(17,18) Ze starych dziejów Wałbrzycha - dalej o przyszłym sex-agencie i jego kolegach braciach Koryckich - Kazjuno
Proza » Przygodowe » (17,18) Ze starych dziejów Wałbrzycha - dalej o przyszłym sex-agencie i jego kolegach braciach Koryckich
A A A
Od autora: To dalszy ciąg przygód przyszłego sex-agenta Jarka Menowskiego i braci Koryckich. Mając nadzieję, że nie nudzę Was Portalowicze z PP i Czytelnicy, polecam kolejny odcinek i zachęcam do komentarzy.
Pozdrawiam, wasz wierny, Kazjuno.

Znowu proszę Adminów o lepsze sformatowanie. Mi się nie udaje.

Rozdział 17 Zaprzepaszczona nadzieja na zmianę losu

Jarek nie chcąc się pokazywać z napuchniętą wargą i obrzękłym nosem na ulicy, do swego domu udał się na przełaj przez łąkę. Rozbicie nosa, przez uważanego za słabeusza Alka, wydało mu się podobnie niedorzeczne jak tenisowa porażka z grającym wysokie pół-loby na backhand dzieckiem. Tym bardziej bolesna, że niedawno odniósł, podnoszące go na duchu we własnych oczach, zwycięstwo. W mrocznym zaułku pod restauracją Polonia, na oczach Dantesa, efektownie znokautował, przewyższającego go wzrostem i wagą, chuligana.

Wśród wałbrzyskich rozrabiaków z coraz większym respektem, mówiono o paraliżującej sile ciosów Mena ze Szczawna.

– Sam nie wiem, jak to się dzieje – zwierzał się po bójce Dantesowi. – Jak połknę setę, robi mi się ołowiana łapa. Wystarczy, że trafię klienta gdziekolwiek, choćby w klatkę piersiową, to pacjent musi się wywrócić.

Przechodząc przez pokrytą płatami topniejącego śniegu łąkę, przeskoczył strumyk, okrążył, zaczynające butwieć sztachety własnego ogrodu.

Ten maminsynek miałby mnie pokonać? – oburzał się w myślach. Wolnym krokiem wspiął się na kamienne stopnie, prowadzące do pokrytych ciemnym nalotem wrót swojego domu. Zdecydowanie nacisnął dzwonek. Po dłuższej chwili usłyszał ciężkie kroki ojca. Bolący nos zakrył dłonią. Odemknęły się drzwi.

– Pytała się o ciebie milicja – warknął ojciec. W ręce trzymał nawilżony kompres. Widać męczył go kac. – Znowu się gdzieś biłeś.

– Dostałem od Alka Koryckiego. To twoja zasługa – bąknął mijając ojca. – Jestem notorycznie niedożywiony.

– To uczciwie na siebie zapracuj – szczeknął ojciec. – Już musiałem się nasłuchać od wicedyrektora Konopki, że milicja ma cię na oku.

Niech sobie pogada – pomyślał Jarek.

Bezpośrednio po opuszczeniu willi Koryckich uderzył go kontrast między czystością, jaką tam widział, a zaniedbaniem panującym w swoim domu. Podłogi tam błyszczące tu były brudne, na ścianach widniały zacieki. Wszystko wydawało się odpychające i lepkie. Nawet matowy gdański kredens, którym szczyciła się babcia, przez ukośne odchylenie od ściany wydawał się, mogącym lada chwila runąć gratem.

W domu nie było nikogo poza ojcem. Macocha pracowała w bufecie, matka ojca była w kościele, a przyrodnia siostrzyczka Alinka u koleżanek w sąsiedztwie. Jeden kąt onegdajszego salonu, pomieszczenia gdzie upił się dawno temu inżynier Korycki, zajmował pokryty nieświeżym kocem tapczan Jarka.

Po zmyciu skrzepów krwi wokół dziurek nosa chłopak rzucił drelichową torbę z wakacji za otomanę. Rozciągnął się na leżu, bok twarzy delikatnie układając na podgłówku kanapy.

Do pokoju wszedł ojciec. Trzymał tacę ze stojącymi na niej fajansowymi kubkami z herbatą.

– To dla ciebie. Napij się – wymamrotał niskim, dziwnie łagodnym głosem.

– Dziękuję – odpowiedział Jarek.

– Leż, leż. Nie wstawaj – powiedział ojciec, przysuwając do tapczanu proste świetlicowe krzesło. Wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia i przyniósł wełniany pled. Przykrył nim starannie syna usiadł  przy nim. – Na obiad dostaniesz ulubione danie.

– Co ci się stało? – zapytał podejrzliwie Jarek.

Siedzący pomiędzy okrągłym, oskubanym z forniru stołem a tapczanem ojciec, opuścił głowę.

– Muszę ci coś powiedzieć Jaruś – odezwał się w stronę podłogi. – Chcę jeszcze ciebie uratować – chwilę milczał i szybko dorzucił. – Ale zacząć muszę od siebie. – Zdecydowałem się na o d w y k o w e l e c z e n i e.

Zapanowała cisza. Leżącym młodzieńcem wstrząsnął dreszcz wzruszenia. Zamgliło mu się w oczach. Przełknął ślinę. Nie chcąc, by ojciec widział ściekającą mu po policzku łzę, zakrył twarz ramieniem. Także zwalistemu ojcu zaszkliły się oczy.

– Nadużywanie alkoholu – rozległ się niski sznaps baryton – to szatańska rozrywka. A w twoim wieku chłopcze bardzo niebezpieczna.

Znowu zapadło milczenie. Ojciec patrzył na rozrośniętą sylwetkę syna, wstrząsaną spazmami płaczu. Przez chwilę chciał podnieść się i przytulić go do siebie, jak przed laty, kiedy Jarek płakał pogryziony przez psa sąsiadów. – Poleż trochę. Szykuję na obiad kotlety schabowe i kartofle z kiszoną kapustą – wymienił wymarzoną przez Jarka potrawę. – Picie nic nie daje – wykrztusił inżynier z awansu. – Nie wierzę, aby ci imponowało siedzenie w kryminałach. Miałeś tego gorzki przedsmak – dorzucił.

O dach, przylegającej do salonu werandy, zabębnił deszcz. Stęknęła okiennica i zadrgały szyby od nagłego podmuchu wiatru. Na ścianie tykał wahadłowy poniemiecki zegar w drewnianej skrzynce. Łyk gorącej herbaty, ciepłota płynąca z kaloryferów, miękki koc, a najbardziej zmiana w zachowaniu ojca, uczyniły oczekiwanie na obiad doznaniem kojącym i przyjemnym.

Ostatni raz rozmawiali ze sobą w pociągu relacji Szczecin – Kraków. Wtedy ojciec odebrał go z przedsionka poprawczaka – izby zatrzymań dla nieletnich. Jarek miał za sobą nieudaną próbę dostania się na norweski handlowy statek. Lecz wówczas z wysłuchanych nielicznych słów ojca, wyczuwał żal i potępienie. Byli sobie bardziej obcy niż kiedykolwiek.

Czyżby on rzeczywiście zamierzał się zmienić? – zadał sobie pytanie. – Miałby ochotę przestać pić? Mógłby mi pomóc wrócić do normalnego życia?

– Wypoczywaj Jaruś – usłyszał baryton ojca, który zaglądnął po chwili do pokoju. – Leż, wyglądasz, jakbyś cały miesiąc sypiał w lesie.

– Dobra. Nie chcesz, żebym ci przeszkadzał, to się pouczę.

– Idę kucharzyć – odrzekł ojciec.

Wzrok Jarka padł na dwudrzwiową, pomalowaną zieloną farbą, komódkę. Dawno jej nie otwierał. Na górnej półce leżały dwa stosiki nowych podręczników do dziewiątej klasy. Zakupiła je babka. Wyjął jeden z nich. Na wierzchu leżała gramatyka.

– Nudne jak flaki z olejem – bąknął pod nosem i odłożył książkę na bok. – Wypisy to frajer – odłożył następną. – Geografia to pchełka. – Rzucił następną. – Nie, mamuty to wolę na razie omijać. – Z respektem przełożył Matematykę i Geometrię. W ręce zatrzymał książkę do fizyki. Przekartkował kilkanaście stron.

Jego wzrok zatrzymał się na ilustracjach obrazujących działanie dźwigni. – To nie powinno być trudne, przecież o pompach poruszanych dwustronną dźwignią uczyłem się w podstawówce – pomyślał. Z dolnej półki wyjął brudnopis i starannie zatemperowany ołówek.

Na ostry dźwięk dzwonka Jarek poderwał się na nogi.

Milicja? – Przeraził się. Odetchnął jednak z ulgą, słysząc dziewczęcy szczebiot.

– Cześć Sadełko – odpowiedział Jarek w stronę uradowanej jego widokiem siostry.

– Jaruś! To prawda, że będziesz z nami?

Do pokoju wszedł wolnym krokiem ojciec. Trzymany przez niego talerz zawierał wzniesienie kartofli z kiszoną kapustą, przykryte dużym kotletem.

Patrząc na ojca, odpowiedział siostrze.

– Postaram się – pokazał plik, ściśniętych w palcach, stron podręcznika do fizyki.

– Przerobiłem to w ciągu dwóch godzin. Cała hydrostatyka i maszyny proste. Pamiętasz, jak w ciągu trzech tygodni przerobiłem całą ósmą klasę? – Głos Jarka był napięty. – Pójdę do wieczorówki i na wieczorówce zaliczę jeszcze dziesiątą klasę. Strata tych paru miesięcy to dla mnie betka. Mogę się uczyć po nocach.

– Teraz jedz – zwrócił się do Jarka ojciec.

– Gdybyś mi załatwił jakąś pracę – kontynuował Jarek – nie siedziałbym na twoim karku.

– Oczywiście dobrze by było, gdybyś zdał maturę – skonstatował ojciec. – Bierz się wreszcie do jedzenia.

– Takich głąbów jak bracia Koryccy mogę zdystansować w nauce bez najmniejszego wysiłku. A w sporcie leję ich na wszystkich frontach. Najpierw będzie rewanż w boksie.

Ojciec z nieufną miną wysłuchiwał przechwałek syna. Odetchnął, gdy Jarek z apetytem zaczął pałaszować schabowego.

– Potem połóż się i trochę odpocznij – z ulgą powiedział ojciec.

Jarek, po przełknięciu pełnej zawartości ust, widząc zmęczenie na twarzy ojca, z trudem wykrztusił:

– Dobra posłucham. Ale w łóżku ugryzę jeszcze z pół podręcznika do historii.

Umył się w zimnej wodzie, bo poniemiecki Junkers nad wanną był zepsuty, założył świeżą podkoszulkę i wykrochmaloną ojcowską piżamę. W łóżku poczuł się nieswojo. W sztywnej od świeżości pościeli, po spędzeniu paru tygodni pod kocem na kanapie w pokoju Dantesa, czuł się nieswojo. Czytając historię, nie potrafił skupić się na treści rozdziału. Po przewróceniu pierwszej strony ogarnęła go błogość. Za chwilę twardo zasnął.

Ocknął go, dziwnie zmysłowy, baryton ojca. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie jest.

– Mogłaś do domu nie przynosić wódki! Obiecałem Jarkowi rozbrat z alkoholem. No dobrze mogę nie pić od jutra – grzmiał mocnym głosem. – Ale teraz musisz mi dolać jeszcze setkę!

– Obiecywałeś mi sto razy, że nie tkniesz więcej alkoholu! – usłyszał wściekły głos macochy.

Z n o w u p i j e ! – Przeraził się Jarek, przypominając sobie deklarację ojca. – Na nic cała nadzieja – uderzyła go ponura myśl.

– Jarek! Jarek! – Ojciec podniósł się z krzesła i zatoczył w stronę tapczanu syna. – Ta ukraińska suka nie wierzy, że przestanę pić.

– Położyłbyś się i przestał hałasować. Jest późno – odezwał się syn.

– Na pożegnanie z pijaństwem wypijesz ze mną kieliszek. Pierwszy i ostatni raz z ojcem. Jesteś prawie dorosły.

– Daj tę wódkę – ostro zwrócił się do żony.

– Masz, wychlej! Ty wstrętny pijusie! – dodała. Wykradłeś mi z torby, to połknij razem z butelką.

Jarek poderwał się z tapczanu.

– Nie pij już! – krzyknął na ojca.

Zwalisty inżynier z awansu sięgnął do kredensu po dwie literatki i napełnił je wódką.

– Masz. Podał kieliszek pobladłemu nagle z wściekłości i pochylonemu do przodu Jarkowi.

Młodzieniec wziął napełnione szkło i chlusnął wódką ojcu w twarz. Ten zakrył piekące oczy łokciem. Stał jakby płakał. Odsłoniwszy, mokrą od wódki i łez, twarz, spojrzał na syna.

– Dochowałem się bandyty – warknął. – Nie potrzebuję cię w domu. Wynoś mi się.

Rozdział 18 Boks lekcją męskości

Po sopockich wakacjach inżynier Korycki, pomimo odstąpienia od wpajania synom wojskowej dyscypliny, nabierał przekonania, że nie wyrosną na ślamazary. Sam nie interesował się boksem. Nie wciągała go pasja, z jaką dyskutowano o występach lokalnych mistrzów pięści. Pięściarstwo było ulubionym tematem Konopki, honorowego wiceprezesa sekcji bokserskiej BKS Handlowca. Korycki był pasjonatem historii i rozwoju technik militarnych. Boks traktował jako współczesne gladiatorstwo dla gawiedzi, w swojej technice sięgające najwyżej poziomowi wojen na maczugi. Widząc pasję, z jaką synowie się okładali uszytymi przez panią Zytę, wypchanymi watą poduszeczkami, w duchu czuł ulgę.

To wyrobi w nich męskość – radował się w duchu.

W koksowni mocne pięści, jego mistrza zmianowego Bogusia Rudnickiego, okazały się najlepszym remedium na rozprężenie moralne załogi. Metody przystojnego Bogusia popierał Konopko, którego pustą frazeologię o wydajniejszej budowie socjalizmu robotnicy wyśmiewali przy wódce. Lubiany przez Koryckiego, o zawadiackiej twarzy Rudnicki, ignorujących dyscyplinę pracy robotników wołał do kantorka i gasił światło. Błyskami, jakich doznawali w głowach po jego ciosach, rozświetlał ich nadwątlone poczucie obowiązku.

– Następnym razem polecę ci po premii – kwitował edukację i zadając kopniaka na pożegnanie, pomagał obibokowi opuścić kantorek.

Umizgujący się do radzieckich towarzyszy, którzy uczynili z boksu propagandowy oręż, polscy komunistyczni aparatczycy czule opiekowali się rozwojem pięściarstwa. To bokserzy, najbardziej spektakularnie demonstrowali w telewizji wyższość obozu socjalistycznego nad resztą świata. Na olimpiadach i mistrzostwach kontynentów, od ich ciosów, uginały się nogi i wywracali się na maty ringów pięściarscy reprezentanci krajów imperialistycznych.

Zaczęło się od mistrzostw Europy w Warszawie w 1953 roku, kiedy pięciu polskich pięściarzy sięgnęło po laury zwycięzców. Pobili, w majestacie sportowych reguł radzieckich przyjaciół – co na innym niż ringowym polu, byłoby potraktowane jako zbrodnia. Aparatczycy partyjni, znajdując taką możliwość odreagowania swego służalczego poniżenia wobec Moskwy, zakochali się w boksie bez pamięci. Otrzymali namiastkę wolności, jakby poczucia upodlonego sługi, któremu zezwolono policzkować złego pana.

Z trenera reprezentacji Feliksa Stamma zrobiono narodowego bohatera. Zbigniewa Pietrzykowskiego, Walaska, Kukiera, Kryżę, Drogosza i Chychłę, kreowano na idoli.

W liceum, prowadzonym przez złamanego w ubeckich katowniach, byłego majora AK, nałogowo pijącego dyrektora Dobrosza, na zajęciach z wuefu wprowadzono boks. Mocno zbudowany, lekko łysiejący wuefiarz Kefer dobierał uczniów według kategorii wagowych i organizował walki. Radek Korycki szybko się wykazał w pierwszym pojedynku. Celnymi ciosami prostymi, rozbił twarz najlepszemu sportowcowi szkoły.

Bracia zaczęli się solidniej uczyć. Na początku marca następnego roku, w nagrodę za lepsze oceny, rokujące im przejście do następnej klasy, otrzymali od ojca prezent: dwie pary, pachnących nowością skóry dwunasto-uncjowe rękawice.

– Zobaczcie, co napisał w Koksowniku wicedyrektor Konopko. On, to dopiero jest zgorzałym miłośnikiem boksu – powiedział ojciec z ironicznym uśmiechem. Podał Radkowi niszowy międzyzakładowy dwutygodnik.

– Pokaż – wyrwał bratu gazetę Alek. – To pisał jakiś idiota – oburzył się młodszy syn. – Chwali ojca, że wychowując synów w sportowym duchu, przyczynia się do krzewienia socjalistycznych wartości? Sam ojciec mówił, że żyjemy w totalitarnym systemie politycznym, zresztą, co ma socjalizm wspólnego z boksem?

Bracia nadal uczęszczali do klubu BKS Handlowiec. Oprócz tego zintensyfikowali treningi na podwórku i gdy padał deszcz w, zwanym gabinetem, reprezentacyjnym salonie domu. Czasem staczali sparingi niekiedy kończące się rozbiciem nosa lub rozcięciem wargi albo głośnymi kłótniami.

– Ja tego nie wytrzymam! – krzyknęła raz matka lekarka. – Wolałabym na mrozie tłuc kamienie! – To jest dom wariatów! Mam dość tamowania krwotoków. Ty chcesz wychować morderców! – oskarżyła męża.

Chwilę przedtem, zazwyczaj oszczędzany na sparingach przez silniejszego Radka Alek, ulokował w szczęce brata precyzyjną prawą kontrę. Radek zachwiał się od ciosu. Lecz doszedł szybko do siebie i rzucił się na Alka. Wieńczącym serię ciosów potężnym prawym sierpem, trafił Alka w nos. Potem Alek pochylony nad wanną, płucząc krwawiący nos i usta płakał, już nie z bólu, lecz złości na niemoc wobec przewagi brata.

– Lepiej kup im siekiery! – wrzasnęła stojąca nad synem matka i wykonała gest jakby, jakby chciała zdzielić męża przenośną apteczką. – Jak się pozabijają, rozwiążesz problemy wychowawcze.

– Nic mu nie będzie – żachnął się Korycki. – Raz mój żołnierz dostał odłamkiem w brzuch. Z flakami w ręce, biegł parę kilometrów i przeżył.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Kazjuno · dnia 21.12.2020 20:24 · Czytań: 1645 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 19
Komentarze
Helena Dulska dnia 21.12.2020 21:35
Kazjuno,
tym razem, oprócz tego, że przeczytałam jednym tchem, nawet się wzruszyłam. Biedny Jarek.
Nie znalazłam żadnych zgrzytów. Czytało mi się bardzo przyjemnie. Wciągająca historia.

Jeżeli już miałabym doczepić się do czegoś, to zmieniłabym szyk tego zdania:
"Oj­ciec, sie­dząc mię­dzy ob­sku­ba­nym z for­ni­ru okrą­głym sto­łem a tap­cza­nem, opu­ścił głowę." na "Siedzący pomiędzy okrągłym, oskubanym z forniru stołem a tapczanem ojciec, opuścił głowę" i jeszcze tych "Do pokoju wszedł wolnym krokiem ojciec, trzymał w ręce parujący talerz. Zawierał wzniesienie kartofli z kiszoną kapustą, przykryte dużym kotletem." na "Do pokoju wszedł wolnym krokiem ojciec. Trzymany przez niego talerz zawierał wzniesienie kartofli z kiszoną kapustą, przykryte dużym kotletem" ( bo trochę brzmi to jakby ojciec zawierał to wzniesienie).
Pozdrawiam serdecznie.
Czekam na dalsze losy chłopaków.
Hela
Kazjuno dnia 21.12.2020 23:49
Dziękuję, Helenko, za pierwszy i jakże miły komentarz. Tym bardziej czuję się ukontentowany, bo nie spodziewałem się tak pozytywnego odbioru ze strony subtelnej, wrażliwej Autorki.

Ponadto cenię sobie twoje celne uwagi, które (już nie dzisiaj) na pewno naniosę.
Nawet zadałaś sobie trud zaproponowania mi właściwego szyku zdań.

Dzięki serdeczne.

Pozdrawiam, życząc przyjemnych snów,
Kaz
Marek Adam Grabowski dnia 22.12.2020 16:03 Ocena: Świetne!
" (...) że nie nudzę Was Portalowicze z PP i Czytelników". - Powinno być czytelnicy. Tekst dobry i pod kątem formy i treści; chyba jedne z lepszych w serii.

Boks na WF? W Polsce się z tym nigdy nie spotkałem. Wierzę, na słowo, ale jestem zdziwiony.

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 22.12.2020 17:42
Dzięki, Marku Adanie Grabowski, za przyjemne dla ucha i duszy słowa.

Tak, tak, Marku, boks był w moim ogólniaku. Nawet z bratem wyłudziliśmy od wuefiarza wspaniały z bydlęcej skóry worek, który zawisł na drewnianym podsufitowym rusztowaniu w suterynie naszego domu. Jeszcze po dziś dzień zabieram na lekkie tenisowe zaprawy w teren sfatygowane bokserskie rękawice. Wprawdzie nie walę już w szczęki chuliganów, ale obijam seriami młode brzózki, co jak znalazł przydatne do utrzymywania formy ma korcie.

Celna uwaga. Lepiej "Czytelnicy".

Też wdzięczny jestem za wspaniałą ocenę.

Serdecznie pozdrawiam, Kaz

Pozdrawiam
Marek Adam Grabowski dnia 22.12.2020 18:02 Ocena: Świetne!
Nie ma za co. Przy okazji pochwalę się, że dzisiaj zdałem egzamin magisterski.

Pozdrawiam!
Kazjuno dnia 22.12.2020 20:06
Gratuluję Marku!
Przy okazji:

Zdrowych i Wesołych Świąt!

Pozdrawiam!
Marek Adam Grabowski dnia 22.12.2020 20:53 Ocena: Świetne!
Dzięki. Wesołych świąt.
Victoria Nes dnia 25.12.2020 22:57
,,W domu nie było nikogo poza ojcem,,.
Kazjuno dnia 26.12.2020 09:49
Dzięki Victorio Nes za wpis. (Nawet nie wiem, czy przeczytałaś)?

Jednak nicziewo nie panimaju.

Do mnie trzeba docierać łopatlogicznie, powinnaś to zrozumieć. Tak mają ci z cemnogrodu.

Pozdrówka z życzeniami Łaski Chrystusowej z okazji Bożego Narodzenia.
Helena Dulska dnia 26.12.2020 13:20
Ja wiem o co chodzi. Jest tu pewna nieścisłość: najpierw piszesz, że ojciec był w domu sam, a chwilę później Jarek wita się z siostrą. Pozdrowienia :)
Kazjuno dnia 26.12.2020 13:32
Dzięki, Helenko, wyjaśnię, że siostra Alinka (później po latach szwagierka Barbary Johnson Piaseckiej) wróciła do domu od koleżanek.
Swoją drogą Łaska Chrystusowa, Victorii Nes może się okazać, jak znalazł. Licho nie śpi...

Pozdrawiam.
RonaczeK dnia 26.12.2020 19:01 Ocena: Świetne!
No i cóż napisać jest w porządku bardziej opisowy kawałek ale w niczym to nie przeszkadza gładko poza jednym miejscem gdzie ewidentnie występuje błąd:
Cytat:
Po umyciu skrzepów krwi, wokół dziurek nosa, chłopak rzucił drelichową torbę z wakacji za otomanę. Rozciągnął się na leżu, bok twarzy delikatnie układając na podgłówku kanapy.


I tu pytanie myjemy krew czy nos z krwi? W mej ocenie źle ubralłeś to w słowa.
Poza tym fragmentem jest cacy :yes:

-pozdrawiam serdecznie.
Kazjuno dnia 27.12.2020 15:37
RonaczeK
Dzięki za, czytanie, komentarz i znakomitą ocenę.
Mam małą łamigłówkę co do wadliwego zdania. Wydaje mi się, że uwalam to zdanie niepotrzebnymi przecinkami.
Gdyby było:
RonaczeK napisał:
Po umyciu skrzepów krwi wokół dziurek nosa chłopak rzucił drelichową torbę z wakacji za otomanę.
- bez przecinków, chyba byłoby dobrze? Można by też wywalić "dziurek".
Co o tym sądzisz?

Serdecznie pozdrawiam przedsylwestrowo i życzę Zdrowia i Weny w AD 2021.
RonaczeK dnia 28.12.2020 02:07 Ocena: Świetne!
Dzięki Kazjuno za życzenia Tobie też życzę wszystkiego najlepszego w tym Nowym Roku. Co do mej uwagi ta nie dotyczyła interpunkcji o tą raczej bym się nie czepiał choć czasem nie rozumiem dlaczego ktoś stawia 2a czy 3y wykrzykniki chodziło mi o użycie słowa konkretnie o zastosowanie zwrotu "Po umyciu skrzepów krwi" taki zwrot jest nieco zabawny bo mógłbym zapytać czy jak już umył skrzepy krwi to były one już czyste czyli czy te skrzepy były czyste? Właśnie na tym polega niefortunność użycia tego słowa umyć można twarz podłogę czy samochód ale bród z twarzy czy skrzepy krwi można zmyć z twarzy czy ręki. A to czy korzystając ze słowa zmyć czy zmyciu użyjesz innej konstrukcji zdania to już twoja pomysłowość literacka. Mam nadzieję że teraz określiłem to jaśniej i byłem bardziej pomocny.

-zdrówka.
Kazjuno dnia 28.12.2020 06:34
Dzięki za fachową redaktorską uwagę, noworoczne życzenia i zaliczenie mnie w poczet ulubionych autorów.
Oczywiście masz rację, zmienię tekst, wykorzystując podpowiedź. Będzie "zmyciu".

Miłego dnia...
Madawydar dnia 29.12.2020 09:30 Ocena: Świetne!
Opisujesz niby znane i oklepane tematy: alkoholizm w rodzinie, problemy wychowawcze nastolatków, nadopiekuńczość matki, surowe wychowanie ojca, kłopoty w szkole, problemy w środowisku rówieśników. Te zagadnienia w sumie mało mnie interesują. Wolę dobry kryminał, powieść historyczną, podróżniczą, awanturniczą, a zupełnie jestem w siódmym niebie, gdy to wszystko zahacza o wielką wodę, port czy okręt.
Jednakże Twoje opowiadania przypominają mi wykłady pewnego profesora z mojej alma mater, który z nudnego i i znienawidzonego przez większość studentów przedmiotu stworzył pasjonujące słuchowisko ściągając do wykładowej auli tłumy słuchaczy.
Tu jest podobnie. Język, styl, narracja klimat wręcz porywają do czytania. Oto już siedemnasta odsłona szarego, brudnego, starego i komunistycznego miasta Wałbrzycha z jego pozytywnymi i negatywnymi bohaterami. Tyle w nich poznawczych i wciągających treści, a mam wrażenie, że Twój zasób wiedzy w tym temacie może tworzyć jedna wielką niekończącą się opowieść.

Pozdrawiam

Mad.
Kazjuno dnia 29.12.2020 11:28
Dzięki, Mad, za krzepiącą w efekcie dramaturgię twojego komentarza.
Tak, właśnie dramaturgię!
Bo doczytując pierwszy akapit poczułem się wbity w ziemię, jakby ktoś mnie oblał kubłem nieczystości.
Refleksja prosta. Należę - czego bym bardzo nie chciał - do rzesz autorów klasycznych NUDZIARZY.
Ale czytam dalej...
Piszesz o wykładowcy, który znienawidzony przedmiot potrafił ubarwiać swadą narracji, przyciągać tłum zaciekawionych studentów.
Wiesz?
Miałem takiego na architekturze. Podobno nie miał nawet tytułu naukowego. Krążyła o nim plotka, że przed wojną był dorożkarzem, a wykładał materiałoznawstwo budowlane, czyli miałem słuchać o rodzajach wapna, cementów, betonów, żelbetów. Pchii! Niby flaki z olejem...
Ale jego wykłady okazały się fantastyczne. Zawierały takie porcje obrazowych anegdot, mówił z taką gawędziarską pasją, że właśnie jego opowieści przyciągały jak żelazne opiłki silny magnes.

Uspokoiłem się, zaczął rosnąć we mnie optymizm.
Wreszcie ostatni akapit.
Porównanie mnie do czarodziei narracji, którym musiał być twój profesor i był mój wykładowca, bardzo mnie ucieszyło.

Świetny twój komentarz!

Dzięki, Mad, Kapitanie Żeglugi Wielkiej, pozdrawiam, Kaz
d.urbanska dnia 09.01.2021 12:15
Jeszcze parę takich:
[cytat]przy nim usiadł[szyk] :usiadł przy nim
[cytat]Na gór­nej półce le­ża­ły dwa, obok sie­bie sto­ją­ce, sto­si­ki styl.]: leżały czy stały? wyrzuciłabym
[cytat]Oj­ciec z nie­uf­ną miną wy­słu­chu­ją­cy prze­chwa­łek syna[gram.]: wysłuchiwał
[cytat]Fe­lik­sa Szta­ma[rzecz.]: Stamma
Poza tym bardzo sprawnie i potoczyście. Podoba mi się. Rzeczywiście mam na imię Danuta. Tatko był wielbicielem "Krzyżaków" :) Pozdrawiam najserdeczniej
Kazjuno dnia 09.01.2021 15:10
Jesteś, (chyba/?/) Danusiu, wspaniała!
Zaiste profesjonalna!
No i ta pochwała:
d.urbanska napisała:
Poza tym bardzo sprawnie i potoczyście. Podoba mi się
.
Prawie podskoczyłem z radości.

Bardzo dziękuję i pozdrawiam najserdeczniej, jak potrafię.

PS Mam prośbę. Dodaj do powyższego komentarza jeszcze linijkę tekstu, (wystarczy: bla bla bla) wtedy pokaże się "ptaszek" do zaznaczenia twojego wpisu na zielono,
Dasz mi szansę na mini rewanż. Osobiście kolekcjonuję punkciki "pomógł", wprawdzie przeważnie moja "pomoc" polega na chwaleniu tekstów, które mi się podobają. Jednak cieszę się, że krzepienie na duchu lepszych utworów jest doceniane przez ich autorów.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty