1313 Gdynia - rozdział 18 - jelcz392
Proza » Historie z dreszczykiem » 1313 Gdynia - rozdział 18
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

________________________________ 18

 

Drzwi otworzyły się z rozmachem i do pokoju wpadła aspirant Olszańska, jak zwykle nieco spóźniona.

- Cześć, Sławek – rzuciła.

- Cześć – mruknął Borewicz, ledwie podnosząc wzrok znad leżących przed nim akt. 

- Widzę po twojej minie, Sławeczku, że nowy nadzór prokuratorski nie przypadł ci do gustu?- zażartowała widząc jego smętne oblicze. – Jednak pani Zofia Ołdakowska wzbudzała w tobie większy entuzjazm.

- Odczep się, jędzo!

- Musisz jednak przyznać, że ten przysłany w zastępstwie narybek prezentuje się całkiem niczego sobie? Zubka jeszcze nie ma?

- Był z samego rana, ale pojechał do Gdańska, do wojewódzkiej. Nawet herbaty nie zdążył zrobić.

- A co go tak przypiliło?

- Podobno „kupił” coś dla nas w sprawie Ryszkowskiej i chciał to zweryfikować.

- Czyżby stare porachunki?

- Być może. Wprawdzie Ryszkowska krótko pracowała w firmie, ale paru osobom zdążyła chyba zaleźć za skórę.

- A ty co taki bez humoru od samego rana?

- Przeglądałem akta i ta Elward nie daje mi spokoju. Zapadła się jak pod ziemię. I jeszcze ten szczeniak zwrócił na to uwagę.

- Tu cię boli Sławeczku? Młokos z prokuratury wytknął ci oczywiste błędy w śledztwie?- Ewa nie mogła powstrzymać się od uszczypliwości.

- Jakie błędy? Z rękawa mam ją wytrzasnąć? – zirytował się Borewicz. – Szukają jej w całym województwie. Prędzej czy później ja namierzą. Mnie zastanawia jeszcze jedna sprawa. Jak byłem w tym domu dziecka w Wejherowie, dowiedziałem się o krótkim epizodzie w życiorysie Błażejewskiej, de domo Kupść.

- Była mężatką?

- Podobno bardzo krótko. Z tego , co mi wiadomo, nazwisko męża zachowała ze względów medialnych.

- Zazdrosny były mąż?- zapytała powątpiewającym tonem Ewa. – Chyba nie bardzo się to klei. Po co miałby zabijać Ryszkowską?

- Niezbadane są wyroki boskie, a także powody, którymi kierują się mordercy przy wyborze swoich ofiar. Zaraz jadę do pani redaktor. Najwyższa pora na szczerą rozmowę.

- O tej porze pewnie będzie w pracy.

- Sprawdziłem w redakcji, dzisiaj ma wolne. Ale w domu też jej nie ma, dzwoniłem przed chwilą.

- Może poszła na zakupy. Albo pracuje gdzieś w terenie nad jakimś reportażem. Przejrzałam kilka jej tekstów, typowe dziennikarstwo śledcze plus wywiady. Ma ostre i celne pióro.

- Od kiedy to zajmujesz się taką tematyką?

- Od czasu, kiedy redaktor Błażejewska znalazła się na naszym celowniku. Sławeczku, niech ci się nie wydaje, że tylko ty błyszczysz tu intelektem. Zrobiłam sobie prasówkę w nadziei, że znajdę jakieś powiązania z naszą sprawą. Czasami jedno napisane za dużo zdanie może mieć później swoje konsekwencje. Ten tajemniczy ktoś z tak zwanego świecznika, o którym nic nie wiemy, mógł mieć pierwszy kontakt z dziewczynami właśnie dzięki Błażejewskiej.

- Sugerujesz, że swoich rozmówców zapraszała na orgietki?

- Niczego nie sugeruję, tylko rozważam czysto hipotetycznie. Atrakcyjna pani redaktor, na widok której każdy chłop o mało nie wyskoczy z gaci… Może padły jakieś osobiste pytania, jakieś podteksty? Mężczyźni głupieją w takich sytuacjach. I raczej nie jest to ktoś, kogo zna cała Polska. Taki facet nie ryzykowałby wchodzenia w układy na takim poziomie. Grube ryby załatwiają takie sprawy przez zaufanych sekretarzy. To raczej ktoś z lokalnego środowiska.

- Mówisz to z taką pewnością, jakbyś znała temat a autopsji.

- Wystarczy, jak popatrzę na ciebie, gdy wracasz nieraz rozanielony po rozmowie z jakąś panienką. Jesteś bardzo podatny na wdzięki, którymi obdarzają cię twoje interlokutorki.

- Jednak zołza jesteś. Ja po prostu używam mojego osobistego uroku, by nakłonić, jak to określiłaś, moje interlokutorki, do szczerej rozmowy, ale tylko w celach służbowych. I przyznasz zapewne, że osiągam zupełnie niezłe efekty.

- Jak to dobrze, że prokurator Ołdakowska nie mieści się w strefie twoich służbowych zainteresowań.

- A mianowicie?

- Poległbyś przy pierwszym podejściu. Kiedyś przypadkiem usłyszałam, jak mówiła do kogoś o tobie „seksualny domokrążca” – Olszańska nie mogła powstrzymać się i parsknęła śmiechem.

- Jaki domokrążca? Seksualny? Pieprzony babo-chłop! – Borewicz był wyraźnie poruszony informacją od Ewy. Zmełł jeszcze w ustach jakieś przekleństwo i chwycił za słuchawkę telefonu. Energicznie wystukał numer, potem odczekał chwilę w oczekiwaniu na połączenie, w końcu walnął ze złością słuchawką, niemal wgniatając ją w widełki. – Dalej jej nie ma! – rzucił sam do siebie. Przez chwilę siedział bez ruchu gapiąc się w jakiś punkt za oknem. Nagle zerwał się gwałtownie i rzuciwszy – Wrócę za godzinę – wyszedł, trzaskając mocno drzwiami. Sam nie wiedział, co go bardziej zirytowało: głupie określenie Ołdakowskiej czy milczący telefon u Błażejewskiej?

 Ledwo ruszył spod komendy, od razu trafił na korek na Placu Kaszubskim, tuż przed skrzyżowaniem z Wójta Radtkego. Dwa trolejbusy szczepiły się pałąkami powodując przy tym zwarcie. Snop iskier sypał się z trakcji wprost na jezdnię niczym sztuczne ognie na choince. Ludzie w popłochu usiłowali jak najszybciej odjechać z tego miejsca tym bardziej, że maska poloneza, stojącego tuż za trolejbusem, zajęła się ogniem. Zanosiło się na dłuższe czekanie i przebijanie się do Świętojańskiej nie miało sensu. Wystawił na dach lampę błyskową i włączył na chwilę modulator dźwięku. Zawrócił i przez Jana z Kolna i 3 Maja dojechał do 10 Lutego. Przejazd pod torami jak zwykle był przytkany. Włączył ponownie sygnały, co tylko nieznacznie przyśpieszyło jego jazdę, bo stojące przed nim samochody nie miały zbytnio możliwości zjechania na bok. Na szczęście na Morskiej mógł rozpędzić służbowego poloneza niemal do setki. Z piskiem opon skręcił w ulicę Grabowo. Jeszcze kilkadziesiąt metrów, ruch kierownicą w prawo, jęk blokowanych hamulców… Wyjeżdżający z Komandorskiej samochód minął go właściwie o grubość lakieru. Nawet nie zdążył rozpoznać marki wozu. Spostrzegł jedynie, jak jego kierowca robi gwałtowny ruch kierownicą w prawo, wjeżdża na niski krawężnik, a potem, nie zatrzymując się na skrzyżowaniu, skręca w lewo i znika mu z pola widzenia. To były ułamki sekund, kiedy widział kierowcę, ale odniósł wrażenie, że zna tego mężczyznę. Nie miał jednak teraz czasu, żeby poszperać w pamięci, bo był już pod domem numer 7. Szybko wyskoczył z wozu i nie wyłączając niebieskiej lampy, wpadł do klatki. Już na parterze usłyszał jakiś ni to szloch, ni to stłumiony krzyk dobiegający z góry. Odruchowo sięgnął pod lewe ramię i wydobył z kabury swojego P-83. Odbezpieczył go pokonując kilka schodów na piętro, gdzie mieszkała Błażejewska. Był przygotowany psychicznie na jakiś makabryczny widok, ale zobaczył tylko sparaliżowaną strachem sąsiadkę Agaty, stojącą obok drzwi swojego mieszkania i wydającą z siebie te nieartykułowane dźwięki, które słyszał na dole. Drzwi naprzeciwko były uchylone do połowy. Podszedł ostrożnie i nacisnął lekko ręką, ale nie dały się dalej otworzyć. Coś je blokowało. Z wewnątrz nie dobiegały żadne dźwięki, a przynajmniej tak mu się wydawało. Rzężenie sąsiadki, rozchodzące się echem po klatce, nie ułatwiało mu sprawy. Starając się nie robić hałasu wślizgnął się do środka trzymając przed sobą oburącz pistolet. Pierwszą rzeczą, jaką spostrzegł, była przewrócona szafka na buty. Zaklinowała się pomiędzy wejściem do pokoju, a drzwiami zewnętrznymi skutecznie uniemożliwiając ich całkowite otwarcie. Szybkim rzutem oka sprawdził pokój, kuchnię oraz otwartą na oścież łazienkę – pusto. Pozostał jeszcze drugi pokój usytuowany w głębi, na prawo od wejścia. Był otwarty, ale ze swojej perspektywy nie mógł dostrzec, kto znajduje się w środku. Gdy podszedł bliżej od razu zobaczył przyczynę stresu sąsiadki. Na podłodze, głową w kierunku wyjścia, w kałuży krwi, leżała Błażejewska. Oprócz niej w pokoju nie było nikogo. Schował broń i sprawdził, czy żyje. Wyczuł słabe, nierówne tętno. Krew sączyła się z rozbitej głowy. Złapał za stojący na stoliku telefon i w pierwszej kolejności zadzwonił na pogotowie, a potem do komendy po ekipę dochodzeniową. W łazience znalazł czyste ręczniki i do przyjazdu karetki próbował zatamować krwawienie. Cały czas kontrolował też oddech, który z minuty na minutę był coraz płytszy i urywany. Był już przygotowany na prowadzenie resuscytacji, ale na szczęście do jego uszu dotarł sygnał charakterystyczny dla karetki pogotowia, a po kolejnych kilkudziesięciu sekundach trzyosobowa załoga wpadła z impetem do mieszkania. Chwilę później zjawił się patrol prewencji oraz aspirant Olszańska wraz z ekipą z dochodzeniówki.

- Co tu się stało, Sławek?

- Sam jeszcze nie wiem. Zastałem to, co widzisz. Dobrze, że przyjechałem, bo ta histeryczka na klatce stałaby tam pewnie jeszcze parę godzin. Musiała coś widzieć, ale na razie i tak nic z niej nie wydusi.

- Nie widzisz, że to starsza kobieta? Na pewno jest w szoku. Zaraz zadzwonię po drugą karetkę i pójdę do niej.

- Dobra, jak będzie z nią jakiś kontakt to mnie zawołaj. Na razie się tu rozejrzę. Gdzie ją zabieracie? – zapytał lekarza, który pakował do torby swoje narzędzia. Sanitariusz z kierowcą przypinali właśnie Błażejewską do noszy, żeby się nie zsunęła podczas transportu po schodach.

- Do Morskiego na Redłowie.

- A co z nią?

- Jest nieprzytomna, straciła sporo krwi, do tego obrażenia głowy spowodowane uderzeniem tępym narzędziem. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Dopiero po badaniach.

- Macie coś? – zapytał Zbyszka, jednego z techników.

- Jeśli masz na myśli narzędzie tępokrawędziste to nie. Również żadnych śladów krwi na rogach parapetów, stołu i tym podobnych. Są ślady plądrowania, ale takie pobieżne. Coś go spłoszyło, ale nie aż tak bardzo, skoro narzędzie zabrał ze sobą.

- Przypuszczam, że sąsiadka zainteresowała się hałasem albo krzykami i musiał się zwijać. Zaraz się zresztą dowiem. Rozejrzyjcie się jeszcze, może coś wam wpadnie w oczy.

- Jasne.

 Borewicz przeszedł do mieszkania obok, gdzie załoga drugiej karetki udzielała właśnie pomocy starszej kobiecie. Musiała dostać coś na uspokojenie, bo przestała już zawodzić i szlochać. Ewa siedziała obok niej na wersalce i tłumaczyła coś łagodnym tonem. Musiała być przekonująca, bo kobieta potakiwała lekko głową na znak aprobaty. Na stole leżały jakieś lekarstwa, strzykawka i pusta ampułka po zastrzyku.

- No dobrze, pani Zofio, ciśnienie już spadło, ale musi się pani położyć i dzisiaj najlepiej wypoczywać cały dzień i unikać stresu. –młody lekarz zsunął z ramienia kobiety rękaw ciśnieniomierza. Poskładał go i wraz ze stetoskopem spakował do podręcznej walizeczki. Sanitariusz zarzucił na ramię swoją przepastną torbę i obaj szykowali się do wyjścia.

- Będę musiał zadać jeszcze pani Zofii kilka pytań – wtrącił Sławek, a widząc zdziwioną minę lekarza przedstawił się – Komisarz Borewicz, komenda miejska w Gdyni.

- Rozumiem, komisarzu –lekarz pokiwał głową w geście przyzwolenia –ale bardzo proszę, bez niepotrzebnych emocji. Pacjentkę udało się ustabilizować, ale jej serce nie jest w najlepszym stanie. Nie chciałbym przyjeżdżać tu dzisiaj ponownie.

- Oczywiście. Musze ustalić tylko kilka faktów istotnych dla sprawy.

- Ustaliłaś coś może? – zapytał Ewy.

- Na razie nie. Pani dopiero dochodzi do siebie.

- Dobrze. Pani nazywa się Zofia Kreft? – zapytał dla formalności biorąc do ręki dowód osobisty kobiety. -

- Tak – odpowiedziała cichym głosem.

- Może nam pani powiedzieć, co tu się stało? 

- Szykowałam sobie w kuchni herbatę. W pokoju grał telewizor, bo zaraz miał się zacząć mój serial. Woda właśnie się zagotowała i jak nalewałam do czajniczka to usłyszałam jakiś hałas i krzyki. Myślałam, że to może w telewizji jakieś reklamy i chciałam trochę ściszyć. Ale to nie było w telewizji. I wtedy znowu usłyszałam te hałasy, ale z klatki schodowej. Uchyliłam troszkę drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje, a tam jakiś mężczyzna chciał wejść na siłę do Agatki. Ona krzyczała i trzymała drzwi, a ten drab pchał, aż w końcu musiała mu ustąpić. Wtedy Agatka mnie zobaczyła i zaczęła wołać „ratunku, pomocy”, ale co ja biedna miałam począć, jak ja siły nie mam? Chciałam zadzwonić po ratunek, ale zdenerwowałam się, zrobiło mi się słabo i tak się tu osunęłam przy drzwiach na podłogę. Agatka chyba się tam biła z tym bandytą, bo słyszałam tylko rumor, jakby się coś waliło i jej krzyki. A potem coś upadło i zrobiło się cicho. Patrzyłam przez szparę, ale nic nie widziałam, bo drzwi do Agatki były przymknięte. A za chwilę wybiegł ten bandyta i mnie zobaczył, że jak tak leżę w progu i chciał się tu wedrzeć, ale ja zaczęłam wtedy tak głośno piszczeć, że on się chyba wystraszył i uciekł. A za chwilę to pan przyjechał, jak ja już wstałam i chciałam iść zobaczyć, co się stało u Agatki.

- Czy rozpoznałaby pani tego mężczyznę?

- Tak. Dobrze mu się przyjrzałam, jak się chciał tu do mnie włamać. Zdaje się, że już tu kiedyś był.

- Pamięta pani kiedy?

- Coś tak ze dwa tygodnie temu… może trzy… On wtedy przyjechał wyłączyć czajnik. Miał klucze, Agatka go poprosiła, bo śpieszyła się rano do pracy i zapomniała o tym czajniku na gazie.

- To jakiś jej znajomy ?

- Nie, skąd! On ją wiózł do pracy i poprosiła go o przysługę. To taksówkarz, potem oddał mi klucze.

- Taksówkarz mówi pani? – Borewiczowi otworzyła się w głowie odpowiednia klapka. Teraz dopiero skojarzył, skąd zna kierowcę, z którym o mało nie zderzył się na skrzyżowaniu.

- Tak, taki był sympatyczny… O Boże! – krzyknęła nagle kobieta. – To teraz tacy bandyci ludzi taksówkami wożą?! Przecież to strach wsiadać!

- Niech się pani uspokoi. Zajmiemy się tą sprawą – zapewnił Borewicz. – Na razie pani dziękujemy. Może przysłać pani kogoś do pomocy?

- Dziękuję, nie trzeba. Pani Kazia z parteru często tu do mnie zagląda. A co będzie z Agatką?

- Niech się pani nie martwi, wszystko będzie dobrze. Jest pod odpowiednią opieką.

 Wyszli z Ewą na zewnątrz.

- Słuchaj, trzeba będzie ustalić, gdzie w tej chwili przebywa ten taksówkarz Żytkiewicz i zawinąć go natychmiast do nas do komendy – zwrócił się do Olszańskiej. – Zdaje się, że on w jakiejś korporacji jeździ.

- Myślisz, że to on? Już raz był sprawdzany.

- Jakim on jeździ wozem? Volvo, zdaje się? Cholera… -Borewicz potarł w zamyśleniu brodę i popatrzył na Ewę, która rzuciła mu właśnie pytające spojrzenie. – Co tak patrzysz? – nie załapał w pierwszej chwili.- A, jak tu jechałem, to na rogu ulicy prawie zderzyłem się z szybko jadącym samochodem. Zgadnij, kto siedział za kierownicą?

- Żytkiewicz.

- Zgadza się. Tylko, że ten samochód to na pewno nie było volvo.

- A jakiej marki?

- Tego też, cholera, nie wiem. To były sekundy, minęliśmy się na lusterka. Musiałem odbić gwałtownie w prawo. Jak zerknąłem potem we wsteczne, to on już znikał za rogiem. Na pewno był w jasnym kolorze i nie było to ani volvo, ani polonez, ani duży fiat.

- Połowę samochodów zarejestrowanych w Trójmieście możemy już wstępnie wykluczyć – Ewa nie mogła powstrzymać się od drobnej uszczypliwości. - O ile to był on, to samochód mógł od kogoś pożyczyć.

- W każdym razie ktoś zupełnie podobny. Dobra, zajmij się tym, a ja rozejrzę się jeszcze u tej redaktorki.

 Na pierwszy rzut oka, według jego oceny, z mieszkania nic nie zginęło. Nie było widać śladów plądrowania. Jedynie poprzesuwane i poprzewracane meble świadczyły o tym, że coś tu się działo przed kilkunastoma minutami. W pokoju, w którym znalazł Błażejewską, parę bibelotów spadło z segmentu i leżało na podłodze. Kolorowy, szklany wazon z kwiatami stojący na niskiej ławie, przewrócił się wprost na dywan. Część wody wylała się i wsiąkała powoli w jasną strukturę materii. Zastanawiał się, jaki był cel tego napadu? Czy sprawcy chodziło jedynie o wyeliminowanie Błażejewskiej, czy też dodatkowo miał zabrać coś z mieszkania, ale nie zdążył, bo przeszkodziła mu w tym sąsiadka? A może była to tak niewielka rzecz, że zmieściła się w kieszeni? Pomyślał, że warto zapytać Zofii Kreft, czy napastnik w momencie, gdy usiłował wtargnąć do jej mieszkania, nie miał czegoś w ręku?

 Wyszedł na klatkę, podszedł do drzwi sąsiadki i już miał złapać za klamkę, gdy usłyszał jakieś zamieszanie na dole, a zaraz potem kroki osób wchodzących po schodach. Aż zaniemówił na moment z wrażenia, bo zobaczył Olszańską, a tuz za nią skutego kajdankami Żytkiewicza, którego prowadził umundurowany policjant.

- Kurczę, Ewa, działasz błyskawicznie! – Borewicz nie potrafił ukryć zaskoczenia. – Jak ci się to udało tak szybko załatwić?

- Niekiedy i ja mam trochę szczęścia, Sławeczku… - Olszańska uśmiechnęła się nieco zgryźliwie.

- Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, dlaczego zostałem zatrzymany?- wtrącił się Żytkiewicz. – Co tu się stało? Przyjechałem do Agaty Błażejewskiej. Co tu się wyprawia?

- Dowiesz się zaraz – rzucił Borewicz i zdecydowanym ruchem otworzył drzwi mieszkania Zofii Kreft, która zaintrygowana odgłosami na klatce podeszła do wejścia. – Przepraszamy za zamieszanie, ale czy rozpoznaje pani tego mężczyznę? – usunął się na bok tak, by kobieta mogła przyjrzeć się zatrzymanemu.

 W pierwszej chwili krzyknęła krótko i cofnęła nieco do tyłu, jakby chciała uciec w głąb mieszkania, ale szybko poniechała tego zamiaru. Zaczęła uważnie przyglądać się Jackowi i kręcić z niedowierzaniem głową.

- Nie wiem… sama nie wiem… Tak w pierwszej chwili myślałam, że to ten sam, ale chyba nie… Tamten był jakby wyższy i szczuplejszy… Włosy miał dłuższe… Twarz niby taka podobna, ale zaraz, ten jest inaczej ubrany. Wtedy był w takim granatowym podkoszulku z krótkim rękawem, a te rękawy to były takie pomarańczowe.

- To by się zgadzało – mruknął Borewicz, bo kolejna klapka w jego głowie opadła, uwalniając z pamięci dwie sekundy filmu, kiedy mijał się o włos z szarżującym kierowcą. – Tamten rajdowiec miał na sobie cos w pomarańczowym kolorze.

- A ten… tutaj – Zofia Kreft wskazała ręką Jacka – to te klucze wtedy zostawiał.

- No właśnie! Czajnik wtedy wyłączałem u Agaty, bo zapomniała jak wychodziła do pracy!- podchwycił Jacek widząc w pani Zofii swojego sprzymierzeńca.

- I głos ma ten sam. Ten, co tu nas dzisiaj napadł, inaczej mówił.

- Pieprzyć to! – Borewicz zmełł w ustach przekleństwo. - Co pan tu właściwie robi? – zwrócił się do Jacka. 

- No już mówiłem, przyjechałem do Agaty, byliśmy umówieni na spotkanie. Miałem być dwadzieścia minut temu, ale musiałem klienta zawieźć do Redy i nie wyrobiłem się w czasie. Czy w końcu dowiem się, co tu się stało? Gdzie jest Agata? I czy ktoś może mi zdjąć te łańcuchy? – wyciągnął przed siebie ręce złączone kajdankami.

- Rozkuj go – Borewicz skinął na sierżanta. – Wygląda na to, że ten napad na Popielską na Redłowie, przy zejściu na plażę, przedstawia się teraz w całkiem innym świetle. Faktycznie istnieje mężczyzna podobny do pana. Dobrze się znacie z Błażejewską?

- Właściwie to nie. Wiozłem ją jeszcze potem, po tym na plaży… Prosiła mnie, żebym pomógł jej w prywatnym śledztwie. Chciała odnaleźć zabójcę Natalii. Miała jakieś swoje poufne informacje, podejrzenia.

- I co, zgodził się pan zostać domorosłym porucznikiem Colombo?

- Tak właściwie, to nie mam czasu żeby węszyć nie wiadomo za czym. W sumie nic konkretnego jeszcze nie ustaliliśmy, dzisiaj właśnie Agata miała mi zdradzić swoje ustalenia. Poza tym wie pan, kobieta atrakcyjna, ciężko było odmówić… - Żytkiewicz uśmiechnął się głupkowato.

- Szkoda, że nie podzieliła się swoimi przemyśleniami jak tu byłem poprzednio. Pewnie nie leżałaby teraz z rozwaloną głową. Ludzie, więcej zaufania do policji… -Borewicz pokręcił głową, jakby niedowierzał słowom taksówkarza.

- Policja i zaufanie!- Jacek parsknął śmiechem. – Przecież to się nawzajem wyklucza.

- Zgłosi się pan jutro o godzinie ósmej do komendy miejskiej w charakterze świadka. Jest pan wolny, do widzenia! – warknął z trudem tłumioną złością Borewicz. – Pieprzony złotówa! –dorzucił jeszcze pod nosem, gdy tylko Jacek wyszedł z mieszkania.

- Myślisz, że to nie on? –Ewa miała pewne wątpliwości.

- Musiałby być kretynem, żeby w kilkadziesiąt minut po napadzie wrócić dobrowolnie na miejsce zdarzenia. Poza tym, jak powiedział, spóźnił się, bo miał klienta. To wszystko można sprawdzić w korporacji, w której jeździ. Jeżeli Błażejewska czekała na niego, to bez problemu otworzyła drzwi facetowi, który wyglądał podobnie i w ten sposób sama wpuściła napastnika do środka.

- I co teraz?

- Teraz? Trzeba to zabezpieczyć –wskazał na mieszkanie Agaty - i zwijamy się do fabryki. Wołczyk chyba nam dzisiaj łby pourywa.

- Mów za siebie, Sławeczku. Gdybyś od razu ją przesłuchał, to twoja nieoceniona główka byłaby dziś bezpieczna – syknęła jadowitym szeptem Olszańska. Nawet nie próbowała udawać, że jest jej przykro z powodu nieuniknionej reprymendy.

- Zamilcz jędzo! – Borewicz zacisnął zęby, żeby nie odpowiedzieć bardziej impertynencko. Bardzo nie lubił porażek, ale gwoli sprawiedliwości musiał przyznać Ewie rację. Gdyby nie zwlekał z przesłuchaniem Błażejewskiej, być może udałoby się zapobiec zdarzeniu, które miało niedawno miejsce. Ale były to tylko przypuszczenia, które nie musiały mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Takie „wishful thinking”, jak mawiali Anglicy, których Borewicz bardzo sobie cenił.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jelcz392 · dnia 28.12.2020 11:37 · Czytań: 486 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:41
Najnowszy:pica-pioa