliwości, czy snuta opowieść nie zacznie Was - Sympatyczni Portalowicze - przyprawiać o senność. Więc krytykujcie, nawet posuwając się do inwektyw w stylu macic maszerujących dziarsko przez ulice metropolii, prowincjonalnych miasteczek i wiosek.
Przynajmniej się dowiem, na czym stoję jako adept sztuki słowa.
Pozdrawiam serdecznie, wasz, Kaz

PS Znowu proszę Szanownych Adminów o pomoc w ujednoliceniu czcionek. Mam z tym ciągle kłopot.

Rozdział 15 Tryumfalny powrót



Powrót braci z wakacji stał się dla ich rówieśników ze Szczawna-Zdroju nie lada sensacją. Obaj przeobrazili się zewnętrznie. Ich twarze nabrały ostrzejszych, bardziej wyrazistych rysów. Upodobnili się do elegantów z Non-Stopu, lansując preferowany przez nich styl ubioru. Szczególnej aprobaty przysporzyła Alkowi luźna powycierana w bielejące smugi, jeansowa bluza. Wkrótce po przyjeździe, podobną zupełnie nową kupił na bazarze Radek. Nieświadoma nowego trendu mody, prowincjonalna handlarka, sprzedała ją za połowę ceny zapłaconej przez matkę Alka w Gdyni.

Inaczej się także poruszali. Chodzili bardziej przygarbieni – jak bokserzy przed wejściem na ring, którzy z nawyku unoszą barki, obniżając głowę, by zasłaniać szczękę przy wyprowadzaniu ciosów. Półświadomie naśladując sopockich bokserów-chuliganów, zamiast wzbudzać śmieszność, wkrótce znaleźli wielu naśladowców.

Nie pozbawieni wyobraźni bracia, dzielili się z kolegami opowieściami o nieprawdopodobnych wyczynach sopockich pięściarzy-chuliganów. O tym, jak strasznie szybkie i paraliżujące były ciosy zadawane pod byle pretekstem przez Grajcę - Króla Sopotu i Nocy, i że pod ich siłą padali najmocniejsi zabijacy z Warszawy, do swego pogromcy odnosząc się później z nabożną czcią. Koloryzując błahe niekiedy popisy chuligańskiej przemocy w wydaniu zdeprawowanych sopocian, propagowali przemoc.

Mimochodem wśród kolegów, dla których stanowili autorytet z racji choćby pozycji rodziców, zasiewali pogardę dla potępiającego chuligaństwo prawa, podważali lansowany na lekcjach religii szacunek do boskich przykazań.



Miesiąc po rozpoczęciu się roku szkolnego rozegrała się następująca scena: Zaczynała się lekcja łaciny. Bracia byli już w tej samej klasie, bo Radek po oblaniu poprawki z chemii i łaciny, został cofnięty do klasy dziewiątej. Łacina była przedostatnią lekcją. Dzielący z Alkiem ławkę, o dwa lata starszy kolega, był już w przeszłości wydalany z paru ogólniaków. Od kolegów wionęło kiepskim piwem wypitym na długiej przerwie, co chwila wybuchali wesołkowatym rechotem. Przedwojenny pedagog, dawno mogący być na emeryturze profesor Kumiec, w sklerotycznym roztargnienieniu poszukiwał zawieszonych na końcu nosa okularów.

– Aaaaa, aaaa, cha, cha ,cha! – Zaśmiał się tubalnie Alek, chowając równocześnie głowę pod pulpit ławki.

– Co to za andrus! – rozdarł się piskliwie, słynący z surowości łacinnik.

W klasie wszyscy wstrzymali oddech. Podkochująca się skrycie w Alku pulchna wzorowa uczennica gryzła koniuszki palców. Jej mina wyrażała skrajną trwogę. Ciszę zakłóciło skrzypnięcie krzesła. Z ulicy dotarł stłumiony przez szyby pisk biorącego zakręt rozklekotanego trolejbusu. Alek wyrwał z teczki strój gimnastyczny i pochylony zatkał nim sobie usta, trząsł się owładnięty niepohamowanymi konwulsjami śmiechu. Rozdygotany starzec nabiegłymi krwią oczami wbił wzrok w Alka.

– Korycki! Zajadasz na lekcji! – zaskrzeczał. – Pokaż, co żresz!

Alek odjął od ust zmiętą podkoszulkę, lekko zgięty uniósł się, lecz patrząc na trzęsącego się ze złości belfra, ponownie prychnął nieokiełzaną wesołością. Przysiadł na krześle, po czym dusząc usta zawiniątkiem, przyklęknął na podłodze, histerycznie się zaśmiewając. Wstrząsany spazmami śmiechu, usłyszał hałas odsuwających się krzeseł. Kątem oka widział prostujące się kolana uczniów. Powstawali z miejsc.

– Co mu się stało? – Usłyszał z góry zdenerwowany baryton.

Na wyciągnięcie ręki Alek ujrzał wypolerowane, wyszydzane już przez modnie noszących się elegantów piętrówki. – Buty, na podeszwie z kilku warstw korka łączonych szwami kolorowych nici – były sztandarowymi eksponatami przebrzmiałej mody.

Jeszcze odruchowo śmiejąc się, zrozumiał grozę sytuacji. Skrzypiąc piętrówkami, kołysząc się do przodu i do tyłu, stał nad nim w rozkroku dyrektor szkoły.

– No tak. No tak... – z pogardą w wyrazie twarzy, przeszedł miaucząc skrzypiącymi butami, w stronę katedry. Za nim, z miną znamionującą doniosłość chwili, podobną do tej, jaką przybierała w czasie akademii z okazji rocznicy rewolucji radzieckiej lub pierwszomajowego święta, stanęła, wstydliwie się uśmiechając wychowawczyni klasy geografica.

– Koryccy niech stoją! Reszta, proszę usiąść – grobowym głosem oświadczył dyrektor liceum.

Alkowi przez plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Skurczoną jak zasuszone jabłko twarz łacinnika rozjaśnił filuterny uśmieszek.

– Jeśli do beczki z miodem wrzucić odrobinę dziegciu – zagrzmiał filozoficznie dyrektor. – Cały miód zamieni się w zgniliznę. – Bracia Koryccy! Jesteście tą trucizną, która jest w stanie spaskudzić wszystko, co wartościowe w naszej młodzieży! – Czy macie cokolwiek na swoją obronę? – dodał natchniony patosem chwili.

– Ale my przecież... – próbował wykrztusić coś Alek.

– Co przecież! Co przecież! No! No co...? – Przestąpił wojowniczo dwa kroki do przodu filigranowy pryncypał szkoły. – Z dniem dzisiejszym jesteście w y d a l e n i z e s z k o ł y – wycedził dobitnie.

Na twarzy Alka pojawił się płaczliwy grymas, lecz w tym momencie poczuł silnego kuksańca w plecy. Odwracając się, zobaczył na twarzy Radka grymas pogardy pomieszanej ze złością.

- Teraz możecie sobie palić papierosy, wyrażać się stekami kryminalnych wulgaryzmów i pić alkohol. A jak was tu jeszcze zobaczę, wezwę milicję do jasnej cholery! – zakończył dyrektor.



Rozdział 16 Zmiana otoczenia

Bracia byli zaskoczeni dość łagodną formą potępienia ze strony ojca.

– No cóż. Zostaliście wylani na zbitą mordę – skonstatował ze zdradzającym zadumę uniesieniem jednej brwi.

– Ale co ojcu mówił dyrektor nowej szkoły? – nieśmiało zapytał Alek.

– Cóż, macie szczęście. Bliskim znajomym z czasów wojny, podwładnym naszego przyjaciela pułkownika Chojnackiego – ciągnął ojciec, nie zwracając uwagi na zapytanie Alka, byłym majorem AK jest dyrektor Dobrosz.

Nazwisko „Dobrosz” wymówił Korycki z szacunkiem.

Niemałym zaskoczeniem dla Alka i Radka było ich pierwsze zetknięcie się z ex majorem „z lasu”, pierwszym po Bogu w ogólniaku, do którego mieli teraz uczęszczać. Dyrektor wyglądem nie zachwycał. Odpychającą prezencją burzył wyobrażenie o doskonałości przypisywanej dzielnym żołnierzom Armii Krajowej. Łysa czaszka dyrektora miała buraczkowy odcień, a spod rogowych okularów wystawał mały nosek o sino-granatowym odcieniu. Nieforemna, otyła postura, spowolnione ruchy byłego akowca, w najmniejszym stopniu nie kojarzyły się braciom z postacią o cechach bohatera. Ex oficer AK prezentował się raczej jak karykatura rewolwerowca – nie przypominał kogokolwiek zdolnego błyskawicznie sięgnąć po broń i skutecznie jej użyć. Stojącego przed nimi osobnika opinał wyświechtany, niemodnie skrojony szary garnitur. W jego nieprzytulnym gabinecie, gdzie odbywali rozmowę, unosił się zapach, jak w sklepie monopolowym.

– Ach, bracia Koryccy – zacharczał. – Macie zaflejtuszoną opinię. Jak tu się będziecie tak zachowywali, wyrzucę z wilczymi biletami!

Obaj stali wyprostowani w milczeniu, przyciskając dłonie do szwów spodni. Postawa na baczność musiała się spodobać byłemu żołnierzowi, bo z uśmieszkiem ukazującym galerię srebrzących się stalowych zębów dodał: – no, ale myślę, że się Koryccy poprawicie i nie będzie między nami nieporozumień.

Już kilkanaście minut później, Radek wdał się w ostrą wymianę słowną z uczniem nowej szkoły. Korycki swoje wypowiedzi ubarwił terminologią, znających zakłady karne sopockich chuliganów. Następnie jego lewy prosty zderzył się z nosem rozmówcy. Stało się to, szczęśliwie przy znikomej ilości świadków, w szkolnej ubikacji. Jeszcze tego samego dnia, bracia, wracając starym tramwajem do centrum miasta, poszli na piwo z masywnym, ważącym koło dziewięćdziesięciu kilogramów klasowym kolegą. Klasowy tęgoszczak okazał się najsilniejszym chłopakiem w szkole. Nowi koledzy zacieśnili znajomość, popijając piwo butelką taniego wina.

Wkrótce razem przechadzali się w czasie przerw po szkolnym korytarzu, wzbudzając popłoch wśród chłopaków. Do podstawowego repertuaru ich rozrywek należało zastraszanie licealistów.

Za naukę Koryccy wzięli się trochę solidniej. Jeszcze jednak na półrocze mieli po dwie oceny niedostateczne, co przy niechlubnych sześciu na głowę po pierwszym kwartale było znacznym postępem. Rozpoczęli uczęszczanie na bokserskie treningi do klubu Handlowiec, dodatkowo ćwicząc technikę w domu i czasem staczając sparingi. Dalej rolę bokserskich rękawic spełniały uszyte z płótna i wypchane watą prostokąty poduszeczek z kieszeniami na wsadzanie dłoni.

Rozdział 17 Konfrontacja z zabijaką



Jednym z pierwszych sprawdzianów bokserskich Alka, stała się wizyta Jarka Menowskiego. Pojawił się w niedzielę w połowie października. Uprzednio upewnił się, o której rodzice młodszego Koryckiego planują wyjście do kościoła. Men, pomimo rozrośniętej postury, prezentował się ubogo. Na podniszczony sweter i spłowiałe spodnie zarzuconą miał kurtkę uszytą z lichego kraciastego koca. O swoich przeżyciach od momentu rozstania się w Sopocie, mówił niechętnie. Alek wiedział, że ponad dwa miesiące spędził w poprawczaku za bijatykę po pijaku z marynarzem w jednej z gdyńskich knajp. Od powrotu znad morza nie chodził do szkoły i nie pracował.

– Jadę w Bieszczady i potrzebuję torbę z rzeczami, tą z Sopotu – powiedział niepewnie, rozglądając się po obszernym holu, wyłożonym modrzewiową boazerią.

– Chodź na górę. Jest w naszym pokoju.

W tym momencie z kuchni dobiegł dźwięk spadającej pokrywki. Jarek cofnął się do tyłu. Na jego pobladłej twarzy Korycki zauważył w kąciku oka, ledwie widoczną wytatuowaną kropkę.

– Tam ktoś jest? – syknął. – Mówiłeś, że nie ma starych – dodał chropawo z rozbieganymi nagle oczami.

– Nie przejmuj się, to pani Zyta. Nasza służąca.

– Kiedy wrócą jareccy?

Alek domyślił się, że chodzi o rodziców, machnął ręką.

– Suma kończy się o dwunastej. Chodź Jarek.

Menowski zdawał się być nadal nieufny. Po trzeszczących stopniach skradał się na palcach, przestępując z kocią miękkością. Kiedy otworzyli drzwi do pokoju, spełniającego rolę sypialni i siłowni braci, oczom przybysza ukazał się zaskakujący widok. Niczym powieszony nieboszczyk z drewnianej belki przy suficie zwisała podłużna kiszka.

– Co to?

Alek nic nie mówiąc, podszedł do przyrządu wisielca i zadał serię soczystych uderzeń sierpowych. Z góry płóciennego worka wydobył się obłoczek kurzu.

– Pokaż, spróbuję – powiedział ożywiony Men.

Zaczął walić na oślep, bił z całej siły, lecz Alkowi wydały się mało dynamiczne. Przestał tłuc i stanął zdyszany naprzeciwko przyrządu. Objął worek jak przyjaciela… raptem zadał niespodziewany cios głową. Także to uderzenie wydało się mało groźne.

– A czym się smarujecie?

– Aaa zobacz – podniósł Alek poduszeczki, leżące na piramidzie metalowych krążków od sztangi. Menowski założył je na ręce i lekko puknął się w brodę.

– Nawet dosyć miękkie.

– Wczoraj włożyliśmy świeżą watę. Ale ona się szybko ubija.

– To chodź, popykamy się – zaproponował Jarek.

W Alku, przed chwilą obserwującym niezbyt groźne poczynania kolegi, jakkolwiek wysoko notowanego zabijaki w gronie kumpli ze Szczawna, kiełkować zaczęło tłumiące nagłą tremę uczucie: Chyba ja biję lepiej? Nie jestem bez szans. – Przyjął propozycję.

– Dobra, ale na lekkie – zaznaczył asekuracyjnie.

Kraciastą kurtkę Menowski niedbale rzucił na łóżko. Po naciągnięciu na dłonie poduszeczek stanął w otwartej, nonszalanckiej postawie. Pięści miał lekko zaciśnięte. Alek przyjął pozycję typowego boksera walczącego na dystans. Zaczęli przed sobą podrygiwać. Men wykonywał zwodnicze balanse ciałem. Alek sondował powietrze przed przeciwnikiem wysunięciami lewej ręki. Postraszył parę razy i zauważył u Jarka opóźniające się o ułamki sekund uniki. To dodało mu pewności siebie. Zbliżył się śmielej. Ulubionym ćwiczeniem, jakie robili z Radkiem, było bicie w tarczę z unikami. Zmuszało to lewą wysuniętą rękę do szybkiego punktowania w umykającą dłoń brata.

Zaskoczony, poczuł w lewej pięści opór i ujrzał odlatującą do tyłu głowę kolegi. Przeciwnik chodził dalej jakby nigdy nic, polując na silny cios zamachowy. Z jego oczu ciekły łzy, nos wyraźnie poczerwieniał. Pojawiła się ściekająca z niego krew. Przestający nad sobą panować Jarek, coraz groźniej sapał. Kolejnym lewym prostym Alek trafił go w głowę, nieco ją podnosząc, dodał prawy prosty, lecz prawie w tym samym ułamku sekundy otrzymał twardy cios w ucho. Błysnęło i zaszumiało w głowie. Wystraszony chciał już przerwać walkę, przypominając, że miała się toczyć na lekkie, kiedy ujrzał stojącego i trzymającego się za nos Jarka. Spod płóciennej poduszkowej rękawicy na podłogę kapały krople krwi.

– Ja naprawdę nie chciałem – powiedział zaniepokojony Korycki. – Stało ci się coś?

Menowski odsłonił umazane krwią usta.

– To z nosa – powiedział. – Mam, kurwa, słaby kinol. Trochę się umyję i walczymy dalej – dodał.

– Nie, starczy. Po co więcej – zaprotestował Korycki, czując piekący ból ucha.

Moralnie czuł się zwycięzcą. Fakt nawiązania równorzędnej walki z przeciwnikiem jeszcze rok temu wydającym się stokroć silniejszym, na dodatek rozbicie mu nosa, całkowicie Alka satysfakcjonował.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 01.12.2020 21:21 · Czytań: 778 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 11
Komentarze
RonaczeK dnia 02.12.2020 00:38 Ocena: Świetne!
Hehehe bardzo śmieszne :rip: swoim słowem od autora niemal że przekonałeś mnie do senności płynącej treści ot i żartowniś z ciebie :lol: a tu wakacje się kończą ledwie co witaj szkoło a już wypad mi stąd no i jeszcze prawie nokaut na gościu który ponoć był mega oprychem znaczy się dzieję a autora naszło na dowcipkowanie B) co się tyczy detali z tego co wpadło mi w oczy piszesz: "Buty, na podeszwie z kilku warstw korka łączonych szwami kolorowych nici szwów – były sztandarowymi eksponatami przebrzmiałej mody." Wybacz szwami szwów jedno niepotrzebne bo to masło maślane się robi.

"– Co przecież! Co przecież! No? No co...? – Przestąpił wojowniczo dwa kroki do przodu filigranowy pryncypał szkoły. – Z dniem dzisiejszym jesteście w y d a l e n i z e s z k o ł y – wycedził dobitnie." Jeśli cała wypowiedź była podniesionym tonem głosu co zresztą sugerujesz na samym końcu po no i no co zabarwionych znakiem zapytania powinien się znaleźć również wykrzyknik.

- ponad to gdzieś tam jeszcze jak czytałem brakowało jednej literki ale teraz nie mogę znaleźć może ktoś inny to zrobi i mam wątpliwości co do zapisu akowiec dlaczego bo to nazwa własna i ja bym to napisał AK- owiec.

-pozdrawiam.
Kazjuno dnia 02.12.2020 10:13
Witaj RonaczeK!
Jakże miły komentarz... Uradowałem się, że tekst odebrałeś tak pozytywnie. Może przesadziłem kokietując Czytelników we wstępie, ale uwierz, wcale nie byłem pewien tak dobrego odbioru. Ponadto jestem Ci wdzięczny za dostrzeżenie usterek.
Twoje uwagi są bardzo przydatne. Teraz korekt nie naniosę, bo muszę popracować nad aktualnie pisaną powieścią.
Natomiast specjalnie wysyłam do PP dawno napisane kawałki z Dziejów starego Wałbrzycha, właśnie, aby je konfrontować z odbiorcami i każdorazowo dostrzegam jakieś nowe błędy, które poprawiam.
Ty usterki zauważyłeś od razu, podałeś mi je jak na tacy.

Zazwyczaj pracuję tak, że poprawiając je w tekście portalowym otwieram sobie link ze zgromadzonym materiałem na powieść o Wałbrzychu/ale też o Sopocie i poprawki wrzucam równocześnie do swojego materiału.
Dzisiaj zrobię to po odwaleniu czekającej mnie teraz pisaniny.

Zmartwiłeś mnie, pisząc, że tworzysz wyłącznie na smartfonie i dlatego wstrzymujesz się przed pisaniem dłuższych form, w tym prozy.
Szkoda, że nie na laptopie albo stacjonarnym komputerze. To znacznie wygodniejsze. A wyczuwam w Tobie potencjał twórczy i niemałą umiejętność posługiwania się polszczyzną. Pewnie też żyjesz pod presją poza pisarskich obowiązków.
Życzę Ci, abyś swoją sytuację tak ustawił, żeby mieć więcej czasu na tworzenie (oczywiście nie zapracowując się do tego stopnia, abyś nie mógł korzystać z uroków życia). No i koniecznie sięgnij po większy komputer.

Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz dzięki, Kaz
Marek Adam Grabowski dnia 03.12.2020 17:48 Ocena: Świetne!
Na początek przepraszam, że czytam dopiero po poru dniach, ale ostatnio rozleniwiłem się. Bardzo barwnie i plastycznie przedstawiłeś świat PRL-owskich chuliganów (nie wiem czy można ich nazwać gitowcami?), a wszystko jest przyprawione twym uroczym, precyzyjnym i nieco złośliwym piórem. Stajesz się powoli mistrzem naturalizmu. To jedno z lepszych z twojej serii. Jeśli miałbym się czegoś doczepić to nadużywania przez narratora mądrych słów np. "sondować", nieco nie pasują do całości i w ten sposób zaburzają stylistykę.

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 03.12.2020 18:44
Marku Adamie Grabowski, bardzo dziękuję za czytanie i komplementy.
Twoją uwagę i to bardzo celną(!) wezmę pod uwagę poprawiając tekst. (Na razie jeszcze się za korekty nie wziąłem).
Nie, żebym ciepełko oddawał za ciepełko, ale trochę mnie zaskoczyłeś.
Komentarz napisałeś profesjonalnie i nie widzę tu krztyny dawnego Marka. Wszystkie zdania napisane perfekcyjnie. Brawo! Jednak dysleksja daje się zwalczać, co wiem na własnym przykładzie.

Pozdrawiam Marku, Kaz
Madawydar dnia 09.12.2020 10:49 Ocena: Świetne!
Cytat:
Z dniem dzi­siej­szym


Było nie było, ale od dyra liceum wymaga się poprawnego słownictwa: proponowałbym "od tej chwili" lub " w trybie natychmiastowym" itp. No, ale w tych czasach na dyrektora szkoły nie mianuje się polonistów, a tylko poprawnych politycznie obywateli PRL-u.
Cytat:
wra­ca­jąc sta­rym tram­wa­jem
- czasy są na tyle stare, że chyba nie trzeba przypominać czytelnikowy o starym tramwaju. - tak myślę.

A to teraz tekst pouczający, czyli o tym, jak pozory mylą... Bohater A-akowiec okazuje się zwykłym alkoholikiem, Men gwiazdeczką, czyli lokalnym celebrytą obdartym z niesłusznej chwały. a Alek z nabytym w czasie wakacji doświadczeniem nabywa męskiej pewności siebie.

Jak zwykle dobre opowiadanie. Czytam z przyjemnoscią.
Kazjuno dnia 09.12.2020 14:24
Bardzo, Mad, dziękuję za komentarz i miłe słowa.
Równie wdzięczny jestem za dostrzeżenie (jednak) niedoróbek.
Zaraz sprawdzę wypowiedź dyra ogólniaka, bo zmieniłem mu wprawdzie tożsamość, ale był ON polonistą.
Natomiast co i mnie uwiera to dyro akowiec alkoholik. Tu napisałem prawdę, ponieważ był majorem AK i rzeczywiście jego wygląd oraz uzależnienie przedstawiało się jak pokazałem. Nie zawarłem jednak w tekście ważnego (choćby aneksu/albo wyjaśnienia).
Domyślasz się pewnie, Mad, że bohaterami niechlubnej "non-stopowej" demoralizacji byłem ja z bratem, jako że powieść wspomnieniowa. I rzeczywiście pisząc przed laty publikowane teraz w PP kawałki, nie wiedziałem o ciemnych stronach powojennych dziejów akowców, a wiem o nich od niedawna.
Otóż od paru lat analizuję wnikliwie losy żołnierzy wyklętych, bo pracuję nad nową powieścią też opartą na faktach. Wczytuję się w obszerne materiały z IPN, z których niestety wynika, że bardzo wielu uwięzionych akowców w tym partyzantów z NSZ udało się UB złamać i wbić w rzeszę zdrajców i konfidentów. Nic dziwnego. Metody żywcem przeniesione z sowieckiego NKWD pozwoliły przez 70 lat (a także w putinowskiej Rosji) kontrolować całe ZSRR. Zadziałały też w PRL-u.
Dlatego negatywnie przedstawiłem drugiego dyra. Otóż był - czego teraz jestem pewien - człowiekiem złamanym. Tłamsił wyrzuty sumienia, pijąc na umór.
Przecież chyba logiczne, że partia nie mogła powierzyć stanowiska pierwszego po Bogu w liceum, komuś kto wyznawałby wartości 2.RP.
Hola, hola, przeszły sex-agent Jarek Menowski tak szybko nie pogodzi się z oddaniem prymatu synalkowi z "lepszej rodziny".
Lecz o jego dalszych losach Czytelnik dowie się z następnych odcinków.

Pozdrawiam, Mad- Kapitanie Żeglugi Wielkiej, serdecznie, Ahoj!

Kaz
Helena Dulska dnia 12.12.2020 19:59
Kazjuno,
podobało mi się. Barwne opisy świata, który nigdy nie był mój (bo nigdy nie byłam chłopakiem) pozwoliły moi na dokładne wyobrażenie sobie postaci i sytuacji, czułam się prawie jak koleżanka z klasy (może nawet ta pulchna wzorowa uczennica ;)) lub młodsza siostra Alka, która obserwuje te wydarzenia gdzieś z korytarza. Zwraca uwagę Twoje bogate słownictwo, obrazowość opisów i żywe dialogi. Właściwie nie ma się do czego przyczepić. Może w jednym miejscu poprawiłabym zapis (tak, żeby dalsza wypowiedź nie była w kolejnym akapicie, bo wygląda to tak jakby dyrektor rozmawiał sam ze sobą):
Cytat:
– Jeśli do becz­ki z mio­dem wrzu­cić odro­bi­nę dzieg­ciu – za­grzmiał fi­lo­zo­ficz­nie dy­rek­tor. – Cały miód za­mie­ni się w zgni­li­znę.
– Bra­cia Ko­ryc­cy! Je­ste­ście tą tru­ci­zną, która jest w sta­nie spa­sku­dzić wszyst­ko, co war­to­ścio­we w na­szej mło­dzie­ży! – Czy macie co­kol­wiek na swoją obro­nę? – dodał na­tchnio­ny pa­to­sem chwi­li.

A tu z kolei zmieniłabym szyk zdania z:
Cytat:
Od­wra­ca­jąc się, zo­ba­czył po­gar­dę po­mie­sza­ną ze zło­ścią na twa­rzy Radka.

na : " Odwracając się zobaczył na twarzy Radka pogardę zmieszaną ze złością." (bo wygląda to jakby pogarda istniała sobie poza twarzą Radka).
Oczywiście to tylko sugestie.
Nie jest to tekst "w moim klimacie", ale napisany jest tak sprawnie, że wcale mi to nie przeszkadzało, czytało się bardzo przyjemnie.
Pozdrawiam serdecznie,
Hela
Kazjuno dnia 12.12.2020 23:40
Dziękuję, Helenko, za miłą rewizytę. Chyba się zakolegujemy, bo lubię bystre i ciekawe Autorki.
Już nie dzisiaj, ale poczytam sobie coś z Twojego dossier i spróbuję się odnieść. No i czekam na ciąg dalszy Windy.
Wezmę też pod uwagę twoje spostrzeżenia i jutro naniosę poprawki.

Miłych snów, najlepiej kolorowych

Pozdrawiam, Kaz
Helena Dulska dnia 14.12.2020 15:54
Ja też czekam na kolejną część "Ze starych dziejów Wałbrzycha" i postaram się zapoznać z poprzednimi częściami.

Do przeczytania :)

Hela
JOLA S. dnia 18.12.2020 13:26 Ocena: Świetne!
Kaz,
pisanie komentarzy jest czynnością dość nieefektywną, ale daje mi radość spotkania z Tobą i pozwala odetchnąć.
Nasza przyjaźń - to rzecz nie do przecenienia, nie umiem z niej zrezygnować. :)

Ciągniesz swoją opowieść dalej, ku mojej uciesze. Po swojemu chwytasz za serce, doprowadzasz do łez, sprawiasz, że przenoszę się do innego świata. Ze swadą zeskrobujesz z niego sreberka i pokazujesz zgniłe wnętrze.

Oby tak dalej.

Serdeczności

JOLA S
Kazjuno dnia 18.12.2020 15:46
Witam, witam, miła JOLU!
Bardzo się cieszę z Twojego komentarza. Jak zawsze błyskotliwego z dość ciekawą konkluzją.

Na pewno proces demoralizacji, jaki w pewnym okresie życia przechodziłem na spółkę z bratem (wszak to powieść wspomnieniowa, a bracia Koryccy to ja i on), mógł trącić zgnilizną.

Po latach szukam odpowiedzi, co do tego doprowadziło? W poprzednich odcinkach było o sopockim Non-Stopie. Jakoś nie porwało nas udzielanie się w młodzieżowej organizacji ZMS ani harcerstwie, które stało się emanacją stalinowskiego ZMP. Zapatrzyliśmy się w złe wzorce, jakimi byli bokserzy- chuligani, przyszli przestępcy, którzy później odsiadywali wyroki. Oni, wśród męskiej populacji bywalców Non-Stopu mieli władzę, wszyscy się ich bali. Ich styl bycia mógł przypominać modus vivendi rewolwerowców z amerykańskich westernów. Wprawdzie zamiast coltów posługiwali się pięściami, ale na nastolatkach robiło to wrażenie. Ci bandyci czuli się panami samych siebie, mogli sobie pozwalać na więcej od innych, przecież odwaga i siła młodym mężczyznom imponowała od zawsze...

A jakie będą dalsze konsekwencje deprawacji Koryckich i ich kolegi przyszłego seks-agenta Jarka Menowskiego?

Dowiesz się JOLU jeśli wytrwasz przy czytaniu kolejnych odcinków.

Bardzo się cieszę z renesansu naszej przyjaźni.

Ściskam serdecznie, Kaz
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
09/07/2025 21:44
Fajne, chociaż końcówka mnie zbiła z tropu:) »
pociengiel
09/07/2025 00:31
i wszystko jasne »
Szwarczyk
09/07/2025 00:00
Czasami to właśnie cień ukazuje nam więcej niż światło. »
pociengiel
08/07/2025 21:09
tak, cień to niebagatelna gwarancja »
Szwarczyk
08/07/2025 20:36
Ja spisałem tylko jego historię, która sama do mnie… »
pociengiel
08/07/2025 15:15
Zastanawiam się, w jaki sposób podmiot liryczny dał stamtąd… »
Wiktor Mazurkiewicz
08/07/2025 15:10
ajw Miło mi; już zapomniałem o tym wierszu, ale tytuł mnie… »
ajw
08/07/2025 10:33
A ja już myślę co będzie w październikowie i to potem mnie… »
ajw
08/07/2025 10:30
Bardzo wzruszający kawałek poezji.. Pozdrawiam serdecznie,… »
ajw
07/07/2025 20:19
Lilah - ja się musiałam latami tego uczyć :) Milu -… »
Wiktor Mazurkiewicz
07/07/2025 16:32
Podoba się bez dwóch zdań, od początku do końca; taki… »
Miladora
07/07/2025 03:25
A ja się nieziemsko ubawiłam. :))) Miłego dnia, Alex. »
Ala Mak
06/07/2025 23:53
Przykro czytać. »
Szwarczyk
06/07/2025 18:43
Dziękuję za miłe słowo i ocenę. Cieszę się, że wiersz… »
valeria
06/07/2025 09:32
Świetne, tyle się wmówi w miłość:) »
ShoutBox
  • Miladora
  • 04/06/2025 15:22
  • Bardzo dziękuję, bo nie spodziewałam się wyróżnienia. :)
  • pociengiel
  • 28/05/2025 10:41
  • moskalik ciapatek a jak dowcipny buk Akbar! powie za rok dwa góra osiem posrają się muchy na jego głowie wcześniej da głos nieczyste prosię
  • pociengiel
  • 26/05/2025 14:18
  • co to z tym Conanem?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty