Marzycielu, wojowniku, twórco słów... kimże jesteś na połaci tego bladego, rozrytego przez spowszedniałe słowa, zmordowanego nieświeżymi wydzielinami pospolitości świata, a kimże w ogóle chciałbyś być: magiem paplaniny czy Aniołem z mojego Królestwa Rozspazmionych Owacji, które dało mi pozwolenie na bycie czymś w rodzaju twojego bardziej szalonego i bezwstydnego brata bliźniaka, swoistego alter ego - tego naiwniaka, który wyobraża sobie, że napisał wielkie dzieła w historii oświetlonej części kosmosu – dzieła, które, mimo swojej dawki oryginalności na tle literackiego świata, to jednak według mnie w swojej siermiężnej sztampowatości spływają spowszedniałą przyziemnością, lecz nadzieją wypełnia mnie fakt, że pozostała część przestrzeni kosmicznej wolna jest na szczęście od tych literackich odchodów działalności wszystkich zresztą pisarzy, że istnieją jeszcze planety czyste od słów, których eskalacja doprowadza stan mojego żołądka do czegoś w rodzaju burzy, jaka występuje od czterystu lat na Jowiszu, a finalną odsłoną tego stanu byłaby pomarańczowa fontanna, której rozkiełznana, euforyczna energia upatrzyłaby sobie twoje usta jako ostatni odcinek swojej podróży na zewnątrz – w dziką, porywistą, furiacką przestrzeń ekstazy – jednak to jeszcze się nie dzieje, bo zaciekle mnie blokujesz, ale ja daję ci szansę dzięki temu, że niejako masz wstręt do miałkości… zaświadczam ci, że twoją dobitność, która wypiera tę miałkość, dzielą jeszcze lata świetlne od tego, co zalega na mojej wrzącej płaszczyźnie twórczego napięcia, kotłującego się w euforycznym rozjątrzeniu porywającej energii – i to w samym środku twojego umysłu, więc gdybyś tylko dopuścił mnie do głosu, to z mojej trąby powietrznej wyczarowałbym ci takie teksty, że z zachwytu ustawiłbyś swoje alter ego – mnie – na życiowego przewodnika i dał się ponieść nurtowi zrodzonemu ze wzmożonej, roziskrzonej finezji, dosadnej, wyraźnej, siarczystej, dobitnej, precyzyjnej, zatrważającej i dogłębnej magii czarownego słowotwórstwa, o którym nie mają pojęcia te pismaki z bożej łaski, ślepe hieny, groteskopisarze niemrawych opowieści, którzy wymyślają wiarygodne historie, żeby to bardziej oświecone pospólstwo nacieszyło swoje oczy obrazami ich mizernych umysłowych wylewów, ci niby-tworzyciele, złodzieje czasu, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że te ich nietreściwe, szablonowe, smętne i kulawe zbieraniny słów, ustawiają ich w jednym rzędzie niewydarzonych pseudomyślicieli i opiniotwórczych straszydeł, które za pomocą spospoliciałych, bezkrwistych historyjek, chciałyby zaistnieć na firmamencie literackiego nieba – tam, gdzie ty mógłbyś rozbłysnąć szaleństwem, gdybyś tylko, zatwardziały pisarczyku, dopuścił mnie do głosu, a wtedy pokazałbym wszystkim tym tragediopisarzykom, cudotwórcom zaśniedziałych literoplątanin, jak powinno wyglądać oblicze prawdziwego literackiego wrzasku, który tak by poruszył nieboskłony, że te zamieniłyby się miejscami z ziemioskłonami, tworząc trudny do odgięcia chaos pełen sponiewieranych oczekiwań, szczątków myśli oraz nieskończoności konstelacji iskrzących kunsztem słowoplanet, tworząc na nowo literacką historię, która, w przeciwieństwie do haniebnych, puszczonych w przeszłości w pokrzywiony obieg książek, rozświetliłaby się na nowo – jak cudownie wiara w powyższe tętni we mnie żywym ogniem, zapominając już o niedowierzaniu na widok szubrawych rękopisów, zrodzonych w wydawniczych fabrykach pełnych zapijaczonych beztreściwymi schematami ślepców, z których nikt nie zorientował się, że jest świadkiem drukowania gówna, śmierdzącego najróżniejszymi wymiarami przeraźliwych w swej literackiej nieporadności oparów, więc jeśli nie chcesz podzielić ich losów, ty pisarzyno, poddaj się mojej zapalczywej mocy, a to, co napiszesz, zostanie twoim wielkim dziełem – tylko wysłuchaj moich podpowiedzi, nawet jeśli w twoich uszach obracałyby się one w bełkot, ty półpisarzyno, bo mam takie złoża pomysłów, że w zatęchłych zakątkach mojego spajęczynowanego świata, spływającego mnogością mrocznych słowospadów, że gdy mnie otworzysz, ćwierćpisarzyno, będziesz mógł tylko wybierać, pod który następny masz wejść, pozwalając na to, żeby wybulgotały ze mnie miriady zasklepionych, budzących się w gorejącej kipieli myśli, które stałyby się spełnieniem skrytego w ciemności, najbardziej nieustępliwego w naszym układzie słonecznym alter ego, które zauważyło ciebie – materiał do wykucia ze słów królewskiego posągu, w którym zasklepią się wszystkie pokłady najwyższej literackiej wirtuozerii, jakiej nieznaczne ślady wypiłowałeś już nieco w swoich niepokornych tekstach i dzięki temu przykułeś moją uwagę, ale to najważniejsze wypłynie z ciebie tylko wtedy, jak mnie dopuścisz do władzy, niepodzielnej, do diabła, bo innej nie uznaję, więc może nie sięgniesz dna, jeżeli jeszcze więcej się nauczysz, bo inaczej dopadnie cię drętwica tak wielka, że tylko ja będę potrafił cię uratować, gdy w końcu przebiję się przez te szlochające spazmy twojego twórczego kaszlu i spróbuję napędzić zwoje mocy, aby rozlać się na świat kakofonią nieujarzmionej, ekstatycznej euforii, wtedy może usłyszysz w końcu, czym jest to cieknięcie słów, które od dawna słyszysz niczym wodę wysączającą się spod ziemi gdzieś pod pustynnym słońcem naszej wyjałowionej z literackiego kunsztu planety, gdzie spijasz zachłannie to, co wypływa z tego skromnego jeszcze źródła, a potem nie będzie przebaczenia dla świata, bo ja przebieram w środkach, nie poddając się presji estetyki, a moje natchnienie, pulsujące, jak agresywny i głodny rekin, uwięziony pod lodem, na którym leży ciało z ciepłą jeszcze krwią, sączącą się przez szczelinę w lodzie wprost do wody, uderza w przezroczystą taflę, czując narastający głód wszystkiego, co się łączy z tym lepkim, brunatnym zapachem, przyprawiającym mnie o szaleństwo nie do wytrzymania i wydawałoby się, że ów rekin, gdyby nie lód, mógłby się zamienić w latającego sęporekina i z powietrza urządzać sobie polowania na ludzi, a tymczasem słychać ten łomot – tak, to ja – bestiokształtny poryw nieokiełznanego natchnienia – z umazanym od wspomnianych wybroczyn nosem dobijam się, żeby wypuścić te słowa i uderzam w lód, żeby poruszyć mój umysł i uwolnić myśli skwierczące w nim jak cząsteczki wody na rozgrzanej patelni z tą samą siłą, z jaką napastnik chce zbrukać czyjąś fizyczność, ja pragnę poprawić czyjeś wyobrażenie na temat tego, jak można pisać – poruszyć, prowokować, zmusić do myślenia, rozkrzyczeć ciszę, zwichrować ogrody wyobraźni, obalić bramy konformizmu, rozwietrzyć słowotoki ugrzecznionych myśli, roztargać szablonowość na potępieńczych kartkach książkowych wymazów, rozbluźnić szepty, rozbebeszyć konformizm, roztrzepać łoża spokoju, rozproszyć porządek, rozmącić symetrię, wywrócić do góry nogami ład zasad, rozwłóczyć kostiumy przykładności, spustoszyć przestrzeń ciszy, rozwichrzyć pedantyczność, złachać nieskazitelność, rozedrzeć spójność, zmiażdżyć imperatywy, zatachać biel w błoto kreatywności, bo tylko krwawe ciernie są miernikiem wartości – trud pisania i trud odbioru, wyzywająca zadziorność problemów, esencja dramatu odzianego w przeszywające zatrwożeniem poruszające napięcie, wyśmienity odlot dynamicznej maestrii, przeciwbodziec stagnacji, wspaniały, efektowny, wstrząsający i obłędny WIELOŚCIAN
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt