______________ 17
Znalazł się w ślepym zaułku. Jako urzędnik państwowy, reprezentujący organ stojący na straży prawa, był zobowiązany do ujawnienia okoliczności śmierci Natalii Ryszkowskiej tym bardziej, że stał się naocznym świadkiem zabójstwa. Ale ujawniając owe okoliczności musiałby wyjaśnić cały szereg powiązanych ze sobą faktów, których mimo największych chęci, nie dało się nazwać zwykłym zbiegiem okoliczności. Że oznaczało by to koniec jego krótkiej, prawniczej kariery – to było oczywiste. Ale czy jemu też nie postawiono by przy okazji zarzutów – tego nie był pewien, ale bynajmniej nie zamierzał nikogo o to podpytywać. Jedynym pozytywnym aspektem tej sprawy było to, że śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Gdyni. Wprawdzie nie miał bezpośredniego dostępu do akt, a o prokurator Ołdakowskiej krążyła wśród męskiej części zespołu opinia zimnej, nieprzystępnej suki, ale docierały do niego strzępy informacji o postępach, czy raczej ich braku, w prowadzonym śledztwie. Status asesora umożliwiał mu kręcenie się po całym budynku bez istotnego celu. Najczęściej pomagał starszym kolegom, którzy nie wyrabiali na zakrętach prowadząc po kilka, a czasem kilkanaście spraw jednocześnie. Ale tylko raz zdarzyło się, że został oddelegowany do pomocy prokurator Ołdakowskiej, a i to zaledwie na dwa dni. Dlatego też nie mógł liczyć na łut szczęścia, że uda mu się podejrzeć akta w czasie pracy. Po piętnastej wszystkie dokumenty lądowały w szafach pancernych, a klucze w prokuratorskiej kieszeni. I jeszcze ten śmieszny proceder plombowania za pomocą metalowego kapsla wypełnionego plasteliną, kawałka sznurka i odcisku referentki w tejże masie plastycznej, którego i tak nikt nie był w stanie odczytać. Tego dnia mógł jednak mówić o dużym szczęściu…
- Panie Konradzie! Bardzo proszę na chwilę do mnie! - usłyszał za sobą głos szefa, gdy kwadrans po siódmej wszedł do głównego holu budynku przy ulicy 10 lutego.
Odwrócił się. Kazimierz Węsierski, niepozorny, średniego wzrostu mężczyzna, niejednego przestępcę wprowadził w błąd swoim wyglądem. Niejeden dał się nabrać na tę nijaką fizjonomię, pod którą czaił się prawdziwy tygrys gdyńskiej rejonówki, dla którego nie istniało słowo „kompromis”. Może właśnie dlatego dziwnym trafem omijały go awanse, a stanowisko kierownika Prokuratury Rejonowej było mu dane piastować aż do emerytury?
- Dzień dobry, panie prokuratorze! Już za sekundę jestem u pana! – Konrad szybko podpisał listę obecności wyłożoną na stoliku obok stanowiska ochrony i niemal wbiegł na piętro za Węsierskim, który już był na podeście i kierował się do swojego gabinetu. Szybki i sprężysty chód, to kolejna cecha, która go wyróżniała.
- Witam, pani Ewo! – rzucił przelotem do sekretarki, która zajęta była nastawianiem wody na poranną kawę i nie czekając na odpowiedź wpadł do gabinetu szefa.
- Proszę usiąść, panie Konradzie – Węsierski wskazał na krzesło stojące po drugiej stronie jego biurka. – Poprosiłem pana ponieważ z dniem dzisiejszym przydzielam pana do prokurator Ołdakowskiej, na razie na dwa tygodnie. Tak się fatalnie złożyło, że nie dość, że mamy okres urlopowy, to jeszcze trzech kolegów jest na zwolnieniu lekarskim, a obłożenie spraw jak na złość wzrosło. Terminy trochę nas gonią, dlatego też liczę na pańską wydatną pomoc. Jak dotąd docierają do mnie same pochlebne opinie o panu, panie Konradzie. Ma pan zadatki na naprawdę dobrego śledczego – poklepał go poufałym gestem po ramieniu. – No, to do roboty! Szkoda czasu.
- Postaram się nie zawieść pańskiego zaufania, panie prokuratorze! – Konrad wykonał głęboki ukłon i pospiesznie opuścił gabinet szefa. Nie chciał, żeby Węsierski dojrzał podekscytowanie malujące się na jego twarzy. Wyglądał jak kot, który dorwał się do śmietanki, wypił całą i jeszcze oblizał wąsy. Prawie że frunął w kierunku gabinetu Ołdakowskiej. Dopiero przed samymi drzwiami zwolnił i zatrzymał się na chwilę, by wyrównać oddech i ochłonąć nieco. Nadmierne podniecenie malujące się na twarzy praktykanta, mogłoby zostać różnie odczytane przez panią prokurator.
- Dobrze, że już pan jest, panie Konradzie – Ołdakowska ucieszyła się na jego widok. – Muszę zaraz wyjechać służbowo, a chciałam jeszcze zapoznać pana ze sprawami, które chwilowo będą pod pańską pieczą. Priorytetem jest sprawa morderstwa na plaży w Redłowie. Słyszał pan zapewne o niej. Z ramienia policji prowadzi ją komisarz Borewicz. Proszę być z nim w stałym kontakcie i na bieżąco weryfikować wyniki śledztwa. To zdolny oficer, ale ma specyficzne podejście do czynności służbowych. Jego niekonwencjonalne metody ocierają się niekiedy o granice prawa, dlatego trzeba dobrze mu patrzeć na ręce. Chwila nieuwagi i cały misterny plan może pójść w pizdu. Coś pana zaszokowało? – zapytała widząc jego skonsternowaną minę. – Z Borewiczem, niestety, trzeba ostro i mam pewne obawy, czy pan sobie poradzi?
- Postaram się, aby powaga urzędu prokuratorskiego nie ucierpiała w tym starciu, pani prokurator – zapewnił gorliwie.
- Mam na imię Zofia, skoro mamy ze sobą współpracować – podała mu dłoń, którą uścisnął nie za mocno. - To uprości bezpośrednią komunikację. I proszę bez poufałości. Nie lubię tego w pracy – dorzuciła i przeszła do omawiania pozostałych akt spraw, którymi miał się zająć.
Siedziała tak półdupkiem, ze skrzyżowanymi nogami, na skraju szerokiego biurka. Dość wąska spódnica od popielatego kostiumu podjechała nieco do góry odsłaniając koronkowe wykończenie cienkich, samonośnych pończoch w beżowym kolorze. Stał tuż obok niej, ale nie potrafił skoncentrować się na tym, co do niego mówi. Pomrukiwał aprobująco i potakiwał lekko głową, ale nie patrzył na leżące przed nim papiery. Jego wzrok raz po raz błądził po zgrabnych, długich nogach prokurator Zofii, obutych w grafitowe szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie. I jeszcze ten subtelny zapach dobrych perfum zmieszany z lekko wyczuwalną nutą aromatyzowanych papierosów. Dobrze, że spodnie od garnituru miały nieco luźniejszy krój, bo inaczej miałby problem z ukryciem potężnej erekcji wypełniającej niemal całą lewą nogawkę. Jak na złość, ta napęczniała lewa strona znajdowała się bliżej sprawczyni jego podniecenia. Musiał nieźle się nagimnastykować, żeby przypadkiem nie otrzeć się o nogi, które tak bezczelnie kusiły go swoim widokiem. Szczęście, że Ołdakowska naprawdę się śpieszyła i nie zwracała uwagi na jego wygibasy.
- To tak w skrócie byłoby na tyle – zsunęła się zgrabnie z biurka i nieznacznym ruchem obciągnęła niesforną spódniczkę. - Niech się pan zapozna na spokojnie z tymi materiałami. Ja będę dopiero jutro po południu. Gdyby pojawiło się coś pilnego, to proszę dzwonić na mój domowy numer. I niech pan koniecznie przypilnuje Borewicza!
- Oczywiście, pani Zofio, zaraz zabieram się do pracy! - zapewnił szczerze. Ledwo za Ołdakowską zamknęły się drzwi, natychmiast dopadł do interesujących go akt. Nawet nie zdążył zaparzyć sobie kawy. Niemal z wypiekami na twarzy wertował kolejne strony. Im bliżej końca, tym bardziej się uspokajał. Ze zgromadzonego materiału wynikało, że jak do tej pory, policja nie natrafiła na jego ślad. Całe napięcie, w jakim ostatnio żył, uleciało nagle niczym kompresja z nieszczelnej sprężarki. Nim skończył urzędowanie, przeczytał całe akta jeszcze dwukrotnie, tym razem na spokojnie, bez emocji, analizując ustalenia śledczych. W całej sprawie znalazł trzy najsłabsze ogniwa.
Eliza Elward… Nic właściwie o niej nie wiedział. Brała udział w orgietkach, ale nie pochodziła bidula i nie przyjaźniła się bliżej z dziewczynami. Chyba jakaś kurewka działająca na własny rachunek. Prawdopodobnie nawet nie orientowała się, kim Konrad jest z zawodu. Dla niej był po prostu dobrym klientem.
Nieco gorzej było z Miotkiem, tym gościem, którego wtedy ogłuszył. Na polanie Miotk nie widział go na sto procent, ale potem, w mieszkaniu Natalii?... Owszem, zaskoczył Miotka na tyle, że tamten nie wiedział pewnie, jak się nazywa. Bliski kontakt z szafką też z pewnością trochę go oszołomił, ale chyba nie aż tak, żeby w zeznaniach zupełnie pominąć ten fakt. Mógł go widzieć raptem przez kilkanaście sekund. Jeżeli był wzrokowcem, to te kilka sekund wystarczyło by go zapamiętał. Planował jakąś zemstę czy tez może ten wątek umknął sławnemu komisarzowi Borewiczowi? A może najzwyczajniej w świecie Miotk bał się zemsty i po prostu wolał przemilczeć to, o co go nie pytano?
Najbardziej jednak obawiał się Agaty. W co grała? Z krótkiej notatki z przeprowadzonej rozmowy nic w zasadzie nie wynikało. Oficjalnego przesłuchania jeszcze nie było. Z prokuratorskiego punktu widzenia powinien, a nawet był zobligowany, do wytknięcia tego błędu prowadzącemu śledztwo. Ale biorąc pod uwagę prywatny interes najlepiej, żeby do takiego przesłuchania w ogóle nie doszło. Chociaż gdyby chciała go pogrążyć, zrobiłaby to od razu. Na pewno miała u siebie kopie filmów, zdjęć. Motyw zbrodni sam się nasuwał na myśl. Ale jeśli tego nie zrobiła to może oznaczać, że chce się z nim rozliczyć po swojemu. Musiał z nią koniecznie porozmawiać, zanim zrobi coś głupiego.
Z Borewiczem umówił się na trzynastą w komendzie. Akta aktami, ale bezpośrednia rozmowa z oficerem prowadzącym śledztwo mogła dostarczyć mu nowych informacji. Czasem jakaś myśl, refleksja wypowiedziana spontanicznie potrafiła rzucić nowe światło na całokształt sprawy.
- Dzień dobry, panie prokuratorze – Borewicz poderwał się z krzesła na jego widok.
- Dzień dobry, komisarzu – uścisnął podaną mu rękę. – Dla formalności jeszcze asesorze.
- Nie bądźmy drobiazgowi. Zresztą nie wątpię, że pracując u boku takiej znakomitości, jak prokurator Ołdakowska, awans ma pan zapewniony.
- Myślę, że dużo mi jeszcze brakuje, by dorównać umiejętnościom pani Zofii, ale miło, że wierzy pan w moje możliwości. Może przejdziemy do meritum? Niestety, obowiązki nie pozwalają na dłuższą rozmowę. Zaznajomiłem się już z aktami, znam dotychczasowe wyniki śledztwa. Chciałbym poznać pański pogląd na te sprawę, czy pojawiły się może nowe wątki, a może intuicja coś panu podpowiada?
- Cóż, inwigilujemy środowisko miejscowego półświatka ze szczególnym uwzględnieniem różnej maści fetyszystów, jak dotąd bez efektów. Badamy też przeszłość denatki, może tam znajdziemy jakiś punkt zaczepienia. W domu dziecka przyjaźniła się z Agatą Błażejewską, zresztą wspólnie prowadziły ten biznes… Jak pan zapewne wie, w bidulu miały miejsce bulwersujące wypadki, analizujemy hipotezy związane z tamtymi wydarzeniami. Podczas rozmowy z Błażejewską miałem wrażenie, że ona coś ukrywa. Poczekam jeszcze z dzień, dwa, jak się sama nie zgłosi, to zaproszę ją tu do nas na rozmowę… Jest jeszcze postać tajemniczego klienta, takiego VIP-a, który był przyjmowany na specjalnych warunkach, ale nikt nie wie, jak on wygląda. Być może był na tym skasowanym dysku w mieszkaniu Ryszkowskiej albo na innych nośnikach, które ktoś ukradł, ale dotychczas nie wiemy, kto?
- A pan, komisarzu, kogo by obstawiał? – Konrad spojrzał Borewiczowi prosto w oczy. Dreszczyk emocji przebiegł przez jego ciało, gdy policjant wspomniał o nieznanym sprawcy, który nieźle namieszał w całej tej historii. Pytanie zadał „na bezczelnego”, bo doskonale wiedział, że w tym momencie jest jeszcze bezpieczny. Ale i tak poczuł się trochę jak masochista.
- To może być każdy, ale skłaniamy się ku hipotezie, że to jakaś osoba ze świecznika, ktoś kto ma dużo do stracenia w przypadku ujawnienia jego preferencji.
- Czyli sądzi pan, że jest to zabójca Ryszkowskiej?
- Tego nie powiedziałem, ale wszystko na to wskazuje.
- Kiedy zamierza pan wezwać Błażejewską? Bardzo jestem ciekawy, co będzie miała do powiedzenia. Bo na to, że sama się zgłosi za bardzo bym nie liczył.
- Chce pan być obecny przy przesłuchaniu?
- Nie, nie – zaprzeczył gwałtownie. Jeszcze tego by brakowało!- Mam sporo pracy, ale interesuje mnie, czy zdecyduje się współpracować z policją?
- Myślę, że w ciągu trzech dni uda mi się to załatwić.
- Jest jeszcze ta Elward… Ciekawe, dlaczego tak nagle zniknęła?
- Też mnie to zastanawia. U nas nie notowana, nie ma jej ani tu, w Gdyni, ani w rodzinnym Starogardzie…
- A może to właśnie jej szukamy? – Konrad popatrzył uważnie na Borewicza.
- Sugeruje pan, że to jakieś nieporozumienie między dziewczynami? Gdyby tak było, to Błażejewska powinna być zorientowana w temacie. Dlaczego milczy w takim razie?
- Może szuka prywatnej zemsty? – Konrad zręcznie podrzucił hipotezę. Nie miał jeszcze planu dalszego postępowania. Sam był ciekaw, co stało się z Elizą? Miał nadzieję, że Agata wszystko mu wyjaśni. - Bardzo dziękuję, że poświęcił mi pan swój czas – wyciągnął rękę na pożegnanie.- Niestety – zerknął na zegarek- obowiązki wzywają.
- Nadzór prokuratorski zawsze jest u nas mile widziany – Borewicz uśmiechnął się pod nosem.
Konrad siłą woli powstrzymał się, by nie wybiec z komendy. Naprawdę miał mało czasu. Musiał dopaść Agatę zanim zrobi to Borewicz.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt